Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:24266.98 km (w terenie 10790.19 km; 44.46%)
Czas w ruchu:1285:47
Średnia prędkość:18.94 km/h
Maksymalna prędkość:75.20 km/h
Suma podjazdów:56640 m
Maks. tętno maksymalne:207 (104 %)
Maks. tętno średnie:186 (93 %)
Suma kalorii:233181 kcal
Liczba aktywności:423
Średnio na aktywność:59.92 km i 3h 10m
Więcej statystyk

KPN z Magdą:)

Sobota, 9 października 2010 | dodano: 09.10.2010 | Rower:Giant XTC | temp 13.0˚ dst75.14/33.30km w03:39h avg20.59kmh vmax43.70kmh HR /

Do pracy. Po dwóch godzinkach w stronę lasu - umówiłem się z Magdą na kręcenie po KPN. Spotkaliśmy się na singlu z Sierakowa w stronę Dąbrowy. Ruszyliśmy do Pociechy na około (żółtym, zielonym). Dalej w stronę Karczmiska, fajnymi interwałowymi singlami poza szlakiem - Magda bardzo ładnie podjeżdżała. Zrobiliśmy sobie piknik na środku singla pośród podsuszonych już wrzosów. Słoneczko jeszcze mocno grzeje, jest bardzo przyjemnie. Dotarliśmy w końcu do czerwonego w Wierszach. Dalej żółty, za Zaborowem Leśnym na niebieski. Wyjechaliśmy w Lipkowie, Magda w stronę Młocin szlakiem, a ja do domu asfaltami. Ładna pogoda, wiatr stracił na mocy, a słońce nadal grzeje:)

Jesień © ktone


Kategoria 050-100, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC

Mazovia MTB Epilog - Łomianki

Niedziela, 3 października 2010 | dodano: 03.10.2010 | Rower:Giant XTC | temp 15.0˚ dst56.70/50.00km w02:08h avg26.58kmh vmax46.50kmh HR /

Wokół maratonu Mazovii w KPN było sporo zamieszania, w końcu zdecydowano się na zorganizowanie w Łomiankach epilogu. Już przed startem wiadomo było jak będzie wyglądać trasa - moim zdaniem najgorszy wariant w tej części puszczy - dużo szutrówek, asfaltu, zdecydowanie za łatwo, za szybko. Do tego brak giga. No ale od rana świeciło słoneczko, pogoda jak na zamówienie, miałem uśmiech na twarzy na myśl o jeździe dziś:) Do Łomianek przyjeżdżam z bratem, jest duża ekipa Welodromowców. Przed startem stoję bardzo długo w kolejce do biura, żeby odebrać żele - zostaje bardzo mało czasu na dojazd na start, o rozgrzewce nie ma mowy. W sektorze staję obok Damiana (start sektorowy łączony 1+2+3 razem), chwilę rozmawiamy, okazuje się, że start przesunięty na 11.10.
Start po asfalcie, jest bardzo szybko, ale nie odpuszczam, Damian jedzie chwilę obok mnie, ale szybko ucieka:) Mija mnie też Czarek. W zasięgu wzroku mam Artura i Włodka. Wjazd do lasu, pierwsze km szerokim rowerowym - jedzie mi się całkiem dobrze jak na początek, jak nie ja. Wjazd na czarny, cały czas jadę za Arturem. Przecinamy asfalt z Palmir - grupka zawodników dojeżdża asfaltem - nie wiem o co chodzi, ale jest niesmak - okazuje się później, że pomylili trasę. Dojeżdżamy na jedynego błotnego odcinka na trasie, jest zator, dojeżdżam do jednego zawodnika, zrównuję się z nimi zatrzymuję - zaczyna się najazd, co ja robię, żebym nie przesadzał - emocje wzięły górę u faceta, ale po chwili opanował się, podaliśmy sobie rękę i było już ok. Bardzo szybko go wyprzedziłem:D Dojazd do cmentarza i kierujemy się w stronę Ćwikowej - podjeżdżam bardzo dobrze, ze środka, wyprzedzam kilka osób - grupka ludzi mi kibicuje:)

Tak się wyprzedza! © ktone

Dalej na czerwony w stronę Roztoki. Prowadzę nieliczną grupkę, czasami ktoś daje zmiany, ale na każdym piachu, hopce, korzeniach odjeżdżam im. Jest szybko, jestem zaskoczony jak szybko:)
Na singlu © ktone

