Teren
Dystans całkowity: | 17863.98 km (w terenie 10869.95 km; 60.85%) |
Czas w ruchu: | 953:28 |
Średnia prędkość: | 18.83 km/h |
Maksymalna prędkość: | 72.00 km/h |
Suma podjazdów: | 52819 m |
Maks. tętno maksymalne: | 202 (101 %) |
Maks. tętno średnie: | 175 (87 %) |
Suma kalorii: | 181461 kcal |
Liczba aktywności: | 280 |
Średnio na aktywność: | 64.72 km i 3h 25m |
Więcej statystyk |
Rowerowy KPN
Niedziela, 17 listopada 2013 | dodano: 26.12.2013 | Rower:Giant XTC | temp ˚
dst29.46/22.00km
w01:49h avg16.22kmh
vmax40.10kmh HR 139/180
Ustawka RK - niestety znowu nie wyrobiliśmy się z Magdą i dojechaliśmy do Łubca, skąd na dwóch kółkach już do Roztoki.
Kierunek oczywiście Górki przez Karpaty..
http://www.endomondo.com/workouts/269861103/2536608">http://www.endomondo.com/workouts/269861103/2536608
Kategoria 000-050, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC
KPN z Jerzym
Poniedziałek, 11 listopada 2013 | dodano: 18.11.2013 | Rower:Panek 29er | temp ˚
dst43.62/35.00km
w02:14h avg19.53kmh
vmax31.50kmh HR 141/178
Na świąteczny wypad do KPN ustawiliśmy się z Jerzym. Pogoda fajna, niestety czas nie ma dużo, starczyło tylko na krótką pętlę.. Na szlaku do Sosny Powstańców pojawiły się betonowe płyty, cywilizacja puka do drzwi..
Zrobiliśmy oczywiście singla po wydmach z Górek, niestety Garmin się zawiesił i przepadł mi dobry czas do malej rywalizacji na Stravie;)
Dobry wypad!
/2536608
Kategoria 000-050, 29er, KPN, Teren, W towarzystwie
R-KPN
Niedziela, 3 listopada 2013 | dodano: 18.11.2013 | Rower:Panek 29er | temp ˚
dst49.95/45.00km
w02:47h avg17.95kmh
vmax42.70kmh HR 147/185
Wspólny wypad z kolegami z R-K.. Momentami było mocno, ale szuranie po liściach sama przyjemność:)
Nie zabrakło oczywiście poszukiwania troszkę bardziej wymagających ścieżek..
..poza tymi doskonale wszystkim znanymi, był też czas na improwizowanie;)
Oby częściej!
/2536608
ilość przewyższeń imponująca, ale to jednak niestety pomyłka Garmina;)
Kategoria 000-050, 29er, KPN, Teren, W towarzystwie
Spacer w KPN z Magdą
Niedziela, 27 października 2013 | dodano: 04.11.2013 | Rower:Panek 29er | temp ˚
dst32.04/32.04km
w02:01h avg15.89kmh
vmax37.20kmh HR 131/181
W planach wspólne kręcenie z kolegami z rowerowykampinos.pl, ale zaspaliśmy z Magdą na zbiórkę. Pokręciliśmy bardzo spokojnie we dwoje.
Start z Truskawia - pełno ludzi, nic dziwnego, bo pogoda jak na końcówkę października świetna! Słoneczko świeciło!
Pokręciliśmy się trochę singlami po wydmach..
Zaliczyłem kolejne kilometry na nowym ścigancie - coraz lepiej się dogadujemy, chociaż wymaga kilka drobnych modyfikacji..
/2536608
Kategoria 29er, W towarzystwie, Teren, KPN, 000-050
Kolejny piękny weekend w KPN
Niedziela, 20 października 2013 | dodano: 04.11.2013 | Rower:Panek 29er | temp ˚
dst42.57/37.00km
w02:26h avg17.49kmh
vmax36.10kmh HR 131/180
Ustawka z kolegami z rowerowykampinos.pl, niestety zaspaliśmy z Magdą i dojechaliśmy autem do Łubca, skąd szybko na skróty dojechaliśmy do Roztoki..
