W towarzystwie
Dystans całkowity: | 24266.98 km (w terenie 10790.19 km; 44.46%) |
Czas w ruchu: | 1285:47 |
Średnia prędkość: | 18.94 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.20 km/h |
Suma podjazdów: | 56640 m |
Maks. tętno maksymalne: | 207 (104 %) |
Maks. tętno średnie: | 186 (93 %) |
Suma kalorii: | 233181 kcal |
Liczba aktywności: | 423 |
Średnio na aktywność: | 59.92 km i 3h 10m |
Więcej statystyk |
MTB Marathon - Złoty Stok
Sobota, 30 kwietnia 2011 | dodano: 02.05.2011 | Rower:Giant XTC | temp 18.0˚
dst80.00/74.00km
w04:59h avg16.05kmh
vmax63.50kmh HR 157/196
Nadszedł czas na pierwszy Golonkowy maraton - Złoty Stok. Na kilka dni przed startem meteorolodzy straszą deszczem, z każdym dniem maleje nadzieja na dobrą pogodę i zapowiada się powtórka z Rabki. Nie zniechęcamy się, Magda dalej chce jechać mega, a ja Giga, moje pierwsze Giga w górach.
Do Złotego Stoku jedziemy z Pawłem i Jarkiem, w pensjonacie będzie również Albert z Asią. Droga była długa i nie bez przygód. Jedliśmy w dziwnej knajpie w Wieluniu i tak naprawdę tylko cudem nie otruliśmy się.. Na miejscu jesteśmy późnym wieczorem, po drodze padało, ale w Złotym Stoku jest sucho. Śpimy w pięknie położonym pensjonacie Złoty Jar.
Rano szykowanie rowerów, szybka wycieczka na rynek załatwić formalności - pogoda nie jest zła, zimno, ale nie pada. Powoli zaczyna się robić z problem z tym jak się ubrać - decyduję się w końcu na kamizelkę i rękawki. Po krótkiej rozgrzewce zdejmuję kamizelkę - zaczyna się przejaśniać i na słońcu jest naprawdę ciepło. Zjazd na rynek i ustawiamy się w sektorze - ostatnim:) Na kilka chwil przed startem podjeżdża do nas Arek.
Odliczanie i start, punkt 10:00. Oczywiście chwilę potrwało, zanim ruszyliśmy. Początek po asfalcie i dalej szeroką szutrówką w kierunku naszego domu, jednak przy kamieniołomie skręcamy w lewo i... zaczyna się korek. Kilka kamieni, szybko udało mi się jednak ominąć prawą stroną. Jedziemy z Pawłem razem. Zaczyna się podjazd pod Jawornik.
Jest dużo czasu na rozmowy, pogoda się klaruje - świeci słońce, temperatura rośnie - ściągam rękawki, okulary brudne od potu - zdejmuję i od tej pory jadę bez. Po blisko 10km podjazdu z kilkoma fragmentami zjazdów mijamy rozjazd na mini i zaczynamy zjazd do Orłowca. Jest krótki techniczny odcinek, ale bez problemu zjeżdżam. Paweł zostaje gdzieś z tyłu. Pierwszy bufet - zatrzymuję się, jem i piję, ale szybko ruszam dalej.
Zaczynam podjazd w kierunku Borówkowej szutrówkami. Na jednej z agrafek widzę z tyłu Alberta - krzyczę do niego i jest wesoło:) Na zjazdach szybko mnie dogania, próbuję go gonić, ale chłopak ma naprawdę spore umiejętności. Fragment zjazdu do Lutyni to bardzo fajny techniczny odcinek po kamieniach, strumyku, wyprzedziłem kilka osób. Alberta dochodzę dopiero na szutrówce. W Lutyni mamy kolejny bufet, razem z Albertem pijemy i jemy.
Ruszamy dalej, zaczyna się trawiasty podjazd na Przełęcz Lądecką. Szybko dogania nas Paweł i od tego momentu jedziemy we trzech:) Szkoda, że nikt nam w tym momencie nie strzelił foty:) Mijamy przełęcz i pniemy się w górę w kierunku Borówkowej, czyli najwyższego punktu na trasie, wisienki na torcie. Sporo czytałem o zjeździe z tej góry i nie wiem czego się spodziewać. Zanim jednak będzie zjazd, trzeba podjechać;) Trasa po lesie jest momentami bardzo stroma, ale jedziemy z chłopakami twardo. W pewnym momencie musiałem się zatrzymać i poprawić łańcuch - spadł z kółeczka przerzutki. Na Borówkowa wjeżdżam przed chłopakami i zaczyna się zjazd - było wszystko - szybki singiel, metrowe kamienie - tutaj kawałek sprowadzałem, trochę korzeni i słynny korzenisty killer - na którym wyprzedza mnie Albert i robi to w takim stylu, że aż mi głupio! Przynajmniej dwukrotnie szybciej. Ręce mnie bolą od zaciskania kierownicy, ale na cały zjeździe wyprzedziłem kilka osób. W pewnym momencie mijałem Ulę - pytam się czy coś się stało - miała bóle w nodze. Zjazd z Borówkowej jest genialny! Chwilę później mamy rozjazd na giga - limit wjazdu to godzina 13:15 - mam około godziny zapasu, co daje mi średnią ciut powyżej 13kmh.
