050-100
Dystans całkowity: | 23053.96 km (w terenie 9635.46 km; 41.80%) |
Czas w ruchu: | 1152:47 |
Średnia prędkość: | 19.93 km/h |
Maksymalna prędkość: | 73.90 km/h |
Suma podjazdów: | 58147 m |
Maks. tętno maksymalne: | 207 (104 %) |
Maks. tętno średnie: | 170 (85 %) |
Suma kalorii: | 207621 kcal |
Liczba aktywności: | 333 |
Średnio na aktywność: | 69.23 km i 3h 28m |
Więcej statystyk |
Chyba przynoszę pecha;)
Niedziela, 20 listopada 2011 | dodano: 20.11.2011 | Rower:Giant XTC | temp 6.0˚
dst60.72/35.50km
w03:05h avg19.69kmh
vmax39.70kmh HR /
Podobnie, jak tydzień temu, umówiliśmy się z Damianem na luźne kręcenie po KPN. Pogoda dziś jednak zdecydowanie bardziej łaskawa, temperatura rano niby podobna, ale powietrze zupełnie inne, a zza chmur przebija słoneczko, super!
Spotykamy się w Zaborówku, jedziemy do Roztoki, ale "odrobinę" na około. Były Debły, skrót do Ławskiej, singielek po wydmie i Trochanowy skrót, tzw pomarańczowy do Roztoki.
No właśnie. Kilka razy już Damian zrywał łańcuch czy urywał hak jadąc ze mną. Dziś na jednym z podjazdów zerwał łańcuch. Chyba przynoszę pecha;) Udało się szybko złożyć do kupy i jedziemy dalej.
W Roztoce zaliczamy ścieżkę dydaktyczną wokół wydmy. Ostatni raz, kiedy tu byłem, nie mogłem sobie poradzić z jednym z podjazdów, dziś udało się ze sporym zapasem - chyba przeceniałem ten podjazd;) Dalej jedziemy zielonym aż do Sosny Powstańców. Pogoda super, jedziemy luźno, rozmowy. Dalej niebieskim przez Karpaty i czerwonym do Łubca. Powoli zaczyn się robić późno, więc odbijam asfaltem i skrótem przez las do Zaborówka, a do domu przez Radzików.
Przyjemna przejażdżka, pogoda dopisała w 100%.
Kategoria 050-100, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC
Mżawka w KPN i pech Damiana
Niedziela, 13 listopada 2011 | dodano: 13.11.2011 | Rower:Giant XTC | temp 3.0˚
dst73.00/26.70km
w03:45h avg19.47kmh
vmax33.90kmh HR /
Kiepska pogoda, mżawka i zimno, do tego wiatr. Sprawy nie poprawia ciężka głowa i wczorajsze samopoczucie.. nic to, trzeba jechać;) Umówiliśmy się z Damianem o 10 u Niego. Nie napiszę, że droga do Marianowa była przyjemna, bo to nie prawda. Byłem jednak przekonany, że w lesie będzie przyjemniej. W międzyczasie mżawka ustała. Ruszamy w kierunku Granicy.
W założeniu lekkie tempo, rozmowy i przyjemność z jazdy. Faktycznie jedzie się super, w lasie jest nadal pięknie, mimo, że pogoda nie podkreśla tego zjawiska. Dla mnie entuzjazm jest tym większy, że od ostatniej jazdy nieco zmodyfikowałem rower - nowe koła i pedały.
Drobne opady sprawiły, że rower szybko przybiera barwy maskujące, a gdzieniegdzie występujące łachy piasku docierają do napędu błyskawicznie. Niestety męczył mnie zaciągający łańcuch i kilka podjazdów musiałem iść. Dotarliśmy do Góry Św. Teresy i jedziemy dalej super singlem, zjazd, kilka chwil jazdy i Damian urywa hak. Właściwie to dziwna sprawa, prosta ścieżka.
Damian szybko skuwa łańcuch na signla, ale w międzyczasie okazuje się, że pękła również rama. Pech, trzeba wracać asfaltami, o ile się uda. Na szczęście jesteśmy stosunkowo blisko cywilizacji i szybko wyjeżdżamy na asfalty w Łazach. Jedziemy bocznymi drogami przed Podkampinos.
Jest zimno, ręce szybko mi marzną, do tego odczuwam brak porządnego jedzenia - banany nie załatwiają sprawy. Rozstajemy się na wysokości Leszna i dalej jadę do domu przed Białutki i Błonie.
