XTC
Dystans całkowity: | 14235.23 km (w terenie 5578.16 km; 39.19%) |
Czas w ruchu: | 702:52 |
Średnia prędkość: | 19.63 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.20 km/h |
Suma podjazdów: | 4079 m |
Maks. tętno maksymalne: | 207 (104 %) |
Maks. tętno średnie: | 181 (90 %) |
Suma kalorii: | 132759 kcal |
Liczba aktywności: | 309 |
Średnio na aktywność: | 46.07 km i 2h 28m |
Więcej statystyk |
Górki w Górkach : )
Poniedziałek, 25 kwietnia 2011 | dodano: 25.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 20.0˚
dst76.17/29.75km
w03:20h avg22.85kmh
vmax43.30kmh HR 143/188
Dziś ustawka ponownie o 8 pod BD. Umówiliśmy się na górki w Górkach, jednak nie jadę do Łomianek - dojadę do chłopaków do Roztoki. Wyjeżdżam o 8 i kieruję się do Zaborowa. Fatalnie się czuję, zero mocy w nogach - to pewnie po wczorajszym obżarstwie Drogi mokre po nocnych opadach Podejmuję decyzję, że jadę na skróty - czyli przez Zaborówek, dalej do asfaltu przez Kępiaste i do Roztoki. Zdobywam się jedynie na zjazd w Roztoce po piachu. Telefon do Jarka i umawiamy się w Krogulcu na asfaltach.
Kilka minut później jechaliśmy już we trzech - Albert, Jarek i ja. Do Dąbrowy asfaltami i wjazd na wydmy. Ta ścieżka jest fantastyczna! Po prostu czysta przyjemność. Mimo, że jedzie mi się fatalnie, podprowadzam więcej niż pozostali, kierownica mi ucieka, kilka razy przestrzeliłem też zakręt:( Inna sprawa, że źle wybraliśmy kierunek jazdy - z zachodu na wschód jedzie się zdecydowanie lepiej. Kampinoskie wydmy mają to do siebie, że wschodnie stoki, pod ktore musielismy się dzisiaj wdrapywać, są bardziej strome, a piach miejscami uniemożliwia ich podjechanie. W pewnym momencie osiągam HRmax - 277 :D syngła musiał się nałożyć. Dojechaliśmy do końca, proponuję powrót tą samą drogą, ale Jarek śpieszy się do domu i jedziemy asfaltem. Po dojechaniu do trasy żegnamy się - chłopaki jadą do Łomianek, a ja w stronę Roztoki.
Robię sobie dłuższy postój, jem kanapkę i banana, w barze zamówiłem nawet kawkę. Zdzwaniam się z Włodkiem - okazało się, że nie będzie go, do Roztoki jadą tylko Paweł L i Robert - niestety nie mam do nich telefonu:( Ruszam pokręcić się po okolicznych wydmach. Po kawie i jedzeniu nabrałem sił i zaczyna mi się dobrze jechać! Podjazdy na pełnym ogniu:) Przed Łubcem zbaczam ze szlaku, jest trochę nieciekawie, bo ścieżka co chwilę jest przykryta powalonymi drzewami, ale jazda poza szlakiem ma to do siebie, że nigdy nie wiesz, co cię spotka. Dziś spotkałem jedną sarenkę, przebiegła mi drogę dosłownie 3 metry przed kołem:) Z Łubca już bez kombinowania żółtym do Leszna.Singiel do Leszna
© ktone
Jedzie mi się świetnie, dlatego z Leszna, nie tak jak na początku planowałem, asfaltami, ale szlakiem do Zaborowa. W drodze do domu jeszcze mi było mało, więc zrobiłem kilka krótkich i bardzo mocnych interwałów. Pierwszy raz chyba tak łatwo wchodziłem na tętno w okolice LT na asfalcie.