Wjeżdżam na teren Czech - trasa za granicą ma być łatwa i szybka i tak jest. Łatwe podjazdy - zostawiam Alberta, i szybkie zjazdy. Trafia się jeden techniczny zjazd singlem, bardzo szybki - na zjeździe doganiam Grzegorza C. z którym będę walczył przez kolejne kilkanaście kilometrów:) Jest też trochę asfaltu. Po minięciu jednej ze wsi wjeżdżamy dosyć ostro po trawie i wąwozem w las. Nawierzchnia jest bardzo śliska, ścieżka przykryta liści, które skrywają gałęzie. Zaczyna się kilkunastominutowe wprowadzanie.. Ten odcinek dał w kość, prędkość wprowadzania oscylowała w granicach 3-5kmh! Kawałek dalej można już jechać, zjeżdżamy do czwartego bufetu. Kolejny postój, biorę batona i powerade - Grzesiek mi odjeżdża.
Ruszam w pogoń i już na pierwszym podjeździe go wyprzedzam. Kawałek dalej widzę dwóch gości, jeden na Scottcie w czarnych ciuchach - czyżby Arek? Powoli zbliżam się - okazuje się, że to Arek i Jarek Drogbas, którego poznałem po rowerze:) Jedziemy spory kawałek razem i rozmawiamy, jednak na końcówce podjazdu ruszam do przodu, na zjazdach uciekam i w Białej Wodzie zaczynam samotnie podjazd w kierunku Polskiej granicy. Podjazd jest lekki, ale upał i kilka godzin na trasie dają się we znaki. W pewnym momencie dostrzegam koszulkę Bikestats - Jacek? Niemożliwe.. Chwilę później dojeżdżam bliżej i witam się z Jackiem:) Długo jednak nie jedziemy razem i atakuję dalej. Od ostatniego bufetu sporo wyprzedzam, czuję, że mam zapas siły, nie mam żadnego kryzysu i świetnie mi się jedzie. W pewnym momencie staje się to, czego obawiam się od pierwszego podjazdu po zdjęciu okularów - mucha wpada mi do oka. Na szczęście szybko "wyłzawiam" nieproszonego gościa. Tuż przed ostatnim, piątym już bufetem, mijam Roberta S i oddaję mu jeden z bidonów - zgubił swój i ma kryzys. Bufet na połączeniu trasy giga i mega. Szybko łykam banana i kubek powerade, ale Jacek i Jarek mnie mijają.
Zaczyna się krótki, ale stromy podjazd. Mijam Jacka, Jarka i całą rzeszę megowców. Niestety kawałek dalej kapituluję i schodzę z roweru - podjazd jest zbyt stromy. To jednak mały kawałek i dalej już jadę. Na Przełęczy Jaworowej zaczynają się zjazdy aż do mety. Jest bardzo szybko, miejscami boję się, że nie wyrobię w zakręcie - nie lubię zjazdów po szutrówkach. Przed sobą nie widzę nikogo i podświadomie odpuszczam. W pewnym momencie dogania mnie zawodnik, na oko moja kategoria - zaczynam dokręcać. Ostatnie trzy kilometry jedziemy na pełnym gazie, kilka razy jest może nawet za szybko. Wpadamy na asfalt kilkaset metrów przed rynkiem, jedziemy koło w koło. Tuż przed metą organizator ustawił szykanę i musimy bardzo ostro hamować, żeby nie uderzyć w barierki. Jakieś nieporozumienie! Na metę wpadam sekundę przed rywalem.
Zastanawiam się, jak poszło Magdzie - z jednej strony bałem się, jak sobie poradzi na zjazdach, ale jednocześnie wierzyłem w nią. Spotkałem Tomka, rozmawiamy chwilę i mówi, że Magda jest już na mecie. Od razu ją dostrzegłem:) Jest bardzo zadowolona:) Czekamy razem z Asią na chłopaków, rozmawiamy ze znajomymi, jemy makaron i korzystamy z darmowego czeskiego piwa:) Kolejki do myjek nie ma - w końcu maraton był suchy, zdarzyło się tylko kilka kałuż.
Jestem bardzo zadowolony ze swojej jazdy, bez kryzysów, skurczy, może nawet momentami zbyt asekuracyjnie. Wyprzedziłem wszystkich znajomych poza Romkiem A. Nie mam nic przeciwko, żeby taka tendecja utrzymała się do końca sezonu:) Trasa rewelacyjna. Piękne widoki, długie podjazdy i kilka wymagających zjazdów z Borówkową w roli głównej. Za dużo jednak szutrówek, na których jest niebezpiecznie, chociaż jazda 65kmh w dół tuż obok stromego zbocza też daję frajdę:) Oczywiście żeby nie było tak kolorowa - strata do zwycięzcy ogromna - prawie półtorej godziny! Ogólnie maraton był dość łatwy techniczne.