W Roztoce nawrotka i jedziemy zielonym. Niestety odcina mi prąd, grupka mi odjeżdża, chwilę trwa zanim wrócę do sił, ale przed Ławską jadę znów szybko. Dojazd do Zaborowa nudny i niestety samotnie. Później szybkie szutry i asfalt pod wiatr! Próbuję gonić zawodnika przede mną, ale to nie jest moja mocna strona (30kmh pod wiatr). Szybko dochodzi mnie zawodnik, któremu siadam na koło i sprawnie dojeżdżamy do żółtego rowerowego w stronę Truskawia. Ten odcinek to porażka, masa dziur, przecinamy Truskaw i powtórka - pełno dziur.
Słabsze chwile na dziurawej drodze © ktone

Wyprzedza mnie sporo osób, w tym Włodek - od razu mocniej naciskam na pedały i jadę mu na kole. Wjazd na singla w stronę Sierakowa, mała piaskownica i znowu jestem na czele grupki :D Singlem prowadzę aż do asfaltu, górka na której stoi ekipa fotografów z blatu - w tym miejscu gubię większą część grupki. Dojazd do asfaltu i najzwyczajniej czekam na towarzystwo. Łapię koło pierwszego i bardzo szybko jedziemy, łapiąc po drodze kolejnych "samotników". MTB kojarzy mi się jednak z czymś innym niż jazda na kole po asfalcie pod wiatr.. W Sierakowie wjazd na singla, prowadzący łapie patyk w kasetę i znowu jestem na prowadzeniu. Przed wyjazdem z lasu dochodzę kogoś z Velmaru - facet jedzie singlem i nagle ostro hamuje tylko po to, żeby zjechać na drogę obok - było blisko, ale udało się ominąć "krzakami". Wyjazd na asfalt, odwracam się - jakieś 30metrów przewagi. Przede mną jeszcze ponad kilometr asfaltu, wiem, że objadę mnie wszyscy z grupki goniącej. O dziwo jedzie mi się świetnie, utrzymuję dystans, ostatnie 100 metrów na stojąco. Na mecie jest już Grzesiek, Damian, Czarek. Chwilę po mnie przyjeżdża Włodek - gratulujemy sobie wzajemnie:) Szybki dojazd do biura.
Po zjedzeniu rosołu, ciastek, umyciu się, dostaję informację, że Magda jest 3 w Open. Chwilę później przyjeżdża i jest niesamowicie zadowolona, ja również. Zostajemy na dekoracji, najpierw puchar odbiera Ania za 3 miejsce w FK2, później Magda i Jarek (2 w M4). Szybko zbieram się i wyjeżdżam z Łomianek. Po drodze do domu odbieram zamówionego Tacx'a - żeby się w zimie nie nudzić.

Trasa nie dla mnie, nie podobała mi się. Co innego wynik. Niby to tylko epilog, ale wynik cieszy:) To był dla mnie ostatni maraton w tym sezonie i nie ukrywam, że na mecie odetchnąłem z ulgą. W przyszłym roku startuję na Mazovii z drugiego sektora :)

Czas: 2:08:53 (czas zwycięzcy 1:53:47)
M2: 11/49 Open: 47/233
Rating 88,3/88,3


Kategoria XTC, W towarzystwie, Teren, KPN, Imprezy / Wyścigi, 050-100

Mazovia MTB - Nowy Dwór Mazowiecki

Niedziela, 26 września 2010 | dodano: 27.09.2010 | Rower:Giant XTC | temp ˚ dst67.63/60.00km w02:51h avg23.73kmh vmax42.60kmh HR /

