Wpisy archiwalne w kategorii

Mbike

Dystans całkowity:6188.32 km (w terenie 3695.00 km; 59.71%)
Czas w ruchu:385:39
Średnia prędkość:15.66 km/h
Maksymalna prędkość:73.90 km/h
Suma podjazdów:61675 m
Maks. tętno maksymalne:205 (103 %)
Maks. tętno średnie:170 (85 %)
Suma kalorii:115318 kcal
Liczba aktywności:132
Średnio na aktywność:46.88 km i 3h 03m
Więcej statystyk

Forty Bema po pracy

Środa, 12 września 2012 | dodano: 17.09.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 23.0˚ dst30.00/5.00km w01:23h avg21.69kmh vmax48.70kmh HR 140/196

Planowaliśmy tego dnia z Michałem powtórzyć zeszłotygodniowy trening w lasach Nadarzyńskich. Niestety plany nie wypaliły, do tego prognozy mówiły o opadach popołudniu. Wychodząc z pracy nie miałem żadnego planu - ot jechać przed siebie.

Podjechałem na Forty Bema. Dawno tu nie byłem. Pokręciłem się raptem 5 kilometrów, ale to był mocny interwałowy trening. Na jednym ze sztywnych podjazdów znów tylne koło mi się wypięło.. Najwięcej frajdy dały mi zjazdy- jeden znany z XC Grześka Miedzińskiego, drugi odkryty przeze mnie ostatnim razem.

Po pokręceniu na Fortach ruszyłem do domu. Dosłownie kilka minut po wejściu do domu zaczęło padać - jednak dobrze, że teamowy trening nie wypalił;)


Kategoria 000-050, Mbike

Merida Mazovia MTB - Ciechanów - rozgrzewka i rozjazd

Niedziela, 9 września 2012 | dodano: 17.09.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst10.00/0.00km wh avgkmh vmax0.00kmh HR /


Kategoria Mbike, 000-050

Merida Mazovia MTB - Ciechanów - kolejny pechowy maraton..

Niedziela, 9 września 2012 | dodano: 17.09.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 22.0˚ dst75.00/55.00km w02:57h avg25.42kmh vmax0.00kmh HR 170/200

Nie wiem, jak liczyłem swoje starty po nieukończonym maratonie w Skarżysku, ale ciągle jeszcze mam szansę zrobić generalkę w Mazovi. Dlatego nie odpuszczam kolejnej edycji - tym razem w Ciechanowie. Wszyscy, włącznie z organizatorem zapowiadają łatwą i szybką trasę, no cóż, takie są realia Mazowsza. Jedziemy z Magdą we dwójkę. Pogoda super, słonecznie, ale nie gorąco.

Miasteczko zlokalizowane jest nieopodal Zamku Książąt Mazowieckich, zanim jednak tam dotarliśmy, przejechaliśmy przez odnowiony rynek - miasto robi miłe wrażenie. Przebieramy się i ruszamy na rozgrzewkę z Pawłem, Ulą i Michałem. Robimy pierwsze i ostatnie 4-5km. W końcu ruszamy w sektory.

Początek szybki po asfaltach, ale po ok. 2 km zjeżdżamy na szutrówkę. Od jakiegoś czasu, jeżdżę bez okularów. Dzisiaj zupełnie przypadkiem założyłem na nos okulary z samochodu - całe szczęście, bo już od pierwszych kilometrów mocno się kurzy! Nie jestem ostatni, co jest dobrym znakiem, ale faktem jest również, że poza krótkim szarpaniem, tempo nie jest wyśrubowane. Po kolejnych kilometrach asfaltami i szutrami wjeżdżamy w teren. Krótki piaszczysty podjazd. Wszyscy idą.. Próbuje jechać i bez problemu da się jechać całkiem dobrym tempem, ale droga robi się węższa, a zawodnicy przede mną nie próbują nawet ustąpić, pomimo próśb. Irytuję się, proszę kolejny raz, kolejny i kolejny, pojawiają się komentarze, że "znalazl się mistrz, Baranek mi przecież ucieka..". Nie będę komentował. Wszyscy jesteśmy na wyścigu, każdy walczy z czasem, a proste zasady fairplay obligują w takich sytuacjach osoby idące, do zrobienia miejsca... No nic jedziemy dalej. Tuż za mną jest Gustaw, pojawia się też Paweł Zak. Jedziemy spory kawałek razem rozmawiając. Po drodze jest nawet jeden zjazd, który sporej ilości osób przysporzył kłopotów.. Jedziemy dalej szutrami. Doganiam Jarka, czyli nadrobiłem minutę. Nie jest najgorzej. Kolejne kilometry pokonujemy dobrym tempem, staram się odrabiać dystans do kolejnych zawodników. Trasa wbrew zapowiedziom nie jest nudna, jest sporo krótkich podjazdów, trochę piachu, a płaskie odcinki są dziurawe i wymagają uwagi.

Spory odcinek po szutrach jedziemy z Zakiem, niestety Jarek i Gustaw mi uciekli. Mamy dobre tempo. Przejeżdżamy przez wieś i wskakujemy na jeden z dłuższych podjazdów po polnej drodze. Z lewej strony pole odgradza od drogi sznurek. I ten właśnie sznurek owinął mi się wokół piasty, tarczy hamulcowej i kasety. Dzięki uprzejmości jedno z zawodników, który poradził mi zatrzymanie się, nic nie urwałem. Szarpałem się z tym sznurkiem kilka minut.. Ruszyłem w pogoń. Wyprzedziła mnie masa ludzi. O dziwo jakoś mnie ta sytuacja nie wkurzyła..