Czas brutto: 5:06:11 (Czas samej jazdy z licznika 4:59)
Open 100/189
M2 43/58 (zwyciężył A. Brzózka 3:36:57)
Po umyciu się i przebraniu zjeżdżamy z Magdą i Pawłem na dekoracje i losowanie tomboli - Paweł wygrał badania wydolnościowe w Wiśle! Na koniec deser:) Grzegorz w dyskusji na forum obiecał, że jeśli ktoś ukończy dystans mega poniżej dwóch godzin - obejdzie rynek na czworaka i będzie mył rower temu zawodnikowi do końca sezonu. Grzegorz zmotywował zawodników tak mocno, że osiem osób ukończyło maraton poniżej dwóch godzin:) Nie wiem czy był rowery, ale rundę dookoła runku zrobił, były nawet bufety:) Świetna atmosfera!
Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Teren, W towarzystwie, XTC
Górki w Górkach : )
Poniedziałek, 25 kwietnia 2011 | dodano: 25.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 20.0˚
dst76.17/29.75km
w03:20h avg22.85kmh
vmax43.30kmh HR 143/188
Dziś ustawka ponownie o 8 pod BD. Umówiliśmy się na górki w Górkach, jednak nie jadę do Łomianek - dojadę do chłopaków do Roztoki. Wyjeżdżam o 8 i kieruję się do Zaborowa. Fatalnie się czuję, zero mocy w nogach - to pewnie po wczorajszym obżarstwie Drogi mokre po nocnych opadach Podejmuję decyzję, że jadę na skróty - czyli przez Zaborówek, dalej do asfaltu przez Kępiaste i do Roztoki. Zdobywam się jedynie na zjazd w Roztoce po piachu. Telefon do Jarka i umawiamy się w Krogulcu na asfaltach.
Kilka minut później jechaliśmy już we trzech - Albert, Jarek i ja. Do Dąbrowy asfaltami i wjazd na wydmy. Ta ścieżka jest fantastyczna! Po prostu czysta przyjemność. Mimo, że jedzie mi się fatalnie, podprowadzam więcej niż pozostali, kierownica mi ucieka, kilka razy przestrzeliłem też zakręt:( Inna sprawa, że źle wybraliśmy kierunek jazdy - z zachodu na wschód jedzie się zdecydowanie lepiej. Kampinoskie wydmy mają to do siebie, że wschodnie stoki, pod ktore musielismy się dzisiaj wdrapywać, są bardziej strome, a piach miejscami uniemożliwia ich podjechanie. W pewnym momencie osiągam HRmax - 277 :D syngła musiał się nałożyć. Dojechaliśmy do końca, proponuję powrót tą samą drogą, ale Jarek śpieszy się do domu i jedziemy asfaltem. Po dojechaniu do trasy żegnamy się - chłopaki jadą do Łomianek, a ja w stronę Roztoki.
Robię sobie dłuższy postój, jem kanapkę i banana, w barze zamówiłem nawet kawkę. Zdzwaniam się z Włodkiem - okazało się, że nie będzie go, do Roztoki jadą tylko Paweł L i Robert - niestety nie mam do nich telefonu:( Ruszam pokręcić się po okolicznych wydmach. Po kawie i jedzeniu nabrałem sił i zaczyna mi się dobrze jechać! Podjazdy na pełnym ogniu:) Przed Łubcem zbaczam ze szlaku, jest trochę nieciekawie, bo ścieżka co chwilę jest przykryta powalonymi drzewami, ale jazda poza szlakiem ma to do siebie, że nigdy nie wiesz, co cię spotka. Dziś spotkałem jedną sarenkę, przebiegła mi drogę dosłownie 3 metry przed kołem:) Z Łubca już bez kombinowania żółtym do Leszna.Singiel do Leszna
© ktone
Jedzie mi się świetnie, dlatego z Leszna, nie tak jak na początku planowałem, asfaltami, ale szlakiem do Zaborowa. W drodze do domu jeszcze mi było mało, więc zrobiłem kilka krótkich i bardzo mocnych interwałów. Pierwszy raz chyba tak łatwo wchodziłem na tętno w okolice LT na asfalcie.
