Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2013

Dystans całkowity:1190.67 km (w terenie 488.00 km; 40.99%)
Czas w ruchu:56:18
Średnia prędkość:20.34 km/h
Maksymalna prędkość:60.20 km/h
Suma podjazdów:13326 m
Maks. tętno maksymalne:190 (95 %)
Maks. tętno średnie:163 (81 %)
Suma kalorii:40963 kcal
Liczba aktywności:33
Średnio na aktywność:36.08 km i 1h 45m
Więcej statystyk

Beskidy MTB Trophy 2013 - etap II - rozjazd

Piątek, 31 maja 2013 | dodano: 10.06.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst4.00/0.00km w00:18h avg13.33kmh vmax29.50kmh HR 123/136

/2536608


Kategoria 000-050, Mbike

Beskidy MTB Trophy 2013 - etap II

Piątek, 31 maja 2013 | dodano: 10.06.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst79.29/60.00km w06:14h avg12.72kmh vmax60.20kmh HR 152/177

Drugi dzień zmagań z beskidzkimi kamieniami i oczywiście błotkiem wita nas ładną pogodą - rozpogodziło się i nawet wychodzi słońce. Z ogromnym szacunkiem podchodzę do dzisiejszej trasy - Rysianka na pewno potrafi sponiewierać, szczególnie po opadach. Mimo to jestem dobrej myśli, a plan na dzisiaj jest prosty - możliwie najdłużej trzymać koło Pawła. Wiem, że dzisiejszy etap może być decydujący w naszej małej walce:) Dobra pogoda sprawia, że pozytywne nastawienie udziela się wszystkim dookoła. Przed startem zaprowadzam jeszcze Pawła, Artura i Gumę na słynne istebniańskie korzenie - robią wrażenie. W sektorze wesoło, chociaż stanęliśmy bardzo z tyłu, nie najlepszy pomysł.

Początek asfaltami przez Istebną, dobre tempo, szybko przesuwam się do przodu, chociaż większość zawodników na moim poziomie i tak jest daleko z przodu. Starty to nie jest moja mocna strona. Na pierwszym mocniejszym podjeździe staję w korbach... i koło wyskakuje z ramy, zaciskam klamki i w efekcie zostaję z zaciśniętymi tłoczkami. Przy okazji rąbnąłem kolanem w kierownicę.. Powoli zbieram się do naprawiania "defektu", ale mija kilka minut, zanim znalezionym na ulicy patyczkiem po lodzie rozsuwam tłoczki, wkładam koło, mocno zaciskam szybkozamykasz i ruszam. Wylądowałem na szarym końcu, wśród turystów. Szybko przebijam się do przodu, ale kosztuje mnie to sporo sił.Na pierwszych zjazdach tempo jest beznadziejnie niskie, ale nie naciskam - w końcu to moja wina. Trasa jest nieco zmodyfikowana przez błoto i podjeżdżamy na Tyniok, dalej fajny zjazd przy Zagroniu. Przy trasie stoi Adam z defektem, pytam, czy pomóc, ale odpowiada, że poradzi sobie. Szybko dojeżdżam do Kamesznicy. Trochę asfaltu. Doganiam kolejnych zawodników i po chwili prowadzę sporą grupkę. Na lekkim podjeździe do autostrady zrywam grupkę z koła i samotnie pokonuję szybkie szutrowe zjazdy, kolejne asfalty i dojeżdżam do bufetu. Szybka obsługa i dalej w pogoń. Dobrze mi się jedzie, ale wiem, że najcięższe dopiero przede mną.

