050-100
Dystans całkowity: | 23053.96 km (w terenie 9635.46 km; 41.80%) |
Czas w ruchu: | 1152:47 |
Średnia prędkość: | 19.93 km/h |
Maksymalna prędkość: | 73.90 km/h |
Suma podjazdów: | 58147 m |
Maks. tętno maksymalne: | 207 (104 %) |
Maks. tętno średnie: | 170 (85 %) |
Suma kalorii: | 207621 kcal |
Liczba aktywności: | 333 |
Średnio na aktywność: | 69.23 km i 3h 28m |
Więcej statystyk |
Powerade Garmin MTB Marathon - Wałbrzych
Sobota, 19 maja 2012 | dodano: 29.05.2012 | Rower:Giant XTC | temp 24.0˚
dst83.00/80.00km
wh avgkmh
vmax0.00kmh HR /
Przed nami kolejne górskie ściganie, prawdziwa wyrypa! Start w Wałbrzychu, ale trasa częściowo wykorzystać ma odcinki maratonu w Głuszycy, a to gwarantuje nie lada wyzwanie. Ruszamy z Magdą w piątek po południu. Zatrzymaliśmy się w Łomnicy k. Głuszycy, w dobrze mi znanym ośrodku. Droga była długa, ale ostatnie kilometry przez Walim piękne! Góry Sowie są piękne! U Mojsy zatrzymali się również Grzesiek, Lucjan i Jarek, a także znajomi z Welodromu: Agnieszka, Grzesiek i Kazik.
Pobudka wcześnie rano, szykowanie rowerów, śniadanie i szybko ruszamy do Wałbrzycha. Udało się szybko dojechać i znaleźć dobre miejsce. Spotykam wielu znajomych i prawie cały skład teamu:). Rozgrzewamy się z Romkiem i Ulą, wchodzimy do sektorów i czekamy na start. 3..2..1.. i jedziemy!
Początek, jak zwykle w tym cyklu, spokojnie, szczególnie, że pierwszy kilometr jedziemy przez miasto. Wjeżdżamy na dziurawą szutrówkę, lekko pod górę. Zagotowałem się i tracę pozycje. Mam fatalny start.. Pierwsze zjazdy, dosyć wąsko, ale nie ma tłoku, dalej podjazdy, robi się wąsko i jest korek. Orientuję się, że jestem w ogonie, średnia wieku grupki, nie ujmując nikomu, wskazuje, że jest ze mną naprawdę słabo. Dwie kałuże, zawodnik przede mną wywija orła prosto w błotko:) Obok trasy stoi Jarek - niestety defekt. Staram się jechać swoje i nie patrzeć na innych. Kawałek dalej na wąskim zjeździe doganiam Jarka W., który akurat wygrzebuje się z krzaków po tym, jak zahaczył kierownicą o drzewo;) Zjeżdżamy do tunelu kolejowego - jedna z atrakcji dzisiejszej trasy. Ponad 1,5 km w ciemnościach rozpraszanych przez zaledwie kilkanaście reflektorów. Jest ciężko, bo jedziemy po tłuczniu, który wyrywa kierownicę z rąk. W tunelu mija mnie Ewa. Za tunelem krótkie podejście, podjazd łąką i wjeżdżamy na asfalt. Kawałek dalej jest pierwszy bufet. Zaczynam odżywać. Troszkę mnie to pociesza, po początek naprawdę fatalny. Do tego dalej czuję kolano.
Zaczynamy podjazd na Jeleniec szutrówką. Końcówka podjazdu to mocne podejście na skałki i zaczynamy pokonywać fenomenalny singielek. Momentami jest bardzo wąsko, krzaki wyrywają kierownicę, trzeba uważać na wystające pieńki, ale jest kapitalnie! Zjazd, zaliczam drugi bufet.
Podjazd na Włostową i Kostrzynę. Mijam Ewę, chwilę rozmawiamy, jedzie z nami też Sabina Rzepka. Podjazd kończy się krętym singielkiem, z którego rozpościera się wspaniały widok na ośnieżone szczyty Karkonoszy. Pięknie! Dalej singielek przechodzi w wymagający trawers, by po chwili opadać z zabójczym nastromieniem wąskimi agrafkami. Do tego nawierzchnia: luźne kamyczki i piach. Próbuję jechać dopingowany przez turystów i Sabinę Rzepkę, ale ostatecznie odpuszczam i spory kawałek, jakieś 150-200 m sprowadzam. Niżej już zjeżdżam, mijam Lucjana Maślanę. Dopiero po maratonie dowiaduję się, że to był osławiony zjazd do Sokołowska. Będę miał w tym rok jeszcze okazję zmierzyć się z tym zjazdem podczas MTB Challenge:)
Dalej przed nami podjazd pod Garniec i Kopicę. Staram się gonić Lucjana i Sabinę, słabo dziś jadę pod górę, na zjazdach też jest bez rewelacji, ale mam jednak niewielką przewagę. Inaczej sprawa wygląda na typowych szybkich szutrowych zjazdach. Mam do takich zjazdów uraz po zeszłorocznym wypadku. Nie czuję się pewnie, szczególnie, że opony Nobby Nic nie są stworzone do takich warunków. Wjeżdżam na Przełęcz Pod Szpieżakiem i odbijamy w kierunku granicy z Czechami. Równolegle na tym odcinku jadą z nami endurowcy. Po kilku chwilach nie mamy wyboru i musimy prowadzić rowery, jest bardzo stromo. Szlak wzdłuż granicy obfituje w strome podjazdy, jeszcze w dwóch miejscach prowadzę rower. Jak mamy podjazdy, to muszą być też zjazdy, a te są w większości techniczne, taki lubię:) Na jednym z podejść dogania mnie Jarek. Mijamy Siroky, Płoniec, Kościelec i Słodną i dojeżdżamy do bufetu zlokalizowanego na przełęczy.
