Wpisy archiwalne w kategorii

Teren

Dystans całkowity:17863.98 km (w terenie 10869.95 km; 60.85%)
Czas w ruchu:953:28
Średnia prędkość:18.83 km/h
Maksymalna prędkość:72.00 km/h
Suma podjazdów:52819 m
Maks. tętno maksymalne:202 (101 %)
Maks. tętno średnie:175 (87 %)
Suma kalorii:181461 kcal
Liczba aktywności:280
Średnio na aktywność:64.72 km i 3h 25m
Więcej statystyk

Merida Mazovia MTB - Nowy Dwór Mazowiecki

Niedziela, 7 października 2012 | dodano: 17.10.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 12.4˚ dst49.29/20.00km w02:17h avg21.59kmh vmax45.40kmh HR 163/186

Tydzień temu zakończyliśmy tegoroczny cykl MTB Marathon, w tą niedzielę kończymy cykl Mazovii. Ostatnia edycja, podobnie jak w ostatnich latach, rozgrywana jest w Nowy Dworze Mazowieckim. Czyżby powtórka trasy z Legionowa w lasach Chotomowskich?

Na miejscu jesteśmy z Magdą ok. 9:30, kilka minut później dojeżdża Paweł - umówiliśmy się na wspólną rozgrzewkę. Szykowanie się i ruszamy. Jest chłodno, wiatr nieprzyjemny, decyduję się na start w długich cienkich spodniach i rękawkach. Start zlokalizowany jest w zupełnie innym miejscu niż w ubiegłych latach, trasa też ma być inna. Zapowiada się bardzo szybki i nudny wyścig po wałach Narwi i okolicznych łąkach. W ramach rozgrzewki przejeżdżamy trasę HOBBY. W jedną stronę po wale, powrót po łąkach, miedzy domami, asfaltami i na koniec kilkaset metrów w lesie, po czym znowu wyjazd na asfalty. No to wiemy, że początek i końcówka szybka i niebezpieczna.

Ustawiam się w sektorze około 15 minut przed startem, mimo to staję prawie na końcu. Po starcie I sektora udaje się dojść do chłopaków - Pawła i Zdzicha. Ruszamy. Początek bardzo szybki, ale przebijam się do przodu, na wały wjeżdżamy z chłopakami dosyć wysoko. Po kilku kilometrach po wale zjeżdżamy na łąki. Nadal jest bardzo szybko. Zdzichu oddala się, jedziemy z Łukaszem i Pawłem. Sporo dziur, momentami jest niebezpiecznie. Niestety znowu muszę uświadomić kogoś, że przy zmianie toru jazdy przy blisko 35kmh, wypadałoby zerknąć, czy przypadkiem nie zajeżdża się drogi innym...

Kolejne kilometry szybko mijają. Nie ma nic ciekawego, co dałoby mi choć punkt odniesienia. Staram się trzymać tempo i jest naprawdę nieźle. W pewnym momencie na łące, prowadzącego grupkę mnie wyprzedzają bracia Wolcendorf - próbuję gonić, ale walka z wiatrem z moją masą (siłą) skazana jest na porażkę. W końcu wkurzam się, bo wiozę już jakiś czas na kole kilku zawodników i staram się ich urwać. Dochodzę kolejną grupkę. Kawałek asfaltów. Wyciąg żel, łykam porcję i przy probie zakręcenia opakowania, muszę zwolnić. Tracę w ten sposob kontakt z grupką. Na szczęście wjeżdżamy w teren i doganiam. W terenie, mimo, że nadal jest szybko, prosto i płasko, jadę dobrze i zyskuję pozycje. Momentami widzę na horyzoncie pomarańczową koszulkę Zdzicha - co motywuje mnie i naciskam na korby jeszcze mocniej. Naprawdę dobrze się dziś czuję. Na jednej z szybkich szutrówek jest bufet - bardzo mądrze, przy prędkości w granicach 32-34kmh.. Olewam to, mam swoje picie i żele.

Tempo jest dobre, ale tylko dwie osoby dają zmiany. Przed nami kilka osób - postanawiam podciągnąć. Rozrywam grupę i dalej jedziemy we 4 - 5. Zaliczamy fragment WOT'u czerwonym szlakiem. Przeprawa przez rzeczkę, kilka minut później ponownie, tym razem w siodle. Mam nadzieję, że podobnie jak na trasie WOT, będą wydmy, korzenie i szybkie single. Niestety trasa nie zjeżdża z szerokich przecinek. Na jednym chyba do tej pory podjeździe wysuwam się na prowadzenei grupy;) Niestety na piaszczystym zjeździe noga wypina mi się z pedału i cudem unikam OTB. Dojeżdżamy do singla po wydmie, kiedy widzimy przed sobą olbrzymią grupę. Okazuje się, że to I i czub II sektora. Brak strzałek i taśm. Nikt nie wie gdzie jechać..

Kierujemy się na czuja przed siebie. Tempo wycieczkowe. Przeważa wersja, że odpuszczamy wyścig i wracamy na metę. Jestem strasznie zły, bo zapowiadał się naprawdę dobry wyścig. Dokręcamy tak liczną grupą kilka km, kiedy ponownie jestesmy na trasie - zaraz zaraz, ten odcinek już jechaliśmy. Zeszliśmy się z V-VI sektorem. Jedziemy nadal spokojnie. Dojeżdżamy w końcu do tego samego miejsca. Znów brak strzalek, ręce opadają... Jedziemy znów przed siebie. Po kilkuset metrach docieramy do szerokiej szutrówki, w końcu znajdujemy strzałki... Zupełnie jednak nie chcę mi się już ścigać. Zdzichu decyduje, że wracamy do NDM. Podobnie inni zawodnicy. Po dojechaniu do asfaltu skręcamy z trasy oznaczone strzałkami i jedziemy asfaltami do mety. Jest z nami m. in. P. Baranek.

Na mecie okazało się, że wielu zawodników miało podobne problemy. Wielka szkoda. bo była szansa na dobry wynik. W moim przypadku nieukończony wyścig oznacza również brak wyniku w klasyfikacji generalnej - zabrakło 1 startu.. Nieukończenie tego maratonu przez nas (Zdzich, Paweł i ja) miało również wpływ na wynik w klasyfikacji drużynowej - minimalna przewaga nad drużyną Velmar została skasowana. Wielka szkoda, pozostaje ogromny niesmak. Niesmak jest tym większy, że pomijając już kompletnie kwestię feralnego błądzenia, trasa była fatalna. Kilka kilometrów wałem, dalej kilkanaście po łąkach na przemian z asfaltem. Wiem, że nikt gór na Mazowszu nie usypie, ale w pobliżu Warszawy było już wiele ciekawych maratonów, a ten w NDM był chyba najsłabszym, w jakim jechałem.

