Beskidy MTB Trophy 2013 - etap I

Czwartek, 30 maja 2013 | dodano: 10.06.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst65.88/55.00km w04:31h avg14.59kmh vmax59.90kmh HR 160/180

MTB Trophy - impreza kultowa, przyciągająca na start zawodników z całej Europy. Zapisałem się już w grudniu, ale mówiąc szczerze, nie czułem wielkich emocji jeszcze na kilka dni przed startem. Po zeszłym sezonie, zdecydowanie cieplej wspominam sudecką wyrypę na MTB Challenge. Wszystko się zmieniło w dniu wyjazdu do Istebnej. Zebraliśmy się po mojej pracy z Jarkiem i Pawłem. Tradycyjnie dopisywał nam świetny humor i to pomimo niezbyt optymistycznych prognoz pogody.

W tym roku korzystamy z gościnności Pani Krystyny. Mamy super warunki, pyszne jedzenie i świetne towarzystwo, m.in. Adama Biewalda. Jeszcze w środę po przyjechaniu i wypakowaniu sprzętu, robimy z Jarkiem krótkie przepalenie na leszczyńskich asfaltach - jazda w dół w kompletnych ciemnościach dostarczyła sporo adrenaliny;)

Rano śniadanie, szykowanie roweru i obawy o warunki - całą noc pada deszcz. Wszyscy mają fatalne nastroje, właściwie tylko ja epatuję typowym dla mnie entuzjazmem. Na szczęście tuż przed startem, który wyjątkowo dla I etapu jest zaplanowano na godzinę 10, przestaje mocno padać. W miasteczku zawodów masa ludzi - blisko 450 osób stanęło na starcie tegorocznej imprezy. Sporo znajomych. Obawiam się o start, nie ukrywam. Nie jestem pewien, czy przygotowałem się do tak ciężkiej imprezy, ale postanowiłem w pełni zaufać trenerowi. Ciekawi mnie czy uda się nawiązać walkę z Pawłem i niezwykle mocnym w tym sezonie Mariuszem. Po dobrej jeździe w ostatnim sprawdzianie przed Trophy w Nowinch, jestem dobrej myśli.

Ruszamy. Podjazd pod Stożek. Początek asfaltami ciężki dla mnie, szybko brakuje oddechu, a tętno leniwie wkręca się na obroty. Dopiero po ok. 20 minutach zaczynam jechać dobrym tempem. Podjazd szybko opuszcza utwardzone szutrówki, jedziemy śliskim szlakiem, a nachylenie i ilości kamieni systematycznie wzrasta. Śmieję się, że podobnie jak wartości koszulki finishera, bo warunki naprawdę nie zachęcają do podjeżdżania. Szybko jestem cały mokry, twarz zalewa błoto. Wyprzedzam jednak znajomych, Grześka C., Pawła, Lucjana i innych. Pierwsze zjazdy jednak bardzo niepewnie, a trudniejszy odcinek wywołuje u mnie konsternację - o co chodzi. Dalej jest szybko i bardzo mokro, na góry schodzi ciężka mgła, a spod kół tryskają hektolitry rzadkiej mazi. Mam problem ze wzrokiem, bo jadę bez okularów, momentami przymykam oczy i praktycznie nic nie widzę. Na bardzo szybkim odcinku czuję, że pożyczona od Magdy torebka podsiodłowa majta mi się między nogami - nie mogę jej zgubić, więc grzecznie zatrzymuję się i poprawiam. Trochę siada mi motywacja, lekko dziś nie będzie, a koledzy pouciekali..

Wszystko zmienia się o 180*, kiedy nadchodzą pierwsze techniczne zjazdy. W zasadzie nie spodziewałem się tak wymagających odcinków, zapomniałem chyba już jakie Beskidy są piękne:) Świetny wąski singielek ze śliskim jak jasna cholera błotkiem. Lęk i przerażenie w oczach większości mijanych zawodników. Dochodzę w końcu Kasię G. z Murapolu - nie jest źle, jeszcze rok temu dostawałem od niej srogie lanie na zjazdach. Zjazd się rozhulał i jakieś 20m muszę sprowadzać, zabrakło odwagi. Mimo to czuję się świetnie, mega zajawka i czysta przyjemność. Dojeżdżam do bufetu i spotykam Pawła. Jest dobrze:) Jest też Marcin z problemami z rowerem i Bartek. Kolejne kilometry są dość szybkie, jedziemy z Bartkiem. Dobrze mi się jedzie i choć trasa jest mniej wymagająca, to nie brakuje śliskich odcinków, na których z Bartkiem świetnie się bawimy. Podpowiada mi jak dokręcać na interwałowych odcinkach, żeby maksymalnie wykorzystać grawitację. Dobre tempo. Zostawia mnie dopiero na ostrym podejściu w jednej z czeskich wsi. Z tyłu czai się Paweł:) Za tym podejściem jest świetny odcinek po granicy ze słupkami i ogrodzeniem po obu stronach granicy - szlak graniczny to coś, co lubię i mimo, że nie jest jakoś szczególnie ciężko, to podoba mi się. W ogóle im trudniejsze warunki są na trasie, tym lepiej mi się jedzie i mam większą przewagę nad zawodnikami, z którymi jadę. Miejscami gęsta mgła tworzy magiczne wręcz widoczki, bajka. Nigdy nie sądziłem, że podświetlenie Garmina przyda mi się na trasie maratonu;) Dalej trasa jest szybka, ale miejscami spore ilości błota skutecznie utrudniają jazdę. Sporo jadę znów z Bartkiem, nad którym mam niewielką przewagę na podjazdach i staram się go gonić w dół. Na jednym z szybkich odcinków po łące widzę dość nieprzyjemną glebę. Zawodnik słabo wyglądał, ale jego kolega kazał jechać dalej, obiecał, że się nim zajmie. Trochę zostało w głowie, ale szybko wyrzuciłem te myśli - w górach lepiej nie myśleć o takich sprawach.

