Wpisy archiwalne w kategorii

XTC

Dystans całkowity:14235.23 km (w terenie 5578.16 km; 39.19%)
Czas w ruchu:702:52
Średnia prędkość:19.63 km/h
Maksymalna prędkość:75.20 km/h
Suma podjazdów:4079 m
Maks. tętno maksymalne:207 (104 %)
Maks. tętno średnie:181 (90 %)
Suma kalorii:132759 kcal
Liczba aktywności:309
Średnio na aktywność:46.07 km i 2h 28m
Więcej statystyk

Choroba:(

Poniedziałek, 23 maja 2011 | dodano: 25.05.2011 | Rower:Giant XTC | temp 17.0˚ dst24.54/0.00km w01:10h avg21.03kmh vmax26.20kmh HR /

Praca wieczorkiem. Po drodze okazało się, że podczas weekendu strzeliła szprycha w tylnym kole:(

Z Poznania przywiozłem też lekki katar, który niestety rozwinął się w cięższe przeziębienie - zapchany nos i ból gardła. Zanosi się na to, że będę musiał odpuścić sobotni maraton w Krynicy:(


Kategoria 000-050, XTC

AMP Poznań - rozgrzewka

Niedziela, 22 maja 2011 | dodano: 23.05.2011 | Rower:Giant XTC | temp 27.0˚ dst15.00/10.00km w01:00h avg15.00kmh vmax0.00kmh HR /


Kategoria 000-050, W towarzystwie, XTC

AMP Poznań - wyścig

Niedziela, 22 maja 2011 | dodano: 23.05.2011 | Rower:Giant XTC | temp 28.0˚ dst24.64/0.00km w01:16h avg19.45kmh vmax38.20kmh HR 170/191

Nadszedł dzień wyścigu. Start dziewczyn zaplanowano na 9:30, nasz na 12:00. Oczywiście zaplanowaliśmy, że kibicujemy dziewczynom, robimy mocną rozgrzewkę i walczymy od pierwszych metrów:) Po wyjściu z hotelu okazało się, że obaj z Grześkiem mocno czujemy w nogach wczorajsze kręcenie. Mocno dopingujemy dziewczyny, podajemy im bidony. Kasia pojechała świetny wyścig zajmując 11 miejsce. Ela sporo traciła na zjazdach, których się boi, mimo to poprawiła swój wynik z poprzedniego roku. Straty do faworytek ogromne – wygrała Kasia Solus przed Weroniką Rybarczyk, czyli tak jak się każdy spodziewał ; )
Czas leci, starty mężczyzn coraz bliżej, robimy rozgrzewkę. Temperatura rośnie, prognozy mówiły o 28*, do tego piekielne słońce. O 11:40 ustawiamy się w przygotowanych ze względów na frekwencję sektorach. Przypada nam drugi sektor z trzech. Stoję w trzeciej linii, tuż za mną Gregor, a obok niego zawodnik w koszulce WKK. Odliczanie i start.
Pierwsze kilkaset metrów rozjazdu po asfalcie, lekko w górę. Doskonale zdaję sobie sprawę, że im mniej stracę na starcie, tym mniej będę tracił w korkach w dalszej części wyścigu. Niestety świadomi są tego wszyscy zawodnicy, start jest bardzo szybki. Rozbieg został wydłużony o trzy agrafki na polance i dopiero po nich następuje wjazd na pętlę. Trzymam się Grześka, ale sporo osób nas mija.

