Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2011

Dystans całkowity:1176.01 km (w terenie 514.60 km; 43.76%)
Czas w ruchu:51:40
Średnia prędkość:21.66 km/h
Maksymalna prędkość:63.50 km/h
Suma podjazdów:1498 m
Maks. tętno maksymalne:198 (99 %)
Maks. tętno średnie:176 (88 %)
Suma kalorii:26444 kcal
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:47.04 km i 2h 20m
Więcej statystyk

MTB Cross Maraton - Daleszyce

Niedziela, 17 kwietnia 2011 | dodano: 18.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 14.0˚ dst75.64/60.00km w04:11h avg18.08kmh vmax54.10kmh HR 160/191

Kolejny weekend, kolejny, czwarty już start w tym sezonie, w czwartym cyklu. Tym razem jedziemy w Góry Świętokrzyskie. Organizatorzy reklamują maraton w Daleszycach jako pierwszy górski maraton w sezonie - faktycznie, 1500m przewyższenia mówi samo za siebie.

Do Daleszyc jedziemy z Magdą, Jarkiem i Pawłem, wyjazd z Warszawy kilka minut po 6.Bardzo szybko dojeżdżamy na miejsce, gdzie są już Grzesiek i Kazik. Okazuje się, że zawody cieszą się znacznie większa popularnością, niż organizatorzy się spodziewali, co skutkuje sporą kolejką do biura zawodów. Udaje się nam pozałatwiać formalności dość sprawnie, ale na godzinę przed planowanym startem kolejka wciąż rośnie.. Przebieramy się, rozgrzewamy (mijamy Anię Szafraniec i Marka Rutkiewicza, którzy startują dziś z nami), spotykamy też kilku znajomych m.in. Michała Wojciechowskiego. Niestety przed 11 dostajemy informację o opóźnieniu startu.. Po kilkukrotnym przekładaniu godziny startu, padła w końcu godzina 12:45 jako ostateczna. 1:45 opóźnienia!

W końcu jednak udaje się wystartować. Na początku jazda za samochodem, bardzo spokojna, nie pchałem się na początek, ale w pewnym momencie jechałem tuż za Markiem Rutkiewiczem;) Nagle samochód przyspiesza i peleton rozpędza się do 50kmh. Wjazd do lasu, lekki podjazd, trochę blota, piachu, połamanych gałęzi i grupa się dzieli. Mija mnie Gregor, ale mam go w zasięgu wzroku. Mam w glowie taką myśl, żeby możliwie długo trzymać się go, może uda się jechać razem? Tereny bardzo szybko pokazują pazura, kilka stromych podjazdów i zjazdów po kamieniach! Na jednym z nich gupię zapas dętki. Jestem w szoku! Trasa genialna, a to dopiero początek. Później sekcja szybkich szutrów, trochę asfaltów. Jadę w małej grupce i gonimy grupkę przed nami, w której widzę niebieską koszulkę. Po chwili jadę z Grześkiem koło w koło. Super! Na zjazdach mam przewagę, ale ku mojemu zaskoczeniu Grzesiek bardzo dobrze podjeżdża. Jedziemy razem przez następnych kilkanaście kilometrów. W między czasie mijamy bufet - zatrzymuję się uzupełnić bidon, obsługa bardzo miał, dziewczyny mnie poją i nalewają izotonik do bidonu, starszy facet ładuje banany do kieszeni, wszyscy serdecznie życzą powodzenia - jesteśmy w górach;) Jadąc z Grześkiem pokonujemy też świetny zjazd trawersem - było gorąco! Na błotnistym odcinku Gregor zostaje jednak z tyłu, mijam chyba 5 osób, tylko dlatego, że nie zsiadam z roweru i "przepycham" przez kałużę błota.