Za bufetem zaliczamy krótką pętelkę w najbardziej oddalone od miejsca startu ścieżki górujące nad Głuszycą i Łomnicą. Szlaki w tej okolicy są bardzo strome i wymagające. Przekonałem się na własnej skórze - pokonanie pętelki o długości zaledwie 9 km zajęło mi grubo ponad trzy kwadranse! Większość tej drogi jechaliśmy z Ewą, która świetnie podjeżdża i wcale nie gorzej zjeżdża, oraz z Jarkiem W. Dojeżdżamy w końcu na mijaną już wcześniej przełęcz i zaliczamy czwarty już bufetem. Do mety pozostało około 30 km. Lekko nie będzie. Upał mocno daje mi popalić.
Za bufetem zostawiam towarzystwo i gnam zjazdami. Przecinam asfalty i zaczynam podjazd na Dzikie Turnie - brzmi groźnie;) Zjeżdżamy się z MEGOWCAMI i mkniemy szybkimi zjazdami szutrówką znaną mi z maratonu w Głuszycy 2010 - to był mój debiut w górach. Na jednym ze zjazdów czuję się wyjątkowo niepewnie, zaczynam się ratować i wytracać prędkość, niestety nie udaje mi się uniknąć lądowania w rowie, rower zatrzymuje się na kamieniach, a ja lecę przez kierownicę. Chwilę potrwało, zanim się zebrałem. Kolano boli, uderzyłem w kamień, do tego niegroźne otarcia. Kilka osób zwalnia i pyta, czy pomóc. Ewa nawet się zatrzymała. Odpowiadam, że jest ok i zaraz wstanę. Leżę jednak jeszcze chwilę. Poobijany wygramoliłem się w końcu i ruszyłem dalej, trzeba walczyć! Dopiero po chwili zorientowałem się, że zgubiłem licznik.. To już drugi w tym roku.. Na podjeździe okazuje sie, że kolano przestało boleć, tzn ból, który czułem od dwóch tygodni, ustąpił! Podjeżdżamy brukowaną drogą na Gomolnik Mały, gonię Jarka, którego mam w zasięgu wzroku.
Za Gomolnikiem wjeżdżamy znów na Jeleniec. Piękne miejsce, skałki, do tego świetne widoczki. Po krótkim, ale świetny singielku pod Rogowcem zaczynają się zjazdy. Początkowo szybkie, ale odcinkami są techniczne, na jednym z technicznych odcinków, na drodze staje mi zawodniczka z dystansu MEGA i chcąc uniknąć kolizji wybrałem lot przez kierownicę. Tym razem jednak obyło się bez obijania, wstałem i pojechałem dalej. Końcówka ostro po korzeniach, ale w siodle:) Asfalty, bufet numer V i podjazd na Przełęcz Pod Wawrzyniakiem.
Początek ostro pod górę, wszyscy prowadzimy, dochodzę Jarka. Kawałeczek dalej można już jechać, wsiadam więc na rower i kręcę. Po chwili zaczynam jeden z najfajniejszych odcinków MTB, jaki jechałem - wąski singielek trawersujący strome zbocza Jałowca. Sporo wyprzedzam, głównie MEGOWCÓW. Pod koniec tego odcinka dojeżdżam Grześka C. Dalej zjazdy do ostatniego bufetu. Jestem już zmęczony, ale jednocześnie nabrałem jakby nowej porcji energii. Razem z Lucjanem uciekamy Grześkowi, przed metą mamy jeszcze do pokonania kilka krótkich podjazdów i ciekawych zjazdów, ale trasa jest raczej interwałowa i jednocześnie ciekawa. Ostatni kilometr, szybkie szutrówki, jedziemy z Lucjanem. W pewnym momencie zastanawiam się, czy dobrze pojechaliśmy, przez kilkaset metrów na zjeździe nie ma strzałek, dojeżdżamy do głównej drogi w Wałbrzychu i wszystko jest jasne - pomyliłem trasę:( Zrezygnowani wracamy pod górę i podążamy już prawidłową drogą do mety. Po przekroczeniu mety przepraszam Lucjana za pomyłkę.
Jestem zły, głupie błędy, do tego słaba dyspozycja na podjazdach i fatalna na szybkich zjazdach. Zupełnie nie jestem zadowolony ze swojej jazdy. Wiem, że nie jestem odpowiednio przygotowany, ale mimo wszystko wierzę, że stać mnie na więcej. Strata do kolegów z teamu duża, wstyd trochę..
Kategoria 050-100, Góry, Imprezy / Wyścigi, W towarzystwie, XTC
Merida Mazovia MTB - Legionowo
Niedziela, 13 maja 2012 | dodano: 15.05.2012 | Rower:Giant XTC | temp 12.0˚
dst82.00/78.00km
w03:14h avg25.36kmh
vmax47.70kmh HR /
Po zeszłotygodniowej kontuzji kolana, siłą rzeczy odpuściłem treningi w tygodniu. Mimo to wiedziałem, że będzie bolało..
Na maraton Mazovii w Legionowie jedziemy z Magdą i Pawłem. Jesteśmy wcześnie. Na parkingu spotykamy Ulę i Tomka, chwilę później Damiana, Romka, Zdzicha, Michała z rodziną.. dużo nas pomarańczowych:) Spotykam też innych znajomych. Chwilę trwa, jak zwykle, zanim się wygrzebaliśmy z samochodu. Jest chłodno. Ruszamy na rozgrzewkę. Jedziemy z Damianem i Pawłem pierwsze kilometry i końcówkę. Początek szeroki i dziurawy, końcówka fajnym odcinkiem, ale jest wąsko. Przed startem zrzucam nogawki i bluzę - w lesie będzie ciepło. Stajemy w sektorze. Okazało się, że dzisiejsza edycja przyciągnęła na start rekordową ilość zawodników i w sektorach jest już dawno pełno ludzi. W górach nie ma tego problemu.. Stoimy prawie na samym końcu z Pawłem. Obok nas jest Paweł L. z Plannji, przed nami chłopaki z teamu i Bartek z Welodromu.
