050-100
Dystans całkowity: | 23053.96 km (w terenie 9635.46 km; 41.80%) |
Czas w ruchu: | 1152:47 |
Średnia prędkość: | 19.93 km/h |
Maksymalna prędkość: | 73.90 km/h |
Suma podjazdów: | 58147 m |
Maks. tętno maksymalne: | 207 (104 %) |
Maks. tętno średnie: | 170 (85 %) |
Suma kalorii: | 207621 kcal |
Liczba aktywności: | 333 |
Średnio na aktywność: | 69.23 km i 3h 28m |
Więcej statystyk |
MTB Marathon - Złoty Stok
Sobota, 30 kwietnia 2011 | dodano: 02.05.2011 | Rower:Giant XTC | temp 18.0˚
dst80.00/74.00km
w04:59h avg16.05kmh
vmax63.50kmh HR 157/196
Nadszedł czas na pierwszy Golonkowy maraton - Złoty Stok. Na kilka dni przed startem meteorolodzy straszą deszczem, z każdym dniem maleje nadzieja na dobrą pogodę i zapowiada się powtórka z Rabki. Nie zniechęcamy się, Magda dalej chce jechać mega, a ja Giga, moje pierwsze Giga w górach.
Do Złotego Stoku jedziemy z Pawłem i Jarkiem, w pensjonacie będzie również Albert z Asią. Droga była długa i nie bez przygód. Jedliśmy w dziwnej knajpie w Wieluniu i tak naprawdę tylko cudem nie otruliśmy się.. Na miejscu jesteśmy późnym wieczorem, po drodze padało, ale w Złotym Stoku jest sucho. Śpimy w pięknie położonym pensjonacie Złoty Jar.
Rano szykowanie rowerów, szybka wycieczka na rynek załatwić formalności - pogoda nie jest zła, zimno, ale nie pada. Powoli zaczyna się robić z problem z tym jak się ubrać - decyduję się w końcu na kamizelkę i rękawki. Po krótkiej rozgrzewce zdejmuję kamizelkę - zaczyna się przejaśniać i na słońcu jest naprawdę ciepło. Zjazd na rynek i ustawiamy się w sektorze - ostatnim:) Na kilka chwil przed startem podjeżdża do nas Arek.
Odliczanie i start, punkt 10:00. Oczywiście chwilę potrwało, zanim ruszyliśmy. Początek po asfalcie i dalej szeroką szutrówką w kierunku naszego domu, jednak przy kamieniołomie skręcamy w lewo i... zaczyna się korek. Kilka kamieni, szybko udało mi się jednak ominąć prawą stroną. Jedziemy z Pawłem razem. Zaczyna się podjazd pod Jawornik.
Jest dużo czasu na rozmowy, pogoda się klaruje - świeci słońce, temperatura rośnie - ściągam rękawki, okulary brudne od potu - zdejmuję i od tej pory jadę bez. Po blisko 10km podjazdu z kilkoma fragmentami zjazdów mijamy rozjazd na mini i zaczynamy zjazd do Orłowca. Jest krótki techniczny odcinek, ale bez problemu zjeżdżam. Paweł zostaje gdzieś z tyłu. Pierwszy bufet - zatrzymuję się, jem i piję, ale szybko ruszam dalej.
Zaczynam podjazd w kierunku Borówkowej szutrówkami. Na jednej z agrafek widzę z tyłu Alberta - krzyczę do niego i jest wesoło:) Na zjazdach szybko mnie dogania, próbuję go gonić, ale chłopak ma naprawdę spore umiejętności. Fragment zjazdu do Lutyni to bardzo fajny techniczny odcinek po kamieniach, strumyku, wyprzedziłem kilka osób. Alberta dochodzę dopiero na szutrówce. W Lutyni mamy kolejny bufet, razem z Albertem pijemy i jemy.
Ruszamy dalej, zaczyna się trawiasty podjazd na Przełęcz Lądecką. Szybko dogania nas Paweł i od tego momentu jedziemy we trzech:) Szkoda, że nikt nam w tym momencie nie strzelił foty:) Mijamy przełęcz i pniemy się w górę w kierunku Borówkowej, czyli najwyższego punktu na trasie, wisienki na torcie. Sporo czytałem o zjeździe z tej góry i nie wiem czego się spodziewać. Zanim jednak będzie zjazd, trzeba podjechać;) Trasa po lesie jest momentami bardzo stroma, ale jedziemy z chłopakami twardo. W pewnym momencie musiałem się zatrzymać i poprawić łańcuch - spadł z kółeczka przerzutki. Na Borówkowa wjeżdżam przed chłopakami i zaczyna się zjazd - było wszystko - szybki singiel, metrowe kamienie - tutaj kawałek sprowadzałem, trochę korzeni i słynny korzenisty killer - na którym wyprzedza mnie Albert i robi to w takim stylu, że aż mi głupio! Przynajmniej dwukrotnie szybciej. Ręce mnie bolą od zaciskania kierownicy, ale na cały zjeździe wyprzedziłem kilka osób. W pewnym momencie mijałem Ulę - pytam się czy coś się stało - miała bóle w nodze. Zjazd z Borówkowej jest genialny! Chwilę później mamy rozjazd na giga - limit wjazdu to godzina 13:15 - mam około godziny zapasu, co daje mi średnią ciut powyżej 13kmh.