Od mniej więcej 40km trasa zupełnie zmienia swój charakter, średnia zaczyna gwałtownie spadać. Mam mały kryzys na długim, błotnym podjeździe. Mija mnie sporo osób, nie mogę zacząć jechać i prowadzę rower dość długi kawałek. Jestem zly jak cholera.. Zwalam winę na źle dobrane opony - o ile Rocket Ron z przodu to rewelacja, tak prawie łysy Racing Ralph z tyłu to porażka. Łykam żela i chyba wzmówiem sobie, że jest lepiej - ruszam :) Dalej jest podjazd pod Górę Zamkową i kapitalny szlak po grani. Lewo, prawo, cały czas po kamieniach, a z obu stron prawie pionowa ściana w dół. Szlak kończy się kapitalnym, technicznym zjazdem! Wyjazd na asfalty i drugi bufet. Znowu miło. Zajadam się pysznymi batonami, na szczęście w porę się opamiętałem, czas jechać:) Mimo uzupełnienia energii, czuję już w nogach dystans i jadę słabo, puls też niski. Spory podjazd na początku asfaltem, później w lesie, cały czas goni mnie zawodnik na Scoocie. W pewnym momencie najechałem na kamień, kierownica skręciła i uderzyłem w kolano - boli:( Na końcu podjazdu był już bardzo blisko, jednak na zjazdach mu uciekłem. W końcu jednak mnie dogonił. Jak widać wytrzymałość jeszcze nie ta u mnie :( Jedziemy razem, obu nam zalezy na towarzystwie, rozmawiamy i obaj pracujemy ciężko:) Szczególnie na ostatnich asfaltowych kilometrów. Ostatnie kilkaset metrów jadę kole z planem zaatakowania przy wjeździe na stadion. Niestety jest dość wąsko, a mi brakuje sił, na metę wpadam drugi, zadecydowała długość koła:) Dziękujemy sobie za wspólną jazdę - okazuje się, że gość gonił mnie 20km:)

Na mecie jest już Magda po dystansie FAN, jak zwykle zadowolona z jazdy:) Kilka minut pod mnie przyjeżdża Gregor. Później jeszcze Jarek i Paweł (złapał kapcia). Ze wstępnych informacji wynika, że będę dekorowany. w MTB Cross Marathon łapię się na kategorię M1. No cóż trzeba poczekać:) Czekamy w sumie ponad dwie godziny. Organizatorzy mają problem z pomiarem czasu i weryfikacją wyników. Kolejna wpadka:( Całe szczęście posiłek na mecie jest smaczny i zjadam w sumie trzy porcje. Po godzinie 20 wchodzę na podium - 3 miejsce w kategorii i mój pierwszy pucharek:) Ruszamy do domu po zmroku. Zatrzymujemy się kawałek za Kielcami na kolację. W Warszawie jesteśmy po 23.

Podium Master M1 © ktone

Podsumowując: trasa rewelacja! Bufety bardzo dobre, posiłek na mecie również, oznakowanie trasy dobre, atmosfera super - nie ma tego chamstwa znanego z innych cykli. Wrażenie zepsuły jednak opóźnienia - ja jednak wierzę, że organizatorzy poprawią ten element i następnym razem będzie bez zastrzeżeń. Wynik względny również cieszy - objechałem Gregora, podium. Nie mogę się odnieść do wyniku bezwzględnego - na razie brak oficjalnych wyników. Z jazdy jestem zadowolony połowicznie. Do 40km jechałem super, później zabrakło wytrzymałości, czułem trasę nie tylko w nogach, ale również w rękach i plecach. Na szczęście kryzys szybko przeszedł, ale tempo w drugiej połowie trasy było, mówiąc delikatnie, średnie.

Czas brutto: 4:17:11
Open 35
M1 3 (wygrał Matusiak Łukasz z czasem 3:53:00)


Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Teren, W towarzystwie, XTC

Praca

Sobota, 16 kwietnia 2011 | dodano: 16.04.2011 | Rower:Kross A6 | temp 5.0˚ dst24.85/0.00km w01:02h avg24.05kmh vmax36.30kmh HR /

Wyjazd przed 7 - zimno (1*C), ale słonecznie.
Powrót o 10 - nadal słonecznie, znacznie cieplej (8*C).