Ruszamy. Początek staram się jechać mocno, bo wiem, że co stracę na początku, ciężko będzie odrobić na kolejnych kilometrach. Na szybkiej szutrówce, gdzie prędkość oscyluje w granicach 40 km/h, ktoś zajeżdża mi drogę i muszę odbić w koleinę. Chwilę później przed kołami wyrasta kupa gruzu, muszę się zatrzymać i obejść, wjechać na ścieżkę nie ma szans.. Kilka metrów dalej w koleinie stoi zawodnik Airbike.. znów muszę się zatrzymać. W efekcie na pierwszym zakręcie jestem... ostatni z sektora. Dobry początek..
Wjeżdżam do lasu i staram się przedzierać do przodu. Na jednym ze zwężeń mijam Tomka Kuczewskiego, kątem oka widzę, że miał wypadek, ale wygląda na całego, nawet nie ma czasu zapytać, takie jest tempo. Bardzo niebezpiecznie się zrobiło. Później okazało się, że Tomek złamał obojczyk:( Trasa jest bardzo szybka, ale w większości szeroka i można spokojnie wyprzedzać. Jadę mocno i mijam kolejnych zawodników. O dziwo niewielu chce współpracować i pierwszą pętlę jadę praktycznie cały czas z przodu. Dobrze mi się współpracuje jedynie z jednym zawodnikiem w spodenkach VW. Cały czas 100m z przodu widzę Pawła. Trasa cały czas szybka, dwa podjazdy, kilka łach piachu, krótkie odcinki singlami. Na większych nierównościach, których nie brakuje, łańcuch spada z blatu na środkową zębatkę, strasznie irytuje i nie pomaga w kluczowych momentach. Przed premią Autoland długa bardzo dziurawa szutrówka, mijam Pawła z Plannji. Spodziewałem się, że premia rozegrana będzie na jakimś podjeździe, chociaż dwumetrowej wydmie, a nie po kilometrach szutrów..
Za premią jest wąski kręty odcinek, wygląda jakby organizatorzy przygotowali ten odcinek specjalnie na maraton. Dalej na jednym z podjazdów mijam Bartka. Dojeżdżamy do miejsca, w którym wjeżdżaliśmy do lasu i dokręcamy drugą część rundy po rozjeździe FIT/MEGA-GIGA. Po drodze dwa piaskowe podjazdy. Zawodnicy przede mną biegną, nie ma szans się sprawdzić, wierze, że jednak do podjechania, mimo, że Furious Fred założony na tylnym kole traci przyczepność na piaszczystych podjazdach. Na jednej z tych hopek stoi Marek i dopinguje.
Zaczynamy drugą pętlę. Na jednym ze zwężeń wpadam w koleinę, wyrzuca nie na pobocze i dosłownie o milimetry mijam spory pieniek. Musiało to śmiesznie wyglądać, bo tył roweru tańczył, jak na lodzie. Nie było mi to śmiechu, bo było szybko. Dlatego właśnie nie lubię jazdy na kole i takich szybkich tras. Trochę mnie to wybiło z rytmu. Dojeżdża Bartek i jedziemy razem grupką. Namawiam go na GIGA. Zaczynam odczuwać ból w kolanie. Niby nie jest najgorzej, ale z każdym kilometrem przy mocniejszym deptaniu w korby boli coraz bardziej. Mam siłę jechać mocniej, ale kiedy trzeba nacisnąć, nie mogę. Tracę dystans do grupki. Na bufecie jestem jeszcze obok Bartka. Przy trasie stoi Paweł Wilk i majstruje przy kole. Pytam czy pomóc, ale odpowiada, że wszystko ma. Później okazało się, że złapał gwóźdź w gumę, a zapas okazał się dziurawy.. Szkoda:( Pod koniec pętli tracę dystans do grupki. Ostatnią pętlę staram się gonić zawodników przede mną. Nie pomagają żele i motywowanie się na wszelkie sposoby. Kolano nie pozwala. Mijają mnie kolejni zawodnicy, za cel honoru postawiłem sobie dogonić Piotrka Całkę, którego od dłuższego czasu widzę przed sobą.
W końcu dojeżdżam Piotrka, ale szybko go mijam. Powoli dublujemy coraz większą ilość megowców, którzy jednak są niezwykle uprzejmi. Zupełnie nie mam problemów z mijaniem ich. W międzyczasie mija mnie kilku zawodników, próbuję złapać się na koło, ale nie mogę zdobyć się na szarpanie.. Dwie hopki piaszczyste niestety z buta, dzisiaj ich nie podjadę. Na około 7km przed metą dojeżdża mnie dwóch zawodników. Jeden z nich zagaduje i współpracujemy. Ostatnie kilometry są kręte, jadę ostatni, staram się zaatakować na ostatnim krótkim podjeździe... Kolano nie pozwala i na ostatnią prostą wpadam jako trzeci. 300m finishu i jestem drugi z grupki, zawodnik za mną odpuścił.