Do końca pętli cały czas wyprzedzam. Przed rozjazdem dochodzę na zasięg wzroku kogoś z Welodromu - po sylwetce poznaję, że to Włodek. Szybko go wyprzedzam. Wiem, że czeka mnie samotna jazda przez całą pętlę. W końcu jednak widzę na horyzoncie zawodników. Wyprzedzam kilka osób, jednak żadna z nich nie jest w stanie utrzymać tempa, muszę nadal jechać sam. Po zjechaniu z pętli dochodzę w końcu Zaka - miła niespodzianka, pojechał GIGA.

Kawałek dalej dochodzi mnie dwóch zawodników, podłączam się - wiadomo, w grupie tempo jest inne. Wspólnie współpracując dochodzimy jeszcze dwóch zawodników przed wyjechaniem na asfalty. Do mety pozostało tylko kilka kilometrów. Czuję się jednak na siłach, żeby nie zawalić końcówki. Na ostatni asfalt wyjeżdżamy razem, tabliczka 2km do mety. Myślałem, że te dwa kilometry jedziemy asfaltami, ale ku mojemu zdziwieniu odbijamy w lewo na szutry. Postanowiłem zaatakować. Duże słowa, po prostu wyjść na prowadzenie. Wyprzedzam jeszcze dwóch megowcow. Końcówka jest dziurawa, ale szybka. Jeden z zawodników trzyma się za mną, staram się przyspieszyć i na ostatnich stu metrach urywam go. Na ostatnich metrach są jeszcze dwie nawrotki po trawie.

Jestem ujechany. Końcówka poprawiła mi humor, ale nie da się ukryć, że miałem sporego pecha. Mogło być lepiej, ale na takiej trasie samotna jazda nie wróży nic dobrego. Bo trasa była szybka, ale jednak nie była nudna. Kilka krótkich podjazdów, piach i stosunkowo mało, jak na to, czego się spodziewałem, szybkich i gładkich szutrówek i asfaltów.

Magda wygrała w swojej kategorii, a więc wyjazd zdecydowanie udany:)


Kategoria W towarzystwie, Teren, Mbike, Imprezy / Wyścigi, 050-100

Terenowy trening w Podkowiańskich lasach

Czwartek, 6 września 2012 | dodano: 10.09.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst57.30/17.00km w02:40h avg21.49kmh vmax58.10kmh HR /

Umówiłem się po pracy na trening z Michałem z teamu. Miałem dojechać do Podkowy, ustawka o 17:30. Półtorej godziny - bez problemu. Ruszyłem jednak blisko kwadrans po 16, do tego trafiłem na masę czerwonych świateł. W efekcie musiałem mocno się spinać, żeby zdążyć.

W Podkowie byłem kilka minut przed czasem - pomogło to, że pojechałem główną drogą, na której po otwarciu autostrady nie jest źle z ruchem. Dobrze, bo mocno zgłodniałem i był czas podjechać do sklepu po paliwo.

Spotkaliśmy się z Michałem, niestety nikt więcej się nie pojawił. Ruszyliśmy do lasu i kręciliśmy improwizując jesli chodzi o trasę. W lesie jest wyjątkowo sucho, dlatego udało się bez problemu odwiedzić kilka zazwyczaj niedostępnych miejsc. Momentami było mocno, ale w zasadzie w większości bawiliśmy się szukając możliwie największych korzeni i piachu;)

Drugi etap to park w Podkowie Leśnej. Dwie wydmy poprzecinane gęstą siecią ścieżek zapewniają masę zabawy i wiele możliwości ułożenia ciekawej pętli. Pokręciliśmy tak jakiś czas. Momentami byłem pod wrażeniem, jak fajne jest to miejsce!

W końcu w okolicach 19 pora wracać do domu. Ruszyłem więc przez Brwinów. Ostatnie kilometry bardzo spokojnie.

Nie miałem licznika, więc skorzystałem z endomondo:


Kategoria W towarzystwie, Mbike, 050-100

Z pracy do domu z Magdą

Środa, 5 września 2012 | dodano: 10.09.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 22.0˚ dst27.00/0.00km w01:02h avg26.13kmh vmax0.00kmh HR /

Powrót z pracy, tym razem na Mbike'u. Podjechałem po drodze po Magdę i razem ruszyliśmy w kierunku domu. Krótki postój tylko w Legionie przy Górczewskiej po pierdoły, m. in zapasowe dętki do Treka;) Dalej prosto do domu - Magda prowadziła dobrym tempem.


Kategoria 000-050, W towarzystwie, Mbike

Merida Mazovia MTB - Skarżysko Kamienna - drugi w życiu nieukończony maraton..

Niedziela, 26 sierpnia 2012 | dodano: 30.08.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 16.0˚ dst80.00/75.00km w03:51h avg20.78kmh vmax45.40kmh HR /

Do końca sezonu cyklu Merida Mazovia MTB Marathon pozostały cztery starty i chcąc zrobić wynik w klasyfikacji generalnej, muszę te wszystkie cztery edycje ukończyć. Pierwsza w kolejce jest edycja w Skarżysku Kamiennej. Jechałem ten maraton przed dwoma laty - nic specjalnego, długie szutrówki, trochę asfaltu, teren pofalowany, ale trasa bardzo łatwa. Tym razem jedziemy w innym kierunku - po terenach znanych z maratonu w Suchedniowie ŚLR. Brzmi dobrze. Długie podjazdy, kilka fajnych zjazdów, Kamień Michniowiecki - będzie ciekawie.

