Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:24266.98 km (w terenie 10790.19 km; 44.46%)
Czas w ruchu:1285:47
Średnia prędkość:18.94 km/h
Maksymalna prędkość:75.20 km/h
Suma podjazdów:56640 m
Maks. tętno maksymalne:207 (104 %)
Maks. tętno średnie:186 (93 %)
Suma kalorii:233181 kcal
Liczba aktywności:423
Średnio na aktywność:59.92 km i 3h 10m
Więcej statystyk

KPN z Magdą i Welodromem na rozruch

Niedziela, 29 maja 2011 | dodano: 29.05.2011 | Rower:Giant XTC | temp 25.0˚ dst99.19/46.00km w04:21h avg22.80kmh vmax49.70kmh HR 142/188

Rozchorowałem się na dobre i musiałem odpuścić wyjazd do Krynicy:( W weekend poczułem się lepiej i nie mogłem nie skorzystać z ładnej pogody w niedzielę - umówiliśmy się z Magdą, że pokręcimy po KPN. Umówiliśmy się o 10 pod BD, miał być też Michał. Planowałem pojechać pociągiem i metrem, ale skoro wiatr wieje z zachodu, to szybciej będzie rowerem:) We trójkę pojechaliśmy różnymi skrótami i część szlakami do Roztoki. Nie było lekko, mimo, że czuję się już lepiej, to brakowało mi oddechu, po prostu jestem słaby:( W Roztoce przerwa na drugie śniadanie i lody - spotkaliśmy przy okazji Grześka, Leszka i Roberta. Chwilę później dojechało dwóch gości z Legionu. Ruszyliśmy wszyscy razem w stronę Warszawy lekkim tempem - nie miałem nic przeciwko. Szybko było tylko kiedy Magda prowadziła;) Z niewielkimi przygodami dotarliśmy w końcu do Lasek, gdzie chłopaki pojechali w stronę Bemowa, Magda do metra, a ja w swoją stronę, tym razem pod wiatr:)

Bardzo przyjemny lekki wypad. Jestem jeszcze słaby:(


Kategoria 050-100, KPN, W towarzystwie, XTC

AMP Poznań - rozgrzewka

Niedziela, 22 maja 2011 | dodano: 23.05.2011 | Rower:Giant XTC | temp 27.0˚ dst15.00/10.00km w01:00h avg15.00kmh vmax0.00kmh HR /


Kategoria 000-050, W towarzystwie, XTC

AMP Poznań - objazd trasy i rozgrzewka

Sobota, 21 maja 2011 | dodano: 23.05.2011 | Rower:Giant XTC | temp 25.0˚ dst51.86/25.00km w02:57h avg17.58kmh vmax54.60kmh HR /


Kategoria 050-100, W towarzystwie, XTC

AMP w Poznaniu - objazd trasy

Piątek, 20 maja 2011 | dodano: 23.05.2011 | Rower:Giant XTC | temp 20.0˚ dst18.20/15.00km w01:08h avg16.06kmh vmax46.90kmh HR 138/174

Za namową Gregora zgłosiłem się do sekcji kolarskiej AZS. Po całkiem udanym starcie ma Fortach Bema – Akademickich Mistrzostwach Warszawy – dostałem „powołanie” od szefa sekcji na AMP w Poznaniu.
W Poznaniu mieliśmy zarezerwowane pokoje w hotelu już od piątku, więc skorzystaliśmy z tego i na miejscu byliśmy popołudniu, po 4 godzinach w pociągu. Szybki obiad i ruszyliśmy z Gregorem na trasę. Park Cytadela, w którym wytyczona została trasa, znajduje się kilkaset metrów od hotelu. Trasa niestety nie była oznakowana dokładnie, wisiały jedynie strzałki, więc przejechaliśmy ją tylko fragmentami. Mimo to mieliśmy obraz tego, co nas czeka. Trasa jest szybka, interwałowa z kilkoma długimi prostymi, nie brakuje stromych, ale krótkich podjazdów i zjazdów, na których trzeba zachować czujność, jest też fajny zjazd torem 4cross. Mimo to, mam wrażenie, że trasa jest łatwa, brakuje naprawdę trudnych odcinków. Objazd trasy kończymy wraz z nadchodzącą burzą – w nocy porządnie popadało, ale nie boimy się o trasę – jest szybka, twarda i musiałoby padać ze dwa dni, żeby było błoto.
W hotelu mieszkają chyba wszyscy zawodnicy, a jest ich niemało – około dwustu chłopaków i siedemdziesiąt dziewczyn. Pętla jest długa – wg organizatorów około 7,5km, ale dwieście osób to zdecydowanie za dużo. O kolejności na linii startu ma decydować wynik z jutrzejszej czasówki. Niekwestionowanym faworytem jest oczywiście Marek Konwa, a wśród dziewczyn – Kasia Solus oraz Weronika Rybarczyk.