Szybko, trzy godziny i kwadrans. Na mecie czeka Magda i koledzy z teamu. Po kilku minutach rozmowy m.in. z Marcinem z Alumexu spotykam Jarka W. na dużych kołach i Pawła L. z Welodromu. Zjadamy makaron. Powoli zbieramy się do samochodu, bo szybko się ochładza. Zupełnie nie zwróciłem uwagi, że na trasie złapała nas mżawka. Czekamy jeszcze na dekorację - Magda staje na drugim stopniu podium, wchodzi również na podium K3 w imieniu Uli, która pojechała z Tomkiem do szpitala. Tomek wracaj do zdrowia!
Wrażenia z jazdy słabe. Nie czuję się pewnie na takich trasach, jazda na kole nie jest moją mocną stroną. Mimo to byłoby dobrze, gdyby nie spadający łańcuch, ale przede wszystkim niesmak pozostaje z powodu bólu kolana. Zupełnie nie mogłem jechać swojego, tętno średnio na poziomie 160bpm mówi samo za siebie. Miałem zapas. Mam nadzieję, że do następnego górskiego maratonu kolano jednak przestanie boleć. Mimo to wynik nie najgorszy, 12 miejsce M2 (9 było realnie w zasięgu) oraz niezły wskaźnik, ale to za sprawą banalnej, szybkiej trasy. Fatalny start pozostawię bez komentarza;)
Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, W towarzystwie, XTC
Czwartkowe kręcenie
Czwartek, 10 maja 2012 | dodano: 14.05.2012 | Rower:Giant XTC | temp 25.0˚
dst73.42/0.00km
w03:08h avg23.43kmh
vmax44.50kmh HR /
Rano na uczelnię. Pogoda upalna, niedobrze. Po załatwieniu wszystkich spraw ruszam w miasto. Umówiliśmy się z Magdą na Mokotowie. Dojeżdżam dopompowując kilka razy tylne koło, podejrzewam, że taśma, którą okleiłem obręcz, zsunęła się i otwory na nyple podziurawiły dętkę. Podjeżdżam więc do sklepu - najbliżej był Legion na Modzelewskiego. Słaba obsługa, nie polecam niestety. Sprzedali mi, jak się później okazało lipną opaskę, dwa razy za szeroką, a ja nie mając doświadczenia z opaskami, wziąłem, co mi dali. Jakoś jednak udało się założyć oponę, z niewielką pomocą Magdy, który dojechała w tak zwanym międzyczasie.
Ruszamy w stronę Grochowa odwiedzić zapracowanego Pawła. Po kilku dłuższych chwilach rozmowy i schłodzeniu się zimnym spirte'em z cytrynką uciekamy. Podjeżdżamy jeszcze na ciastko do cukierni Olczaka przy Rondzie Wiatraczna. Eklerki jak zwykle pyszne:) Dalej jedziemy w stronę Piastowa i przez Pruszków, Parzniew (krótki postój przy sklepie) do Brwinowa. Odwiedzamy Jakuba w sklepie. Zamówionych rękawiczek jeszcze nie ma, ale uzupełniliśmy z Magdą zapas dętek.
Nieco już zmęczeni upałem dokręcamy do mnie przez wioski i regenerujemy się pyszną pizzą i lampką czerwonego wina:)
Kategoria 050-100, W towarzystwie, XTC
Powerade Garmin MTB Marathon - Zloty Stok
Sobota, 5 maja 2012 | dodano: 08.05.2012 | Rower:Giant XTC | temp 20.0˚
dst82.13/75.00km
w05:33h avg14.80kmh
vmax55.20kmh HR 154/182
Nadszedł dzień maratonu. Jedziemy dosyć wcześnie do Złotego Stoku. Szybkie zakupy, pakowanie plecaka. Nie mamy z Magdą wątpliwości, jak się ubrać. Jest bardzo ciepło, a będzie jeszcze cieplej. Pierwszy raz biorę ze sobą żele Maxima, wszyscy dookoła chwalą, coś w tym musi być. Spotykam sporo znajomych. Rozgrzewam się poczatkowo z Jarkiem, później dołączam do Romka, a chwilę później jedzie z nami Michał W. Ustawiamy się w sektorach, po starcie w Murowanej Goślinie przypada mi sektor II. W sektorze spotykam kolejne znajome twarze, m.in. Jarka, Jurka i Mateusza z teamu. Ruszamy!
Początek dobrze mi znany, podjazd po Jawornik Wielki. Wiem, że jest szeroko i każdy znajdzie swoje miejsce. Martwi mnie, że wyprzedzają mnie kolejne osoby. Nie jedzie mi się dobrze. Pewnie później się rozgrzeję, jak zwykle zresztą. Tak też jest. Po około 20 minutach podjazdu jest już ok. Po czterdziestu-kilku minutach docieram do pierwszych zjazdów, początek szybki, później pierwszy wąski i stromy odcinek, zawodnik przede mną upada, awaryjne hamowanie... i uderzam kolanem w kierownicę.. Zły jak cholera, bo kolano boli i to nie lekko.. Nic tam, zaraz przejdzie. Na szybkich zjazdach trzymam się dwóch zawodniczek Murapol Specialized Twomark. Wyciągam żel z kieszonki i odkręcam, dziura w szutrówce i całe ręce mam ufajdane w lepkim żelu.. Poirytowałem się tym strasznie, tym bardziej, że łańcuch spada mi z blatu i ciągle muszę poprawiać.. Wciągam resztę żelu, popijam wodą i resztę bidonu wylewam na rękawiczki, kierownicę i klamki hamulców.