Kategoria 050-100, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC
KPN Świątecznie
Sobota, 23 kwietnia 2011 | dodano: 23.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 20.0˚
dst93.02/73.49km
w04:32h avg20.52kmh
vmax46.20kmh HR 136/191
Ustawka pod BD, niestandardowa godzina - na dziś umówiliśmy się o 8! Ciężko było wstać, ale jakoś się udało;) Miałem jechać do Łomianek rowerem, ale tak wcześnie jest jeszcze chłodno, a nie mogłem znaleźć nogawek - zdecydowałem się dojechać pociągiem i metrem. Z Młocin przez lasek i byłem na miejscu. Oprócz mnie stawili się: Przemas, Gustaw, Albert na swoim nowym sprzęcie i Jarek. Miało być więcej osób, ale chyba odstraszyła ich godzina;)
Ruszamy w stronę Roztoki przez siarkowy mostek, single do Pociechy i obok Ćwikowej czerwonym. Tempo dyktuje głównie Przemas i było szybko. Odbijamy w stronę Truskawia i nagle zwrot w lewo - Przemas poprowadził po nowym dla mnie singlu. Konkretny podjazd, zjazd, podjazd, znowu zjazd i podjazd. Super! Szkoda, że taki krótki. Wylądowaliśmy pod bunkrem. Znów jedziemy czerwonym. Przy Karczmisku skręcamy w zielony i za chwilę odbijamy ze szlaku na górki. Zapowiada się mocny trening:) Mijamy zielony i dalej singlem po górkach. W międzyczasie Jarek się zgubił - okazało się później, że walczył z zakleszczonym łańcuchem. Mijamy Pomnik Powstańców, i odbijamy na interwałowy do Ławskiej. Dalej zielonym do żółtego (Dębowa Góra) i tutaj żegnamy się z Gustawem i Przemasem - których wzywają obowiązki. Szkoda, że nie udało się dokręcić wspólnie nawet do Roztoki, no ale Święta to gorący okres. We trzech z Albertem i Jarkiem ruszamy dalej, już bardzo spokojnie, do Roztoki. Na miejscu proponuję małe górki po drugiej stronie szosy:) Czerwony i dalej górki do żółtego. Przy szlaku zatrzymujemy się, co dalej? Wracamy tą samą drogą! Wszystko dziś podjeżdżam mocno ze środka. Jednak brakuje świeżości w nogach, ale nie ma co marudzić:) Przy Roztoce zjazd - Jarek po korzeniach, ja po piachu - obaj przechylamy się i lądujemy na boku:D Albert bardzo ostrożnie, ale jednak zjeżdża po korzeniach! Szok! No to mam cel na najbliższe dni:D W Roztoce krótki postój i krótkie zakupy w barze.
Ruszamy dalej, w stronę Warszawy, Jarek wybiera czerwony i zaczyna dyktować mocne tempo. Cały szlak przejeżdżam wpatrując się jedynie w koło osoby przede mną:D Najczęściej jest to Albert. Jestem pod wrażeniem, co on robi na zjazdach. Niby zjazdy niewymagające, ale jest sporo korzeniu, piachu, szyszek, gałęzi - a on idzie jak po asfalcie. Później dowiaduję się od Jarka, że Albert jest dobry na zjazdach w górach. Na wysokości Truskawia żegnamy się i ruszam w swoją stronę. Koło dwóch godzin kręcenia dobrym tempem, jednak średni puls to zaledwie 142. Szlak do Truskawia jest bardzo ładny, jednak mam kilka razy problem z ominięciem błota. W Truskawiu zdzwaniam się z bratem
- jeździmy po lesie?
- ok, przyjeżdżaj do Zaborowa, będę za 30-40minut!
- ok!
Robię krótki postój w sklepie i w drogę. Szlak z Truskawia do Zaborowa to niegdyś moja ulubiona trasa. Teraz muszę przyznać, że odcinek z Truskawia do Zaborowa Leśnego to jednak nic ciekawego - szeroka, płaska szutrówka. Co innego odcinek przez Górne Błota. To miejsce zawsze mnie zachwyca, a wiosną i przy ładnej pogodzie jak dziś - jest tu po prostu pięknie!Górne Błota
© ktone
Oczywiście nie brakuje kałuż, powalonych drzew i prowadzenia roweru, ale jest pięknie, tym bardziej, że nie ma jeszcze komarów;) Do Zaborowa dojeżdżam dość sprawnie, ale czuję już kilometry w nogach. Wyjeżdżam z lasu i dosłownie w tym samym momencie brat dzwoni. Co jak co, ale mam szczęście do umawiania się na rower - jak zwykle timing idealny:)
Spotykamy się przy sklepie i po kilku minutach ruszamy. Jedziemy niebieskim przez Zieloną Karczmę i asfaltem do Łubca. Dalej na czerwony, zabieram brata na podjazd, który jeszcze rok temu był dla mnie wyzwaniem. O dziwo brat podjeżdża. Ruszamy dalej czerwonym, żartuję, że jeśli zjedzie zjazd w Roztoce to ma jakiś ukryty talent;) Zjechał, na zablokowanym tylnym kole i bardzo powoli, ale zjechał! W Roztoce na parkingu spotykamy Krzycha z synem. Gawędzimy kilka chwil, w międzyczasie pogoda się psuje - słońce przesłoniły chmury, wiatr przybrał na sile. Ruszamy w las! Trochanowy singielek do żółtego i w stronę Debł (ów?). Tempo mamy takie jakie mamy, brat do mocny nie należy, ale najważniejsze, żeby miał z tego radochę:) Przez Debły spokojnie przejeżdżamy i odbijamy w stronę Zaborowa. Brat wsiada w auto, a ja ruszam do domku, jak przystało na biednego studenta, rowerem;) Po drodze nawet coś na mnie pada z nieba, ale jestem tak padnięty, że jest mi wszystko jedno. Oby częściej! Na rękach mam już wyraźną kolarską opaleniznę - cieszyć się czy płakać?