Kategoria 000-050, W towarzystwie, XTC

MTB Marathon - Zabierzów

Niedziela, 15 maja 2011 | dodano: 16.05.2011 | Rower:Giant XTC | temp 7.0˚ dst100.00/75.00km w05:55h avg16.90kmh vmax60.00kmh HR 156/188

Maraton w "podkrakowskich dolinkach" od samego początku zapowiadał się bardzo ciekawie. Prognozy niestety nie pozostawiały złudzeń - będzie zimno i mokro. Wszyscy jednak mieliśmy nadzieję, że będzie podobnie jak w Złotym Stoku - prognozy swoje, a pogoda swoje.

Wyjazd w sobotę, jedziemy z Jarkiem, Pawłem i Tomkiem Kuczewskim, nocleg mamy w Ojcowie. Okolica bardzo malownicza, a sam ośrodek pięknie położony. Spotykamy Alberta i Asię. Wieczorem zdążyliśmy jeszcze podjechać do biura zawodów, gdzie spotkaliśmy team biketires.pl. Damian chwali się niebieską naklejką - mam nadzieję, że to jednak żart. Później okazuje się, że faktycznie wybrał dystans Mega - szkoda. Szybka kolacja i spać. Prognozy niestety się sprawdzają i w nocy pada. Pobudka dość wcześnie, wyglądam
od razu za okno - przejaśnia się - jest nadzieja! Kilka minut po 9 wyjeżdżamy z Ojcowa, niestety pogoda się zmienia, niebo zachodzi ciemnymi chmurami i zaczyna lekko kropić. Na miejscu startu robimy szybką rozgrzewkę, kupuję na wszelki wypadek klocki hamulcowe - mogą się przydać. Stajemy w sektorach - chłopakom przypadł IV - mi przysługuje III. Już w sektorze poznaje mnie Adam - chwilę rozmawiamy i zbliża się start.

Ruszamy! Początek po asfalcie, jest dość wąsko, ale bardzo szybko zaczynamy podjazd, który rozciąga peleton. Słabo mi się jedzie, sporo osób mnie wyprzedza, ale staram się trzymać Pawła. Widzę też Michała Osucha - w Złotym Stoku objechał mnie o kilka minut i mam w głowie plan, żeby powalczyć z nim. Pierwszy zjazd, dość szybki, ale śliski. Jadę za Pawłem, próbuję wyprzedzić i przestrzelam zakręt. Dobrze, że były tam krzaki, szybko wracam na drogę. W końcu jednak mijam Pawła, Michała i zatrzymałem
się za starszym gościem. Zjeżdża bardzo powoli, dopiero za chwilę widzę, że jedzie na bardzo wąskich oponach. Próbuję wyprzedzić bokiem po trawie, jest ślisko, moment nieuwagi i zaliczam szlif. Na szczęście po trawie. Zbieram się i jadę dalej - wiem, że muszę szybko zgubić tego gościa.