Przejeżdżamy przez Chwalisław, droga znów pnie się w górę. Póki co trasa jest, tak jak się mogłem spodziewać, łatwa. Na podjeździe jednak kolano boli. Jadę dalej w kilkuosobowej grupce, z ktorą przemierzamy kolejne kilometry. Mijamy przełęcz Chwalisławską i zaliczamy kolejne szybkie zjazdy. Niezbyt pewnie czuję się na tych odcinkach, chyba za mało ciśnienia w przedniej oponie, a może po prostu zbyt długa przerwa od takich odcinków, w końcu ostatni raz w prawdziwych górach byłem w czerwcu zeszłego roku na MTB Trophy. Zaliczyłem też upadek na takim szybkim zjeździe.. Nie chcę jednak o tym myśleć, jadę dalej:) Wyjeżdżamy na łąki i po chwili widzę zawodników nadjeżdżających z naprzeciwka.. Czyli w ślepej pogoni za zawodnikami przede mną, udało mi się zgubić trasę.. No pięknie. Wracam się. Jakieś 1,5 do 2 km. Skręcam za strzałkami. Powieszone są w ten sposób, że faktycznie można było nie zauważyć, ale cóż, jadę dalej. Widzę przed sobą Jarka. Zaliczamy razem trawiasty podjazd.
Zostawiam Jarka i staram się nadrabiać stracone cenne minuty. Na nic jednak zdaje się mój wysiłek, kolano boli coraz bardziej i pod górę właściwie nie mogę jechać swojego. Pamiętam, że na odcinku za 2 bufetem był całkiem fajny zjazd. Hamulce piszczały z radochy, ja jednak nie czułem się pewnie. Coraz gorsze są moje wrażenia z jazdy, nie dość, że na podjazdach nie mogę atakować, to na zjazdach daję ciała.. Dogania mnie Jarek. Jedziemy dość stromy podjazd, krótki fragment idziemy. Dalej jedziemy razem. Szybko dojeżdżamy do trasy mega, czyli znanego mi dobrze odcinka z Jawornika do Orłowca. Trzeci bufet. Zatrzymuję się, łykam całą butelkę powerade i kubek wody, napycham się suszonymi morelami. Jest bardzo ciepło, a ja mam tendencje do odwadniania się na maratonach. Nie chcę powtórzyć tego błędu.
Podjazd szeroką szutrówką w stronę Borówkowej, gonię Jarka, w końcu jedziemy razem. Czuję się fatalnie, mam wrażenie, że pod górę kręcę jedną nogą, ale w dalszym ciągu walczę. Odbijamy na szybkie zjazdy do Lutyni. Nie lubię tego odcinka. Pamiętam, że w zeszłym roku prawie wypadłem z drogi. Jadę mimo to dość sprawnie. Końcówka zjazdu po kamieniach przez strumyk, wyprzedza mnie znacznie szybciej zjeżdżający, robię mu więc miejsce. Obok trasy widzę Michała z Plannji, pytam się więc, czy mogę pomóc - urwał przerzutkę - nie pomogę. Zjeżdżam do Lutyni. Bufet. Znów butelka powerade, kubek wody, modele, banan.
Jedziemy z Jarkiem. Zaczynamy podjazd na przełęcz Lądecką. Jarek szybko mi ucieka, nie jestem w stanie kręcić mocno, spokojnie więc młynkuję. Kawałek też podprowadzam. Nie jest dobrze.. Wjeżdżam do lasu i podjeżdżam pod Borówkową. Nie ukrywam, że kawałek idę. W tym momencie właściwie myślę tylko o tym, żeby wyścig jak najszybciej się skończył, kolano woła o litość. W sumie dziwne, uderzyłem w rzepkę, nic nie powinno się stać. Docieram w końcu na szczyt i zaczynam zjazd. Lubię mimo wszystko ten zjazd. Trzęsie okrutnie, ale jest fajnie. Kamienie w całości przejechane, dalej singielek i zjazd po korzeniach - tutaj nadgarstki miały dosyć:) Kolejny, piąty już bufet.
Ostatnie kilometry, jeden podjazd i szybkie szutrówki do mety. Na podjeździe mija mnie Jacek. Nie próbuję nawet go gonić, nie jestem w stanie przezwyciężyć bólu i kręcić, a podjazd jest mocny, Jacek wjeżdża wszystko. Ja zaliczam spacerek. Wypłacza się w końcu i końcówkę podjazdu wjeżdżam. Ostatnie kilometry to szybkie zjazdy, bez szału, nie mogę nawet mocniej przycisnąć, do tego łańcuch spada mi z blatu..
Na mecie czeka na mnie Magda. Już się martwiła. W sumie ja też. Pojechałem fatalnie. Szwankujący sprzęt, zgubienie trasy i ból kolana złożyły się na fatalny wynik. Strasznie żałuję, że czuję, że kondycyjnie stać mnie było na dużo więcej. Martwi mnie również słaba dyspozycja na zjazdach, ale wiem, że będzie dobrze w następnym starcie. Kolano jednak nie daje mi spokoju, boli coraz bardziej.
Po sprawdzeniu wyników jestem załamany. Dojechałem w szarym ogonie, najsłabiej z teamu. Świetny wynik wykręciła Ula. Po raz kolejny nie dała szans rywalkom. Moja strata do niej - powinienem się wstydzić;) Magda zadowolona. Poprawiła się blisko 25 minut w stosunku do zeszłorocznego startu. Zaliczyła dwa upadki i jest cała posiniaczona, ale opowiada mi o tym z uśmiechem. Na mojej twarzy rysuje się grymas bólu i zrezygnowania zarazem. W głębi wiem jednak, że będzie dobrze Wałbrzych już za dwa tygodnie!