Za bufetem fajny podjazd po błocie i kamieniach, mijam Artura. Dalej podjazd prowadzi łąkami, które przez nocne opady są strasnie miękkie i mimo umiarkowanego nastromienia - jedzie się bardzo powoli. W oddali widzę pierwszego z kolegów, których ścigam - Grześka C. Po ponownym wjechaniu w las inni zawodnicy trochę mnie blokują, atakuję bokami po krzakach, ale szybko wyrzucam takie pomysły z głowy, kiedy widzę Grześka na poboczu walczącego z gumą.. Aż do Hali Borucz jest sporo pchania roweru, za ślisko. Kilku zawodników okropnie narzeka, że albo asfalty, albo pchanie roweru, że mokro, błoto i pewnie jeszcze nas dzisiaj zmoczy - niewykluczone. Zastanawiam się jednak co ktoś taki robi na tej imprezie? Nieważne, żeby jechać, to trzeba jechać.. Po wyjechaniu na dobrze mi znany szlak niebieski do Węgierskiej Górki z Hali Baraczej, bo w tym kierunku ten szlak jechałem do tej pory, wsiadam na rower i znowu staram się nadrabiać straty. Mocny podjazd na Pursów robimy w lekkim deszczyku - wyższe partie Beskidu Żywieckiego są dzisiaj w chmurach. Fajne zjazdy i jestem na Hali Boraczej. Lubię to miejsce, nigdy nie było okazji zatrzymać się i podziwiać widoki, a jest na czym zawiesić oko. Najpiękniejsze widoki rozpościerają się oczywiście na pasmo Rysianki, którego pokonanie mnie czeka. Podjazd zaczyna się ostrym odcinkiem po kamieniach. Widzę Jarka i Ewę i Kasię z Murapola. Jest też kilka innych znajomych sylwetek, czyli udało się już nieco podgonić. Podjazd atakuję ambitnie, ale kawałek jednak muszę podprowadzić. Wolę ten odcinek zdecydowanie jechać w drugą stronę:) Kolejne kilometry przez Radykalny i Boraczy Wierch to sporo błota, siłowe kręcenie i niestety na końcu pchanie roweru.

Rozwój i cywilizacja dotarły w wysokie partie gór pozostawiając za sobą zaoraną drogę, która po deszczu zmieniła się w bagno. Błoto oblepiło rower tak skutecznie, że koła przestały się kręcić. Mimo to kilku osobom udaje się jechać, m.in. Mariuszowi. My z Jarkiem niestety prowadzimy rower i trwa to dość długo, zdecydowanie za długo. Kawałek za Lipowską Halą - piękne widoki i fantastyczny niegdyś szlak, niestety teraz już zniszczony, można jechać. Błota jest nadal dużo, ale ma inną konsystencję. Zastanawiam się, co nas czeka na zjazdach - Magda jechała ten zjazd z Rysianki na maratonie w Korbielowie i zapowiedziała mi wspaniałe widoki i bardzo wymagający szlak. Początek fajny, śliski, ale szybki, dalej są ekstremalnie śliskie, skośne korzenie, miejscami bardzo wysokie. Jakakolwiek próba jechania skończyłaby się pewnie urwaniem napędu. Po chwili szlak wynurza się spośród drzew i oczom ukazuje się chyba najwspanialszy widok, jaki miałem okazję podziwiać w Beskidach. Dosłownie zapierająca wdech w piersiach panorama okraszona bardzo wymagającym i stromym zjazdem. Początek sprowadzamy, ale po chwili w siodle pokonuję korzenie i kamienie z żalem spuszczając wzrok pod koła. Musze tu wrócić! Wyprzedzam Kłosia i Kasię G. Po wjechaniu między drzewa robi się bardzo ślisko, dłonie bolą od zaciskania klamek, a z zacisku wydobywa się niesamowity smród przepalanych klocków. Oj to lubię! W końcu wyjeżdżamy z Jarkiem na asfalty. Spod kół sypie błotem, a ja jadąc bez okularów jestem bezbronny;) Bufet.

Z bufetu ruszamy we trzech z Pawłem, którego udało się dogonić. Nie ukrywam, że lżej mi na duchu, teraz pozostało już "tylko" utrzymać koło. Jarek prze zaciągający łańcuch jedzie ze środka, Paweł ogólnie jeździ mocno pod górę i o ile na asfaltowym podjeździe daję radę utrzymać tempo, to przed dojechaniem do Suchego Groniu gubię kolegów. Poznaję trasę z maratonu w Korbielowie - przed nami pasmo Abrahamów - powinno być trochę błota. Paweł już wcześniej się śmiał, że na pierwszym błocie pewnie go dojadę. Rzeczywiście na kolejnych kałużach i błotnych fragmentach nadganiam i szybko dochodzę Pawła. Mi również łańcuch zaczyna zaciągać. W kilku momentach sprawia to, że muszę podbiegać.. Same zjazdy do Żabnicy - długie i bardzo zróżnicowane, dostarczają sporo adrenaliny. Miejscami jest błotko, miejscami kamienie i jest technicznie, miejscami szybko. Tasujemy się z Pawłem kilka razy:) W Żabnicy chcę wziąć żela, ale czuję, że przydałoby się wrzucić na ruszt coś stałego i postanawiam czekać na bufet, który za chwilę powinien być. Przed zjechaniem z asfaltów pitstop zorganizowany przez Gomolę - smarowanie łańcucha, super, dzięki! Zanim dojechaliśmy do bufety, pokręciliśmy jeszcze jakiś kwadrans po łąkach, z których zjechaliśmy bardzo szybkimi zjazdami. Obaj z Pawłem zastanawialiśmy się, jak inni zawodnicy to robią, to minęło nas kilkoro w takim tempie, że szkoda mówić. Bufet! Zajadam się słonymi przekąskami, czyli precelkami, ciastkami i owocami. Mniam!