Przy pierwszym zwężeniu robi się zator, kilka osób leży, bluzgi lecą na prawo i lewo. Frustrujące jest to, że zawodnicy nie potrafią jechać bardzo prostej trasy, wszystko stoi. Pierwsza pętla mija pod znakiem przepychania się, blokowania i walki i miejsce, a czołówka ucieka.. Piszę o tym, ponieważ wyścig kończy się w momencie dubla – patrząc realnie mam szansę zrobić cztery z zaplanowanych sześciu kółek. Zostawiam gdzieś na podjeździe Grześka, mijam sporo osób, jednak kosztuje mnie to sporo sił. Druga runda i jadę już swoje, nadal jest sporo osób, ale można z nimi konkurować. W pewnym momencie widzę przy trasie Grześka – co jest? Zerwał łańcuch, szkoda:( Mogliśmy mieć powtórkę z Fortów Bema, kiedy walczyliśmy przez całą trasę. W strefie bufetu wymieniam bidon – bardzo szybko skończyło się picie, dzięki Kasia! Przy największym podjeździe na całej trasie słyszę Elę – patrzę, czy podjedziesz! Podjadę:) Na pierwszych dwóch rundach zrobiłem ten podjazd ze środka, na trzeciej już młynkowałem i młynkowałem tylko w tym miejscu. Od połowy drugiej rundy jedzie mi się już bardzo dobrze – jak zwykle za słabo się rozgrzałem. Uformowała się mała grupka, w której jadę. Wszyscy walczymy, jednocześnie wyprzedzamy kolejne osoby. Jest naprawdę dobrze. Pod koniec trzeciej rundy na podjeździe mija mnie Marek Konwa, dopiero po chwili dotarło do mnie, że po dojechaniu do mety wyścig dla mnie się kończy. Było za późno, żeby nawet próbować złapać koło, co zresztą byłoby niemożliwe. Gdybym wiedział wcześniej, że Marek jest blisko – może wykrzesałbym jeszcze trochę, chociaż wydawało mi się, że jadę na 100% cały czas. Szkoda.

Wyścig zakończył się dla mnie po trzech rundach. Jestem jednak zadowolony ze swojej jazdy. XC to zupełnie inny wysiłek, a ja zdecydowanie bardziej preferuję długie dystanse, tym bardziej, że praktycznie na każdym maratonie zaczynam jechać swoje dopiero po jakimś czasie. Szybki start to mój największy problem. Start w AMP dał mi solidną lekcję pokory, zobaczyłem jaki jestem słaby i jak szybko można jechać. Poza tym impreza udana, świetnie spędzony czas i ciekawe doświadczenie.
Po obiedzie, prysznicu i pakowaniu, szybka droga na pociąg i do domu.


Kategoria 000-050, Imprezy / Wyścigi, XTC

AMP Poznań - objazd trasy i rozgrzewka

Sobota, 21 maja 2011 | dodano: 23.05.2011 | Rower:Giant XTC | temp 25.0˚ dst51.86/25.00km w02:57h avg17.58kmh vmax54.60kmh HR /


Kategoria 050-100, W towarzystwie, XTC

AMP Poznań - czasówka

Sobota, 21 maja 2011 | dodano: 23.05.2011 | Rower:Giant XTC | temp 25.0˚ dst7.60/6.00km w00:23h avg19.83kmh vmax54.60kmh HR 181/191