..gdzie czekali na nas znajomi. Razem ruszyliśmy w stronę Warszawy, dawno nie jeździłem tych szlaków..
Dzisiaj nie tylko ja na nowym sprzęcie;)
Zebrało się nas sporo ludzi, ale na szczęście tempo nie było mocne, nie goniliśmy grupy Trochana, z którą ruszyliśmy z Roztoki
W Sierakowie rozdzieliliśmy się, my z Magdą ruszyliśmy w drogę powrotną do Łubca. Jesień zachwyca kolorami:)
Powrót skrótem przez Debły..
Przy leśniczówce trafiliśmy na galerię zdjęć kampinoskiej fauny, zdjęcia rewelacyjne, a Magda oczywiście zachwycona:)
/2536608
Kategoria W towarzystwie, Teren, KPN, 29er, 000-050
Ziemia chęcińska:)
Niedziela, 13 października 2013 | dodano: 04.11.2013 | Rower:Panek 29er | temp ˚
dst57.44/35.00km
w02:28h avg23.29kmh
vmax54.00kmh HR 139/181
Po wczorajszym zakupie, nie było lepszej okazji do przetestowania nowego sprzętu, jak skorzystać z propozycji Pawła - zaliczyć pętelkę w Świętokrzyskich. Wspólnie ustaliliśmy, że startujemy z Chęcin i robimy pętlę przez najciekawsze odcinki w okolicy - znam te tereny, mam do nich mega sentyment z czasów studenckich i tym chętniej pełniłem na wyjeździe funkcję przewodnika;)
Na początek Zamek w Chęcinach..
Zjazd do Chęcin bardzo ciekawy, Garmin pokazał 28%;)
Z Chęcin kierunek Pasmo Zelejowej. Zaliczamy fajny kamieniołom, niestety Paweł złapał gumę, wykorzystuję czas na sprawdzenie roweru na krótkim, ale fajnym zjeździe:)
Schodzimy do kamieniołomu, co nie jest proste..
..i jedziemy super singlem, a później już szerokim szlakiem do Jaskini Piekło
Zjazd w stronę Gałęzic fajny, miejscami sporo kamieni - fajnie!
Dalej szutrami do kamieniołomu w Gałęzicach - na studenckim kursie to miejsce zrobiło na wszystkich niesamowite wrażenie - podobnie było tym razem!
Dalej znowu szutrami docieramy w końcu na kolejny punkt dzisiejszej trasy - Miedziankę:)
Zaliczamy zjazd znany z maratonu w Nowinach, jest tam taki fajny odcinek, który ciężko zejść;)
Dalej szutrami i super leśnymi ścieżkami usianymi jesiennymi kolorami na Mielechowską
..po czym zaliczyliśmy kapitalny zjazd wąwozem, niestety ani zdjęć, ani filmu nie ma, ale miejsce naprawdę zacne! Następnie dojechaliśmy szutrami i asfaltami do Małogoszczu z nadzieją zjedzenia czegoś konkretnego, niestety skończyło się na drożdżówkach i coli w osiedlowym spożywczaku.. Główną trasą dojechaliśmy do Bocheńca, gdzie wskoczyliśmy na szlak na Czubatkę. Podjazd w 95% łatwy.
Szlak po grani super..
Natomiast zjazd po prostu rewelacja! W dwóch miejscach wycykałem..
Z Czubatki szutrami i asfaltami przez Bolmin na ostatnie dziś pasmo - Grzywy Korzeckowskie, doskonale mi znane z kursu studenckiego:)
Z Grzyw bokami dojechaliśmy na parking. Kapitalny wypad, świetne tereny, masa ciekawych miejsc, ładnych, technicznych i momentami wymagających szlaków, a to wszystko zaledwie 2 godziny jazdy z domu, oby częściej!
