Objazd trasy AMP w Przesiece, Przełęcz Karkonoska i schronisko Odrodzenie

Piątek, 25 maja 2012 | dodano: 29.05.2012 | Rower:Giant XTC | temp 20.0˚ dst30.00/15.00km w02:14h avg13.43kmh vmax0.00kmh HR 137/173

Nadszedł długo wyczekiwany przeze mnie wyjazd do Przesieki na drugie w mojej "karierze" Akademickie Mistrzostwa Polski. Wyjechaliśmy z Warszawy przed 21. Grzesiek Miedziński załatwił nam busa i pojechaliśmy w składzie: Edyta Cegiełka, Kasia Laskowska z Bartkiem, Mateusz Brzozowski, Magda i ja. Rowery w przyczepce, a my mogliśmy spokojnie się wyspać. W Przesiece byliśmy około 4 nad ranem. Widok z okna na Kotlinę Jeleniogórską, już nie mogłem się doczekać wyjazdu na trasę:)

Nie spaliśmy długo, śniadanie o 9, szykowanie rowerów i po 10 byliśmy już w siodle. Pojechaliśmy z Magda i Mateuszem objechać trasę. Początek Pod górę po trawie, dalej lekki zjazd z pojedynczymi kamieniami, mijamy mostek i zaczyna się techniczny podjazd po kamieniach.

Krótkie wypłaszczenie, ale nadal po kamieniach, nawrotka i trawersik pod górę. Ciężko to wjechać bo na ścieżce leży spory kamień, za niska prędkość, żeby przepchnąć, zwyczajnie brakuje siły. Dalej kawałeczek płaskim odcinkiem i nawrotka ostro pod górę. Końcówka podjazdu ciężka przez nawierzchnię - głęboką trawę.

Kawałeczek w dół po miękkiej ściółce świerkowego lasu a'la Chambery

dalej płaski kawałek z kamieniami i bardzo miękką ściółką, jak popada, to będzie ciekawie. Odcinek o tyle ciekawy, że kręty i usiany kamieniami i korzeniami. Dalej zjazd zniszczoną szutrówką z głębokimi koleinami (niebezpieczny, bo szybki i dziurawy) i odbicie w lewo na najbardziej dziki odcinek. Dziki bo mocno zacieniony, zarośnięty i mokry. Jest troszkę błotka, śliskie kamienie.

Dalej mamy ciekawy zjazd - ścieżka jest wąska, sporo kamieni, błotko. Na największej kałuży ułożono prowizoryczny mostek z patyków. Dalej jest mijanka i dojazd slalomem między kamieniami do mostku na strumieniu.

Ostry podjazd, kawałek płaskiego przez polankę, lekki zjazd i ostra nawrotka na najbardziej chyba wymagający podjazd. Jest stromo, ale jednocześnie kamienie utrudniają podjazd, tylne koło ucieka. Przez cały weekend, tylko raz podjechałem ten odcinek. Dalej jest lekko pod górę, krótki zjazd z przeprawą przez strumyk i znów podjazd. Trasa dojeżdża do szutrówką, z której odbija na wąską ścieżkę w dół usypaną kamieniami. Początek jest szybki, ale robi się stromo, kulminacja to dwa zjazdy z dropami. Naprawdę wymagający zjazd. Magda odpuszcza, mi udało się nie wybić zębów:) Zjazd kończy się na szutrówce, która prowadzi do mostku na rzece, krótki trawers i ostatni podjazd do Przesieki, znany z filmów z Mają Włowszczowką, która zjeżdżała nim do Wodospadu Podgórnej.

Trasa liczy 5,5 km, pokonujemy ją jeszcze raz. Znajomość trasy ma ogromne znaczenie. Wybór optymalnego toru i obycie ze zjazdami naprawdę pomaga. Trasa mega ciekawa, wymagająca zarówno kondycyjnie, jak i przede wszystkim technicznie. Trasa godna rangi imprezy. Do tego dochodzą kapitalne widoczki na Karkonosze i na Kotlinę Jeleniogórską z drugiej.

Po krótkim odetchnięciu, naładowaniu akumulatorów ruszyliśmy, tym razem zupełnie rekreacyjnie, na Przełęcz Karkonoską. 6km podjazdu z Przesieki.