Wjeżdżam na teren Czech - trasa za granicą ma być łatwa i szybka i tak jest. Łatwe podjazdy - zostawiam Alberta, i szybkie zjazdy. Trafia się jeden techniczny zjazd singlem, bardzo szybki - na zjeździe doganiam Grzegorza C. z którym będę walczył przez kolejne kilkanaście kilometrów:) Jest też trochę asfaltu. Po minięciu jednej ze wsi wjeżdżamy dosyć ostro po trawie i wąwozem w las. Nawierzchnia jest bardzo śliska, ścieżka przykryta liści, które skrywają gałęzie. Zaczyna się kilkunastominutowe wprowadzanie.. Ten odcinek dał w kość, prędkość wprowadzania oscylowała w granicach 3-5kmh! Kawałek dalej można już jechać, zjeżdżamy do czwartego bufetu. Kolejny postój, biorę batona i powerade - Grzesiek mi odjeżdża.
Ruszam w pogoń i już na pierwszym podjeździe go wyprzedzam. Kawałek dalej widzę dwóch gości, jeden na Scottcie w czarnych ciuchach - czyżby Arek? Powoli zbliżam się - okazuje się, że to Arek i Jarek Drogbas, którego poznałem po rowerze:) Jedziemy spory kawałek razem i rozmawiamy, jednak na końcówce podjazdu ruszam do przodu, na zjazdach uciekam i w Białej Wodzie zaczynam samotnie podjazd w kierunku Polskiej granicy. Podjazd jest lekki, ale upał i kilka godzin na trasie dają się we znaki. W pewnym momencie dostrzegam koszulkę Bikestats - Jacek? Niemożliwe.. Chwilę później dojeżdżam bliżej i witam się z Jackiem:) Długo jednak nie jedziemy razem i atakuję dalej. Od ostatniego bufetu sporo wyprzedzam, czuję, że mam zapas siły, nie mam żadnego kryzysu i świetnie mi się jedzie. W pewnym momencie staje się to, czego obawiam się od pierwszego podjazdu po zdjęciu okularów - mucha wpada mi do oka. Na szczęście szybko "wyłzawiam" nieproszonego gościa. Tuż przed ostatnim, piątym już bufetem, mijam Roberta S i oddaję mu jeden z bidonów - zgubił swój i ma kryzys. Bufet na połączeniu trasy giga i mega. Szybko łykam banana i kubek powerade, ale Jacek i Jarek mnie mijają.
Zaczyna się krótki, ale stromy podjazd. Mijam Jacka, Jarka i całą rzeszę megowców. Niestety kawałek dalej kapituluję i schodzę z roweru - podjazd jest zbyt stromy. To jednak mały kawałek i dalej już jadę. Na Przełęczy Jaworowej zaczynają się zjazdy aż do mety. Jest bardzo szybko, miejscami boję się, że nie wyrobię w zakręcie - nie lubię zjazdów po szutrówkach. Przed sobą nie widzę nikogo i podświadomie odpuszczam. W pewnym momencie dogania mnie zawodnik, na oko moja kategoria - zaczynam dokręcać. Ostatnie trzy kilometry jedziemy na pełnym gazie, kilka razy jest może nawet za szybko. Wpadamy na asfalt kilkaset metrów przed rynkiem, jedziemy koło w koło. Tuż przed metą organizator ustawił szykanę i musimy bardzo ostro hamować, żeby nie uderzyć w barierki. Jakieś nieporozumienie! Na metę wpadam sekundę przed rywalem.
Zastanawiam się, jak poszło Magdzie - z jednej strony bałem się, jak sobie poradzi na zjazdach, ale jednocześnie wierzyłem w nią. Spotkałem Tomka, rozmawiamy chwilę i mówi, że Magda jest już na mecie. Od razu ją dostrzegłem:) Jest bardzo zadowolona:) Czekamy razem z Asią na chłopaków, rozmawiamy ze znajomymi, jemy makaron i korzystamy z darmowego czeskiego piwa:) Kolejki do myjek nie ma - w końcu maraton był suchy, zdarzyło się tylko kilka kałuż.
Jestem bardzo zadowolony ze swojej jazdy, bez kryzysów, skurczy, może nawet momentami zbyt asekuracyjnie. Wyprzedziłem wszystkich znajomych poza Romkiem A. Nie mam nic przeciwko, żeby taka tendecja utrzymała się do końca sezonu:) Trasa rewelacyjna. Piękne widoki, długie podjazdy i kilka wymagających zjazdów z Borówkową w roli głównej. Za dużo jednak szutrówek, na których jest niebezpiecznie, chociaż jazda 65kmh w dół tuż obok stromego zbocza też daję frajdę:) Oczywiście żeby nie było tak kolorowa - strata do zwycięzcy ogromna - prawie półtorej godziny! Ogólnie maraton był dość łatwy techniczne.
Czas brutto: 5:06:11 (Czas samej jazdy z licznika 4:59)
Open 100/189
M2 43/58 (zwyciężył A. Brzózka 3:36:57)
Po umyciu się i przebraniu zjeżdżamy z Magdą i Pawłem na dekoracje i losowanie tomboli - Paweł wygrał badania wydolnościowe w Wiśle! Na koniec deser:) Grzegorz w dyskusji na forum obiecał, że jeśli ktoś ukończy dystans mega poniżej dwóch godzin - obejdzie rynek na czworaka i będzie mył rower temu zawodnikowi do końca sezonu. Grzegorz zmotywował zawodników tak mocno, że osiem osób ukończyło maraton poniżej dwóch godzin:) Nie wiem czy był rowery, ale rundę dookoła runku zrobił, były nawet bufety:) Świetna atmosfera!
Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Teren, W towarzystwie, XTC
Podkowiańskie single
Środa, 27 kwietnia 2011 | dodano: 27.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 21.0˚
dst52.75/27.46km
w02:20h avg22.61kmh
vmax37.10kmh HR 133/158
Kręcenie po Podkowiańskich ścieżkach. Poza szlakami jest tam wiele singli, momentami krzyżuje się 5 ścieżek! Można by tu zrobić bardzo fajny maraton, płaski, ale w 90% poprowadzony po szybkich singlach, a najdłuższa prosta miałaby 400 metrów.Podkowiańskie single
© ktoneSzałas?
© ktoneKozy w Kaniach
© ktone
Powrót przez Brwinów i postój przy cukierni:)
Kategoria 050-100, Teren, XTC
Górki w Górkach : )
Poniedziałek, 25 kwietnia 2011 | dodano: 25.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 20.0˚
dst76.17/29.75km
w03:20h avg22.85kmh
vmax43.30kmh HR 143/188
Dziś ustawka ponownie o 8 pod BD. Umówiliśmy się na górki w Górkach, jednak nie jadę do Łomianek - dojadę do chłopaków do Roztoki. Wyjeżdżam o 8 i kieruję się do Zaborowa. Fatalnie się czuję, zero mocy w nogach - to pewnie po wczorajszym obżarstwie Drogi mokre po nocnych opadach Podejmuję decyzję, że jadę na skróty - czyli przez Zaborówek, dalej do asfaltu przez Kępiaste i do Roztoki. Zdobywam się jedynie na zjazd w Roztoce po piachu. Telefon do Jarka i umawiamy się w Krogulcu na asfaltach.
Kilka minut później jechaliśmy już we trzech - Albert, Jarek i ja. Do Dąbrowy asfaltami i wjazd na wydmy. Ta ścieżka jest fantastyczna! Po prostu czysta przyjemność. Mimo, że jedzie mi się fatalnie, podprowadzam więcej niż pozostali, kierownica mi ucieka, kilka razy przestrzeliłem też zakręt:( Inna sprawa, że źle wybraliśmy kierunek jazdy - z zachodu na wschód jedzie się zdecydowanie lepiej. Kampinoskie wydmy mają to do siebie, że wschodnie stoki, pod ktore musielismy się dzisiaj wdrapywać, są bardziej strome, a piach miejscami uniemożliwia ich podjechanie. W pewnym momencie osiągam HRmax - 277 :D syngła musiał się nałożyć. Dojechaliśmy do końca, proponuję powrót tą samą drogą, ale Jarek śpieszy się do domu i jedziemy asfaltem. Po dojechaniu do trasy żegnamy się - chłopaki jadą do Łomianek, a ja w stronę Roztoki.
Robię sobie dłuższy postój, jem kanapkę i banana, w barze zamówiłem nawet kawkę. Zdzwaniam się z Włodkiem - okazało się, że nie będzie go, do Roztoki jadą tylko Paweł L i Robert - niestety nie mam do nich telefonu:( Ruszam pokręcić się po okolicznych wydmach. Po kawie i jedzeniu nabrałem sił i zaczyna mi się dobrze jechać! Podjazdy na pełnym ogniu:) Przed Łubcem zbaczam ze szlaku, jest trochę nieciekawie, bo ścieżka co chwilę jest przykryta powalonymi drzewami, ale jazda poza szlakiem ma to do siebie, że nigdy nie wiesz, co cię spotka. Dziś spotkałem jedną sarenkę, przebiegła mi drogę dosłownie 3 metry przed kołem:) Z Łubca już bez kombinowania żółtym do Leszna.Singiel do Leszna
© ktone
Jedzie mi się świetnie, dlatego z Leszna, nie tak jak na początku planowałem, asfaltami, ale szlakiem do Zaborowa. W drodze do domu jeszcze mi było mało, więc zrobiłem kilka krótkich i bardzo mocnych interwałów. Pierwszy raz chyba tak łatwo wchodziłem na tętno w okolice LT na asfalcie.