/2536608
Kategoria W towarzystwie, Teren, Góry, 29er, 050-100
MTB Cross Maraton - Kielce
Sobota, 5 października 2013 | dodano: 09.10.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚
dst62.84/50.00km
w04:06h avg15.33kmh
vmax52.80kmh HR 162/183
O przygotowaniach do tego startu mogę napisać tylko tyle, że ich nie było. No cóż, ostatni start, trzeba mieć to już za sobą.. Trasa kieleckiego maratonu jednak cieszy się u mnie szczególną sympatią – ciekawa, interwałowa, pełna szybkich i krętych singli, do tego rejon Kielc po prostu lubię. Od kilku dni pogoda jest mocno jesienna – przymrozki o poranku i skąpe 10* w ciągu dnia – prognozy na maraton nie wróżą wyjątku, na pewno nie będzie gorąco. Wyjeżdżamy z Warszawy z Magdą, Łukaszem i Pawłem – na termometrze jakieś 2*.. Start maratonu połączono z odbywającymi się aktualnie w kieleckich halach EXPO targami rowerowymi – super pomysł, start z hali, odpada problem wychłodzenia w oczekiwaniu na start w sektorze, a po doturlaniu się do mety może uda się co nieco obejrzeć? Bardzo krótka rozgrzewka i do sektora, który ponownie mi przysługuje, pomimo fatalnego wyniku w Sobkowie.
Początek asfaltami za samochodem, tzw dojazdówka w teren – coś czego nie można uniknąć, tempo momentami zabójcze, prędkość powyżej 50kmh, nagle wjeżdżamy na dziurawą szutrówkę, za chwilę na łąki, szybko peleton się rozciąga. Nie szarżuję, muszę uważać na kolano, poza tym przede mną jakieś 4-4,5 h walki z górami, a że nie jestem w najlepszej formie, muszę się pilnować, nie przejmuję się, że Paweł i Michał uciekają. Po kilku kilometrach i pierwszej górce, na której zagotowałem się – na kolejnej trzeba zrobić postój na pozbycie się buffa i siku.. mija mnie masa osób.. Przed słynnymi torami mijam Pawła – guma, wielka szkoda:( Przejazd wzdłuż torów i odbicie do Pasma Zgórskiego – kultowego pasma wciśniętego między trasą S7 i linią kolejową, znanego doskonale z maratonu w Nowinach. Miód malina! Fajne, momentami naprawdę wymagające podjazdy i szybkie, techniczne zjazdy, pełne pułapek. Były dwie ostre ścianki – na pierwszej wyprzedziłem m.in. Krysię z MyBike. Później długo jechaliśmy razem aż do bufetu. Na bufecie, jak zwykle, świetna obsługa i miła niespodzianka – brzoskwinie, i to twarde, tak jak lubię! Moje tempo nie jest rewelacyjne, ale jadę równo, zjazdy robię dobrze, na podjazdach walczę, czuję się dobrze, ale zastanawiam się na ile czasu starczy paliwa?
Za bufetem długi podjazd (drugi już raz dzisiaj) na Zieloną, dalej Patrol i Trupień – kapitalne szlaki. Udaje mi się dojść Lucjana. Pętlę Master kończymy świetnym zjazdem z Trupienia, wjazd na nasyp kolejowy i słynna kołyska po tłuczniu – kilka kapci tutaj na pewno było.. Z kieleckiej czasówki sprzed dwóch lat pamiętam, że za wiaduktem czeka nas ostre podejście na Kolejową – dzisiaj jednak trasa odbija z nasypu w dół i Kolejową zdobywamy od innej strony – w sumie dobrze, że nie ma niepotrzebnego butowania. Dalej kapitalny szlak przez Biesak w dwóch miejscach jest za mocno i schodzę z roweru.. Las zachwyca jesiennymi kolorami, pogoda zrobiła się prawie letnia – strasznie żałuję, że nie ubrałem się tak, jak przez cały rok na trudne warunki, czyli jednak tylko krótkie spodenki, potówka i rękawki – zwyczajnie gotuję się na podjazdach. Drugi bufet i znowu moje ulubione brzoskwinie!