Pogoda nam dopisała, ale na przełęczy było bardzo zimno. Podjechaliśmy więc do schroniska Odrodzenie na drugie śniadanie: naleśniki, pierogi i kawę.

Ze schronisk rozpościerają się fantastyczne widoki, zazdroszczę ludziom pracującym w takich miejscach..

Zjechaliśmy na przełęcz, strasznie wieje, ale zrobiliśmy szybko pamiątkowe zdjęcie:)

Lubię zjazdy, ale ten z Przełęczy Karkonoskiej jest wyjątkowy. Miejscami bardzo stromy, puszczenie klamek gwarantuje momentalne nabieranie prędkości 70-80kmh, co przy tak dziurawej nawierzchni jest szalenie niebezpieczne. Dobrze, że bardzo szybko jesteśmy na dole, tzn przy parkingu na Drodze Sudeckiej.

Odbijamy bowiem Drogą Sudecką w stronę Borowic i dalej do Przesieki zielonym szlakiem. Podobnie, jak rok temu. Zielony szlak jest bardzo ładny, a przy tym przyjemny, szybki, ale jednocześnie pełny kamieni i korzeni.

W pewnym momencie coś strzela mi w przerzutce i wózek przestaje napinać łańcuch. Chwilę walczę z przerzutką, ale zupełny brak doświadczenia w tej kwestii nie pozwala mi naprawić usterki, dalej jadę na przełożeniu 32x34 i co chwilę muszę poprawiać spadający, zupełnie luźny łańcuch:( Czyżby koniec ścigania? Mijamy piękny wodospad Podgórnej.

Dochodzę na piechotę do miasteczka zawodów, okazuje się, że organizatorzy (Grzesiek Miedziński i jego ekipa) zapewnili profesjonalny serwis Shimano. Chłopaki bez problemów usunęli usterkę - sprężyna napinająca wózek wypadła ze swojego miejsca - ufff!

Jedziemy do pensjonatu - DW Bałtyk (polecam, świetna gospodyni!) na obiad. Wrażenia niesamowite, piękne góry, ciekawe, wymagające ścieżki - czego chcieć więcej? Ok, przydałaby się forma;)


Kategoria 000-050, Góry, W towarzystwie, XTC

Lasek Bielański

Środa, 23 maja 2012 | dodano: 29.05.2012 | Rower:Giant XTC | temp 25.0˚ dst35.00/15.00km w01:42h avg20.59kmh vmax0.00kmh HR 137/184

Dojazd do pracy z rowerem wyjątkowo wcześnie, na miejscu byłem już o 6:45.. Nie było lekko, ale tak trzeba. Po pracy ruszyłem ścigantem w kierunku Lasku Bielańskiego - jedyne miejsce w okolicy, poza Fortami Bema, które nadaje się do testowania sprawności roweru na podjazdach i zjazdach, a zależało mi na tym po wymianie kierownicy.

Pokręciłem się po lasku i muszę jedno przyznać - jest tam wiele ciekawych ścieżek. Szkoda, że las nie jest większy, ale można zrobić spokojnie mocny trening, a i pozjeżdżać jest gdzie:) Spotkałem kilka osób, znalazłem też całkiem długi podjazd - na około 3-3,5 minuty. Wrażenia jak najbardziej na tak, szczególnie, że to rzut beretem od pracy. Powrót przez miasto do pociągu i do domu z Magdą.

Jutro wyjazd do Przesieki!


Kategoria XTC, 000-050

640 mm

Wtorek, 22 maja 2012 | dodano: 29.05.2012 | Rower:Trek SLR | temp 28.0˚ dst45.00/0.00km wh avgkmh vmax0.00kmh HR /

Dojazd do pracy pociągiem. Po pracy kręcenie po mieście - zakupy na Krakowskiej. Kupiłem kierownicę do ściganta. Witamy w klubie 640+ :) Najtańsza szeroka kierownica na rynku, do tego nie waży jakoś tragicznie dużo - Accent za 34.99,- Po powrocie do domu szybki montaż i kilka km po okolicy na próbę.