Wyjeżdżamy z Warszawy z Magdą i Pawłem dosyć wcześnie, bo kilka minut po 7. Zaczyna kropić. Mi to nie przeszkadza, nie lubię upałów;) Na miejscu jednak pogoda jest ładna, jednak ciemne chmury nadciągają z północy i prawdopodobnie będzie padać. Mamy dużo czasu, ale zbieramy się bardzo długo do rozgrzewki. Spotykamy znajomych, m.in. Krzyśka W końcu ruszamy - jedziemy trasę HOBBY. Po rozjeździe, do którego trasa jest mega szybka, odbijamy na przyjemniejsze (węższe i wolniejsze) ścieżki i drogi. Paweł złapał gumę, ale dosyć szybko się z tym uwijamy. Ostatnie 3km prowadzą lasem, jest ładnie, ostatni zjazd z wykrzyknikami - Magdzie wypada bidon - i dojeżdżamy do szutrówki wzdłuż zalewu, do mety ok. kilometr. Zaczyna padać. Do startu pozostało 10 minut, więc szybko jedziemy do samochodu, zabieramy potrzebne rzeczy i do sektorów.

Ruszam z końcówką III sektora. Mam nadzieję, że na szybkim początku nie stracę za wiele i po wjechaniu w teren zacznę odrabiać, w końcu jazda w deszczu i błocie wychodzi mi całkiem nieźle. Po pierwszych 5-6 km trasa jest bardzo szybka, było kilka niebezpiecznych sytuacji, po wjechaniu w las i wyprzedzeniu na odcinku 100m ok. 15 osób jestem zadowolony:) Niestety odbijamy z lasu, przecinamy asfalt i znów jest szybko, a więc walczę o utrzymanie. Po kolejnych kilometrach szutrów zjeżdżamy w las - jest błotko. Jestem załamany, jak ludzie sobie nie radzą - prowadzą rowery całą szerokością, nie ma możliwości jechania, muszę krzykiem upominać się o miejsce.. tragedia! Znów szutry. Czuję się dobrze, więc uciekam z grupki, dociągam do kolejnej, na kolejny błotny odcinek staram się wjechać z przodu - znowu ludzie sobie nie radzą.. Jadę z Pawłem Fibro - dziwi się, że nie jestem z przodu - no niestety trasa mimo wszystko do tego momentu jest bardzo szybka, a mi po prostu nie idzie na takich odcinkach. Znów szutry i dojeżdżamy do rozjazdu. Zdziwiłem się trochę, bo nie było jeszcze rozjazdu na FIT. Większość zawodników jedzie na GIGA - podejrzane. Zaczynam się cieszyć, że GIGA jedzie po jednej pętli, a teren od razu zrobił się ciekawszy.

Szybko jednak znowu wyjeżdżam na szutry i jedziemy tak kilka kilometrów. Mijam bufet - mijam, bo jedna osoba postawiona przy kupie bananów i ciastek nie poradzi sobie z obsłużeniem kilkuosobowego pociągu, szczególnie przy prędkości >30kmh... Znów trochę terenu. Błotka jest coraz więcej, ale przestaje padać. Robi się ciekawie, pokonujemy odcinki znane z Suchedniowskiego maratonu. Brakuje jednak najlepszych podjazdów i zjazdów. Po kolejnej "dawce" szutrów i bruku wjeżdżamy w bardziej wymagający teren. Jest piaszczysty lekki podjazd, na którym wyprzedzam kilka osób i dalej kilka długich podjazdów i szybkich zjazdów. Dochodzę Jarka i chwilę jedziemy razem, uciekam na krótkim stromym podjeździe. Chwilę później jest koleiny - widzę czerwoną tablicę Rezerwatu - czyli zbliżamy się do zjazdów z Michniowskiego Kamienia. Przy takie pogodzie może być ciekawie;) Niestety trasa odbiła w prawo i właściwie omijamy najciekawszy fragment.. Bez sensu. Dalej są szybkie zjazdy i krotki, ale wymagający zjazd w błocie. Opony dają radę, bo Ikon pomimo niezbyt głębokiego bieżnika, zapewnia dobrą trakcję. Mimo to wyprzedzają mnie dwie osoby, nie jest dobrze. Odcinek po korzeniach, trochę singla i wyjeżdżamy na szutry, ktore jechaliśmy na początku. Znów odcinek błota, szutry, błoto i szutry do rozjazdu. Czyli jednak pierwszy rozjazd był dla fitowców.

Zaczynam drugą pętle. Jadę sam. Na szutrach do bufetu wydaje mi się, że kogoś widzę daleko z przodu, natomiast z tyłu pusto. Tym razem korzystam z bufetu - łapię banana i żel. Przed wjechaniem w teren wyprzedzam zawodnika z Wkręceni.pl - na długiej prostej po bruku próbuje się trzymać, ale w końcu zostaje. W terenie dochodzę jeszcze jednego zawodnika i szybko go wyprzedzam. Jazda w zasadzie samemu nie jest dobra, tracę tempo, mijam kilku megowców. Deszcz nie pada, ale błoto po przejechaniu całej stawki megowców jest rozjechane - fajnie;) Za najdłuższym podjazdem i zjazdach mam problem z drętwiejącą stopą - poluzowanie paskow i klamry w butach nie pomaga. Na drugim z krótkich ostrych podjazdach pod Kamień Michniowiecki schodzę z roweru i w tym samym czasie dochodzą mnie obaj zawodnicy, których wyprzedziłem na pętli dodatkowej dla gigowców pętli. Nie jestem zadowolony, ale z drugiej strony lepiej jechać z kimś. Miałem jednak nadzieję, że podgonię do Pawła. Jedziemy razem do końca pętli, wyraźnie osłabłem, bo chłopaki mieli dobre tempo, a przecież pół godziny wcześniej minąłem ich bez problemu. Na odcinkach błotnych, które jedziemy już po raz trzeci jest wesoło, bo wszyscy tańczymy, jak na lodzie:) Razem minęliśmy rozjazd i mało już wymagającym terenem kierowaliśmy się do trzeciego bufetu. Krótko po rozjeździe zanotowałem problemy z przerzucaniem łańcucha, ale zwaliłem to na zapchaną błotem kasetę. Łańcuch zachowywał się coraz dziwniej, zaczął zaciągać, aż w końcu w momencie zjechania na asfalt zorientowałem się, że dolne kółeczko przerzutki nie obraca się. Zatrzymuję się i próbuję wyczyścić wodą z bufetu - zdjęcie warstwy (grubej) gęstego błota odsłania zniszczone łożysko - kuleczki powypadały, część została zmiażdżona. To oznacza dla mnie koniec jazdy.