Dzień zaczynamy dość wcześnie – cza sówka dziewczyn startuje o 10, o 9:50 trasa ma być zamknięta, więc trzeba być wcześniej, żeby przejechać trasę w całości. Jedziemy z Gregorem około 9 i wjeżdżamy na trasę. Okazało się, że na wczorajszym objeździe nie zaliczyliśmy jednego odcinka, najtrudniejszego zresztą:) Jest jeden zjazd piachu, a chwilę później ostre siodło. Zawahaliśmy się, jednak okazało się, że zjazd jest prosty, jedynie kiepsko wygląda.
O 10 ruszyły pierwsze dziewczyny. Z Gregorem stoimy na trasie i obserwujemy przejazdy kolejnych zawodniczek. Od razu widać ogromną przepaść między faworytkami i resztą dziewczyn. Oczywiście dopingujemy dziewczyny z naszej sekcji, a szczególnie Kasię Laskowską i Elę Molendę. Okazało się, że Kasia przestrzeliła zakręt i straciła około 20-30 sekund, mimo to, wykręciła bardzo dobry czas. Ela ciut gorzej, bo zjazdy to nie jest jej mocna strona, ale była zadowolona. Trzecia reprezentantka UW Asia pojechała słabo.
Po zjechaniu z trasy ostatniej zawodniczki, robimy ostatni objazd, mocną rozgrzewkę i czekamy na swoją kolej. Startuję o 12:43:30, Gregor kilkanaście minut po mnie. Odliczanie do startu, sygnał dźwiękowy i start!
Runda zaczyna się długim rozbiegiem po polance, zaczyna się pierwsza część trasy, trudniejsza. Jedzie mi się całkiem nieźle, cały czas puls >185, szybko zalewam się potem bo jest bardzo gorąco, tracę oddech, ale jadę dalej na 100%. Wszystkie podjazdy i zjazdy robię bezbłędnie, jedynie na piaszczystym zjeździe podpieram się. Na jednym ze zjazdów blokuje mnie zawodnik, który jechał przede mną, ale na podjeździe od razu go mijam, mijam również drugiego, szybki zjazd, przecinamy asfalt.. i zostaję zatrzymany przez obsługę wyścigu. Nie wiem co się dzieje, niewiele do mnie dociera, dopiero po kilku chwilach sprawa się klaruje – sędziowie podjęli decyzję od powtórzeniu czasówki, ponieważ kilka osób pomyliło trasę i w efekcie sobie skrócili. Wszystko wyszło na jaw dopiero po tym, jak okazało się, że Marek Konwa nie jest pierwszy w wynikach : )
Sporo „ciepłych” słów poszło w kierunku organizatorów, ale myślę, że zawodnicy, który skrócili są sami sobie winni – było wystarczająco dużo czasu, żeby zapoznać się z trasą, większość nie miała problemów z oznakowaniem. Regulamin jest prosty – skracasz trasę – DSQ. Jestem zły, straciłem rozgrzewkę i 2/3 trasy przejechanej na max. Drugie podejście wypada dopiero po trzech godzinach. W tym czasie zdążyłem oczywiście zgłodnieć;)
Tuż po 14 czasówka rusza, na trasę ruszają zawodnicy, którzy jeszcze nie startowali, pozostali muszą powtórzyć swój przejazd. Dopingujemy z dziewczynami Gregora na jednym z podjazdów – Grzesiek jest bardzo mocny na podjazdach! Wykręca czas 22:58. Pora szykować się na mój przejazd. Do rozgrzewki podchodzę jakoś bez entuzjazmu. Przychodzi moja kolej.
Ruszam jakby mniej dynamicznie niż poprzednim razem. Jedzie mi się dobrze, ale mam wrażenie, że jadę sporo wolniej niż poprzednio. Jestem niezwykle zaskoczony, kiedy mijam miejsce, w którym zostałem zatrzymany przy pierwszym przejeździe i patrzę na czas – jakieś 20sekund lepiej. Na podjeździe dziewczyny i Grzesiek mocno mnie dopingują, co dodaje mi mocy : ) Druga część rudny jest znacznie łatwiejsza i przejeżdżam ją bez problemu. Wyprzedziłem dwie osoby i dwie osoby wyprzedziły mnie, jednak nikt nikomu nie przeszkadzał. Wpadam na metę z czasem 22:46.
Jestem bardzo zadowolony, dałem z siebie 100%, o czym świadczy średni puls 181bpm, nie popełniłem większych błędów technicznych – jednym słowem pojechałem na miarę swoich możliwości i jestem zadowolony. Później okazało się, że zająłem 76 miejsce na 172 sklasyfikowanych, Gregor był kilka pozycji za mną. Spory tłok w okolicach 22-23 minut, czyli będzie dużo zawodników na podobnym poziomie. Ja jednak boję się o korkowanie trasy. Wiadomo przecież, że jedni są mocni na podjazdach, inni świetnie sobie radzą na zjazdach, a trasa jest wąska.
Korzystając z pobytu w Poznaniu, umówiłem jeszcze przed wyjazdem z Jackiem, że atakujemy po czasówce Dziewiczą Górę. Sporo czytałem o tym miejscu i chciałbym je poznać. Niestety opóźnienia zmusiły nas do zmiany planów i umówiliśmy się na piwo: ) Pojechaliśmy nad Rusałkę, gdzie spotkaliśmy również Michała i Krzyśka. Zaczęło się robić ciemno i ruszyliśmy do domu, Jacek odprowadził mnie do hotelu. Dzięki za spotkanie : )


Kategoria 000-050, Imprezy / Wyścigi, XTC

AMP w Poznaniu - objazd trasy

Piątek, 20 maja 2011 | dodano: 23.05.2011 | Rower:Giant XTC | temp 20.0˚ dst18.20/15.00km w01:08h avg16.06kmh vmax46.90kmh HR 138/174