Po dekoracjach za rozegrany maraton (Magda III miejsce), nadszedł czas (po długim oczekiwaniu) na dekoracje klasyfikacji generalnych oraz drużynowych. Magda zebrała sporo nagród (III na MEGA w K2, 6 Superklasyfikacja), drużynowo zajęliśmy VIII miejsce. Czas na odpoczynek i plany na kolejny sezon.


Kategoria W towarzystwie, Teren, Mbike, Imprezy / Wyścigi, 000-050

Wesołe laski;)

Wtorek, 18 września 2012 | dodano: 22.09.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst45.00/15.00km w02:15h avg20.00kmh vmax0.00kmh HR /

Umówiliśmy się z Pawłem wspólny trening po rundach w Wesołej. Znam te tereny z zeszłorocznego maratonu Legii - wiem, że kilka niepozornych wydm zapewnia świetne trasy. Jadę z pracy na Saską Kepę, gdzie umówiliśmy się z Pawłem. Obowiązkowy kebab na Francuskiej w ramach obiadu. Ruszamy w stronę lasu.

Na miejscu jesteśmy dosyć szybko. Zaliczamy świetnego singla, który doprowadza nas do rundy, na której Paweł trenuje. Zaliczamy dwie rundy. Jest świetna - ostre podjazdy, zjazdy po korzeniach, sporo piachu i ciasne zakręty.

Kilka minut odpoczynku - wizyta w sklepie po napoje, bidon szybko opróżniłem. Wracamy do lasu. Niestety bardzo szybko zabawa się kończy, na zaledwie 2-3 podjeździe Paweł zerwał łacuch. Nie mam skuwacza, dlatego pozostaje nam tylko szukać serwisu. Na szczęście niedaleko jest otwarty jeszcze sklep, gdzie mechanik za piątkę naprawia treningówkę Pawła.

Robi się późno, słońce już zaszło, w lesie jest naprawdę ciemno. Wracamy. Te kilka kilometrów po leśnych ścieżkach - było ciekawie;) Jedziemy przez Grochów. Paweł odprowadza mnie na PKP Stadion, dosłownie rzutem na taśmę zdążyłem na pociąg.

Świetne tereny treningowe. Szkoda, że przez pech Pawła nie pokręciliśmy dłużej.
Track z Garmina niesttey szlag trafił..


Kategoria 000-050, Mbike, Teren, W towarzystwie

Merida Mazovia MTB - Ciechanów - kolejny pechowy maraton..

Niedziela, 9 września 2012 | dodano: 17.09.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 22.0˚ dst75.00/55.00km w02:57h avg25.42kmh vmax0.00kmh HR 170/200

Nie wiem, jak liczyłem swoje starty po nieukończonym maratonie w Skarżysku, ale ciągle jeszcze mam szansę zrobić generalkę w Mazovi. Dlatego nie odpuszczam kolejnej edycji - tym razem w Ciechanowie. Wszyscy, włącznie z organizatorem zapowiadają łatwą i szybką trasę, no cóż, takie są realia Mazowsza. Jedziemy z Magdą we dwójkę. Pogoda super, słonecznie, ale nie gorąco.

Miasteczko zlokalizowane jest nieopodal Zamku Książąt Mazowieckich, zanim jednak tam dotarliśmy, przejechaliśmy przez odnowiony rynek - miasto robi miłe wrażenie. Przebieramy się i ruszamy na rozgrzewkę z Pawłem, Ulą i Michałem. Robimy pierwsze i ostatnie 4-5km. W końcu ruszamy w sektory.

Początek szybki po asfaltach, ale po ok. 2 km zjeżdżamy na szutrówkę. Od jakiegoś czasu, jeżdżę bez okularów. Dzisiaj zupełnie przypadkiem założyłem na nos okulary z samochodu - całe szczęście, bo już od pierwszych kilometrów mocno się kurzy! Nie jestem ostatni, co jest dobrym znakiem, ale faktem jest również, że poza krótkim szarpaniem, tempo nie jest wyśrubowane. Po kolejnych kilometrach asfaltami i szutrami wjeżdżamy w teren. Krótki piaszczysty podjazd. Wszyscy idą.. Próbuje jechać i bez problemu da się jechać całkiem dobrym tempem, ale droga robi się węższa, a zawodnicy przede mną nie próbują nawet ustąpić, pomimo próśb. Irytuję się, proszę kolejny raz, kolejny i kolejny, pojawiają się komentarze, że "znalazl się mistrz, Baranek mi przecież ucieka..". Nie będę komentował. Wszyscy jesteśmy na wyścigu, każdy walczy z czasem, a proste zasady fairplay obligują w takich sytuacjach osoby idące, do zrobienia miejsca... No nic jedziemy dalej. Tuż za mną jest Gustaw, pojawia się też Paweł Zak. Jedziemy spory kawałek razem rozmawiając. Po drodze jest nawet jeden zjazd, który sporej ilości osób przysporzył kłopotów.. Jedziemy dalej szutrami. Doganiam Jarka, czyli nadrobiłem minutę. Nie jest najgorzej. Kolejne kilometry pokonujemy dobrym tempem, staram się odrabiać dystans do kolejnych zawodników. Trasa wbrew zapowiedziom nie jest nudna, jest sporo krótkich podjazdów, trochę piachu, a płaskie odcinki są dziurawe i wymagają uwagi.

Spory odcinek po szutrach jedziemy z Zakiem, niestety Jarek i Gustaw mi uciekli. Mamy dobre tempo. Przejeżdżamy przez wieś i wskakujemy na jeden z dłuższych podjazdów po polnej drodze. Z lewej strony pole odgradza od drogi sznurek. I ten właśnie sznurek owinął mi się wokół piasty, tarczy hamulcowej i kasety. Dzięki uprzejmości jedno z zawodników, który poradził mi zatrzymanie się, nic nie urwałem. Szarpałem się z tym sznurkiem kilka minut.. Ruszyłem w pogoń. Wyprzedziła mnie masa ludzi. O dziwo jakoś mnie ta sytuacja nie wkurzyła..