Mijają mnie kolejne osoby, m.in. Jarek. Gdybym miał skuwacz i umiał z niego korzystać, to mógłbym spiąć łańcuch na krótko - niestety umiem tylko rozkuwać. Pytam policjantów o drogę do Skarżyska i idę trasą w kierunku mety. Mijają mnie kolejne osoby, część pyta, jak pomóc - dzięki, przejdę się. Do Skarżyska docieram po ponad godzinie. Byłoby dłużej, ale skróciłem sobie drogę i fragmenty jechał, jak na hulajnodze.

Po dotarciu do mety, jestem zły. Drugi nieukończony maraton w życiu, drugi raz na Mazovii i drugi raz jest to błotny maraton, na którym brakuje mi umiejętności spinania łańcucha.. Szkoda, bo w tej sytuacji straciłem szansę na zrobienie wyniku w klasyfikacji generalnej - zabraknie mi jednego startu, zakładając, że ukończę pozostałe trzy wyścigi. Na zimno przeanalizowałem również trasę i doszedłem do wniosku, że ciągnąć ludzi taki kawał, na obrzeża Gór Świętokrzyskich i omijać naprawdę ciekawe szlaki, serwując jednocześnie uczestnikom długie szutry - pomyłka. Okolice Skarżyska i Suchedniowa oferują naprawdę znacznie więcej. Owszem, było kilka naprawdę fajnych odcinków, a pogoda sprawiła, że trzeba było miejscami się mocno nagimnastykować. Tylko po co te szutrowe autostrady?;) No nic, jak na Mazovię, to i tak było nieźle!


Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Mbike, Teren, W towarzystwie

Z Magdą do pracy i popłudniowy KPN

Czwartek, 23 sierpnia 2012 | dodano: 23.08.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 20.0˚ dst76.00/30.00km w03:15h avg23.38kmh vmax35.40kmh HR /

Rano z Magdą do pracy. Wiatr lekko w plecy, a więc tempo mieliśmy dobre. Odprowadziłem Magdę na Żytnią i pognałem Płocką, obok cm. Powązki, Burakowska i Krasińskiego do biura na Czaki.

Popołudniu ustawka o 17 pod BD. Umówiliśmy się wcześniej z Magdą. Miałem wyjść o 16, jednak szef zatrzymał mnie do 16:30 - ciężko będzie się wyrobić. Ruszyliśmy jednak i mieliśmy dobre tempo. Niestety po drodze Magda źle się poczuła i po dojechaniu pod BD, gdzie czekali na nas Jarek, Robert, Paweł i Marek, odpuściła. Ruszyliśmy więc tylko w męskim gronie. Wszyscy na węglowych rowerach, a Marek na stalowym ostrzaku z cyclocrossowymi oponami - twardziel!

Dobrym tempem pojechaliśmy przez Siarkowy Mostek, Pociechę, Ćwikową i Wiersze do Roztoki. Niestety bar zamknięty. Szkoda, bo zgłodniałem, dopiero tam uświadomiłem sobie, że od 13 nic nie jadłem..

Zrobiliśmy z Jarkiem zjazd z wydmy po korzeniach, ja nawet dwa razy. Szkoda, że nie ma w okolicy nic bardziej wymagającego;)

Ruszamy w drogę powrotną i na skraju szlaku spotykamy Tadka Trochana i jego kumpla. Jedziemy więc od tej pory w siediu. Jedziemy zielonym, tempo systematycznie rośnie. Na skrzyżowaniu z żółtym spontanicznie postanawiam odbić i jechać do domu przez Debły - dawno tam nie byłem.

Od tej pory jadę wycieczkowym tempem. Głód daje się we znaki.. W lesie robi się już powoli jesiennie. Liście spadają, a wrzosy nabierają pięknych kolorów.

Na mostku posiedziałem kilka minut. Bardzo lubię to miejsce. O każdej porze roku jest tu pięknie!

Wbrew temu, co widać na zdjęciu, słońce było jeszcze całkiem wysoko, ale czas się zbierać. Jadę standardowo niebieskim do Zaborówka. Przy wyjeździe z lasu drogę przebiega mi lis, szczwany zwierz!