Za namową Gregora zgłosiłem się do sekcji kolarskiej AZS. Po całkiem udanym starcie ma Fortach Bema – Akademickich Mistrzostwach Warszawy – dostałem „powołanie” od szefa sekcji na AMP w Poznaniu.
W Poznaniu mieliśmy zarezerwowane pokoje w hotelu już od piątku, więc skorzystaliśmy z tego i na miejscu byliśmy popołudniu, po 4 godzinach w pociągu. Szybki obiad i ruszyliśmy z Gregorem na trasę. Park Cytadela, w którym wytyczona została trasa, znajduje się kilkaset metrów od hotelu. Trasa niestety nie była oznakowana dokładnie, wisiały jedynie strzałki, więc przejechaliśmy ją tylko fragmentami. Mimo to mieliśmy obraz tego, co nas czeka. Trasa jest szybka, interwałowa z kilkoma długimi prostymi, nie brakuje stromych, ale krótkich podjazdów i zjazdów, na których trzeba zachować czujność, jest też fajny zjazd torem 4cross. Mimo to, mam wrażenie, że trasa jest łatwa, brakuje naprawdę trudnych odcinków. Objazd trasy kończymy wraz z nadchodzącą burzą – w nocy porządnie popadało, ale nie boimy się o trasę – jest szybka, twarda i musiałoby padać ze dwa dni, żeby było błoto.
W hotelu mieszkają chyba wszyscy zawodnicy, a jest ich niemało – około dwustu chłopaków i siedemdziesiąt dziewczyn. Pętla jest długa – wg organizatorów około 7,5km, ale dwieście osób to zdecydowanie za dużo. O kolejności na linii startu ma decydować wynik z jutrzejszej czasówki. Niekwestionowanym faworytem jest oczywiście Marek Konwa, a wśród dziewczyn – Kasia Solus oraz Weronika Rybarczyk.


Kategoria 000-050, W towarzystwie, XTC

Podkowiańskie single

Czwartek, 19 maja 2011 | dodano: 19.05.2011 | Rower:Giant XTC | temp 24.0˚ dst54.05/31.48km w02:15h avg24.02kmh vmax40.90kmh HR 145/170

Ten tydzień zupełnie przespałem:( Troszkę na głowie miałem, ale chcieć to móc, a mi wyraźnie czas uciekał przez palce. Udało się dziś urwać na trzy godzinki i w las:)

Wybrałem kierunek Podkowa Leśna. Trzeba sprawdzić sprzęt przed weekendem. Koło kręci się super, nowe okładziny w przednim hamulcu tchnęły jakby drugą młodość w hebel - żyleta! Prymitywne uszczelnienie pancerzy póki co nie upośledza pracy przerzutki, więc jest ok:)

Pokręciłem się po ścieżkach jedynie na odcinku Podkowa - rzeczka w Strzeniówce - dalej szlaki są i tak rozkopane przez konie, najciekawsze odcinki są przy trasie na Nadarzyn:)

Wracają do domu przegrałem ze swoją słabością i zatrzymałem się w Brwinowie na ciastko :)


Kategoria 050-100, Teren, XTC

MTB Marathon - Zabierzów

Niedziela, 15 maja 2011 | dodano: 16.05.2011 | Rower:Giant XTC | temp 7.0˚ dst100.00/75.00km w05:55h avg16.90kmh vmax60.00kmh HR 156/188

Maraton w "podkrakowskich dolinkach" od samego początku zapowiadał się bardzo ciekawie. Prognozy niestety nie pozostawiały złudzeń - będzie zimno i mokro. Wszyscy jednak mieliśmy nadzieję, że będzie podobnie jak w Złotym Stoku - prognozy swoje, a pogoda swoje.

Wyjazd w sobotę, jedziemy z Jarkiem, Pawłem i Tomkiem Kuczewskim, nocleg mamy w Ojcowie. Okolica bardzo malownicza, a sam ośrodek pięknie położony. Spotykamy Alberta i Asię. Wieczorem zdążyliśmy jeszcze podjechać do biura zawodów, gdzie spotkaliśmy team biketires.pl. Damian chwali się niebieską naklejką - mam nadzieję, że to jednak żart. Później okazuje się, że faktycznie wybrał dystans Mega - szkoda. Szybka kolacja i spać. Prognozy niestety się sprawdzają i w nocy pada. Pobudka dość wcześnie, wyglądam
od razu za okno - przejaśnia się - jest nadzieja! Kilka minut po 9 wyjeżdżamy z Ojcowa, niestety pogoda się zmienia, niebo zachodzi ciemnymi chmurami i zaczyna lekko kropić. Na miejscu startu robimy szybką rozgrzewkę, kupuję na wszelki wypadek klocki hamulcowe - mogą się przydać. Stajemy w sektorach - chłopakom przypadł IV - mi przysługuje III. Już w sektorze poznaje mnie Adam - chwilę rozmawiamy i zbliża się start.