Po problemach organizacyjnych finał Mazovii odbył się w Nowym Dworze. Trasa poza dojazdem do lasu, była identyczna, jak w zeszłorocznym finale w Jabłonnej. Debiutowałem w tym maratonie i pamiętam, że nie był to dla mnie łatwy maraton. Do Nowego Dworu przyjeżdżam z bratem przed 10. Składanie roweru, przebieranie się, regulacja hamulców w rowerze Magdy. Spotykam Damiana i Czarka oraz ekipę Welodromu. Krótka rozgrzewka i ustawiamy się w sektorze. Większość znajomych wybiera się na giga - dzisiaj wyjątkowo krótkie. Jeszcze dzień przed startem również Magda decyduje się na giga!
Start po osiedlu, bardzo szybki i niebezpieczny - jeden gość na zakręcie wywraca się i tylko cud sprawia, że nikt po nim nie przejeżdża. Pierwsze kilometry wzdłuż i po wale - jak zwykle tracę dystans, kolejni zawodnicy mnie wyprzedzają. Przecinamy trasę i wjazd do lasu. Po chwili wpadamy na łąkę na skaju lasu - jest sporo dziur, błoto i oczywiście ludzie jadą tak, że co chwile się przewracają:D Po chwili wjeżdżamy w las, kawałek asfaltem i już jesteśmy w lasach Chotomowskich. Trasa jest szybka, w większości po ubitych singlach. Niebo coraz bardziej zachmurzone, zaczyna nawet kropić. Tuż za pierwszym bufetem mijam Hankę Wróblewską - pytam czy wszystko ok - odpowiada, że tak. Ciągle nadrabiam straty z pierwszych kilometrów. Mam dobre tempo. W pewnym momencie mijam Damian, który siedzi przy trasie - pomóc? Machnął tylko ręką - później okaże się, że miał jakieś problemy i zjechał na mega. W międzyczasie niebo się rozjaśnia, słoneczko zaczyna grzać i jest pięknie:) Do rozjazdu dojeżdżam z grupką w mocnym tempie - to już teraz? Szybko jakoś! Bez wahania odbijam na giga i oczywiście jadę sam:( Po chwili słyszę jednak "na giga tu?", odwracam się i widzę gościa 229. Dalej jedziemy razem całą pętle. Po drodze dochodzimy Adriana z Alumex, ale długo się z nami nie utrzymuje. Wyprzedzamy jeszcze kilku zawodników, większość to maruderzy z mega. 229 wyraźnie jest szybszy na prostych, udaje mi się nieco nadrabiać na minipodjazdach i piaskowanicach. Po wyjeździe z lasu ucieka mi jednak bardzo szybko, nie jestem w stanie nawet złapać się na koło. Na wale utrzymuję dystans, ale mam przed sobą megowca, którego ciężko mi wyprzedzić, akurat były jakieś barierki na wale. Wjazd na metę samotnie, gratulacje wzajemne z 229.
Magda jest na mecie - czyli pojechała mega. Okazuje się jednak, że skręciła na giga, ale niedługo później urwała hak i wycofała się. Wielka szkoda, ale jestem z niej dumny za decyzję! Paweł W mial wypadek (na szczęście kości całe), Grzesiek przyjechał dziś 12 minut za Radkiem Rękawkiem - świetny wynik. Za mną przyjechali na metę Włodek, Krzysiek i Paweł C.
Przebieram się, myję i czekamy na dekoracje. Oczywiście z obietnic o nagrodach niewiele miało pokrycie z rzeczywistością, ale Magda zadowolona z ramy i przerzutki XTR za pierwsze miejsce w FK2. Krzysiek zgarnął koła XTR i kilka innych nagród, a najwięcej pucharów dostała Aneta - 3. Podsumowując: bardzo fajny maraton w miłym towarzystwie:) Szkoda tylko, że Magda nie wzięła zapasowego haka, który miała w samochodzie;)
Mimo wygranej R. Rękawka bardzo dobry wynik ratingowy. Krótki dystans zachęcił większą niż zwykle liczbę osób do zmierzenia się z dystansem giga.
Czas: 2:51:25
M2: 18/27 Open: 54/102
Rating 84,7/84,7 - czyli wynik na drugi sektor, do którego brakuje mi 5 punktów, może na epilogu uda się wywalczyć:)

Końcówka po wale © ktone
Zdjęcie drużynowe © ktone


Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Teren, W towarzystwie, XTC

Mazovia MTB - Kraków

Niedziela, 12 września 2010 | dodano: 13.09.2010 | Rower:Giant XTC | temp 15.0˚ dst67.84/56.00km w03:35h avg18.93kmh vmax50.10kmh HR /