Wiem, że przede mną jeszcze jakieś półtorej do dwóch godzin walki z czasem. Rzut oka na Garmina – coś tu się nie zgadza, przewyższenia wskazują, że za chwilę wyjedziemy z terenu i czeka mnie dokrętka 20km do mety po płaskim? Niemożliwe, czyli będzie więcej niż 1200 w pionie.. Fajny podjazd pod Pierścienicę, mijam wyciąg i znowu w dół, zjazd bardzo szybki i stosunkowo łatwy, ale fajny! Kolejne kilometry mniej wymagające, ale ciągle góra-dół-góra-dół. Przed wyjazdem z lasu w Białogonie dochodzi mnie Marek Zając, który nadrabia po problemach z zakleszczonym łańcuchem. Wyraźnie zwalnia i siadam na kole. Jedziemy razem odcinek przez trasę 762 i po łąkach. Podjazd na Bruszną robię już sam – pamiętam tą górę z czasówki, ale robiliśmy ją w odwrotnym kierunku. Zjazd super – trochę kamieni, skałki. Dalej wyjazd na łąki i kapitalny odcinek przez Grabinę – super widoki, ciekawa trasa, teren ma potencjał na XC! W końcu wyjazd na płaską jak stół dojazdówkę do mety – trochę szutrami, trochę asfaltami. Na końcówce wyprzedza mnie i zostawia Wojtek z MyBike, na ostatnich kilkuset metrach zaczynam go dochodzić, ale ostateczny atak zostawiam sobie na ostatnią prostą – niestety za późno zorientowałem się, że meta jest zlokalizowana kilkaset metrów przed halą, z której startowaliśmy, nic to, wiele nie straciłem.
Moje wrażenia? Kapitalna trasa, poza nudnym i niebezpiecznym dojazdem do terenu, cały czas coś się dzieje. Podjazdy równe i techniczne, ostre i łagodne, trochę kamieni, sporo piachu, kolein, gliny. Chyba najlepsza trasa całego cyklu w tym roku. 1500 m w pionie pokonane w zasadzie na ok. 45 km trasy mówi samo za siebie. Wynik słaby – adekwatny jednak do mojej obecnej formy. Magda zadowolona z jazdy – ostatecznie w generalce wywalczyła 2 miejsce! Drużynowo dzisiaj pechowo – zarówno Ula, Paweł i Romek nie ukończyli zawodów i w efekcie dosłownie o włos przegraliśmy 3 miejsce w klasyfikacji generalnej, wielka szkoda.. Dekoracje sporo przeciągnęły się w czasie, ale było warto – pamiątkowa koszulka za 6 startów i fajne nagrody.
1 Open / 1 M2 Patryk Piasecki 3:03:08
54 Open / 21 M2 ktone 4:06:41
rating 74.2
Tegoroczna lina MTB Cross Maraton to mój pierwszy zaliczony w całość cykl – wystartowałem we wszystkich 8 edycjach. Rywalizację ukończyłem na 13 pozycji – za rok ten cykl na pewno moim głównym polem rywalizacji, oczywiście obok wyścigów etapowych. Teraz będzie dużo czas na planowanie – koniec sezonu 2013!
/2536608
Maraton w Kielcach był moim ostatnim na carbonowym ścigancie marki Mbike - w niedzielę po maratonie rower sprzedałem..
Kategoria xt1, W towarzystwie, Teren, Mbike, Imprezy / Wyścigi, Góry, 050-100
Barania Góra
Niedziela, 22 września 2013 | dodano: 07.10.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚
dst25.09/22.00km
w02:19h avg10.83kmh
vmax58.90kmh HR 133/165
Niedzielny rozjazd po maratonie jest świetną okazją do zdobycia wreszcie Baraniej Góry. Niech zdjęcia mówią za siebie - było kapitalnie, a na zjazd niebieskim szlakiem na pewno wrócę kiedyś z cięższym rowerem:)
/2536608
Kategoria 000-050, Góry, Mbike, Teren, W towarzystwie, xt1
MTB Marathon - Istebna
Sobota, 21 września 2013 | dodano: 07.10.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚
dst77.08/60.00km
w06:15h avg12.33kmh
vmax65.10kmh HR 155/181
Ostatnie dwa tygodnie po wyjeździe do Łomnicy niestety bez roweru. Martwi mnie ból kolana po kręceniu po maratonie, złapało mnie też przeziębienie.. Również prognozy pogody i perspektywa powtórki warunków na trasie z MTB Trophy nie zachęcają. Mimo to do Istebnej jedziemy – ostatni maraton, ostatnia okazja do kręcenia po prawdziwych górach, dekoracje za generalkę.. Jedziemy z Magdą, Jarkiem i Tomkiem, śpimy oczywiście u Madziara. Są też Albert z rodzinką, [ur=http://k4r3l.bikestats.pl/]Kuba i [url=http://jpbike.bikestats.plJacek[/url]. W nocy przebudziły mnie krople walące nieznośnie o dach, podobnie rano – pada. Nastroje słabe, ale kiedy zjeżdżamy do Istebnej na start przestaje padać, robi się cieplej.