1/1M3 B. Czarnota 3:45:30
4/1M2 B. Janowski 3:56:32
15 M. Wojciechowski 4:21:24
45 Jurek 4:44:18
49 Romek 4:45:31
56 Zbyszek Bieryt 4:49:33
62 Escamilo 4:51:38
67 Ula 4:55:13
92 Jurek Maćków 5:17:35
103 Mateusz W. 5:22:56
111 Jarek 5:30:20
112 Jacek P. 5:31:11
116 ktone 5:33:05
123 Grzesiek C. 5:39:54
Kategoria 050-100, Góry, Imprezy / Wyścigi, Teren, W towarzystwie, XTC
Upalny trening w KPN
Niedziela, 29 kwietnia 2012 | dodano: 29.04.2012 | Rower:Giant XTC | temp 26.0˚
dst92.61/51.60km
w04:12h avg22.05kmh
vmax37.80kmh HR 146/188
Weekend bez maratonu, a więc spotykamy się w KPN. Umawiamy się w Roztoce o 10. Ruszam zupełnie bez nastawienia na jazdę, lekko wczorajszy po parapetówie brata. Wiatr jednak pomaga i w Zaborowie jestem szybko. Krótki zakupy i jadę na szlak.
Tuż przed wjazdem do lasu, na polance w Zaborówku nieomal wkręcam w szprychy ogon bażanta, ucieka w ostatniej chwili, zagapił się, a ja go zupełnie nie widziałem. W Roztoce jestem kwadrans przed czasem, więc korzystam i odpoczywam pod sosną nad kanałem:) Powoli wracam do siebie, najwidoczniej wypociłem już co trzeba.
Jest wcześnie a już robi się gorąco. Przed 10 przyjeżdża Damian, a chwilę później Jarek, Paweł i Robert. Ruszamy w stronę Granicy przez Karpaty. Z Granicy jedziemy zielonym po singlu aż do góry św. Teresy. Zatrzymujemy się tylko pod Dębem Powstańców.
Po drodze szlak przecina małe stadko dzików - było chyba 8 sztuk. Magda powinna żałować, że jednak nie pojechała z nami:) Podjazd na górę, kawałek super singlem, zjazd i dalej do niebieskiego, Borowa Góra i wypadamy na asfalty do Farmułek Brochowskich.
Kilka km asfaltami i znów na szlaku, tym razem czerwonym do Dębu Kobendzy. Krótki postój i decydujemy, że jedziemy do Górek do sklepu i dalej zielonym do Roztoki, omijamy dziś signla po wydmach. Sklep w Górkach zamknięty.. Bukłak pusty, w brzuchu kiszki grają. Okazuje się, że najbliższy sklep jest kilkaset metrów dalej, super! Zatrzymujemy się na dłużej, zimne picie, lody, sielanka. Po kilku minutach dojeżdża ekipa Welodromu, starzy znajomi. Okazuje się, że na zielonym jest niezłe błotko, dlatego zmieniamy plany i jedziemy wspólnie na singla po wydmach. Spora grupka się zrobiła.
Część wybiera wariant asfaltem. Jadę singla. Damian rzucił wczoraj wyzwanie ustanawiając czas przejazdu na poziomie 13:03 od początku singla do ZHP. Nie jestem świeży, ale postanawiam zorientować się, na jaki czas mnie stać. Jadę jednak jak pierdoła, w kilku miejscach tracę w sumie kilkanaście sekund. Przy ZHP zatrzymuję stoper i jest 13:10. Jednocześnie Damian pobił swój wczorajszy czas o blisko minutę. Jest nad czym popracować:) Singiel niezmiennie kapitalny, za każdym razem daje mnóstwo radochy z jazdy.
Przy ZHP żegnamy się z Welodromem i jedziemy swoje. Robert i Paweł asfaltami do Łomianek, a my z Damianem i Jarkiem szutrówką i asfaltem do Roztoki. W barze spotykamy ekipę Legionu i Jarka S. Pogadaliśmy kila minut, lody, picie zimne i czas się zbierać. Jarek jedzie w swoją drogę, a my z Damianem próbujemy asfaltami do Łubca, gdzie odbijam w stronę Zaborowa. Po drodze nieomal potrąciłem wiewiórkę, coś te zwierzaki nie bardzo dziś kontaktują, może to kwestia upału?
Z Zaborowa pod wiatr do domu, niby powoli, ale tętno wysoko. Wyszedł bardzo fajny trening. Niestety pogoda dała popalić, upał. Źle znoszę takie temperatury.
Kategoria 050-100, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC
Na tartę do Podkowy Leśnej
Sobota, 28 kwietnia 2012 | dodano: 29.04.2012 | Rower:Giant XTC | temp 25.0˚
dst51.12/7.50km
w02:21h avg21.75kmh
vmax39.10kmh HR /
Rano pucowanie rowerów, w pokoju stoją w tej chwili dwa + gościnnie trzeci Magdy.
Mieliśmy pojeździć po KPN, ale okazało się, że Magda musi jechać do domu przed wieczorną imprezą, dlatego zmieniliśmy plany. Jedziemy do Podkowy Leśnej. Po drodze w Brwinowie odwiedziliśmy sklep. Kilka drobiazgów kupiłem, przede wszystkim linkę do Treka, kupiona wczoraj w X na Krasińskiego okazała się nie pasować..
Dalej do Podkowy Leśnej. Skoro już tu jesteśmy, to odwiedziliśmy cukiernię Duet.
Wjeżdżamy do lasu i jedziemy w kierunku Granicy, a następnie do Suchego lasu.
Kładka na szlaku
Jedna z wielu ścieżek w Podkowiańskich lasach
W Suchym Lesie wyjeżdżamy z lasu i jedziemy przez Sokołów do Puchał. Krótki odpoczynek i lody dla ochłody. Dalej Magda pojechała do siebie przez Falenty, a ja ruszyłem w stronę domu przez Pęcice i Pruszków.
Kolejny piękny i bardzo ciepły dzień:)
Kategoria 050-100, W towarzystwie, XTC
Nareszcie naprawdę ciepło!
