W towarzystwie
Dystans całkowity: | 24266.98 km (w terenie 10790.19 km; 44.46%) |
Czas w ruchu: | 1285:47 |
Średnia prędkość: | 18.94 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.20 km/h |
Suma podjazdów: | 56640 m |
Maks. tętno maksymalne: | 207 (104 %) |
Maks. tętno średnie: | 186 (93 %) |
Suma kalorii: | 233181 kcal |
Liczba aktywności: | 423 |
Średnio na aktywność: | 59.92 km i 3h 10m |
Więcej statystyk |
Mazovia MTB - Mława
Niedziela, 22 sierpnia 2010 | dodano: 23.08.2010 | Rower:Giant XTC | temp 20.0˚
dst25.53/0.00km
w01:17h avg19.89kmh
vmax25.20kmh HR /
Cały tydzień nie jeździłem z powodu bólu w kolanie. Rano ból ustąpił prawie zupełnie - środki przeciwzapalne jednak pomogły. Jednak tym razem pojechałem na maraton w roli kibica. Do Mławy pojechaliśmy z Magdą i bratem razem z Damianem. Na miejscu dostałem aparat od Pawła i miałem focić. Trasa maratonu była zaprojektowana tak, że rozjazdy były w miejscu startu - także nie oddalając zbyt daleko mogłem uchwycić wszystkich nie raz, a minimum dwa razy:) Strasznie żałowałem, że nie mogłem wystartować, ale lepiej nie obciążać jeszcze kolana. Magda 2 miejsca w FIT K2 (4Open) i tym samym przypieczętowała swoje zwycięstwo w klasyfikacji generalnej FK2:) Od tej pory już tylko MEGA;) Brat też pojechał FIT - przyjechał 3 minuty po Magdzie.
Po powrocie do domu czekała mnie wycieczka do pracy - noga nie boli, dlatego pojechałem rowerem. Magdzie było mało po maratonie, dlatego pojechała ze mną:)
Kategoria 000-050, W towarzystwie, XTC
Tym razem się udało - ciacho w GK:)
Środa, 11 sierpnia 2010 | dodano: 11.08.2010 | Rower:Giant XTC | temp 28.0˚
dst90.27/14.50km
w03:52h avg23.35kmh
vmax50.30kmh HR /
Malowanie u Magdy dzień drugi, tym razem jednak pojechałem metrem. Szybko się uwinęliśmy, pogoda ładna - decyzja, że jedziemy na ciastko. Do Góry Magda poprowadziła ciut inną drogą, omijając Konstancin. Zjedliśmy bardzo dobre tarty, Magda kupiła też rogaliki "na później" i wróciliśmy na Kabaty. Nie miałem ochoty wracać, średnio się czułem, ale perspektywa jazdy zadymionym pociągiem jakoś mnie zmotywowała;) Po kilku kilometrach szybszej jazdy wkręciłem się na obroty i jechało mi się znacznie lepiej. Powrót sprawny.
Kategoria 050-100, W towarzystwie, XTC
Mazovia MTB - Supraśl
Niedziela, 8 sierpnia 2010 | dodano: 09.08.2010 | Rower:Giant XTC | temp 28.0˚
dst91.68/85.00km
w04:07h avg22.27kmh
vmax54.70kmh HR /
Na maraton w Supraślu udało mi się namówić brata, który nie jeździł za dużo w tym roku:D Wyjechaliśmy we trójkę z Magdą o 6:30, bardzo szybko dojechaliśmy do Wyszkowa i chwilę później złapała nas burza, grad, zrobiło się ciemno, momentami widoczność spadała dosłownie do 100m - jednak prognozy, które straszyły burzami tym razem nie kłamały.. szybki sms - w Supraślu słońce! Faktycznie, im bliżej Białegostoku, tym pogoda poprawiała się, do Supaśla dojeżdżamy przed, świeci słońce - ulga:) Czasu mieliśmy dość sporo, ale grzebiemy się przy samochodzie i w efekcie dopiero 9:20 ruszamy do miasteczka - okazuje się, że zamówione duplikaty numerów nie zostały przygotowane - drukowanie w toku, chip nie działa - brak podkładki, kolejki do wc.. Robi się późno, potęguje się niepotrzebny stres. Ostatecznie udaje się wszystko załatwić, ale brakuje czasu na rozgrzewkę - nic to, planuję jechać giga, taka mała umowa z Magdą, która zdecydowała się na mega. Przed startem spotykam Jasia - też chce jechać giga. W sektorze staję obok Pawła C, Włodka i Pawła W, z którym planujemy się ścigać. Odliczanie i start!
