Mazovia MTB - Epilog Łomianki

Niedziela, 2 października 2011 | dodano: 03.10.2011 | Rower:Giant XTC | temp 15.0˚ dst51.77/45.00km w01:59h avg26.10kmh vmax45.30kmh HR 170/194

Epilog Mazovii - ostatni maraton w sezonie, maraton "pod nosem", po dobrze znanych trasach w KPN. Nie planowałem startu, jednak w ostatniej chwili zdecydowaliśmy się z Magdą, nie ukrywam, że prognozy pięknej pogody pomogły nam w podjęciu tej decyzji. Do Łomianek jedziemy od Magdy metrem i dalej liczną grupką z Młocin już rowerkami. Na miejscu spotykam wielu znajomych, zbyt wielu by wymieniać;) Pół godziny przed startem ruszam samotnie na rozgrzewkę - robię pierwsze i ostatnie 3km. Ten odcinek to tradycyjnie szybkie szutry/asfalty, jedyne urozmaicenie to ostatni kilometr poprowadzony bocznym singlem i później szutrowymi ulicami. Kilka minut przed startem wchodzę do sektora. W epilogu sektory są łączone - 1 i 2 startują razem, podobnie 3 i 4. Ruszamy!

Początek wyjątkowo dobrze jak na mnie, z asfaltu w las wpadam w pierwszej grupie i dobrze trzymam tempo.

Na dziurach gubię bidon.. Trudno, będzie szybko, dam radę do bufetu. Pierwsze km to trzymanie koła, jazda na ślepo, co chwilę kocioł i gwałtowne hamowania.

Nie lubię takiej jazdy, niewiele to ma wspólnego z MTB i będę się trzymał tego zdania. Koło Janowa wjeżdzamy w końcu na szlak, jest luźniej. Mam dobre tempo jak na swoją obecną marną formę. Szybko dojeżdżam do Ćwikowej i mocno atakuję - wyprzedzam w sumie kilka osób na tych trzech wydmach. Do Karczmiska jadę dalej mocno. Czerwonym do Wierszy jadę z kilkoma zawodnikami, po kilku km zostaje nas trzech, jedziemy na zmiany, jest ok.

Jeden z nich ratuje mnie piciem, zaschło mi w gardle. W końcu jest bufet. Niestety zawodnik przede mną wziął kubek, a dwie osoby obsługujące bufet nie potrafiły ogarnąć dwóch kubków na raz. Żenada! Jadę na sucho dalej.
Kolega z numerem 6862 na dużych kołach jedzie mocno na płaskich prostych odcinkach, ja natomiast prowadzę na krętych i piaszczystych. Trzeci zawodnik nie daje zmian, ale nie szkodzi. Mijamy Zaborów Leśny, kilka minut później odbijamy z niebieskiego szlaku w stronę Truskawia czarną szutrówką. Nie jest tak dziurawa jak zwykle, jedziemy dosyć mocno.

Mijamy Truskaw i szybko docieramy do Pociechy. Tuż przed parkingiem na naszą ścieżkę wjeżdża turysta - orientuje się, że wjechał na nasz tor i co robi? Jedzie zygzakiem.. Cudem unikam kolizji, niestety zawodnik jadący przede mną nie miał tyle szczęścia. Szybko jednak się pozbierał i gonił nas. Przed Ćwikową na piaszczystym krótkim podjeździe kolega 6862 przewraca się, zaciskam klamki i ląduję przed nim - lepsze to niż przejechać po nim. Obijam sobie kroczę i chwilę trwa zanim dochodzę do siebie, ale w ferworze walki atakuję pierwszą z trzech wydm Ćwikowej Góry - wyprzedzam:) Zjazd z ostatniej wydmy można pokonać na dwa sposoby - po lewej - kilka osób, po prawej - ktoś jedzie, bardzo powoli. Hmmm nie zastanawiam się długo i jadę środkiem na fotografów. Jest kilka korzeni, sporo piachu, ale jakoś zjechałem;) Obok cmentarza na szlak czarny i kolejne kilometry jazdy na zmiany z zawodnikiem 6862. Przed przecięciem asfaltu do Palmir bufet - tym razem chwytam powerade.

Jest już trochę za późno, ale wypijam prawie całą butelkę. Eh szkoda, że na pierwszym bufecie nie było butelek.. Jedziemy dalej. Mijamy kolejne osoby. Na 3-4km przed metą dogania nas kilku zawodników, m.in. jeden z teamu Kliwer Bike. Jedziemy grupką 5-6 osób. Momentami tempo spada poniżej 35kmh i próbuję urwać, bo wiem, że ostatni kilometr będzie wąski i ciężki. Zostajemy we czterech. 6862, Kliwer i ja jedziemy pilnując się nawzajem.

W ostatni zakręt przed metą wjeżdżam pierwszy, ale brakuje mi sił na finish, Kliwej ucieka, a mi pozostaje pilnowanie 6862. Po wjechaniu na metę pomyślałem, że mogłem go puścić - w końcu wspomógł mnie na trasie, ale co by to zmieniło?

Tak szybko po KPN jeszcze nie jeździłem. Jechałem całkiem dobrze, jak na swoją obecną formę, co nie znaczy, że jestem zadowolony z wyniku. Zupełnie nie jestem. Jeszcze bardziej nie jestem zadowolony z samego maratonu. Zero przyjemności, jazda na kole to nie jest to, co lubię. Sytuację ratuje towarzystwo na mecie i bardzo ładna aura, do tego kolory KPN i świadomość, że na pewno gorzej już nie będzie:)

1. Baranek Paweł 1:41:19
15. Kawecki Damian 1:49:18
21. Trybuła Zdzisław 1:51:57
27. Świderski Michał 01:52:35
30. Maślana Lucjan 01:53:37
51. Tomczak Włodzimierz 01:58:12
59. Szymański Tomasz 01:58:54
70. Ruciński Jakub 02:00:55
84. Borowiec Janusz 02:02:06
87. Gajewski Przemysław 02:02:11

7. Fejfer Magdalena 02:15:13

Po dekoracji jedziemy na jedzonko i piwo do Lemon Tree w Dąbrowie. Po obiedzie decyduję, że jadę do domu rowerem - będzie szybciej niż pociągiem. Po drodze zrobiło się zimno:(


Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa eszcz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]