Do domu ostatnie 10km. Pokonuję je asfaltami przy zachodzącym słońcu. Robi się chłodno, czuć zbliżającą się drobnymi kroczkami jesień:(


Kategoria 050-100, KPN, Mbike, Teren, W towarzystwie

Hala Miziowa

Niedziela, 19 sierpnia 2012 | dodano: 27.08.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 22.0˚ dst22.69/14.00km w01:55h avg11.84kmh vmax62.40kmh HR /

Dzień po maratonie w wymagającym terenie tradycyjnie robimy rozjazd. Planujemy z Jarkiem kawę na Hali Miziowej, Magda niby niechętnie, ale jedzie z nami, Grzesiek jednak zarzeka się, że jedzie spokojnie 45 minut asfaltami. Oczywiście dołącza do nas;)

Wodospad w Korbielowie, który mijamy po drodze:)
Ruszamy po zjedzeniu pysznego śniadanka. Pogoda dopisuje jeszcze bardziej niż wczoraj - jest bardzo ciepło. Jedziemy, tak jak początek maratonu, trzymamy się jednak żółtego szlaku. Szutrowa droga szybko zwiększa stromiznę i miejscami jest bardzo ciężko jechać, nawet na przełożeniu 22x36. Poza procentami, niebagatelne znaczenie ma również nawierzchnia - luźny żwir i większe otoczaki. W ten sposób, raz jadąc, raz prowadząc rowery docieramy w końcu do żółtego szlaku na odcinku, które dzień wcześniej zjeżdżaliśmy - pierwszy fragment, ostatniego technicznego zjazdu.


Na jednym z podejść zamieniam się rowerami z Magdą - w końcu jej jest cięższy. Niby niecałe 3kg, ale różnica jest ogromna. Warto odchudzać rower! Dobijamy do zielonego szlaku i zamiast skręcić w prawo, tak jak trasa maratonu - decydujemy się nadal trzymać żółtego. Po kolejnym kamienistym podejściu w końcu można jechać. Jest sporo korzeni i krótkich, ale bardzo intensywnych i technicznych podjazdów. Docieramy w końcu na Halę Miziową.


W schronisku schładzamy się zimną colą i podziwiamy widoczki. Rozmawiamy też z gościem, który wybiera się na górujące nad Halą Pilsko. Spotykamy też Dorotę, regenerującą się po wczorajszym boju o pudło:)

Czas na zjazdy:) Wybieramy żółty szlak, który poznaliśmy podchodząc - wiem, że będzie super! I tak było.

Powtarzamy odcinek z maratonu i jestem zaskoczony, jak dobrze Magda radzi sobie na kamieniach. Czas na ostatni odcinek - on prawdę Ci powie:) Dojechałem do połowy odcinka, który wczoraj sprowadzałem. Zatrzymałem się na kamieniu, zerowa prędkość. Chcąc podeprzeć się lewą nogą, nie wyczułem gruntu pod nogami i zniknąłem pomiędzy drzewami. Na szczęście od upadku na wielkie głazy uchroniły mnie uschnięte gałęzie świerkowe, nic sobie nie zrobiłem. Próbowałem nawet jeszcze jechać, ale odpuściłem.

Na maratonie trasa odbiła w prawo, ale zaproponowałem jechać dalej żółtym i to był strzał w dziesiątkę! Fakt, że krótki fragment, trzeba było przejść, bo nie było opcji zjechania tego bez uszkodzenia roweru, ale dalej świetnie się bawiliśmy lawirując między kamieniami niemałego kalibru. Miód!

W końcu dojechaliśmy do asfaltu w Korbielowie. Szczerze - mało mi. Jarek chyba wyczuł szanse i zaproponował jeszcze podjazd do granicy. Kilka kilometrów asfaltowego podjazdu. Magda i Grzesiek odpuścili, a my dokręciliśmy naprawdę mocnym tempem do granicy.

Zjazdy były szybkie, bardzo szybkie;)
Żal opuszczać to miejsce. Kapitalnie się tu czuję, wspaniała atmosfera, wymagające szlaki i piękne widoki - czego chcieć więcej?


Kategoria 000-050, Góry, Mbike, Teren, W towarzystwie

Powerade Garmin MTB Marathon - Korbielów

Sobota, 18 sierpnia 2012 | dodano: 27.08.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 20.0˚ dst65.15/58.00km w05:27h avg11.95kmh vmax47.60kmh HR 162/205

Po dłuższej przerwie od gór, wracamy na szlaki:) Startu w Korbielowie tak naprawdę nie planowałem, ale nie pojechałem do Stronia Śląskiego, ominął mnie również start w Ustroniu, a trasa w Beskidzie Żywieckim zapowiadała się naprawdę obiecująco. Udało mi się namówić na start również Magdę, która nie jeździła po górach od maja. Do Korbielowa jedziemy w piątek po pracy z Grześkiem i Jarkiem. Zatrzymaliśmy się w Korbielowie w agroturystyce "U Madzi" i chciałbym w tym miejscu gorąco polecić nocleg u tych ludzi - bardzo serdeczna atmosfera, świetne jedzenie, luksosowe warunki i śmiesznie niska cena za pobyt.

Przygotowania do startu zaczynamy wcześnie rano - szykowanie ubioru, śniadanie i w końcu rowerów. Jakąś godzinę przed startem montując sztycę ukręciłem śrubę.. Zrobiło się nerowow, po tym, jak nie mogłem dobrać odpowiedniej śruby z ojcem gospodarza. W końcu wziąłem śrubę z zacisku Magdy - w końcu ona startuje godzinę później i będzie więcej czasu na rozwiązanie problemu. Śrubka się znalazła, ale.. również i tą ukręciłem.. Załamałem się. Śrubę ukręciłem jednak kiedy była już odpowiednio przykręcona, co zapewniło w miarę pewne trzymanie sztycy.. Oby tak było! Ruszamy na start. Jeszcze na kilka minut przed 10 z pomocą zawodnika teamu Gomola próbujemy montowac jego zapasowy zacisk - decydujemy z Magdą, że pojedzie z uszkodzonym zaciskiem.