Trudne warunki na trasie dają szasnę, że na maratonie będzie się coś działo – trasa w większości pokrywa się z zeszłoroczną – szału nie robi, ale kiedy jest morko, to co innego;) Nie napinam się, wiem, że skoro nie jeżdżę od dobrych kilku tygodni, nie jestem w formie. Pierwszy podjazd jest dla mnie bardzo ciężki, szybko się zagrzałem, zapchane zatoki sprawiają, że szybko spadam w ogon i poważnie myślę nad wycofaniem się… Jest ciężko, ale jakoś udało mi się dotrzeć do pierwszych zjazdów – od razu humor mi się poprawił. Sporo wyprzedziłem, sporo zabawy, rower ucieka, ale w gruncie rzeczy błota nie jest dużo, na pewno nie jest więcej niż na Trophy ;) Kolejne podjazdy idą zdecydowanie lepiej. W Leszczynie zrzucam z siebie kamizelkę i rzucam obok naszej kwatery. Dochodzę Jarka i o dziwo zostawiam na podjeździe do Stecówki. Fajny techniczny podjazd, szczególnie wymagający z uwagi na błoto – bardzo lubię takie odcinki. Przed Stecówką odbijamy na zjazdy do Pietraszonki. Kolejny fajny podjazd po piaskowcowych płytach – całość bez akrobacji w siodle. Dalej na odcinku do Gańczorki staram się gonić Michała, którego mam w zasięgu wzroku – po kilku kilometrach dystans nadal wynosi około minuty. Podjazd na Gańczorkę ciężki, ale sam zjazd genialny! Dalej Mała Gańczorka i Tyniok – tutaj jak zwykle bardzo dużo śliskiego błota. Udało się dogonić Michała, niestety na dwóch krótkich hopkach nie musiałem butować – napęd w tym błocie zaciągał.. Trochę straciłem, szczególnie nerwów..
Zjazd asfaltami i I bufet na dzisiejszej trasie. Łapię szybko coś do jedzenia i atakuję podjazd do Koniakowa. Niestety dzisiaj byłem za słaby, wymiękłem dokładnie w tym samym miejscu, co Michał i Grzesiek z SCS OSOZ.. Przejazd przez Koniaków – tutaj straciłem do Michała znowu jakąś minutę – nie wiem czemu, ale odkąd pierwszy raz jechałem podjazd na Ochodzitą w 2011 roku, zawsze ten odcinek jadę źle. Pogoda się poprawiła, momentami słoneczko przebija przez niskie chmury, co daje niesamowite efekty świetlne – widoki cudne! Sam podjazd na Ochodzitą jadę mocno, gonię i udaje mi się wyprzedzić dwóch zawodników – wiem, że na zjeździe zawsze mnie ktoś blokuje. Tym razem blokuję sam siebie, robię głupie rzeczy i w efekcie mam wrażenie, że zjechałem bardzo wolno, jednak nadrobiłem do poprzedzających mnie zawodników. Dalej Przełęcz Rupienka i podjazd Trojaki i Kikulę – jest masa czerwonego mazistego błota. Krótki odcinek muszę butować – błoto zakleiło cały rower, podobnie jak na Trophy na podjeździe na Rysiankę.. Na Kikuli chcę z przyzwyczajenia z Trophy jechać prosto do Zwardonia – zapomniałem, że nie jedziemy na Wielką Raczę;) Odbicie w prawo na słynne słowackie łąki – w tych warunkach jest ciekawie. Śmiganie ponad 40 kmh nie mając nawet cienia marginesu przyczepności nie jest fajne.. Bufet, łapię szybko owoce. Dochodzę Kubę:)