Rower zupełnie inaczej się prowadzi, trzeba się przestawić, ale mam wrażenie wyraźnie większej kontroli nad rowerem, a o to chodziło:)

Jutro próba na podjazdach i zjazdach w lasku Bielańskim.


Kategoria 000-050, Trek

AZS MTB Cup - Wrocław, Kilimandżaro

Niedziela, 20 maja 2012 | dodano: 29.05.2012 | Rower:Giant XTC | temp 28.0˚ dst20.00/15.00km wh avgkmh vmax0.00kmh HR /

W ramach rozjazdu po wczorajszym maratonie, wymyśliliśmy sobie z Magdą start w XC z cyklu AZS MTB Cup we Wrocławiu. Magdzie przydadzą się punkty do generalki, a ja pojadę treningowo. Rano nogi ciężkie, ale zdecydowaliśmy ostatecznie, że jedziemy. Do Wrocławia dojechaliśmy z małymi problemami i nie było odpowiednio dużo czasu na zapoznanie się z trasą, szczególnie, że trwał wyścig juniorów i sędziowie pilnowali, żeby nie jeździć po trasie.

W końcu wyścig się skończył i mieliśmy pół godziny na zapoznanie się z trasą. Z filmów, które promowały zawody wiedziałem, że trasa jest bardzo wąska, kręta i interwałowa. Nie spodziewałem się jednak, aż tak ciężkiej trasy. Większość podjazdów w zasadzie do zrobienia z naprawdę dużym wysiłkiem, do tego kręta z licznymi belkami, które sprawiają, że naprawdę ciężko podjechać wszystko. Zjazdy proste, twarde, ale bardzo strome. Jeden z nich za pierwszym razem odpuściliśmy. Zatrzymaliśmy się na kolejnym zjeździe na kilka chwil. Banalny w zasadzie zjazd, jakieś 3 m różnicy poziomów. Niestety Magda nadużyła przedniego hamulca i przeleciała przez kierownicę. Wyglądało to naprawdę niedobrze. Skończyło się na szczęście tylko na otarciach i stłuczeniach, ale Magda nie chciała startować - wielka szkoda:( Runda jest stosunkowo krótka, a to oznacza, że bardzo szybko będą duble..

Wyścig kobiet obserwowaliśmy zatem oboje w roli kibica.W międzyczasie spotkaliśmy Ewę, która wspierała na trasie Joasię Kur. Koniec wyścigu kobiet, dostaliśmy od organizatora jeszcze 20 minut na ostatnie przejazdy po trasie. Banan i ustawiam się na starcie. W wyścigu wystartowało 60 zawodników.

Start, początek szeroką szutrówką, rozbiegówka, żeby nie było tłoku. Trochę to śmieszne, to rozbiegówka była płaska i krotka, a pierwszy podjazd ostry i wąski. Czekałem ponad minutę, żeby w ogóle móc podbiec, drugi podjazd to samo, podobnie na pierwszych zjazdach. No tak, czyli mamy pozamiatane... Słabo mi się kręci, nogi ciężkie, zabrakło rozjechania i porządnej rozgrzewki po wczorajszym maratonie. Od połowy rundy mogę w miarę swobodnie jechać, ale moje tempo jest fatalne. Kończę pierwszą rudnę i w zasadzie mam ochotę zejść z trasy. Z nieba leje się niemiłosierny żar, opróżniam bidon. Pierwsze podjazdy i zjazdy, daję z siebie wszystko. Przez moment robi mi się słabo, przechodzą mnie dreszcze, mimo, że jeszcze przed chwilą kląłem pod nosem na temperaturę, która oscyluje w granicach 26-28*c. Nie jest dobrze.. Na płaskim łączniku oddzielającym dwie interwałowe serię hopek dublują mnie zawodnicy KTM Racing Team, w międzyczasie wyprzedzają mnie też kolejni zawodnicy, nieliczni już jadący za moimi plecami. Na metę wpadam z ulgą. Dla mnie to koniec wyścigu.

Jednym słowem, chyba najbardziej nieudany wyścig w życiu. Treningowy start w XC na trasie o takim profilu to kiepski pomysł. Szkoda tylko punktów Magdy, które mogła zdobyć stając jedynie na starcie i przejeżdżając jedno okrążenie.