Kategoria 050-100, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC
KPN Świątecznie
Sobota, 23 kwietnia 2011 | dodano: 23.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 20.0˚
dst93.02/73.49km
w04:32h avg20.52kmh
vmax46.20kmh HR 136/191
Ustawka pod BD, niestandardowa godzina - na dziś umówiliśmy się o 8! Ciężko było wstać, ale jakoś się udało;) Miałem jechać do Łomianek rowerem, ale tak wcześnie jest jeszcze chłodno, a nie mogłem znaleźć nogawek - zdecydowałem się dojechać pociągiem i metrem. Z Młocin przez lasek i byłem na miejscu. Oprócz mnie stawili się: Przemas, Gustaw, Albert na swoim nowym sprzęcie i Jarek. Miało być więcej osób, ale chyba odstraszyła ich godzina;)
Ruszamy w stronę Roztoki przez siarkowy mostek, single do Pociechy i obok Ćwikowej czerwonym. Tempo dyktuje głównie Przemas i było szybko. Odbijamy w stronę Truskawia i nagle zwrot w lewo - Przemas poprowadził po nowym dla mnie singlu. Konkretny podjazd, zjazd, podjazd, znowu zjazd i podjazd. Super! Szkoda, że taki krótki. Wylądowaliśmy pod bunkrem. Znów jedziemy czerwonym. Przy Karczmisku skręcamy w zielony i za chwilę odbijamy ze szlaku na górki. Zapowiada się mocny trening:) Mijamy zielony i dalej singlem po górkach. W międzyczasie Jarek się zgubił - okazało się później, że walczył z zakleszczonym łańcuchem. Mijamy Pomnik Powstańców, i odbijamy na interwałowy do Ławskiej. Dalej zielonym do żółtego (Dębowa Góra) i tutaj żegnamy się z Gustawem i Przemasem - których wzywają obowiązki. Szkoda, że nie udało się dokręcić wspólnie nawet do Roztoki, no ale Święta to gorący okres. We trzech z Albertem i Jarkiem ruszamy dalej, już bardzo spokojnie, do Roztoki. Na miejscu proponuję małe górki po drugiej stronie szosy:) Czerwony i dalej górki do żółtego. Przy szlaku zatrzymujemy się, co dalej? Wracamy tą samą drogą! Wszystko dziś podjeżdżam mocno ze środka. Jednak brakuje świeżości w nogach, ale nie ma co marudzić:) Przy Roztoce zjazd - Jarek po korzeniach, ja po piachu - obaj przechylamy się i lądujemy na boku:D Albert bardzo ostrożnie, ale jednak zjeżdża po korzeniach! Szok! No to mam cel na najbliższe dni:D W Roztoce krótki postój i krótkie zakupy w barze.
Ruszamy dalej, w stronę Warszawy, Jarek wybiera czerwony i zaczyna dyktować mocne tempo. Cały szlak przejeżdżam wpatrując się jedynie w koło osoby przede mną:D Najczęściej jest to Albert. Jestem pod wrażeniem, co on robi na zjazdach. Niby zjazdy niewymagające, ale jest sporo korzeniu, piachu, szyszek, gałęzi - a on idzie jak po asfalcie. Później dowiaduję się od Jarka, że Albert jest dobry na zjazdach w górach. Na wysokości Truskawia żegnamy się i ruszam w swoją stronę. Koło dwóch godzin kręcenia dobrym tempem, jednak średni puls to zaledwie 142. Szlak do Truskawia jest bardzo ładny, jednak mam kilka razy problem z ominięciem błota. W Truskawiu zdzwaniam się z bratem
- jeździmy po lesie?
- ok, przyjeżdżaj do Zaborowa, będę za 30-40minut!
- ok!
Robię krótki postój w sklepie i w drogę. Szlak z Truskawia do Zaborowa to niegdyś moja ulubiona trasa. Teraz muszę przyznać, że odcinek z Truskawia do Zaborowa Leśnego to jednak nic ciekawego - szeroka, płaska szutrówka. Co innego odcinek przez Górne Błota. To miejsce zawsze mnie zachwyca, a wiosną i przy ładnej pogodzie jak dziś - jest tu po prostu pięknie!Górne Błota
© ktone
Oczywiście nie brakuje kałuż, powalonych drzew i prowadzenia roweru, ale jest pięknie, tym bardziej, że nie ma jeszcze komarów;) Do Zaborowa dojeżdżam dość sprawnie, ale czuję już kilometry w nogach. Wyjeżdżam z lasu i dosłownie w tym samym momencie brat dzwoni. Co jak co, ale mam szczęście do umawiania się na rower - jak zwykle timing idealny:)
Spotykamy się przy sklepie i po kilku minutach ruszamy. Jedziemy niebieskim przez Zieloną Karczmę i asfaltem do Łubca. Dalej na czerwony, zabieram brata na podjazd, który jeszcze rok temu był dla mnie wyzwaniem. O dziwo brat podjeżdża. Ruszamy dalej czerwonym, żartuję, że jeśli zjedzie zjazd w Roztoce to ma jakiś ukryty talent;) Zjechał, na zablokowanym tylnym kole i bardzo powoli, ale zjechał! W Roztoce na parkingu spotykamy Krzycha z synem. Gawędzimy kilka chwil, w międzyczasie pogoda się psuje - słońce przesłoniły chmury, wiatr przybrał na sile. Ruszamy w las! Trochanowy singielek do żółtego i w stronę Debł (ów?). Tempo mamy takie jakie mamy, brat do mocny nie należy, ale najważniejsze, żeby miał z tego radochę:) Przez Debły spokojnie przejeżdżamy i odbijamy w stronę Zaborowa. Brat wsiada w auto, a ja ruszam do domku, jak przystało na biednego studenta, rowerem;) Po drodze nawet coś na mnie pada z nieba, ale jestem tak padnięty, że jest mi wszystko jedno. Oby częściej! Na rękach mam już wyraźną kolarską opaleniznę - cieszyć się czy płakać?