Do końca pętli cały czas wyprzedzam. Przed rozjazdem dochodzę na zasięg wzroku kogoś z Welodromu - po sylwetce poznaję, że to Włodek. Szybko go wyprzedzam. Wiem, że czeka mnie samotna jazda przez całą pętlę. W końcu jednak widzę na horyzoncie zawodników. Wyprzedzam kilka osób, jednak żadna z nich nie jest w stanie utrzymać tempa, muszę nadal jechać sam. Po zjechaniu z pętli dochodzę w końcu Zaka - miła niespodzianka, pojechał GIGA.

Kawałek dalej dochodzi mnie dwóch zawodników, podłączam się - wiadomo, w grupie tempo jest inne. Wspólnie współpracując dochodzimy jeszcze dwóch zawodników przed wyjechaniem na asfalty. Do mety pozostało tylko kilka kilometrów. Czuję się jednak na siłach, żeby nie zawalić końcówki. Na ostatni asfalt wyjeżdżamy razem, tabliczka 2km do mety. Myślałem, że te dwa kilometry jedziemy asfaltami, ale ku mojemu zdziwieniu odbijamy w lewo na szutry. Postanowiłem zaatakować. Duże słowa, po prostu wyjść na prowadzenie. Wyprzedzam jeszcze dwóch megowcow. Końcówka jest dziurawa, ale szybka. Jeden z zawodników trzyma się za mną, staram się przyspieszyć i na ostatnich stu metrach urywam go. Na ostatnich metrach są jeszcze dwie nawrotki po trawie.

Jestem ujechany. Końcówka poprawiła mi humor, ale nie da się ukryć, że miałem sporego pecha. Mogło być lepiej, ale na takiej trasie samotna jazda nie wróży nic dobrego. Bo trasa była szybka, ale jednak nie była nudna. Kilka krótkich podjazdów, piach i stosunkowo mało, jak na to, czego się spodziewałem, szybkich i gładkich szutrówek i asfaltów.

Magda wygrała w swojej kategorii, a więc wyjazd zdecydowanie udany:)


Kategoria W towarzystwie, Teren, Mbike, Imprezy / Wyścigi, 050-100

Merida Mazovia MTB - Skarżysko Kamienna - drugi w życiu nieukończony maraton..

Niedziela, 26 sierpnia 2012 | dodano: 30.08.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 16.0˚ dst80.00/75.00km w03:51h avg20.78kmh vmax45.40kmh HR /

Do końca sezonu cyklu Merida Mazovia MTB Marathon pozostały cztery starty i chcąc zrobić wynik w klasyfikacji generalnej, muszę te wszystkie cztery edycje ukończyć. Pierwsza w kolejce jest edycja w Skarżysku Kamiennej. Jechałem ten maraton przed dwoma laty - nic specjalnego, długie szutrówki, trochę asfaltu, teren pofalowany, ale trasa bardzo łatwa. Tym razem jedziemy w innym kierunku - po terenach znanych z maratonu w Suchedniowie ŚLR. Brzmi dobrze. Długie podjazdy, kilka fajnych zjazdów, Kamień Michniowiecki - będzie ciekawie.

Wyjeżdżamy z Warszawy z Magdą i Pawłem dosyć wcześnie, bo kilka minut po 7. Zaczyna kropić. Mi to nie przeszkadza, nie lubię upałów;) Na miejscu jednak pogoda jest ładna, jednak ciemne chmury nadciągają z północy i prawdopodobnie będzie padać. Mamy dużo czasu, ale zbieramy się bardzo długo do rozgrzewki. Spotykamy znajomych, m.in. Krzyśka W końcu ruszamy - jedziemy trasę HOBBY. Po rozjeździe, do którego trasa jest mega szybka, odbijamy na przyjemniejsze (węższe i wolniejsze) ścieżki i drogi. Paweł złapał gumę, ale dosyć szybko się z tym uwijamy. Ostatnie 3km prowadzą lasem, jest ładnie, ostatni zjazd z wykrzyknikami - Magdzie wypada bidon - i dojeżdżamy do szutrówki wzdłuż zalewu, do mety ok. kilometr. Zaczyna padać. Do startu pozostało 10 minut, więc szybko jedziemy do samochodu, zabieramy potrzebne rzeczy i do sektorów.

Ruszam z końcówką III sektora. Mam nadzieję, że na szybkim początku nie stracę za wiele i po wjechaniu w teren zacznę odrabiać, w końcu jazda w deszczu i błocie wychodzi mi całkiem nieźle. Po pierwszych 5-6 km trasa jest bardzo szybka, było kilka niebezpiecznych sytuacji, po wjechaniu w las i wyprzedzeniu na odcinku 100m ok. 15 osób jestem zadowolony:) Niestety odbijamy z lasu, przecinamy asfalt i znów jest szybko, a więc walczę o utrzymanie. Po kolejnych kilometrach szutrów zjeżdżamy w las - jest błotko. Jestem załamany, jak ludzie sobie nie radzą - prowadzą rowery całą szerokością, nie ma możliwości jechania, muszę krzykiem upominać się o miejsce.. tragedia! Znów szutry. Czuję się dobrze, więc uciekam z grupki, dociągam do kolejnej, na kolejny błotny odcinek staram się wjechać z przodu - znowu ludzie sobie nie radzą.. Jadę z Pawłem Fibro - dziwi się, że nie jestem z przodu - no niestety trasa mimo wszystko do tego momentu jest bardzo szybka, a mi po prostu nie idzie na takich odcinkach. Znów szutry i dojeżdżamy do rozjazdu. Zdziwiłem się trochę, bo nie było jeszcze rozjazdu na FIT. Większość zawodników jedzie na GIGA - podejrzane. Zaczynam się cieszyć, że GIGA jedzie po jednej pętli, a teren od razu zrobił się ciekawszy.