Wtorek, 24 kwietnia 2012 | dodano: 24.04.2012 | Rower:Giant XTC | temp 18.0˚
dst54.18/0.00km
w02:01h avg26.87kmh
vmax55.00kmh HR /
Wyjazd do pracy 6:40. Jadę ścigantem, ponieważ w tylnym kole szosówki brakuje jednej szprychy po ostatniej jeździe. Lekko pod wiatr, do tego dosyć ciepło od rana, bo 7*. W Ożarowie musiałem się rozbierać.
Powrót przez Powązkowską, później przez Radiową do Lazurowej i dalej standardową trasą. Po drodze postój w Ożarowie po ciastka dla Magdy;) Naprawdę ciepło, żałowałem, że nie wziąłem letnich rękawiczek..
Kategoria 050-100, XTC
Do Michała z Magdą po kask
Piątek, 20 kwietnia 2012 | dodano: 21.04.2012 | Rower:Giant XTC | temp 12.0˚
dst52.24/0.00km
w02:09h avg24.30kmh
vmax34.50kmh HR /
Rano sprawdzam prognozy, niby pogoda ok, ale po 16 ma mocno padać. Odpuszczam i jadę do pracy pociągiem. Umówiłem się z Magdą, że po pracy pojedziemy do Michała po kask. Popołudniu faktycznie leje, przez Warszawę przechodzi burza z piorunami, na Marymoncie wysiada sygnalizacja świetlna i robi się zamieszanie na ulicach..
Wyjeżdżamy po 18, późno, ale powinniśmy zdążyć przed zmrokiem. W Żukowie nadal trwają prace przy budowie wiaduktu nad autostradą, po deszczu zrobił się syf na drodze.. Jedziemy przez Grodzisk, Adamowiznę, Musuły i dojeżdżamy do Żabiej Woli. Ups, zapomniałem skręcić. Czas ucieka, słońce coraz niżej. Dojeżdżamy w końcu do Radoni do Michała.
Odbieramy kask, chwilę pogadaliśmy i szybko zmykamy do domu, żeby jak najkrócej jechać po ciemku, bo tego nie unikniemy. Jedziemy całkiem sprawnie, Magda prowadzi, a ja wożę się na kole;)
W domu przymiarka kasu, dopasowanie mocowania i pierwsze wrażenie jest super. Bardzo wygodny, dobrze leży, a przy tym dobrze komponuje się z teamowymi barwami:)
Catlike Whisper
Kategoria 050-100, W towarzystwie, XTC
Mokre kręcenie z dziewczynami
Czwartek, 19 kwietnia 2012 | dodano: 19.04.2012 | Rower:Giant XTC | temp 10.0˚
dst77.14/12.00km
w03:38h avg21.23kmh
vmax50.90kmh HR /
Na uczelnie pojechałem pociągiem, od Zachodniego na Wydział jadę rowerem. Nieprzyjemnie wieje i kropi. Chyba Magda odpuści dzisiejsze kręcenie, na które się umówiliśmy. Wychodzę po 13. Dzwonię do Magdy - są z Izą na Agrykoli, umawiamy się przy Politechnice.
Spotykamy się kilkanaście minut później. Jedziemy do mostu Siekierkowskiego, mostem przez Wisłę, dalej do Fieldorfa i na Grochów. Odwiedzamy cukiernię - zgadnijcie jaką? Tak tak, Olczak i syn :) Dziewczyny jedzą ciastka, a ja zmieniam klocki w tylnym hamulcu w rowerze Magdy. Po ciastkach odwiedzamy Gustawa w pracy i jednocześnie jemy pyszny obiad:)
Po dłuższym posiedzeniu w ciepłym lokalu czas wyjść na zewnątrz. Cały czas pogoda nie jest przyjemna, momentami mży i jest chłodno. Jedziemy w stronę Wisły, po drodze odwiedzają stary tor kolarki przy Podskarbińskiej. To był pomysł Izy, ale warto było podjechać, ciekawe miejsce.
Tor kolarski przy ul. Podskarbińskiej
Dalej jedziemy nad Wisłę na słynną już wśród warszawiaków praską ścieżkę. Ścieżka faktycznie bardzo przyjemna, można nią dojechać aż na Tarchomin. Dzisiaj było pusto, ale domyślam się, że kiedy tylko pogoda się poprawia, na ścieżce jest istny tłum.
Praska ścieżka wzdłuż Wisły
Od ścieżki jedziemy trochę chodnikami i ulicami i docieramy w końcu do mostu Północnego. Przejeżdżamy na Bielany, dalej lasem do cmentarza Północnego i Estrady do śmieciowej góry. Tam wjeżdżamy w lasy Bemowskie i docieramy do miejsca docelowego dzisiejszego kręcenia - na teren WATu. Magda chce sprawdzić trasę rozgrywanych w niedzielę zawodów z cyklu AZS MTB Cup.
Magda szleje na trasie..
Dostrzegłem dosłownie kosmetyczne zmiany w porównaniu do ostatniego objazdu. Mimo to trasa zmieniła się. Teraz jest zielono to raz, druga sprawa to wilgotność podłoża. Jeśli do niedzieli jeszcze popada, będzie ciekawiej. Mimo to nadal uważam, że trasa jest bardzo szybko i mało wymagająca, chociaż sekcje hopek będą wymagały skupienia. Magda właśnie tych hopek obawiała się najbardziej, ale po przejechaniu ich przekonała się, że nie taki diabeł straszny;)
Po dwóch kwadransach na poligonie ruszamy do Górczewskiej i żegnam się z dziewczynami. Jadę do domu zwykłą trasą już swoim tempem. Mam z lekkim wiatrem, więc jest szybko.