Pogoda słaba, no ale taką mamy teraz porę roku. Dobrze, że umówiliśmy się na ten trening, bo sam miałbym problemy z motywacją do wyjścia na rower, dzięki!
Kategoria 050-100, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC
Z uczelni przez KPN
Czwartek, 6 października 2011 | dodano: 06.10.2011 | Rower:Giant XTC | temp 18.0˚
dst60.75/28.04km
w02:52h avg21.19kmh
vmax46.00kmh HR /
Na uczelnię pociągiem, udało się szybko pozałatwiać wszystkie sprawy i przed 12 mogłem już ruszyć w stronę domu, a właściwie w stronę KPN;) Na Górczewskiej nowa ścieżka rowerowa..
Przez Łosiowe Bagienka, Klaudyn, Laski i Drogę Łączniczek AK do Sierakowa. Dalej szybkimi singlami do Pociechy.
Dalej standardowo, czyli bunkier i tutaj odbiłem na ścieżkę, którą kiedyś pokazał mi Przemas. Zawsze jechałem w drugą stronę, dziś przyszło mi zmierzyć się z niezłym podjazdem - nie dałem rady. Na swoją obronę mogę dodać, że jest bardzo sucho, a nawierzchnia luźna. Jedziemy dalej, Karczmisko, odbicie na górki i kilka chwil relaksu na słoneczku:)
Dalej ścieżkami poza szlakiem, aż w końcu dojechałem do Wierszy, krótkie zakupy i dalej w stronę Roztoki.
Jako dziecko rodzice często zabierali mnie do Roztoki, spacerowaliśmy po okolicznych ścieżkach - postanowiłem odświeżyć sobie pamięć i przejechać jedną z tych ścieżek. Znalazłem drugi już dziś podjazd, któremu uległem. Tym razem nie mam nic na swoje usprawiedliwienie - podjazd jest na twardej wąskiej ścieżce, jest do podjechania, ale dziś zabrakło mocy;)
Dalej asfaltami do Łubca i lasem do Zaborowa, dalej już moimi "ulubionymi" asfaltami przez Pilaszków;) Fajna pogoda, przyjemnie się pedałuje, bo las zachwyca kolorami i zapachem.
Kategoria 050-100, KPN, Teren, XTC
Mazovia MTB - Epilog Łomianki
Niedziela, 2 października 2011 | dodano: 03.10.2011 | Rower:Giant XTC | temp 15.0˚
dst51.77/45.00km
w01:59h avg26.10kmh
vmax45.30kmh HR 170/194
Epilog Mazovii - ostatni maraton w sezonie, maraton "pod nosem", po dobrze znanych trasach w KPN. Nie planowałem startu, jednak w ostatniej chwili zdecydowaliśmy się z Magdą, nie ukrywam, że prognozy pięknej pogody pomogły nam w podjęciu tej decyzji. Do Łomianek jedziemy od Magdy metrem i dalej liczną grupką z Młocin już rowerkami. Na miejscu spotykam wielu znajomych, zbyt wielu by wymieniać;) Pół godziny przed startem ruszam samotnie na rozgrzewkę - robię pierwsze i ostatnie 3km. Ten odcinek to tradycyjnie szybkie szutry/asfalty, jedyne urozmaicenie to ostatni kilometr poprowadzony bocznym singlem i później szutrowymi ulicami. Kilka minut przed startem wchodzę do sektora. W epilogu sektory są łączone - 1 i 2 startują razem, podobnie 3 i 4. Ruszamy!
Początek wyjątkowo dobrze jak na mnie, z asfaltu w las wpadam w pierwszej grupie i dobrze trzymam tempo.
Na dziurach gubię bidon.. Trudno, będzie szybko, dam radę do bufetu. Pierwsze km to trzymanie koła, jazda na ślepo, co chwilę kocioł i gwałtowne hamowania.
Nie lubię takiej jazdy, niewiele to ma wspólnego z MTB i będę się trzymał tego zdania. Koło Janowa wjeżdzamy w końcu na szlak, jest luźniej. Mam dobre tempo jak na swoją obecną marną formę. Szybko dojeżdżam do Ćwikowej i mocno atakuję - wyprzedzam w sumie kilka osób na tych trzech wydmach. Do Karczmiska jadę dalej mocno. Czerwonym do Wierszy jadę z kilkoma zawodnikami, po kilku km zostaje nas trzech, jedziemy na zmiany, jest ok.