Wyjazd z Rabki po 8, w niewiele ponad godzinę dojechaliśmy do Krakowa. Damian i Arek szykowali się na giga, ja zmiękłem i zdecydowanie nastawiałem się na mega. Brakowało woli ścigania się, brudzenia.. Rozgrzewka ze Stivem, spotykamy też Pawła i Krzyśka. Magda przed startem strasznie się bała i marudziła (jakaś wrodzona ostrożność;p), ale chyba udało mi się ją zmotywować:)
Start na Błoniach, pierwszy kilometr po "polu", jest miękko i mokro, jak zwykle zostaję w tyłach, dopinguję Arka i próbuję trzymać koło - nie ma szans:D Wyjazd na asfalty i jadę sam, nieliczni zawodnicy jeszcze mnie mijają i staram się ich trzymać. Po kilku km podjazd i dojazd do lasku. Sporo błota, ale da się jechać, niestety korki na całą szerokość skutecznie to uniemożliwiają:( Zjazd szybki, wyprzedzam - po błotnistych zjazdach w Rabce nabrałem pewności przy jeździe w dół:) Dalej znowu asfalt, trochę błota, kałuż, rozjazd fit/mega (zastanawiam się, czy Magda nie odpuści) - przejazd nad trasą i znowu asfalt. Niewiele dalej najgorszy fragment trasy - podmokła łąka, śmierdzące czarne błoto, ale udaje się całość przejechać dość sprawnie. Dojazd do bufetu bez rewelacji, czuję się zmęczony, zupełnie brak sił. Za bufetem na jednym z podjazdów stoi Paweł - bez wahania zatrzymuję się. Okazało się, że Pawłowi zaciągał łańcuch - hehe nic szczególnego. Chwilę później ruszył i jechaliśmy razem. Później powiedział, że widzi, że wszyscy tak mają. Jedziemy jeszcze pare kilometrów. Po drodze zatrzymuję się, bo dziewczyna z BSA (Magda Karwat) ma problem z przerzutką, a zawodnicy z jej teamu przejeżdżają obok - dziwne. Nie pomogłem, ale doradziłem co ma robić, bo miała klucze - mam nadzieję, że dobrze doradziłem. Paweł w zasięgu wzroku, szybko go dogoniłem. Podjazd po polnej drodze, sporo błota, jest ślisko. Jak jest podjazd to musi być zjazd:) Bardzo ślisko, sporo ludzi zalicza ześlizg w koleiny. Ucieka mi przednie koło, ale udaje się opanować. Kawałek dalej stoi gość, z którym spory kawałek jechałem i gadaliśmy - planował jechać giga. Pytam co się dzieje - zerwał spinke:D Od razu ratuję go swoją (pożyczoną od Damiana). Jadę dalej z Pawłem, który mnie w międzyczasie dogonił. Motywuję Pawła, żeby nie odpuścił i pojechał giga. Dalej trasa jest urozmaicona, sporo jednak szybkich fragmentów po szutrówkach i asfaltach. Nie brakuje podjazdów. Jedzie mi się świetnie, zupełnie zapomniałem o wczorajszym maratonie, nogi chcą pracować:) W pamięci utkwił mi fragment po lesie przy trasie z kilkoma błotnistymi zjazdami i fragmentami do podejścia. Jeden zjazd był bardzo fajny, kamienisty i szybki. Na innym było za ślisko i zaliczyłem "szlif" po błocie. Śmiałem się na cały głos:) Dalej drugi bufet i kierujemy się w stronę Krakowa. Ponownie przejazd przez śmierdzące błoto, kilka kałuż, asfalt, wiadukt i jesteśmy na pętli fit. Jak się okazało, fitowcy nie mieli lekko. Trasa w lasku była wymagająca, bardzo śliska. Mimo to jechało mi się coraz lepiej, wszyscy w zasięgu wzroku prowadzą, ja staram się przepychać kolejne metry błota, na zjazdach uciekam sporej grupce. Zaczynam żałować, że nie pojechałem giga.. Asfalty i wjazd na wał, widzę za sobą zawodnika - cisnę ile mogę i nie oglądam się do samej mety. Ostatnie kilometry po Błoniach, widzę daleko przed sobą zawodnika i postanawiam za wszelką cenę go dogonić. Blat i jazda na stojąco przez kilka minut:D Wyprzedzam tuż przed metą, ale nie ma satysfakcji - M5;)
Później posiłek, mycie roweru, czekam na Magdą. Bałem się, że pojedzie fit, ale była dzielna. Jest zadowolona:) Chwilę później na metę wpada Damian. Trasa wymagająca, sporo błota, napęd zaciągał w najmniej odpowiednich momentach;) Przez chwilę żałowałem, że nie pojechałem giga, ale pewnie na drugiej pętli bym umierał. Wynik ciężko mi ocenić, ale jestem zadowolony ze swojej jazdy, szczególnie z drugiej części maratonu, kiedy jechało mi się zdecydowanie lepiej. Paweł ostatecznie pojechał drugą pętlę:) Wyjazd z Krakowa późno, w domu byliśmy około 23.
Czas 3:37:58 Czas zwycięzcy 2:37:57 - wygrał Bartek Wawak z JBG2
Open: 86/252 M2: 25/62
Rating 72.5/76.5
Dystans giga wygrał Marek Galiński z gigantyczną przewagą. Oczywiście na mecie ludzie marudzili, że nie powinien być klasyfikowany, bo ratingi obniża itd. Dziwne, bo mówili to ludzie, którzy jechali mega.