Ustawiam się w sektorze (IV) tuż przed startem, ruszamy o 10. Pierwsze kilkaset metrów nietypowo, bo w dół. W tym cyklu jednak nie ma zwyczaju pędzenia na głupa i jest spokojnie, a co za tym idzie bezpiecznie. Odbijamy w lewo i jedziemy już, a jakże, pod górę:) Rano miałem wątpliwości, jak się ubrać, ale przed startem niebo się przetarło i wiedziałem, że będzie ciepło. Już na pierwszym podjeździe zgrzałem się, jak zwykle zresztą;) Po krótki odcinku asfaltem wjeżdżamy w teren, chwilę później odbijamy z żółtego szlaku - trasa pnie się stromo pod górę. Wiem, że pierwszy podjazd na Halę Miziową będzie długi i ciężki, ale jeżeli ma wyglądać, tak jak ta ścianka, gdzie większość ludzi podprowadza, to będzie bardzo ciężko. Kawałek dalej jednak można już jechać. Szutrówka przechodzi stopniowo w coraz bardziej mokry szlak, miejscami jest sporo błota. Na odcinku "wzmocnionym" belkami, które są niesamowicie śliskie, dochodzę Jarka - wyprzedził mnie kilkaset metrów wcześniej. Dojeżdżamy do kolejnego błotnistego odcinka, kilka osób odpuszcza, ale ja staram się podjeżdżać wszystko. Szlak przechodzi w wąskiego singla, las jest ciemny i ponury, ścieżka śliska, nie brakuje korzeni i kamieni - jest pięknie! Singla kończymy krótkim podejściem i wjeżdżamy na Halę Miziową. 9km podjazdu, który na pewno długo będę pamiętał! Na Hali jest pseudo bufet z poweradem. Jadę z Arturem z Gomoli, przed sobą widzę Grześka i Mateusza z teamu. Zaliczamy interwałowy odcinek z mnóstwem błota - mijam Grześka i świetnie się przy tym bawię. Pierwszy zjazd, lekko techniczny, po kamieniach, ale szybki i znów pniemy się pod górę. Mijamy Palenicę i Trzy Kopce zaliczając po drodze szybkie zjazdy po kamieniach. Były też odcinki bardziej techniczne, na których zdecydowanie lepiej się czuję, że pomimo słabej dyspozycji na tych szybkich - świetnie się bawię. Na podjazdach jadę dobrze i dochodzę kolejne osoby. Na odcinku przed Trzema Kopcami krótki odcinek z błotem i omijanie mostków ze śliskich bali.
Dojeżdżam w końcu do Hali Rysianka. Miejsce jest piękne, a widoki dosłownie powalają. Dostaję euforii, a mój entuzjazm wchodzi na wyższy niż zwykle poziom:) Wiem, co mnie czeka na zjazdach z Rysianki, zjeżdżać bowiem będziemy dokładnie tym szlakiem, którym podjeżdżaliśmy podczas III etapu MTB Trophy. Po krótkim odcinku do Lipowskiego Wierchu zaczynamy kapitalne zjazdy. Przez większą część zjazd jest szybki i bardzo szybki, jednak szlak usiany jest kamieniami, dlatego gruncie rzeczy jest niebezpiecznie, ale (napiszę to po raz kolejny) świetnie się bawię! W końcu docieramy do zielonego szlaku, a później do niebieskiego, który prowadzi wymagającym zjazdem do Milówki. Nareszcie bufet!

Nie zabawiam jednak długo - w kieszeniach mam spory zapas żeli, a w bukłaku izotonik. Przede mną podjazd na Halę Boraczą i zjazdy do Węgierskiej Górki. Podjazd pokonuję w dobrym tempie, natomiast zjazdy, które pamiętałem jako raczej przyjemne, nieco mnie zaskoczyły - bylo dużo kamieni, a nachylenie szlaku sprawiło, że dostałem niezły wycisk. Ostatni fragment po zaoranej łące, zabójczy dla mnie podczas MTB Trophy - tym razem okazał się kamienisty i szybki. Jeszcze tylko stromy singiel i jestem w Węgierskiej Górce. Od tego mnie to dla mnie zagadka. Zaczyna się podjazdem na Grapę i dalej do Abrahamowa. Momentami jest bardzo stromo, kilka razy trzeba butować. Dochodzę Artura - dosyć szybko po zjazdach. Chcę wyprzedzić, że na drodze staje nam... stado owiec:) Kilka minut idziemy za owcami, jest wesoło. W końcu omijamy biegnąc przez krzaki i jedziemy dalej. Zostawiam chłopaków. Trasa robi się bardziej interwałowa, są krótkie podjazdy i zjazdy. Krótki odcinek z błota i kilka ładnych widoczków:) Mimo to mam wrażenie, że odcinek od Węgierskiej Górki jest słaby. Po podjeździe na Suchy Groń łączymy się z trasą MEGA. Dziwi mnie tempo, w jakim jadą megowcy - podejrzanie dobre. Zazwyczaj megowcy, których dojeżdżam, raczej zamykają wyścig - no to już wiem, że na mecie będę przed Magdą.