Do mety blisko, szacuję, że jakieś półtorej godziny. Na asfaltach przez Kamesznicę spokojnie jadę na kole. Nagle mija nas Adam po awarii, Paweł się zrywa i siada na kole, a ja mogę tylko popatrzeć. Jadę swoje, z nadzieją, że na trasie będzie jeszcze trochę błota:) W końcu etap kończymy zjazdami z Tynioka, które są zawsze mokre. Z asfaltu zjeżdżamy i kontynuujemy wspinaczkę szutrami. Tempo mi siada, czuję, że zwlekanie ze zjedzeniem żela to nie był najlepszy wybór.. Dogania mnie zawodniczka z Danii, co motywuje mnie do mocniejszego deptania ww korby. Tętno momentalnie podnosi się do dobrego poziomu, a mi powraca wiara, że jednak się uda podgonić. Podjazd jest długi, ale walczę. Na zjazdach przez Gańczorkę bawię się jak dziecko, choć na najbardziej stromych odcinkach w górę podprowadzam. Od zjazdów z Rysianki czuję, że widelec prawie w ogóle nie tłumi uderzeń - rzeczywiście zaschnięte gęste błoto mocno go blokuje. Bolą ręce i na krótkim podjeździe postanawiam oczyścić lagi z syfu. Kolejny krótki stromy odcinek idę przez zaciągający łańcuch, a na wjeżdżanie ze środka zaczyna brakować już energii.. Tasujemy się z Dunką jeszcze kilka razy, by w końcu wjechać na Tyniok - ostatnie zjazdy. Rzeczywiście jest błoto, ale bez tragedii, zjeżdżam w zasadzie bez problemów, przeciwnie do ostatniego razu w zeszłym roku, kiedy musiałem się nagimnastykować i dostałem srogie lanie na tym zjeździe od Kasi G. Wyjazd na asfalt, udało się wyprzedzić jeszcze jednego zawodnika i finish.

Piękny etap. Jestem potwornie wykończony, ale jednak zadowolony. Dopiero na chłodno dochodzi do mnie, że przez żywieniową niefrasobliwość sporo straciłem - Paweł jadąc za Adamem wkręcił się na obroty i całą końcówkę pojechał bardzo mocno, dokładając mi na mecie blisko 10 minut, nokałt... Muszę jednak przyznać, że trochę pecha, a może własnej głupoty na początku etapu kosztowało mnie sporo nerwów i siły. Szkoda też, że spora część podjazdu na Rysiankę z buta. Wszystko to jednak wynagrodziły nam cudowne widoki. Beskid Żywiecki zaskakuje za każdym razem, kiedy mam przyjemność tu kręcić. Jutro etap na Wielką Raczę, błoto gwarantowane, zapowiadam rewanż:)

miejsce 149 Open / 55 M2
/2536608


Kategoria 050-100, Góry, Imprezy / Wyścigi, Mbike, MTB Trophy, W towarzystwie

Beskidy MTB Trophy 2013 - etap II - rozgrzewka

Piątek, 31 maja 2013 | dodano: 10.06.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst5.24/0.00km w00:15h avg20.96kmh vmax53.10kmh HR 120/161

/2536608


Kategoria 000-050, Mbike

Beskidy MTB Trophy 2013 - etap I - rozjazd

Czwartek, 30 maja 2013 | dodano: 10.06.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst4.88/0.00km w00:21h avg13.94kmh vmax27.10kmh HR 132/155

/2536608


Kategoria 000-050, Mbike

Beskidy MTB Trophy 2013 - etap I

Czwartek, 30 maja 2013 | dodano: 10.06.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst65.88/55.00km w04:31h avg14.59kmh vmax59.90kmh HR 160/180

MTB Trophy - impreza kultowa, przyciągająca na start zawodników z całej Europy. Zapisałem się już w grudniu, ale mówiąc szczerze, nie czułem wielkich emocji jeszcze na kilka dni przed startem. Po zeszłym sezonie, zdecydowanie cieplej wspominam sudecką wyrypę na MTB Challenge. Wszystko się zmieniło w dniu wyjazdu do Istebnej. Zebraliśmy się po mojej pracy z Jarkiem i Pawłem. Tradycyjnie dopisywał nam świetny humor i to pomimo niezbyt optymistycznych prognoz pogody.