Szybko jednak znowu wyjeżdżam na szutry i jedziemy tak kilka kilometrów. Mijam bufet - mijam, bo jedna osoba postawiona przy kupie bananów i ciastek nie poradzi sobie z obsłużeniem kilkuosobowego pociągu, szczególnie przy prędkości >30kmh... Znów trochę terenu. Błotka jest coraz więcej, ale przestaje padać. Robi się ciekawie, pokonujemy odcinki znane z Suchedniowskiego maratonu. Brakuje jednak najlepszych podjazdów i zjazdów. Po kolejnej "dawce" szutrów i bruku wjeżdżamy w bardziej wymagający teren. Jest piaszczysty lekki podjazd, na którym wyprzedzam kilka osób i dalej kilka długich podjazdów i szybkich zjazdów. Dochodzę Jarka i chwilę jedziemy razem, uciekam na krótkim stromym podjeździe. Chwilę później jest koleiny - widzę czerwoną tablicę Rezerwatu - czyli zbliżamy się do zjazdów z Michniowskiego Kamienia. Przy takie pogodzie może być ciekawie;) Niestety trasa odbiła w prawo i właściwie omijamy najciekawszy fragment.. Bez sensu. Dalej są szybkie zjazdy i krotki, ale wymagający zjazd w błocie. Opony dają radę, bo Ikon pomimo niezbyt głębokiego bieżnika, zapewnia dobrą trakcję. Mimo to wyprzedzają mnie dwie osoby, nie jest dobrze. Odcinek po korzeniach, trochę singla i wyjeżdżamy na szutry, ktore jechaliśmy na początku. Znów odcinek błota, szutry, błoto i szutry do rozjazdu. Czyli jednak pierwszy rozjazd był dla fitowców.

Zaczynam drugą pętle. Jadę sam. Na szutrach do bufetu wydaje mi się, że kogoś widzę daleko z przodu, natomiast z tyłu pusto. Tym razem korzystam z bufetu - łapię banana i żel. Przed wjechaniem w teren wyprzedzam zawodnika z Wkręceni.pl - na długiej prostej po bruku próbuje się trzymać, ale w końcu zostaje. W terenie dochodzę jeszcze jednego zawodnika i szybko go wyprzedzam. Jazda w zasadzie samemu nie jest dobra, tracę tempo, mijam kilku megowców. Deszcz nie pada, ale błoto po przejechaniu całej stawki megowców jest rozjechane - fajnie;) Za najdłuższym podjazdem i zjazdach mam problem z drętwiejącą stopą - poluzowanie paskow i klamry w butach nie pomaga. Na drugim z krótkich ostrych podjazdach pod Kamień Michniowiecki schodzę z roweru i w tym samym czasie dochodzą mnie obaj zawodnicy, których wyprzedziłem na pętli dodatkowej dla gigowców pętli. Nie jestem zadowolony, ale z drugiej strony lepiej jechać z kimś. Miałem jednak nadzieję, że podgonię do Pawła. Jedziemy razem do końca pętli, wyraźnie osłabłem, bo chłopaki mieli dobre tempo, a przecież pół godziny wcześniej minąłem ich bez problemu. Na odcinkach błotnych, które jedziemy już po raz trzeci jest wesoło, bo wszyscy tańczymy, jak na lodzie:) Razem minęliśmy rozjazd i mało już wymagającym terenem kierowaliśmy się do trzeciego bufetu. Krótko po rozjeździe zanotowałem problemy z przerzucaniem łańcucha, ale zwaliłem to na zapchaną błotem kasetę. Łańcuch zachowywał się coraz dziwniej, zaczął zaciągać, aż w końcu w momencie zjechania na asfalt zorientowałem się, że dolne kółeczko przerzutki nie obraca się. Zatrzymuję się i próbuję wyczyścić wodą z bufetu - zdjęcie warstwy (grubej) gęstego błota odsłania zniszczone łożysko - kuleczki powypadały, część została zmiażdżona. To oznacza dla mnie koniec jazdy.

Mijają mnie kolejne osoby, m.in. Jarek. Gdybym miał skuwacz i umiał z niego korzystać, to mógłbym spiąć łańcuch na krótko - niestety umiem tylko rozkuwać. Pytam policjantów o drogę do Skarżyska i idę trasą w kierunku mety. Mijają mnie kolejne osoby, część pyta, jak pomóc - dzięki, przejdę się. Do Skarżyska docieram po ponad godzinie. Byłoby dłużej, ale skróciłem sobie drogę i fragmenty jechał, jak na hulajnodze.

Po dotarciu do mety, jestem zły. Drugi nieukończony maraton w życiu, drugi raz na Mazovii i drugi raz jest to błotny maraton, na którym brakuje mi umiejętności spinania łańcucha.. Szkoda, bo w tej sytuacji straciłem szansę na zrobienie wyniku w klasyfikacji generalnej - zabraknie mi jednego startu, zakładając, że ukończę pozostałe trzy wyścigi. Na zimno przeanalizowałem również trasę i doszedłem do wniosku, że ciągnąć ludzi taki kawał, na obrzeża Gór Świętokrzyskich i omijać naprawdę ciekawe szlaki, serwując jednocześnie uczestnikom długie szutry - pomyłka. Okolice Skarżyska i Suchedniowa oferują naprawdę znacznie więcej. Owszem, było kilka naprawdę fajnych odcinków, a pogoda sprawiła, że trzeba było miejscami się mocno nagimnastykować. Tylko po co te szutrowe autostrady?;) No nic, jak na Mazovię, to i tak było nieźle!


Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Mbike, Teren, W towarzystwie

Z Magdą do pracy i popłudniowy KPN

Czwartek, 23 sierpnia 2012 | dodano: 23.08.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 20.0˚ dst76.00/30.00km w03:15h avg23.38kmh vmax35.40kmh HR /

Rano z Magdą do pracy. Wiatr lekko w plecy, a więc tempo mieliśmy dobre. Odprowadziłem Magdę na Żytnią i pognałem Płocką, obok cm. Powązki, Burakowska i Krasińskiego do biura na Czaki.

Popołudniu ustawka o 17 pod BD. Umówiliśmy się wcześniej z Magdą. Miałem wyjść o 16, jednak szef zatrzymał mnie do 16:30 - ciężko będzie się wyrobić. Ruszyliśmy jednak i mieliśmy dobre tempo. Niestety po drodze Magda źle się poczuła i po dojechaniu pod BD, gdzie czekali na nas Jarek, Robert, Paweł i Marek, odpuściła. Ruszyliśmy więc tylko w męskim gronie. Wszyscy na węglowych rowerach, a Marek na stalowym ostrzaku z cyclocrossowymi oponami - twardziel!

Dobrym tempem pojechaliśmy przez Siarkowy Mostek, Pociechę, Ćwikową i Wiersze do Roztoki. Niestety bar zamknięty. Szkoda, bo zgłodniałem, dopiero tam uświadomiłem sobie, że od 13 nic nie jadłem..