Zaczynamy podjazd, jest momentami dość stromo, nawet na chwilę schodzę z roweru. Wyprzedza mnie Paweł - kolejne kilka kilometrów jedziemy razem. Jest z nami również Michał. Trasa jest bardzo zróżnicowana. Strome podjazdy, szybkie śliskie zjazdy i asfaltowe łączniki. Pogoda ciągle się psuje, pada coraz bardziej, a temperatura spada. Na pierwszym bufecie jestem po 1:15 i spędzam tam trochę czasu - ruszam dopiero, kiedy widzę Michała. Przez kolejną około godzinę jedziemy sporo grupą - sporo prowadzę, szczególnie na zjazdach. Staram się jechać uważnie, wydaje mi się, że jadę zachowawczo, a mimo to zwiększam dystans do goniących mnie chłopaków. Około drugiej godziny mam poważny kryzys. Poważnie myślę o wycofaniu się - stopy mi przemarzają, podobnie dłonie, błoto zakleja i oczy, a zanosi się, że będzie tylko gorzej. Jednak widok kolejnych wyprzedzanych osób mnie motywuje, szczególnie tych mijanych na zjazdach:)

Na drugi bufet dojeżdżam po ponad 3 godzinach - po drodze brakowało bufetu, dystans między 1 i 2 to około 40km - w takich warunkach to naprawdę dużo. Przy stołach widzę Justynę Frączek - awaria? Chyba poczuła na sobie mój wzrok i szybko ruszyła;) Łapię żel w garść, uzupełniam bidon i zaczynam pogoń. Kolejne kilometry przebiegają po pięknym gęstym i bardzo ciemnym lesie. Dość szybko dojeżdżam do Justyny i z łatwością wyprzedzam - chyba za cienko się ubrała i marznie, bo nie widzę innego powodu słabego tempa. Jadę dalej. Mijam chyba najgorszy fragment trasy - płaski odcinek po leśnej drodze pokrytej piachem. Zupełnie jak w mazowieckich lasach. Kawałek muszę
prowadzić :( Dopiero od zawodnika, którego chwilę później mijam, dowiaduję się, że ten las to pozostałość po Pustyni Błędowskiej. To zmienia postać rzeczy, cała przyjemność po mojej stronie:) Kolejne kilometry są dość łatwe i szybkie, niemniej warunki są ciężkie. Na jednym ze zjazdów stoi zawodnik i pokazuje nam, że trzeba skręcić - okazuje się, że przestrzelił zakręt, który znajdował się dosłownie tuż za strzałkami - na szybkim zjeździe powinna być informacja ciut wcześniej. To było jednak jedyne źle oznakowane miejsce na trasie. Gdzieś w międzyczasie przestaje mi działać licznik - próbuję zlokalizować przyczynę, w końcu chować go do kieszeni.

Nagle z prawej strony wyjeżdżają zawodnicy - zastanawiam się, czy nie pomyliłem trasy. Jeden z zawodników nawet zarzuca mi skracanie. Rzut okiem na numer startowy i wszystko jasne - połączyliśmy się z megowcami. Różnica w tempie jest delikatnie mówiąc znaczna. Gorzej, że różnice są również w umiejętnościach jazdy w błocie, którego nie brakuje. Momentami jest niebezpiecznie i cały czas staram się wyprzedzać. Dojeżdżam do ostatniego - trzeciego bufetu. Łykam dwa żele, widzę zawodnika Cyklotrampu, jest czerwona naklejka - jest cel! Później w wynikach sprawdziłem, że był to Janek Szczepański. Ktoś pyta obsługę bufetu - swoją drogą obsługa na bufetach tego dnia była rewelacyjna! - a więc ktoś pyta - ile do mety - jakieś 19km. Pomyślałem sobie, pewnie godzinka wystarczy.

Zaczynamy podjazd, wszyscy idą, tylko Janek i ja jedziemy, jednak szybko go mijam i jadę swoje. Na wypłaszczeniu stoi zawodniczka z łańcuchem w ręku i pyta czy mam spinkę. Przeżyłem coś podobnego na maratonie w Rabce - od tamtej pory wożę ze sobą zapas. Oczywiście zatrzymuję się. Zanim udało się wyciągnąć spinkę, mijają jakieś dwie minuty - palce mam sztywne z zimna! Cyklotramp oczywiście mnie mija w międzyczasie, ale zaraz ruszam i doganiam go. Następne kilometry to walka z błotem, wiatrem i próba utrzymania się na kołach pędząc po gliniastych polach. Nie podoba mi się ten odcinek - jakby wydłużanie dystansu na siłę, bo ewidentnie kluczymy po tych polach. Wszystko to jednak wynagradza nam przepiękny widok jurajskich skałek w jednej z dolinek. Gdybym miał aparat, zatrzymałbym się zrobić zdjęcie! Na cały głos wyraziłem swój zachwyt niezbyt kulturalnym "ja pier... ale pięknie!", czym rozbawiłem jadących obok:)