Kategoria 050-100, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC
KPN Świątecznie
Sobota, 23 kwietnia 2011 | dodano: 23.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 20.0˚
dst93.02/73.49km
w04:32h avg20.52kmh
vmax46.20kmh HR 136/191
Ustawka pod BD, niestandardowa godzina - na dziś umówiliśmy się o 8! Ciężko było wstać, ale jakoś się udało;) Miałem jechać do Łomianek rowerem, ale tak wcześnie jest jeszcze chłodno, a nie mogłem znaleźć nogawek - zdecydowałem się dojechać pociągiem i metrem. Z Młocin przez lasek i byłem na miejscu. Oprócz mnie stawili się: Przemas, Gustaw, Albert na swoim nowym sprzęcie i Jarek. Miało być więcej osób, ale chyba odstraszyła ich godzina;)
Ruszamy w stronę Roztoki przez siarkowy mostek, single do Pociechy i obok Ćwikowej czerwonym. Tempo dyktuje głównie Przemas i było szybko. Odbijamy w stronę Truskawia i nagle zwrot w lewo - Przemas poprowadził po nowym dla mnie singlu. Konkretny podjazd, zjazd, podjazd, znowu zjazd i podjazd. Super! Szkoda, że taki krótki. Wylądowaliśmy pod bunkrem. Znów jedziemy czerwonym. Przy Karczmisku skręcamy w zielony i za chwilę odbijamy ze szlaku na górki. Zapowiada się mocny trening:) Mijamy zielony i dalej singlem po górkach. W międzyczasie Jarek się zgubił - okazało się później, że walczył z zakleszczonym łańcuchem. Mijamy Pomnik Powstańców, i odbijamy na interwałowy do Ławskiej. Dalej zielonym do żółtego (Dębowa Góra) i tutaj żegnamy się z Gustawem i Przemasem - których wzywają obowiązki. Szkoda, że nie udało się dokręcić wspólnie nawet do Roztoki, no ale Święta to gorący okres. We trzech z Albertem i Jarkiem ruszamy dalej, już bardzo spokojnie, do Roztoki. Na miejscu proponuję małe górki po drugiej stronie szosy:) Czerwony i dalej górki do żółtego. Przy szlaku zatrzymujemy się, co dalej? Wracamy tą samą drogą! Wszystko dziś podjeżdżam mocno ze środka. Jednak brakuje świeżości w nogach, ale nie ma co marudzić:) Przy Roztoce zjazd - Jarek po korzeniach, ja po piachu - obaj przechylamy się i lądujemy na boku:D Albert bardzo ostrożnie, ale jednak zjeżdża po korzeniach! Szok! No to mam cel na najbliższe dni:D W Roztoce krótki postój i krótkie zakupy w barze.
Ruszamy dalej, w stronę Warszawy, Jarek wybiera czerwony i zaczyna dyktować mocne tempo. Cały szlak przejeżdżam wpatrując się jedynie w koło osoby przede mną:D Najczęściej jest to Albert. Jestem pod wrażeniem, co on robi na zjazdach. Niby zjazdy niewymagające, ale jest sporo korzeniu, piachu, szyszek, gałęzi - a on idzie jak po asfalcie. Później dowiaduję się od Jarka, że Albert jest dobry na zjazdach w górach. Na wysokości Truskawia żegnamy się i ruszam w swoją stronę. Koło dwóch godzin kręcenia dobrym tempem, jednak średni puls to zaledwie 142. Szlak do Truskawia jest bardzo ładny, jednak mam kilka razy problem z ominięciem błota. W Truskawiu zdzwaniam się z bratem
- jeździmy po lesie?
- ok, przyjeżdżaj do Zaborowa, będę za 30-40minut!
- ok!
Robię krótki postój w sklepie i w drogę. Szlak z Truskawia do Zaborowa to niegdyś moja ulubiona trasa. Teraz muszę przyznać, że odcinek z Truskawia do Zaborowa Leśnego to jednak nic ciekawego - szeroka, płaska szutrówka. Co innego odcinek przez Górne Błota. To miejsce zawsze mnie zachwyca, a wiosną i przy ładnej pogodzie jak dziś - jest tu po prostu pięknie!Górne Błota
© ktone
Oczywiście nie brakuje kałuż, powalonych drzew i prowadzenia roweru, ale jest pięknie, tym bardziej, że nie ma jeszcze komarów;) Do Zaborowa dojeżdżam dość sprawnie, ale czuję już kilometry w nogach. Wyjeżdżam z lasu i dosłownie w tym samym momencie brat dzwoni. Co jak co, ale mam szczęście do umawiania się na rower - jak zwykle timing idealny:)
Spotykamy się przy sklepie i po kilku minutach ruszamy. Jedziemy niebieskim przez Zieloną Karczmę i asfaltem do Łubca. Dalej na czerwony, zabieram brata na podjazd, który jeszcze rok temu był dla mnie wyzwaniem. O dziwo brat podjeżdża. Ruszamy dalej czerwonym, żartuję, że jeśli zjedzie zjazd w Roztoce to ma jakiś ukryty talent;) Zjechał, na zablokowanym tylnym kole i bardzo powoli, ale zjechał! W Roztoce na parkingu spotykamy Krzycha z synem. Gawędzimy kilka chwil, w międzyczasie pogoda się psuje - słońce przesłoniły chmury, wiatr przybrał na sile. Ruszamy w las! Trochanowy singielek do żółtego i w stronę Debł (ów?). Tempo mamy takie jakie mamy, brat do mocny nie należy, ale najważniejsze, żeby miał z tego radochę:) Przez Debły spokojnie przejeżdżamy i odbijamy w stronę Zaborowa. Brat wsiada w auto, a ja ruszam do domku, jak przystało na biednego studenta, rowerem;) Po drodze nawet coś na mnie pada z nieba, ale jestem tak padnięty, że jest mi wszystko jedno. Oby częściej! Na rękach mam już wyraźną kolarską opaleniznę - cieszyć się czy płakać?
Życzę wszystkim wesołych, zdrowych i spokojnych Świąt!
Kategoria 050-100, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC
Zakupy
Piątek, 22 kwietnia 2011 | dodano: 22.04.2011 | Rower:Kross A6 | temp 18.0˚
dst52.37/0.00km
w01:56h avg27.09kmh
vmax52.10kmh HR /
Stary plecak się rozpadł i postanowiłem pojechać po nowy. Padło na Decathlonowy - Magda ma i jest zadowolona. Do Warszawy pojechał standardową trasą i na miejscu byłem bardzo szybko. Plecak kupiłem bardzo podobny, ale inny kolor - czarny:)
Później pojechałem na Obozową obejrzeć rękawice z długimi palcami. Niestety mieli mały wybór i wszystkie były ciepłe, a szukam czegoś przewiewnego - tak na 10*.
