Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:24266.98 km (w terenie 10790.19 km; 44.46%)
Czas w ruchu:1285:47
Średnia prędkość:18.94 km/h
Maksymalna prędkość:75.20 km/h
Suma podjazdów:56640 m
Maks. tętno maksymalne:207 (104 %)
Maks. tętno średnie:186 (93 %)
Suma kalorii:233181 kcal
Liczba aktywności:423
Średnio na aktywność:59.92 km i 3h 10m
Więcej statystyk

Beskidy MTB Trophy 2013 - etap I

Czwartek, 30 maja 2013 | dodano: 10.06.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst65.88/55.00km w04:31h avg14.59kmh vmax59.90kmh HR 160/180

MTB Trophy - impreza kultowa, przyciągająca na start zawodników z całej Europy. Zapisałem się już w grudniu, ale mówiąc szczerze, nie czułem wielkich emocji jeszcze na kilka dni przed startem. Po zeszłym sezonie, zdecydowanie cieplej wspominam sudecką wyrypę na MTB Challenge. Wszystko się zmieniło w dniu wyjazdu do Istebnej. Zebraliśmy się po mojej pracy z Jarkiem i Pawłem. Tradycyjnie dopisywał nam świetny humor i to pomimo niezbyt optymistycznych prognoz pogody.

W tym roku korzystamy z gościnności Pani Krystyny. Mamy super warunki, pyszne jedzenie i świetne towarzystwo, m.in. Adama Biewalda. Jeszcze w środę po przyjechaniu i wypakowaniu sprzętu, robimy z Jarkiem krótkie przepalenie na leszczyńskich asfaltach - jazda w dół w kompletnych ciemnościach dostarczyła sporo adrenaliny;)

Rano śniadanie, szykowanie roweru i obawy o warunki - całą noc pada deszcz. Wszyscy mają fatalne nastroje, właściwie tylko ja epatuję typowym dla mnie entuzjazmem. Na szczęście tuż przed startem, który wyjątkowo dla I etapu jest zaplanowano na godzinę 10, przestaje mocno padać. W miasteczku zawodów masa ludzi - blisko 450 osób stanęło na starcie tegorocznej imprezy. Sporo znajomych. Obawiam się o start, nie ukrywam. Nie jestem pewien, czy przygotowałem się do tak ciężkiej imprezy, ale postanowiłem w pełni zaufać trenerowi. Ciekawi mnie czy uda się nawiązać walkę z Pawłem i niezwykle mocnym w tym sezonie Mariuszem. Po dobrej jeździe w ostatnim sprawdzianie przed Trophy w Nowinch, jestem dobrej myśli.

Ruszamy. Podjazd pod Stożek. Początek asfaltami ciężki dla mnie, szybko brakuje oddechu, a tętno leniwie wkręca się na obroty. Dopiero po ok. 20 minutach zaczynam jechać dobrym tempem. Podjazd szybko opuszcza utwardzone szutrówki, jedziemy śliskim szlakiem, a nachylenie i ilości kamieni systematycznie wzrasta. Śmieję się, że podobnie jak wartości koszulki finishera, bo warunki naprawdę nie zachęcają do podjeżdżania. Szybko jestem cały mokry, twarz zalewa błoto. Wyprzedzam jednak znajomych, Grześka C., Pawła, Lucjana i innych. Pierwsze zjazdy jednak bardzo niepewnie, a trudniejszy odcinek wywołuje u mnie konsternację - o co chodzi. Dalej jest szybko i bardzo mokro, na góry schodzi ciężka mgła, a spod kół tryskają hektolitry rzadkiej mazi. Mam problem ze wzrokiem, bo jadę bez okularów, momentami przymykam oczy i praktycznie nic nie widzę. Na bardzo szybkim odcinku czuję, że pożyczona od Magdy torebka podsiodłowa majta mi się między nogami - nie mogę jej zgubić, więc grzecznie zatrzymuję się i poprawiam. Trochę siada mi motywacja, lekko dziś nie będzie, a koledzy pouciekali..

Wszystko zmienia się o 180*, kiedy nadchodzą pierwsze techniczne zjazdy. W zasadzie nie spodziewałem się tak wymagających odcinków, zapomniałem chyba już jakie Beskidy są piękne:) Świetny wąski singielek ze śliskim jak jasna cholera błotkiem. Lęk i przerażenie w oczach większości mijanych zawodników. Dochodzę w końcu Kasię G. z Murapolu - nie jest źle, jeszcze rok temu dostawałem od niej srogie lanie na zjazdach. Zjazd się rozhulał i jakieś 20m muszę sprowadzać, zabrakło odwagi. Mimo to czuję się świetnie, mega zajawka i czysta przyjemność. Dojeżdżam do bufetu i spotykam Pawła. Jest dobrze:) Jest też Marcin z problemami z rowerem i Bartek. Kolejne kilometry są dość szybkie, jedziemy z Bartkiem. Dobrze mi się jedzie i choć trasa jest mniej wymagająca, to nie brakuje śliskich odcinków, na których z Bartkiem świetnie się bawimy. Podpowiada mi jak dokręcać na interwałowych odcinkach, żeby maksymalnie wykorzystać grawitację. Dobre tempo. Zostawia mnie dopiero na ostrym podejściu w jednej z czeskich wsi. Z tyłu czai się Paweł:) Za tym podejściem jest świetny odcinek po granicy ze słupkami i ogrodzeniem po obu stronach granicy - szlak graniczny to coś, co lubię i mimo, że nie jest jakoś szczególnie ciężko, to podoba mi się. W ogóle im trudniejsze warunki są na trasie, tym lepiej mi się jedzie i mam większą przewagę nad zawodnikami, z którymi jadę. Miejscami gęsta mgła tworzy magiczne wręcz widoczki, bajka. Nigdy nie sądziłem, że podświetlenie Garmina przyda mi się na trasie maratonu;) Dalej trasa jest szybka, ale miejscami spore ilości błota skutecznie utrudniają jazdę. Sporo jadę znów z Bartkiem, nad którym mam niewielką przewagę na podjazdach i staram się go gonić w dół. Na jednym z szybkich odcinków po łące widzę dość nieprzyjemną glebę. Zawodnik słabo wyglądał, ale jego kolega kazał jechać dalej, obiecał, że się nim zajmie. Trochę zostało w głowie, ale szybko wyrzuciłem te myśli - w górach lepiej nie myśleć o takich sprawach.