Jeden z nich ratuje mnie piciem, zaschło mi w gardle. W końcu jest bufet. Niestety zawodnik przede mną wziął kubek, a dwie osoby obsługujące bufet nie potrafiły ogarnąć dwóch kubków na raz. Żenada! Jadę na sucho dalej.
Kolega z numerem 6862 na dużych kołach jedzie mocno na płaskich prostych odcinkach, ja natomiast prowadzę na krętych i piaszczystych. Trzeci zawodnik nie daje zmian, ale nie szkodzi. Mijamy Zaborów Leśny, kilka minut później odbijamy z niebieskiego szlaku w stronę Truskawia czarną szutrówką. Nie jest tak dziurawa jak zwykle, jedziemy dosyć mocno.
Mijamy Truskaw i szybko docieramy do Pociechy. Tuż przed parkingiem na naszą ścieżkę wjeżdża turysta - orientuje się, że wjechał na nasz tor i co robi? Jedzie zygzakiem.. Cudem unikam kolizji, niestety zawodnik jadący przede mną nie miał tyle szczęścia. Szybko jednak się pozbierał i gonił nas. Przed Ćwikową na piaszczystym krótkim podjeździe kolega 6862 przewraca się, zaciskam klamki i ląduję przed nim - lepsze to niż przejechać po nim. Obijam sobie kroczę i chwilę trwa zanim dochodzę do siebie, ale w ferworze walki atakuję pierwszą z trzech wydm Ćwikowej Góry - wyprzedzam:) Zjazd z ostatniej wydmy można pokonać na dwa sposoby - po lewej - kilka osób, po prawej - ktoś jedzie, bardzo powoli. Hmmm nie zastanawiam się długo i jadę środkiem na fotografów. Jest kilka korzeni, sporo piachu, ale jakoś zjechałem;) Obok cmentarza na szlak czarny i kolejne kilometry jazdy na zmiany z zawodnikiem 6862. Przed przecięciem asfaltu do Palmir bufet - tym razem chwytam powerade.
Jest już trochę za późno, ale wypijam prawie całą butelkę. Eh szkoda, że na pierwszym bufecie nie było butelek.. Jedziemy dalej. Mijamy kolejne osoby. Na 3-4km przed metą dogania nas kilku zawodników, m.in. jeden z teamu Kliwer Bike. Jedziemy grupką 5-6 osób. Momentami tempo spada poniżej 35kmh i próbuję urwać, bo wiem, że ostatni kilometr będzie wąski i ciężki. Zostajemy we czterech. 6862, Kliwer i ja jedziemy pilnując się nawzajem.
W ostatni zakręt przed metą wjeżdżam pierwszy, ale brakuje mi sił na finish, Kliwej ucieka, a mi pozostaje pilnowanie 6862. Po wjechaniu na metę pomyślałem, że mogłem go puścić - w końcu wspomógł mnie na trasie, ale co by to zmieniło?
Tak szybko po KPN jeszcze nie jeździłem. Jechałem całkiem dobrze, jak na swoją obecną formę, co nie znaczy, że jestem zadowolony z wyniku. Zupełnie nie jestem. Jeszcze bardziej nie jestem zadowolony z samego maratonu. Zero przyjemności, jazda na kole to nie jest to, co lubię. Sytuację ratuje towarzystwo na mecie i bardzo ładna aura, do tego kolory KPN i świadomość, że na pewno gorzej już nie będzie:)
1. Baranek Paweł 1:41:19
15. Kawecki Damian 1:49:18
21. Trybuła Zdzisław 1:51:57
27. Świderski Michał 01:52:35
30. Maślana Lucjan 01:53:37
51. Tomczak Włodzimierz 01:58:12
59. Szymański Tomasz 01:58:54
70. Ruciński Jakub 02:00:55
84. Borowiec Janusz 02:02:06
87. Gajewski Przemysław 02:02:11
7. Fejfer Magdalena 02:15:13
Po dekoracji jedziemy na jedzonko i piwo do Lemon Tree w Dąbrowie. Po obiedzie decyduję, że jadę do domu rowerem - będzie szybciej niż pociągiem. Po drodze zrobiło się zimno:(
Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC
Welodrom w KPN
Niedziela, 25 września 2011 | dodano: 26.09.2011 | Rower:Giant XTC | temp 16.0˚
dst98.55/53.31km
w05:05h avg19.39kmh
vmax43.10kmh HR /
Kolejna weekendowa wycieczka, tym razem w końcu po KPN. Ustawka tradycyjnie pod BD - jedziemy z Magdą ode mnie rowerami - będzie szybciej niż pociągiem. Pierwsze kilometry - zimno, ale słoneczko grzeje i temperatura szybko rośnie. Pod BD jesteśmy 9:55. Jest sporo ludzi, w sumie około 15. Szybko okazuje się, że tak liczna grupa nie może jechać razem i w Pociesze decydujemy, że dzielimy się na dwie - szybszą i wycieczkową. Jadę z szybszą, a jak;) Po kilku km jednak zostaję i czekam na dziewczyny - nie mam ochoty dziś się ścigać, poza tym obiecałem Magdzie, że jeździmy razem.