Meta na Błoniach © ktone


Kategoria XTC, Teren, Imprezy / Wyścigi, 050-100, W towarzystwie

MTB Marathon - Rabka Zdrój

Sobota, 11 września 2010 | dodano: 13.09.2010 | Rower:Giant XTC | temp 15.0˚ dst42.00/36.00km w04:18h avg9.77kmh vmax0.00kmh HR /

Zapowiadał się prawdziwie maratonowy weekend. Na początek Rabka Zdrój:) Wyjechaliśmy w piątek po 14 z Magdą, Damianem i Arkiem. Na miejscu byliśmy wieczorem, padało. Prognozy nie pozostawiały złudzeń - będzie zimno, mokro i nieprzyjemnie. Ciężko było się wybrać na start, na szczęście rano nie padało. Damian i Arek pojechali giga o 10. Start mega zaplanowano na 11, Magda pojechała ze mną kibicować. Do startu mieliśmy z górki, więc od razu mnie wychłodziło:) Spotykam Roberta z Welodromu i Tomka, którego poznałem w Głuszycy. Ustawiam się w sektorze i czekam na start.

Start o 11, asfaltami pod górę, staram się wyprzedzać, wiem, że słabsi zawodnicy będą blokować trasę przy pierwszych kałużach. Patrzę na licznik - nie działa:D Wjeżdżamy w teren, pełno kałuż, masa błota, twarz momentalnie brudna, chowam okulary - na nic się nie zdadzą. Pierwszy podjazd po Maciejową nie jest trudny, momentami muszę jednak podprowadzać, bo jest sporo ludzi. Przejeżdżamy obok wyciągu - śpimy na dole, u stóp stoku. Przy Schronisku odbijamy na zielony szlak i zjeżdżamy do małej wsi, zjazd jest szybki, ale trzeba uważać, bo jest bardzo ślisko. Ponownie wjazd w teren, mocny podjazd na polankę, mijamy górala, który twierdzi, że to najcięższy fragment do Turbacza, dalej już będzie lekko - ach ten góralski humor:D Wjeżdżamy na niebieski szlak, jest dużo błota, kamieni, kałuże sięgają momentami kolan - doświadczyłem tego. Mijam jadący naprzeciwka traktor:D Łańcuch zaciąga coraz częściej, ciężko jechać. Dojeżdżamy do schroniska Stare Wierchy i jedziemy dalej czerwonym na Turbacz - gwódź programu. Robi się coraz chłodniej, jadę w chmurach, widoczność momentami spada do kilkunastu metrów - niesamowity klimat:) Do Turbacza sporo podprowadzam, błoto, śliskie kamienie i spore nachylenie szlaku robi swoje. Gdzieś przed schroniskiem, nawet nie wiem, na którym kilometrze (niedziałający licznik) czuję, że nie mam łańcucha - został kilka metrów wcześniej w kałuży. Udaje się go znaleźć, ale brakuje jednej części spinki. Pech chciał, że nie mam zapasowje, noszę w portfelu... Pytam przejeżdżających zawodników, nikt nie ma /nie chce pomóc. Mija mnie jakieś 30-40 osób, jestem załamany, chcę zrezygnować, ale przypominam sobie, że i tak jakoś muszę wrócić. Wstaję i znowu pytam o spinkę. Zawodnik z numerem 4300 zatrzymuje się i wyciąg pudełeczko ze spinką. Zanim jednak udeje mi się ją wyciągnąć (trzęsą mi się ręcę z zimna), zanim udaje mi się ją spiąć (masa błota na łańcuchu) - mijają kolejne minuty. Nie wiem ile straciłem, na około minimum 20minut. Ruszam dalej, jadę ostrożniej. Dojeżdżam do bufetu na Turbaczu, a właściwie pod Turbaczam - szczyt był kilkadziesiąt metrów wyżej. Za bufetem zaczyna się szybki zjazd, na którym strasznie marznę, mokre ubrnie robi swoje. Dale już tylko wyprzedzam, jedzie mi się świetnie, przy rozjeździe mega/giga odbijam w prawo i zaczyna się świetny zjazd po kamieniach i błocie. Momentami jest naprawdę trudny (wykrzyniki), wszyscy w zasięgu wzroku sprowadzają, mi udaje się wszystko zjechać - opony świetnie trzymają, hamulec daje radę. Zjeżdżam do Obidowej, bufet (ostatni) i kawałek asfaltu. Wjeżdżam na szlak - fajne miejsce, bo jedziemy kilkadziesiąt metrów strumykiem, woda po kostki:) Dalej jest sporo podprowadzania - za ślisko na jazdę, a może brak już siły? Dojeżdżam do schroniska Stare Wierchy (ponownie) i dalej czerwonym do Rabki, po drodze jadę praktycznie z kilkoma osobami, zamieniamy się pozycjami, za Maciejową zostawiłem wszystkich i do mety zmierzam sam.

