Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2012

Dystans całkowity:891.08 km (w terenie 372.00 km; 41.75%)
Czas w ruchu:39:45
Średnia prędkość:22.42 km/h
Maksymalna prędkość:62.40 km/h
Maks. tętno maksymalne:205 (103 %)
Maks. tętno średnie:162 (81 %)
Suma kalorii:4244 kcal
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:55.69 km i 2h 29m
Więcej statystyk

Do pracy z Magdą, bez licznika a z endomondo

Czwartek, 30 sierpnia 2012 | dodano: 30.08.2012 | Rower:Trek SLR | temp 25.0˚ dst52.80/0.00km w01:55h avg27.55kmh vmax50.20kmh HR /

Rano do pracy z Magdą. Temperatura przed 7 nie jest zachęcająca, jednak szybko robi się ciepło. Dla mnie to lepiej, bo można dojechać do pracy nieco mniej zapoconym, ale pewne jest, że już niedługo przydadzą się bluzy, nogawki etc..

Popołudniu powrót samotnie. Szybko, bo spieszyłem się do fryzjera.

Jechałem bez licznika, który ostatnio szwankuje. Włączyłem endomondo i różnica dystansu na tej samej trasie jest spora. Dodatkowo korzystanie z GPS ma kilka wad, np. telefon szybko umiera, a samo pomiar nie jest wiarygodny, program nie uwzględnia postojów, chyba nikt normalny nie wyciąga telefonu z kieszeni na każdych światłach;)


Kategoria 050-100, Trek, W towarzystwie

Merida Mazovia MTB - Skarżysko Kamienna - drugi w życiu nieukończony maraton..

Niedziela, 26 sierpnia 2012 | dodano: 30.08.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 16.0˚ dst80.00/75.00km w03:51h avg20.78kmh vmax45.40kmh HR /

Do końca sezonu cyklu Merida Mazovia MTB Marathon pozostały cztery starty i chcąc zrobić wynik w klasyfikacji generalnej, muszę te wszystkie cztery edycje ukończyć. Pierwsza w kolejce jest edycja w Skarżysku Kamiennej. Jechałem ten maraton przed dwoma laty - nic specjalnego, długie szutrówki, trochę asfaltu, teren pofalowany, ale trasa bardzo łatwa. Tym razem jedziemy w innym kierunku - po terenach znanych z maratonu w Suchedniowie ŚLR. Brzmi dobrze. Długie podjazdy, kilka fajnych zjazdów, Kamień Michniowiecki - będzie ciekawie.

Wyjeżdżamy z Warszawy z Magdą i Pawłem dosyć wcześnie, bo kilka minut po 7. Zaczyna kropić. Mi to nie przeszkadza, nie lubię upałów;) Na miejscu jednak pogoda jest ładna, jednak ciemne chmury nadciągają z północy i prawdopodobnie będzie padać. Mamy dużo czasu, ale zbieramy się bardzo długo do rozgrzewki. Spotykamy znajomych, m.in. Krzyśka W końcu ruszamy - jedziemy trasę HOBBY. Po rozjeździe, do którego trasa jest mega szybka, odbijamy na przyjemniejsze (węższe i wolniejsze) ścieżki i drogi. Paweł złapał gumę, ale dosyć szybko się z tym uwijamy. Ostatnie 3km prowadzą lasem, jest ładnie, ostatni zjazd z wykrzyknikami - Magdzie wypada bidon - i dojeżdżamy do szutrówki wzdłuż zalewu, do mety ok. kilometr. Zaczyna padać. Do startu pozostało 10 minut, więc szybko jedziemy do samochodu, zabieramy potrzebne rzeczy i do sektorów.

Ruszam z końcówką III sektora. Mam nadzieję, że na szybkim początku nie stracę za wiele i po wjechaniu w teren zacznę odrabiać, w końcu jazda w deszczu i błocie wychodzi mi całkiem nieźle. Po pierwszych 5-6 km trasa jest bardzo szybka, było kilka niebezpiecznych sytuacji, po wjechaniu w las i wyprzedzeniu na odcinku 100m ok. 15 osób jestem zadowolony:) Niestety odbijamy z lasu, przecinamy asfalt i znów jest szybko, a więc walczę o utrzymanie. Po kolejnych kilometrach szutrów zjeżdżamy w las - jest błotko. Jestem załamany, jak ludzie sobie nie radzą - prowadzą rowery całą szerokością, nie ma możliwości jechania, muszę krzykiem upominać się o miejsce.. tragedia! Znów szutry. Czuję się dobrze, więc uciekam z grupki, dociągam do kolejnej, na kolejny błotny odcinek staram się wjechać z przodu - znowu ludzie sobie nie radzą.. Jadę z Pawłem Fibro - dziwi się, że nie jestem z przodu - no niestety trasa mimo wszystko do tego momentu jest bardzo szybka, a mi po prostu nie idzie na takich odcinkach. Znów szutry i dojeżdżamy do rozjazdu. Zdziwiłem się trochę, bo nie było jeszcze rozjazdu na FIT. Większość zawodników jedzie na GIGA - podejrzane. Zaczynam się cieszyć, że GIGA jedzie po jednej pętli, a teren od razu zrobił się ciekawszy.