Życzę wszystkim wesołych, zdrowych i spokojnych Świąt!
Kategoria 050-100, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC
Wycieczka z Magdą do KPN
Środa, 20 kwietnia 2011 | dodano: 21.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 15.0˚
dst65.97/41.79km
w03:16h avg20.19kmh
vmax47.00kmh HR 127/171
Zbliżają się święta, Magda ma już wolne od zajęć i postanowiliśmy to wykorzystać. Umówilismy się po moich zajęciach, przyjechaliśmy do mnie i ruszyliśmy do KPN. W Zaborowie jeszcze tylko małe zakupy i w las. Z Zaborowa szlakiem do Leszna, po drodze widzieliśmy łosia - od razu Magdzie spodobał się dzisiejszy wypad:) Z Leszna podjechaliśmy do Marianowa odwiedzić na chwilkę Sabine i Marcela. Pogoda piękna, dzień krótki, więc trzeba jechać. Na niebieskim szlaku przestrzeliliśmy skręt na groble przez bagna i pojechaliśmy spory kawałek. Zrobiliśmy sobie przerwę na jedzenie i dopiero wtedy zawróciliśmy. Na grobli Magda zatrzymała się na mostku ;)Na co patrzy Magda?
© ktone
Dalej pojechaliśmy, cały czas spacerowym tempem, przez Karpaty, Zamczysko i w stronę Nart. Minęliśmy podjazd na niebieskim, którego wczoraj nie mogłem podjechać - nie zastanawiałem się i podjałem kolejną próbę, na stojąco. Tym razem udało się:) Przy Górczyńskiej Drodze odbijamy poza szlak i jedziemy bardzo fajną przecinką po kilku wydmach. Znalazł się nawet zjazd tak stromy, że skapitulowałem - trzeba tu wrócić! Przy Sośnie Powstańców proponuję Magdzie lody w Górkach - nie muszę pisać jaka była reakcja;) Po kilkunastu minutach byliśmy znowu przy Sośnie Powstańców i ruszamy zielonym. Dawno nie jechałem tym szlakiem i zapomniałem już jak ładny jest odcinek biegnący po singlu.Singletrack na zielonym
© ktone
Przy żółtym odbijamy w prawo i jedziemy w stronę Łubca, odbijamy w lewo na górki i w ten sposób skracamy sobie do czerwonego. Dalej czerwonym do zjazdu w Roztoce. Chciałem spróbować prawą stroną po korzeniach, ale jedna nieudana próba i odpuściłem. Zjechałem po piachu - bez problemu. W Roztoce kolejny krótki postój na kanapkę. Z Roztoki Trochanowym skrótem do żółtego i dalej przez Debły. Nie było źle jeśli chodzi o ilość wody. Debły
© ktone
Żółtym do niebieskiego i niebieskim do Zaborowa. Magda cały czas trzymała swoje tempo i dystans jakby nie zrobił na niej wrażenia - super. Bardzo fajna wycieczka, a pogoda wspaniała. Cały czas, poza podjazdami, jechałem poniżej 2 strefy - lubię taki wypoczynek;)
Wieczorkiem pojechaliśmy na małe ognisko. Poczułem się jak na wakacjach:)
Kategoria 050-100, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC
MTB Cross Maraton - Daleszyce
Niedziela, 17 kwietnia 2011 | dodano: 18.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 14.0˚
dst75.64/60.00km
w04:11h avg18.08kmh
vmax54.10kmh HR 160/191
Kolejny weekend, kolejny, czwarty już start w tym sezonie, w czwartym cyklu. Tym razem jedziemy w Góry Świętokrzyskie. Organizatorzy reklamują maraton w Daleszycach jako pierwszy górski maraton w sezonie - faktycznie, 1500m przewyższenia mówi samo za siebie.
Do Daleszyc jedziemy z Magdą, Jarkiem i Pawłem, wyjazd z Warszawy kilka minut po 6.Bardzo szybko dojeżdżamy na miejsce, gdzie są już Grzesiek i Kazik. Okazuje się, że zawody cieszą się znacznie większa popularnością, niż organizatorzy się spodziewali, co skutkuje sporą kolejką do biura zawodów. Udaje się nam pozałatwiać formalności dość sprawnie, ale na godzinę przed planowanym startem kolejka wciąż rośnie.. Przebieramy się, rozgrzewamy (mijamy Anię Szafraniec i Marka Rutkiewicza, którzy startują dziś z nami), spotykamy też kilku znajomych m.in. Michała Wojciechowskiego. Niestety przed 11 dostajemy informację o opóźnieniu startu.. Po kilkukrotnym przekładaniu godziny startu, padła w końcu godzina 12:45 jako ostateczna. 1:45 opóźnienia!