Z Pociechy zielonym, dalej żółtym i z Wierszy czerwonym do Roztoki, gdzie czekali na nas koledzy z pierwszej grupy.
Początkowo mieliśmy z planach pojechać na Górki w Górkach, ale skończyło się na lodach i łapaniu słońca na polance;) Zgłodniałem i rzuciłem pomysł, żeby pojechać do Leszna na obiad i tak zrobiliśmy. Zjedliśmy w barze u Grażyny - ceny ok, a porcje ogromne - podoba mi się!
Ruszamy dalej, kierunek Zaborów. Po drodze drogę przebiega nam łoś - dokładnie w tym samym miejscu, w którym widzieliśmy kiedyś innego z Magdą - a może to ten sam;) W Zaborowie bez wahania odbijamy z powrotem do lasu i kierujemy się na bagienka:)
Powtarzam to ostatnio przy okazji każdego wpisu, ale las o tej porze roku jest piękny:) Jedziemy dalej skrótem do zielonego i zielonym, tzn obok zielonego, super ścieżkami, niestety obecne tu co roku wrzosy, tej jesieni są suche i bez koloru:(
Dojeżdżamy do Karczmiska i decydujemy z Bartkiem, że odbijamy czarnym do Truskawia - starczy na dziś lasu, dziewczyny i tak są dzielne, że nie marudziły;) W Truskawiu wszyscy ruszają asfaltami do Warszawy, a ja... lasem do domu. Przed bagienkami jednak odbijam ze szlaku i nieznaną mi dotychczas groblą przeprawiam się suchą stopą przez podzaborowskie bagna, z lasu wyjeżdżam w Mariewie. Powrót przez Zaborów.
Kategoria 050-100, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC
Z Welodromem do Nieporętu
Sobota, 24 września 2011 | dodano: 26.09.2011 | Rower:Giant XTC | temp 18.0˚
dst91.70/51.50km
w04:54h avg18.71kmh
vmax39.70kmh HR /
Welodrom na forum skrzyknął się na leniwą wycieczkę do Nieporętu lasami przez Legionowo i Chotomów. W ostatniej chwili zdecydowałem, że dołączę. Ustawka pod Rurą - byłem na miejscu sporo za wcześnie. W końcu ruszyliśmy. Tempo niedzielne, trasa początkowo wałem, później znanymi z maratonów Mazovii lasami Chotomowskimi. W końcu dojechaliśmy do Nieporętu - postój na obiad (karkóweczka z grilla mmm).
Powrót standardową trasą wzdłuż Kanału Królewskiego, dalej przez Cargo, mostem Gdańskim i przez Powiśle na pociąg. Pogoda super, ale tempo męczące;)
Kategoria 050-100, Teren, W towarzystwie, XTC
Z pracy przez KPN z Damianem
Środa, 21 września 2011 | dodano: 22.09.2011 | Rower:Giant XTC | temp 20.0˚
dst56.60/26.00km
w02:21h avg24.09kmh
vmax44.70kmh HR /
Zaplanowałem sobie wyjazd do pracy rowerem i powrót przez KPN. Na powrót umówiłem się z Damianem. Do pracy niestety pociągiem, zaspałem zwyczajnie :( Powrót już na szczęście zgodnie z planem. Umówiliśmy się przy Powstańców róg Górczewskiej. Przez Bemowo, Łosiowe Błota i do Klaudyna. Dalej Izabelin, Lipków i niebieskim. Damian narzucił mocne dla mnie tempo i praktycznie przez większość czasu goniłem. Z niebieskiego odbicie skrótem do Ławskiej i dalej już jechaliśmy wolniej - bo ja prowadziłem;) Rozdzielamy się w Roztoce, Damian szybko jedzie do domu, a ja zaliczam jeszcze zjazd z wydmy po korzeniach. Po ostatnich suchych dniach zjazd jest jakby wyrównany i praktycznie nie sprawia żadnych problemów. Zastanawiałem się jak wracać i wybrał klasyczny wariant czyli Łubiec i do niebieskiego szlaku, dalej do Zaborówka i do domu z zachodzącym słońcem. Oby częściej!