Kategoria 000-050, Kross A6

Ciacho z Magdą i Grodzisk z Damianem

Piątek, 15 kwietnia 2011 | dodano: 15.04.2011 | Rower:Kross A6 | temp 12.0˚ dst124.56/5.00km w04:53h avg25.51kmh vmax55.00kmh HR 139/176

Już w środę umówiliśmy się z Magdą, że o ile pogoda pozwoli, to jedziemy w piątek do GK na pyszne ciastka. Pogoda ostatnio kapryśna, ale prognozy na dziś obiecujące. Szczęście nam sprzyja od samego początku - o ile rano było zimno, a niebo zaciągnięte szarymi chmurami, to po 10 przejaśniało się, a słoneczko zaczynało mocno grzać.

Pojechałem do Warszawy pociągiem, z zachodniego już na rower i w stronę Ursynowa. Po drodze walczyłem z pulsometrem, który znów się zawieszał - najdziwniejsze, że po kilkunastu minutach zaczął działa bez zarzutów. Umówiliśmy się pod Kodakiem u Włodka - liczyliśmy na towarzystwo, ale nikogo poza nami nie było. Pogadaliśmy kilka chwil z Włodkiem i ruszyliśmy. Niby z wiatrem.

Przez Kabacki i Konstancin, dalej standardową trasą, czyli przez Obory, Cieciszew i wzdłuż wału do Góry Kalwarii. Przed podjazdem na skarpę starałem się podpuścić Magdę na uphill-race - w końcu ma blisko 15kg mniej do dźwigania;) Nie chciała się ścigać. Podjechaliśmy do cukierni - tym razem nie było problemu z wyborem - Magda zarządziła, że jemy tartę. Dwie tarty i pączek na pół. Pycha!

Największy łasuch w Welodromie;) © ktone

Dobrze, że ta cukiernia nie jest bliżej, obawiam się, że ważyłbym minimum 10kg więcej :D Czas wracać. Wiatr o dziwo nie przeszkadza bardzo, niestety słoneczko zasłoniły znowu chmury i zrobiło się chłodniej:( Na szutrówce chciałem zrobić zdjęcie, ale słaby aparat w połączeniu z mocno nabitymi oponami i dziurami w drodze daje takie efekty:
Troszkę trzęslo © ktone

Wróciliśmy do Magdy przez Kabacki. Czas na obiad:) Zjedliśmy pyszny makaron z truskawkami. Magda do pracy, a ja dalej kręcić.

Umówiłem się z Damianem. Mieliśmy podjechać do Grodziska życzyć powodzenia Uli i reszcie teamu biketires.pl. Ruszyliśmy z Grójeckiej w stronę Ursusa, dalej przez Piastów, Pruszków, Parzniew i dojechaliśmy do Brwinowa. Dalej nie znałem krótkiej drogi, żeby jednocześnie unikać trasy. Troszkę improwizowaliśmy i udało się trafić do Milanówka - dalej znam już trasę. Pod stację w Grodzisku podjechaliśmy idealnie z pociągiem, którym przyjechała Ula i Tomek:) Kilkanaście minut później żegnaliśmy się i razem z Damianem ruszyliśmy z plecakami pełnymi różnych skarbów w stronę domów. W Rokitnie żegnamy się i rozjeżdżamy w swoje strony.

Wyjątkowo lekko przyszła ta setka, no ale byłem wypoczęty, jak już dawno nie byłem. Ten tydzień przebimbałem, mogę się tłumaczyć pogodą - która owszem nie rozpieszczała - ale mam trenażer! Liczę jednak, że trenażer zostanie do grudnia w pudełku, a pogoda się poprawi, bo dziś było bardzo przyjemnie.