Ruszamy razem. Napęd niestety znowu zaciąga. Irytuje mnie to, bo wiem, że siłowa jazda skończy się znowu bólem kolana.. Zostawiam Kubę na zjazdach do doliny – jest szybko, błotko wali spod kół na twarz, ja oczywiście nie mam okularów, ledwo widzę, ale jadę;) Zjazd w tych warunkach bardzo fajny, wymagający! Krótki odcinek w dolinie i już wiem, co mnie czeka – ostre podejście. Pamiętam ten odcinek z zeszłego roku.. Na ściance widzę Michała, którego szybko udaje mi się dogonić i tak we dwóch wędrujemy. Szkoda, że nie udało się znaleźć jakiejś sensownej alternatywy dla tego podejścia.. Na łące wychodzi słoneczko i grzeje, Michał częstuje żelkami.. No jak tu jechać! ;) W końcu zostawiam Michała i próbuję zrobić trochę przewagi. Na jednym z szybkich zjazdów zaliczam spektakularną glebę i poślizg, tylko cudem udało mi się uniknąć nurkowania w kałuży;) Chwilę później obiłem sobie krocze…
- masz dzieci?
- jeszcze nie…
- no to może być problem.. ;)
Trzeba jechać dalej. Końcówka pętli na Słowacji – znam z Trophy. Przeprawa przez uszkodzony mostek, krótkie ostre podjazdy, walka z zaciągającym łańcuchem.. Wyjazd w końcu na asfalty – stąd jedziemy z Michałem do bufetu razem. Na bufecie Michał ratuje mnie smarem – dzięki! Szybkie asfaltowe zjazdy i jesteśmy w Jaworzynce – inaczej niż planowano, ale podobno na te asfalty oszczędziły nam brodzenia w błocie po kolana.. Jeszcze tylko doskonale znana dojazdówka przez Jaworzynkę i Istebną do mety – końcówka jednak poprowadzona ścieżką dydaktyczną nad Olzą - ominęliśmy słynnego killera po korzeniach, ale był też fajny zjazd i w tych warunkach do zrobienia w siodle. Na krótkich drewnianych schodkach jednak wymiękłem – wiem jak śliskie one potrafią być w połączeniu z beskidzkim błotem. Rozjazd mega / giga, dosłownie 50 m od mety, draństwo;) Bufe – chwytam żel.
Przede mną pętla mini – podjazd pod Stożek i teoretycznie szybkie zjazdy, na koniec dojazdówka asfaltami wzdłuż Olzy. Pikuś.. Początek podjazdu pod asfaltach szutrach robię w dobrym tempie, ale po wjechaniu w teren odczuwam brak treningów przez ostatnie tygodnie i osłabienie przeziębieniem – powoli, ale systematycznie schodzie ze mnie powietrze. Są momenty, że na zupełnie łatwym szlaku schodzę z roweru, jak głupi wcinam żel i podziwiam przebijające przez drzewa widoczki.. Końcówka podjazdu już w siodle, dochodzi mnie Michał i razem jedziemy do zjazdów. Udało mi się odskoczyć, zjazd fajny, ale nieco krótki;) Dalej kręcimy szutrówką lekko w górę. Na odcinku urozmaiconym zrywką – świetny pomysł tak puszczam maraton… - dochodzi nas Jarek. Dalej jedziemy we trzech. Na podjeździe muszę się mocno naginać, żeby utrzymać tempo. Na szczęście szybko zaczynamy zjazdy - początek szybki, ale w drugiej części wjeżdżamy w ciemny las, czarna gliniasta ziemia, korzenie, trochę kamyczków – jest super! Niestety jakieś 20 m przed wyjazdem na asfalty łapię snejka..