Mieliśmy dziś piękny wrześniowy dzień, w lesie jesień coraz śmielej się zadomawia. Szkoda, że dzień coraz krótszy:( Zdjęć nie ma, bo najpierw nie było kiedy, a później telefon padł, a szkoda.
Kategoria 050-100, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC
MTB Cross Maraton - Kielce
Niedziela, 18 września 2011 | dodano: 19.09.2011 | Rower:Giant XTC | temp 25.0˚
dst43.00/38.00km
w02:43h avg15.83kmh
vmax46.90kmh HR /
Kolejny, ostatni już w tym sezonie maraton z serii MTB Cross Maraton. Tym razem start w Kielcach, a sama forma maratonu niecodzienna - jazda indywidualna na czas. Dla mnie to coś nowego, nie wliczając krótkiej czasówki na AMP w Poznaniu, która bardzo mi się podobała. Taka forma rywalizacji teoretycznie wyklucza jazdę na kole, tłok i inne powszednie problemy, ma jednak jeden mankament - wyklucza bezpośrednią walkę na trasie.
Do Kielc jedziemy z Magdą, Januszem i Pawłem. Magda chce powalczyć dziś o awans w klasyfikacji generalnej - w zasięgu jest 4. miejsce. Przed wyjazdem okazało się, że zacisk sztycy pękł - Janusz poratował swoim. Na miejscu jesteśmy o 9:40, wizyta w biurze, przebieranie i na rozgrzewkę - ok. 11 mają być listy startowe. Spotykamy wielu znajomych - m.in. Izę, Łukasza, Michała W., Atlasa, Kacpra i wielu innych. Robimy rozgrzewkę na kilku pierwszych kilometrach trasy: jest płasko, dużo piachu i korzeni, zupełnie jak w podwarszawskich lasach. Mapa i profile tras nie pozostawiają jednak złudzeń, dalej będę góry - super! Organizatorzy zapowiadali ponad 1000m przewyższenia na zaledwie 41km dystansu Master. Ostatecznie listy startowej pojawiły się z półgodzinnym opóźnieniem. Mój start przypada na 12:30:30, Paweł startuje blisko pół godziny później, Magda jeszcze dalej. Starty obsunęły się o kolejne minuty.
Odliczanie sędziego i start. Początek jadę bardzo mocno, piach i korzenie szybko się kończą, wyprzedza mnie zawodnik startujący za mną, doganiam dwóch przede mną. Dojazd do trasy, przejście pod mostkiem i w góry. Pierwszy podjazd jest lekki, ale długi i wąski. Pierwsze zjazdy - nie jest dobrze, nie czuję roweru, nie pomaga za mocno nabite tylne koło, a może to po prostu brak wyjeżdżenia? Kolejny podjazd i zjazd ze Stokowej, tutaj trzeba było już nieco uważać. Podoba mi się:) Krótki asfaltowy łącznik i znów w lesie. Pierwszy mocny podjazd, sporo piachu, zawodnicy przede mną podprowadzają, ja nie mam wątpliwości, że jest do podjechania:) Chwilę później wyprzedzają mnie dwaj zawodnicy, jeden z nich stanie później na najwyższym stopniu podium M1.
Grzbietem niewysokiej góry kręcę, po prawej stronie widać kamieniołom Szczukowskie Górki, ładna okolica. Jedzie mi się dobrze, cały czas na dobrych obrotach, również rower czuję lepiej. Kolejne lekkiej podjazdy, zjazdy. Na jednym z podjazdów wyprzedza mnie zawodnik JBG2 - robi to bardzo szybko;) Krótki odcinek po łąkach, rzeczka, asfalt, szutry i kolejne podjazdy. Przewyższenia na trasie są bardzo skumulowane, nie ma długich wielokilometrowych podjazdów, pokonuję za to wiele krótkich, a nachylenie ich z każdym kilometrem trasy rośnie. Szybko dojeżdżam do pierwszego bufetu. Łykam dwa kubki, uzupełniam bidon i jem banany - jest gorąco, nie chcę się odwodnić.