Kawałeczek dalej na szutrowym podjedzie mija mnie Michał Wojciechowski - musiałem go gdzieś na trasie minąć, kiedy naprawiał rower. Łokieć we krwi, zaciśnięte zęby. Okazało się, że złapał gumę, skuwał łańcuch, a przede wszystkim jechał na krótko, co przy temperaturze 7* i deszczu nie jest optymalnym wyborem. Jedziemy sporo razem, jest to głównie asfalt, na szutrowym zjeździe uciekam. Pojawia się tabliczka "5km do mety". No w końcu. Mam już serdecznie dosyć! Jednak ostatnie kilometry nie są
nudne - wymagające zjazdy w wąskich dolinkach. Na błotnistym zjeździe dostrzegam przed sobą wśród idących jednego zawodnika, który całkiem sprawnie zjeżdża - to musi być gigowiec! Za punkt honoru stawiam sobie przegonienie tego gościa. Nie zniechęca mnie nawet totalny głód, który opanował moj brzuch. Pogoń była szybka, momentami wręcz brawurowa, jednak cały czas pod kontrolą. Najciekawszy był krótki stromy zjazd pokryty niesamowicie śliskim błotem. Nawet nie myślałem o zjechaniu tego. Ciężko
mi było nawet zejść.. Kawałek dalej zaczynamy zjazd rzeką! Woda po osie, na dnie kamienie. Oczywiście takie miejsce skupiło uwagę fotografów;) Doganiam wreszcie zawodnika w żółtej kurtce. Wyjazd z rzeczki na asfalt i kilkaset metrów do mety. Kreskę mijam z nietęgą miną, jednak ogromną radością w sercu - nareszcie koniec!

Tomek jest już na mecie, grzeje się w samochodzie. Szybko przebieram się w suche ciuchy. Szkoda, że nie ma się gdzie umyć, chociaż twarzy - wyglądam komicznie w masce z błota:) Zjadam dwie porcje makaronu, grzeję się przy ognisku i witam na mecie Pawła. Zastanawiałem się, jak mu pójdzie - w takich warunkach osoby noszące okulary mają niemały problem! Kilka minut po Pawle wpada Jarek. Ten gość jest niesamowity - blisko 7 godzin w błocie, a jemu uśmiech nie schodzi z twarzy:) Podobnie Albert, którego spotykamy już przy samochodach. Pakujemy się do samochodu, przy okazji brudząc go doszczętnie i jedziemy do Ojcowa wziąć prysznic. Po zjedzeniu kanapek ruszamy do domu.

Trasa szybka i dość łatwa technicznie, jednak wymagająca - szczególnie na podjazdach, które były krótkie, ale strome. Pogoda zrobiła swoje i mieliśmy małe piekło - prawdziwa walka o przetrwanie! Tym bardziej dziwi mnie, że jechało mi się naprawdę rewelacyjnie. Poza szlifem na pierwszym zjeździe nie miałem żadnych przygód, na zjazdach sporo wyprzedzałem, jazda po najbardziej nawet błotnych odcinkach nie sprawiała mi większych problemów - ja nawet czerpałem z tego masę przyjemności. Czas 5:55 uważam za dobry wynik, z którego jestem bardzo zadowolony - chociaż ciężko się odnieść do czasu innych. Sporo osób miało problemy ze sprzętem, duże znaczenie
miało również odpowiednie ubranie się. Zresztą liczba osób, które nie ukończyły maratonu na dystansie giga - 54 osoby - mówi sama za siebie. Na szczęście mnie rower nie zawiódł - spisał się świetnie, a opony Rocket Ron - rewelacja! Jedyna rzecz, która mnie martwi - przez cały dystans bolały mnie plecy:(

Mój czas: 5:55:57
Open: 47/129
M2: 15/28 (wygrał Bartosz Janowski z czasem 4:24:27)

stan roweru po powrocie do domu - bez komentarza


Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Teren, W towarzystwie, XTC

Trening techniki z Magdą

Piątek, 13 maja 2011 | dodano: 17.05.2011 | Rower:Giant XTC | temp 15.0˚ dst30.00/12.00km w01:30h avg20.00kmh vmax0.00kmh HR /

Kilka dni temu Magda pojechała na trening "Polska na Rowerach". Sporo mi opowiadała o fajnych zjazdach ze skarpy. Postanowiłem to sprawdzić:) Prognozy na dziś były bardzo słabe, ale nie robiłem z tego problemu - najwyżej zmokniemy.