Open 57/61
Elita 32/33
AZS 32/33

Dystans: zawody + rozgrzewka na oko


Kategoria 000-050, Imprezy / Wyścigi, W towarzystwie, XTC

Powerade Garmin MTB Marathon - Wałbrzych - rozgrzewka

Sobota, 19 maja 2012 | dodano: 29.05.2012 | Rower:Giant XTC | temp ˚ dst6.00/0.00km wh avgkmh vmax0.00kmh HR /


Kategoria XTC

Powerade Garmin MTB Marathon - Wałbrzych

Sobota, 19 maja 2012 | dodano: 29.05.2012 | Rower:Giant XTC | temp 24.0˚ dst83.00/80.00km wh avgkmh vmax0.00kmh HR /

Przed nami kolejne górskie ściganie, prawdziwa wyrypa! Start w Wałbrzychu, ale trasa częściowo wykorzystać ma odcinki maratonu w Głuszycy, a to gwarantuje nie lada wyzwanie. Ruszamy z Magdą w piątek po południu. Zatrzymaliśmy się w Łomnicy k. Głuszycy, w dobrze mi znanym ośrodku. Droga była długa, ale ostatnie kilometry przez Walim piękne! Góry Sowie są piękne! U Mojsy zatrzymali się również Grzesiek, Lucjan i Jarek, a także znajomi z Welodromu: Agnieszka, Grzesiek i Kazik.


Pobudka wcześnie rano, szykowanie rowerów, śniadanie i szybko ruszamy do Wałbrzycha. Udało się szybko dojechać i znaleźć dobre miejsce. Spotykam wielu znajomych i prawie cały skład teamu:). Rozgrzewamy się z Romkiem i Ulą, wchodzimy do sektorów i czekamy na start. 3..2..1.. i jedziemy!

Początek, jak zwykle w tym cyklu, spokojnie, szczególnie, że pierwszy kilometr jedziemy przez miasto. Wjeżdżamy na dziurawą szutrówkę, lekko pod górę. Zagotowałem się i tracę pozycje. Mam fatalny start.. Pierwsze zjazdy, dosyć wąsko, ale nie ma tłoku, dalej podjazdy, robi się wąsko i jest korek. Orientuję się, że jestem w ogonie, średnia wieku grupki, nie ujmując nikomu, wskazuje, że jest ze mną naprawdę słabo. Dwie kałuże, zawodnik przede mną wywija orła prosto w błotko:) Obok trasy stoi Jarek - niestety defekt. Staram się jechać swoje i nie patrzeć na innych. Kawałek dalej na wąskim zjeździe doganiam Jarka W., który akurat wygrzebuje się z krzaków po tym, jak zahaczył kierownicą o drzewo;) Zjeżdżamy do tunelu kolejowego - jedna z atrakcji dzisiejszej trasy. Ponad 1,5 km w ciemnościach rozpraszanych przez zaledwie kilkanaście reflektorów. Jest ciężko, bo jedziemy po tłuczniu, który wyrywa kierownicę z rąk. W tunelu mija mnie Ewa. Za tunelem krótkie podejście, podjazd łąką i wjeżdżamy na asfalt. Kawałek dalej jest pierwszy bufet. Zaczynam odżywać. Troszkę mnie to pociesza, po początek naprawdę fatalny. Do tego dalej czuję kolano.

Zaczynamy podjazd na Jeleniec szutrówką. Końcówka podjazdu to mocne podejście na skałki i zaczynamy pokonywać fenomenalny singielek. Momentami jest bardzo wąsko, krzaki wyrywają kierownicę, trzeba uważać na wystające pieńki, ale jest kapitalnie! Zjazd, zaliczam drugi bufet.