Zaczynamy prawdziwe górskiej MTB w paśmie Zagórskim. Podjazdy robią dłuższe, ostrzejsze, mijam wielu zawodników. Zjazdy natomiast są strome, nie brakuje kamieni, szkoda, że są tak krótkie. Na jednym ze zjazdów przestrzelam zakręt, trasa odbijała w dość niepozorną ścieżkę. Na szczęście szybko się zorientowałem i straciłem tylko kilka sekund. Na kilku innych z kolei wyprzedzam wielu zawodników - te zjazdy dają wiele przyjemności, jednak muszę uważać, tył roweru tańczy przez zbyt wysokie ciśnienie. Z drugiej strony, więcej powietrza, to mniejsze ryzyko snake'a. Za ten odcinek wielkie brawa dla autorów trasy! W końcu dojeżdżam do drugiego bufetu.
Za bufetem kawałek wzdłuż torów po tłuczniu, o dziwo nikt nie złapał tu gumy. Zjazd w lewo i od razu pionowa ściana do wejścia. Nie byłoby nic trudnego w tym podejściu, gdyby nie głęboki piach. Momentami trzeba było wchodzić na raty - rower w górę, zaciskanie klamek i podejście. Dalej jest już lepiej, szybkie zjazdy i długie strome podjazdy/ podejścia. Na jednym ze zjazdów przestrzelam skręt w lewo o 90* w wąską ścieżkę. Szybko wracam i zaczynam podejście. Długie podejście... Kawałek dalej można jechać, mijam kolejne krótkie podjazdy i zjazdy przez grzbiet Biesak. W pewnym momencie przy próbie minięcia zawodnika z defektem łapie mnie mocny kurcz uda. Szybko puszcza, ale dalej jadę spokojnie. Bidon opóźniony, totalnie się wypompowałem na podejściach. Mija mnie Michał Wojciechowskie - jego jazda robi wrażenie! Zjazdam żel i siły wracją. Kolejne szybkie zjazdy, łagodne podjazdy, sporo piachu i kamyczków, na których niestety tył traci przyczepność. Rocket Rona trzeba traktować niskim ciśnieniem, wtedy sprawuje się zdecydowanie lepiej. Ostatni konkretny zjazd z Kamiennej - luźny piach i kamienie, adrenalina rośnie.
Zjazd jest krótki, ale mijam na nim 4 osoby. Co z tego, jeśli na podjazdach wyprzedza mnie znacznie więcej;) Ostatnie zjazdy do mety jadę z zawodnikiem w żółtym stroju. Prze większość czasu prowadzę, ale na ostatniej prostej przed wyjazdem na asfalt wyprzedza mnie i nie oddaje prowadzenia do mety, choć byłem blisko. Na mecie spotykam Janusza, przyjechał chwilę przede mną.
Trasa świetna. Tylko 43km, ale interwałowy charakter i mocne tempo nie pozwoliły się oszczędzać nawet przez chwilę. Fantastyczne tereny, zaledwie 180km od Warszawy. Kilkanaście minut po mnie na metę wpada Paweł, a kilka sekund po nim Magda. Magda zła - na 5km złapała kapcia, później ktoś w nią wjechał i całkowicie straciła motywację. 4 miejsce przepadło. Jemy, pijemy, myjemy się, mija sporo czasu, mimo to nie ma szans, a szybki powrót do domu - dekorację ostatecznie przeciągają się do 23. Ogromna wpadka organizacyjna. Dobrze, że miejsce przyjemne, a i pogoda dopisała. W domu jestem po 2.
Jechałem dobrze i poza kurczem na 5km przed metą, bez przygód. Mimo to wynik słaby, co nie jest dla mnie zaskoczeniem. Brak formy, dobrze, że sezon się kończy, będzie dużo czasu na szukanie przyczyn i wyciąganie wniosków. W przyszłym roku na pewno odwiedzę trasy w Górach Świętokrzyskich!
1./1.M2. Pierwocha Tomasz 2:07:05
4./4.M2. Wojecichowski Michał 2:11:36
9./3.M3 Dobrzyński Michał 2:18:41
13./1.M1 Ostachowski Piotr 2:25:05
37./21.M2 Wilk Paweł 2:40.01
45./6.M1 ktone 2:43:47
56/27.M2 Skalski Kacper 2:49:39
83./8.M4 Borowiec Janusz 3:05:45
Ps. znów przez przypadek skasowałem dane z pulsometru..
Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Teren, W towarzystwie, XTC
KPN i Fort Bema
Sobota, 10 września 2011 | dodano: 11.09.2011 | Rower:Giant XTC | temp 20.0˚
dst63.12/27.30km
w02:50h avg22.28kmh
vmax56.40kmh HR 144/184
Szybki wypad do KPN. Nie miałem zupełnie planu, jedyne co miałem w głowie to porządnie się zmęczyć. Ruszyłem do Zaborowa i niebieskim w stronę Zaborowa Leśnego. Tak tak, nie pomyliłem się, przez bagienka:)
Wody faktycznie dużo, ale widać, że przez ostatnie dni błotko zdążyło obeschnąć i poza kilkoma strumieniami, które ciężko jest przejść suchą nogą, to było całkiem znośnie.
Dalej Truskaw, Karczmisko i przez bunkier i bruk do Pociechy. Dalej znanym wszystkim singlem do Sierakowa, później podobnie szybką ścieżką na czarnym szlaku, odbicie na niebieski i wyjazd przy cmentarzu Północnym. Hmmm co tu robić? Fort Bema!
Wiele razy chciałem tu pojeździć, jest gdzie ćwiczyć ostre podjazdy i techniczne zjazdy, ale jakoś nigdy mi nie po drodze. Postanowiłem na sam początek zaatakować najtrudniejszy zjazd z zawodów XC, które jechałem w kwietniu. Zjazd jest krótki, ale są na nim dwa małe uskoki i na samym końcu korzeń, które lepiej ominąć. Od kwietnia doszły nowe utrudnienia w postaci wymytej przez wodę rynienki na środku i gałęzi akacji, które kaleczą ręce. Tego ostatniego doświadczyłem i z tego powodu pierwsza próba zjazdu nieudana.
Pokręciłem się więc po bunkrach, pokonując kolejne podjazdy i szybkie zjazdy i zaatakowałem drugi raz. Wcześniej jednak zrobiłem porządek na zjeździe - nie ma akacji:D
Po tym krótkim treningu na Fortach pojechałem w kierunku centrum, gdzie umówiłem się z Magdą. Po drodze zaliczyłem jeszcze dwa znane wszystkim podjazdy na Powiślu - Tamka i Oboźna. Jest nieźle.
Kategoria 050-100, KPN, Teren, XTC
MTB Cross Maraton - Bieliny
Niedziela, 4 września 2011 | dodano: 05.09.2011 | Rower:Giant XTC | temp 25.0˚
dst72.89/62.00km
w04:54h avg14.88kmh
vmax53.40kmh HR 157/200
W Suchedniowie dostałem mocny wycisk, mimo to organizatorzy zapowiadali, że to był pikuś w stosunku do tego, co będzie w Bielinach. Ma być prawdziwie górska trasa, pure MTB. Kupuję to! Do Bielin jedziemy w stałym składzie Magda, Paweł i wyjątkowo Janusz. Na miejscu po załatwieniu formalności, złożeniu rowerów, nerwowej wymianie opony, w końcu ruszamy na krótką rozgrzewkę. Początek asfaltem, pod górę, później według zapowiedzi kilka km szutrówek, zanim wjedziemy w teren. Przed nami 72km z czego większość w lasach pasma Jeleniowskiego. Wiem, że będzie ciężko, szczególnie, że znów szykuje się upalny dzień.
W końcu stajemy na starcie i punktualnie o 11 ruszamy. Początek za samochodem policji bardzo leniwie - od razu część zawodników wykonuje dziwne zachowania i wyprzedza chodnikami, poboczem, robi się niebezpiecznie. W końcu radiowóz przyspiesza i peleton się rozciąga, szybko wjeżdżamy na szutrówkę i chwilę później w teren.. Od razu robi się tłok, wyprzedzanie bokiem po krzakach, niepotrzebne komentarze i zgrzyty :/ Wszystko po to, żeby za chwilę wyjechać na szutrówkę. Jest w miarę płasko, dużo piachu. Janusz jest z przodu, jadę z Pawłem, jednak systematycznie mi odjeżdża, do czego już się przyzwyczaiłem;) Około 10km zaczynamy MTB - miękki podjazd po trawie i wjazd do lasu. Jest później kilka łączników szutrówkami i asfaltem, ale zdecydowana większość trasy prowadzi leśnymi ścieżkami. Do pierwszego bufetu jest nieźle, mimo, że tracę kolejne pozycje. Przed bufetem przestrzeliłem skręt, ale nie tracę dużo.