W tym roku korzystamy z gościnności Pani Krystyny. Mamy super warunki, pyszne jedzenie i świetne towarzystwo, m.in. Adama Biewalda. Jeszcze w środę po przyjechaniu i wypakowaniu sprzętu, robimy z Jarkiem krótkie przepalenie na leszczyńskich asfaltach - jazda w dół w kompletnych ciemnościach dostarczyła sporo adrenaliny;)

Rano śniadanie, szykowanie roweru i obawy o warunki - całą noc pada deszcz. Wszyscy mają fatalne nastroje, właściwie tylko ja epatuję typowym dla mnie entuzjazmem. Na szczęście tuż przed startem, który wyjątkowo dla I etapu jest zaplanowano na godzinę 10, przestaje mocno padać. W miasteczku zawodów masa ludzi - blisko 450 osób stanęło na starcie tegorocznej imprezy. Sporo znajomych. Obawiam się o start, nie ukrywam. Nie jestem pewien, czy przygotowałem się do tak ciężkiej imprezy, ale postanowiłem w pełni zaufać trenerowi. Ciekawi mnie czy uda się nawiązać walkę z Pawłem i niezwykle mocnym w tym sezonie Mariuszem. Po dobrej jeździe w ostatnim sprawdzianie przed Trophy w Nowinch, jestem dobrej myśli.

Ruszamy. Podjazd pod Stożek. Początek asfaltami ciężki dla mnie, szybko brakuje oddechu, a tętno leniwie wkręca się na obroty. Dopiero po ok. 20 minutach zaczynam jechać dobrym tempem. Podjazd szybko opuszcza utwardzone szutrówki, jedziemy śliskim szlakiem, a nachylenie i ilości kamieni systematycznie wzrasta. Śmieję się, że podobnie jak wartości koszulki finishera, bo warunki naprawdę nie zachęcają do podjeżdżania. Szybko jestem cały mokry, twarz zalewa błoto. Wyprzedzam jednak znajomych, Grześka C., Pawła, Lucjana i innych. Pierwsze zjazdy jednak bardzo niepewnie, a trudniejszy odcinek wywołuje u mnie konsternację - o co chodzi. Dalej jest szybko i bardzo mokro, na góry schodzi ciężka mgła, a spod kół tryskają hektolitry rzadkiej mazi. Mam problem ze wzrokiem, bo jadę bez okularów, momentami przymykam oczy i praktycznie nic nie widzę. Na bardzo szybkim odcinku czuję, że pożyczona od Magdy torebka podsiodłowa majta mi się między nogami - nie mogę jej zgubić, więc grzecznie zatrzymuję się i poprawiam. Trochę siada mi motywacja, lekko dziś nie będzie, a koledzy pouciekali..

Wszystko zmienia się o 180*, kiedy nadchodzą pierwsze techniczne zjazdy. W zasadzie nie spodziewałem się tak wymagających odcinków, zapomniałem chyba już jakie Beskidy są piękne:) Świetny wąski singielek ze śliskim jak jasna cholera błotkiem. Lęk i przerażenie w oczach większości mijanych zawodników. Dochodzę w końcu Kasię G. z Murapolu - nie jest źle, jeszcze rok temu dostawałem od niej srogie lanie na zjazdach. Zjazd się rozhulał i jakieś 20m muszę sprowadzać, zabrakło odwagi. Mimo to czuję się świetnie, mega zajawka i czysta przyjemność. Dojeżdżam do bufetu i spotykam Pawła. Jest dobrze:) Jest też Marcin z problemami z rowerem i Bartek. Kolejne kilometry są dość szybkie, jedziemy z Bartkiem. Dobrze mi się jedzie i choć trasa jest mniej wymagająca, to nie brakuje śliskich odcinków, na których z Bartkiem świetnie się bawimy. Podpowiada mi jak dokręcać na interwałowych odcinkach, żeby maksymalnie wykorzystać grawitację. Dobre tempo. Zostawia mnie dopiero na ostrym podejściu w jednej z czeskich wsi. Z tyłu czai się Paweł:) Za tym podejściem jest świetny odcinek po granicy ze słupkami i ogrodzeniem po obu stronach granicy - szlak graniczny to coś, co lubię i mimo, że nie jest jakoś szczególnie ciężko, to podoba mi się. W ogóle im trudniejsze warunki są na trasie, tym lepiej mi się jedzie i mam większą przewagę nad zawodnikami, z którymi jadę. Miejscami gęsta mgła tworzy magiczne wręcz widoczki, bajka. Nigdy nie sądziłem, że podświetlenie Garmina przyda mi się na trasie maratonu;) Dalej trasa jest szybka, ale miejscami spore ilości błota skutecznie utrudniają jazdę. Sporo jadę znów z Bartkiem, nad którym mam niewielką przewagę na podjazdach i staram się go gonić w dół. Na jednym z szybkich odcinków po łące widzę dość nieprzyjemną glebę. Zawodnik słabo wyglądał, ale jego kolega kazał jechać dalej, obiecał, że się nim zajmie. Trochę zostało w głowie, ale szybko wyrzuciłem te myśli - w górach lepiej nie myśleć o takich sprawach.