Kategoria 050-100, W towarzystwie, XTC
Test: Schwalbe Furious Fred 2.25 Evo
Środa, 18 kwietnia 2012 | dodano: 18.04.2012 | Rower:Trek SLR | temp 12.0˚
dst63.98/0.00km
w02:20h avg27.42kmh
vmax46.60kmh HR /
Postanowiłem napisać kilka zdań na temat przetestowanej przeze mnie opony Schwalbe Furious Fred 2.25. Oponę używałem w tylnym kole. Opona charakteryzuje się zminimalizowanym do granic rozsądku w kontekście MTB bieżnikiem. Jest to opona wyścigowa na twarde suche trasy o bardzo niskiej masie. Katalogowa masa dla rozmiaru 26x2.25 wynosi 395g. Pierwsze wrażenie pozytywne - masa mojego ezglemplarz wynosi dokładnie 394g. Cienkie ścianki i minimalny bieżnik świadczą dobitnie - to jest bardzo wyspecjalizowana opona.
Oponę przetestowałem podczas okresu zimowo-wiosennego. Kupiłem ją z myślą o startach na mało wymagających trasach. Używałem jej podczas kilku maratonów w bardzo zróżnicowanych warunkach oraz kilku treningach w KPN. Po pierwszych treningach w lasach pełnych korzeni doceniłem duży balon Freda. Opona robi wrażenie naprawdę potężnej, co zapewnia świetną trakcję, zachowując jednocześnie minimalne opory toczenia. Śladowy bieżnik w centralnej części i nieco tylko większe klocki po bokach zapewniają paradoksalnie przyzwoite trzymanie w mało wymagającym terenie.
Pierwsze zawody, w których wystartowałem na Furious Fredzie to zimowy maraton Mazovii w Mrozach. Trasa obfitowała w odcinki przykryte śniegiem i pokryte śliskim lodem. Niskie ciśnienie w oponie (około 2.2atm) zapewniło mi bardzo dobrą trakcję oraz nieprzeciętny komfort jazdy. Opona poddawała się jedynie na najbardziej wyślizganych odcinkach, na których zresztą wszyscy mieli kłopoty, a nie jeden zawodnik na zdecydowanie bardziej agresywnym ogumieniu prowadził rower. Tylko na tych odcinkach musiałem mocno walczyć o trakcję.
Kolejny maraton to edycja Mazovii w Józefowie. Maraton został rozegrany przy pięknej wiosennej pogodzie. Trasa była sucha i piaszczysta, ale nie zabrakło odcinków podmokłych, które były okazją do przetestowania opony w błocie. W głębokim piachu opona Schwalbe sprawdza się znakomicie za sprawą dużego balonu. W płytkim błocie również nie miałem problemów. Nieco gorzej było na odcinkach, których podłoże stanowiła mokra glina. Tutaj opona poddaje się.
Kolejny start, maraton Mazovii w Otwocku. Podczas startu na długim dystansie doceniłem komfort, który zapewnia duży balon opony w rozmiarze 2.25. Opona spisała się bez zarzutu.
Ostatnim startem, podczas którego towarzyszyła mi wściekła opona był maraton MTB Marathon w Murowanej Goślinie. Dystans 110km był nieocenioną okazją do przetestowania ile naprawdę warta jest ta opona. Pogoda nie sprzyjała, padało i wiał silny wiatr. Początkowy odcinek prowadził krętymi ścieżkami w dolinie Warty. Nie brakowało ostrych zakrętów, podmokłości, głębokiego piachu i korzeni. Opona spisała się znakomicie. Również podczas pozostałej części trasy mnie nie zawiodła. Niskie opory toczenia zapewniły mi minimalny (bardziej pewnie mentalny) handicap. Zawiodłem się jedynie na krótkich odcinkach pod górę po bruku. Było ich tylko kilka, ale za każdym razem opona uślizgiwała się i zupełnie traciłem przyczepność. Podobnie na podjeździe pod Dziewiczą Górę - mokre korzenie okazały się być przeszkodą nie do pokonania. Myślę, że słowem kluczowym w tym momencie jest słowo "mokre". W suchych warunkach miękka mieszanka gumy oraz szeroki balon zapewniają dobrą przyczepność. Niestety podczas deszczu symboliczny bieżnik nie zapewnia wystarczającego trzymania.
Kwestią, której obawiałem się najbardziej była wytrzymałość cienkich ścianek na przebijanie. W trakcie blisko trzech miesięcy używania Furious Freda i po przejechaniu na nim ponad 1200 km, złapałem tylko jednego przysłowiowego "kapcia". Było to podczas treningu, wyjeżdżałem z lasu i najechałem na szkło, które wbiło się w bieżnik. Cienka guma nie stanowiła wystarczającej przeszkody i szkło przebiło dętkę. Podejrzewam, że inne opony firmy Schwalbe również nie wytrzymałyby takiej próby.
Podsumowując Furious Fred w rozmiarze 2.25 to świetna, lekka i bardzo komfortowa opona wyścigowa na niezbyt wymagające trasy w suchych warunkach.
Plusy
- masa
- komfort (nieskie ciśnienie!)
- niskie opory toczenia
- przyzwoita przyczepność na suchej trasie, w piachu oraz w płytkim błocie
Minusy
- cena
- brak przyczepności w mokrych warunkach
- bardzo cienkie ścianki zwiększające ryzyko uszkodzenia
---------
Dzisiejsze kilometry to poranny dojazd do pracy przez Powązkowską oraz powrót zwykłą trasą. Na uwagę zasługuje inny niż przez większą część roku kierunek wiatru. Dziś wracałem z wiatrem, a więc prędkość na trasie Poznańskiej oscylowała w granicach 38-42kmh! Do domu dotarłem z łącznym czasem dojazdów 1:55, dokręciłem więc pętlę do ronda w Błoniu.
Kategoria 050-100, Trek