Pierwsze km tradycyjnie po asfaltach, bardzo szybkie, później szutry i znowu asfalt, jest dobrze, nie trasę dystansu do Pawła, delikatna hopka, redukuję i.. blokuję łańcuch na korbie i przy okazji przerzutka się przekręca - zastanawiam się jak to możliwe, zatrzymuję się i mijają ok 3 minuty, zanim się z tym uporałem. Zrezygnowany postanawiam możliwie najszybciej gonić swój sektor. Wyprzedzam słabszą częśc sektora IV i III, trasa jednak jest bardzo szybka i brakuje szybkich pociągów, kiedy tylko nadarza się odpowiednia okazja, chwytam się i nie odpuszczam. Pierwszy bufet - nie korzystam, mam dwa żele. Stosunkowo szybko doganiam grupkę, w której jedzie Fibro, tradycyjnie z Bogną;) Spory kawałek jedziemy razem, dobre tempo, staram się urwać, ale na szybkich szutrach w grupie siła. Po pewnym czasie dochodzimy Renatę z Welodromu, zaczyna się wolniejszy fragment trasy, urywam Pawła i Renatę dopiero na podjeździe, który podchodzę - za duży tłok i za dużo piachu, wyprzedzam też Hankę Wróblewską, z którą ostatnio bardzo często się mijamy na maratonach:) Szybko dochodzę do Dominiki, uciekam na niewielkim zjeździe, po sekcji krótkich pagórków w stylu XC mijam też Bartka - awaria. Jedzie mi się świetnie, tempo wysokie, na koniec pierwszej pętli średnia w okolicach 26kmh. Drugi bufet - nareszcie, jakieś 25km to zbyt duża przerwa. Zatrzymuję się, biorę trzy żele, banana i powerade - zjazd na giga i pusto :( Słyszę za sobą Fibro - zdecydował się na giga - zaczekałem, ale po tym jak do mnie dojechał, powiedział, żeby jechał swoje. Jadę. Na długiej szutrówce nie widzę przed sobą nikogo - w grupie jechaliśmy na tych odcinkach ok 35-38kmg, sam nie daję rady szybciej niż 30. Dojazd do trudniejszego fragmentu, kawałek łąki, troszkę błotka i dochodzi mnie jeden zawodnik - niestety szybko mi ucieka i nie daję rady go gonić. Powoli zaczynam tracić siły, do tego bukłak przestał podawać wodę - przewiduję, że wężyk się zakręcić :/ Jest naprawdę gorąco i zaczynam odczuwać braki płynów. Na podjeździe przy ogrodzeniu, na którym na pierwszej pętli zgubiłem Pawła, dochodzi mnie Hanka W i od tej pory jedziemy razem. W międzyczasie czuję delikatne kurcze przy kolanie - podobnie jak w Głuszycy, ale daję radę je rozjechać. Jedziemy razem, dobrze nam się współpracuję, na bufecie wspólnie zatrzymujemy się - wypijam całego powerade'a na raz i robię wielki błąd - nie biorę drugiego na zapas. Bufet numer 3
© ktone
Jedziemy razem jeszcze kilka kilometrów, aż do najtrudniejszego podjazdu - na pierwszych metrach zawodnik przede mną staje i muszę zejść z roweru - za wysoko podnoszę nogę i łapie mnie kurcz - ból nie do wytrzymania, kładę się i mam ochotę wycofać się - na szczęście kolejni zawodnicy, którzy mnie mijają, dopingują mnie. Po kilku minutach udaje mi się przełamać i wchodzę na "szczyt", na zjeździe jest już lepiej, kurcz ustępuje, ale noga boli. Kolejne kilometry to ciężki kawałek chleba, kilka krótkich, ale stromych hopek - jadę, a właściwie wlokę się. Na jednym ze zjazdów czuję, że przednie koło dziwnie się zachowuje - nie mogę skręcać, rzut okiem na oponę - flak.. Zrezygnowany siadam na trawie i klnę pod nosem. Wyciągam pompkę i postanawiam dopompować, nie zmieniać gumy - mija mnie Fibro. Wsiadam na rower i szybko go doganiam. Jedziemy razem, trasa jest kapitalna, niestety jestem w takim stanie, że nie doceniam uroku miejsc, które mijamy i ścieżek, które pokonujemy. Ja jednym z podjazdów mija nas Skała. Na płaskim odcinku uciekam Pawłowi, mijam mostek - gość krzyczy 3,5km do mety - szybkie szutry, staram się przyśpieszyć, ale nie udaje mi się wyciągnąć więcej niż 25kmh. W pewnym momencie mija mnie Fibro na kole jakiegoś gościa, dołączam się, chłopaki wpadli w piach jakieś 300metrów przed metą i w ten sposób wygrywam finish.
