Merida Mazovia MTB - Skarżysko Kamienna - drugi w życiu nieukończony maraton..

Niedziela, 26 sierpnia 2012 | dodano: 30.08.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 16.0˚ dst80.00/75.00km w03:51h avg20.78kmh vmax45.40kmh HR /

Do końca sezonu cyklu Merida Mazovia MTB Marathon pozostały cztery starty i chcąc zrobić wynik w klasyfikacji generalnej, muszę te wszystkie cztery edycje ukończyć. Pierwsza w kolejce jest edycja w Skarżysku Kamiennej. Jechałem ten maraton przed dwoma laty - nic specjalnego, długie szutrówki, trochę asfaltu, teren pofalowany, ale trasa bardzo łatwa. Tym razem jedziemy w innym kierunku - po terenach znanych z maratonu w Suchedniowie ŚLR. Brzmi dobrze. Długie podjazdy, kilka fajnych zjazdów, Kamień Michniowiecki - będzie ciekawie.

Wyjeżdżamy z Warszawy z Magdą i Pawłem dosyć wcześnie, bo kilka minut po 7. Zaczyna kropić. Mi to nie przeszkadza, nie lubię upałów;) Na miejscu jednak pogoda jest ładna, jednak ciemne chmury nadciągają z północy i prawdopodobnie będzie padać. Mamy dużo czasu, ale zbieramy się bardzo długo do rozgrzewki. Spotykamy znajomych, m.in. Krzyśka W końcu ruszamy - jedziemy trasę HOBBY. Po rozjeździe, do którego trasa jest mega szybka, odbijamy na przyjemniejsze (węższe i wolniejsze) ścieżki i drogi. Paweł złapał gumę, ale dosyć szybko się z tym uwijamy. Ostatnie 3km prowadzą lasem, jest ładnie, ostatni zjazd z wykrzyknikami - Magdzie wypada bidon - i dojeżdżamy do szutrówki wzdłuż zalewu, do mety ok. kilometr. Zaczyna padać. Do startu pozostało 10 minut, więc szybko jedziemy do samochodu, zabieramy potrzebne rzeczy i do sektorów.

Ruszam z końcówką III sektora. Mam nadzieję, że na szybkim początku nie stracę za wiele i po wjechaniu w teren zacznę odrabiać, w końcu jazda w deszczu i błocie wychodzi mi całkiem nieźle. Po pierwszych 5-6 km trasa jest bardzo szybka, było kilka niebezpiecznych sytuacji, po wjechaniu w las i wyprzedzeniu na odcinku 100m ok. 15 osób jestem zadowolony:) Niestety odbijamy z lasu, przecinamy asfalt i znów jest szybko, a więc walczę o utrzymanie. Po kolejnych kilometrach szutrów zjeżdżamy w las - jest błotko. Jestem załamany, jak ludzie sobie nie radzą - prowadzą rowery całą szerokością, nie ma możliwości jechania, muszę krzykiem upominać się o miejsce.. tragedia! Znów szutry. Czuję się dobrze, więc uciekam z grupki, dociągam do kolejnej, na kolejny błotny odcinek staram się wjechać z przodu - znowu ludzie sobie nie radzą.. Jadę z Pawłem Fibro - dziwi się, że nie jestem z przodu - no niestety trasa mimo wszystko do tego momentu jest bardzo szybka, a mi po prostu nie idzie na takich odcinkach. Znów szutry i dojeżdżamy do rozjazdu. Zdziwiłem się trochę, bo nie było jeszcze rozjazdu na FIT. Większość zawodników jedzie na GIGA - podejrzane. Zaczynam się cieszyć, że GIGA jedzie po jednej pętli, a teren od razu zrobił się ciekawszy.

Szybko jednak znowu wyjeżdżam na szutry i jedziemy tak kilka kilometrów. Mijam bufet - mijam, bo jedna osoba postawiona przy kupie bananów i ciastek nie poradzi sobie z obsłużeniem kilkuosobowego pociągu, szczególnie przy prędkości >30kmh... Znów trochę terenu. Błotka jest coraz więcej, ale przestaje padać. Robi się ciekawie, pokonujemy odcinki znane z Suchedniowskiego maratonu. Brakuje jednak najlepszych podjazdów i zjazdów. Po kolejnej "dawce" szutrów i bruku wjeżdżamy w bardziej wymagający teren. Jest piaszczysty lekki podjazd, na którym wyprzedzam kilka osób i dalej kilka długich podjazdów i szybkich zjazdów. Dochodzę Jarka i chwilę jedziemy razem, uciekam na krótkim stromym podjeździe. Chwilę później jest koleiny - widzę czerwoną tablicę Rezerwatu - czyli zbliżamy się do zjazdów z Michniowskiego Kamienia. Przy takie pogodzie może być ciekawie;) Niestety trasa odbiła w prawo i właściwie omijamy najciekawszy fragment.. Bez sensu. Dalej są szybkie zjazdy i krotki, ale wymagający zjazd w błocie. Opony dają radę, bo Ikon pomimo niezbyt głębokiego bieżnika, zapewnia dobrą trakcję. Mimo to wyprzedzają mnie dwie osoby, nie jest dobrze. Odcinek po korzeniach, trochę singla i wyjeżdżamy na szutry, ktore jechaliśmy na początku. Znów odcinek błota, szutry, błoto i szutry do rozjazdu. Czyli jednak pierwszy rozjazd był dla fitowców.