Szybko jednak znowu wyjeżdżam na szutry i jedziemy tak kilka kilometrów. Mijam bufet - mijam, bo jedna osoba postawiona przy kupie bananów i ciastek nie poradzi sobie z obsłużeniem kilkuosobowego pociągu, szczególnie przy prędkości >30kmh... Znów trochę terenu. Błotka jest coraz więcej, ale przestaje padać. Robi się ciekawie, pokonujemy odcinki znane z Suchedniowskiego maratonu. Brakuje jednak najlepszych podjazdów i zjazdów. Po kolejnej "dawce" szutrów i bruku wjeżdżamy w bardziej wymagający teren. Jest piaszczysty lekki podjazd, na którym wyprzedzam kilka osób i dalej kilka długich podjazdów i szybkich zjazdów. Dochodzę Jarka i chwilę jedziemy razem, uciekam na krótkim stromym podjeździe. Chwilę później jest koleiny - widzę czerwoną tablicę Rezerwatu - czyli zbliżamy się do zjazdów z Michniowskiego Kamienia. Przy takie pogodzie może być ciekawie;) Niestety trasa odbiła w prawo i właściwie omijamy najciekawszy fragment.. Bez sensu. Dalej są szybkie zjazdy i krotki, ale wymagający zjazd w błocie. Opony dają radę, bo Ikon pomimo niezbyt głębokiego bieżnika, zapewnia dobrą trakcję. Mimo to wyprzedzają mnie dwie osoby, nie jest dobrze. Odcinek po korzeniach, trochę singla i wyjeżdżamy na szutry, ktore jechaliśmy na początku. Znów odcinek błota, szutry, błoto i szutry do rozjazdu. Czyli jednak pierwszy rozjazd był dla fitowców.

Zaczynam drugą pętle. Jadę sam. Na szutrach do bufetu wydaje mi się, że kogoś widzę daleko z przodu, natomiast z tyłu pusto. Tym razem korzystam z bufetu - łapię banana i żel. Przed wjechaniem w teren wyprzedzam zawodnika z Wkręceni.pl - na długiej prostej po bruku próbuje się trzymać, ale w końcu zostaje. W terenie dochodzę jeszcze jednego zawodnika i szybko go wyprzedzam. Jazda w zasadzie samemu nie jest dobra, tracę tempo, mijam kilku megowców. Deszcz nie pada, ale błoto po przejechaniu całej stawki megowców jest rozjechane - fajnie;) Za najdłuższym podjazdem i zjazdach mam problem z drętwiejącą stopą - poluzowanie paskow i klamry w butach nie pomaga. Na drugim z krótkich ostrych podjazdach pod Kamień Michniowiecki schodzę z roweru i w tym samym czasie dochodzą mnie obaj zawodnicy, których wyprzedziłem na pętli dodatkowej dla gigowców pętli. Nie jestem zadowolony, ale z drugiej strony lepiej jechać z kimś. Miałem jednak nadzieję, że podgonię do Pawła. Jedziemy razem do końca pętli, wyraźnie osłabłem, bo chłopaki mieli dobre tempo, a przecież pół godziny wcześniej minąłem ich bez problemu. Na odcinkach błotnych, które jedziemy już po raz trzeci jest wesoło, bo wszyscy tańczymy, jak na lodzie:) Razem minęliśmy rozjazd i mało już wymagającym terenem kierowaliśmy się do trzeciego bufetu. Krótko po rozjeździe zanotowałem problemy z przerzucaniem łańcucha, ale zwaliłem to na zapchaną błotem kasetę. Łańcuch zachowywał się coraz dziwniej, zaczął zaciągać, aż w końcu w momencie zjechania na asfalt zorientowałem się, że dolne kółeczko przerzutki nie obraca się. Zatrzymuję się i próbuję wyczyścić wodą z bufetu - zdjęcie warstwy (grubej) gęstego błota odsłania zniszczone łożysko - kuleczki powypadały, część została zmiażdżona. To oznacza dla mnie koniec jazdy.

Mijają mnie kolejne osoby, m.in. Jarek. Gdybym miał skuwacz i umiał z niego korzystać, to mógłbym spiąć łańcuch na krótko - niestety umiem tylko rozkuwać. Pytam policjantów o drogę do Skarżyska i idę trasą w kierunku mety. Mijają mnie kolejne osoby, część pyta, jak pomóc - dzięki, przejdę się. Do Skarżyska docieram po ponad godzinie. Byłoby dłużej, ale skróciłem sobie drogę i fragmenty jechał, jak na hulajnodze.

Po dotarciu do mety, jestem zły. Drugi nieukończony maraton w życiu, drugi raz na Mazovii i drugi raz jest to błotny maraton, na którym brakuje mi umiejętności spinania łańcucha.. Szkoda, bo w tej sytuacji straciłem szansę na zrobienie wyniku w klasyfikacji generalnej - zabraknie mi jednego startu, zakładając, że ukończę pozostałe trzy wyścigi. Na zimno przeanalizowałem również trasę i doszedłem do wniosku, że ciągnąć ludzi taki kawał, na obrzeża Gór Świętokrzyskich i omijać naprawdę ciekawe szlaki, serwując jednocześnie uczestnikom długie szutry - pomyłka. Okolice Skarżyska i Suchedniowa oferują naprawdę znacznie więcej. Owszem, było kilka naprawdę fajnych odcinków, a pogoda sprawiła, że trzeba było miejscami się mocno nagimnastykować. Tylko po co te szutrowe autostrady?;) No nic, jak na Mazovię, to i tak było nieźle!


Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Mbike, Teren, W towarzystwie

Z Magdą z pracy i do Brwinowa

Piątek, 24 sierpnia 2012 | dodano: 30.08.2012 | Rower:Trek SLR | temp 22.0˚ dst44.22/0.00km w01:40h avg26.53kmh vmax40.00kmh HR /

Powrót do domu z pracy. Po drodze spotkałem się z Magdą i razem pojechaliśmy w stronę domu. "Po drodze" podjechaliśmy jeszcze do chłopaków do Brwinowa, umówiliśmy się na serwis po weekendzie.


Kategoria 000-050, Trek, W towarzystwie

Z Magdą do pracy i popłudniowy KPN

Czwartek, 23 sierpnia 2012 | dodano: 23.08.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 20.0˚ dst76.00/30.00km w03:15h avg23.38kmh vmax35.40kmh HR /

Rano z Magdą do pracy. Wiatr lekko w plecy, a więc tempo mieliśmy dobre. Odprowadziłem Magdę na Żytnią i pognałem Płocką, obok cm. Powązki, Burakowska i Krasińskiego do biura na Czaki.