Na mecie od razu spotykam Magdę i brata, cała ekipa siedzi nad rzeczką. Magda przynosi mi jedzenie - okazuje się, że jest wybór! Opłukuję się w rzece, przebieram i czekamy na tombolę.
Bardzo fajny maraton, ciekawa trasa - chociaż moim zdaniem za dużo było szybkich szutrów, na których jeżdżą pociągi;) świetna atmosfera, niestety dopadł mnie pech i to w ilości hurtowej. Wielka szkoda, na mecie byłem niesamowicie rozczarowany, miałem ścigać się z Pawłem (który pojechać świetnie), a wyszło tak, że ostatnie kilometry walczyłem ze sobą. Pokonało mnie lekkie odwodnienie. Muszę coś poradzić na kurcze - łykam magnez, a problem nadal jest.
Czas: 4:17:59 (z licznika 4:07 - czyli straciłem na samych postojach 11minut)
MOpen: 53/66 M2: 16/17
Rating 74,2/74,2
Hanka Wróblewska, z którą jechałem spory kawałek drugiej pętli, wygrała giga wśród pań z czasem 4:08, startuje oczywiście z pierwszego sektora.
Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Teren, W towarzystwie, XTC
Z Bratem
Piątek, 6 sierpnia 2010 | dodano: 07.08.2010 | Rower:Giant XTC | temp 28.0˚
dst9.13/3.00km
w00:24h avg22.82kmh
vmax37.50kmh HR /
Kilka km z bratem, musiał się przejechać, sprawdzić ustawienie siodła po zmianie sztycy.
Kategoria 000-050, W towarzystwie, XTC
Cafe Rosso
Środa, 4 sierpnia 2010 | dodano: 04.08.2010 | Rower:Giant XTC | temp 22.0˚
dst104.32/48.30km
w05:09h avg20.26kmh
vmax37.90kmh HR /
Prognozy dobre, umówiliśmy się z Magdą, że pojedziemy wycieczkowym tempem na ciastko do Złotokłosu. Pogoda za oknem dobra do jazdy, sporo chmur, lekko ponad 20stopni i lekki wiatr. Ruszyliśmy przez Kabacki, Konstancin i Czarnów, lasem zielonym do Zalesia i dalej czerwonym w stronę Złotokłosu. W lesie sporo kałuż po ostatnich deszczach, Magda zaliczyła glebę i upadła prosto w jedną z nich przy próbie ominięcia - była cała morka;p Magda po upadku
© ktoneKolejka wąskotorowa
© ktone
Kupiliśmy ciastka w cukierni Cafe Rosso i pojechaliśmy na działkę Magdy, gdzie posiedzieliśmy troszkę. Rozleniwieni zebraliśmy się w drogę powrotną, ale oboje nie mieliśmy ochoty jechać, a raczej położyć się i spać:) jednak udało się dotrzeć na Kabaty, odprowadziłem Magdę i ruszyłem do domu. Jechało mi się fatalnie, postój na jedzenie niewiele pomógł, ostatnie kilometry dosłownie czołgałem się - nie wiem co się dzieje. Przy próbie mocniejszego depnięcia lekki ból ścięgna przy prawy kolanie - mam nadzieję, że przejdzie do niedzieli.
