MTB Marathon - Złoty Stok

Sobota, 30 kwietnia 2011 | dodano: 02.05.2011 | Rower:Giant XTC | temp 18.0˚ dst80.00/74.00km w04:59h avg16.05kmh vmax63.50kmh HR 157/196

Nadszedł czas na pierwszy Golonkowy maraton - Złoty Stok. Na kilka dni przed startem meteorolodzy straszą deszczem, z każdym dniem maleje nadzieja na dobrą pogodę i zapowiada się powtórka z Rabki. Nie zniechęcamy się, Magda dalej chce jechać mega, a ja Giga, moje pierwsze Giga w górach.

Do Złotego Stoku jedziemy z Pawłem i Jarkiem, w pensjonacie będzie również Albert z Asią. Droga była długa i nie bez przygód. Jedliśmy w dziwnej knajpie w Wieluniu i tak naprawdę tylko cudem nie otruliśmy się.. Na miejscu jesteśmy późnym wieczorem, po drodze padało, ale w Złotym Stoku jest sucho. Śpimy w pięknie położonym pensjonacie Złoty Jar.

Rano szykowanie rowerów, szybka wycieczka na rynek załatwić formalności - pogoda nie jest zła, zimno, ale nie pada. Powoli zaczyna się robić z problem z tym jak się ubrać - decyduję się w końcu na kamizelkę i rękawki. Po krótkiej rozgrzewce zdejmuję kamizelkę - zaczyna się przejaśniać i na słońcu jest naprawdę ciepło. Zjazd na rynek i ustawiamy się w sektorze - ostatnim:) Na kilka chwil przed startem podjeżdża do nas Arek.

Odliczanie i start, punkt 10:00. Oczywiście chwilę potrwało, zanim ruszyliśmy. Początek po asfalcie i dalej szeroką szutrówką w kierunku naszego domu, jednak przy kamieniołomie skręcamy w lewo i... zaczyna się korek. Kilka kamieni, szybko udało mi się jednak ominąć prawą stroną. Jedziemy z Pawłem razem. Zaczyna się podjazd pod Jawornik.

Jest dużo czasu na rozmowy, pogoda się klaruje - świeci słońce, temperatura rośnie - ściągam rękawki, okulary brudne od potu - zdejmuję i od tej pory jadę bez. Po blisko 10km podjazdu z kilkoma fragmentami zjazdów mijamy rozjazd na mini i zaczynamy zjazd do Orłowca. Jest krótki techniczny odcinek, ale bez problemu zjeżdżam. Paweł zostaje gdzieś z tyłu. Pierwszy bufet - zatrzymuję się, jem i piję, ale szybko ruszam dalej.

Zaczynam podjazd w kierunku Borówkowej szutrówkami. Na jednej z agrafek widzę z tyłu Alberta - krzyczę do niego i jest wesoło:) Na zjazdach szybko mnie dogania, próbuję go gonić, ale chłopak ma naprawdę spore umiejętności. Fragment zjazdu do Lutyni to bardzo fajny techniczny odcinek po kamieniach, strumyku, wyprzedziłem kilka osób. Alberta dochodzę dopiero na szutrówce. W Lutyni mamy kolejny bufet, razem z Albertem pijemy i jemy.

Ruszamy dalej, zaczyna się trawiasty podjazd na Przełęcz Lądecką. Szybko dogania nas Paweł i od tego momentu jedziemy we trzech:) Szkoda, że nikt nam w tym momencie nie strzelił foty:) Mijamy przełęcz i pniemy się w górę w kierunku Borówkowej, czyli najwyższego punktu na trasie, wisienki na torcie. Sporo czytałem o zjeździe z tej góry i nie wiem czego się spodziewać. Zanim jednak będzie zjazd, trzeba podjechać;) Trasa po lesie jest momentami bardzo stroma, ale jedziemy z chłopakami twardo. W pewnym momencie musiałem się zatrzymać i poprawić łańcuch - spadł z kółeczka przerzutki. Na Borówkowa wjeżdżam przed chłopakami i zaczyna się zjazd - było wszystko - szybki singiel, metrowe kamienie - tutaj kawałek sprowadzałem, trochę korzeni i słynny korzenisty killer - na którym wyprzedza mnie Albert i robi to w takim stylu, że aż mi głupio! Przynajmniej dwukrotnie szybciej. Ręce mnie bolą od zaciskania kierownicy, ale na cały zjeździe wyprzedziłem kilka osób. W pewnym momencie mijałem Ulę - pytam się czy coś się stało - miała bóle w nodze. Zjazd z Borówkowej jest genialny! Chwilę później mamy rozjazd na giga - limit wjazdu to godzina 13:15 - mam około godziny zapasu, co daje mi średnią ciut powyżej 13kmh.

Wjeżdżam na teren Czech - trasa za granicą ma być łatwa i szybka i tak jest. Łatwe podjazdy - zostawiam Alberta, i szybkie zjazdy. Trafia się jeden techniczny zjazd singlem, bardzo szybki - na zjeździe doganiam Grzegorza C. z którym będę walczył przez kolejne kilkanaście kilometrów:) Jest też trochę asfaltu. Po minięciu jednej ze wsi wjeżdżamy dosyć ostro po trawie i wąwozem w las. Nawierzchnia jest bardzo śliska, ścieżka przykryta liści, które skrywają gałęzie. Zaczyna się kilkunastominutowe wprowadzanie.. Ten odcinek dał w kość, prędkość wprowadzania oscylowała w granicach 3-5kmh! Kawałek dalej można już jechać, zjeżdżamy do czwartego bufetu. Kolejny postój, biorę batona i powerade - Grzesiek mi odjeżdża.