Kierując się do domu podjechałem jeszcze do Legionu. Pogadałem kilka minut z Atlasem i wybrałem sobie ładne niebieskie rękawice Meridy. Dobra cena, bo płaciłem ze zniżką:)
Do domku pojechałem DK2, mały ruch więc mogłem sobie na to pozwolić. Jedynie w Ożarowie był korek, ale ominąłem go jadąc poboczem.
Bardzo ciepło, czuć, jak sloneczko pali skórę. Dlatego też bardzo się zdziwiłem, kiedt po powrocie do domu spojrzałem na termometr - jedynie 18*! Odczuwalna temp jest zdecydowanie większa:)
Niestety pulsometr znów się zbuntował :( Zauważyłem, że dzieje się tak podczas jazdy asfaltami pod wiatr - może trzeba używać żelu do USG? Wykluczam nieświeżą baterię, bo wymieniałem ze dwa tygodnie temu..
Kategoria 050-100, Kross A6
Wycieczka z Magdą do KPN
Środa, 20 kwietnia 2011 | dodano: 21.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 15.0˚
dst65.97/41.79km
w03:16h avg20.19kmh
vmax47.00kmh HR 127/171
Zbliżają się święta, Magda ma już wolne od zajęć i postanowiliśmy to wykorzystać. Umówilismy się po moich zajęciach, przyjechaliśmy do mnie i ruszyliśmy do KPN. W Zaborowie jeszcze tylko małe zakupy i w las. Z Zaborowa szlakiem do Leszna, po drodze widzieliśmy łosia - od razu Magdzie spodobał się dzisiejszy wypad:) Z Leszna podjechaliśmy do Marianowa odwiedzić na chwilkę Sabine i Marcela. Pogoda piękna, dzień krótki, więc trzeba jechać. Na niebieskim szlaku przestrzeliliśmy skręt na groble przez bagna i pojechaliśmy spory kawałek. Zrobiliśmy sobie przerwę na jedzenie i dopiero wtedy zawróciliśmy. Na grobli Magda zatrzymała się na mostku ;)Na co patrzy Magda?
© ktone
Dalej pojechaliśmy, cały czas spacerowym tempem, przez Karpaty, Zamczysko i w stronę Nart. Minęliśmy podjazd na niebieskim, którego wczoraj nie mogłem podjechać - nie zastanawiałem się i podjałem kolejną próbę, na stojąco. Tym razem udało się:) Przy Górczyńskiej Drodze odbijamy poza szlak i jedziemy bardzo fajną przecinką po kilku wydmach. Znalazł się nawet zjazd tak stromy, że skapitulowałem - trzeba tu wrócić! Przy Sośnie Powstańców proponuję Magdzie lody w Górkach - nie muszę pisać jaka była reakcja;) Po kilkunastu minutach byliśmy znowu przy Sośnie Powstańców i ruszamy zielonym. Dawno nie jechałem tym szlakiem i zapomniałem już jak ładny jest odcinek biegnący po singlu.Singletrack na zielonym
© ktone
Przy żółtym odbijamy w prawo i jedziemy w stronę Łubca, odbijamy w lewo na górki i w ten sposób skracamy sobie do czerwonego. Dalej czerwonym do zjazdu w Roztoce. Chciałem spróbować prawą stroną po korzeniach, ale jedna nieudana próba i odpuściłem. Zjechałem po piachu - bez problemu. W Roztoce kolejny krótki postój na kanapkę. Z Roztoki Trochanowym skrótem do żółtego i dalej przez Debły. Nie było źle jeśli chodzi o ilość wody. Debły
© ktone
Żółtym do niebieskiego i niebieskim do Zaborowa. Magda cały czas trzymała swoje tempo i dystans jakby nie zrobił na niej wrażenia - super. Bardzo fajna wycieczka, a pogoda wspaniała. Cały czas, poza podjazdami, jechałem poniżej 2 strefy - lubię taki wypoczynek;)
Wieczorkiem pojechaliśmy na małe ognisko. Poczułem się jak na wakacjach:)
Kategoria 050-100, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC
KPN - wypad na górę Św. Teresy
Wtorek, 19 kwietnia 2011 | dodano: 19.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 13.0˚
dst71.08/42.00km
w03:10h avg22.45kmh
vmax38.50kmh HR 137/180
Pogoda świetna, mogłoby być odrobinę cieplej, ale nie ma co narzekać. Planowałem penetrację wschodniej części Puszczy w poszukiwaniu nowych ścieżek. Wybrałem się jednak w kierunku zachodnim, a konkretnie z zamiarem zjechania szlaku po wydmie znanej jako Góra Św. Teresy.