Życzę wszystkim wesołych, zdrowych i spokojnych Świąt!
Kategoria 050-100, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC
Wycieczka z Magdą do KPN
Środa, 20 kwietnia 2011 | dodano: 21.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 15.0˚
dst65.97/41.79km
w03:16h avg20.19kmh
vmax47.00kmh HR 127/171
Zbliżają się święta, Magda ma już wolne od zajęć i postanowiliśmy to wykorzystać. Umówilismy się po moich zajęciach, przyjechaliśmy do mnie i ruszyliśmy do KPN. W Zaborowie jeszcze tylko małe zakupy i w las. Z Zaborowa szlakiem do Leszna, po drodze widzieliśmy łosia - od razu Magdzie spodobał się dzisiejszy wypad:) Z Leszna podjechaliśmy do Marianowa odwiedzić na chwilkę Sabine i Marcela. Pogoda piękna, dzień krótki, więc trzeba jechać. Na niebieskim szlaku przestrzeliliśmy skręt na groble przez bagna i pojechaliśmy spory kawałek. Zrobiliśmy sobie przerwę na jedzenie i dopiero wtedy zawróciliśmy. Na grobli Magda zatrzymała się na mostku ;)Na co patrzy Magda?
© ktone
Dalej pojechaliśmy, cały czas spacerowym tempem, przez Karpaty, Zamczysko i w stronę Nart. Minęliśmy podjazd na niebieskim, którego wczoraj nie mogłem podjechać - nie zastanawiałem się i podjałem kolejną próbę, na stojąco. Tym razem udało się:) Przy Górczyńskiej Drodze odbijamy poza szlak i jedziemy bardzo fajną przecinką po kilku wydmach. Znalazł się nawet zjazd tak stromy, że skapitulowałem - trzeba tu wrócić! Przy Sośnie Powstańców proponuję Magdzie lody w Górkach - nie muszę pisać jaka była reakcja;) Po kilkunastu minutach byliśmy znowu przy Sośnie Powstańców i ruszamy zielonym. Dawno nie jechałem tym szlakiem i zapomniałem już jak ładny jest odcinek biegnący po singlu.Singletrack na zielonym
© ktone
Przy żółtym odbijamy w prawo i jedziemy w stronę Łubca, odbijamy w lewo na górki i w ten sposób skracamy sobie do czerwonego. Dalej czerwonym do zjazdu w Roztoce. Chciałem spróbować prawą stroną po korzeniach, ale jedna nieudana próba i odpuściłem. Zjechałem po piachu - bez problemu. W Roztoce kolejny krótki postój na kanapkę. Z Roztoki Trochanowym skrótem do żółtego i dalej przez Debły. Nie było źle jeśli chodzi o ilość wody. Debły
© ktone
Żółtym do niebieskiego i niebieskim do Zaborowa. Magda cały czas trzymała swoje tempo i dystans jakby nie zrobił na niej wrażenia - super. Bardzo fajna wycieczka, a pogoda wspaniała. Cały czas, poza podjazdami, jechałem poniżej 2 strefy - lubię taki wypoczynek;)
Wieczorkiem pojechaliśmy na małe ognisko. Poczułem się jak na wakacjach:)
Kategoria 050-100, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC
KPN - wypad na górę Św. Teresy
Wtorek, 19 kwietnia 2011 | dodano: 19.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 13.0˚
dst71.08/42.00km
w03:10h avg22.45kmh
vmax38.50kmh HR 137/180
Pogoda świetna, mogłoby być odrobinę cieplej, ale nie ma co narzekać. Planowałem penetrację wschodniej części Puszczy w poszukiwaniu nowych ścieżek. Wybrałem się jednak w kierunku zachodnim, a konkretnie z zamiarem zjechania szlaku po wydmie znanej jako Góra Św. Teresy.