Kategoria 100-?, Teren, W towarzystwie, XTC
MTB Marathon - Głuszyca
Niedziela, 1 sierpnia 2010 | dodano: 02.08.2010 | Rower:Giant XTC | temp 28.0˚
dst68.03/60.00km
w04:56h avg13.79kmh
vmax51.70kmh HR /
Już w Szydłowcu zdecydowałem, że pojadę na prawdziwy górski maraton do Głuszycy - umówiliśmy się na podróż z Pawłem i Jarkiem, dołączył do nas Robert z Mińska. Paweł połamał ramę w Skarżysku i w Głuszycy pojedzie na nowej rami i amortyzatorze - Spec i Reba Team. W Głuszycy byliśmy dzień przed zawodami, wieczorem odebrałem numer startowy i pozostało już tylko czekać na start. Na kwaterze mieliśmy zacne towarzystwo - kilka osób z czuba:) Rankiem Jarek podjął decyzję o rezygnacji ze startu z powodu problemów ze zdrowiem - zamierzaliśmy wracać po maratonie, a nie tak jak pierwotnie, zostać do poniedziałku. Z kwatery wyjechaliśmy przed 10, ruszyliśmy na start GIGA. Po przejeździe wszystkich czas na krótką rozgrzewkę, natomiast Jarek szykuje się do roli fotografa:) Przed 11 ustawiamy się z Pawłem w sektorze - ostatnim, do tego stajemy na samym końcu - będzie sporo wyprzedzania.
Start punktualnie o 11, ruszamy bardzo powoli, wyjeżdżamy na asfalt, jedziemy przez Głuszycę i dalej przez Łomnice, tempo nie jest wysokie, ale wyprzedzam masę ludzi. Po wjechaniu "w teren" ciągle lekko pod górę, miejscami robi się stromiej, ale cały czas przesuwam się do przodu. Po wjechaniu na przełęcz pierwszy bardzo szybki zjazd, tego się najbardziej obawiałem przed startem, miejscami czuję, że jest za szybko. Kolejny podjazd, zjazd, jest pierwszy bufet - oglądam się za siebie i szukam Pawła, ale nie widzę - biorę powerade, banana i jadę. Trasa skrajem niewysokiej góreczki, prowadzi raz w dół, raz w górę i kończy się singlem w dół, kilka osób sprowadza, jest ślisko - dupa za siodło i zjeżdżam. Szybkiej zjazdy po łąkach, mijam Jarka, który strzela fotki, przejeżdżam obok naszej kwatery, dalej w dół i dojeżdżamy do stadionu w Głuszycy - drugi bufet, 20km.
Wjeżdżamy na lekki podjazd, jedzie mi się świetnie, wyprzedzam, po kilku minutach wspinaczki wypłaszczenie, seria szybkich zjazdów, lekki podjazdów, kilka kałuż - gdzieś w międzyczasie mijają mnie pierwsi zawodnicy z GIGA - ekipa JPG2. Odbijamy w prawo na pierwszy dla mnie bardzo trudny zjazd - korzenie, kamienie i ostro w dół, na szczęście zjazd nie jest długi, udaje się zjechać, ale adrenalina skoczyła:) Odbicie na asfalt i dojazd do trzeciego bufetu - tutaj robię dłuższy postój, jem banany, suszone owoce, biorę powerade ze sobą - picie z bukłaka gotuje się w wężyku;) Dalej trasa jest dość lekka i szybka, aż do podjazdu pod Niczyją - jest stromo, cieszę się, że mam 34 z tyłu, wszyscy podchodzą, ja mam ambicję to podjechać, powolutku, jakieś 5-7kmh mijam kolejnych zawodników, na lekkim wypłaszczeniu mija mnie chyba Kaiser - różnica tempa niesamowita! Przed szczytem odpuściłem, nie dałem rady podjechać całości. Przyszedł czas na zjazd - droga początkowo szybka, szutrowa, z czasem robi się bardziej kamienista i muszę zwalniać, dopiero za chwilę orientuję się, że wszyscy jadą obok, po trawie. Zjazd na Przełęcz Sokolą i kolejny ciężki podjazd pod Schronisko przy Sokolicy, tutaj jest sporo ludzi, którzy kibicują i wspierają:) Przed schroniskiem mam mały kryzys, muszę się zatrzymać, łykam żel, który kupiłem przed startem, kawałek podprowadzam, ale dalej wjeżdżam. Od schroniska jedziemy w dół, początkowo łagodnie, później robi się stromiej, sporo kamieni, szlak jest wąski, znowu dupa za siodło, hamulce aż skrzypią - boję się o obręcz, bo nagrzewa się strasznie, na końcu zjazdu bolą mnie palce od zaciskania klamek, ale satysfakcja jest wielka:) Powrót na Ziemię - podjazd! Długi, bardzo długi podjazd pod Przełęcz Kozie Siodło, na której ustawiony jest czwarty i jednocześnie piąty bufet - to miejsce będziemy przejeżdżać dwa razy. Zatrzymuję się na chwilkę, łykam banany, owoce i powerade.