Trasy do Zaborowa nie będę opisywał;) W Zaborowie postój przy sklepie - trzeba napchać kieszenie bananami! i w las. Założyłem sobie zrobienie interwałów. Od razu w Zaborówku wrzucam na blat i ognia! W Łubcu byłem szybciej niż zwykle, oczywiście psy mnie goniły, jak zwykle;) Wjazd na czerwony szlak i znowu ogień, przez Karpaty. Dalej oczywiście niebieskim i koło Nart znowu mocniej. W efekcie mocniejszego deptania z przerwami, w Granicy byłem bardzo szybko, po niespełna 1:08, nieźle! Dalej już tylko, a może aż, świetny zielony do samej góry Św. Teresy.Zachodni podjazd pod Górę Św. Teresy
© ktoneSingletrack pod wydmie
© ktone
Ten szlak i podjazdy z obu stron, są świetne! Czas jednak na powrót. Tą samą drogą do Granicy.Cmentarz w Granicy
© ktone
Koło cmentarza odbijam w lewo na ścieżkę dydaktyczną i tym sposobem omijam asfalty. Jako dziecko często spacerowałem tymi ścieżkami z rodzicami, ale na rowerze jechałem to pierwszy raz. Dalej już tą samą trasą przez Narty, niebieskim, niestety nieudana próba podjechania małego podjazdu (prawą stroną) - myślę, że nie bez znaczenia jest tu opona, która dziś bardzo szybko straciła przyczepność, a może jestem za słaby? Dalej przez Zamczysko, Karpaty, Łubiec, Zaborówek i do domku asfaltami. Powrót bez szarpania, spokojnie wręcz i jak zwykle byłem już skrajnie wygłodniały;) Banany to jednak nie jest jedzenie,trzeba brać coś porządnego w drogę:)
Kategoria 050-100, KPN, Teren, XTC
MTB Cross Maraton - Daleszyce
Niedziela, 17 kwietnia 2011 | dodano: 18.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 14.0˚
dst75.64/60.00km
w04:11h avg18.08kmh
vmax54.10kmh HR 160/191
Kolejny weekend, kolejny, czwarty już start w tym sezonie, w czwartym cyklu. Tym razem jedziemy w Góry Świętokrzyskie. Organizatorzy reklamują maraton w Daleszycach jako pierwszy górski maraton w sezonie - faktycznie, 1500m przewyższenia mówi samo za siebie.
Do Daleszyc jedziemy z Magdą, Jarkiem i Pawłem, wyjazd z Warszawy kilka minut po 6.Bardzo szybko dojeżdżamy na miejsce, gdzie są już Grzesiek i Kazik. Okazuje się, że zawody cieszą się znacznie większa popularnością, niż organizatorzy się spodziewali, co skutkuje sporą kolejką do biura zawodów. Udaje się nam pozałatwiać formalności dość sprawnie, ale na godzinę przed planowanym startem kolejka wciąż rośnie.. Przebieramy się, rozgrzewamy (mijamy Anię Szafraniec i Marka Rutkiewicza, którzy startują dziś z nami), spotykamy też kilku znajomych m.in. Michała Wojciechowskiego. Niestety przed 11 dostajemy informację o opóźnieniu startu.. Po kilkukrotnym przekładaniu godziny startu, padła w końcu godzina 12:45 jako ostateczna. 1:45 opóźnienia!
W końcu jednak udaje się wystartować. Na początku jazda za samochodem, bardzo spokojna, nie pchałem się na początek, ale w pewnym momencie jechałem tuż za Markiem Rutkiewiczem;) Nagle samochód przyspiesza i peleton rozpędza się do 50kmh. Wjazd do lasu, lekki podjazd, trochę blota, piachu, połamanych gałęzi i grupa się dzieli. Mija mnie Gregor, ale mam go w zasięgu wzroku. Mam w glowie taką myśl, żeby możliwie długo trzymać się go, może uda się jechać razem? Tereny bardzo szybko pokazują pazura, kilka stromych podjazdów i zjazdów po kamieniach! Na jednym z nich gupię zapas dętki. Jestem w szoku! Trasa genialna, a to dopiero początek. Później sekcja szybkich szutrów, trochę asfaltów. Jadę w małej grupce i gonimy grupkę przed nami, w której widzę niebieską koszulkę. Po chwili jadę z Grześkiem koło w koło. Super! Na zjazdach mam przewagę, ale ku mojemu zaskoczeniu Grzesiek bardzo dobrze podjeżdża. Jedziemy razem przez następnych kilkanaście kilometrów. W między czasie mijamy bufet - zatrzymuję się uzupełnić bidon, obsługa bardzo miał, dziewczyny mnie poją i nalewają izotonik do bidonu, starszy facet ładuje banany do kieszeni, wszyscy serdecznie życzą powodzenia - jesteśmy w górach;) Jadąc z Grześkiem pokonujemy też świetny zjazd trawersem - było gorąco! Na błotnistym odcinku Gregor zostaje jednak z tyłu, mijam chyba 5 osób, tylko dlatego, że nie zsiadam z roweru i "przepycham" przez kałużę błota.