Popołudniu ustawka o 17 pod BD. Umówiliśmy się wcześniej z Magdą. Miałem wyjść o 16, jednak szef zatrzymał mnie do 16:30 - ciężko będzie się wyrobić. Ruszyliśmy jednak i mieliśmy dobre tempo. Niestety po drodze Magda źle się poczuła i po dojechaniu pod BD, gdzie czekali na nas Jarek, Robert, Paweł i Marek, odpuściła. Ruszyliśmy więc tylko w męskim gronie. Wszyscy na węglowych rowerach, a Marek na stalowym ostrzaku z cyclocrossowymi oponami - twardziel!

Dobrym tempem pojechaliśmy przez Siarkowy Mostek, Pociechę, Ćwikową i Wiersze do Roztoki. Niestety bar zamknięty. Szkoda, bo zgłodniałem, dopiero tam uświadomiłem sobie, że od 13 nic nie jadłem..

Zrobiliśmy z Jarkiem zjazd z wydmy po korzeniach, ja nawet dwa razy. Szkoda, że nie ma w okolicy nic bardziej wymagającego;)

Ruszamy w drogę powrotną i na skraju szlaku spotykamy Tadka Trochana i jego kumpla. Jedziemy więc od tej pory w siediu. Jedziemy zielonym, tempo systematycznie rośnie. Na skrzyżowaniu z żółtym spontanicznie postanawiam odbić i jechać do domu przez Debły - dawno tam nie byłem.

Od tej pory jadę wycieczkowym tempem. Głód daje się we znaki.. W lesie robi się już powoli jesiennie. Liście spadają, a wrzosy nabierają pięknych kolorów.

Na mostku posiedziałem kilka minut. Bardzo lubię to miejsce. O każdej porze roku jest tu pięknie!

Wbrew temu, co widać na zdjęciu, słońce było jeszcze całkiem wysoko, ale czas się zbierać. Jadę standardowo niebieskim do Zaborówka. Przy wyjeździe z lasu drogę przebiega mi lis, szczwany zwierz!

Do domu ostatnie 10km. Pokonuję je asfaltami przy zachodzącym słońcu. Robi się chłodno, czuć zbliżającą się drobnymi kroczkami jesień:(


Kategoria 050-100, KPN, Mbike, Teren, W towarzystwie

Środowy rozjazd..

Środa, 22 sierpnia 2012 | dodano: 23.08.2012 | Rower:Trek SLR | temp 24.0˚ dst30.80/0.00km w01:15h avg24.64kmh vmax40.00kmh HR /

Na rozjazd po weekendzie w górach nie było czasu zarówno w poniedziałek, jak i we wtorek. Dzisiaj umówiłem się po pracy z Magdą. Po drodze podjechałem tylko do sklepu na Pańskiej oddać rękawiczki - jednak szukam czegoś innego.

Z Magdą spotkaliśmy się przy Górczewskiej. Podjechaliśmy do parku przy Wolskiej. Przyjemnie posiedzieć w spokoju, kiedy słońce ogrzewa. Powoli zaczęła się zbliżać burza, dlatego trzeba ruszać. Jedziemy w kierunku zachodnim. Na wysokości Fortu Wola zaczęło lekko kropić, a że oboje byliśmy głodni, to podjechaliśmy do McDonald'sa przy Powstańców.

Po kilku minutach, ruszamy w końcu i jedziemy do domu. Mamy dobre tempo. W Ożarowie zatrzymujemy się tylko na chwilkę po ciastka z Cafe Ciacho:)


Kategoria 000-050, Trek, W towarzystwie

Hala Miziowa

Niedziela, 19 sierpnia 2012 | dodano: 27.08.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 22.0˚ dst22.69/14.00km w01:55h avg11.84kmh vmax62.40kmh HR /

Dzień po maratonie w wymagającym terenie tradycyjnie robimy rozjazd. Planujemy z Jarkiem kawę na Hali Miziowej, Magda niby niechętnie, ale jedzie z nami, Grzesiek jednak zarzeka się, że jedzie spokojnie 45 minut asfaltami. Oczywiście dołącza do nas;)

Wodospad w Korbielowie, który mijamy po drodze:)
Ruszamy po zjedzeniu pysznego śniadanka. Pogoda dopisuje jeszcze bardziej niż wczoraj - jest bardzo ciepło. Jedziemy, tak jak początek maratonu, trzymamy się jednak żółtego szlaku. Szutrowa droga szybko zwiększa stromiznę i miejscami jest bardzo ciężko jechać, nawet na przełożeniu 22x36. Poza procentami, niebagatelne znaczenie ma również nawierzchnia - luźny żwir i większe otoczaki. W ten sposób, raz jadąc, raz prowadząc rowery docieramy w końcu do żółtego szlaku na odcinku, które dzień wcześniej zjeżdżaliśmy - pierwszy fragment, ostatniego technicznego zjazdu.


Na jednym z podejść zamieniam się rowerami z Magdą - w końcu jej jest cięższy. Niby niecałe 3kg, ale różnica jest ogromna. Warto odchudzać rower! Dobijamy do zielonego szlaku i zamiast skręcić w prawo, tak jak trasa maratonu - decydujemy się nadal trzymać żółtego. Po kolejnym kamienistym podejściu w końcu można jechać. Jest sporo korzeni i krótkich, ale bardzo intensywnych i technicznych podjazdów. Docieramy w końcu na Halę Miziową.


W schronisku schładzamy się zimną colą i podziwiamy widoczki. Rozmawiamy też z gościem, który wybiera się na górujące nad Halą Pilsko. Spotykamy też Dorotę, regenerującą się po wczorajszym boju o pudło:)

Czas na zjazdy:) Wybieramy żółty szlak, który poznaliśmy podchodząc - wiem, że będzie super! I tak było.