Zjazd z Koziego Siodła początkowo po fragmencie obfitującym w kałuże i korzenie, wpadam w jedną z tych kałuż, błoto po piasty, cudem ratuję się przed lotem przez kierownicę, wyprzedza mnie młoda zawodniczka, dalej jest szybko i staram się ją dogonić. Dojeżdżam do asfaltu na Przełęcz Jugowską i pruję w dół >50kmh, o dziwo ciężko dokręcić szybciej, zjazd jest długi, robi się nawet przyjemnie chłodno, ale nie trwa to zbyt długo, ostry skręt w prawo i jest znowu na podjeździe pod Kozie Siodło. Podjazd jest dla mnie bardzo ciężko, są odcinki o bardzo dużym nachyleniu i kilka razy podprowadzam. Wyczerpany, dosłownie ledwo żywy dojeżdżam do bufetu, gdzie spędzam chyba pięć minut - jem, piję i jeszcze więcej jem. Zawodnicy obok wyglądają podobnie:D Przed nami podjazd pod Wielką Sowę - gwóźdź programu. Początkowo szlak (rowerowy) jest trudny technicznie, jedziemy po sporych kamieniach i trzeba uważać, żeby się nie zatrzymać, bo może być ciężko później ruszyć. Łapią mnie skurcze przy kolanie - dziwne miejsce:/ Później jeszcze kilka razy łapią mnie w tym miejscu, zatrzymuję się i masuję nogę. Jednak po jakimś kilometrze ścieżka się wypłaszcza i jedzie się zdecydowanie łatwiej, mijam całą masę turystów, którzy serdecznie dopingują - to naprawdę przyjemne:) Wjeżdżam na szczyt i odbijam w lewo na zjazd, ale jaki zjazd! Kamienie, kamienie i jeszcze raz kamienie, do tego sporo korzeni. Miejscami zastanawiam się, co ja tu robię? Nawet nie próbuję się zatrzymać i zejść z roweru, bo pewnie bym przeleciał przez kierownicę - cały czas dupa na kole i pełna koncentracja, udaje się zjechać i jestem z siebie dumny:) Dla mnie to wielka osiągnięcie:) Oczywiście na zjeździe minęło mnie kilka osób i to w takim tempie, że aż mi było głupio, ale technika przyjedzie wraz z kolejnymi startami:) Dalej podjazd pod Małą Sowę i kolejne zjazdy, w tym jeden killer w gęstym lesie po korzeniach - bolały mnie już dłonie i stopy;) Szybki zjazd po szutrach, króciutko po asfalcie i kolejny podjazd, a właściwie podejście - trasa wąska, kamienista, trochę błota, ale po lekkim wypłaszczeniu wsiadam na rower i podjeżdżam, podobnie z resztą jak zawodnicy, z którymi jadę. Podjeżdżamy do miejscowości Grządki i postój na bufecie numer 6. Od obsługi słyszę - 7km do mety, połowa w górę, połowa w zjazdów. Na bufet podjeżdża Dorota, którą poznałem na starcie, szybko odjeżdża - ambicja robi swoje i próbuję ją gonić. Na pierwszych kilometrach jest faktycznie generalnie w górę i uciekam Dorocie, ale na zjazdach mi ucieka - braki techniki dają o sobie znac, ostatni zjazd po błocie wzdłuż strumyka, wyjazd na szutrówkę pod Górę - słyszę Jarka, który mnie dopinguje, jakieś 500m do mety - udaje mi się wyprzedzić Dorotę i wjeżdżam na metę.Ostatnia prosta
© ktone
Jestem wyczerpany, ale jednocześnie niesamowicie zadowolony. Zjeżdżam do Jarka, czekamy na Pawła (byłem lepszy o 13minut) i we trzech jedziemy do miasteczka. Staję w kolejce do myjki, spotykam Damiana, chwilę rozmawiamy. Myję rower, jem makaron, chwilę siedzimy z Pawłem i czas zbierać się do kwatery. Czekamy na Roberta, który ostatecznie dociera do kwatery po 19, z kontuzją. Wyjeżdżamy z Głuszycy w okolicach 20, w domu jestem przed 4.
