Borůvková hora

Niedziela, 1 maja 2011 | dodano: 02.05.2011 | Rower:Giant XTC | temp 10.0˚ dst26.42/21.00km w01:42h avg15.54kmh vmax53.60kmh HR 137/181

W nocy padało, od rana pogoda nie zachęca do wychodzenia. Dopiero po 10 decydujemy się na tak zwany rozjazd. Umawiamy się z Magdą, Jarkiem i Jerzym, że jedziemy na Borówkową. Na Rynku dołączają do nas Kamil i Iza z Torq. Przekraczamy granicę i jedziemy do Białej Wody w Czechach. Zielonym szlakiem pniemy się w górę. Cały czas szutrówką spokojnym tempem.

Jest odcinek, który trzeba podejść i dalej można jechać pikną leśną drogą. Pogoda znowu dopisuje, wychodzi słońce, ale temperatura waha się na poziomie 10*. Odbijamy na czerwony szlak na Borówkową. Niestety szlak jest bardzo zniszczony przez ciężki sprzęt, w nogach czujemy wczorajszy maraton, poza tym nie ma sensu się szarpać. Sporo podchodzimy. Dopiero po dotarciu do szutrówki biegnącej wzdłuż granicy, wchodzimy na rowery. Tuż przed szczytem zatrzymują nas celnicy, ostrzegają, że będą strzelać - nie bardzo rozumiemy po czesku, słyszę strzał!

Strzał z armaty, celnicy to poprzebierani Czesi, wszystko w tonie świetnego żartu. Przy wieży gra kapela, pełno ludzi - Czesi świętują:) Kupujemy borówkowy likier i zjeżdżamy. Tempo znacznie niższe niż wczoraj. Kamil pojechał pierwszy i robi nam po drodze zdjęcia:)

Jerzy pokazuje nam, jak się zjeżdża - dopiero teraz wiem, gdzie i w jaki sposób czołówka robi taką przewagę. Na zjazdach Jurek szaleje i dokręca, a my hamujemy. Trzeba nad tym popracować! Ostatni etap zjazdu to killer po korzeniach, jadę nieźle, chyba nawet lepiej niż wczoraj. Kilka chwil po mnie zjeżdża Magda - jestem z niej dumny:)

Po zjeździe jedziemy nadal w dół w kierunku Białej Wody, czerwony szlakiem, czyli dokładnie tak jak wczoraj na maratonie, z tym, że w przeciwnym kierunku. Na jednym z szybkich odcinków jadę za Jarkiem, kiedy nagle się przewraca. Wyglądało to bardzo groźnie, ale na szczęście poza otarciami nic się nie stało poważnego. Dobrze, że Jarek miał kask - uratował mu prawdopodobnie życie, bo po wypadku kask był mocno pęknięty.Od tego momentu wszyscy zachowaliśmy wzmożoną ostrożność i już bez przygód dojechaliśmy do Polskiej granicy.

Szybka kąpiel, pakowanie się i w samochód. Szkoda, że nie zostaliśmy dłużej, bo jazda po Górach Złotych daje nieskończone ilości frajdy:)


Kategoria 000-050, Teren, W towarzystwie, XTC


komentarze
Jarekdrogbas
| 07:12 sobota, 7 maja 2011 | linkuj Mistrzowska góra.Mi by wystarczyła taka jedna skromna góra do treningów i w górach lecę o 30-40% lepiej;-)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa dziec
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]