Trasy do Zaborowa nie będę opisywał;) W Zaborowie postój przy sklepie - trzeba napchać kieszenie bananami! i w las. Założyłem sobie zrobienie interwałów. Od razu w Zaborówku wrzucam na blat i ognia! W Łubcu byłem szybciej niż zwykle, oczywiście psy mnie goniły, jak zwykle;) Wjazd na czerwony szlak i znowu ogień, przez Karpaty. Dalej oczywiście niebieskim i koło Nart znowu mocniej. W efekcie mocniejszego deptania z przerwami, w Granicy byłem bardzo szybko, po niespełna 1:08, nieźle! Dalej już tylko, a może aż, świetny zielony do samej góry Św. Teresy.Zachodni podjazd pod Górę Św. Teresy
© ktoneSingletrack pod wydmie
© ktone
Ten szlak i podjazdy z obu stron, są świetne! Czas jednak na powrót. Tą samą drogą do Granicy.Cmentarz w Granicy
© ktone
Koło cmentarza odbijam w lewo na ścieżkę dydaktyczną i tym sposobem omijam asfalty. Jako dziecko często spacerowałem tymi ścieżkami z rodzicami, ale na rowerze jechałem to pierwszy raz. Dalej już tą samą trasą przez Narty, niebieskim, niestety nieudana próba podjechania małego podjazdu (prawą stroną) - myślę, że nie bez znaczenia jest tu opona, która dziś bardzo szybko straciła przyczepność, a może jestem za słaby? Dalej przez Zamczysko, Karpaty, Łubiec, Zaborówek i do domku asfaltami. Powrót bez szarpania, spokojnie wręcz i jak zwykle byłem już skrajnie wygłodniały;) Banany to jednak nie jest jedzenie,trzeba brać coś porządnego w drogę:)
Kategoria 050-100, KPN, Teren, XTC
Krótki rozjazd
Poniedziałek, 18 kwietnia 2011 | dodano: 18.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 16.0˚
dst12.16/10.00km
w00:31h avg23.54kmh
vmax42.60kmh HR /
Doprowadziłem Gianta do ładu po wczorajszym maratonie, choć nie było lekko. Miałem w planach 1,5-2 godzinki leniwej jazdy, ale... zasnąłem. Byłem umówiony na 18:30, czasu na rower zostało więc niewiele. Pokręciłem się po okolicznych drogach gruntowych. Pogoda wspaniała, aż chciałoby się posiedzieć gdzieś na trawce, rozpalić grilla...Droga na nasypie
© ktone
Kategoria 000-050, XTC
MTB Cross Maraton - Daleszyce
Niedziela, 17 kwietnia 2011 | dodano: 18.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 14.0˚
dst75.64/60.00km
w04:11h avg18.08kmh
vmax54.10kmh HR 160/191
Kolejny weekend, kolejny, czwarty już start w tym sezonie, w czwartym cyklu. Tym razem jedziemy w Góry Świętokrzyskie. Organizatorzy reklamują maraton w Daleszycach jako pierwszy górski maraton w sezonie - faktycznie, 1500m przewyższenia mówi samo za siebie.
Do Daleszyc jedziemy z Magdą, Jarkiem i Pawłem, wyjazd z Warszawy kilka minut po 6.Bardzo szybko dojeżdżamy na miejsce, gdzie są już Grzesiek i Kazik. Okazuje się, że zawody cieszą się znacznie większa popularnością, niż organizatorzy się spodziewali, co skutkuje sporą kolejką do biura zawodów. Udaje się nam pozałatwiać formalności dość sprawnie, ale na godzinę przed planowanym startem kolejka wciąż rośnie.. Przebieramy się, rozgrzewamy (mijamy Anię Szafraniec i Marka Rutkiewicza, którzy startują dziś z nami), spotykamy też kilku znajomych m.in. Michała Wojciechowskiego. Niestety przed 11 dostajemy informację o opóźnieniu startu.. Po kilkukrotnym przekładaniu godziny startu, padła w końcu godzina 12:45 jako ostateczna. 1:45 opóźnienia!