Wrażenia nie do opisania, kapitalna trasa, piękna widoki, satysfakcja ogromna:) Oczywiście wyniki mówią same za siebie - zero techniki okupione jest olbrzymią stratą, ale nie wynik był dla mnie ważny na tym maratonie:)
Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Teren, W towarzystwie, XTC
Głuszyca
Sobota, 31 lipca 2010 | dodano: 02.08.2010 | Rower:Giant XTC | temp 24.0˚
dst11.00/0.00km
w00:40h avg16.50kmh
vmax40.00kmh HR /
Dojazd do Głuszycy po numer i wypad na kolację:)
Kategoria 000-050, W towarzystwie, XTC
Nad Świdrem z Magdą
Piątek, 30 lipca 2010 | dodano: 30.07.2010 | Rower:Giant XTC | temp 25.0˚
dst65.73/27.10km
w03:28h avg18.96kmh
vmax32.90kmh HR /
Od jakiegoś czasu planowaliśmy wyjazd z Magdą nad Świder i jazdę po szlaku wzdłuż Mieni. Pojechaliśmy pociągiem do Rembertowa i stamtąd szlakiem w stronę Mazowieckiego Parku Krajobrazowego, a następnie bardzo fajnymi ścieżkami wzdłuż czerwonego szlaku, do Góraszki. Obowiązkowy postój na pierogi w Zajeździe Żywieckim i szybko na szlak. Pogoda była typowo letnia - upał, słońce, także zapasy picia kurczyły się niebezpiecznie szybko. Szlak wzdłuż Mieni spodobał się Magdzie bardzo, ale miejscami bała się jechać:) Dojechaliśmy do Świdra i dalej jechaliśmy wzdłuż brzegów rzeki. Zrobiliśmy sobie dłuższy postój w okolicach Otwocka i planowaliśmy jechać dalej szlakiem aż do Karczewa. Niestety na jednym z wąskich i piaszczystych odcinków Magda zalicza glebę i zniechęcona chce wracać do domu. Jedziemy w stronę Warszawy asfaltem, na wysokości Falenicy wjeżdżamy na ścieżkę na wale i jedziemy pod Zus. Magda do siebie, ja do centrum na pociąg.Nad Świdrem
© ktone
Kategoria 050-100, Teren, W towarzystwie, XTC
Żabia Wola
Środa, 21 lipca 2010 | dodano: 21.07.2010 | Rower:Giant XTC | temp 20.0˚
dst58.79/0.00km
w02:15h avg26.13kmh
vmax44.60kmh HR /
Udało się wyciągnąć Kondzia na wieczorny wypad do Żabiej Woli. Strasznie ciemno, gwiazdy nie świecą, powrót po 23, dobre tempo:)
Kategoria XTC, W towarzystwie, 050-100
Pochmurna niedziela
Niedziela, 18 lipca 2010 | dodano: 18.07.2010 | Rower:Giant XTC | temp 20.0˚
dst63.91/16.60km
w03:05h avg20.73kmh
vmax38.30kmh HR /
Od rana na niebie chmury, temperatura też niższa niż w ciągu ostatnich dni. Umówiliśmy się z bratem na grilla i postanowiliśmy z Magdą dojechać na działkę ciut na około. Jechaliśmy przez Podkowę, w las do Nadarzyna, szlakiem przez Sękocin. W miejscu, gdzie szlak jest pełen połamanych gałęzi Magda złapała patyk w przerzutkę i wygięła hak. Troszkę potrwało, zanim uporaliśmy się z tym i ruszyliśmy dalej do Magdalenki. Magda wygięła hak
© ktone
Z Magdalenki na działkę już asfaltami.
Po obiadku zaczęło padać, momentami mocno lało. Do domu ruszyłem przed 21, wiało, momentami mżyło. Zabrałem Magdzie bukłak i pierwszy raz z niego korzystałem - fajna sprawa:)
Kategoria 050-100, W towarzystwie, XTC