Powtarzamy odcinek z maratonu i jestem zaskoczony, jak dobrze Magda radzi sobie na kamieniach. Czas na ostatni odcinek - on prawdę Ci powie:) Dojechałem do połowy odcinka, który wczoraj sprowadzałem. Zatrzymałem się na kamieniu, zerowa prędkość. Chcąc podeprzeć się lewą nogą, nie wyczułem gruntu pod nogami i zniknąłem pomiędzy drzewami. Na szczęście od upadku na wielkie głazy uchroniły mnie uschnięte gałęzie świerkowe, nic sobie nie zrobiłem. Próbowałem nawet jeszcze jechać, ale odpuściłem.

Na maratonie trasa odbiła w prawo, ale zaproponowałem jechać dalej żółtym i to był strzał w dziesiątkę! Fakt, że krótki fragment, trzeba było przejść, bo nie było opcji zjechania tego bez uszkodzenia roweru, ale dalej świetnie się bawiliśmy lawirując między kamieniami niemałego kalibru. Miód!

W końcu dojechaliśmy do asfaltu w Korbielowie. Szczerze - mało mi. Jarek chyba wyczuł szanse i zaproponował jeszcze podjazd do granicy. Kilka kilometrów asfaltowego podjazdu. Magda i Grzesiek odpuścili, a my dokręciliśmy naprawdę mocnym tempem do granicy.

Zjazdy były szybkie, bardzo szybkie;)
Żal opuszczać to miejsce. Kapitalnie się tu czuję, wspaniała atmosfera, wymagające szlaki i piękne widoki - czego chcieć więcej?


Kategoria 000-050, Góry, Mbike, Teren, W towarzystwie

Powerade Garmin MTB Marathon - Korbielów

Sobota, 18 sierpnia 2012 | dodano: 27.08.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 20.0˚ dst65.15/58.00km w05:27h avg11.95kmh vmax47.60kmh HR 162/205

Po dłuższej przerwie od gór, wracamy na szlaki:) Startu w Korbielowie tak naprawdę nie planowałem, ale nie pojechałem do Stronia Śląskiego, ominął mnie również start w Ustroniu, a trasa w Beskidzie Żywieckim zapowiadała się naprawdę obiecująco. Udało mi się namówić na start również Magdę, która nie jeździła po górach od maja. Do Korbielowa jedziemy w piątek po pracy z Grześkiem i Jarkiem. Zatrzymaliśmy się w Korbielowie w agroturystyce "U Madzi" i chciałbym w tym miejscu gorąco polecić nocleg u tych ludzi - bardzo serdeczna atmosfera, świetne jedzenie, luksosowe warunki i śmiesznie niska cena za pobyt.

Przygotowania do startu zaczynamy wcześnie rano - szykowanie ubioru, śniadanie i w końcu rowerów. Jakąś godzinę przed startem montując sztycę ukręciłem śrubę.. Zrobiło się nerowow, po tym, jak nie mogłem dobrać odpowiedniej śruby z ojcem gospodarza. W końcu wziąłem śrubę z zacisku Magdy - w końcu ona startuje godzinę później i będzie więcej czasu na rozwiązanie problemu. Śrubka się znalazła, ale.. również i tą ukręciłem.. Załamałem się. Śrubę ukręciłem jednak kiedy była już odpowiednio przykręcona, co zapewniło w miarę pewne trzymanie sztycy.. Oby tak było! Ruszamy na start. Jeszcze na kilka minut przed 10 z pomocą zawodnika teamu Gomola próbujemy montowac jego zapasowy zacisk - decydujemy z Magdą, że pojedzie z uszkodzonym zaciskiem.

Ustawiam się w sektorze (IV) tuż przed startem, ruszamy o 10. Pierwsze kilkaset metrów nietypowo, bo w dół. W tym cyklu jednak nie ma zwyczaju pędzenia na głupa i jest spokojnie, a co za tym idzie bezpiecznie. Odbijamy w lewo i jedziemy już, a jakże, pod górę:) Rano miałem wątpliwości, jak się ubrać, ale przed startem niebo się przetarło i wiedziałem, że będzie ciepło. Już na pierwszym podjeździe zgrzałem się, jak zwykle zresztą;) Po krótki odcinku asfaltem wjeżdżamy w teren, chwilę później odbijamy z żółtego szlaku - trasa pnie się stromo pod górę. Wiem, że pierwszy podjazd na Halę Miziową będzie długi i ciężki, ale jeżeli ma wyglądać, tak jak ta ścianka, gdzie większość ludzi podprowadza, to będzie bardzo ciężko. Kawałek dalej jednak można już jechać. Szutrówka przechodzi stopniowo w coraz bardziej mokry szlak, miejscami jest sporo błota. Na odcinku "wzmocnionym" belkami, które są niesamowicie śliskie, dochodzę Jarka - wyprzedził mnie kilkaset metrów wcześniej. Dojeżdżamy do kolejnego błotnistego odcinka, kilka osób odpuszcza, ale ja staram się podjeżdżać wszystko. Szlak przechodzi w wąskiego singla, las jest ciemny i ponury, ścieżka śliska, nie brakuje korzeni i kamieni - jest pięknie! Singla kończymy krótkim podejściem i wjeżdżamy na Halę Miziową. 9km podjazdu, który na pewno długo będę pamiętał! Na Hali jest pseudo bufet z poweradem. Jadę z Arturem z Gomoli, przed sobą widzę Grześka i Mateusza z teamu. Zaliczamy interwałowy odcinek z mnóstwem błota - mijam Grześka i świetnie się przy tym bawię. Pierwszy zjazd, lekko techniczny, po kamieniach, ale szybki i znów pniemy się pod górę. Mijamy Palenicę i Trzy Kopce zaliczając po drodze szybkie zjazdy po kamieniach. Były też odcinki bardziej techniczne, na których zdecydowanie lepiej się czuję, że pomimo słabej dyspozycji na tych szybkich - świetnie się bawię. Na podjazdach jadę dobrze i dochodzę kolejne osoby. Na odcinku przed Trzema Kopcami krótki odcinek z błotem i omijanie mostków ze śliskich bali.
Dojeżdżam w końcu do Hali Rysianka. Miejsce jest piękne, a widoki dosłownie powalają. Dostaję euforii, a mój entuzjazm wchodzi na wyższy niż zwykle poziom:) Wiem, co mnie czeka na zjazdach z Rysianki, zjeżdżać bowiem będziemy dokładnie tym szlakiem, którym podjeżdżaliśmy podczas III etapu MTB Trophy. Po krótkim odcinku do Lipowskiego Wierchu zaczynamy kapitalne zjazdy. Przez większą część zjazd jest szybki i bardzo szybki, jednak szlak usiany jest kamieniami, dlatego gruncie rzeczy jest niebezpiecznie, ale (napiszę to po raz kolejny) świetnie się bawię! W końcu docieramy do zielonego szlaku, a później do niebieskiego, który prowadzi wymagającym zjazdem do Milówki. Nareszcie bufet!

