Merida Mazovia MTB - Ciechanów - kolejny pechowy maraton..
Niedziela, 9 września 2012 | dodano: 17.09.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 22.0˚
dst75.00/55.00km
w02:57h avg25.42kmh
vmax0.00kmh HR 170/200
Nie wiem, jak liczyłem swoje starty po nieukończonym maratonie w Skarżysku, ale ciągle jeszcze mam szansę zrobić generalkę w Mazovi. Dlatego nie odpuszczam kolejnej edycji - tym razem w Ciechanowie. Wszyscy, włącznie z organizatorem zapowiadają łatwą i szybką trasę, no cóż, takie są realia Mazowsza. Jedziemy z Magdą we dwójkę. Pogoda super, słonecznie, ale nie gorąco.
Miasteczko zlokalizowane jest nieopodal Zamku Książąt Mazowieckich, zanim jednak tam dotarliśmy, przejechaliśmy przez odnowiony rynek - miasto robi miłe wrażenie. Przebieramy się i ruszamy na rozgrzewkę z Pawłem, Ulą i Michałem. Robimy pierwsze i ostatnie 4-5km. W końcu ruszamy w sektory.
Początek szybki po asfaltach, ale po ok. 2 km zjeżdżamy na szutrówkę. Od jakiegoś czasu, jeżdżę bez okularów. Dzisiaj zupełnie przypadkiem założyłem na nos okulary z samochodu - całe szczęście, bo już od pierwszych kilometrów mocno się kurzy! Nie jestem ostatni, co jest dobrym znakiem, ale faktem jest również, że poza krótkim szarpaniem, tempo nie jest wyśrubowane. Po kolejnych kilometrach asfaltami i szutrami wjeżdżamy w teren. Krótki piaszczysty podjazd. Wszyscy idą.. Próbuje jechać i bez problemu da się jechać całkiem dobrym tempem, ale droga robi się węższa, a zawodnicy przede mną nie próbują nawet ustąpić, pomimo próśb. Irytuję się, proszę kolejny raz, kolejny i kolejny, pojawiają się komentarze, że "znalazl się mistrz, Baranek mi przecież ucieka..". Nie będę komentował. Wszyscy jesteśmy na wyścigu, każdy walczy z czasem, a proste zasady fairplay obligują w takich sytuacjach osoby idące, do zrobienia miejsca... No nic jedziemy dalej. Tuż za mną jest Gustaw, pojawia się też Paweł Zak. Jedziemy spory kawałek razem rozmawiając. Po drodze jest nawet jeden zjazd, który sporej ilości osób przysporzył kłopotów.. Jedziemy dalej szutrami. Doganiam Jarka, czyli nadrobiłem minutę. Nie jest najgorzej. Kolejne kilometry pokonujemy dobrym tempem, staram się odrabiać dystans do kolejnych zawodników. Trasa wbrew zapowiedziom nie jest nudna, jest sporo krótkich podjazdów, trochę piachu, a płaskie odcinki są dziurawe i wymagają uwagi.
Spory odcinek po szutrach jedziemy z Zakiem, niestety Jarek i Gustaw mi uciekli. Mamy dobre tempo. Przejeżdżamy przez wieś i wskakujemy na jeden z dłuższych podjazdów po polnej drodze. Z lewej strony pole odgradza od drogi sznurek. I ten właśnie sznurek owinął mi się wokół piasty, tarczy hamulcowej i kasety. Dzięki uprzejmości jedno z zawodników, który poradził mi zatrzymanie się, nic nie urwałem. Szarpałem się z tym sznurkiem kilka minut.. Ruszyłem w pogoń. Wyprzedziła mnie masa ludzi. O dziwo jakoś mnie ta sytuacja nie wkurzyła..
Do końca pętli cały czas wyprzedzam. Przed rozjazdem dochodzę na zasięg wzroku kogoś z Welodromu - po sylwetce poznaję, że to Włodek. Szybko go wyprzedzam. Wiem, że czeka mnie samotna jazda przez całą pętlę. W końcu jednak widzę na horyzoncie zawodników. Wyprzedzam kilka osób, jednak żadna z nich nie jest w stanie utrzymać tempa, muszę nadal jechać sam. Po zjechaniu z pętli dochodzę w końcu Zaka - miła niespodzianka, pojechał GIGA.
Kawałek dalej dochodzi mnie dwóch zawodników, podłączam się - wiadomo, w grupie tempo jest inne. Wspólnie współpracując dochodzimy jeszcze dwóch zawodników przed wyjechaniem na asfalty. Do mety pozostało tylko kilka kilometrów. Czuję się jednak na siłach, żeby nie zawalić końcówki. Na ostatni asfalt wyjeżdżamy razem, tabliczka 2km do mety. Myślałem, że te dwa kilometry jedziemy asfaltami, ale ku mojemu zdziwieniu odbijamy w lewo na szutry. Postanowiłem zaatakować. Duże słowa, po prostu wyjść na prowadzenie. Wyprzedzam jeszcze dwóch megowcow. Końcówka jest dziurawa, ale szybka. Jeden z zawodników trzyma się za mną, staram się przyspieszyć i na ostatnich stu metrach urywam go. Na ostatnich metrach są jeszcze dwie nawrotki po trawie.
Jestem ujechany. Końcówka poprawiła mi humor, ale nie da się ukryć, że miałem sporego pecha. Mogło być lepiej, ale na takiej trasie samotna jazda nie wróży nic dobrego. Bo trasa była szybka, ale jednak nie była nudna. Kilka krótkich podjazdów, piach i stosunkowo mało, jak na to, czego się spodziewałem, szybkich i gładkich szutrówek i asfaltów.
Magda wygrała w swojej kategorii, a więc wyjazd zdecydowanie udany:)
Kategoria W towarzystwie, Teren, Mbike, Imprezy / Wyścigi, 050-100