W końcu jednak udaje się wystartować. Na początku jazda za samochodem, bardzo spokojna, nie pchałem się na początek, ale w pewnym momencie jechałem tuż za Markiem Rutkiewiczem;) Nagle samochód przyspiesza i peleton rozpędza się do 50kmh. Wjazd do lasu, lekki podjazd, trochę blota, piachu, połamanych gałęzi i grupa się dzieli. Mija mnie Gregor, ale mam go w zasięgu wzroku. Mam w glowie taką myśl, żeby możliwie długo trzymać się go, może uda się jechać razem? Tereny bardzo szybko pokazują pazura, kilka stromych podjazdów i zjazdów po kamieniach! Na jednym z nich gupię zapas dętki. Jestem w szoku! Trasa genialna, a to dopiero początek. Później sekcja szybkich szutrów, trochę asfaltów. Jadę w małej grupce i gonimy grupkę przed nami, w której widzę niebieską koszulkę. Po chwili jadę z Grześkiem koło w koło. Super! Na zjazdach mam przewagę, ale ku mojemu zaskoczeniu Grzesiek bardzo dobrze podjeżdża. Jedziemy razem przez następnych kilkanaście kilometrów. W między czasie mijamy bufet - zatrzymuję się uzupełnić bidon, obsługa bardzo miał, dziewczyny mnie poją i nalewają izotonik do bidonu, starszy facet ładuje banany do kieszeni, wszyscy serdecznie życzą powodzenia - jesteśmy w górach;) Jadąc z Grześkiem pokonujemy też świetny zjazd trawersem - było gorąco! Na błotnistym odcinku Gregor zostaje jednak z tyłu, mijam chyba 5 osób, tylko dlatego, że nie zsiadam z roweru i "przepycham" przez kałużę błota.
Od mniej więcej 40km trasa zupełnie zmienia swój charakter, średnia zaczyna gwałtownie spadać. Mam mały kryzys na długim, błotnym podjeździe. Mija mnie sporo osób, nie mogę zacząć jechać i prowadzę rower dość długi kawałek. Jestem zly jak cholera.. Zwalam winę na źle dobrane opony - o ile Rocket Ron z przodu to rewelacja, tak prawie łysy Racing Ralph z tyłu to porażka. Łykam żela i chyba wzmówiem sobie, że jest lepiej - ruszam :) Dalej jest podjazd pod Górę Zamkową i kapitalny szlak po grani. Lewo, prawo, cały czas po kamieniach, a z obu stron prawie pionowa ściana w dół. Szlak kończy się kapitalnym, technicznym zjazdem! Wyjazd na asfalty i drugi bufet. Znowu miło. Zajadam się pysznymi batonami, na szczęście w porę się opamiętałem, czas jechać:) Mimo uzupełnienia energii, czuję już w nogach dystans i jadę słabo, puls też niski. Spory podjazd na początku asfaltem, później w lesie, cały czas goni mnie zawodnik na Scoocie. W pewnym momencie najechałem na kamień, kierownica skręciła i uderzyłem w kolano - boli:( Na końcu podjazdu był już bardzo blisko, jednak na zjazdach mu uciekłem. W końcu jednak mnie dogonił. Jak widać wytrzymałość jeszcze nie ta u mnie :( Jedziemy razem, obu nam zalezy na towarzystwie, rozmawiamy i obaj pracujemy ciężko:) Szczególnie na ostatnich asfaltowych kilometrów. Ostatnie kilkaset metrów jadę kole z planem zaatakowania przy wjeździe na stadion. Niestety jest dość wąsko, a mi brakuje sił, na metę wpadam drugi, zadecydowała długość koła:) Dziękujemy sobie za wspólną jazdę - okazuje się, że gość gonił mnie 20km:)
Na mecie jest już Magda po dystansie FAN, jak zwykle zadowolona z jazdy:) Kilka minut pod mnie przyjeżdża Gregor. Później jeszcze Jarek i Paweł (złapał kapcia). Ze wstępnych informacji wynika, że będę dekorowany. w MTB Cross Marathon łapię się na kategorię M1. No cóż trzeba poczekać:) Czekamy w sumie ponad dwie godziny. Organizatorzy mają problem z pomiarem czasu i weryfikacją wyników. Kolejna wpadka:( Całe szczęście posiłek na mecie jest smaczny i zjadam w sumie trzy porcje. Po godzinie 20 wchodzę na podium - 3 miejsce w kategorii i mój pierwszy pucharek:) Ruszamy do domu po zmroku. Zatrzymujemy się kawałek za Kielcami na kolację. W Warszawie jesteśmy po 23.Podium Master M1
© ktone
Podsumowując: trasa rewelacja! Bufety bardzo dobre, posiłek na mecie również, oznakowanie trasy dobre, atmosfera super - nie ma tego chamstwa znanego z innych cykli. Wrażenie zepsuły jednak opóźnienia - ja jednak wierzę, że organizatorzy poprawią ten element i następnym razem będzie bez zastrzeżeń. Wynik względny również cieszy - objechałem Gregora, podium. Nie mogę się odnieść do wyniku bezwzględnego - na razie brak oficjalnych wyników. Z jazdy jestem zadowolony połowicznie. Do 40km jechałem super, później zabrakło wytrzymałości, czułem trasę nie tylko w nogach, ale również w rękach i plecach. Na szczęście kryzys szybko przeszedł, ale tempo w drugiej połowie trasy było, mówiąc delikatnie, średnie.