Za ostatnim bufetem, kiedy Bartek już mnie zostawił, trasa prowadzi głównie szutrówkami. Im bliżej granicy, tym mocniej pada. Zaczynam lekko marznąć, ale tempo jest nadal dobre. Poznaję okolice, które pokonuję - jechaliśmy tu przed dwoma laty i chyba przed rokiem. Miejscami jest sporo błota i ślisko. Jest też niebezpieczny zjazd szybką szutrówką z drewnianymi przepustami. Jedno miejsce jest szczególnie złośliwe - przepust poprowadzony skośnie do drogi, tuż za zakrętem. Sporo osób tam leżało niestety. Nie lubię taki odcinków, ale mocno sobie przed tym startem tłumaczyłem, że muszę te odcinki jechać odważniej.Tym razem nieźle się bawię, serio. Bunnyhopy przy wysokich prędkościach podnoszą ciśnienie;) Ląduję na doskonale mi znanych asfaltach wzdłuż Olzy, a więc do mety zostało niewiele. Staram się możliwie najwięcej nadrobić i gonię mocnym tempem. Pod koniec podjazdu widzę przed sobą sporą grupkę - gdyby udało się dogonić, jest szansa na awans o kilka pozycji. Niestety nic z tego - trasa odbija w bok na wąskiego singla. Jest błoto, korzenie, trochę kamieni, kapitalnie. Do stojącego przy trasie Grześka rzucam tylko "czad!", odpowiada uśmiechem:) Cóż chcieć więcej. Na metę wpadam wyremontowaną szutrówką z mega bananem na twarzy.

To był kapitalny etap. Sporo wymagających zjazdów, wszystko jednak w granicach moich możliwości, do tego dobra dyspozycja na zjazdach. Rzut oka na wyniki - tutaj też jest powód do zadowolenia. Udało się przyjechać przed Jarkiem, Pawłem, Mariuszem. 140 pozycja to świetny wynik na I etapie. Nie ukrywam, że spora w tym zasługa ciężkich warunków, na których stosunkowo nieźle sobie radzę:)

Po wciągnięciu makaronu i umyciu roweru - dopiero później orientuję się, że na górze mamy karchera, wracam w ramach rozjazdu do domu rowerkiem, blisko 4 km pod górę. Z nieograniczoną dozą optymizmu czekam na jutrzejszy etap, choć wiem, że na długim podjeździe na Rysiankę mogę naprawdę sromotnie przegrać z lepiej wytrenowanymi kolegami. Przed pójściem spać solidny obiad, masaż, dopieszczanie roweru - wymiana klocków, wieczorem micha makaronu i spać. Regeneracja to podstawa:)

miejsce 140 Open / 61 M2
/2536608


Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Mbike, MTB Trophy, W towarzystwie, Góry

Beskidy MTB Trophy 2013 - etap I - rozgrzewka

Czwartek, 30 maja 2013 | dodano: 10.06.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst4.91/0.00km w00:13h avg22.66kmh vmax48.20kmh HR 129/156

/2536608


Kategoria 000-050, Mbike

Beskidy MTB Trophy 2013 - przepalenie

Środa, 29 maja 2013 | dodano: 10.06.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst4.88/0.00km w00:23h avg12.73kmh vmax33.30kmh HR /