Zrobiliśmy z Jarkiem zjazd z wydmy po korzeniach, ja nawet dwa razy. Szkoda, że nie ma w okolicy nic bardziej wymagającego;)

Ruszamy w drogę powrotną i na skraju szlaku spotykamy Tadka Trochana i jego kumpla. Jedziemy więc od tej pory w siediu. Jedziemy zielonym, tempo systematycznie rośnie. Na skrzyżowaniu z żółtym spontanicznie postanawiam odbić i jechać do domu przez Debły - dawno tam nie byłem.

Od tej pory jadę wycieczkowym tempem. Głód daje się we znaki.. W lesie robi się już powoli jesiennie. Liście spadają, a wrzosy nabierają pięknych kolorów.

Na mostku posiedziałem kilka minut. Bardzo lubię to miejsce. O każdej porze roku jest tu pięknie!

Wbrew temu, co widać na zdjęciu, słońce było jeszcze całkiem wysoko, ale czas się zbierać. Jadę standardowo niebieskim do Zaborówka. Przy wyjeździe z lasu drogę przebiega mi lis, szczwany zwierz!

Do domu ostatnie 10km. Pokonuję je asfaltami przy zachodzącym słońcu. Robi się chłodno, czuć zbliżającą się drobnymi kroczkami jesień:(


Kategoria 050-100, KPN, Mbike, Teren, W towarzystwie

Hala Miziowa

Niedziela, 19 sierpnia 2012 | dodano: 27.08.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 22.0˚ dst22.69/14.00km w01:55h avg11.84kmh vmax62.40kmh HR /

Dzień po maratonie w wymagającym terenie tradycyjnie robimy rozjazd. Planujemy z Jarkiem kawę na Hali Miziowej, Magda niby niechętnie, ale jedzie z nami, Grzesiek jednak zarzeka się, że jedzie spokojnie 45 minut asfaltami. Oczywiście dołącza do nas;)

Wodospad w Korbielowie, który mijamy po drodze:)
Ruszamy po zjedzeniu pysznego śniadanka. Pogoda dopisuje jeszcze bardziej niż wczoraj - jest bardzo ciepło. Jedziemy, tak jak początek maratonu, trzymamy się jednak żółtego szlaku. Szutrowa droga szybko zwiększa stromiznę i miejscami jest bardzo ciężko jechać, nawet na przełożeniu 22x36. Poza procentami, niebagatelne znaczenie ma również nawierzchnia - luźny żwir i większe otoczaki. W ten sposób, raz jadąc, raz prowadząc rowery docieramy w końcu do żółtego szlaku na odcinku, które dzień wcześniej zjeżdżaliśmy - pierwszy fragment, ostatniego technicznego zjazdu.


Na jednym z podejść zamieniam się rowerami z Magdą - w końcu jej jest cięższy. Niby niecałe 3kg, ale różnica jest ogromna. Warto odchudzać rower! Dobijamy do zielonego szlaku i zamiast skręcić w prawo, tak jak trasa maratonu - decydujemy się nadal trzymać żółtego. Po kolejnym kamienistym podejściu w końcu można jechać. Jest sporo korzeni i krótkich, ale bardzo intensywnych i technicznych podjazdów. Docieramy w końcu na Halę Miziową.


W schronisku schładzamy się zimną colą i podziwiamy widoczki. Rozmawiamy też z gościem, który wybiera się na górujące nad Halą Pilsko. Spotykamy też Dorotę, regenerującą się po wczorajszym boju o pudło:)

Czas na zjazdy:) Wybieramy żółty szlak, który poznaliśmy podchodząc - wiem, że będzie super! I tak było.

Powtarzamy odcinek z maratonu i jestem zaskoczony, jak dobrze Magda radzi sobie na kamieniach. Czas na ostatni odcinek - on prawdę Ci powie:) Dojechałem do połowy odcinka, który wczoraj sprowadzałem. Zatrzymałem się na kamieniu, zerowa prędkość. Chcąc podeprzeć się lewą nogą, nie wyczułem gruntu pod nogami i zniknąłem pomiędzy drzewami. Na szczęście od upadku na wielkie głazy uchroniły mnie uschnięte gałęzie świerkowe, nic sobie nie zrobiłem. Próbowałem nawet jeszcze jechać, ale odpuściłem.

Na maratonie trasa odbiła w prawo, ale zaproponowałem jechać dalej żółtym i to był strzał w dziesiątkę! Fakt, że krótki fragment, trzeba było przejść, bo nie było opcji zjechania tego bez uszkodzenia roweru, ale dalej świetnie się bawiliśmy lawirując między kamieniami niemałego kalibru. Miód!

W końcu dojechaliśmy do asfaltu w Korbielowie. Szczerze - mało mi. Jarek chyba wyczuł szanse i zaproponował jeszcze podjazd do granicy. Kilka kilometrów asfaltowego podjazdu. Magda i Grzesiek odpuścili, a my dokręciliśmy naprawdę mocnym tempem do granicy.

Zjazdy były szybkie, bardzo szybkie;)
Żal opuszczać to miejsce. Kapitalnie się tu czuję, wspaniała atmosfera, wymagające szlaki i piękne widoki - czego chcieć więcej?


Kategoria 000-050, Góry, Mbike, Teren, W towarzystwie

Merida Mazovia MTB - Orzysz

Niedziela, 12 sierpnia 2012 | dodano: 23.08.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 18.0˚ dst82.00/75.00km w03:16h avg25.10kmh vmax0.00kmh HR /

Drugi mazurskie maraton przed nami. Po wczorajszym nieudanym starcie, jestem jednak dobrej myśli. Po dwóch etapówkach mam chyba doświadczenie w jeździe dzień po dniu;) Start bliżej, dlatego możemy wyjechać z Nowych Gutów później. Nie chcę jednak powtórzyć błędy ze wczoraj i wystartować zupełnie bez rozgrzewki. Na miejscu jesteśmy dosyć wcześnie. Zbieramy się na rozgrzewkę z Magdą i Pawłem. Jedziemy ostatnie kilometry trasy, najpierw pod prąd, później już zgodnie do mety. 200-300 metrów przed metą jest piaszczysty podjazd, ale jest bardzo krótki i w zasadzie do wjechania z rozpędu, tyle atrakcji. Finish po żużlu wokół boiska - najgłupszy z możliwych pomysłów, ale o tym później..