Podjazd na Włostową i Kostrzynę. Mijam Ewę, chwilę rozmawiamy, jedzie z nami też Sabina Rzepka. Podjazd kończy się krętym singielkiem, z którego rozpościera się wspaniały widok na ośnieżone szczyty Karkonoszy. Pięknie! Dalej singielek przechodzi w wymagający trawers, by po chwili opadać z zabójczym nastromieniem wąskimi agrafkami. Do tego nawierzchnia: luźne kamyczki i piach. Próbuję jechać dopingowany przez turystów i Sabinę Rzepkę, ale ostatecznie odpuszczam i spory kawałek, jakieś 150-200 m sprowadzam. Niżej już zjeżdżam, mijam Lucjana Maślanę. Dopiero po maratonie dowiaduję się, że to był osławiony zjazd do Sokołowska. Będę miał w tym rok jeszcze okazję zmierzyć się z tym zjazdem podczas MTB Challenge:)

Dalej przed nami podjazd pod Garniec i Kopicę. Staram się gonić Lucjana i Sabinę, słabo dziś jadę pod górę, na zjazdach też jest bez rewelacji, ale mam jednak niewielką przewagę. Inaczej sprawa wygląda na typowych szybkich szutrowych zjazdach. Mam do takich zjazdów uraz po zeszłorocznym wypadku. Nie czuję się pewnie, szczególnie, że opony Nobby Nic nie są stworzone do takich warunków. Wjeżdżam na Przełęcz Pod Szpieżakiem i odbijamy w kierunku granicy z Czechami. Równolegle na tym odcinku jadą z nami endurowcy. Po kilku chwilach nie mamy wyboru i musimy prowadzić rowery, jest bardzo stromo. Szlak wzdłuż granicy obfituje w strome podjazdy, jeszcze w dwóch miejscach prowadzę rower. Jak mamy podjazdy, to muszą być też zjazdy, a te są w większości techniczne, taki lubię:) Na jednym z podejść dogania mnie Jarek. Mijamy Siroky, Płoniec, Kościelec i Słodną i dojeżdżamy do bufetu zlokalizowanego na przełęczy.

Za bufetem zaliczamy krótką pętelkę w najbardziej oddalone od miejsca startu ścieżki górujące nad Głuszycą i Łomnicą. Szlaki w tej okolicy są bardzo strome i wymagające. Przekonałem się na własnej skórze - pokonanie pętelki o długości zaledwie 9 km zajęło mi grubo ponad trzy kwadranse! Większość tej drogi jechaliśmy z Ewą, która świetnie podjeżdża i wcale nie gorzej zjeżdża, oraz z Jarkiem W. Dojeżdżamy w końcu na mijaną już wcześniej przełęcz i zaliczamy czwarty już bufetem. Do mety pozostało około 30 km. Lekko nie będzie. Upał mocno daje mi popalić.

Za bufetem zostawiam towarzystwo i gnam zjazdami. Przecinam asfalty i zaczynam podjazd na Dzikie Turnie - brzmi groźnie;) Zjeżdżamy się z MEGOWCAMI i mkniemy szybkimi zjazdami szutrówką znaną mi z maratonu w Głuszycy 2010 - to był mój debiut w górach. Na jednym ze zjazdów czuję się wyjątkowo niepewnie, zaczynam się ratować i wytracać prędkość, niestety nie udaje mi się uniknąć lądowania w rowie, rower zatrzymuje się na kamieniach, a ja lecę przez kierownicę. Chwilę potrwało, zanim się zebrałem. Kolano boli, uderzyłem w kamień, do tego niegroźne otarcia. Kilka osób zwalnia i pyta, czy pomóc. Ewa nawet się zatrzymała. Odpowiadam, że jest ok i zaraz wstanę. Leżę jednak jeszcze chwilę. Poobijany wygramoliłem się w końcu i ruszyłem dalej, trzeba walczyć! Dopiero po chwili zorientowałem się, że zgubiłem licznik.. To już drugi w tym roku.. Na podjeździe okazuje sie, że kolano przestało boleć, tzn ból, który czułem od dwóch tygodni, ustąpił! Podjeżdżamy brukowaną drogą na Gomolnik Mały, gonię Jarka, którego mam w zasięgu wzroku.

Za Gomolnikiem wjeżdżamy znów na Jeleniec. Piękne miejsce, skałki, do tego świetne widoczki. Po krótkim, ale świetny singielku pod Rogowcem zaczynają się zjazdy. Początkowo szybkie, ale odcinkami są techniczne, na jednym z technicznych odcinków, na drodze staje mi zawodniczka z dystansu MEGA i chcąc uniknąć kolizji wybrałem lot przez kierownicę. Tym razem jednak obyło się bez obijania, wstałem i pojechałem dalej. Końcówka ostro po korzeniach, ale w siodle:) Asfalty, bufet numer V i podjazd na Przełęcz Pod Wawrzyniakiem.