Przedmaratonowe przepalenie z Jarkiem po godz. 23 - co w Beskidach jest gwarancją solidnej dawki adrenaliny;)
/2536608


Kategoria 000-050, Mbike, Góry

MTB Cross Maraton - Nowiny

Niedziela, 26 maja 2013 | dodano: 27.05.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst67.56/62.00km w04:10h avg16.21kmh vmax45.50kmh HR 162/186

Maraton w Nowinach owiany jest legendą. Zeszłoroczna edycja pozostawiła po sobie opinie równie kontrowersyjne jak Golonkowy Karpacz. Czas zmierzyć się z legendą. Trudna trasa będzie najlepszym ostatnim sprawdzianem przed MTB Trophy. W ostatnich dniach pogoda nie dopisywała, sporo padało, prognozy na weekend również nie były specjalnie dobre - sporo osób obawiało się błotnych kąpieli na trasie. Nie lubię napinki na pogode - w końcu nie mamy na nią wpływu, więc po co się niepotrzebnie stresować gadając o tym bez końca..

Do Nowin jedziemy z Magdą i Marcinem. Dla niego będzie to w sumie trzeci maraton w życiu, ale pierwszy wymagający czegoś więcej niż kręcenia nogami - wcześniej startował w Mazovii. Na miejscu jesteśmy kilka chwil po 9. Po niespełna 5 godzinach snu nie czuję się świeżo, ale do startu podchodzę bardzo wyluzowany, zupełnie nie dociera do mnie również, że już za trzy dni wyjeżdża w Beskidy. Składamy rowery, w międzyczasie odbieram od Grześka dętkę z Sandomierza, od Zdzicha odbieram zapas żeli na najbliższe wyścigi. Dopiero po wskoczeniu w lycrę i ruszeniu na rozgrzewkę dociera do mnie co mnie czeka. Znam te tereny, lepiej lub gorzej, ale wiem, że lekko nie będzie, a jednocześnie mam sentyment do tych terenów. Cieszę się, że ww końcu zmierzę się z tymi trasami w wyścigowym tempie. W ramach rozgrzewki robimy z Magdą pierwsze 2km trasy - szybko zaczyna się sztywny wąski podjazd, dobrze być w swoim miejscu w szeregu, ewentualne zaspanie startu może skończyć się spacerkiem. Przed startem zagaduję Maziego - organizatora i autora trasy. Oznajmia, że trasa Master będzie łatwiejsza niż w poprzednich latach, ale końcówka da popalić.

Ustawiamy się w sektorze z Grześkiem C. i Markiem, tym razem zrezygnował z ostrego na rzecz MTB 29':), w I sektorze jest Zdzichu i Michał, dobija się do nich również Jakub wspierający nasz team pod nieobecność Romka. Nie widzę Kamila. Zawodników, którzy zdecydowali się na start na najdłuższym dystansie nie jest wielu, tłoku nie będzie. Pogoda zapowiada się piękna - niewielkie zachmurzenie, temperatura optymalna.

Start bardzo spokojny, jadę przed Kamilem, ale pierwsza ścianka ustawia nas w odpowiedniej kolejności. Szybko się zagrzewam. Znowu nie dopilnowałem rozgrzewki. Szybko też orientuję się, że w tylnym kole ciśnienie jest zdecydowanie za niskie. Na pierwszym podjeździe mam pecha, najpierw krzaki w kasecie, chwilę później spada mi łańcuch. Szybko jednak odrabiam. Pierwsze zjazdy są szybkie i bardzo niepewnie czuję się przez tylne koło - rzucą mną na lewo i prawo. Końcówka zjazdu prowadzi wilgotnym, pełnym liści wąwozem, przeprawa przez powalone drzewa. Trochę pozycji straciłem, ale to dopiero początek. Dalej szybko wkręcam się w swój rytm. Kilka dłuższych chwil jadę z Michałem, ale w końcu zostawiam go na mocnym podjeździe. "Pozdrów Zdzicha ode mnie i żebym Cię więcej nie widział!:)" Pierwszy zjazd z wykrzyknikami - śliski i stromy, ale fajny, szkoda, że taki krótki. Na końcówce dogania mnie Bartek - czyżby powtórka ze Złotego Stoku? :) Sporo jedziemy razem, staram się uciekać na podjazdach, na których jedzie mi się coraz lepiej, ale Bartek na zjazdach daje ognia, a ja nie chcę go blokować, więc robię miejsce. Trasa jest arcyciekawa, sporo krótkich sztywnych podjazdów, szybkie zjazdy, kilka miejsc bardziej wymagających. Szczególnie podoba mi się odcinek przez Pasmo Zelejowej, które dobrze poznałem kilka lat temu. Przejazd przez to pasmo kończy techniczny zjazd do Jaskini Piekło. Zjazd, na którym zyskałem kilka pozycji i dogoniłem Zdzicha.