Wymiana gumy zajęła mi jakiś kwadrans, sporo czasu walczyłem ze zdjęciem opony z obręczy. Zdążyłem porządnie się wychłodzić, a chęć dalszej jazdy opuściła mnie totalnie.. Dojazd do mety asfaltami bez wyrazu, nie pomógł nawet kapitalny singielek z Ostrej Hory do Olzy…
Wynik i przede wszystkim odczucia z jazdy niestety odzwierciedlają moją aktualną formę - ale nie ma się czemu dziwić, żeby jeździć, to trzeba jeździć. Błotko na zjazdach jednak nadal sprawia mi chorą radochę:) Magda zadowolona z jazdy – dzisiaj 6 miejsce w kategorii, ale najbardziej zadowolona jest z bezpośredniej walki na trasie z Kamilą. W klasyfikacji generalnej udało się jej awansować na 4 pozycję! W klasyfikacji drużynowej niestety spadliśmy na 6 pozycję. Sezon w cyklu MTB Marathon kończę na 12 pozycji, ale nie ostatniej – jest postęp.. Na podsumowanie przyjedzie jeszcze czas..
/2536608
Kategoria 050-100, Góry, Imprezy / Wyścigi, Mbike, Teren, xt1
Góry Sowie i Wałbrzyskie
Niedziela, 8 września 2013 | dodano: 18.09.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚
dst61.37/45.00km
w04:37h avg13.29kmh
vmax70.70kmh HR 130/
Awaria samochodu Jarka trochę nam pokrzyżowała plany na przedłużony weekend – naprawa przeciągnie się przynajmniej do wtorku, kiedy to oboje z Magdą musimy wracać do pracy, czeka nas więc powrót pociągiem z Wałbrzycha. Nie zmienia to faktu, że mamy całą niedzielę :)
Jeszcze wieczorem opracowujemy wstępny plan – obowiązkowo Wielka Sowa i zjazd do Walimia, Rogowiec i może Andrzejówka, może nawet zjazd do Sokołowska. Dołączają do nas Albert i Łukasz. Ruszamy ok. 10, pogoda zapowiada się idealna, kierunek Głuszyca Górna.
Udaje mi się poprowadzić ekipę do zalanego kamieniołomu – piękne miejsce, w którym niegdyś miałem wykład i obiecałem sobie, że wrócę tu na rowerze..
Miejsce rzeczywiście niezwykle urokliwe..
Dalej kierunek Głuszyca, krótki postój przy stacji kolejowej, z której ciekawostka, kursuje nowoczesny szynobus do Wałbrzycha i Kłodzka
Ruszamy przez Głuszycę (krótkie zakupy), Kolce w Masyw Włodarza. Przejeżdżamy obok wielkiej atrakcji tego regionu – tzw. Podziemnego miasta Osówka
Dojazd asfaltami do Grządek
..i malowniczym szlakiem z widokiem na Masyw Wielkie Sowy do Sierpnicy
Zamiast forsować ostry podjazd na Sokół znany z maratonu w Głuszycy, zjeżdżamy do Rzeczki asfaltami, nie do końca jestem fanem tego wariantu – wytracać przewyższenia asfaltami, ale trzeba przyznać, że widoki przednie!
Dalej mam okazję zmierzyć się z podjazdem do schroniska pod Sokolicą, dobrze pamiętam ten podjazd z mojego pierwszego maratonu w górach, dokładnie 3 lata temu – wtedy podjazd butowałem. Dzisiaj spokojnie w siodle.
Chwilę szukam trawersu, którym zjeżdżaliśmy na maratonie do Sokolca, ale q końcu odpuszczam i jedziemy szlakiem w kierunku Sokolicy. Na szlaku sporo ludzi, a że nie brakuje kamieni, uskoków (w górę) i korzeni, to dopingują nas – dobrze, że nie jedziemy w dół;)
Trochę zjazdów też jest, dobrze, że ludzi mniej, od schroniska Sowa szybkim szlakiem dokręcamy na przeł. Kozie Siodło
Stąd już oczywiście doskonale znanym szlakiem po kamieniach na Wielką Sowę. Zadziwiające jak łatwo mi się podjeżdża – dopiero teraz widzę, jak olbrzymie znaczenie ma efekt zmęczenia na MTB Challenge, kiedy podczas V etapu przegrałem na tym podjeździe z kamieniami..