Czas brutto: 4:17:11
Open 35
M1 3 (wygrał Matusiak Łukasz z czasem 3:53:00)
Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Teren, W towarzystwie, XTC
Ciacho z Magdą i Grodzisk z Damianem
Piątek, 15 kwietnia 2011 | dodano: 15.04.2011 | Rower:Kross A6 | temp 12.0˚
dst124.56/5.00km
w04:53h avg25.51kmh
vmax55.00kmh HR 139/176
Już w środę umówiliśmy się z Magdą, że o ile pogoda pozwoli, to jedziemy w piątek do GK na pyszne ciastka. Pogoda ostatnio kapryśna, ale prognozy na dziś obiecujące. Szczęście nam sprzyja od samego początku - o ile rano było zimno, a niebo zaciągnięte szarymi chmurami, to po 10 przejaśniało się, a słoneczko zaczynało mocno grzać.
Pojechałem do Warszawy pociągiem, z zachodniego już na rower i w stronę Ursynowa. Po drodze walczyłem z pulsometrem, który znów się zawieszał - najdziwniejsze, że po kilkunastu minutach zaczął działa bez zarzutów. Umówiliśmy się pod Kodakiem u Włodka - liczyliśmy na towarzystwo, ale nikogo poza nami nie było. Pogadaliśmy kilka chwil z Włodkiem i ruszyliśmy. Niby z wiatrem.
Przez Kabacki i Konstancin, dalej standardową trasą, czyli przez Obory, Cieciszew i wzdłuż wału do Góry Kalwarii. Przed podjazdem na skarpę starałem się podpuścić Magdę na uphill-race - w końcu ma blisko 15kg mniej do dźwigania;) Nie chciała się ścigać. Podjechaliśmy do cukierni - tym razem nie było problemu z wyborem - Magda zarządziła, że jemy tartę. Dwie tarty i pączek na pół. Pycha!Największy łasuch w Welodromie;)
© ktone
Dobrze, że ta cukiernia nie jest bliżej, obawiam się, że ważyłbym minimum 10kg więcej :D Czas wracać. Wiatr o dziwo nie przeszkadza bardzo, niestety słoneczko zasłoniły znowu chmury i zrobiło się chłodniej:( Na szutrówce chciałem zrobić zdjęcie, ale słaby aparat w połączeniu z mocno nabitymi oponami i dziurami w drodze daje takie efekty:Troszkę trzęslo
© ktone
Wróciliśmy do Magdy przez Kabacki. Czas na obiad:) Zjedliśmy pyszny makaron z truskawkami. Magda do pracy, a ja dalej kręcić.
Umówiłem się z Damianem. Mieliśmy podjechać do Grodziska życzyć powodzenia Uli i reszcie teamu biketires.pl. Ruszyliśmy z Grójeckiej w stronę Ursusa, dalej przez Piastów, Pruszków, Parzniew i dojechaliśmy do Brwinowa. Dalej nie znałem krótkiej drogi, żeby jednocześnie unikać trasy. Troszkę improwizowaliśmy i udało się trafić do Milanówka - dalej znam już trasę. Pod stację w Grodzisku podjechaliśmy idealnie z pociągiem, którym przyjechała Ula i Tomek:) Kilkanaście minut później żegnaliśmy się i razem z Damianem ruszyliśmy z plecakami pełnymi różnych skarbów w stronę domów. W Rokitnie żegnamy się i rozjeżdżamy w swoje strony.
Wyjątkowo lekko przyszła ta setka, no ale byłem wypoczęty, jak już dawno nie byłem. Ten tydzień przebimbałem, mogę się tłumaczyć pogodą - która owszem nie rozpieszczała - ale mam trenażer! Liczę jednak, że trenażer zostanie do grudnia w pudełku, a pogoda się poprawi, bo dziś było bardzo przyjemnie.