Umówiliśmy się z Magdą przy Dolince, gdzie dojechałem od zachodniego w deszczu. Zastanawiałem się, jak bardzo Magda się zniechęci - mam jednak silną dziewczynę, bo zamiast marudzenia, powitała mnie szerokim uśmiechem:) Ruszyliśmy w stronę skarpy. Jest tam fajny singiel, bardzo kręty. Dalej jest miejscówka do poskakania. Zaczynamy stromym podjazdem - niestety na końcówce ucieka mi koło. Później spróbuję jeszcze raz i efekt będzie podobny - póki co jestem po prostu za słaby. Za podjazdem krótki singiel na szczycie skarpy i zjazd. Gładki, prostu, bez korzeni, ale stromy - tyłek za siodełko. Magda niestety spanikowała i położyła się na boku;)

Potrenowaliśmy jeszcze z Magdą skakanie przez pieńki i szybkie wsiadanie na rower. Ruszyliśmy z stronę Kabackiego. W Powsinie zjeździliśmy kilka bardzo fajnych singli - jest sporo ścieżek i można się pokręcić. Są też zjazdy i podjazdy - można powiedzieć, że odkryłem Kabacki na nowo, bo do tej pory znałem ten las jedynie od strony szerokich płaskich dróg. W międzyczasie pogoda zmieniała się bardzo często, raz deszcz, raz słońce - czyżby rozgrzewka przed niedzielnym maratonem?

Zgłodnieliśmy, pojechaliśmy do Magdy i zamówiliśmy wielką pizze:)

Dystans i czas na oko, bo po raz kolejny licznik mi się zalał wodą i przestał reagować :(


Kategoria 000-050, W towarzystwie, XTC

Z Magdą do Sabiny, Marcela i Damiana

Środa, 11 maja 2011 | dodano: 12.05.2011 | Rower:Giant XTC | temp 15.0˚ dst33.46/0.00km w01:27h avg23.08kmh vmax32.20kmh HR /

Z Magdą na kawę do Sabiny, Marcela i Damiana. Powrót wieczorem, udało się dotrzeć tylko dzięki pożyczonym lampom:) Dzięki:)


Kategoria 000-050, W towarzystwie, XTC

Zimny trening KPN z Jarkiem

Wtorek, 3 maja 2011 | dodano: 03.05.2011 | Rower:Giant XTC | temp 5.0˚ dst67.45/40.70km w02:59h avg22.61kmh vmax43.70kmh HR 139/170

Zaplanowaliśmy z Jarkiem na dziś górki w Górkach. Umówiliśmy się o 11 w Roztoce. Z domu wyszedłem kilka minut po 10 - pogoda była fatalna - zimno, ponuro i wieje:( Im bardziej zbliżałem się do lasu, tym mniejszą ochotę miałem na jazdę.

Na szczęście Jarek przywitał mnie sporą dawką optymizmu, który i mnie się udzielił już po chwili. Ostatecznie zrezygnowaliśmy z Górek i ruszyliśmy zielonym w stronę Granicy. Singiel przed Sosną Powstańców wygląda super, przejechaliśmy dobrym tempem i to dało nam sporo radochy. Dojechaliśmy do Granicy i nawrotka. Jarek zaproponował atak na podjazd na niebieskim - tym razem się nie udało :/ Dalej pojechaliśmy przez Karpaty mocnym tempem i dalej czerwonym do Roztoki - tutaj Jarek zjechał po korzeniach. Druga osoba po Albercie, która to zrobiła przy mnie. Kolej na mnie!