Stajemy w sektorach - tym razem Gustaw razem ze mną w II. Startujemy! Krótki odcinek asfaltami i wjeżdżamy na szutrówki. Jest bardzo nerwowo, szybko i ciasno. Szczerze mówiąc, to boję się, bo w razie upadku będzie nieciekawie. Dosłownie w momencie, w którym o tym myślę, widzę na poboczu dwóch zawodników po wywrotce.. Szybko tracę dystans do grupy i jadę w ostatniej, trzyosobowej grupie z Gustawem.. Fatalnie! Po kilku km szutrów dojeżdżamy do pierwszego podjazdu po piachu, większość ludzi powolutku młynkuje bokiem. Odrabiam straty, kilka pozycji do przodu. Dalej teren jest pagórkowaty i zaczynam nareszcie jechać swoje. Po kilku kilometrach interwału zjeżdżamy na szutrową autostradę. Tutaj mam ciężkie chwile, jazda w pociągu to nie jest moja mocna strona. Z trudem utrzymuję się w dosyć dużej grupie, w której w zasadzie osłonięty z każdej strony powinienem jechać bez większego wysiłku. Z autostrady zjeżdżamy na wilgotny szlak, jest odrobinę ślisko, kilka górek, od razu czuję się lepiej i zaczynam prowadzić grupę. Na tym krótkim odcinku jeden z zawodników kilkukrotnie zajechał mi drogę, dwa razy było blisko kontaktu. Zirytowało mnie to na tyle, że postanowiłem go urwać. Mocne tempo wytrzymało tylko kilku zawodników, m. in. zawodnik z PTR Dojlidy. Jechaliśmy tak odcinek po wyjechaniu z śliskiego odcinka, dalej były szutry po polach, bufet i kilka podjazdów.

Mijamy rozjazd. Zupełnie nie mam pojęcia jak wygląda trasa, nie wiem jeszcze, że gigowcy robią trzy pętle.. Za rozjazdem jest piaszczysty podjazd, na którym większość zawodników schodzi z roweru - na tym krótkim odcinku zyskałem około 10 pozycji! Dalej znów mamy szutry z łagodnymi podjazdami. Pracujemy we trzech z Gustawem i zawodnikiem z Białegostoku. Dopiero po upomnieniu się o współpracę inni pomagają, ale tylko jazda Bartka z Welodromu zasługuje na miano współpracy. Fatalnie.. To jest właśnie urok jazdy po szybkich trasach oraz wspólnego startu MEGA i GIGA. Rzucam do Pawła, że pewnie wszyscy jadą mega i nie mogą się zmęczyć.. Dojeżdżamy do piaszczystego podjazdu z początku trasy, tym razem jadę środkiem i wyprzedzam kilka osób.. Dalej jedziemy znaną trasę. Interwały jadę dobrze, ale na szutrowej autostradzie ledwo utrzymuję koło grupki i w końcu się urywam. W międzyczasie z nieba zaczyna kropić by po chwili totalnie nas zmoczyć. Padało krótko, ale bardzo intensywnie. Na śliskim fragmencie przed premią Autolandu jest bardzo ślisko, ale paradoksalnie podoba mi się. Kolejne kilometry jadę cały czas próbując gonić grupkę, którą prowadzi Paweł, łapiąc się kolejnych osób. Na rozjeździe oczywiście wszyscy skręcają na mega i zostaję sam.. Szybko jednak dochodzi mnie trzech zawodników i jedziemy mocnym tempem. Dokręcamy do końca pętli i znów jesteśmy na piaszczystym podjeździe. Interwały jadę już słabiej, a po wyjechaniu na szutry, na których znów złapał nas deszcz zupełnie tracę siły.. Odżywam tradycyjnie na błotnistym szlaku. Jedziemy we trzech z zawodnikiem Alumexu i jeszcze jednym.

Mijamy miejsce rozjazdu, dobrze, bo nie chciałbym jechać czwarty raz tej samej pętli. Trasa jest ciekawa, sporo podjazdów, kilka odcinków przypomina mi HCM, krótkie single dają sporo frajdy. Mimo to jazda na pętli nie jest fajna.. Za rozjazdem szybko dokręcamy do bufetu. W zasięgu wzroku pojawił się Paweł, mam nadzieję, że uda się go dogonić. Zawodnicy, z którymi od dłuższego czasu jadę zaczynają mi powoli uciekać. Po chwili słabości dochodzę jednego z nich (koszulka Alumex). Wiem, że z tyłu napiera grupka kilku zawodników, dlatego motywuję współtowarzysza do współpracy. Pokonujemy kolejne ciekawe kilometry dobrym tempem. Jest nawet podjazd, na którym byłem bliski zejścia z roweru, ale udało się przepchnąć po piachu i błocie. Ostatnie kilometry do mety jedziemy nadal razem, jednak wyraźnie zawodnik Alumexu osłabł. Nie staram się jednak tego wykorzystać, tylko daję dłuższe zmiany, zakładam, że jeśli nie zostanę sam, to puszczę go na finishu - sporo czasu wiozłem się na kole i chcę być w porządku. Jest fajny odcinek po bruku, kolega jedzie na 29erze, ale ja również nie narzekam na brak komfortu - oponki Maxis Ikon 2.2 spisują się rewelacyjnie, gigantyczny balon daje spory zapas komfortu. Zdziwiłem się również dobrą trakcją na błocie. Jakieś 3-4 km przed metą na fragmencie, który jechaliśmy na rozgrzewce dochodzimy zawodnika w stroju Krossa i jedziemy do mety we trzech. Ostatni podjazd faktycznie z rozpędu, a na żużlowce wokół boiska puszczam Alumexa.

Na mecie jestem zadowolony. Nie ze swojej jazdy, bo dobrze pojechałem tylko pierwsze dwie godziny, nie licząc (znowu) bardzo słabego startu. Jestem zadowolony, bo chyba pierwszy raz jadąc GIGA na Mazovii, przez cały dystans jechałem z innymi zawodnikami, walczyłem o pozycję. Nie było momentu nudy. Do tego dochodzi trasa - podobała mi się, było sporo podjazdów, trochę błota, single i nieszczęsne autostrady, na których traciłem najwięcej. Niestety okazało się, że osiągnięty wynik to porażka. Po mazurskim weekendzie spadłem do III sektora.

Wracając do finishu, o którym wspomniałem na początku - Łukasz z teamu miał tego pecha, że na ostatnich metrach wyścigu spotkał się z nadgorliwym zawodnikiem, który staranował jego i kilka innych osób. Oczywiście pech - można powiedzieć. Zastanawiam się jednak, dlaczego organizator nie wpadł na pomysł, żeby zakończyć maraton na ostatnim podjeździe? Było dosyć miejsca, żeby rozstawić punkt pomiaru czasu, po przekroczeniu którego zawodnicy mogliby już spokojnie i BEZPIECZNIE dojechać na boisko. Tak byłoby bardziej widowiskowo, bezpieczniej i ciekawiej sportowo, tego jeszcze nie było - finish Mazovii na podjeździe. Mnie problem nie dotyczy, na szczęście..