Od mniej więcej 40km trasa zupełnie zmienia swój charakter, średnia zaczyna gwałtownie spadać. Mam mały kryzys na długim, błotnym podjeździe. Mija mnie sporo osób, nie mogę zacząć jechać i prowadzę rower dość długi kawałek. Jestem zly jak cholera.. Zwalam winę na źle dobrane opony - o ile Rocket Ron z przodu to rewelacja, tak prawie łysy Racing Ralph z tyłu to porażka. Łykam żela i chyba wzmówiem sobie, że jest lepiej - ruszam :) Dalej jest podjazd pod Górę Zamkową i kapitalny szlak po grani. Lewo, prawo, cały czas po kamieniach, a z obu stron prawie pionowa ściana w dół. Szlak kończy się kapitalnym, technicznym zjazdem! Wyjazd na asfalty i drugi bufet. Znowu miło. Zajadam się pysznymi batonami, na szczęście w porę się opamiętałem, czas jechać:) Mimo uzupełnienia energii, czuję już w nogach dystans i jadę słabo, puls też niski. Spory podjazd na początku asfaltem, później w lesie, cały czas goni mnie zawodnik na Scoocie. W pewnym momencie najechałem na kamień, kierownica skręciła i uderzyłem w kolano - boli:( Na końcu podjazdu był już bardzo blisko, jednak na zjazdach mu uciekłem. W końcu jednak mnie dogonił. Jak widać wytrzymałość jeszcze nie ta u mnie :( Jedziemy razem, obu nam zalezy na towarzystwie, rozmawiamy i obaj pracujemy ciężko:) Szczególnie na ostatnich asfaltowych kilometrów. Ostatnie kilkaset metrów jadę kole z planem zaatakowania przy wjeździe na stadion. Niestety jest dość wąsko, a mi brakuje sił, na metę wpadam drugi, zadecydowała długość koła:) Dziękujemy sobie za wspólną jazdę - okazuje się, że gość gonił mnie 20km:)
Na mecie jest już Magda po dystansie FAN, jak zwykle zadowolona z jazdy:) Kilka minut pod mnie przyjeżdża Gregor. Później jeszcze Jarek i Paweł (złapał kapcia). Ze wstępnych informacji wynika, że będę dekorowany. w MTB Cross Marathon łapię się na kategorię M1. No cóż trzeba poczekać:) Czekamy w sumie ponad dwie godziny. Organizatorzy mają problem z pomiarem czasu i weryfikacją wyników. Kolejna wpadka:( Całe szczęście posiłek na mecie jest smaczny i zjadam w sumie trzy porcje. Po godzinie 20 wchodzę na podium - 3 miejsce w kategorii i mój pierwszy pucharek:) Ruszamy do domu po zmroku. Zatrzymujemy się kawałek za Kielcami na kolację. W Warszawie jesteśmy po 23.Podium Master M1
© ktone
Podsumowując: trasa rewelacja! Bufety bardzo dobre, posiłek na mecie również, oznakowanie trasy dobre, atmosfera super - nie ma tego chamstwa znanego z innych cykli. Wrażenie zepsuły jednak opóźnienia - ja jednak wierzę, że organizatorzy poprawią ten element i następnym razem będzie bez zastrzeżeń. Wynik względny również cieszy - objechałem Gregora, podium. Nie mogę się odnieść do wyniku bezwzględnego - na razie brak oficjalnych wyników. Z jazdy jestem zadowolony połowicznie. Do 40km jechałem super, później zabrakło wytrzymałości, czułem trasę nie tylko w nogach, ale również w rękach i plecach. Na szczęście kryzys szybko przeszedł, ale tempo w drugiej połowie trasy było, mówiąc delikatnie, średnie.
Czas brutto: 4:17:11
Open 35
M1 3 (wygrał Matusiak Łukasz z czasem 3:53:00)
Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Teren, W towarzystwie, XTC
Po okolicy z mega wiatrem
Wtorek, 12 kwietnia 2011 | dodano: 12.04.2011 | Rower:Kross A6 | temp 15.0˚
dst54.73/0.00km
w01:46h avg30.98kmh
vmax51.30kmh HR /
Będąc na uczelni, spoglądając za okno na czyste niebo, zaplanowałem sobie na dziś mocny trening, łącznie z trasą. Niestety po powrocie do domu pogoda szybko się popsuła. Mimo to wyszedłem z planem rozpisanym na małej karteczce przyklejonej do ramy;) Ciemne chmury straszyły deszczem, dlatego wziąłem kurteczkę i postanowiłem nie odjeżdżać zbyt daleko od domu. Niestety pulsometr postanowił dziś zrobić sobie wolne - zupełnie nie pokazywał tętna, lub pokazywał przez 5 sekund, po czym zawieszał się. Trudno, spróbuję przeprowadzić trening "na oko" ;) Nie wiem ile z tego wyszło, bo ciężko robić interwały na oko, ale było mocno. Kręciłem się po okolicy, nie chciałem się zbytnio oddalać, żeby w razie deszczu móc sprawnie wrócić. Cały czas towarzyszył mi mocny wiatr Krótki postój zrobiłem tylko w Żukowie.Drewniany Kościół w Żukowie po remoncie
© ktone
Po niecałych dwóch godzinach wróciłem do domu. To była dobra decyzja, kilka minut później pogoda gwałtownie się zmieniła - temperatura spadła kilka kresek, a wiatr przybrał na sile na tyle, że zdmuchiwało ludzi z chodnika;)
Kategoria 050-100, Kross A6
Mazovia MTB - Otwock
Niedziela, 3 kwietnia 2011 | dodano: 04.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 20.0˚
dst71.58/68.00km
w03:17h avg21.80kmh
vmax47.50kmh HR 168/198