Kategoria 100-?, Kross A6, W towarzystwie

Po okolicy z mega wiatrem

Wtorek, 12 kwietnia 2011 | dodano: 12.04.2011 | Rower:Kross A6 | temp 15.0˚ dst54.73/0.00km w01:46h avg30.98kmh vmax51.30kmh HR /

Będąc na uczelni, spoglądając za okno na czyste niebo, zaplanowałem sobie na dziś mocny trening, łącznie z trasą. Niestety po powrocie do domu pogoda szybko się popsuła. Mimo to wyszedłem z planem rozpisanym na małej karteczce przyklejonej do ramy;) Ciemne chmury straszyły deszczem, dlatego wziąłem kurteczkę i postanowiłem nie odjeżdżać zbyt daleko od domu. Niestety pulsometr postanowił dziś zrobić sobie wolne - zupełnie nie pokazywał tętna, lub pokazywał przez 5 sekund, po czym zawieszał się. Trudno, spróbuję przeprowadzić trening "na oko" ;) Nie wiem ile z tego wyszło, bo ciężko robić interwały na oko, ale było mocno. Kręciłem się po okolicy, nie chciałem się zbytnio oddalać, żeby w razie deszczu móc sprawnie wrócić. Cały czas towarzyszył mi mocny wiatr Krótki postój zrobiłem tylko w Żukowie.

Drewniany Kościół w Żukowie po remoncie © ktone

Po niecałych dwóch godzinach wróciłem do domu. To była dobra decyzja, kilka minut później pogoda gwałtownie się zmieniła - temperatura spadła kilka kresek, a wiatr przybrał na sile na tyle, że zdmuchiwało ludzi z chodnika;)


Kategoria 050-100, Kross A6

Praca

Niedziela, 10 kwietnia 2011 | dodano: 10.04.2011 | Rower:Kross A6 | temp 4.0˚ dst25.66/0.00km w01:10h avg21.99kmh vmax33.80kmh HR /

Po powrocie z maratonu, szybka kąpiel, obiadek i do pracy. Z wiatrem, więc luzik:)
Powrót po zmroku, wiatr zmienił kierunek, więc nie było tak źle, jak się zapowiadało:)


Kategoria 000-050, Kross A6

Legia MTB Maraton - Warszawa Wesoła

Niedziela, 10 kwietnia 2011 | dodano: 10.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 8.0˚ dst37.61/37.61km w01:49h avg20.70kmh vmax44.30kmh HR 166/191

Wyjazd do Wesołej nie napawał mnie optymizmem - organizatorzy trzymali język za zębami, informacji było jak na lekarstwo, do końca nie było wiadomo, czy impreza się odbędzie. Kilka dni temu pojawił się opis trasy i dystanse - pętla 12km, na dystansie giga pokonywana czterokrotnie. Mało.
Do Wesołej pojechaliśmy z Magdą pociągiem. Na miejsce startu trafiliśmy bez problemu. Odebranie numerów, rozmowy ze znajomymi - pojawiła się liczna grupa Welodromu. Dylemat, jak się ubrać? Wiatr dość skutecznie chłodzi, ale przebijające się przez ciemne chmury słońce grzeje. Decyduję się na bluzę. Ruszamy z Pawłem na krótką rozgrzewkę i po kilku minutach w lesie zmieniam decyzję - bluza zostaje w plecaku;) Magda zapisała się również na giga, ale dość sceptycznie podchodzi do tego pomysłu po objechaniu pierwszych kilometrów trasy. Na szczęście organizator nie przewiduje zmiany dystansu na trasie - start jest rozdzielony minutą przerwy. 15 minut po 11 stajemy na starcie, buziak na "powodzenia" i czekamy na odliczanie. Obok mnie stoi kilkadziesiąt osób, bez tłoku.
Odliczania nie było, nagle sędzia krzyknął tylko "start" i ruszamy. O dziwo nie jest zabójczo szybko, zaraz po pierwszej prostej jest podjazd, sporo osób zostaje. Dalej Szybki singiel po wydmie, zjazd i podjazd, zjazd i podjazd - mam deja vu po wczorajszym;) Oczywiście od razu wychodzą braki w technice niektórych zawodników - no cóż, trzeba pokonać na pierwszej pętli te podjazdy z buta. Mimo to sporo osób wyprzedzam. Dalej jest szybki odcinek po wąskim singlu, jadę za dwoma zawodnikami w zielonych koszulkach, troszkę za wolno, ale nie ma jak wyprzedzić. Singiel jest momentami bardzo wąski, kręty i daje naprawdę wiele frajdy. Dalej jest zjazd przygotowany przez downhillowców - może nazwa na wyrost, ale była jazda po bandzie, były hopki i chłopaki na sprzęcie grawitacyjnym. Jest zjazd, musi być podjazd;) Dalej jest krótki interwałowy odcinek. Prowadzę sporą grupkę. Zaczyna się druga częśc trasy, czyli szybki, prawie płaski singiel, miejscami jest szerzej. Cały czas prowadzę, nikt nie chce pomóc;) Dojeżdżamy do sztywnego podjazdu i koniec rundy. Patrzę na licznik - niecałe 10km. Ups.. mało! Znowu pojawia się problem bólu pleców:(