Ruszam w pogoń i już na pierwszym podjeździe go wyprzedzam. Kawałek dalej widzę dwóch gości, jeden na Scottcie w czarnych ciuchach - czyżby Arek? Powoli zbliżam się - okazuje się, że to Arek i Jarek Drogbas, którego poznałem po rowerze:) Jedziemy spory kawałek razem i rozmawiamy, jednak na końcówce podjazdu ruszam do przodu, na zjazdach uciekam i w Białej Wodzie zaczynam samotnie podjazd w kierunku Polskiej granicy. Podjazd jest lekki, ale upał i kilka godzin na trasie dają się we znaki. W pewnym momencie dostrzegam koszulkę Bikestats - Jacek? Niemożliwe.. Chwilę później dojeżdżam bliżej i witam się z Jackiem:) Długo jednak nie jedziemy razem i atakuję dalej. Od ostatniego bufetu sporo wyprzedzam, czuję, że mam zapas siły, nie mam żadnego kryzysu i świetnie mi się jedzie. W pewnym momencie staje się to, czego obawiam się od pierwszego podjazdu po zdjęciu okularów - mucha wpada mi do oka. Na szczęście szybko "wyłzawiam" nieproszonego gościa. Tuż przed ostatnim, piątym już bufetem, mijam Roberta S i oddaję mu jeden z bidonów - zgubił swój i ma kryzys. Bufet na połączeniu trasy giga i mega. Szybko łykam banana i kubek powerade, ale Jacek i Jarek mnie mijają.

Zaczyna się krótki, ale stromy podjazd. Mijam Jacka, Jarka i całą rzeszę megowców. Niestety kawałek dalej kapituluję i schodzę z roweru - podjazd jest zbyt stromy. To jednak mały kawałek i dalej już jadę. Na Przełęczy Jaworowej zaczynają się zjazdy aż do mety. Jest bardzo szybko, miejscami boję się, że nie wyrobię w zakręcie - nie lubię zjazdów po szutrówkach. Przed sobą nie widzę nikogo i podświadomie odpuszczam. W pewnym momencie dogania mnie zawodnik, na oko moja kategoria - zaczynam dokręcać. Ostatnie trzy kilometry jedziemy na pełnym gazie, kilka razy jest może nawet za szybko. Wpadamy na asfalt kilkaset metrów przed rynkiem, jedziemy koło w koło. Tuż przed metą organizator ustawił szykanę i musimy bardzo ostro hamować, żeby nie uderzyć w barierki. Jakieś nieporozumienie! Na metę wpadam sekundę przed rywalem.

Zastanawiam się, jak poszło Magdzie - z jednej strony bałem się, jak sobie poradzi na zjazdach, ale jednocześnie wierzyłem w nią. Spotkałem Tomka, rozmawiamy chwilę i mówi, że Magda jest już na mecie. Od razu ją dostrzegłem:) Jest bardzo zadowolona:) Czekamy razem z Asią na chłopaków, rozmawiamy ze znajomymi, jemy makaron i korzystamy z darmowego czeskiego piwa:) Kolejki do myjek nie ma - w końcu maraton był suchy, zdarzyło się tylko kilka kałuż.

Jestem bardzo zadowolony ze swojej jazdy, bez kryzysów, skurczy, może nawet momentami zbyt asekuracyjnie. Wyprzedziłem wszystkich znajomych poza Romkiem A. Nie mam nic przeciwko, żeby taka tendecja utrzymała się do końca sezonu:) Trasa rewelacyjna. Piękne widoki, długie podjazdy i kilka wymagających zjazdów z Borówkową w roli głównej. Za dużo jednak szutrówek, na których jest niebezpiecznie, chociaż jazda 65kmh w dół tuż obok stromego zbocza też daję frajdę:) Oczywiście żeby nie było tak kolorowa - strata do zwycięzcy ogromna - prawie półtorej godziny! Ogólnie maraton był dość łatwy techniczne.

Czas brutto: 5:06:11 (Czas samej jazdy z licznika 4:59)
Open 100/189
M2 43/58 (zwyciężył A. Brzózka 3:36:57)

Po umyciu się i przebraniu zjeżdżamy z Magdą i Pawłem na dekoracje i losowanie tomboli - Paweł wygrał badania wydolnościowe w Wiśle! Na koniec deser:) Grzegorz w dyskusji na forum obiecał, że jeśli ktoś ukończy dystans mega poniżej dwóch godzin - obejdzie rynek na czworaka i będzie mył rower temu zawodnikowi do końca sezonu. Grzegorz zmotywował zawodników tak mocno, że osiem osób ukończyło maraton poniżej dwóch godzin:) Nie wiem czy był rowery, ale rundę dookoła runku zrobił, były nawet bufety:) Świetna atmosfera!


Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Teren, W towarzystwie, XTC


komentarze
ktone
| 20:42 środa, 11 maja 2011 | linkuj Jest jeszcze jedno:)
JPbike
| 18:19 środa, 11 maja 2011 | linkuj Miło mieć wspólną fotkę :)
klosiu
| 10:05 wtorek, 10 maja 2011 | linkuj Świetna relacja :).
Racja że bramkę z pomiarem czasu w końcówce możnaby ustawić jeszcze na prostej, dziwne że nikt na to nie wpadł.
Anonimowy tchórz | 00:08 czwartek, 5 maja 2011 | linkuj następnym razem będzie pudło
ktone
| 08:39 poniedziałek, 2 maja 2011 | linkuj Można zrobić metę na prostej, na początku asfaltu, a dojazd na rynek potraktować jako rozjazd - bezpieczniej.
MAMBA
| 08:37 poniedziałek, 2 maja 2011 | linkuj Zakosy na mecie nie były nieporozumieniem.
Dwa lata temu ich podobno nie było, ludzie nie zauważali zakrętu i wpasowywali się w barierki.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa woscs
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]