Nie zabawiam jednak długo - w kieszeniach mam spory zapas żeli, a w bukłaku izotonik. Przede mną podjazd na Halę Boraczą i zjazdy do Węgierskiej Górki. Podjazd pokonuję w dobrym tempie, natomiast zjazdy, które pamiętałem jako raczej przyjemne, nieco mnie zaskoczyły - bylo dużo kamieni, a nachylenie szlaku sprawiło, że dostałem niezły wycisk. Ostatni fragment po zaoranej łące, zabójczy dla mnie podczas MTB Trophy - tym razem okazał się kamienisty i szybki. Jeszcze tylko stromy singiel i jestem w Węgierskiej Górce. Od tego mnie to dla mnie zagadka. Zaczyna się podjazdem na Grapę i dalej do Abrahamowa. Momentami jest bardzo stromo, kilka razy trzeba butować. Dochodzę Artura - dosyć szybko po zjazdach. Chcę wyprzedzić, że na drodze staje nam... stado owiec:) Kilka minut idziemy za owcami, jest wesoło. W końcu omijamy biegnąc przez krzaki i jedziemy dalej. Zostawiam chłopaków. Trasa robi się bardziej interwałowa, są krótkie podjazdy i zjazdy. Krótki odcinek z błota i kilka ładnych widoczków:) Mimo to mam wrażenie, że odcinek od Węgierskiej Górki jest słaby. Po podjeździe na Suchy Groń łączymy się z trasą MEGA. Dziwi mnie tempo, w jakim jadą megowcy - podejrzanie dobre. Zazwyczaj megowcy, których dojeżdżam, raczej zamykają wyścig - no to już wiem, że na mecie będę przed Magdą.

Kolejne kilometry prowadzą generalnie pod górę, zazwyczaj szutrówkami, choć było kilka krótkich odcinków po błocie i kamieniach. Wyprzedzam Jerzego, którego najwyraźniej nieco to zdziwiło. Caly czas staram się pilnować regularnego jedzenia - chyba pierwszy raz jem na trasie tak dużo. Wiem jednak, że to jedyny sposób na przejechanie całego wyścigu w dobrym tempie - póki co, nie jest najgorzej. W końcu zaczynamy zjazdy - niestety dla mnie, szutrówkami, bardzo szybkimi. Wyprzedza mnie sporo osób, ale większość z nich wyprzedzam szybko na asfalcie i szutrach, które prowadzą aż do trzeciego bufetu. Już kilkanaście minut temu skończyło mi się picie w bukłaku - uzupełniam, co zajmuje mi sporo czasu - Jerzy ucieka, Artur również. Przede mną kolejny dlugi podjazd. Nie jest lekko - widok dzieci podprowadzających rowery uświadamia mnie, że jesteśmy już na trasie MINI - wow, lekko nie jest! Po podjechaniu pod Uszczawne (1145 na dystansie dla dzieci) zaczyna się świetny odcinek kamienistym singlem. Jadę z Anią Sadowską i w tym momencie łączy nas jedno - kapitalnie się bawimy. Do tego cały czas towarzyszą nam piękne widoki. Lekko w górę po kamieniach na Halę Miziową i jesteśmy już na singlu, którym podjeżdżaliśmy na początku maratonu. Puszczam Anią przodem, bowiem jestem jednak wolniejszy. Po singlu jest krótki szybki zjazd i zjeżdżamy na żółty szlak. Od razu robi się technicznie - korzenie i kamienie. To jest to, co lubię! Na szczęście mijani MEGOWCY i MINIOWCY robią miejsce, tak samo jak turyści. Pierwszy odcinek singlem szybko się kończy, dalej jest stromo i po kamieniach, ale szeroko. W końcu odbijamy w prawo, na bardzo wąski szlak. Kamienie są większe, procentów więcej, a radocha ogromna:) W jednym miejscu podpórka, ale niestety końców zjazdu z buta - była bardzo wymagająca. Odbijamy na szutrówkę. Krótko pod górę, szybko w dół, wyjazd na łąki pod wyciągiem i ostatni zjazd - były kamienie, do tego trawa, czego nie lubię. Niestety na tym ostatnim zjeździe straciłem dwie pozycje. Ostatnie kilkaset metrów do mety asfaltem lekko pod górę. Meta.

Nie ma sensu dużo pisać - genialny maraton. Kapitalna trasa, piękne widoki, dobra pogoda. Długość trasy dla mnie idealna, dodatkowa godzina byłaby najpewniej dla mnie zabójcza. Jestem względnie zadowolony z dyspozycji na podjazdach. Odcinki techniczne przyniosły mi nieopisaną radochę, niesmak mam jedynie (po raz kolejny) po szybkich zjazdach, na których sporo traciłem. Artur był na mecie szybszy o kilka minut, rewanż na kolejnym maratonie:) Podobnie zadowoleni z trasy byli na mecie chyba wszyscy.