Podjazd pod Stare Wierchy © ktone

Na mecie jestem zadowolony z jazdy, największą frajdę sprawiły mi zjazdy, na których czuję już znacznie pewniej niż w Głuszycy. Nie zaliczyłem żadnej gleby - może jechałem zbyt zachowawczo?;) Mimo to jestem strasznie zły na sporą stratę przez zerwaną spinkę - gdybym miał zapasową, straciłbym najwyżej kilka minut - no cóż, zbieram cenne doświadczenie. Strata ogromna, wynik beznadziejny, ale wrażenia niesamowite. Szkoda tylko, że przez chmury nie mogliśmy podziwiać widoków:) Damian i Arek byli na mecie oczywiście przede mną, obaj z przygodami. Świetny maraton, ciężkie warunki i niełatwa trasa sprawiły, że satysfakcja jest jeszcze większa:)
Czas: 4:18:32 - czas zwycięzcy 2:25:26
Open:190/304 M2:71/89


Kategoria XTC, Teren, Imprezy / Wyścigi, 000-050, W towarzystwie

Mocny trening.

Środa, 8 września 2010 | dodano: 09.09.2010 | Rower:Giant XTC | temp 18.0˚ dst125.44/4.00km w04:45h avg26.41kmh vmax61.10kmh HR /

W poniedziałek doprowadzałem rower do ładu po maratonie. Dodatkowo zajrzałem do sterów i tylnej piasty - zrobiłem z tym porządek.

We wtorek przyszedł hamulec - zamontowałem hamulec (SLX + tarcza XT 160), nową manetkę (SLX), wszystko wyregulowałem i pokręciłem się po osiedlu sprawdzić, czy to w ogóle hamuje - hamuje:)

W środę w prognozach wyraźnie lepsza pogoda i faktycznie - za oknem słońce, czyste niebo, a temperatura szybko rośnie. Umówiliśmy się z Sajkorem, że pojedziemy do Warszawy, miał coś załatwić. Pojechaliśmy dość sprawnie, tempo dobre, biorąc pod uwagę, że pod wiatr. Byliśmy na Natolinie i mieliśmy podjechać jeszcze na Kabaty - postanowiłem zajrzeć do Włodka. Podjeżdżamy, a tam jest już ekipa w składzie Włodek, Skała, Andrzej, za chwilę dojechali też Kazik i Grzesiek - gdzie lecicie? - Do Góry na śliwki, bez wyścigów, spokojnie. No dobra to jedziemy. Od Obór tempo rosło, Grzesiek dawał takie zmiany, że cieżko było utrzymać się na kole. Dojechaliśmy do Góry, chłopaki zjedli ciastka i nawrót do Warszawy. Po drodze podjechaliśmy do sadu na śliwki, jabłka i gruszki. Po zrabowaniu kilogramów owoców ruszyliśmy w stronę stolicy. Tempo znów rwane, momentami nie dawalem rady i jechałem zwieszony pomiędzy pierwszą i drugą grupką. Ostatecznie przed Konstancinem udał mi się już dołączyć do grupy na dobre i do Warszawa (na około) dojechaliśmy razem.
W Warszawie odbijamy z Sajkorem od Welodromowców, podjeżdżamy w jedno miejsce na Kabaty. Do domu wracamy z wiatrem, więc szybko. Cały wypad, nieco spontanicznie wydłużony, w dobrym tempie. Pogoda świetna, słońce jeszcze mocno grzeje, wiatr jednak chłodny.