Początek ostro pod górę, wszyscy prowadzimy, dochodzę Jarka. Kawałeczek dalej można już jechać, wsiadam więc na rower i kręcę. Po chwili zaczynam jeden z najfajniejszych odcinków MTB, jaki jechałem - wąski singielek trawersujący strome zbocza Jałowca. Sporo wyprzedzam, głównie MEGOWCÓW. Pod koniec tego odcinka dojeżdżam Grześka C. Dalej zjazdy do ostatniego bufetu. Jestem już zmęczony, ale jednocześnie nabrałem jakby nowej porcji energii. Razem z Lucjanem uciekamy Grześkowi, przed metą mamy jeszcze do pokonania kilka krótkich podjazdów i ciekawych zjazdów, ale trasa jest raczej interwałowa i jednocześnie ciekawa. Ostatni kilometr, szybkie szutrówki, jedziemy z Lucjanem. W pewnym momencie zastanawiam się, czy dobrze pojechaliśmy, przez kilkaset metrów na zjeździe nie ma strzałek, dojeżdżamy do głównej drogi w Wałbrzychu i wszystko jest jasne - pomyliłem trasę:( Zrezygnowani wracamy pod górę i podążamy już prawidłową drogą do mety. Po przekroczeniu mety przepraszam Lucjana za pomyłkę.

Jestem zły, głupie błędy, do tego słaba dyspozycja na podjazdach i fatalna na szybkich zjazdach. Zupełnie nie jestem zadowolony ze swojej jazdy. Wiem, że nie jestem odpowiednio przygotowany, ale mimo wszystko wierzę, że stać mnie na więcej. Strata do kolegów z teamu duża, wstyd trochę..


Kategoria 050-100, Góry, Imprezy / Wyścigi, W towarzystwie, XTC

Spacerek po mieście

Czwartek, 17 maja 2012 | dodano: 28.05.2012 | Rower:Trek SLR | temp 14.0˚ dst20.00/0.00km wh avgkmh vmax0.00kmh HR /

Spokojne kręcenie po mieście i załatwianie spraw..


Kategoria 000-050, Trek

Merida Mazovia MTB - Legionowo rozgrzewka

Niedziela, 13 maja 2012 | dodano: 15.05.2012 | Rower:Giant XTC | temp ˚ dst10.00/0.00km wh avgkmh vmax0.00kmh HR /


Kategoria 000-050, W towarzystwie, XTC

Merida Mazovia MTB - Legionowo

Niedziela, 13 maja 2012 | dodano: 15.05.2012 | Rower:Giant XTC | temp 12.0˚ dst82.00/78.00km w03:14h avg25.36kmh vmax47.70kmh HR /

Po zeszłotygodniowej kontuzji kolana, siłą rzeczy odpuściłem treningi w tygodniu. Mimo to wiedziałem, że będzie bolało..

Na maraton Mazovii w Legionowie jedziemy z Magdą i Pawłem. Jesteśmy wcześnie. Na parkingu spotykamy Ulę i Tomka, chwilę później Damiana, Romka, Zdzicha, Michała z rodziną.. dużo nas pomarańczowych:) Spotykam też innych znajomych. Chwilę trwa, jak zwykle, zanim się wygrzebaliśmy z samochodu. Jest chłodno. Ruszamy na rozgrzewkę. Jedziemy z Damianem i Pawłem pierwsze kilometry i końcówkę. Początek szeroki i dziurawy, końcówka fajnym odcinkiem, ale jest wąsko. Przed startem zrzucam nogawki i bluzę - w lesie będzie ciepło. Stajemy w sektorze. Okazało się, że dzisiejsza edycja przyciągnęła na start rekordową ilość zawodników i w sektorach jest już dawno pełno ludzi. W górach nie ma tego problemu.. Stoimy prawie na samym końcu z Pawłem. Obok nas jest Paweł L. z Plannji, przed nami chłopaki z teamu i Bartek z Welodromu.