Magda dojechała prawie godzinę po mnie, ale wjechała na metę z uśmiechem na twarzy. Miejsce na szerokim pudle przegrała na ostatnim zjeździe, zabrakło kilkadziesiąt sekund, ale na pewno będzie lepiej.

Czas 5:27:45
Miejsce 76 Open / 29 M2


Kategoria 050-100, Góry, Imprezy / Wyścigi, Mbike, W towarzystwie

Po mieście do domu

Czwartek, 16 sierpnia 2012 | dodano: 23.08.2012 | Rower:Trek SLR | temp 19.0˚ dst32.00/0.00km w01:12h avg26.67kmh vmax45.80kmh HR /

W ciągu tygodnia nie było czasu wyjść na rower, zrobić rozjazd, następnego dnia zmęczyć się na treningu.. No cóż, udało się dziś. Planowałem wydłużony powrót do domu, skończyło się jednak tylko na powrocie prze Warszawę. Po drodze odwiedziłem kilka sklepów rowerowych i zieleniaków - w tych pierwszych szukałem rękawiczek, w zieleniakach natomiast chili. Znalazłem je dopiero w sklepie prowadzonym przez Włocha na Ursusie - świetny człowiek!

Papryczki ostre:)


Kategoria 000-050, Trek

Merida Mazovia MTB - Orzysz

Niedziela, 12 sierpnia 2012 | dodano: 23.08.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 18.0˚ dst82.00/75.00km w03:16h avg25.10kmh vmax0.00kmh HR /

Drugi mazurskie maraton przed nami. Po wczorajszym nieudanym starcie, jestem jednak dobrej myśli. Po dwóch etapówkach mam chyba doświadczenie w jeździe dzień po dniu;) Start bliżej, dlatego możemy wyjechać z Nowych Gutów później. Nie chcę jednak powtórzyć błędy ze wczoraj i wystartować zupełnie bez rozgrzewki. Na miejscu jesteśmy dosyć wcześnie. Zbieramy się na rozgrzewkę z Magdą i Pawłem. Jedziemy ostatnie kilometry trasy, najpierw pod prąd, później już zgodnie do mety. 200-300 metrów przed metą jest piaszczysty podjazd, ale jest bardzo krótki i w zasadzie do wjechania z rozpędu, tyle atrakcji. Finish po żużlu wokół boiska - najgłupszy z możliwych pomysłów, ale o tym później..

Stajemy w sektorach - tym razem Gustaw razem ze mną w II. Startujemy! Krótki odcinek asfaltami i wjeżdżamy na szutrówki. Jest bardzo nerwowo, szybko i ciasno. Szczerze mówiąc, to boję się, bo w razie upadku będzie nieciekawie. Dosłownie w momencie, w którym o tym myślę, widzę na poboczu dwóch zawodników po wywrotce.. Szybko tracę dystans do grupy i jadę w ostatniej, trzyosobowej grupie z Gustawem.. Fatalnie! Po kilku km szutrów dojeżdżamy do pierwszego podjazdu po piachu, większość ludzi powolutku młynkuje bokiem. Odrabiam straty, kilka pozycji do przodu. Dalej teren jest pagórkowaty i zaczynam nareszcie jechać swoje. Po kilku kilometrach interwału zjeżdżamy na szutrową autostradę. Tutaj mam ciężkie chwile, jazda w pociągu to nie jest moja mocna strona. Z trudem utrzymuję się w dosyć dużej grupie, w której w zasadzie osłonięty z każdej strony powinienem jechać bez większego wysiłku. Z autostrady zjeżdżamy na wilgotny szlak, jest odrobinę ślisko, kilka górek, od razu czuję się lepiej i zaczynam prowadzić grupę. Na tym krótkim odcinku jeden z zawodników kilkukrotnie zajechał mi drogę, dwa razy było blisko kontaktu. Zirytowało mnie to na tyle, że postanowiłem go urwać. Mocne tempo wytrzymało tylko kilku zawodników, m. in. zawodnik z PTR Dojlidy. Jechaliśmy tak odcinek po wyjechaniu z śliskiego odcinka, dalej były szutry po polach, bufet i kilka podjazdów.

Mijamy rozjazd. Zupełnie nie mam pojęcia jak wygląda trasa, nie wiem jeszcze, że gigowcy robią trzy pętle.. Za rozjazdem jest piaszczysty podjazd, na którym większość zawodników schodzi z roweru - na tym krótkim odcinku zyskałem około 10 pozycji! Dalej znów mamy szutry z łagodnymi podjazdami. Pracujemy we trzech z Gustawem i zawodnikiem z Białegostoku. Dopiero po upomnieniu się o współpracę inni pomagają, ale tylko jazda Bartka z Welodromu zasługuje na miano współpracy. Fatalnie.. To jest właśnie urok jazdy po szybkich trasach oraz wspólnego startu MEGA i GIGA. Rzucam do Pawła, że pewnie wszyscy jadą mega i nie mogą się zmęczyć.. Dojeżdżamy do piaszczystego podjazdu z początku trasy, tym razem jadę środkiem i wyprzedzam kilka osób.. Dalej jedziemy znaną trasę. Interwały jadę dobrze, ale na szutrowej autostradzie ledwo utrzymuję koło grupki i w końcu się urywam. W międzyczasie z nieba zaczyna kropić by po chwili totalnie nas zmoczyć. Padało krótko, ale bardzo intensywnie. Na śliskim fragmencie przed premią Autolandu jest bardzo ślisko, ale paradoksalnie podoba mi się. Kolejne kilometry jadę cały czas próbując gonić grupkę, którą prowadzi Paweł, łapiąc się kolejnych osób. Na rozjeździe oczywiście wszyscy skręcają na mega i zostaję sam.. Szybko jednak dochodzi mnie trzech zawodników i jedziemy mocnym tempem. Dokręcamy do końca pętli i znów jesteśmy na piaszczystym podjeździe. Interwały jadę już słabiej, a po wyjechaniu na szutry, na których znów złapał nas deszcz zupełnie tracę siły.. Odżywam tradycyjnie na błotnistym szlaku. Jedziemy we trzech z zawodnikiem Alumexu i jeszcze jednym.