Konstancińskie asfalty © ktone

Hamulec hamuje wystarczająco mocno, modulacja świetna, jednym palcem bez problemu zatrzymuję rower w miejscu i o to chodziło:)


Kategoria 100-?, W towarzystwie, XTC

Mazovia MTB - Pułtusk

Niedziela, 5 września 2010 | dodano: 06.09.2010 | Rower:Giant XTC | temp 16.0˚ dst94.14/88.00km w04:05h avg23.05kmh vmax44.70kmh HR /

Ostatni maraton jechałem prawie miesiąc temu w Supraślu, od tego czasu nie jeździłem dużo, a to przez pogodę, a to przez kontuzję. Miałem ogromną ochotę wystartować, pojechać giga, zmęczyć się, upaprać w błocie itd :D Padło na Pułtusk, choć tego dnia rozgrywane były również ciekawie zapowiadające się zawody w Płocku. Do Płocka pojechała spora ekipa z Welodromu. Na dojazd umówiliśmy się z Damianem (wielkie dzięki!). Magda ma już niezagrożone zwycięstwo FK2, więc plan na resztę sezonu to mega. W Pułtusku byliśmy przed 10, ale jeszcze przed dotarciem na miejsce zorientowałem się, że nie wziąłem numeru startowego. Składanie rowerów, przebieranie i do biura po duplikat - niestety gapiostwo kosztuje. Spotykam Anię Osman, Pawła, Tomka Loko, Andrzeja, Kazika, Stiva i Harrego - na mecie okaże się, że są jeszcze Krzysiek Skała i Jarek W. Jest też Jasiu. Kupuję rękawki - pogoda jest ładna, słońce mocno grzeje, ale wiatr jest chłodny i wolę się zabezpieczyć. Przejeżdżam obok fontanny na rynku i zaliczam jedyną tego dnia glebę - mokre płyty granitowe są naprawdę śliskie;) Podjeżdżam do majstrów z prośbą o skasowanie luzów w tylnej piaście - po chwili grzebania wyrok: to nie luz na konusach, tylko kulki poszły się j... świetnie! Wybieramy się z Magdą na krótką rozgrzewkę - irytuje mnie słaba praca tylnej przerzutki, chyba zabrudzone pancerze. Irytują mnie również stuki w okolic główki ramy, no nic to wszystko musi poczekać. Wjeżdżamy w sektory, staję obok Pawła i Kazika.

Start tradycyjnie szybki, po płytach i dalej asfalty, zostaję w tyle, wszyscy mnie wyprzedzają - chyba najgorszy początek w tym roku. Nie przejmuję się jednak - przede mną 90km i na pewno zdążę się jeszcze zmęczyć;) Kiepski początek jednak się przedłuża i czuję, że pierwsze 10km jechałem fatalnie, później było już znacznie lepiej:) Przed pierwszym bufetem doganiam Hanię Wróblewską, rozmawiamy chwilę, dojeżdżamy do bufetu i widzę Kazika. Zadnim jednak go dogoniłem, zdążyłem przejechać kilkanaście km i zostawić za sobą Hanię - jest dobrze:) Jedziemy z Kazikiem, dołączamy się do grupki z Bogną Kordowicz i jedziemy większą grupą. Kilka km przed rozjazdem Kazik mi ucieka, Bogna również - nie staram się gonić, bo przede mną jeszcze jedna pętla. Na rozjeździe jestem sam - nic nowego :/ Przed wielką kałużą - jedyne miejsce na trasie z błotem - dogania mnie jeden gość. Paleta po której przechodziłem błoto suchą nogą na pierwszej pętli, leży gdzieś w krzakach - trzeba zamoczyć buty, błoto strasznie śmierdzi, do tego robi się chłodno w stopy. Jadę z 705. Dobre równe tempo, momentami mam ochotę jechać mocniej, ale są miejsca, gdzie uważam, żeby nie zgubić koła. Zaczynam głodnieć, wiem, że za chwilę będzie trzeci bufet - okazuje się, że poprowadzili nas inaczej i bufetu nie ma:( Kolejny za 20km, a ja głodny, bidon pusty. Siedzę na kole 705. Na bufecie zatrzymuję się, biorę 2 żele, powerade, 705 ucieka, ale jakby zwalnia i bez problemu doganiam. Pytam, który sektor - 4, czyli mam minutę straty. Plan jest taki, żeby urwać i odrobić tą minutę. Wychodzę na prowadzenie i nie oglądam się, jadę swoje, przy wyjeździe na asfalt 3km przed metą odwracam głowę i nie widzę 705, mimo to ostatnie szybkie 3km jadę na 100%. Wpadam na metę. Nie czuję zmęczenie, jedynie głów, pusty żołądek. Zmęczenie poczuję dopiero w domu. Wygrałem z 705 o półtorej minuty, nie mam jednak powodu do radości - jaka to sztuka objechać M5:D