Czas 3:16:13
Miejsce 50 Open / 15 M2


Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Mbike, Teren, W towarzystwie

Merida Mazovia MTB - Ełk

Sobota, 11 sierpnia 2012 | dodano: 23.08.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 24.0˚ dst88.00/70.00km w03:22h avg26.14kmh vmax0.00kmh HR /

Sezon bliża się powoli do końca, a ciągle brakuje mi startów do generalki w Mazovii. Dobrze, że organizator przygotował weekend na Mazurach - dwa starty w trakcie jednego wyjazdu. Nocleg rezerwujemy w Nowych Gutach nad jeziorem Śniardwy. Jedziemy w piątek po pracy z Magdą, Ulą i Tomkiem. W tym samym domu śpi również Michał z Cypisem, a w Nowych Gutach są jeszcze Damian i Gustaw z rodziną.

W dniu startu rano szykujemy rowery, do Ełku ruszamy po 9. Pogoda jest niepewna, sporo chmur. W nocy padało, więc na trasie może być mokro. Na miejscu jesteśmy stosunkowo wcześnie, ale dosyć długo się zbieraliśmy. W efekcie zanim zebraliśmy się na rozgrzewkę, zrobiło się późno. W sektorze znalazłem się w zasadzie bez rozgrzewki. Jechałem w Elku dwa lata temu i wiem, że początek jest bardzo szybki i zapłacę za brak rozgrzewki. Pogoda się wyklarowała - jest słonecznie i robi się ciepło. Startuję razem z Ulą, Łukaszem i Sławkiem z II sektora. Paweł i Michał będą gonić z III.

Start! Dosłownie po 5 metrach muszę się zatrzymać, przede mną była mała kraksa, ucierpiał Michał Osuch z Plannji. Nie mam wyjścia, muszę poczekać, aż zawodnicy się pozbierają, a cała reszta mija mnie bokiem. Michał jest wściekły, nie dziwię się.. Mnie to jakoś nie rusza. Pierwsze kilometry idą asfaltami. Szybko dostaję zadyszki i pomimo wysokiego tempa i tętna na poziomie 185, nie jestem w stanie utrzymać się w grupie. Po dwóch kilometrach jestem ostatni, a dystans do grupy stale się powiększa. Nieco lepiej jest po wjechaniu w teren, ale trasa nadal jest szeroka i szybka. Pierwsze lekkie podjazdy i dochodzi mnie czoło III sektora.. Nie jest najlepiej. Przed zjazdem z polnych dróg w las jest odcinek z błotem, najpierw kilka kałuż, już robi się ciekawie - dochodzę sporo osób, mają ogromne problemy. Dalej jest jeszcze lepiej - lekki podjazd po dosyć śliskiej glinie, wszyscy schodzą z rowerów. Bez problemów podjeżdżam, mimo, że mam z tyłu stosunkowo malo agresywny bieżnik - Maxis Ikon 2.2 - gigantyczny balon i odpowiednie ciśnienie robią jednak swoje! Wjeżdżamy w las. Tutaj trasa jest świetna. Zaliczamy znany mi sprzed dwóch lat świetny singielek wzdłuż brzegu jeziora. Momentami grupka przede mną mnie blokuje, ale nie ma co się szarpać, tempo nie jest najgorsze. Singielek odbija w górę, mijam Sławka z defektem koła, niestety nie mogę pomóc.

Zaczynamy charakterystyczne dla tych terenów długie szerokie szutrówki z licznymi podjazdami. Leśne "dukty" (ulubione określenie C.Z.) przeplatane są odcinkami po polach. Podoba mi się ta trasa. Caly czas jedziemy w grupce z zawodnikiem Sprint i innym w stroju Kellys - niestety tylko ten ostatni współpracuje i w efekcie ciągniemy grupkę przez większą część pętli. Na bufecie, który zlokalizowano na odcinku asfaltowym przy prędkości przelotowej 30-32kmh (brawo!) łapię tylko kubek picia, oblewając się - świetny pomysł, nie ma co... Znów jestesmy w terenie. Kolejne kilometry to bardzo fajne, interwałowe szutrówki, jest nawet podjazd z głazami (niestety tylko morenowymi) przy trasie. Jest naprawdę ciekawie i malowniczo. Caly czas jedziemy z zawodnikiem w stroju Kellys. Ostatnie kilometry przed rozjazdem jedziemy już tylko we dwóch. Najpierw po asfalcie, dalej po szybkich szutrach, gdzie dochodzimy kolejne osoby, a grupka z tyłu dochodzi z kolei do nas i siedzi na kole. Po rozjeździe podziękowałem zawodnikowi w stroju Kellys i z ironią rzuciłem do reszty "dzięki za współpracę".. Ciągnąłem całą pętlę, po rozjeździe zostałem sam.. Odwróciłem się, dostrzegłem kilkadziesiąt metrów z tyłu dwóch zawodników, lekko zwalniam, łykam żela, odwracam głowę jeszcze raz - to Gustaw i Michał. Super. Czekam na nich.