Mazovia w Otwocku otwiera sezon 2011. Rok temu to właśnie w Otwocku pierwszy raz jechałem giga – w tym roku nie ma mowy o krótszym dystansie. Nie mam dużych oczekiwać co do wyniku, ale ciekawi mnie ile dał zimowy trening. Do Otwocka jedziemy pociągiem, jest spora grupa z Welodromu, spotykam też Pawła Lenarta. Start opłacony, więc nie musimy stać w kolejce do biura zawodów. Jedziemy z Magdą na krótką rozgrzewkę i sprawdzić pierwsze kilometry. Po 10 pojawia się informacja o przesunięciu startu na 11:20.. Do biura zawodów wciąż jest wielka kolejka. W sektorach tłumy, ale II należy do niebieskich koszulek:)Niebiesko w sektorze
© ktone
Start… ruszam dopiero jakieś 20 sekund później, taki jest tłum. Jak zwykle bardzo szybko, ale jadę przyzwoicie jak na siebie. To moja słaba strona i pamiętam, jak wyglądały pierwszy kilometry w zeszłym roku, kiedy dogonił mnie chyba 5 sektor;) Mam plan, żeby trzymać się Pawła, ale po wjechaniu do lasu został gdzieś z tyłu, a przed sobą widzę Kazika – szybko ruszył, staram się go trzymać. Jedziemy razem 10 – może kilkanaście km. Pierwsze kilometry są szerokie, szybkie i płaskie, a mimo to nie brakuje zatorów – wystarczy odrobina piachu czy błota, ach te harty.. Gdzieś za torfami mijam i witam się z Ewą. Mijam Grześka, stoi przy trasie, wycofał się, wielka szkoda. Niestety pojawia się ból pleców, ale daję radę jechać dobrym tempem Po kilkunastu km od startu dochodzi mnie Paweł i jedziemy razem, zmieniając się na prowadzeniu. W pewnym momencie żartuję, że jedziemy w parze, tak jak planowaliśmy na Challenge;) Wilki mnie gonią ;)
© ktone
Na jednym ze zjazdów drogę przebiegają mi dwie sarny – mało brakowało, a podzieliłbym los gościa, który rok temu w Nidzicy zderzył się z łosiem;) Kilka, może 10km przed rozjazdem wyprzedzamy Jarka Sawickiego – dziwne, bo Jarek jest mocny, ale dziś źle się czuje, jakieś zatrucie. Na rozjeździe dopingują mnie Andrzej i Paweł, kilka sekund za mną jest Gustaw. Rozjazd na giga
© ktone
Druga pętla to pogoń za zawodnikiem z Velmaru. Miałem mały kryzys, ale na szczęście żel pomógł i Velmarowiec daleko nie uciekł. Udało się go dogonić, krótka rozmowa – z przodu jest jeszcze jeden Velmarowiec – ok. będę gonił : ) Faktycznie kilka minut później widziałem plecy zawodnika w charakterystycznej koszulce. Wyprzedziłem też kilka zawodników na zasadzie jadę w grupce 5 osób, przed nami piaskownica, jadę środkiem, reszta hamuje i zastanawia się co zrobić, podobnie na podjazdach.. Niestety dopadł mnie mój zeszłoroczny problem – skórcze przy kolanie. Musiałem zwolnić. Kilka łyków powerade i próba „rozjechania” – pomogło! W między czasie Paweł został gdzieś z tyłu, a do mnie dojechał zawodnik z Radomia. Jakieś 10km przed metą. Który sektor – II, a ty? – też. I cisza.. Jadę na kole, dopiero po błędzie zawodnika urywam kilka metrów i uciekam, nie szarpię jednak, bo wiem, że do mety daleko, a plecy nie dają mi spokoju.Całą drugą pętlę jadę na sporo niższym tętnie niż pierwszą, czuję, że nogi mogą więcej, ale ból w plecach jest za silny. Gdzieś na drugiej pętli
© ktone
Na 3 km przed metą podkręcam tempo, mijamy Velmarowca, dublujemy megowców i przy wyprzedzaniu jednego z nich zyskuję przewagę kilku sekund. Na stadion wpadam pierwszy, ale zawodnik z Radomia wcześnie zaczyna finisz i szybko mnie dogania, jadę wewnętrzną stronę i dopiero po wyjściu na ostatnią prostą atakuję i wygrywam finish. (w wynikach jestem za zawodnikiem z Radomia, decyduje alfabet..)
Na mecie wszyscy zdziwieni, że już jestem. No fakt, krótkie to giga, na liczniku niespełna 72km. Zbieram gratulację za objechanie Pawła, również od Damiana, który przyjechał na szosówce pokibicować. Wynik względem Gustawa cieszy, jest też zadowolony ze swojej jazdy. Jednak nie udało się utrzymać II sektora – rating 82,3%. Wygrał oczywiście Radek Rękawek:) Paweł przyjechał 8 minut po mnie, rewanż w Daleszycach. W Welodromie bardzo dobrze, jak zwykle, pojechały dziewczyny. Trzy z nich na podium – Weronika na hobby, Ania na fit i Renata na mega, Magda 5 w kategorii na mega, Aga 4 na giga! Pierwsza pętla na tętnie na poziomie 172-175, druga przez ból pleców tylko 163-168. Pierwszy raz jechałem maraton z pulsometrem i zdziwiło mnie jak wysoko mogę jechać, na treningach ciężko mi wejść powyżej 160;) Trasa znacznie ciekawsza niż rok temu. Szybka, ale było sporo podjazdów i singli.
Powrót pociągiem jeszcze większą ekipą:)
PS: Na starcie pojawił się Marek Galiński, pojechał bez numery. Mimo to na forum Mazovii jak zwykle marudzenie.
Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Teren, W towarzystwie, XTC