Ruszamy! Początek po asfalcie, jest dość wąsko, ale bardzo szybko zaczynamy podjazd, który rozciąga peleton. Słabo mi się jedzie, sporo osób mnie wyprzedza, ale staram się trzymać Pawła. Widzę też Michała Osucha - w Złotym Stoku objechał mnie o kilka minut i mam w głowie plan, żeby powalczyć z nim. Pierwszy zjazd, dość szybki, ale śliski. Jadę za Pawłem, próbuję wyprzedzić i przestrzelam zakręt. Dobrze, że były tam krzaki, szybko wracam na drogę. W końcu jednak mijam Pawła, Michała i zatrzymałem
się za starszym gościem. Zjeżdża bardzo powoli, dopiero za chwilę widzę, że jedzie na bardzo wąskich oponach. Próbuję wyprzedzić bokiem po trawie, jest ślisko, moment nieuwagi i zaliczam szlif. Na szczęście po trawie. Zbieram się i jadę dalej - wiem, że muszę szybko zgubić tego gościa.

Zaczynamy podjazd, jest momentami dość stromo, nawet na chwilę schodzę z roweru. Wyprzedza mnie Paweł - kolejne kilka kilometrów jedziemy razem. Jest z nami również Michał. Trasa jest bardzo zróżnicowana. Strome podjazdy, szybkie śliskie zjazdy i asfaltowe łączniki. Pogoda ciągle się psuje, pada coraz bardziej, a temperatura spada. Na pierwszym bufecie jestem po 1:15 i spędzam tam trochę czasu - ruszam dopiero, kiedy widzę Michała. Przez kolejną około godzinę jedziemy sporo grupą - sporo prowadzę, szczególnie na zjazdach. Staram się jechać uważnie, wydaje mi się, że jadę zachowawczo, a mimo to zwiększam dystans do goniących mnie chłopaków. Około drugiej godziny mam poważny kryzys. Poważnie myślę o wycofaniu się - stopy mi przemarzają, podobnie dłonie, błoto zakleja i oczy, a zanosi się, że będzie tylko gorzej. Jednak widok kolejnych wyprzedzanych osób mnie motywuje, szczególnie tych mijanych na zjazdach:)

Na drugi bufet dojeżdżam po ponad 3 godzinach - po drodze brakowało bufetu, dystans między 1 i 2 to około 40km - w takich warunkach to naprawdę dużo. Przy stołach widzę Justynę Frączek - awaria? Chyba poczuła na sobie mój wzrok i szybko ruszyła;) Łapię żel w garść, uzupełniam bidon i zaczynam pogoń. Kolejne kilometry przebiegają po pięknym gęstym i bardzo ciemnym lesie. Dość szybko dojeżdżam do Justyny i z łatwością wyprzedzam - chyba za cienko się ubrała i marznie, bo nie widzę innego powodu słabego tempa. Jadę dalej. Mijam chyba najgorszy fragment trasy - płaski odcinek po leśnej drodze pokrytej piachem. Zupełnie jak w mazowieckich lasach. Kawałek muszę
prowadzić :( Dopiero od zawodnika, którego chwilę później mijam, dowiaduję się, że ten las to pozostałość po Pustyni Błędowskiej. To zmienia postać rzeczy, cała przyjemność po mojej stronie:) Kolejne kilometry są dość łatwe i szybkie, niemniej warunki są ciężkie. Na jednym ze zjazdów stoi zawodnik i pokazuje nam, że trzeba skręcić - okazuje się, że przestrzelił zakręt, który znajdował się dosłownie tuż za strzałkami - na szybkim zjeździe powinna być informacja ciut wcześniej. To było jednak jedyne źle oznakowane miejsce na trasie. Gdzieś w międzyczasie przestaje mi działać licznik - próbuję zlokalizować przyczynę, w końcu chować go do kieszeni.