Za ostatnim bufetem, kiedy Bartek już mnie zostawił, trasa prowadzi głównie szutrówkami. Im bliżej granicy, tym mocniej pada. Zaczynam lekko marznąć, ale tempo jest nadal dobre. Poznaję okolice, które pokonuję - jechaliśmy tu przed dwoma laty i chyba przed rokiem. Miejscami jest sporo błota i ślisko. Jest też niebezpieczny zjazd szybką szutrówką z drewnianymi przepustami. Jedno miejsce jest szczególnie złośliwe - przepust poprowadzony skośnie do drogi, tuż za zakrętem. Sporo osób tam leżało niestety. Nie lubię taki odcinków, ale mocno sobie przed tym startem tłumaczyłem, że muszę te odcinki jechać odważniej.Tym razem nieźle się bawię, serio. Bunnyhopy przy wysokich prędkościach podnoszą ciśnienie;) Ląduję na doskonale mi znanych asfaltach wzdłuż Olzy, a więc do mety zostało niewiele. Staram się możliwie najwięcej nadrobić i gonię mocnym tempem. Pod koniec podjazdu widzę przed sobą sporą grupkę - gdyby udało się dogonić, jest szansa na awans o kilka pozycji. Niestety nic z tego - trasa odbija w bok na wąskiego singla. Jest błoto, korzenie, trochę kamieni, kapitalnie. Do stojącego przy trasie Grześka rzucam tylko "czad!", odpowiada uśmiechem:) Cóż chcieć więcej. Na metę wpadam wyremontowaną szutrówką z mega bananem na twarzy.

To był kapitalny etap. Sporo wymagających zjazdów, wszystko jednak w granicach moich możliwości, do tego dobra dyspozycja na zjazdach. Rzut oka na wyniki - tutaj też jest powód do zadowolenia. Udało się przyjechać przed Jarkiem, Pawłem, Mariuszem. 140 pozycja to świetny wynik na I etapie. Nie ukrywam, że spora w tym zasługa ciężkich warunków, na których stosunkowo nieźle sobie radzę:)

Po wciągnięciu makaronu i umyciu roweru - dopiero później orientuję się, że na górze mamy karchera, wracam w ramach rozjazdu do domu rowerkiem, blisko 4 km pod górę. Z nieograniczoną dozą optymizmu czekam na jutrzejszy etap, choć wiem, że na długim podjeździe na Rysiankę mogę naprawdę sromotnie przegrać z lepiej wytrenowanymi kolegami. Przed pójściem spać solidny obiad, masaż, dopieszczanie roweru - wymiana klocków, wieczorem micha makaronu i spać. Regeneracja to podstawa:)

miejsce 140 Open / 61 M2
/2536608


Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Mbike, MTB Trophy, W towarzystwie, Góry


komentarze
ktone
| 17:47 poniedziałek, 10 czerwca 2013 | linkuj No tak, za to na ostatnim etapie dowaliliście mi z Pawłem;)
klosiu
| 17:39 poniedziałek, 10 czerwca 2013 | linkuj Śmieszne, ostatni nocleg z Marcem mieliśmy w tym samym miejscu :).
Gratuluję dobrej dyspozycji, warunki poza ostatnim etapem były zdecydowanie pod ciebie :).
ktone
| 16:00 poniedziałek, 10 czerwca 2013 | linkuj Dzięki! Pamiętam jak mijałeś mnie na podjeździe na Grabową na IV etapie:) Pierwszy maraton ever? Ale góry masz nieźle zjeżdżone, pozazdrościć, dla mnie jedyna okazja do kręcenia po górach to własnie maratony:)
pozdro!
k4r3l
| 15:44 poniedziałek, 10 czerwca 2013 | linkuj No tak, fajnie poczytać relację kogoś z pierwszej części stawki - pierwszy etap był faktycznie świetny, choć jak dla mnie przejechany raczej dość asekurancko - jak na pierwszy maraton ever przystało ;) Gratki za wynik!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa wszyo
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]