Za ostatnim bufetem, kiedy Bartek już mnie zostawił, trasa prowadzi głównie szutrówkami. Im bliżej granicy, tym mocniej pada. Zaczynam lekko marznąć, ale tempo jest nadal dobre. Poznaję okolice, które pokonuję - jechaliśmy tu przed dwoma laty i chyba przed rokiem. Miejscami jest sporo błota i ślisko. Jest też niebezpieczny zjazd szybką szutrówką z drewnianymi przepustami. Jedno miejsce jest szczególnie złośliwe - przepust poprowadzony skośnie do drogi, tuż za zakrętem. Sporo osób tam leżało niestety. Nie lubię taki odcinków, ale mocno sobie przed tym startem tłumaczyłem, że muszę te odcinki jechać odważniej.Tym razem nieźle się bawię, serio. Bunnyhopy przy wysokich prędkościach podnoszą ciśnienie;) Ląduję na doskonale mi znanych asfaltach wzdłuż Olzy, a więc do mety zostało niewiele. Staram się możliwie najwięcej nadrobić i gonię mocnym tempem. Pod koniec podjazdu widzę przed sobą sporą grupkę - gdyby udało się dogonić, jest szansa na awans o kilka pozycji. Niestety nic z tego - trasa odbija w bok na wąskiego singla. Jest błoto, korzenie, trochę kamieni, kapitalnie. Do stojącego przy trasie Grześka rzucam tylko "czad!", odpowiada uśmiechem:) Cóż chcieć więcej. Na metę wpadam wyremontowaną szutrówką z mega bananem na twarzy.

To był kapitalny etap. Sporo wymagających zjazdów, wszystko jednak w granicach moich możliwości, do tego dobra dyspozycja na zjazdach. Rzut oka na wyniki - tutaj też jest powód do zadowolenia. Udało się przyjechać przed Jarkiem, Pawłem, Mariuszem. 140 pozycja to świetny wynik na I etapie. Nie ukrywam, że spora w tym zasługa ciężkich warunków, na których stosunkowo nieźle sobie radzę:)

Po wciągnięciu makaronu i umyciu roweru - dopiero później orientuję się, że na górze mamy karchera, wracam w ramach rozjazdu do domu rowerkiem, blisko 4 km pod górę. Z nieograniczoną dozą optymizmu czekam na jutrzejszy etap, choć wiem, że na długim podjeździe na Rysiankę mogę naprawdę sromotnie przegrać z lepiej wytrenowanymi kolegami. Przed pójściem spać solidny obiad, masaż, dopieszczanie roweru - wymiana klocków, wieczorem micha makaronu i spać. Regeneracja to podstawa:)

miejsce 140 Open / 61 M2
/2536608


Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Mbike, MTB Trophy, W towarzystwie, Góry

MTB Cross Maraton - Nowiny

Niedziela, 26 maja 2013 | dodano: 27.05.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst67.56/62.00km w04:10h avg16.21kmh vmax45.50kmh HR 162/186

Maraton w Nowinach owiany jest legendą. Zeszłoroczna edycja pozostawiła po sobie opinie równie kontrowersyjne jak Golonkowy Karpacz. Czas zmierzyć się z legendą. Trudna trasa będzie najlepszym ostatnim sprawdzianem przed MTB Trophy. W ostatnich dniach pogoda nie dopisywała, sporo padało, prognozy na weekend również nie były specjalnie dobre - sporo osób obawiało się błotnych kąpieli na trasie. Nie lubię napinki na pogode - w końcu nie mamy na nią wpływu, więc po co się niepotrzebnie stresować gadając o tym bez końca..

Do Nowin jedziemy z Magdą i Marcinem. Dla niego będzie to w sumie trzeci maraton w życiu, ale pierwszy wymagający czegoś więcej niż kręcenia nogami - wcześniej startował w Mazovii. Na miejscu jesteśmy kilka chwil po 9. Po niespełna 5 godzinach snu nie czuję się świeżo, ale do startu podchodzę bardzo wyluzowany, zupełnie nie dociera do mnie również, że już za trzy dni wyjeżdża w Beskidy. Składamy rowery, w międzyczasie odbieram od Grześka dętkę z Sandomierza, od Zdzicha odbieram zapas żeli na najbliższe wyścigi. Dopiero po wskoczeniu w lycrę i ruszeniu na rozgrzewkę dociera do mnie co mnie czeka. Znam te tereny, lepiej lub gorzej, ale wiem, że lekko nie będzie, a jednocześnie mam sentyment do tych terenów. Cieszę się, że ww końcu zmierzę się z tymi trasami w wyścigowym tempie. W ramach rozgrzewki robimy z Magdą pierwsze 2km trasy - szybko zaczyna się sztywny wąski podjazd, dobrze być w swoim miejscu w szeregu, ewentualne zaspanie startu może skończyć się spacerkiem. Przed startem zagaduję Maziego - organizatora i autora trasy. Oznajmia, że trasa Master będzie łatwiejsza niż w poprzednich latach, ale końcówka da popalić.

Ustawiamy się w sektorze z Grześkiem C. i Markiem, tym razem zrezygnował z ostrego na rzecz MTB 29':), w I sektorze jest Zdzichu i Michał, dobija się do nich również Jakub wspierający nasz team pod nieobecność Romka. Nie widzę Kamila. Zawodników, którzy zdecydowali się na start na najdłuższym dystansie nie jest wielu, tłoku nie będzie. Pogoda zapowiada się piękna - niewielkie zachmurzenie, temperatura optymalna.