W końcu jednak udaje się wystartować. Na początku jazda za samochodem, bardzo spokojna, nie pchałem się na początek, ale w pewnym momencie jechałem tuż za Markiem Rutkiewiczem;) Nagle samochód przyspiesza i peleton rozpędza się do 50kmh. Wjazd do lasu, lekki podjazd, trochę blota, piachu, połamanych gałęzi i grupa się dzieli. Mija mnie Gregor, ale mam go w zasięgu wzroku. Mam w glowie taką myśl, żeby możliwie długo trzymać się go, może uda się jechać razem? Tereny bardzo szybko pokazują pazura, kilka stromych podjazdów i zjazdów po kamieniach! Na jednym z nich gupię zapas dętki. Jestem w szoku! Trasa genialna, a to dopiero początek. Później sekcja szybkich szutrów, trochę asfaltów. Jadę w małej grupce i gonimy grupkę przed nami, w której widzę niebieską koszulkę. Po chwili jadę z Grześkiem koło w koło. Super! Na zjazdach mam przewagę, ale ku mojemu zaskoczeniu Grzesiek bardzo dobrze podjeżdża. Jedziemy razem przez następnych kilkanaście kilometrów. W między czasie mijamy bufet - zatrzymuję się uzupełnić bidon, obsługa bardzo miał, dziewczyny mnie poją i nalewają izotonik do bidonu, starszy facet ładuje banany do kieszeni, wszyscy serdecznie życzą powodzenia - jesteśmy w górach;) Jadąc z Grześkiem pokonujemy też świetny zjazd trawersem - było gorąco! Na błotnistym odcinku Gregor zostaje jednak z tyłu, mijam chyba 5 osób, tylko dlatego, że nie zsiadam z roweru i "przepycham" przez kałużę błota.
Od mniej więcej 40km trasa zupełnie zmienia swój charakter, średnia zaczyna gwałtownie spadać. Mam mały kryzys na długim, błotnym podjeździe. Mija mnie sporo osób, nie mogę zacząć jechać i prowadzę rower dość długi kawałek. Jestem zly jak cholera.. Zwalam winę na źle dobrane opony - o ile Rocket Ron z przodu to rewelacja, tak prawie łysy Racing Ralph z tyłu to porażka. Łykam żela i chyba wzmówiem sobie, że jest lepiej - ruszam :) Dalej jest podjazd pod Górę Zamkową i kapitalny szlak po grani. Lewo, prawo, cały czas po kamieniach, a z obu stron prawie pionowa ściana w dół. Szlak kończy się kapitalnym, technicznym zjazdem! Wyjazd na asfalty i drugi bufet. Znowu miło. Zajadam się pysznymi batonami, na szczęście w porę się opamiętałem, czas jechać:) Mimo uzupełnienia energii, czuję już w nogach dystans i jadę słabo, puls też niski. Spory podjazd na początku asfaltem, później w lesie, cały czas goni mnie zawodnik na Scoocie. W pewnym momencie najechałem na kamień, kierownica skręciła i uderzyłem w kolano - boli:( Na końcu podjazdu był już bardzo blisko, jednak na zjazdach mu uciekłem. W końcu jednak mnie dogonił. Jak widać wytrzymałość jeszcze nie ta u mnie :( Jedziemy razem, obu nam zalezy na towarzystwie, rozmawiamy i obaj pracujemy ciężko:) Szczególnie na ostatnich asfaltowych kilometrów. Ostatnie kilkaset metrów jadę kole z planem zaatakowania przy wjeździe na stadion. Niestety jest dość wąsko, a mi brakuje sił, na metę wpadam drugi, zadecydowała długość koła:) Dziękujemy sobie za wspólną jazdę - okazuje się, że gość gonił mnie 20km:)