Kolejne kilometry prowadzą generalnie pod górę, zazwyczaj szutrówkami, choć było kilka krótkich odcinków po błocie i kamieniach. Wyprzedzam Jerzego, którego najwyraźniej nieco to zdziwiło. Caly czas staram się pilnować regularnego jedzenia - chyba pierwszy raz jem na trasie tak dużo. Wiem jednak, że to jedyny sposób na przejechanie całego wyścigu w dobrym tempie - póki co, nie jest najgorzej. W końcu zaczynamy zjazdy - niestety dla mnie, szutrówkami, bardzo szybkimi. Wyprzedza mnie sporo osób, ale większość z nich wyprzedzam szybko na asfalcie i szutrach, które prowadzą aż do trzeciego bufetu. Już kilkanaście minut temu skończyło mi się picie w bukłaku - uzupełniam, co zajmuje mi sporo czasu - Jerzy ucieka, Artur również. Przede mną kolejny dlugi podjazd. Nie jest lekko - widok dzieci podprowadzających rowery uświadamia mnie, że jesteśmy już na trasie MINI - wow, lekko nie jest! Po podjechaniu pod Uszczawne (1145 na dystansie dla dzieci) zaczyna się świetny odcinek kamienistym singlem. Jadę z Anią Sadowską i w tym momencie łączy nas jedno - kapitalnie się bawimy. Do tego cały czas towarzyszą nam piękne widoki. Lekko w górę po kamieniach na Halę Miziową i jesteśmy już na singlu, którym podjeżdżaliśmy na początku maratonu. Puszczam Anią przodem, bowiem jestem jednak wolniejszy. Po singlu jest krótki szybki zjazd i zjeżdżamy na żółty szlak. Od razu robi się technicznie - korzenie i kamienie. To jest to, co lubię! Na szczęście mijani MEGOWCY i MINIOWCY robią miejsce, tak samo jak turyści. Pierwszy odcinek singlem szybko się kończy, dalej jest stromo i po kamieniach, ale szeroko. W końcu odbijamy w prawo, na bardzo wąski szlak. Kamienie są większe, procentów więcej, a radocha ogromna:) W jednym miejscu podpórka, ale niestety końców zjazdu z buta - była bardzo wymagająca. Odbijamy na szutrówkę. Krótko pod górę, szybko w dół, wyjazd na łąki pod wyciągiem i ostatni zjazd - były kamienie, do tego trawa, czego nie lubię. Niestety na tym ostatnim zjeździe straciłem dwie pozycje. Ostatnie kilkaset metrów do mety asfaltem lekko pod górę. Meta.

Nie ma sensu dużo pisać - genialny maraton. Kapitalna trasa, piękne widoki, dobra pogoda. Długość trasy dla mnie idealna, dodatkowa godzina byłaby najpewniej dla mnie zabójcza. Jestem względnie zadowolony z dyspozycji na podjazdach. Odcinki techniczne przyniosły mi nieopisaną radochę, niesmak mam jedynie (po raz kolejny) po szybkich zjazdach, na których sporo traciłem. Artur był na mecie szybszy o kilka minut, rewanż na kolejnym maratonie:) Podobnie zadowoleni z trasy byli na mecie chyba wszyscy.

Magda dojechała prawie godzinę po mnie, ale wjechała na metę z uśmiechem na twarzy. Miejsce na szerokim pudle przegrała na ostatnim zjeździe, zabrakło kilkadziesiąt sekund, ale na pewno będzie lepiej.

Czas 5:27:45
Miejsce 76 Open / 29 M2


Kategoria 050-100, Góry, Imprezy / Wyścigi, Mbike, W towarzystwie

Merida Mazovia MTB - Orzysz

Niedziela, 12 sierpnia 2012 | dodano: 23.08.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 18.0˚ dst82.00/75.00km w03:16h avg25.10kmh vmax0.00kmh HR /

Drugi mazurskie maraton przed nami. Po wczorajszym nieudanym starcie, jestem jednak dobrej myśli. Po dwóch etapówkach mam chyba doświadczenie w jeździe dzień po dniu;) Start bliżej, dlatego możemy wyjechać z Nowych Gutów później. Nie chcę jednak powtórzyć błędy ze wczoraj i wystartować zupełnie bez rozgrzewki. Na miejscu jesteśmy dosyć wcześnie. Zbieramy się na rozgrzewkę z Magdą i Pawłem. Jedziemy ostatnie kilometry trasy, najpierw pod prąd, później już zgodnie do mety. 200-300 metrów przed metą jest piaszczysty podjazd, ale jest bardzo krótki i w zasadzie do wjechania z rozpędu, tyle atrakcji. Finish po żużlu wokół boiska - najgłupszy z możliwych pomysłów, ale o tym później..

Stajemy w sektorach - tym razem Gustaw razem ze mną w II. Startujemy! Krótki odcinek asfaltami i wjeżdżamy na szutrówki. Jest bardzo nerwowo, szybko i ciasno. Szczerze mówiąc, to boję się, bo w razie upadku będzie nieciekawie. Dosłownie w momencie, w którym o tym myślę, widzę na poboczu dwóch zawodników po wywrotce.. Szybko tracę dystans do grupy i jadę w ostatniej, trzyosobowej grupie z Gustawem.. Fatalnie! Po kilku km szutrów dojeżdżamy do pierwszego podjazdu po piachu, większość ludzi powolutku młynkuje bokiem. Odrabiam straty, kilka pozycji do przodu. Dalej teren jest pagórkowaty i zaczynam nareszcie jechać swoje. Po kilku kilometrach interwału zjeżdżamy na szutrową autostradę. Tutaj mam ciężkie chwile, jazda w pociągu to nie jest moja mocna strona. Z trudem utrzymuję się w dosyć dużej grupie, w której w zasadzie osłonięty z każdej strony powinienem jechać bez większego wysiłku. Z autostrady zjeżdżamy na wilgotny szlak, jest odrobinę ślisko, kilka górek, od razu czuję się lepiej i zaczynam prowadzić grupę. Na tym krótkim odcinku jeden z zawodników kilkukrotnie zajechał mi drogę, dwa razy było blisko kontaktu. Zirytowało mnie to na tyle, że postanowiłem go urwać. Mocne tempo wytrzymało tylko kilku zawodników, m. in. zawodnik z PTR Dojlidy. Jechaliśmy tak odcinek po wyjechaniu z śliskiego odcinka, dalej były szutry po polach, bufet i kilka podjazdów.