Start bardzo spokojny, jadę przed Kamilem, ale pierwsza ścianka ustawia nas w odpowiedniej kolejności. Szybko się zagrzewam. Znowu nie dopilnowałem rozgrzewki. Szybko też orientuję się, że w tylnym kole ciśnienie jest zdecydowanie za niskie. Na pierwszym podjeździe mam pecha, najpierw krzaki w kasecie, chwilę później spada mi łańcuch. Szybko jednak odrabiam. Pierwsze zjazdy są szybkie i bardzo niepewnie czuję się przez tylne koło - rzucą mną na lewo i prawo. Końcówka zjazdu prowadzi wilgotnym, pełnym liści wąwozem, przeprawa przez powalone drzewa. Trochę pozycji straciłem, ale to dopiero początek. Dalej szybko wkręcam się w swój rytm. Kilka dłuższych chwil jadę z Michałem, ale w końcu zostawiam go na mocnym podjeździe. "Pozdrów Zdzicha ode mnie i żebym Cię więcej nie widział!:)" Pierwszy zjazd z wykrzyknikami - śliski i stromy, ale fajny, szkoda, że taki krótki. Na końcówce dogania mnie Bartek - czyżby powtórka ze Złotego Stoku? :) Sporo jedziemy razem, staram się uciekać na podjazdach, na których jedzie mi się coraz lepiej, ale Bartek na zjazdach daje ognia, a ja nie chcę go blokować, więc robię miejsce. Trasa jest arcyciekawa, sporo krótkich sztywnych podjazdów, szybkie zjazdy, kilka miejsc bardziej wymagających. Szczególnie podoba mi się odcinek przez Pasmo Zelejowej, które dobrze poznałem kilka lat temu. Przejazd przez to pasmo kończy techniczny zjazd do Jaskini Piekło. Zjazd, na którym zyskałem kilka pozycji i dogoniłem Zdzicha.

Kolejne kilometry prowadzą przez Dolinę Chęcińską. Trasa jest szybka, sporo dołów sprawia, że coraz poważniej obawiam się o tylne koło. Staram się jednak o tym nie myśleć i trzymam koło Zdzicha. W dobrym tempie mijamy Polichno i dojeżdżamy do bufetu. Zdzichu bez słowa wyciąga pompkę i pomaga mi podnieść ciśnienie w kole, wszystko szybko i sprawnie, łapię kubek izotonika i razem ruszamy. Przed nami jest Marek Zając, który odrabia straty po złapaniu gumy. Za bufetem zaliczamy mocny podjazd, dalej trasa prowadzi Grząbami Bolmińskimi, gdzie szlak wije się szybkimi ścieżkami to w górę, to w dół. Dobrze współpracujemy ze Zdzichem, co owocuje w moim odczuciu naprawdę dobrym tempem. Nie będę też ukrywał, że jazda z kolegą z teamu mocno motywuje. Grząby kończymy świetnym zjazdem z kamieniami i nawrotką z mocnym podjazdem. Szkoda, że nie zaliczamy na trasie Czubatki, zjazd z tego szczytu byłby świetny! Ostatni zjazd z Grząb jest ostry, ale krótki, mijamy Marka Zająca, który znowu ma problemy z kołem. Szkoda. Kolejne kilometry znów są szybkie i stosunkowo płaskie. Zbliżamy się do Miedzianki - tą górę też znam. Nie zaliczamy jednak wyższych partii i skałek, jest tylko ostry podjazd po trawie, który robię prawie w całości, tuż przed wypłaszczeniem ucieka mi koło.. szkoda, bo akurat kilka metrów ode mnie stoi fotograf:) Dalej krótki trawersik i ostry zjazd po skałkach. Zejście właściwie. Przede mną jedzie dwóch motocyklistów i obaj zaliczyli solidne gleby rzucając bluzgami na lewo i prawo. Sam mam problem ze sprowadzeniem roweru, a więc wisienka na torcie jest:)

Po kolejnych kilkuset metrach fajnego singla docieramy do szutrówki, którą poginamy przez kolejne kilometry. Prowadzi na zmianę Zdzichu i zawodnik z teamu Wertykal. Mocne tempo, na płaskim od razu mam problem z utrzymaniem koła. Mijamy kamieniołom Gałęzice, również dobrze mi znany i wspinamy się na Stokówkę. Tutaj pięć lat temu zdawałem egzamin praktyczny w ramach studenckiego kursu. Fajnie:) Na niebie widać ciemne chmury - jeszcze może nas złapać burza.. Doganiam Bartka i motywuję do podczepienia się na koło. Pod górę jedzie mi się świetnie, na zjazdach po dopompowaniu również lepiej. Tuż za Stokówką mamy drugi bufet. Zostawiłem chłopaków z tyłu, jedynie Wertykal uciekł. Na bufecie postój, obsługa jak zwykle sympatyczna i jest wesoło. Dojeżdża Zdzichu, no to ruszam i uciekam. Pod nosem się śmieję, że teraz gonię Kamila;)