Nagle z prawej strony wyjeżdżają zawodnicy - zastanawiam się, czy nie pomyliłem trasy. Jeden z zawodników nawet zarzuca mi skracanie. Rzut okiem na numer startowy i wszystko jasne - połączyliśmy się z megowcami. Różnica w tempie jest delikatnie mówiąc znaczna. Gorzej, że różnice są również w umiejętnościach jazdy w błocie, którego nie brakuje. Momentami jest niebezpiecznie i cały czas staram się wyprzedzać. Dojeżdżam do ostatniego - trzeciego bufetu. Łykam dwa żele, widzę zawodnika Cyklotrampu, jest czerwona naklejka - jest cel! Później w wynikach sprawdziłem, że był to Janek Szczepański. Ktoś pyta obsługę bufetu - swoją drogą obsługa na bufetach tego dnia była rewelacyjna! - a więc ktoś pyta - ile do mety - jakieś 19km. Pomyślałem sobie, pewnie godzinka wystarczy.

Zaczynamy podjazd, wszyscy idą, tylko Janek i ja jedziemy, jednak szybko go mijam i jadę swoje. Na wypłaszczeniu stoi zawodniczka z łańcuchem w ręku i pyta czy mam spinkę. Przeżyłem coś podobnego na maratonie w Rabce - od tamtej pory wożę ze sobą zapas. Oczywiście zatrzymuję się. Zanim udało się wyciągnąć spinkę, mijają jakieś dwie minuty - palce mam sztywne z zimna! Cyklotramp oczywiście mnie mija w międzyczasie, ale zaraz ruszam i doganiam go. Następne kilometry to walka z błotem, wiatrem i próba utrzymania się na kołach pędząc po gliniastych polach. Nie podoba mi się ten odcinek - jakby wydłużanie dystansu na siłę, bo ewidentnie kluczymy po tych polach. Wszystko to jednak wynagradza nam przepiękny widok jurajskich skałek w jednej z dolinek. Gdybym miał aparat, zatrzymałbym się zrobić zdjęcie! Na cały głos wyraziłem swój zachwyt niezbyt kulturalnym "ja pier... ale pięknie!", czym rozbawiłem jadących obok:)

Kawałeczek dalej na szutrowym podjedzie mija mnie Michał Wojciechowski - musiałem go gdzieś na trasie minąć, kiedy naprawiał rower. Łokieć we krwi, zaciśnięte zęby. Okazało się, że złapał gumę, skuwał łańcuch, a przede wszystkim jechał na krótko, co przy temperaturze 7* i deszczu nie jest optymalnym wyborem. Jedziemy sporo razem, jest to głównie asfalt, na szutrowym zjeździe uciekam. Pojawia się tabliczka "5km do mety". No w końcu. Mam już serdecznie dosyć! Jednak ostatnie kilometry nie są
nudne - wymagające zjazdy w wąskich dolinkach. Na błotnistym zjeździe dostrzegam przed sobą wśród idących jednego zawodnika, który całkiem sprawnie zjeżdża - to musi być gigowiec! Za punkt honoru stawiam sobie przegonienie tego gościa. Nie zniechęca mnie nawet totalny głód, który opanował moj brzuch. Pogoń była szybka, momentami wręcz brawurowa, jednak cały czas pod kontrolą. Najciekawszy był krótki stromy zjazd pokryty niesamowicie śliskim błotem. Nawet nie myślałem o zjechaniu tego. Ciężko
mi było nawet zejść.. Kawałek dalej zaczynamy zjazd rzeką! Woda po osie, na dnie kamienie. Oczywiście takie miejsce skupiło uwagę fotografów;) Doganiam wreszcie zawodnika w żółtej kurtce. Wyjazd z rzeczki na asfalt i kilkaset metrów do mety. Kreskę mijam z nietęgą miną, jednak ogromną radością w sercu - nareszcie koniec!

Tomek jest już na mecie, grzeje się w samochodzie. Szybko przebieram się w suche ciuchy. Szkoda, że nie ma się gdzie umyć, chociaż twarzy - wyglądam komicznie w masce z błota:) Zjadam dwie porcje makaronu, grzeję się przy ognisku i witam na mecie Pawła. Zastanawiałem się, jak mu pójdzie - w takich warunkach osoby noszące okulary mają niemały problem! Kilka minut po Pawle wpada Jarek. Ten gość jest niesamowity - blisko 7 godzin w błocie, a jemu uśmiech nie schodzi z twarzy:) Podobnie Albert, którego spotykamy już przy samochodach. Pakujemy się do samochodu, przy okazji brudząc go doszczętnie i jedziemy do Ojcowa wziąć prysznic. Po zjedzeniu kanapek ruszamy do domu.