Kolejne kilometry prowadzą przez Dolinę Chęcińską. Trasa jest szybka, sporo dołów sprawia, że coraz poważniej obawiam się o tylne koło. Staram się jednak o tym nie myśleć i trzymam koło Zdzicha. W dobrym tempie mijamy Polichno i dojeżdżamy do bufetu. Zdzichu bez słowa wyciąga pompkę i pomaga mi podnieść ciśnienie w kole, wszystko szybko i sprawnie, łapię kubek izotonika i razem ruszamy. Przed nami jest Marek Zając, który odrabia straty po złapaniu gumy. Za bufetem zaliczamy mocny podjazd, dalej trasa prowadzi Grząbami Bolmińskimi, gdzie szlak wije się szybkimi ścieżkami to w górę, to w dół. Dobrze współpracujemy ze Zdzichem, co owocuje w moim odczuciu naprawdę dobrym tempem. Nie będę też ukrywał, że jazda z kolegą z teamu mocno motywuje. Grząby kończymy świetnym zjazdem z kamieniami i nawrotką z mocnym podjazdem. Szkoda, że nie zaliczamy na trasie Czubatki, zjazd z tego szczytu byłby świetny! Ostatni zjazd z Grząb jest ostry, ale krótki, mijamy Marka Zająca, który znowu ma problemy z kołem. Szkoda. Kolejne kilometry znów są szybkie i stosunkowo płaskie. Zbliżamy się do Miedzianki - tą górę też znam. Nie zaliczamy jednak wyższych partii i skałek, jest tylko ostry podjazd po trawie, który robię prawie w całości, tuż przed wypłaszczeniem ucieka mi koło.. szkoda, bo akurat kilka metrów ode mnie stoi fotograf:) Dalej krótki trawersik i ostry zjazd po skałkach. Zejście właściwie. Przede mną jedzie dwóch motocyklistów i obaj zaliczyli solidne gleby rzucając bluzgami na lewo i prawo. Sam mam problem ze sprowadzeniem roweru, a więc wisienka na torcie jest:)

Po kolejnych kilkuset metrach fajnego singla docieramy do szutrówki, którą poginamy przez kolejne kilometry. Prowadzi na zmianę Zdzichu i zawodnik z teamu Wertykal. Mocne tempo, na płaskim od razu mam problem z utrzymaniem koła. Mijamy kamieniołom Gałęzice, również dobrze mi znany i wspinamy się na Stokówkę. Tutaj pięć lat temu zdawałem egzamin praktyczny w ramach studenckiego kursu. Fajnie:) Na niebie widać ciemne chmury - jeszcze może nas złapać burza.. Doganiam Bartka i motywuję do podczepienia się na koło. Pod górę jedzie mi się świetnie, na zjazdach po dopompowaniu również lepiej. Tuż za Stokówką mamy drugi bufet. Zostawiłem chłopaków z tyłu, jedynie Wertykal uciekł. Na bufecie postój, obsługa jak zwykle sympatyczna i jest wesoło. Dojeżdża Zdzichu, no to ruszam i uciekam. Pod nosem się śmieję, że teraz gonię Kamila;)