Zdaję sobie sprawę, że jestem już na trasie dystansu Fan i kalkuluję w głowie ile zostało do mety, wyczekuję słynnego zjazdy przy obwodnicy Kielc. Niepotrzebnie rozpraszam myśli, w końcu jednak koncentruję się ponownie na pogoni. Trasa jest interwałowa, ale podjazdy nie wymagają zrzucania na młynek. Sporo jest zjazdów w stylu 4cross z mini hopkami, które wymagają pracy cały ciałem i dobrego panowania nad rowerem, bo przy dużej prędkości łatwo źle wylądować:) Na zjazdach jednak tracę do Wertykala. W końcu jednak dojeżdżam do obwodnicy i wspinam się stromą ścieżkę na szczyt niewysokiego wzniesienia, z którego najpewniej czeka mnie ostry zjazd. Nie dałem rady, jakieś 20 metrów musiałem podbiec. Zjazd rzeczywiście okazał się wymagający, chwila zawahania i podpórka - a więc nie udało się:) Przejazd przez obwodnicę przez głęboką podsypkę, Wertykal od połowy idzie, mi udaje się przekręcić 3/4, ale piach i ze mną wygrał. Dalej jest świetny podjazd z kamieniami i luźnym piachem znany mi z czasówki w Kielcach sprzed dwóch lat. Oceniam, że do mety zostało jakieś trzy kwadranse, pamiętam jednak o czym przestrzegała mnie Magda - końcówka jest mocna. Cały wyścig jednak pilnuję regularnego łykania żeli i picia, ciągle czuję, że mogę jechać mocno. Na kolejnym podjeździe doganiam Jakuba, którego pokonały kurcze. Trasa ma teraz charakter typowy dla tego rejonu - okruchy dewońskich wapieni, ostre podjazdy, wilgotne, wymagające czujności i szybkie jednocześnie zjazdy - jestem zachwycony. Na zjeździe Jakub mija mnie z zawrotną prędkością, robię miejsce, nie zamierzam nikogo blokować. Na kolejnym podjeździe jednak to jak go mijam, motywuje do mocnej jazdy, dopinguje. Aż do mety pokonuję jeszcze kilka mocnych podjazdów i zjazdów. Jest trochę kałuż i błotka i jedno błotniste podejście. W końcu na ostrym zakręcie pod górę kibiujący biker mówi, że to ostatni podjazd. Zawodnik z krótszego dystansu nieco blokuje, ale atakuję, za wszelką cenę chcę dojść zawodnika Wertykala. Na ostatnim zjeździe w lesie jestem tuż za nim. Zostały asfalty, zjazd, króciutki podjazd i płasko do mety. Wertykal jednak od razu uprzedza, że jest wypompowany i nie chce się ścigać. Zostawiam go i finiszuję pośród zawodników z dystansu Fan.

Wrażenia opiszę krótko: świetna trasa, interwałowa, ostra i wymagająca, ale jednocześnie prawie w całości do przejechania w siodle, albo z tyłkiem wysuniętym za siodło:) Po prostu dająca masę frajdy. Jedynie pętla Master szybka, chociaż z bardzo ciekawymi odcinkami. Cieszy również dobra dyspozycja na podjazdach - kręciło mi się dzisiaj naprawdę dobrze i to jest dobry prognostyk przed MTB Trophy.

Znajomi również zadowoleni, Grzesiek i Magda na pudle, brat zachwycony MTB, nie zrobił sobie krzywdy, więc jest dobrze:) Coś mi się zdaje, że do Suchedniowa też będzie chciał jechać:) Na koniec słowa uznania i podziękowania dla Zdzicha za wspólną jazdę, pełną współpracę i pomoc z kołem na bufecie - po raz kolejny doświadczyłem czym jest prawdziwa zgrana drużyna. Dzięki!

1 Open / 1 M1 Michał Ficek 3:30:23
2 Open / 1 M2 Matusiak Łukasz 3:32:35
24 Open / 13 M2 ktone 4:10:10

Rating 84.1/85.0
/2536608


Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Mbike, Teren, W towarzystwie

MTB Marathon - Złoty Stok

Niedziela, 19 maja 2013 | dodano: 25.05.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst75.06/70.00km w05:09h avg14.57kmh vmax51.00kmh HR 157/181

Dzień startowy zawsze jest mniej lub bardziej nerwowy. Szczególnie, kiedy zdajesz sobie sprawę, że ze sprzętem jest coś nie tak. W moim przypadku chodzi o problemy z przerzutką, których doświadczyłem w Sandomierzu - okazało się, że źle poprowadziłem linkę, szkoda słów.. Po porannym przygotowaniu siebie i sprzętu, przy sprzyjającej pogodzie ruszyliśmy na rynek. Każdy miał coś do załatwienia i rozgrzewkę zrobiłem sam. Felerna linka kompletnie wyleciała mi z głowy i dopiero na 10 minut przed startem podjechałem do serwisu, pożyczyłem narzędzia i zrobiłem porządek - od tej pory Przerzutka działa jeszcze lepiej:) Także z rozgrzewki nici.. Ustawiam się w sektorze z Pawłem, Jarkiem, w koło jak zwykle sporo znajomych.

Start i tradycyjnie podjazd na Jawornik Wielki. Podjazd jest długi. Początek jedziemy z Pawłem spokojnie, wszyscy nas mijają i choć tętno skacze do 170 uderzeń na minute, tracę kolejne pozycje. Skąd oni wszyscy mają taki start? Jedziemy z Pawłem swoim tempem, plan na maraton jak zwykle trzymać jego koło najdłużej jak się da:) Po pierwszych 20 minutach, ciężkich dla mnie, zaczynam się rozkręcać. Dojeżdża do nas Michał i motywuje do szybszej jazdy. Na końcu podjazdu odskakuję do przodu i jako pierwszy z naszej trójki wpadam na zjazd. Krótki, ale techniczny. Za mocno wyciągam tyłek za siodło i tracę sterowność - mogę zjeżdżać, ale nie mam kontroli - podpórka, szybko uciekam z drogi nadjeżdżającym z tyłu.. Zły na siebie jestem okrutnie. Zjazd jest szybki, więc nie tracę dużo, dalej też w dół, ale zniszczoną drogą z głębokimi koleinami, kurzy się. Dogania mnie Jarek. Zaczynam jechać nieco lepiej. Kolejne kilometry prowadzą jednak szybkimi zjazdami i na takich odcinkach jak zwykle tracę, wyprzedza mnie m.in. Bartek. W końcu dochodzę Zdzicha i Michała Osucha - czyli są tacy, co zjeżdżają słabiej niż ja.. W Chwalisławie po zjazdach po łąkach odbicie z powrotem w góry i podjazd. Czuję się dobrze i jadę mocno. Na kolejnych zjazdach Bartek znowu mnie mija, a ja jego na podjazdach:) Na odcinku poprowadzonym szybkimi szutrami, lekko do góry jedziemy z Michałem, Zdzichem i Jarkiem. Śmieję się, że trzeba zrobić pociąg pomarańczowy z czerwoną lokomotywą;) Niestety Zdzichu i Jarek wpadają się na siebie i lądują na ziemi. Odjeżdżam. Kolejne szybkie, ale nieco bardziej wymagające zjazdy i pamiętny dla mnie zakręt do podjazdu po trawie - tutaj w zeszłym roku przestrzeliłem i nadrobiłem dobre 2-3 km.

Podjazd jest ciężki, ale na szczęście nie jest mokro i spokojnie można do wykręcić. Kolejne kilometry obfitują w ciekawe odcinki, m. in. jeden świetny zjazd z błotem i kamieniami. W końcu dojeżdżamy do bufetu. Jest ze mną Bartek - narzeka na tempo pod górę, ale na zjazdach pokazuje klasę.. Kolejne kilometry są stosunkowo szybkie, ale w kilku miejscach trzeba się zagiąć na podjazdach. Na zjeździe do Skrzynki tracę kilka pozycji, mija mnie m.in. Grzesiek. Kilka kolejnych kilometrów jedziemy asfaltem przechodzącym w szybkie szutry. Trochę się zaginam, żeby utrzymać koło. Najmocniejsze zmiany daje Grzesiek Broda. Podjazd Dziką Doliną piękny. Strome stoki, skałki, a do tego ładna pogoda - idealnie na turystykę;) Przyspieszam, zostawiam Grześka i staram się gonić, bo widzę przed sobą pomarańczową koszulkę. Kolejne kilometry to dwa bardzo fajne, wymagające czujności zjazdy i ostre podjazdy. Na jednym z nich sporo wody i błota, zęby w kierownicy, ale uślizgnąłem koło i musiałem zejść. Fajny odcinek. Ostatni podjazd przed połączeniem się z trasą mega również zaczął się mocno, po czym wypłaszczył. Po przecięciu drogi do Lądka Zdroju było już szybko. Jedziemy z Grześkiem z SCS OSOZ, trasa jest szybka i stosunkowo płaska. W końcu dojeżdżamy do zjazdów do Orłowca.

Początek super, ale trasa nabiera charakteru, kamienie są coraz większe. Wymiękłem przy strumyku, podpórka i przepychanie, ale dalej już bez problemów. W sumie nie najgorzej. Im trudniejszy i wolniejszy zjazd tym lepiej się na nim czuję. Dojeżdżam do bufetu. Jest pomarańczowy - okazuje się, że to Jurek. Po chwili dojeżdża Paweł. Skąd? Okazuje się, że przestrzelił zakręt, dokładnie w tym samym miejscu, gdzie ja zrobiłem to rok wcześniej. Ruszamy we trzech. Przed nami długie podjazdy. Paweł szybko wychodzi na prowadzenie, jest wyraźnie najmocniejszy, ja staram się utrzymać koło, które daje co najmniej psychologiczne wsparcie. Jurek zostaje. Do zjazdów dojeżdżam z niewielką stratą do Pawła. Zjazdy jednak są w tym roku wyjątkowo skrócone - nie dojeżdżamy do Lutyni, a odbijamy wcześniej w stronę Borówkowej. Dobrze, bo wyjątkowo nie lubię odcinka Skalnym Wąwozem do Lutyni. Na końcówce zjazdy jest bufet - bez sensu, przy prędkości ok. 40kmh chyba nikt się nie zatrzyma.. Odbicie w lewo, szybko doganiam Pawła i dwóch zawodników, z którymi jedzie. Szybko dojeżdżamy do właściwego podjazdu na Borówkową.

Z tym podjazdem mam dwa postanowienia - wjechać bez schodzenia, rok temu to nie było takie proste, druga sprawa to możliwie najmniej stracić do Pawła, a najlepiej utrzymać mu koło. Już na początku jednak jeden z zawodników trochę mnie przyblokował. Dalej staram się gonić, ale jadę na ile mnie stać i dystans ciągle się zwiększa. Na osławionych 900 m npm oceniam stratę na około 40 sek do minuty. Sporo. Zaczynamy zjazdy. Świetny zjazd. Początek szybki, trochę kamieni, dalej sekcja z kilkoma stromymi odcinkami z kamieniami, sekcja RTV AGD i znowu ostry odcinek. Dalej jest więcej korzeni i szybciej. Na wypłaszczonym odcinku wyprzedzam Tomka W., który zamieszkuje pokój obok naszego w Złotym Jarze:) Ostatni odcinek zjazdu to słynne korzenie - wyprzedzam obu zawodników, z którymi robiłem podjazd. Pawła nie widać. Za chwilę bufet i ostatni mocny podjazd. Na bufecie łapię pomarańczę, kubek powerade i ruszam. Ambicje mam duże - wjechać. Pamiętam, jak rok temu umierałem i byłem pewien podziwu dla Jacka, który systematycznie piął się do góry, a ja butowałem..

Dosłownie kilkadziesiąt metrów za bufetem łapią mnie kurcze w obu nogach. W takim miejscu, że mogę jechac, ale ból jest niesamowity. Zatrzymuję się, chwila przerwy, łyk wody i do przodu. Podjeżdżam pierwszą ściankę, ale przed drugą, nieosłoniętą drzewami, kapituluję. Podprowadzam spory odcinek, wyprzedzam przy tym całą masę zrezygnowanych megowców, którzy w większości klną pod nosem, na pogodę, że za gorąco, na rower, że ciężki, na błoto, którego jest wyjątkowo mało, w końcu na organizatora.. Złe podejście, ale do tego trzeba dojść samemu. Uśmiecham się pod nosem i wskakuję w korby. Krótki odcinek po płaskim, kilka kałuż i trochę błota. Ostatni podjazd, na którym dochodzę dwóch zawodników na jakieś 10-15 sekund. Zaczynam zjazdy i chcę ich dogonić, bo wiem, że to gigowcy. Ostatecznie na zjazdach do mety zamiast nadrobić te dwie pozycje, tracę kolejnych kilka. Stara prawda, że przegrywa się na zjazdach pasuje idealnie. I boli. Meta.

Wrażenia? Zadowolony z jazdy, bo poza ostatnim podjazdem za bufetem, nie miałem problemów z kurczami, zero kryzysów, bólu pleców i rąk. Dobre tempo pod górę, w dół coraz lepiej, oczywiście na szybkich zjazdach nadal fatalnie, ale trzeba z tym żyć. Trasa bardzo na plus względem ubiegłorocznej. Niby zmiany kosmetyczne, ale w dobrą stronę. Pogoda dała czadu, było ciepło. Wynik bez rewelacji, ale udało się zapunktować dla drużyny. Świetnie pojechał Paweł, pomimo nadrobienia drogi po zgubieniu trasy, wykręcić dobry czas. Ciężko będzie go dogonić na zbliżającym się wielkimi krokami MTB Trophy.

1 Open / 1 M3 Bogdan Czarnota 3:39:31
2 Open / 1 M2 Bartosz Janowski
88 Open / 30 M2 ktone 5:09:50

Rating 70.8/72.6


/2536608


Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Mbike, Teren, W towarzystwie

Złoty Stok - przed maratonem

Sobota, 18 maja 2013 | dodano: 25.05.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst10.55/6.00km w00:44h avg14.39kmh vmax44.20kmh HR 122/158

Do Złotego Stoku dojechaliśmy popołudniu. Po zakwaterowaniu podobnie jak przed dwoma laty w Złotym Jarze, wskoczyliśmy na lycrę i ruszyliśmy oczywiście w górę. Tak zwane przepalenie. Zrobiliśmy ostatnie 3 km trasy pod prąd i zjechaliśmy. Po drodze spotkaliśmy ekipę z Poznania (Jacka, Mariusza) i kolegów z mazowieckiego. W gruncie rzeczy tylko ja miałem ochotę kręcić dłużej niż 20 minut, więc w demokratycznym głosowaniu przegrałem i pojechaliśmy na kolację;)

/2536608


Kategoria 000-050, Mbike, Teren, W towarzystwie

Tour de West Kampinos lasem tubeless

Niedziela, 12 maja 2013 | dodano: 14.05.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst89.87/65.00km w04:24h avg20.43kmh vmax37.40kmh HR 138/173

W sobotę udało mi się w końcu pozbyć dętek z Mbike'u. Z pomocą Michała na sprawdzonym zestawie: taśma FRM, wentyle i mleko Trezado. Opony uszczelniłem bez najmniejszych problemów - każdy sobie poradzi.. Trzeba system przetestować.

Weekend wolny od startów, więc dobra okazja się nadarza do wspólnego kręcenie w KPN. Umawiamy się w Roztoce. Rano pada, więc przekładamy godzinę spotkania na południe. Wyjeżdżam nieco bez entuzjazmu, ale pozytywna muzyka w słuchawkach i poprawiająca się pogoda sprawiają, że szybko wracam do typowej dla mnie zajawki:) Do lasu wjeżdżam przy nutach Vavamuffin..
https://www.youtube.com/watch?v=wPCWSwsLQ6w
W lesie widać skutki nocnych i porannych opadów, ale tragedii nie ma - w zamian soczysta zieleń!

Szybko docieram do Roztoki. Na miejscu są już Albert, Jarek i Paweł. Jedziemy przez Roztoczańskie wydmy, dalej czerwonym przez Karpaty do Granicy. Nasz cel na dzisiaj to góra Św. Teresy, ale po drodze mamy nie mniej lubiany singielek z Granicy do Dębu Powstańców. Niestety niezliczone hordy komarów nie pozwalają nawet zrobić szybkiej fotki..

Góra Św. Teresy zaliczona, dalej super singielek, tym razem bez łosia;) i zjazd. Szybkie kilometr i jesteśmy z Farmułkach Brochowskich. Albert nieco słanie, ale od tego momenu kierujemy się już w stronę Roztoki.

Dalej czerwonym w stronę Górek, zaliczamy Dąb Kobendzy i Kozie Górki.

Do Górek dojeżdżamy już bez Alberta, komary nie pozwalały na niego czekać. Jest już późno, więc odpuszczamy górki, mkniemy asfaltami z postojem w Dąbrowie w sklepie. Pogoda fajna, bo nie jest gorąco, ale po kilku minutach postoju zacząłem marznąć.

Paweł postanowił wracać asfaltami przez Sowią Wolę, my z Jarkiem prujemy do Roztoki, też asfaltami. Rozdzielamy się - mocno spóźniony wybieram najszybszy wariant przez Łubiec i skrótem do Zaborowa Leśnego. Po drodze mijam Alberta, który postanowił wracać, nie tak jak my na łatwiznę, przez Karpaty:)
Tubeless na duży plus!
https://www.youtube.com/watch?v=54Ze8v_Dh1M
/2536608


Kategoria W towarzystwie, Teren, Mbike, KPN, 050-100

Rozjazd przy deszczu..

Czwartek, 2 maja 2013 | dodano: 04.05.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 12.0˚ dst23.43/0.00km w01:07h avg20.98kmh vmax31.60kmh HR 114/132

Po wczorajszym maratonie porządnie odespaliśmy, uzupełniliśmy paliwo, rowery umyte, nasmarowane. Trzeba tylko zrobić rozjazd. Jedziemy do Brwinowa, Magda musi naładowac kartę miejską, dalej mamy w planach pojechać do Podkowy do cukierni:)

Niestety w Brwinowie nie można karty naładować.. Zmiana planów, jedziemy do Pruszkowa. Mniej więcej w tym samym czasie zaczyna kropić, później lekko pada. Wody na drogach jest coraz więcej i w efekcie jesteśmy cali mokrzy, rowery znowu brudne..

/2536608


Kategoria 000-050, Mbike, W towarzystwie

MTB Marathon - Murowana Goślina

Środa, 1 maja 2013 | dodano: 04.05.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 15.0˚ dst109.89/100.00km w04:47h avg22.97kmh vmax51.80kmh HR 163/181

Po kompletnie nieudanym starcie w Daleszycach, nie mogłem się doczekać kolejnego startu - tym razem w Murowanej Goślinie w cyklu MTB Marathon. W Murowanej jechałem rok temu i wiem, że trasa nie jest dla mnie dobra - wymaga współpracy i jazdy na kole, a to nie są moje mocne strony, ale wierzę, że zrobiłem duży krok do przodu względem zeszłego roku.