Na szczycie krótki postój :) Chwilę się wahamy, czy nie spróbować niebieskiego szlaku, szczególnie kiedy miejscowa bikerka zapytana o ten szlak odpowiada „jest niebezpiecznie”, ostatecznie jednak nie możemy zrezygnować ze zjazdu do Walimia znanym nam szlakiem żółtym:)
Początek szybki, choć wcale nie łatwy, momentami trochę za bardzo szalejemy z Albertem, na pewno tak jest zdaniem mijanych piechurów..
Sam zjazd z Małej Sowy, szczególnie początek, miodzio!
Nie ma czasu na robienie zdjęć. Druga część zjazdu to już mocna rąbanka i tu mój entuzjazm jest mniejszy, ale nadal jest ciężko = fajnie! Zjeżdżamy do Walimia i ląduejmy na obiedzie oczywiście w zajeździe u Huberta
Po obfitym obiedzie ruszamy podobnie jak na Challenge w kierunku Masywu Włodarza asfaltami do Grządek. Ostro pod górę..
W tle Mała Sowa..
Masyw Włodarza kojarzy mi się z szybkim przelotem szutrówkami, jadąc jednak ten odcinek na spokojnie, mocno doceniam zjazdy – owszem są szybkie, ale dają fun!
Przed Jedlińską Kopą opuszcza nas Albert – zjeżdża do Łomnicy i wraca do rodzinki. Zjazd do Głuszycy na Challenge puszczony jest wąską, ziemista ścieżką i staram się znaleźć ten szlak, niestety okazuje się, że przez prace leśne, ścieżka jest nieprzejezdna. Zjeżdżamy więc rowerowym. Rowerowy szlak w gminie Głuszyca nie oznacza bynajmniej nudnych szutrów – strefa MTB, jej twórcy wiedzą o co chodzi:) Zaliczamy kilka kilometrów szybkich singli, na których można poczuć, co to jest flow:) Nie ma czasu na zdjęcia z wyjątkiem punktu widokowego na dolinę Bystrzycy i Góry Suche..
Przejazd przez Głuszyce śladami MTB Challenge..
Z Głuszycy jedziemy przez Rybnicę w kierunku szlaku do ruin zamku Rogowiec. Szlak od początku jest stromy, ale większość da się wykręcić..
..końcówka jest to ostra wspinaczka. Do skalnych bram u podnóża Rogowca prowadzi wąski singielek, na którym trzeba mieć naprawdę mocne nerwy, żeby pokonać go w siodle..
Widok zarówno spod Skalnych Bram na Dolinę Bystrzycy i Góry Suche..
..jak i z ruin Zamku na Góry Wałbrzyskie, niesamowity.
Co ciekawe na sam szczyt Rogowca prowadzi szlak strefy MTB, a muszę przyznać, że nie odważyłbym się zjechać tą ścieżka. Pisałem już, że autorzy tras wiedzą o co chodzi? ;) Dalej nudnymi szutrami w kierunku Andrzejówki – nie udało mi się namówić reszty na wariant zdecydowanie ciekawszy, tzn przez Jeleniec..
W Andrzejówce spotykamy Alberta z rodzinką – Asią i małym Antkiem. Pijemy kawę, piwko, frytki i w drogę, dzień się powoli kończy i niestety musimy odpuścić zjazd do Sokołowska, podobnie szlak graniczny..
Szutrami docieramy na przełęcz..
..z której mamy co najmniej kilka wariantów powrotu do Łomnicy – wybieramy niebieski szlak Strefy MTB. Początek miodny – wąski singielek z kilkoma niewielkimi uskokami, szybko jednak się kończy i dalej prujemy szutrami, co nie znaczy, że nie jest fajnie. W końcu zjeżdżamy do Łomnicy..
Co mogę napisać? Piękna wycieczka:) Ogromnie żałuję, że ogranicza nas czas, ale z pewnością wrócimy jeszcze do Łomnicy i skorzystam z gościnności Justyny i Łukasza!
/2536608
Kategoria 050-100, Góry, Mbike, Teren, W towarzystwie, xt1