Za bufetem zaczynamy podjazd pod Szczyglak. Długi podjazd, głębokie koleiny, trzeba cały czas kontrolować tor jazdy. Rozjazd (1:20) i ciąg dalszy podjazdu, po czym zaczynamy pierwszy konkretny dziś zjazd. Ciąg dalszy trasy to wąskie podjazdy na przemian z wymagającymi zjazdami. W większości nie są trudne, ale wymagają sporej uwagi ze względu na koleiny, wymyty przez wodę grunt czy luźne kamienie. Około 2:05 robię niepotrzebny ruch nogą i łapie mnie skurcz. Muszę się zatrzymać, naciągnąć, wsuwam żel i dużo piję. Upał daje się we znaki, pot zalewa mi twarz. Jadę dalej bez problemów z nogą, ale zaczyna szwankować sprzęt. Do zaciągającego młynka już się przyzwyczaiłem, chociaż ciągle mnie to zastanawia - błota było bardzo mało, albo wcale. Mimo to, kilka razy muszę się zatrzymać. Do tego dochodzą dziwne dźwięki z okolic mufy suportu. Jestem pewien, że rama pękła, zatrzymuję się i oglądam ramę - nic. Albo padnięte łożyska, albo rama - jadę dalej chociaż bez przekonia;) Dojeżdżam do drugiego bufetu.
Obsługa jak zwykle fantastyczna. Podobnie z dopingiem - trasa w całości poprowadzona lasami, nie mijamy tylu wiosek, co w Suchedniowie, mimo to na trasie nie brakuje dopingujących dzieciaków:) Kolejne podjazdy i kamieniste zjazdy. Trasa rewelacyjna, nieźle mnie wytrzęsło, podjazdy długie. Jadę coraz słabiej, ale mam ogromną przyjemność z każdego kilometra maratonu. Gdzieś przed ostatnim bufetem zaczynają się kolejne problemy ze sprzętem - łańcuch spada między kasetę, a szprychy. Dziwne, tym bardziej, że spada w momencie, kiedy jadę na trzeciej od góry koronce kasety. Sytuacja powtarza się jeszcze kilka razy do końca maratonu. Nie pomaga regulacja przerzutki. Na szczęście za każdym razem udaje mi się wyciągnąć zakleszczony łańcuch. Jest ostatni bufet. Łykam arbuza, smakuje mi:) Ostry podjazd, widzę przed sobą cztery osoby, chcę gonić. Wjazd do lasu i mamy kapitalny kawałek lasu - ścieżka zupełnie jak w Beskidach. Mijam dwie osoby tylko po to, żeby za chwilę męczyć się z zakleszczonym po raz kolejny łańcuchem. Jestem cholernie zły na rower, ale jadę dalej i szybko zapominam o problemach. Poirytowany jestem jeszcze dwa razy... W końcu dojeżdżamy do najlepszego zjazdu tego maratonu - szybki singiel z niespodziankami w postaci ostrych kamieni i głazów. Dalej krótki odcinek interwałowy z ostrym, ale krótkim zjazdem i wyjeżdżamy na asfalt. Jadę z dwoma innymi zawodnikami, jeden z nich proponuje współpracę. Oczywiście po tym, jak dałem zmianę, nie miałem siły utrzymać się na kole;) Chłopaki rozegrali finish między sobą, a ja wjechałem na metę kilka sekund za nimi.
Fantastyczna trasa, zdecydowanie najlepsza w ŚLR (nie jechałem Nowin) i ciekawsza niż np. Złoty stok - tutaj dużo się działo, co chwilę podjazd, zjazd, podjazd, zjazd. Tylko widoki nie te:) Problemy ze sprzętem strasznie demotywują, podobnie forma, która z każdym startem jest niższa.
Paweł około 30minut przede mną. Janusz został źle skierowany i przejechał trasę FAN. Magda zajęła trzecie miejsce, wygrała Agnieszka Zych.
Czas 5:02:38
Open 52/73 (wygrał Skarżyński Piotr /M1/ 3:49:09)
M1: 11 - ostatni
Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Teren, W towarzystwie, XTC