Zdaję sobie sprawę, że jestem już na trasie dystansu Fan i kalkuluję w głowie ile zostało do mety, wyczekuję słynnego zjazdy przy obwodnicy Kielc. Niepotrzebnie rozpraszam myśli, w końcu jednak koncentruję się ponownie na pogoni. Trasa jest interwałowa, ale podjazdy nie wymagają zrzucania na młynek. Sporo jest zjazdów w stylu 4cross z mini hopkami, które wymagają pracy cały ciałem i dobrego panowania nad rowerem, bo przy dużej prędkości łatwo źle wylądować:) Na zjazdach jednak tracę do Wertykala. W końcu jednak dojeżdżam do obwodnicy i wspinam się stromą ścieżkę na szczyt niewysokiego wzniesienia, z którego najpewniej czeka mnie ostry zjazd. Nie dałem rady, jakieś 20 metrów musiałem podbiec. Zjazd rzeczywiście okazał się wymagający, chwila zawahania i podpórka - a więc nie udało się:) Przejazd przez obwodnicę przez głęboką podsypkę, Wertykal od połowy idzie, mi udaje się przekręcić 3/4, ale piach i ze mną wygrał. Dalej jest świetny podjazd z kamieniami i luźnym piachem znany mi z czasówki w Kielcach sprzed dwóch lat. Oceniam, że do mety zostało jakieś trzy kwadranse, pamiętam jednak o czym przestrzegała mnie Magda - końcówka jest mocna. Cały wyścig jednak pilnuję regularnego łykania żeli i picia, ciągle czuję, że mogę jechać mocno. Na kolejnym podjeździe doganiam Jakuba, którego pokonały kurcze. Trasa ma teraz charakter typowy dla tego rejonu - okruchy dewońskich wapieni, ostre podjazdy, wilgotne, wymagające czujności i szybkie jednocześnie zjazdy - jestem zachwycony. Na zjeździe Jakub mija mnie z zawrotną prędkością, robię miejsce, nie zamierzam nikogo blokować. Na kolejnym podjeździe jednak to jak go mijam, motywuje do mocnej jazdy, dopinguje. Aż do mety pokonuję jeszcze kilka mocnych podjazdów i zjazdów. Jest trochę kałuż i błotka i jedno błotniste podejście. W końcu na ostrym zakręcie pod górę kibiujący biker mówi, że to ostatni podjazd. Zawodnik z krótszego dystansu nieco blokuje, ale atakuję, za wszelką cenę chcę dojść zawodnika Wertykala. Na ostatnim zjeździe w lesie jestem tuż za nim. Zostały asfalty, zjazd, króciutki podjazd i płasko do mety. Wertykal jednak od razu uprzedza, że jest wypompowany i nie chce się ścigać. Zostawiam go i finiszuję pośród zawodników z dystansu Fan.

Wrażenia opiszę krótko: świetna trasa, interwałowa, ostra i wymagająca, ale jednocześnie prawie w całości do przejechania w siodle, albo z tyłkiem wysuniętym za siodło:) Po prostu dająca masę frajdy. Jedynie pętla Master szybka, chociaż z bardzo ciekawymi odcinkami. Cieszy również dobra dyspozycja na podjazdach - kręciło mi się dzisiaj naprawdę dobrze i to jest dobry prognostyk przed MTB Trophy.

Znajomi również zadowoleni, Grzesiek i Magda na pudle, brat zachwycony MTB, nie zrobił sobie krzywdy, więc jest dobrze:) Coś mi się zdaje, że do Suchedniowa też będzie chciał jechać:) Na koniec słowa uznania i podziękowania dla Zdzicha za wspólną jazdę, pełną współpracę i pomoc z kołem na bufecie - po raz kolejny doświadczyłem czym jest prawdziwa zgrana drużyna. Dzięki!

1 Open / 1 M1 Michał Ficek 3:30:23
2 Open / 1 M2 Matusiak Łukasz 3:32:35
24 Open / 13 M2 ktone 4:10:10

Rating 84.1/85.0
/2536608


Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Mbike, Teren, W towarzystwie

MTB Cross Maraton - Nowiny rozgrzewka

Niedziela, 26 maja 2013 | dodano: 27.05.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst4.43/0.00km w00:17h avg15.64kmh vmax41.40kmh HR 124/164

/2536608


Kategoria 000-050, Mbike

Przedmaratonowe tak zwane przepalenie

Sobota, 25 maja 2013 | dodano: 27.05.2013 | Rower:Trek SLR | temp ˚ dst24.83/0.00km w01:00h avg24.83kmh vmax52.50kmh HR 130/173

Wczoraj nie udało się zrobić treningu - cały dzień padało, a trenażer mam niestety (a może stety) w tej chwili niedostępny. Sobotę spędziłem jednak, można powiedzieć idealnie, ale od początku. Rano w końcu się wyspałem:) Pyszne śniadanko, załatwienie obowiązków i błogie lenistwo. Posiedziałem trochę w kuchni i wyszedłem w końcu na krótki trening. Spokojne kręcenie nogami z kilkoma sprintami, które można policzyć na palcach jednej ręki. Po powrocie pyszny koktajl z truskawkami zamiast standardowego zestawu mleko + białko. Pyszny obiadek i przede wszystkim emocjonowanie się najważniejszym i najtrudniejszym etapem tegorocznego Giro:)
/2536608


Kategoria 000-050, Trek