Kategoria 100-?, Kross A6, W towarzystwie
Wesoła - dojazd i rozgrzewka
Niedziela, 10 kwietnia 2011 | dodano: 10.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 8.0˚
dst12.00/2.00km
wh avgkmh
vmax0.00kmh HR /
Kategoria 000-050, W towarzystwie, XTC
Forty Bema - dojazdy i rozgrzewka
Sobota, 9 kwietnia 2011 | dodano: 09.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 8.0˚
dst30.00/5.00km
w01:30h avg20.00kmh
vmax0.00kmh HR /
Kategoria 000-050, W towarzystwie, XTC
AZS MTB Cup - Forty Bema
Sobota, 9 kwietnia 2011 | dodano: 09.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 8.0˚
dst19.78/19.50km
w01:14h avg16.04kmh
vmax42.20kmh HR 176/194
Od tygodnia pogoda nas nie rozpieszcza, silny wiatr, opady i niska temperatura. Meteorolodzy nie pozostawiali złudzeń również na dzisiaj. Od rana wiał megasilny wiatr, prognozy mówiły o przelotnych opadach...
Umówiłem się z Magdą przy Zachodnim, jednak byłem na miejscu wcześniej i wyjechałem po nią w stronę Banacha. Razem już pojechaliśmy w stronę Fortów Bema. Po drodze dwa razy złapał nas przelotny deszcz, zrobiło się naprawdę zimno i nieprzyjemnie. Na miejscu byliśmy po 12, zaraz po starcie kobiet. Zjazd, który od wczoraj nie dawał mi spokoju, dziewczyny pokonywały bez problemu. Szybka rejestracja w biurze zawodów, odbiór numeru i... schowaliśmy się w samochodzie z Grześkiem i Pawłem L.:) kilka minut później przyjechał Paweł W.
Pora wychodzić, krótki objazd trasy, tym razem zjazd bez problemu. Start przesunięty, dlatego robię długą rozgrzewkę. Kilka minut po 14 ustawiamy się na linii startu.
Start! Czołówka rusza bardzo mocno, ale rozjazd jest krótki i już na pierwszym krótki podjeździe robi się tłok.. Nie rozumiem, po co osoby, które nie potrafią podjechać 3 metrowego podjazdu, pchają się do przodu...Podobnie wygląda cała pierwsze runda. O dziwo Grzesiek jest za mną! Później jest już luźniej, można swobodnie jechać swoje. Podjazd na "magazyn"
© ktone
Na trzeciej rundzie Gregor jednak mnie wyprzedza, ale cały czas trzymam go w zasięgu wzroku. Tuż po przekroczeniu mety po raz trzeci mija mnie czołówka - myślałem, że zaliczę dubla wcześniej;) Przy trasie stoi Przemas, Magda, Krzysiek i Paweł i bardzo nas dopingują - miło! Czwarta i piąta runda to lekki kryzys, odzyskałem siły dopiero po zjedzeniu banana od Magdy. Po sześciu rundach dostaję drugiego dubla od zawodnika grupy Mróz. Grzesiek mi odjechał na 40 sekund, według tego, co powiedział mi Paweł. Trasa jest bardzo interwałowa, praktycznie nie ma prostych odcinków, na których można odpocząć. Większość podjazdów jest z gatunku tych, które lepiej atakować na stojąco ze środka niż młynkować, zjazdy są szybkie, ale od razu trzeba hamować i nawracać. Na ostatniej rundzie zbliżam się do Grześka, dostaję dubla od Pawła L. Grzesiek jest coraz bliżej, przez chwilę mam nawet nadzieję, że będzie okazja do ataku na ostatnim podjeździe. Niestety między nami znalazł się maruder z końca stawki - Grzesiek pojechał swoje, a ja musiałem poczekać. Szkoda, na metę wpadam kilka sekund za Gregorem.
Nie znam dokładnego wyniku, ale podwójny dubel to znacznie lepiej niż się spodziewałem. Trasa świetna, bardzo dynamiczna. Rywalizacja kapitalna. Doping - mistrzostwo świata! Organizacyjnie również bez zastrzeżeń: na mecie pyszne jedzenie bez ograniczeń. Organizatorzy wielkich cykli powinni się uczyć! Jestem zadowolony ze swojej jazdy, chociaż nie ukrywam, że ten start to porządna lekcja pokory - dublujący zawodnicy mijali mnie w takim tempie, że aż mi było głupio;) Fajnie, że pogoda dopisała w trakcie samego wyścigu i nie padało.
Poczekaliśmy z Magdą do końca dekoracji, losowanie nagród (niestety nie udało się nic wygrać) i szybka jazda z wiatrem do pociągu.
Zawody XC, nawet namiastka prawdziwego XC na Fortach Bema, to zupełnie inny wysiłek niż maraton. Godzina jazdy na 100% daje w kość. 92% czasu jechałem powyżej progu LT. Nie ukrywam, że nie mogę się już doczekać górskich maratonów - ten krótki techniczny zjazd daje więcej frajdy niż cała zeszłotygodniowa Mzovia - ja chcę więcej:)
Kategoria 000-050, Imprezy / Wyścigi, W towarzystwie, XTC
Otwock - dojazd i rozgrzewka
Niedziela, 3 kwietnia 2011 | dodano: 04.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 18.0˚
dst15.00/8.00km
w00:45h avg20.00kmh
vmax0.00kmh HR /
Kategoria 000-050, W towarzystwie, XTC