Ostatnia prosta © ktone

Na mecie © ktone

Trasa, tak jak można było się spodziewać - płaska, nudna, bardzo szybka, jedyna atrakcja to dwie piaszczyste górki. Moim zdaniem najsłabsza trasa Mazovii w tym roku. Na mecie jak zwykle siedzimy i gadamy. Zbieram się do samochodu, Damian już czeka. Magda czeka jeszcze na tombole, w której wygrała jakieś pierdoły. Strata do Pawła to około 20min - dużo. Mimo to jestem zadowolony, dobrze mi się jechało, bez kryzysów. Strata do Damiana to 30minut - to już inna klasa zawodnika;) Wynik beznadziejny - niby rating dobry, ale to pochodna nieobecności Rękawka;p Jasiu pojechał mega bardzo dobrze, umocnił swój drugi sektor. Magda niezadowolona, chociaż wynik dobry;)

Po maratonie koniecznie muszę zajrzeć do piasty i sterów.

Czas 4:05:56
Open: 49/60 M2: 15/15
Rating 80,4/80,4

Następny start już w sobotę w Rabce:)


Kategoria XTC, W towarzystwie, Teren, Imprezy / Wyścigi, 050-100

Górki Damiana

Piątek, 3 września 2010 | dodano: 03.09.2010 | Rower:Giant XTC | temp 15.0˚ dst79.96/36.30km w03:42h avg21.61kmh vmax42.20kmh HR /

Jarek umówił się z Damianem, żeby lepiej poznać górki na zachód od Roztoki. Skorzystałem i dołączyłem się. Umówiliśmy się o 16. Wcześniej miałem spotkanie "służbowe", które troszkę się przedłużyło i miałem niewiele czasu - dlatego do Sierakowa pojechałem asfaltami. Kilka minut po 16 jechaliśmy już szlakiem. Tempo było dla mnie mocne. Dojechaliśmy do Roztoki, krótki postój i na górki. Na początek standardowo górki z czerwonego do żółtego, później Damian poprowadził nas na swoje górki - okazało się, że znam ten fragment. Dojechaliśmy spowrotem do Roztoki, Jarek ruszył w swoją stronę, a my jeszcze raz na czerwony, Damian zachęcał do podkręcania tempa:) Widać różnicę, jak tylko mocniej naciśnie na pedały momentalnie odjeżdża:D Później żółtym w stronę Leszna. Do domu spokojnie, przy zachodzącym słońcu, zaczęło się robić naprawdę chłodno. Po przyjechaniu do domu termometr wskazywał 10,7*.

Zachód © ktone


Kategoria XTC, W towarzystwie, Teren, 050-100

Znów deszcz!

Czwartek, 26 sierpnia 2010 | dodano: 26.08.2010 | Rower:Giant XTC | temp 19.0˚ dst63.62/34.66km w03:23h avg18.80kmh vmax38.10kmh HR /

Wyjazd, który planowaliśmy z Magdą musieliśmy odłożyć w czasie - prognozy na najbliższe dni dla dzielnic północnych to deszcz i 15* :( W zamian umówiliśmy się na wypad do Granicy. Pojechaliśmy przez Zaborów, Łubiec, Karpaty, Zamczysko i Nart. Powrót podobną trasą, po drodze zaczęło kropić. Zahaczyliśmy o kilka górek:) Na odcinku Zaborow - dom padało już mocniej, oczywiści po dojechaniu do mnie, pogoda się poprawiła, ale Magda zdecydowała wracać pociągiem. Jakoś nie mamy ostatnio szczęścia z pogodą :D

Tomasz zjeżdża © magdafisz


Kategoria 050-100, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC

KPN z Magdą

Wtorek, 24 sierpnia 2010 | dodano: 24.08.2010 | Rower:Giant XTC | temp 22.0˚ dst36.31/25.00km w01:54h avg19.11kmh vmax30.50kmh HR /

Umówiliśmy się z Magdą na wypad do KPN, planowałem minimum 3 godzinki spokojnej jazdy po szlakach. Niestety w Palmirach dopadł nas deszcze i zdecydowaliśmy się wracać, po drodze zmoczyło nas jeszcze dwa razy. Szkoda, bo dawno już nie jeździłem w KPN. Podwójna szkoda, bo po powrocie do domu pogoda się znacznie poprawiła :/

Powódź w KPN? © ktone


Kategoria 000-050, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC