MTB Cross Maraton - Nowiny
Niedziela, 26 maja 2013 | dodano: 27.05.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚
dst67.56/62.00km
w04:10h avg16.21kmh
vmax45.50kmh HR 162/186
Maraton w Nowinach owiany jest legendą. Zeszłoroczna edycja pozostawiła po sobie opinie równie kontrowersyjne jak Golonkowy Karpacz. Czas zmierzyć się z legendą. Trudna trasa będzie najlepszym ostatnim sprawdzianem przed MTB Trophy. W ostatnich dniach pogoda nie dopisywała, sporo padało, prognozy na weekend również nie były specjalnie dobre - sporo osób obawiało się błotnych kąpieli na trasie. Nie lubię napinki na pogode - w końcu nie mamy na nią wpływu, więc po co się niepotrzebnie stresować gadając o tym bez końca..
Do Nowin jedziemy z Magdą i Marcinem. Dla niego będzie to w sumie trzeci maraton w życiu, ale pierwszy wymagający czegoś więcej niż kręcenia nogami - wcześniej startował w Mazovii. Na miejscu jesteśmy kilka chwil po 9. Po niespełna 5 godzinach snu nie czuję się świeżo, ale do startu podchodzę bardzo wyluzowany, zupełnie nie dociera do mnie również, że już za trzy dni wyjeżdża w Beskidy. Składamy rowery, w międzyczasie odbieram od Grześka dętkę z Sandomierza, od Zdzicha odbieram zapas żeli na najbliższe wyścigi. Dopiero po wskoczeniu w lycrę i ruszeniu na rozgrzewkę dociera do mnie co mnie czeka. Znam te tereny, lepiej lub gorzej, ale wiem, że lekko nie będzie, a jednocześnie mam sentyment do tych terenów. Cieszę się, że ww końcu zmierzę się z tymi trasami w wyścigowym tempie. W ramach rozgrzewki robimy z Magdą pierwsze 2km trasy - szybko zaczyna się sztywny wąski podjazd, dobrze być w swoim miejscu w szeregu, ewentualne zaspanie startu może skończyć się spacerkiem. Przed startem zagaduję Maziego - organizatora i autora trasy. Oznajmia, że trasa Master będzie łatwiejsza niż w poprzednich latach, ale końcówka da popalić.
Ustawiamy się w sektorze z Grześkiem C. i Markiem, tym razem zrezygnował z ostrego na rzecz MTB 29':), w I sektorze jest Zdzichu i Michał, dobija się do nich również Jakub wspierający nasz team pod nieobecność Romka. Nie widzę Kamila. Zawodników, którzy zdecydowali się na start na najdłuższym dystansie nie jest wielu, tłoku nie będzie. Pogoda zapowiada się piękna - niewielkie zachmurzenie, temperatura optymalna.
Start bardzo spokojny, jadę przed Kamilem, ale pierwsza ścianka ustawia nas w odpowiedniej kolejności. Szybko się zagrzewam. Znowu nie dopilnowałem rozgrzewki. Szybko też orientuję się, że w tylnym kole ciśnienie jest zdecydowanie za niskie. Na pierwszym podjeździe mam pecha, najpierw krzaki w kasecie, chwilę później spada mi łańcuch. Szybko jednak odrabiam. Pierwsze zjazdy są szybkie i bardzo niepewnie czuję się przez tylne koło - rzucą mną na lewo i prawo. Końcówka zjazdu prowadzi wilgotnym, pełnym liści wąwozem, przeprawa przez powalone drzewa. Trochę pozycji straciłem, ale to dopiero początek. Dalej szybko wkręcam się w swój rytm. Kilka dłuższych chwil jadę z Michałem, ale w końcu zostawiam go na mocnym podjeździe. "Pozdrów Zdzicha ode mnie i żebym Cię więcej nie widział!:)" Pierwszy zjazd z wykrzyknikami - śliski i stromy, ale fajny, szkoda, że taki krótki. Na końcówce dogania mnie Bartek - czyżby powtórka ze Złotego Stoku? :) Sporo jedziemy razem, staram się uciekać na podjazdach, na których jedzie mi się coraz lepiej, ale Bartek na zjazdach daje ognia, a ja nie chcę go blokować, więc robię miejsce. Trasa jest arcyciekawa, sporo krótkich sztywnych podjazdów, szybkie zjazdy, kilka miejsc bardziej wymagających. Szczególnie podoba mi się odcinek przez Pasmo Zelejowej, które dobrze poznałem kilka lat temu. Przejazd przez to pasmo kończy techniczny zjazd do Jaskini Piekło. Zjazd, na którym zyskałem kilka pozycji i dogoniłem Zdzicha.
Kolejne kilometry prowadzą przez Dolinę Chęcińską. Trasa jest szybka, sporo dołów sprawia, że coraz poważniej obawiam się o tylne koło. Staram się jednak o tym nie myśleć i trzymam koło Zdzicha. W dobrym tempie mijamy Polichno i dojeżdżamy do bufetu. Zdzichu bez słowa wyciąga pompkę i pomaga mi podnieść ciśnienie w kole, wszystko szybko i sprawnie, łapię kubek izotonika i razem ruszamy. Przed nami jest Marek Zając, który odrabia straty po złapaniu gumy. Za bufetem zaliczamy mocny podjazd, dalej trasa prowadzi Grząbami Bolmińskimi, gdzie szlak wije się szybkimi ścieżkami to w górę, to w dół. Dobrze współpracujemy ze Zdzichem, co owocuje w moim odczuciu naprawdę dobrym tempem. Nie będę też ukrywał, że jazda z kolegą z teamu mocno motywuje. Grząby kończymy świetnym zjazdem z kamieniami i nawrotką z mocnym podjazdem. Szkoda, że nie zaliczamy na trasie Czubatki, zjazd z tego szczytu byłby świetny! Ostatni zjazd z Grząb jest ostry, ale krótki, mijamy Marka Zająca, który znowu ma problemy z kołem. Szkoda. Kolejne kilometry znów są szybkie i stosunkowo płaskie. Zbliżamy się do Miedzianki - tą górę też znam. Nie zaliczamy jednak wyższych partii i skałek, jest tylko ostry podjazd po trawie, który robię prawie w całości, tuż przed wypłaszczeniem ucieka mi koło.. szkoda, bo akurat kilka metrów ode mnie stoi fotograf:) Dalej krótki trawersik i ostry zjazd po skałkach. Zejście właściwie. Przede mną jedzie dwóch motocyklistów i obaj zaliczyli solidne gleby rzucając bluzgami na lewo i prawo. Sam mam problem ze sprowadzeniem roweru, a więc wisienka na torcie jest:)
Po kolejnych kilkuset metrach fajnego singla docieramy do szutrówki, którą poginamy przez kolejne kilometry. Prowadzi na zmianę Zdzichu i zawodnik z teamu Wertykal. Mocne tempo, na płaskim od razu mam problem z utrzymaniem koła. Mijamy kamieniołom Gałęzice, również dobrze mi znany i wspinamy się na Stokówkę. Tutaj pięć lat temu zdawałem egzamin praktyczny w ramach studenckiego kursu. Fajnie:) Na niebie widać ciemne chmury - jeszcze może nas złapać burza.. Doganiam Bartka i motywuję do podczepienia się na koło. Pod górę jedzie mi się świetnie, na zjazdach po dopompowaniu również lepiej. Tuż za Stokówką mamy drugi bufet. Zostawiłem chłopaków z tyłu, jedynie Wertykal uciekł. Na bufecie postój, obsługa jak zwykle sympatyczna i jest wesoło. Dojeżdża Zdzichu, no to ruszam i uciekam. Pod nosem się śmieję, że teraz gonię Kamila;)
Zdaję sobie sprawę, że jestem już na trasie dystansu Fan i kalkuluję w głowie ile zostało do mety, wyczekuję słynnego zjazdy przy obwodnicy Kielc. Niepotrzebnie rozpraszam myśli, w końcu jednak koncentruję się ponownie na pogoni. Trasa jest interwałowa, ale podjazdy nie wymagają zrzucania na młynek. Sporo jest zjazdów w stylu 4cross z mini hopkami, które wymagają pracy cały ciałem i dobrego panowania nad rowerem, bo przy dużej prędkości łatwo źle wylądować:) Na zjazdach jednak tracę do Wertykala. W końcu jednak dojeżdżam do obwodnicy i wspinam się stromą ścieżkę na szczyt niewysokiego wzniesienia, z którego najpewniej czeka mnie ostry zjazd. Nie dałem rady, jakieś 20 metrów musiałem podbiec. Zjazd rzeczywiście okazał się wymagający, chwila zawahania i podpórka - a więc nie udało się:) Przejazd przez obwodnicę przez głęboką podsypkę, Wertykal od połowy idzie, mi udaje się przekręcić 3/4, ale piach i ze mną wygrał. Dalej jest świetny podjazd z kamieniami i luźnym piachem znany mi z czasówki w Kielcach sprzed dwóch lat. Oceniam, że do mety zostało jakieś trzy kwadranse, pamiętam jednak o czym przestrzegała mnie Magda - końcówka jest mocna. Cały wyścig jednak pilnuję regularnego łykania żeli i picia, ciągle czuję, że mogę jechać mocno. Na kolejnym podjeździe doganiam Jakuba, którego pokonały kurcze. Trasa ma teraz charakter typowy dla tego rejonu - okruchy dewońskich wapieni, ostre podjazdy, wilgotne, wymagające czujności i szybkie jednocześnie zjazdy - jestem zachwycony. Na zjeździe Jakub mija mnie z zawrotną prędkością, robię miejsce, nie zamierzam nikogo blokować. Na kolejnym podjeździe jednak to jak go mijam, motywuje do mocnej jazdy, dopinguje. Aż do mety pokonuję jeszcze kilka mocnych podjazdów i zjazdów. Jest trochę kałuż i błotka i jedno błotniste podejście. W końcu na ostrym zakręcie pod górę kibiujący biker mówi, że to ostatni podjazd. Zawodnik z krótszego dystansu nieco blokuje, ale atakuję, za wszelką cenę chcę dojść zawodnika Wertykala. Na ostatnim zjeździe w lesie jestem tuż za nim. Zostały asfalty, zjazd, króciutki podjazd i płasko do mety. Wertykal jednak od razu uprzedza, że jest wypompowany i nie chce się ścigać. Zostawiam go i finiszuję pośród zawodników z dystansu Fan.
Wrażenia opiszę krótko: świetna trasa, interwałowa, ostra i wymagająca, ale jednocześnie prawie w całości do przejechania w siodle, albo z tyłkiem wysuniętym za siodło:) Po prostu dająca masę frajdy. Jedynie pętla Master szybka, chociaż z bardzo ciekawymi odcinkami. Cieszy również dobra dyspozycja na podjazdach - kręciło mi się dzisiaj naprawdę dobrze i to jest dobry prognostyk przed MTB Trophy.
Znajomi również zadowoleni, Grzesiek i Magda na pudle, brat zachwycony MTB, nie zrobił sobie krzywdy, więc jest dobrze:) Coś mi się zdaje, że do Suchedniowa też będzie chciał jechać:) Na koniec słowa uznania i podziękowania dla Zdzicha za wspólną jazdę, pełną współpracę i pomoc z kołem na bufecie - po raz kolejny doświadczyłem czym jest prawdziwa zgrana drużyna. Dzięki!
1 Open / 1 M1 Michał Ficek 3:30:23
2 Open / 1 M2 Matusiak Łukasz 3:32:35
24 Open / 13 M2 ktone 4:10:10
Rating 84.1/85.0
/2536608
Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Mbike, Teren, W towarzystwie