Na mecie jest już Magda po dystansie FAN, jak zwykle zadowolona z jazdy:) Kilka minut pod mnie przyjeżdża Gregor. Później jeszcze Jarek i Paweł (złapał kapcia). Ze wstępnych informacji wynika, że będę dekorowany. w MTB Cross Marathon łapię się na kategorię M1. No cóż trzeba poczekać:) Czekamy w sumie ponad dwie godziny. Organizatorzy mają problem z pomiarem czasu i weryfikacją wyników. Kolejna wpadka:( Całe szczęście posiłek na mecie jest smaczny i zjadam w sumie trzy porcje. Po godzinie 20 wchodzę na podium - 3 miejsce w kategorii i mój pierwszy pucharek:) Ruszamy do domu po zmroku. Zatrzymujemy się kawałek za Kielcami na kolację. W Warszawie jesteśmy po 23.Podium Master M1
© ktone
Podsumowując: trasa rewelacja! Bufety bardzo dobre, posiłek na mecie również, oznakowanie trasy dobre, atmosfera super - nie ma tego chamstwa znanego z innych cykli. Wrażenie zepsuły jednak opóźnienia - ja jednak wierzę, że organizatorzy poprawią ten element i następnym razem będzie bez zastrzeżeń. Wynik względny również cieszy - objechałem Gregora, podium. Nie mogę się odnieść do wyniku bezwzględnego - na razie brak oficjalnych wyników. Z jazdy jestem zadowolony połowicznie. Do 40km jechałem super, później zabrakło wytrzymałości, czułem trasę nie tylko w nogach, ale również w rękach i plecach. Na szczęście kryzys szybko przeszedł, ale tempo w drugiej połowie trasy było, mówiąc delikatnie, średnie.
Czas brutto: 4:17:11
Open 35
M1 3 (wygrał Matusiak Łukasz z czasem 3:53:00)
Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Teren, W towarzystwie, XTC
Wesoła - dojazd i rozgrzewka
Niedziela, 10 kwietnia 2011 | dodano: 10.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 8.0˚
dst12.00/2.00km
wh avgkmh
vmax0.00kmh HR /
Kategoria 000-050, W towarzystwie, XTC
Legia MTB Maraton - Warszawa Wesoła
Niedziela, 10 kwietnia 2011 | dodano: 10.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 8.0˚
dst37.61/37.61km
w01:49h avg20.70kmh
vmax44.30kmh HR 166/191
Wyjazd do Wesołej nie napawał mnie optymizmem - organizatorzy trzymali język za zębami, informacji było jak na lekarstwo, do końca nie było wiadomo, czy impreza się odbędzie. Kilka dni temu pojawił się opis trasy i dystanse - pętla 12km, na dystansie giga pokonywana czterokrotnie. Mało.
Do Wesołej pojechaliśmy z Magdą pociągiem. Na miejsce startu trafiliśmy bez problemu. Odebranie numerów, rozmowy ze znajomymi - pojawiła się liczna grupa Welodromu. Dylemat, jak się ubrać? Wiatr dość skutecznie chłodzi, ale przebijające się przez ciemne chmury słońce grzeje. Decyduję się na bluzę. Ruszamy z Pawłem na krótką rozgrzewkę i po kilku minutach w lesie zmieniam decyzję - bluza zostaje w plecaku;) Magda zapisała się również na giga, ale dość sceptycznie podchodzi do tego pomysłu po objechaniu pierwszych kilometrów trasy. Na szczęście organizator nie przewiduje zmiany dystansu na trasie - start jest rozdzielony minutą przerwy. 15 minut po 11 stajemy na starcie, buziak na "powodzenia" i czekamy na odliczanie. Obok mnie stoi kilkadziesiąt osób, bez tłoku.
Odliczania nie było, nagle sędzia krzyknął tylko "start" i ruszamy. O dziwo nie jest zabójczo szybko, zaraz po pierwszej prostej jest podjazd, sporo osób zostaje. Dalej Szybki singiel po wydmie, zjazd i podjazd, zjazd i podjazd - mam deja vu po wczorajszym;) Oczywiście od razu wychodzą braki w technice niektórych zawodników - no cóż, trzeba pokonać na pierwszej pętli te podjazdy z buta. Mimo to sporo osób wyprzedzam. Dalej jest szybki odcinek po wąskim singlu, jadę za dwoma zawodnikami w zielonych koszulkach, troszkę za wolno, ale nie ma jak wyprzedzić. Singiel jest momentami bardzo wąski, kręty i daje naprawdę wiele frajdy. Dalej jest zjazd przygotowany przez downhillowców - może nazwa na wyrost, ale była jazda po bandzie, były hopki i chłopaki na sprzęcie grawitacyjnym. Jest zjazd, musi być podjazd;) Dalej jest krótki interwałowy odcinek. Prowadzę sporą grupkę. Zaczyna się druga częśc trasy, czyli szybki, prawie płaski singiel, miejscami jest szerzej. Cały czas prowadzę, nikt nie chce pomóc;) Dojeżdżamy do sztywnego podjazdu i koniec rundy. Patrzę na licznik - niecałe 10km. Ups.. mało! Znowu pojawia się problem bólu pleców:(Na czele drugiej grupy
© ktoneGrupka na podjeździe
© ktone
Druga runda przebiega podobnie, prowadzę na zmianę z zawodnikami w zielonych trykotach. Pod koniec drugiej pętli biorę z bufetu banana i niestety na podjeździe brakuje mi oddechu. Ucieka mi kilka osób, ale zielone koszulki zostają blisko. Doganiam. Pod koniec rundy nagle atakuje dwóch zawodników, jeden z Alumex, drugi nie wiem. Siadam na koło i uciekamy reszcie. Mijany kibic krzyczy: 7,8,9. Open? Nieźle! Na początku ostatniej rundy wyprzedza mnie jeden zawodnik, ale różnica prędkości jest tak wielka, że nawet nie próbuję gonić.. Zaczyna padać, momentami mam wrażenie, że pada grad. Kilka minut później atakują też zieloni i uciekają. Za plecami został zawodnik z Dynami na krwistoczerownym Specu. Wstyd się przyznać, ale postanowiłem skupić się na odpieraniu ataków tego gościa, zamiast gonić zielonych, którzy cały czas pozostawali w zasięgu wzroku. Przed finałowym podjazdem mam kilka metrów przewagi, ale podjeżdzam mocno i urywam Dynamo. Szybki singiel po wydmie, przy trasie stoją Renata i Aneta i mocno mnie dopingują. Na ostatnią prosto wpadam jakieś 50 metrów za zielonymi - niestety finisz jest zbyt krótki i dojeżdżam za nimi.
Na mecie jest już Tomek(jechał mega), za chwilę przyjeżdża Paweł. Jemy makaron - bardzo smaczny, a porcja konkretna. Niestety od deszczu robi się ziemno, ale szybko przestaje padać. Idę na metę i od razu wjeżdża Magda. Bardzo zadowolona:) Siadamy większą grupką i czekamy na dekoracje - Aneta 3, Renata 1 na mega, Magda 3 na giga. Bartek przynosi nowiny, że jestem na pudle. Co? Okazało się, że wg regulaminu Legii jestem jeszcze M1 i zająłem 2 miejsce. Wreszcie wiem jak to jest stanąć na podium:) W nagrodę dostałem dyplom;)
Po dekoracji wsiadamy z Magdą na rowery i jedziemy na pociąg. Impreza zorganizowana bardzo dobrze, trasa świetna, wymagająca i niezwykle dynamiczna. Szkoda tylko, że z zapowiadanych marnych 48km na giga, wyszło niespełna 38.. To chyba najkrótsze giga w historii. Mimo to, organizatorzy zasłużyli na słowa uznania.
Wynik oczywiście cieszy, mimo, że wyścig był słabo obsadzony. Wygrał Darek Kołakowski, czyli autor trasy. Jestem zadowolony ze swojej jazdy, szkoda tylko, że na 3/4 dystansu dałem się objechać kilku osobom - była szansa za top10. Zastanawia mnie również średnie tętno - o 10 uderzeń na minutę niższe niż wczoraj.
Czas: 1:49:26
Open: 13/40 - czas zwycięzcy 1:36:10
M1: 2/6 - czas zwycięzcy 1:36:13
Kategoria 000-050, Imprezy / Wyścigi, XTC
Forty Bema - dojazdy i rozgrzewka
Sobota, 9 kwietnia 2011 | dodano: 09.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 8.0˚
dst30.00/5.00km
w01:30h avg20.00kmh
vmax0.00kmh HR /
Kategoria 000-050, W towarzystwie, XTC
AZS MTB Cup - Forty Bema
Sobota, 9 kwietnia 2011 | dodano: 09.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 8.0˚
dst19.78/19.50km
w01:14h avg16.04kmh
vmax42.20kmh HR 176/194
Od tygodnia pogoda nas nie rozpieszcza, silny wiatr, opady i niska temperatura. Meteorolodzy nie pozostawiali złudzeń również na dzisiaj. Od rana wiał megasilny wiatr, prognozy mówiły o przelotnych opadach...
Umówiłem się z Magdą przy Zachodnim, jednak byłem na miejscu wcześniej i wyjechałem po nią w stronę Banacha. Razem już pojechaliśmy w stronę Fortów Bema. Po drodze dwa razy złapał nas przelotny deszcz, zrobiło się naprawdę zimno i nieprzyjemnie. Na miejscu byliśmy po 12, zaraz po starcie kobiet. Zjazd, który od wczoraj nie dawał mi spokoju, dziewczyny pokonywały bez problemu. Szybka rejestracja w biurze zawodów, odbiór numeru i... schowaliśmy się w samochodzie z Grześkiem i Pawłem L.:) kilka minut później przyjechał Paweł W.
Pora wychodzić, krótki objazd trasy, tym razem zjazd bez problemu. Start przesunięty, dlatego robię długą rozgrzewkę. Kilka minut po 14 ustawiamy się na linii startu.
Start! Czołówka rusza bardzo mocno, ale rozjazd jest krótki i już na pierwszym krótki podjeździe robi się tłok.. Nie rozumiem, po co osoby, które nie potrafią podjechać 3 metrowego podjazdu, pchają się do przodu...Podobnie wygląda cała pierwsze runda. O dziwo Grzesiek jest za mną! Później jest już luźniej, można swobodnie jechać swoje. Podjazd na "magazyn"
© ktone
Na trzeciej rundzie Gregor jednak mnie wyprzedza, ale cały czas trzymam go w zasięgu wzroku. Tuż po przekroczeniu mety po raz trzeci mija mnie czołówka - myślałem, że zaliczę dubla wcześniej;) Przy trasie stoi Przemas, Magda, Krzysiek i Paweł i bardzo nas dopingują - miło! Czwarta i piąta runda to lekki kryzys, odzyskałem siły dopiero po zjedzeniu banana od Magdy. Po sześciu rundach dostaję drugiego dubla od zawodnika grupy Mróz. Grzesiek mi odjechał na 40 sekund, według tego, co powiedział mi Paweł. Trasa jest bardzo interwałowa, praktycznie nie ma prostych odcinków, na których można odpocząć. Większość podjazdów jest z gatunku tych, które lepiej atakować na stojąco ze środka niż młynkować, zjazdy są szybkie, ale od razu trzeba hamować i nawracać. Na ostatniej rundzie zbliżam się do Grześka, dostaję dubla od Pawła L. Grzesiek jest coraz bliżej, przez chwilę mam nawet nadzieję, że będzie okazja do ataku na ostatnim podjeździe. Niestety między nami znalazł się maruder z końca stawki - Grzesiek pojechał swoje, a ja musiałem poczekać. Szkoda, na metę wpadam kilka sekund za Gregorem.
Nie znam dokładnego wyniku, ale podwójny dubel to znacznie lepiej niż się spodziewałem. Trasa świetna, bardzo dynamiczna. Rywalizacja kapitalna. Doping - mistrzostwo świata! Organizacyjnie również bez zastrzeżeń: na mecie pyszne jedzenie bez ograniczeń. Organizatorzy wielkich cykli powinni się uczyć! Jestem zadowolony ze swojej jazdy, chociaż nie ukrywam, że ten start to porządna lekcja pokory - dublujący zawodnicy mijali mnie w takim tempie, że aż mi było głupio;) Fajnie, że pogoda dopisała w trakcie samego wyścigu i nie padało.
Poczekaliśmy z Magdą do końca dekoracji, losowanie nagród (niestety nie udało się nic wygrać) i szybka jazda z wiatrem do pociągu.
Zawody XC, nawet namiastka prawdziwego XC na Fortach Bema, to zupełnie inny wysiłek niż maraton. Godzina jazdy na 100% daje w kość. 92% czasu jechałem powyżej progu LT. Nie ukrywam, że nie mogę się już doczekać górskich maratonów - ten krótki techniczny zjazd daje więcej frajdy niż cała zeszłotygodniowa Mzovia - ja chcę więcej:)
Kategoria 000-050, Imprezy / Wyścigi, W towarzystwie, XTC