Mijamy miejsce rozjazdu, dobrze, bo nie chciałbym jechać czwarty raz tej samej pętli. Trasa jest ciekawa, sporo podjazdów, kilka odcinków przypomina mi HCM, krótkie single dają sporo frajdy. Mimo to jazda na pętli nie jest fajna.. Za rozjazdem szybko dokręcamy do bufetu. W zasięgu wzroku pojawił się Paweł, mam nadzieję, że uda się go dogonić. Zawodnicy, z którymi od dłuższego czasu jadę zaczynają mi powoli uciekać. Po chwili słabości dochodzę jednego z nich (koszulka Alumex). Wiem, że z tyłu napiera grupka kilku zawodników, dlatego motywuję współtowarzysza do współpracy. Pokonujemy kolejne ciekawe kilometry dobrym tempem. Jest nawet podjazd, na którym byłem bliski zejścia z roweru, ale udało się przepchnąć po piachu i błocie. Ostatnie kilometry do mety jedziemy nadal razem, jednak wyraźnie zawodnik Alumexu osłabł. Nie staram się jednak tego wykorzystać, tylko daję dłuższe zmiany, zakładam, że jeśli nie zostanę sam, to puszczę go na finishu - sporo czasu wiozłem się na kole i chcę być w porządku. Jest fajny odcinek po bruku, kolega jedzie na 29erze, ale ja również nie narzekam na brak komfortu - oponki Maxis Ikon 2.2 spisują się rewelacyjnie, gigantyczny balon daje spory zapas komfortu. Zdziwiłem się również dobrą trakcją na błocie. Jakieś 3-4 km przed metą na fragmencie, który jechaliśmy na rozgrzewce dochodzimy zawodnika w stroju Krossa i jedziemy do mety we trzech. Ostatni podjazd faktycznie z rozpędu, a na żużlowce wokół boiska puszczam Alumexa.

Na mecie jestem zadowolony. Nie ze swojej jazdy, bo dobrze pojechałem tylko pierwsze dwie godziny, nie licząc (znowu) bardzo słabego startu. Jestem zadowolony, bo chyba pierwszy raz jadąc GIGA na Mazovii, przez cały dystans jechałem z innymi zawodnikami, walczyłem o pozycję. Nie było momentu nudy. Do tego dochodzi trasa - podobała mi się, było sporo podjazdów, trochę błota, single i nieszczęsne autostrady, na których traciłem najwięcej. Niestety okazało się, że osiągnięty wynik to porażka. Po mazurskim weekendzie spadłem do III sektora.

Wracając do finishu, o którym wspomniałem na początku - Łukasz z teamu miał tego pecha, że na ostatnich metrach wyścigu spotkał się z nadgorliwym zawodnikiem, który staranował jego i kilka innych osób. Oczywiście pech - można powiedzieć. Zastanawiam się jednak, dlaczego organizator nie wpadł na pomysł, żeby zakończyć maraton na ostatnim podjeździe? Było dosyć miejsca, żeby rozstawić punkt pomiaru czasu, po przekroczeniu którego zawodnicy mogliby już spokojnie i BEZPIECZNIE dojechać na boisko. Tak byłoby bardziej widowiskowo, bezpieczniej i ciekawiej sportowo, tego jeszcze nie było - finish Mazovii na podjeździe. Mnie problem nie dotyczy, na szczęście..

Czas 3:16:13
Miejsce 50 Open / 15 M2


Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Mbike, Teren, W towarzystwie

Merida Mazovia MTB - Ełk

Sobota, 11 sierpnia 2012 | dodano: 23.08.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 24.0˚ dst88.00/70.00km w03:22h avg26.14kmh vmax0.00kmh HR /

Sezon bliża się powoli do końca, a ciągle brakuje mi startów do generalki w Mazovii. Dobrze, że organizator przygotował weekend na Mazurach - dwa starty w trakcie jednego wyjazdu. Nocleg rezerwujemy w Nowych Gutach nad jeziorem Śniardwy. Jedziemy w piątek po pracy z Magdą, Ulą i Tomkiem. W tym samym domu śpi również Michał z Cypisem, a w Nowych Gutach są jeszcze Damian i Gustaw z rodziną.

W dniu startu rano szykujemy rowery, do Ełku ruszamy po 9. Pogoda jest niepewna, sporo chmur. W nocy padało, więc na trasie może być mokro. Na miejscu jesteśmy stosunkowo wcześnie, ale dosyć długo się zbieraliśmy. W efekcie zanim zebraliśmy się na rozgrzewkę, zrobiło się późno. W sektorze znalazłem się w zasadzie bez rozgrzewki. Jechałem w Elku dwa lata temu i wiem, że początek jest bardzo szybki i zapłacę za brak rozgrzewki. Pogoda się wyklarowała - jest słonecznie i robi się ciepło. Startuję razem z Ulą, Łukaszem i Sławkiem z II sektora. Paweł i Michał będą gonić z III.