Zaczynam drugą pętle. Jadę sam. Na szutrach do bufetu wydaje mi się, że kogoś widzę daleko z przodu, natomiast z tyłu pusto. Tym razem korzystam z bufetu - łapię banana i żel. Przed wjechaniem w teren wyprzedzam zawodnika z Wkręceni.pl - na długiej prostej po bruku próbuje się trzymać, ale w końcu zostaje. W terenie dochodzę jeszcze jednego zawodnika i szybko go wyprzedzam. Jazda w zasadzie samemu nie jest dobra, tracę tempo, mijam kilku megowców. Deszcz nie pada, ale błoto po przejechaniu całej stawki megowców jest rozjechane - fajnie;) Za najdłuższym podjazdem i zjazdach mam problem z drętwiejącą stopą - poluzowanie paskow i klamry w butach nie pomaga. Na drugim z krótkich ostrych podjazdach pod Kamień Michniowiecki schodzę z roweru i w tym samym czasie dochodzą mnie obaj zawodnicy, których wyprzedziłem na pętli dodatkowej dla gigowców pętli. Nie jestem zadowolony, ale z drugiej strony lepiej jechać z kimś. Miałem jednak nadzieję, że podgonię do Pawła. Jedziemy razem do końca pętli, wyraźnie osłabłem, bo chłopaki mieli dobre tempo, a przecież pół godziny wcześniej minąłem ich bez problemu. Na odcinkach błotnych, które jedziemy już po raz trzeci jest wesoło, bo wszyscy tańczymy, jak na lodzie:) Razem minęliśmy rozjazd i mało już wymagającym terenem kierowaliśmy się do trzeciego bufetu. Krótko po rozjeździe zanotowałem problemy z przerzucaniem łańcucha, ale zwaliłem to na zapchaną błotem kasetę. Łańcuch zachowywał się coraz dziwniej, zaczął zaciągać, aż w końcu w momencie zjechania na asfalt zorientowałem się, że dolne kółeczko przerzutki nie obraca się. Zatrzymuję się i próbuję wyczyścić wodą z bufetu - zdjęcie warstwy (grubej) gęstego błota odsłania zniszczone łożysko - kuleczki powypadały, część została zmiażdżona. To oznacza dla mnie koniec jazdy.

Mijają mnie kolejne osoby, m.in. Jarek. Gdybym miał skuwacz i umiał z niego korzystać, to mógłbym spiąć łańcuch na krótko - niestety umiem tylko rozkuwać. Pytam policjantów o drogę do Skarżyska i idę trasą w kierunku mety. Mijają mnie kolejne osoby, część pyta, jak pomóc - dzięki, przejdę się. Do Skarżyska docieram po ponad godzinie. Byłoby dłużej, ale skróciłem sobie drogę i fragmenty jechał, jak na hulajnodze.

Po dotarciu do mety, jestem zły. Drugi nieukończony maraton w życiu, drugi raz na Mazovii i drugi raz jest to błotny maraton, na którym brakuje mi umiejętności spinania łańcucha.. Szkoda, bo w tej sytuacji straciłem szansę na zrobienie wyniku w klasyfikacji generalnej - zabraknie mi jednego startu, zakładając, że ukończę pozostałe trzy wyścigi. Na zimno przeanalizowałem również trasę i doszedłem do wniosku, że ciągnąć ludzi taki kawał, na obrzeża Gór Świętokrzyskich i omijać naprawdę ciekawe szlaki, serwując jednocześnie uczestnikom długie szutry - pomyłka. Okolice Skarżyska i Suchedniowa oferują naprawdę znacznie więcej. Owszem, było kilka naprawdę fajnych odcinków, a pogoda sprawiła, że trzeba było miejscami się mocno nagimnastykować. Tylko po co te szutrowe autostrady?;) No nic, jak na Mazovię, to i tak było nieźle!


Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Mbike, Teren, W towarzystwie


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ieini
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]