Dochodzą mnie szybko i jedziemy we trzech, pomarańczowo się zrobilo:) Zaraz za rozjazdem wjeżdżamy na pętlę na dosyć męczącego singla po polu. Jadę swoje i jak się okazało, szybko zostawiam chłopaków. Postanawiam jednak nie czekać, a jechać swoje, w zasięgu wzroku dostrzegłem bowiem dwóch zawodników. Szybko ich doszedłem na szutrówkach, tuż przed premią Autolandu. Różnica tempa dosyć znaczna, dlatego nie czekać. Jedzie mi się dobrze, dlatego staram się trzymać tempo, a nóż kogoś dojdę. Samotnie przejeżdżam jakieś 2/3 pętli. Na bufecie łapię żela - nutrend carbosnack w nowym opakowaniu (coś ala Enervit). Jadąc samotnie jednak tempo jest znacznie niższe. W końcu dochodzi mnie grupka z Gustawem na czele. Jest też Michał, Paweł Cieciera z Welodromu i dwóch - trzech innych zawodników. Tempo jest mocne, trzymam się raczej z tyłu, samotna (nieświadoma) ucieczka, jak się okazało, kosztowała mnie sporo sił. Dojeżdżamy do rozjazdu już tylko we czterech z Gustawem, Pawłem i jeszcze jednym zawodnikiem. Za rozjazdem nieznajomy wychodzi na zmianę... i szybko myli trasę, niepotrzebnie skręca z głównej drogi w boczną. Co ciekawe, nie czeka na nas po swoim błędzie, tylko szybko ucieka.. No to gonimy! Jedziemy we trzech i teoretycznie mamy przewagę, jednak długo nie możemy dojść tego zawodnika. Ostatecznie zabrakło mi sił i urwałem się z koła Gustawa i Pawła. Zostałem sam i dystans do chłopaków na szybkich szutrach w stronę Ełku rośnie. Wyjeżdżam na asfalt, wiem, że zostało około 5-6 km do mety. Jadę jednak sam, więc znów tracę w stosunku do Pawłów. Przed Ełkiem wjazd na wąskiego singla. Zapamiętałem ten odcinek z maratonu sprzed dwóch lat, jako dosyć wymagający - okazało się jednak, że pomimo, że malowniczy, po wytyczony tuż nad brzegiem jeziora - jest banalny. Jedyna trudność to jedno powalone drzewo. Szybko dojeżdżam do Ełku, przejazd mostem i ostatni kilometr ścieżką rowerową, na której ściga się ze mną.. lokales na szosówce.. Meta!

Fajna trasa, naprawdę mi się podobała i pomimo, że niewiele zmieniona względem tej sprzed dwóch lat, to dobrze się bawiłem. Oczywiście było szybko, mało technicznie (choć dla wielu małe błotko było za trudne..), a mimo to ciekawie. Dobrze pojechałem w sumie dwie godziny. Pierwsze dwa kwadransy fatalne, o starcie już nie wspomnę. Ostatnie 20-30 minut również bardzo słabe. Muszę się nauczyć robić porządną rozgrzewkę i koniecznie wcześniej przyjeżdżać na maraton, ewentualnie szybciej się ogarniać na miejscu;) Jutro dogrywka w Orzyszu.

Czas 3:22:51
Miejsce 46 Open / 15 M2


Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Mbike, Teren, W towarzystwie

Teamowy trening w Podkowiańskich lasach

Niedziela, 5 sierpnia 2012 | dodano: 06.08.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 30.0˚ dst58.00/20.00km w02:36h avg22.31kmh vmax41.20kmh HR /

Prawie cały tym wyjechał na weekend do Ustronia na maraton - strasznie zazdroszczę, ale nie mogłem wyjechać. Po drodze Michał miał problemy z samochodem i ostatecznie wrócił do domu - zaproponował na pocieszenie wspólny trening. Miejsce zbiórki - Podkowa Leśna.

Spotykamy się o 10, jest Michał, chwilę później przyjeżdża Łukasz, ruszamy we trzech. Na początek Łukasz serwuje nam swoją niespełna 5km rundę. Za dużo prostych, ale mimo to jest treściwie, przy odpowiednim tempie daje w kość. Piaszczyste podjazdy, kręte single. Ciężko mi się jedzie bez okularów, mijane krzaki, gałęzie i piach lecący spod kół jadącego przede mną Łukasza.. Robimy trzy rundy i ruszamy dalej lasem w kierunku Komorowa. Tutaj już jedziemy luźno i rozmawiamy. Jest strasznie gorąco, dlatego ta część wspólnego treningu bardziej mi odpowiada;)

Trening kończymy w Podkowie Leśnej w cukierni - niestety jest spora kolejka i długo czekamy. Ciacho jak zwykle pyszne. Spieszę się na rodzinną imprezę, więc żegnam się i jadę do domu.

Oby częściej!


Kategoria 050-100, Mbike, Teren, W towarzystwie

Grupką w KPN

Niedziela, 15 lipca 2012 | dodano: 15.07.2012 | Rower:Giant XTC | temp 24.0˚ dst43.40/39.62km w02:08h avg20.34kmh vmax46.40kmh HR /

Umówiliśmy się z Damianem na wspólny trening w KPN. Wczoraj zdecydowaliśmy wspólnie, że dołączamy do grupki umawiającej się na forum Mazovii w Lesznie o 11. Wieczorem zadeklarował się również Jarek.

Do Leszna jadę samochodem. Umówiliśmy się pod Biedronką. Kilkanaście minut po 11 ruszamy w dużej grupce, jest Wioletta Gałązka, Marek Musiał i Rafał Rusinek z Kliwe, Mirek Kowalski z Retro, Damian i master z Ożarowa. Ruszamy do Łubca.

Dawno nie byłem na tych szlakach, wąskie ścieżki pozarastane. Na jednej z nich minęliśmy się z Czarkiem. Dojechaliśmy do czerwonego, zdzwoniłem się z Jarkiem, który jak się okazało, czekał na nas na polance Łubiec. Musi nas gonić. Damian prowadzi przez jego górki, czekam na Jarka. Na pierwszym podjeździe pomagam Rafałowi uporać się z problemami z wkręconą w kółeczko przerzutki torebką foliową. Grupka nam uciekła. Pojechaliśmy więc górkami do zielonego i dalej zielonym w kierunku Sosny Powstańców. Zdzwoniliśmy się z Damianem - spotykamy się na szlaku przy Zamczysku.

Jedziemy zielonym, dalej odbijamy na czerwony i spotykamy się z resztą grupki. Dalej jedziemy już razem do Sosny Powstańców i asfaltami do Górek.

W Górkach wjeżdżamy na singla po wydmach. Napiszę tylko, że jak zwykle było świetnie:)

Zjeżdżamy z singla i jedziemy szutrówką. Przy asfalcie Jarek odbija w swoją stronę, a my jedziemy szutrami do zółtego szlaku, którym jedziemy aż do Łubca. W Łubcu chłopaki jadą jeszcze na górki, mi kończy się czas i mastersem z Ożarowa jedziemy do Leszna. Po drodze, jakiś kilometr przed Lesznem ścieżkę zasłaniają powalone drzewa, kolega jadący z tyłu przewrócił się. Było dosyć nieciekawie, ale w końcu się zbiera i dojeżdżamy do Leszna. Wsiadam szybko w samochód i wracam do domu.

Mieliśmy dobrą pogodę - od razu inaczej się jeździ, kiedy temperatura nie przekracza 25*. Co dziwne, zniknęły komary, ale zupełnie nie mam nic przeciwko temu;)


Kategoria 000-050, KPN, Mbike, Teren, W towarzystwie