Ruszamy. Początek staram się jechać mocno, bo wiem, że co stracę na początku, ciężko będzie odrobić na kolejnych kilometrach. Na szybkiej szutrówce, gdzie prędkość oscyluje w granicach 40 km/h, ktoś zajeżdża mi drogę i muszę odbić w koleinę. Chwilę później przed kołami wyrasta kupa gruzu, muszę się zatrzymać i obejść, wjechać na ścieżkę nie ma szans.. Kilka metrów dalej w koleinie stoi zawodnik Airbike.. znów muszę się zatrzymać. W efekcie na pierwszym zakręcie jestem... ostatni z sektora. Dobry początek..

Wjeżdżam do lasu i staram się przedzierać do przodu. Na jednym ze zwężeń mijam Tomka Kuczewskiego, kątem oka widzę, że miał wypadek, ale wygląda na całego, nawet nie ma czasu zapytać, takie jest tempo. Bardzo niebezpiecznie się zrobiło. Później okazało się, że Tomek złamał obojczyk:( Trasa jest bardzo szybka, ale w większości szeroka i można spokojnie wyprzedzać. Jadę mocno i mijam kolejnych zawodników. O dziwo niewielu chce współpracować i pierwszą pętlę jadę praktycznie cały czas z przodu. Dobrze mi się współpracuje jedynie z jednym zawodnikiem w spodenkach VW. Cały czas 100m z przodu widzę Pawła. Trasa cały czas szybka, dwa podjazdy, kilka łach piachu, krótkie odcinki singlami. Na większych nierównościach, których nie brakuje, łańcuch spada z blatu na środkową zębatkę, strasznie irytuje i nie pomaga w kluczowych momentach. Przed premią Autoland długa bardzo dziurawa szutrówka, mijam Pawła z Plannji. Spodziewałem się, że premia rozegrana będzie na jakimś podjeździe, chociaż dwumetrowej wydmie, a nie po kilometrach szutrów..

Za premią jest wąski kręty odcinek, wygląda jakby organizatorzy przygotowali ten odcinek specjalnie na maraton. Dalej na jednym z podjazdów mijam Bartka. Dojeżdżamy do miejsca, w którym wjeżdżaliśmy do lasu i dokręcamy drugą część rundy po rozjeździe FIT/MEGA-GIGA. Po drodze dwa piaskowe podjazdy. Zawodnicy przede mną biegną, nie ma szans się sprawdzić, wierze, że jednak do podjechania, mimo, że Furious Fred założony na tylnym kole traci przyczepność na piaszczystych podjazdach. Na jednej z tych hopek stoi Marek i dopinguje.

Zaczynamy drugą pętlę. Na jednym ze zwężeń wpadam w koleinę, wyrzuca nie na pobocze i dosłownie o milimetry mijam spory pieniek. Musiało to śmiesznie wyglądać, bo tył roweru tańczył, jak na lodzie. Nie było mi to śmiechu, bo było szybko. Dlatego właśnie nie lubię jazdy na kole i takich szybkich tras. Trochę mnie to wybiło z rytmu. Dojeżdża Bartek i jedziemy razem grupką. Namawiam go na GIGA. Zaczynam odczuwać ból w kolanie. Niby nie jest najgorzej, ale z każdym kilometrem przy mocniejszym deptaniu w korby boli coraz bardziej. Mam siłę jechać mocniej, ale kiedy trzeba nacisnąć, nie mogę. Tracę dystans do grupki. Na bufecie jestem jeszcze obok Bartka. Przy trasie stoi Paweł Wilk i majstruje przy kole. Pytam czy pomóc, ale odpowiada, że wszystko ma. Później okazało się, że złapał gwóźdź w gumę, a zapas okazał się dziurawy.. Szkoda:( Pod koniec pętli tracę dystans do grupki. Ostatnią pętlę staram się gonić zawodników przede mną. Nie pomagają żele i motywowanie się na wszelkie sposoby. Kolano nie pozwala. Mijają mnie kolejni zawodnicy, za cel honoru postawiłem sobie dogonić Piotrka Całkę, którego od dłuższego czasu widzę przed sobą.