W Roztoce postój na herbatkę, dosiadli się do nas Velmarowcy. Ruszyliśmy we czterech w stronę Dębowej Góry - Velmarowy ruszyli dalej zielonym, a my z Jarkiem żółtym w poszukiwaniu Doroty, która się zgubiła. Kawałek dalej na szlaku spotkaliśmy żonę Jarka, pożeganliśmy się i w drogę. Debły całkowicie przejezdne, jest sporo błota, ale można przejechać. Do Zaborówka znaną aż do bólu drogą i asfaltami do domu.

Godzinę po powrocie do domu zaczęło lać, wieczorem padał śnieg, a temperatura spadła do 2*C. Zimno, jak na maj. W Kotlinie Kłodzkiej prawdziwy atak zimy


Kategoria 050-100, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC

Borůvková hora

Niedziela, 1 maja 2011 | dodano: 02.05.2011 | Rower:Giant XTC | temp 10.0˚ dst26.42/21.00km w01:42h avg15.54kmh vmax53.60kmh HR 137/181

W nocy padało, od rana pogoda nie zachęca do wychodzenia. Dopiero po 10 decydujemy się na tak zwany rozjazd. Umawiamy się z Magdą, Jarkiem i Jerzym, że jedziemy na Borówkową. Na Rynku dołączają do nas Kamil i Iza z Torq. Przekraczamy granicę i jedziemy do Białej Wody w Czechach. Zielonym szlakiem pniemy się w górę. Cały czas szutrówką spokojnym tempem.

Jest odcinek, który trzeba podejść i dalej można jechać pikną leśną drogą. Pogoda znowu dopisuje, wychodzi słońce, ale temperatura waha się na poziomie 10*. Odbijamy na czerwony szlak na Borówkową. Niestety szlak jest bardzo zniszczony przez ciężki sprzęt, w nogach czujemy wczorajszy maraton, poza tym nie ma sensu się szarpać. Sporo podchodzimy. Dopiero po dotarciu do szutrówki biegnącej wzdłuż granicy, wchodzimy na rowery. Tuż przed szczytem zatrzymują nas celnicy, ostrzegają, że będą strzelać - nie bardzo rozumiemy po czesku, słyszę strzał!

Strzał z armaty, celnicy to poprzebierani Czesi, wszystko w tonie świetnego żartu. Przy wieży gra kapela, pełno ludzi - Czesi świętują:) Kupujemy borówkowy likier i zjeżdżamy. Tempo znacznie niższe niż wczoraj. Kamil pojechał pierwszy i robi nam po drodze zdjęcia:)

Jerzy pokazuje nam, jak się zjeżdża - dopiero teraz wiem, gdzie i w jaki sposób czołówka robi taką przewagę. Na zjazdach Jurek szaleje i dokręca, a my hamujemy. Trzeba nad tym popracować! Ostatni etap zjazdu to killer po korzeniach, jadę nieźle, chyba nawet lepiej niż wczoraj. Kilka chwil po mnie zjeżdża Magda - jestem z niej dumny:)

Po zjeździe jedziemy nadal w dół w kierunku Białej Wody, czerwony szlakiem, czyli dokładnie tak jak wczoraj na maratonie, z tym, że w przeciwnym kierunku. Na jednym z szybkich odcinków jadę za Jarkiem, kiedy nagle się przewraca. Wyglądało to bardzo groźnie, ale na szczęście poza otarciami nic się nie stało poważnego. Dobrze, że Jarek miał kask - uratował mu prawdopodobnie życie, bo po wypadku kask był mocno pęknięty.Od tego momentu wszyscy zachowaliśmy wzmożoną ostrożność i już bez przygód dojechaliśmy do Polskiej granicy.

Szybka kąpiel, pakowanie się i w samochód. Szkoda, że nie zostaliśmy dłużej, bo jazda po Górach Złotych daje nieskończone ilości frajdy:)


Kategoria 000-050, Teren, W towarzystwie, XTC

Złoty Stok - dojazdy

Sobota, 30 kwietnia 2011 | dodano: 02.05.2011 | Rower:Giant XTC | temp ˚ dst5.00/3.00km wh avgkmh vmax0.00kmh HR /


Kategoria 000-050, W towarzystwie, XTC