Start! Dosłownie po 5 metrach muszę się zatrzymać, przede mną była mała kraksa, ucierpiał Michał Osuch z Plannji. Nie mam wyjścia, muszę poczekać, aż zawodnicy się pozbierają, a cała reszta mija mnie bokiem. Michał jest wściekły, nie dziwię się.. Mnie to jakoś nie rusza. Pierwsze kilometry idą asfaltami. Szybko dostaję zadyszki i pomimo wysokiego tempa i tętna na poziomie 185, nie jestem w stanie utrzymać się w grupie. Po dwóch kilometrach jestem ostatni, a dystans do grupy stale się powiększa. Nieco lepiej jest po wjechaniu w teren, ale trasa nadal jest szeroka i szybka. Pierwsze lekkie podjazdy i dochodzi mnie czoło III sektora.. Nie jest najlepiej. Przed zjazdem z polnych dróg w las jest odcinek z błotem, najpierw kilka kałuż, już robi się ciekawie - dochodzę sporo osób, mają ogromne problemy. Dalej jest jeszcze lepiej - lekki podjazd po dosyć śliskiej glinie, wszyscy schodzą z rowerów. Bez problemów podjeżdżam, mimo, że mam z tyłu stosunkowo malo agresywny bieżnik - Maxis Ikon 2.2 - gigantyczny balon i odpowiednie ciśnienie robią jednak swoje! Wjeżdżamy w las. Tutaj trasa jest świetna. Zaliczamy znany mi sprzed dwóch lat świetny singielek wzdłuż brzegu jeziora. Momentami grupka przede mną mnie blokuje, ale nie ma co się szarpać, tempo nie jest najgorsze. Singielek odbija w górę, mijam Sławka z defektem koła, niestety nie mogę pomóc.

Zaczynamy charakterystyczne dla tych terenów długie szerokie szutrówki z licznymi podjazdami. Leśne "dukty" (ulubione określenie C.Z.) przeplatane są odcinkami po polach. Podoba mi się ta trasa. Caly czas jedziemy w grupce z zawodnikiem Sprint i innym w stroju Kellys - niestety tylko ten ostatni współpracuje i w efekcie ciągniemy grupkę przez większą część pętli. Na bufecie, który zlokalizowano na odcinku asfaltowym przy prędkości przelotowej 30-32kmh (brawo!) łapię tylko kubek picia, oblewając się - świetny pomysł, nie ma co... Znów jestesmy w terenie. Kolejne kilometry to bardzo fajne, interwałowe szutrówki, jest nawet podjazd z głazami (niestety tylko morenowymi) przy trasie. Jest naprawdę ciekawie i malowniczo. Caly czas jedziemy z zawodnikiem w stroju Kellys. Ostatnie kilometry przed rozjazdem jedziemy już tylko we dwóch. Najpierw po asfalcie, dalej po szybkich szutrach, gdzie dochodzimy kolejne osoby, a grupka z tyłu dochodzi z kolei do nas i siedzi na kole. Po rozjeździe podziękowałem zawodnikowi w stroju Kellys i z ironią rzuciłem do reszty "dzięki za współpracę".. Ciągnąłem całą pętlę, po rozjeździe zostałem sam.. Odwróciłem się, dostrzegłem kilkadziesiąt metrów z tyłu dwóch zawodników, lekko zwalniam, łykam żela, odwracam głowę jeszcze raz - to Gustaw i Michał. Super. Czekam na nich.

Dochodzą mnie szybko i jedziemy we trzech, pomarańczowo się zrobilo:) Zaraz za rozjazdem wjeżdżamy na pętlę na dosyć męczącego singla po polu. Jadę swoje i jak się okazało, szybko zostawiam chłopaków. Postanawiam jednak nie czekać, a jechać swoje, w zasięgu wzroku dostrzegłem bowiem dwóch zawodników. Szybko ich doszedłem na szutrówkach, tuż przed premią Autolandu. Różnica tempa dosyć znaczna, dlatego nie czekać. Jedzie mi się dobrze, dlatego staram się trzymać tempo, a nóż kogoś dojdę. Samotnie przejeżdżam jakieś 2/3 pętli. Na bufecie łapię żela - nutrend carbosnack w nowym opakowaniu (coś ala Enervit). Jadąc samotnie jednak tempo jest znacznie niższe. W końcu dochodzi mnie grupka z Gustawem na czele. Jest też Michał, Paweł Cieciera z Welodromu i dwóch - trzech innych zawodników. Tempo jest mocne, trzymam się raczej z tyłu, samotna (nieświadoma) ucieczka, jak się okazało, kosztowała mnie sporo sił. Dojeżdżamy do rozjazdu już tylko we czterech z Gustawem, Pawłem i jeszcze jednym zawodnikiem. Za rozjazdem nieznajomy wychodzi na zmianę... i szybko myli trasę, niepotrzebnie skręca z głównej drogi w boczną. Co ciekawe, nie czeka na nas po swoim błędzie, tylko szybko ucieka.. No to gonimy! Jedziemy we trzech i teoretycznie mamy przewagę, jednak długo nie możemy dojść tego zawodnika. Ostatecznie zabrakło mi sił i urwałem się z koła Gustawa i Pawła. Zostałem sam i dystans do chłopaków na szybkich szutrach w stronę Ełku rośnie. Wyjeżdżam na asfalt, wiem, że zostało około 5-6 km do mety. Jadę jednak sam, więc znów tracę w stosunku do Pawłów. Przed Ełkiem wjazd na wąskiego singla. Zapamiętałem ten odcinek z maratonu sprzed dwóch lat, jako dosyć wymagający - okazało się jednak, że pomimo, że malowniczy, po wytyczony tuż nad brzegiem jeziora - jest banalny. Jedyna trudność to jedno powalone drzewo. Szybko dojeżdżam do Ełku, przejazd mostem i ostatni kilometr ścieżką rowerową, na której ściga się ze mną.. lokales na szosówce.. Meta!

Fajna trasa, naprawdę mi się podobała i pomimo, że niewiele zmieniona względem tej sprzed dwóch lat, to dobrze się bawiłem. Oczywiście było szybko, mało technicznie (choć dla wielu małe błotko było za trudne..), a mimo to ciekawie. Dobrze pojechałem w sumie dwie godziny. Pierwsze dwa kwadransy fatalne, o starcie już nie wspomnę. Ostatnie 20-30 minut również bardzo słabe. Muszę się nauczyć robić porządną rozgrzewkę i koniecznie wcześniej przyjeżdżać na maraton, ewentualnie szybciej się ogarniać na miejscu;) Jutro dogrywka w Orzyszu.

Czas 3:22:51
Miejsce 46 Open / 15 M2


Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Mbike, Teren, W towarzystwie