Mijamy rozjazd. Zupełnie nie mam pojęcia jak wygląda trasa, nie wiem jeszcze, że gigowcy robią trzy pętle.. Za rozjazdem jest piaszczysty podjazd, na którym większość zawodników schodzi z roweru - na tym krótkim odcinku zyskałem około 10 pozycji! Dalej znów mamy szutry z łagodnymi podjazdami. Pracujemy we trzech z Gustawem i zawodnikiem z Białegostoku. Dopiero po upomnieniu się o współpracę inni pomagają, ale tylko jazda Bartka z Welodromu zasługuje na miano współpracy. Fatalnie.. To jest właśnie urok jazdy po szybkich trasach oraz wspólnego startu MEGA i GIGA. Rzucam do Pawła, że pewnie wszyscy jadą mega i nie mogą się zmęczyć.. Dojeżdżamy do piaszczystego podjazdu z początku trasy, tym razem jadę środkiem i wyprzedzam kilka osób.. Dalej jedziemy znaną trasę. Interwały jadę dobrze, ale na szutrowej autostradzie ledwo utrzymuję koło grupki i w końcu się urywam. W międzyczasie z nieba zaczyna kropić by po chwili totalnie nas zmoczyć. Padało krótko, ale bardzo intensywnie. Na śliskim fragmencie przed premią Autolandu jest bardzo ślisko, ale paradoksalnie podoba mi się. Kolejne kilometry jadę cały czas próbując gonić grupkę, którą prowadzi Paweł, łapiąc się kolejnych osób. Na rozjeździe oczywiście wszyscy skręcają na mega i zostaję sam.. Szybko jednak dochodzi mnie trzech zawodników i jedziemy mocnym tempem. Dokręcamy do końca pętli i znów jesteśmy na piaszczystym podjeździe. Interwały jadę już słabiej, a po wyjechaniu na szutry, na których znów złapał nas deszcz zupełnie tracę siły.. Odżywam tradycyjnie na błotnistym szlaku. Jedziemy we trzech z zawodnikiem Alumexu i jeszcze jednym.

Mijamy miejsce rozjazdu, dobrze, bo nie chciałbym jechać czwarty raz tej samej pętli. Trasa jest ciekawa, sporo podjazdów, kilka odcinków przypomina mi HCM, krótkie single dają sporo frajdy. Mimo to jazda na pętli nie jest fajna.. Za rozjazdem szybko dokręcamy do bufetu. W zasięgu wzroku pojawił się Paweł, mam nadzieję, że uda się go dogonić. Zawodnicy, z którymi od dłuższego czasu jadę zaczynają mi powoli uciekać. Po chwili słabości dochodzę jednego z nich (koszulka Alumex). Wiem, że z tyłu napiera grupka kilku zawodników, dlatego motywuję współtowarzysza do współpracy. Pokonujemy kolejne ciekawe kilometry dobrym tempem. Jest nawet podjazd, na którym byłem bliski zejścia z roweru, ale udało się przepchnąć po piachu i błocie. Ostatnie kilometry do mety jedziemy nadal razem, jednak wyraźnie zawodnik Alumexu osłabł. Nie staram się jednak tego wykorzystać, tylko daję dłuższe zmiany, zakładam, że jeśli nie zostanę sam, to puszczę go na finishu - sporo czasu wiozłem się na kole i chcę być w porządku. Jest fajny odcinek po bruku, kolega jedzie na 29erze, ale ja również nie narzekam na brak komfortu - oponki Maxis Ikon 2.2 spisują się rewelacyjnie, gigantyczny balon daje spory zapas komfortu. Zdziwiłem się również dobrą trakcją na błocie. Jakieś 3-4 km przed metą na fragmencie, który jechaliśmy na rozgrzewce dochodzimy zawodnika w stroju Krossa i jedziemy do mety we trzech. Ostatni podjazd faktycznie z rozpędu, a na żużlowce wokół boiska puszczam Alumexa.

Na mecie jestem zadowolony. Nie ze swojej jazdy, bo dobrze pojechałem tylko pierwsze dwie godziny, nie licząc (znowu) bardzo słabego startu. Jestem zadowolony, bo chyba pierwszy raz jadąc GIGA na Mazovii, przez cały dystans jechałem z innymi zawodnikami, walczyłem o pozycję. Nie było momentu nudy. Do tego dochodzi trasa - podobała mi się, było sporo podjazdów, trochę błota, single i nieszczęsne autostrady, na których traciłem najwięcej. Niestety okazało się, że osiągnięty wynik to porażka. Po mazurskim weekendzie spadłem do III sektora.

Wracając do finishu, o którym wspomniałem na początku - Łukasz z teamu miał tego pecha, że na ostatnich metrach wyścigu spotkał się z nadgorliwym zawodnikiem, który staranował jego i kilka innych osób. Oczywiście pech - można powiedzieć. Zastanawiam się jednak, dlaczego organizator nie wpadł na pomysł, żeby zakończyć maraton na ostatnim podjeździe? Było dosyć miejsca, żeby rozstawić punkt pomiaru czasu, po przekroczeniu którego zawodnicy mogliby już spokojnie i BEZPIECZNIE dojechać na boisko. Tak byłoby bardziej widowiskowo, bezpieczniej i ciekawiej sportowo, tego jeszcze nie było - finish Mazovii na podjeździe. Mnie problem nie dotyczy, na szczęście..

Czas 3:16:13
Miejsce 50 Open / 15 M2


Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Mbike, Teren, W towarzystwie