W wielkopolskie jedziemy z samego rana z Magdą i Jarkiem. Droga jest dobra i nawet pomimo blisko godzinnej obsuwy, jesteśmy na miejscu wcześnie, bo około 9:30. Dość późno jednak ruszamy na rozgrzewkę. W Warszawie padało, można powiedzieć nawet, że lało - tutaj jednak pogoda jest dobra, przejaśnia się, a temperatura rośnie. Namawiam wszystkich na jazdę na krótko:) Po krótkiej (za krótkiej) rozgrzewce wchodzimy w sektor, lądujemy prawie na końcu - zwykle nie ma to większego znaczenia, ale na tej trasie dośc istotne jest, w którym miejscu peletonu jesteś, kiedy trasa wjeżdża w teren. Skucha..

Start jest mocny, tempo szybko się rozkręca, a ja nie jestem optymalnie rozgrzany, no nic, staram się trzymać koło Pawła. Po wjechaniu w teren mijam Jurka z teamu - problemy z rowerem, szkoda. Jadę z Jarkiem. Dwie hopki z buta, trochę błota, trochę zakrętów i szybkich singli, do tego kilka krótkich podjazdów - jest naprawdę ciekawie. Na jednym ze zjazdów z nieprzyjemną koleiną na środku widzę Zdzicha przy trasie - upewniłem się, że wszystko ok. W końcu formuje się grupka, w której jedziemy z Pawłem, Michałem z Plannji, Dawidem z Gomoli i kilkoma innym osobami. Gonimy kolejne osoby, tempo jest mocne, na odsłoniętych, płaskich odcinkach mam problemy z utrzymaniem koła. Pierwsi megowcy mijają mnie dokładnie w tym samym miejscu, co przed rokiem. Przed wyjechaniem na asfalty przed rozjazdem na Mini Paweł rozrywa grupkę i zostaję. Mijam drugi już bufet - dzisiaj będzie ich aż 6, na pewno nikomu nie zabraknie paliwa:) Za bufetem jest słynna piaskownica. Wybieram optymalny tor, przepuścić muszę tylko grupke megowców. Doganiam i zostawiam w tyle Pawła i resztę grupki, nie na długo;) Przecinamy trasę na Poznań, tory i jesteśmy w Puszczy Zielonka.

Pierwsze kilometry szybkie, gonimy z Michałem i Dawidem Pawła, który postanowił sobie pouciekać;) Na krótkim odcinku po bardziej dzikim terenie z kilkoma małymi podjazdami, gdzie udało mi się dojśc Pawła, znów mi uciekł. Poczekał na bufecie. Znowu jedziemy razem, ale szybko zebrał się do przodu.. Kolejne kilometry gonimy go z Michałem, Dawidem i gościem w spodenkach BSA. Doganiamy go przed podjazdami na Dziewiczej Górze. Czuję, że trzeba coś zjeść, niestety przez to gubię koło, w międzyczasie wyprzeda mnie kilku megowców i robi się dystans do Pawła. Na podjeździe pod killera robi się tłok, więc uciekam na lewą stronę, w mniej więcej 2/3 podjazdu jest uskok z korzeniami, sporo piachu, nie daję rady tego podjechać.. Od kibicujących ludzi słyszę, że jako jeden z pierwszych wybrałem ten wariant i prawie mi się udało... prawie..

Zjazd z Dziewiczej to szybka żwirowa droga - tutaj tracę dystans do grupki przede mną, a że nie chcę blokować megowców z tyłu, puszczam i tracę jeszcze więcej.. Na kolejnych dwóch podjazdach próbuję podgonić, ale dystans się powiększa i już wiem co to oznacza.. Po ok. kilometrze od Dziewiczej Góry jest rozjazd mega/giga i zostaję sam. Oglądam się, z tyłu nikogo nie widać, z przodu widzę grupkę, jakieś 200 metrów. Trasa jednak robi się bardzo szybka, płaska jak stół.. Staram się jednak zaginać. Po jakimś kwadransie widzę przed sobą osamotnionego zawodnika, dystans zmniejszam, pociskam i dochodzę zawodnika. On sam jednak od razu uprzedza, że dużego porzytku z niego nie będzie. Z tyłu widzę kilkuosobowy pociąg - czekać czy uciekać? Kolejny kwadrans ciągnę młodego zawodnika na kole i staram się uciekać przed grupką. W końcu zostaję sam, ale dystans ciągle się zmniejsza, więc odpuszczam, zjadam żela i łapię koło. Grupkę prowadzi na zmianę Grzesiek z SCS OSOZ i zawodnik VW Samochody Użytkowe. Mam nadzieję, że dobrze współpracując dojdziemy kolejną grupkę, w której jadą dziewczyny z Murapol Twomark i prawdopodobnie Paweł. Przed rozjazdem, na mijankach ala XC, traciłem do dziewczyn około 30s. Ile teraz może to być? 1 minuta, może 2.

Za piątym bufetem, gdzie zjadam garść rodzynek i chwytam dwa żele, zostajemy we trzech z Grześkiem i Damianem z VW. Do mety niespełna 30km, jakieś 5 kwadransów jak dobrze pójdzie. Jedziemy na zmiany i trzymamy dobre tempo. Grzesiek nieco rwie przy swoich zmianach, ale na szczęści udaje mi się jakoś trzymać tempo. Zastanawiam się czy wytrzymam do końca wyścigu - póki co nie jest najgorzej, ale zawsze na początku sezonu mam problemy z kurczami i bólem pleców. Na lekkich podjazdach nieco uciekam, ale przy płaskich odcinkach walczę o utrzymanie koła. Doganiamy kolejnego zawodnika SCS OSOZ, ale nie łapie koła. Ostatni bufet - wspólnie zarządzamy ekspresowy postój i po wypiciu jedziemy. Do mety jakieś 10 km. Powoli jednak czuję, że tempo robi się dla mnie za mocne, Damian rwie, Grzesiek goni, a ja zostaję. Chwilę jednak tylko potrzebuję i zaczynam gonić, niestety chłopaki jadą we dwóch i zdecydowanie jest im łatwiej. Momentami zbliżam się na 20-30 metrów, ale ostatecznie na ostatnim zjeździe do torów i trasy na Poznań, mam jakieś 100 m straty. W piaskownicy dochodzę Grześka - złapały go kurcze, ale Damian jest poza zasięgiem. Do mety dojeżdżam więc sam. Na liczniku 4:46.