Trasa szybka i dość łatwa technicznie, jednak wymagająca - szczególnie na podjazdach, które były krótkie, ale strome. Pogoda zrobiła swoje i mieliśmy małe piekło - prawdziwa walka o przetrwanie! Tym bardziej dziwi mnie, że jechało mi się naprawdę rewelacyjnie. Poza szlifem na pierwszym zjeździe nie miałem żadnych przygód, na zjazdach sporo wyprzedzałem, jazda po najbardziej nawet błotnych odcinkach nie sprawiała mi większych problemów - ja nawet czerpałem z tego masę przyjemności. Czas 5:55 uważam za dobry wynik, z którego jestem bardzo zadowolony - chociaż ciężko się odnieść do czasu innych. Sporo osób miało problemy ze sprzętem, duże znaczenie
miało również odpowiednie ubranie się. Zresztą liczba osób, które nie ukończyły maratonu na dystansie giga - 54 osoby - mówi sama za siebie. Na szczęście mnie rower nie zawiódł - spisał się świetnie, a opony Rocket Ron - rewelacja! Jedyna rzecz, która mnie martwi - przez cały dystans bolały mnie plecy:(

Mój czas: 5:55:57
Open: 47/129
M2: 15/28 (wygrał Bartosz Janowski z czasem 4:24:27)

stan roweru po powrocie do domu - bez komentarza


Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Teren, W towarzystwie, XTC

Praca

Sobota, 14 maja 2011 | dodano: 16.05.2011 | Rower:Giant XTC | temp 20.0˚ dst17.00/0.00km w00:46h avg22.17kmh vmax0.00kmh HR /


Kategoria 000-050, XTC

Trening techniki z Magdą

Piątek, 13 maja 2011 | dodano: 17.05.2011 | Rower:Giant XTC | temp 15.0˚ dst30.00/12.00km w01:30h avg20.00kmh vmax0.00kmh HR /

Kilka dni temu Magda pojechała na trening "Polska na Rowerach". Sporo mi opowiadała o fajnych zjazdach ze skarpy. Postanowiłem to sprawdzić:) Prognozy na dziś były bardzo słabe, ale nie robiłem z tego problemu - najwyżej zmokniemy.

Umówiliśmy się z Magdą przy Dolince, gdzie dojechałem od zachodniego w deszczu. Zastanawiałem się, jak bardzo Magda się zniechęci - mam jednak silną dziewczynę, bo zamiast marudzenia, powitała mnie szerokim uśmiechem:) Ruszyliśmy w stronę skarpy. Jest tam fajny singiel, bardzo kręty. Dalej jest miejscówka do poskakania. Zaczynamy stromym podjazdem - niestety na końcówce ucieka mi koło. Później spróbuję jeszcze raz i efekt będzie podobny - póki co jestem po prostu za słaby. Za podjazdem krótki singiel na szczycie skarpy i zjazd. Gładki, prostu, bez korzeni, ale stromy - tyłek za siodełko. Magda niestety spanikowała i położyła się na boku;)

Potrenowaliśmy jeszcze z Magdą skakanie przez pieńki i szybkie wsiadanie na rower. Ruszyliśmy z stronę Kabackiego. W Powsinie zjeździliśmy kilka bardzo fajnych singli - jest sporo ścieżek i można się pokręcić. Są też zjazdy i podjazdy - można powiedzieć, że odkryłem Kabacki na nowo, bo do tej pory znałem ten las jedynie od strony szerokich płaskich dróg. W międzyczasie pogoda zmieniała się bardzo często, raz deszcz, raz słońce - czyżby rozgrzewka przed niedzielnym maratonem?

Zgłodnieliśmy, pojechaliśmy do Magdy i zamówiliśmy wielką pizze:)

Dystans i czas na oko, bo po raz kolejny licznik mi się zalał wodą i przestał reagować :(


Kategoria 000-050, W towarzystwie, XTC