W końcu dojeżdżam Piotrka, ale szybko go mijam. Powoli dublujemy coraz większą ilość megowców, którzy jednak są niezwykle uprzejmi. Zupełnie nie mam problemów z mijaniem ich. W międzyczasie mija mnie kilku zawodników, próbuję złapać się na koło, ale nie mogę zdobyć się na szarpanie.. Dwie hopki piaszczyste niestety z buta, dzisiaj ich nie podjadę. Na około 7km przed metą dojeżdża mnie dwóch zawodników. Jeden z nich zagaduje i współpracujemy. Ostatnie kilometry są kręte, jadę ostatni, staram się zaatakować na ostatnim krótkim podjeździe... Kolano nie pozwala i na ostatnią prostą wpadam jako trzeci. 300m finishu i jestem drugi z grupki, zawodnik za mną odpuścił.

Szybko, trzy godziny i kwadrans. Na mecie czeka Magda i koledzy z teamu. Po kilku minutach rozmowy m.in. z Marcinem z Alumexu spotykam Jarka W. na dużych kołach i Pawła L. z Welodromu. Zjadamy makaron. Powoli zbieramy się do samochodu, bo szybko się ochładza. Zupełnie nie zwróciłem uwagi, że na trasie złapała nas mżawka. Czekamy jeszcze na dekorację - Magda staje na drugim stopniu podium, wchodzi również na podium K3 w imieniu Uli, która pojechała z Tomkiem do szpitala. Tomek wracaj do zdrowia!

Wrażenia z jazdy słabe. Nie czuję się pewnie na takich trasach, jazda na kole nie jest moją mocną stroną. Mimo to byłoby dobrze, gdyby nie spadający łańcuch, ale przede wszystkim niesmak pozostaje z powodu bólu kolana. Zupełnie nie mogłem jechać swojego, tętno średnio na poziomie 160bpm mówi samo za siebie. Miałem zapas. Mam nadzieję, że do następnego górskiego maratonu kolano jednak przestanie boleć. Mimo to wynik nie najgorszy, 12 miejsce M2 (9 było realnie w zasięgu) oraz niezły wskaźnik, ale to za sprawą banalnej, szybkiej trasy. Fatalny start pozostawię bez komentarza;)


Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, W towarzystwie, XTC

Czwartkowe kręcenie

Czwartek, 10 maja 2012 | dodano: 14.05.2012 | Rower:Giant XTC | temp 25.0˚ dst73.42/0.00km w03:08h avg23.43kmh vmax44.50kmh HR /

Rano na uczelnię. Pogoda upalna, niedobrze. Po załatwieniu wszystkich spraw ruszam w miasto. Umówiliśmy się z Magdą na Mokotowie. Dojeżdżam dopompowując kilka razy tylne koło, podejrzewam, że taśma, którą okleiłem obręcz, zsunęła się i otwory na nyple podziurawiły dętkę. Podjeżdżam więc do sklepu - najbliżej był Legion na Modzelewskiego. Słaba obsługa, nie polecam niestety. Sprzedali mi, jak się później okazało lipną opaskę, dwa razy za szeroką, a ja nie mając doświadczenia z opaskami, wziąłem, co mi dali. Jakoś jednak udało się założyć oponę, z niewielką pomocą Magdy, który dojechała w tak zwanym międzyczasie.

Ruszamy w stronę Grochowa odwiedzić zapracowanego Pawła. Po kilku dłuższych chwilach rozmowy i schłodzeniu się zimnym spirte'em z cytrynką uciekamy. Podjeżdżamy jeszcze na ciastko do cukierni Olczaka przy Rondzie Wiatraczna. Eklerki jak zwykle pyszne:) Dalej jedziemy w stronę Piastowa i przez Pruszków, Parzniew (krótki postój przy sklepie) do Brwinowa. Odwiedzamy Jakuba w sklepie. Zamówionych rękawiczek jeszcze nie ma, ale uzupełniliśmy z Magdą zapas dętek.

Nieco już zmęczeni upałem dokręcamy do mnie przez wioski i regenerujemy się pyszną pizzą i lampką czerwonego wina:)


Kategoria 050-100, W towarzystwie, XTC