Na mecie rozmowa ze znajomymi, Paweł 6 minut przede mną, Jarek przyjeżdża chwilę po mnie. Jemy wspólnie makaron, przyjeżdża Magda. Jest ciepło, więc nikomu się nie spieszy:) Fajna atmosfera, bo słoneczko sprawia, że brakuje tylko jeziorka i zimnego piwka:)

Ze swojej jazdy jestem względnie zadowolony, nie miałem kryzysu, problemów z kurczami i bólem pleców, czego się obawiałem. Cały czas jechałem w miarę równym tempem. Zabrakło jednak dynamiki i zagięcia, żeby utrzymać grupę. Słaby początek, a przede wszystkim fatalny zjazd z Dziewiczej prostą szutrówką kosztowały mnie dobrych kilka minut na mecie - w tym wyścigu kto jedzie sam, ten przegrywa. Mimo to nie było najgorzej. Dopiero analizując wynik w domu i porównując go z zeszłorocznym dochodzę do wniosku, że progres jest, ale mizerny i spodziewałem się zdecydowanie lepszego tempa. Większość znajomych poprawiła swój czas zdecydowanie wyraźniej.

W Murowanej zostajemy jeszcze na dekorację - Ula z teamu 1 w K3, Tomek 3 w M5 na mega, Jarek 3 w M5 na giga. Drużynowo zajęliśmy III miejsce w klasyfikacji GIGA, ale niestety nie miałem w tym swojego udziału. W Złotym Stoku, gdzie jazda na kole nie będzie miała większego znaczenia, mam nadzieję, że pojadę w końcu na miarę swoich możliwości.

1 Open / 1 M2 Bartosz Banach 3:52:48
62 Open / 22 M2 ktone 4:47:44

Rating 80.8
/2536608


Kategoria 100-?, Imprezy / Wyścigi, Mbike, Teren, W towarzystwie

Przedmaratonowy rozjazd z Magdą

Wtorek, 30 kwietnia 2013 | dodano: 04.05.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 15.0˚ dst17.25/0.00km w00:55h avg18.82kmh vmax43.80kmh HR /

Jutro maraton w Murowanej Goślinie, a więc dzisiaj po pracy spokojnie tylko godzinka z kilkoma sprintami. Pojechaliśmy z Magdą do Błonia, pokręciliśmy się i wróciliśmy:)
/2536608


Kategoria 000-050, Mbike, W towarzystwie

Wiosenny deszcz i trochę błotka w KPN z Magdą

Niedziela, 28 kwietnia 2013 | dodano: 29.04.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 9.0˚ dst46.36/26.70km w02:26h avg19.05kmh vmax39.20kmh HR 132/167

Pogoda już w sobotę popołudniu się popsuła. Szkoda, bo zaplanowaliśmy z Magdą podjechać pod BD i pokręcić z Robertem i być może innymi. Cały ranek pada - dopiero popołudniu na chwilę przestało - wykorzystaliśmy ten moment i wyszliśmy.

W drodze do lasu ciemne chmury nie zachęcają do oddalania się od domu..

Magda początkowo nie była zbyt przekonana do kręcenie w takiej pogodzie, ale szybko zmieniła zdanie - w lesie było znacznie cieplej, nie wiało. Robi się zielono, wiosna:)

W Roztoce nikogo znajomego nie było. W zasadzie to nikogo nie było. Zrobiliśmy pętelkę po roztoczańskiej wydmie - idealne miejsce na XC.. z dwoma sztywnymi podjazdami.

Powrót przez górki Damian i singlem do Leszna. Rozpogodziło się i nawet słońce wyszło:) Nie wierzcie w prognozy pogody;)

Żeby nie walić asfaltami, z Leszna szlakiem do Zaborowa. Ogólnie w lesie sporo wody, miejscami konkretnie przysysa, ale tragedii nie ma. Na asfalcie ten trening byłby naprawdę wymuszony, a tak było naprawdę przyjemnie:)

/2536608


Kategoria 000-050, KPN, Mbike, Teren, W towarzystwie

Spotkanie ze znajomymi z Welodromu

Środa, 24 kwietnia 2013 | dodano: 25.04.2013 | Rower:Trek SLR | temp 17.0˚ dst47.03/0.00km w01:58h avg23.91kmh vmax51.90kmh HR 133/165

Trening po pracy, szybko opuszczam nasze "kochane" miasto. Po drodze mały incydent z policją - panowie chcieli mnie ukarać mandatem za przejechanie na przejściu dla pieszych. Ciekawe tylko jak miałem się włączyć do ruchu stojąc na chodniku? Szkoda słów..

Po wyjechaniu miękkie kręcenie przez Izabelin i Lipków. Po drodze spotkałem znajomych z Welodromu - Renatę i Bartka. Razem spokojnie kręcąc dojechaliśmy do Borzęcina i dalej do Umiastowa. Odłączyłem. Czas zacząć właściwy trening - 10 sprintów. Od razu poczułem, że ostatni posiłek wrzuciłem na ruszt dobre dwie godziny wcześniej.. Zachodni wiatr pomógł robić mocne sprinty. W Wąsach nawróciłem, ale sprinty z wiatrem nie są bezpieczne, za szybko ;)
/2536608


Kategoria 000-050, Trek, W towarzystwie