Na czele drugiej grupy © ktone

Grupka na podjeździe © ktone

Druga runda przebiega podobnie, prowadzę na zmianę z zawodnikami w zielonych trykotach. Pod koniec drugiej pętli biorę z bufetu banana i niestety na podjeździe brakuje mi oddechu. Ucieka mi kilka osób, ale zielone koszulki zostają blisko. Doganiam. Pod koniec rundy nagle atakuje dwóch zawodników, jeden z Alumex, drugi nie wiem. Siadam na koło i uciekamy reszcie. Mijany kibic krzyczy: 7,8,9. Open? Nieźle! Na początku ostatniej rundy wyprzedza mnie jeden zawodnik, ale różnica prędkości jest tak wielka, że nawet nie próbuję gonić.. Zaczyna padać, momentami mam wrażenie, że pada grad. Kilka minut później atakują też zieloni i uciekają. Za plecami został zawodnik z Dynami na krwistoczerownym Specu. Wstyd się przyznać, ale postanowiłem skupić się na odpieraniu ataków tego gościa, zamiast gonić zielonych, którzy cały czas pozostawali w zasięgu wzroku. Przed finałowym podjazdem mam kilka metrów przewagi, ale podjeżdzam mocno i urywam Dynamo. Szybki singiel po wydmie, przy trasie stoją Renata i Aneta i mocno mnie dopingują. Na ostatnią prosto wpadam jakieś 50 metrów za zielonymi - niestety finisz jest zbyt krótki i dojeżdżam za nimi.
Na mecie jest już Tomek(jechał mega), za chwilę przyjeżdża Paweł. Jemy makaron - bardzo smaczny, a porcja konkretna. Niestety od deszczu robi się ziemno, ale szybko przestaje padać. Idę na metę i od razu wjeżdża Magda. Bardzo zadowolona:) Siadamy większą grupką i czekamy na dekoracje - Aneta 3, Renata 1 na mega, Magda 3 na giga. Bartek przynosi nowiny, że jestem na pudle. Co? Okazało się, że wg regulaminu Legii jestem jeszcze M1 i zająłem 2 miejsce. Wreszcie wiem jak to jest stanąć na podium:) W nagrodę dostałem dyplom;)
Po dekoracji wsiadamy z Magdą na rowery i jedziemy na pociąg. Impreza zorganizowana bardzo dobrze, trasa świetna, wymagająca i niezwykle dynamiczna. Szkoda tylko, że z zapowiadanych marnych 48km na giga, wyszło niespełna 38.. To chyba najkrótsze giga w historii. Mimo to, organizatorzy zasłużyli na słowa uznania.
Wynik oczywiście cieszy, mimo, że wyścig był słabo obsadzony. Wygrał Darek Kołakowski, czyli autor trasy. Jestem zadowolony ze swojej jazdy, szkoda tylko, że na 3/4 dystansu dałem się objechać kilku osobom - była szansa za top10. Zastanawia mnie również średnie tętno - o 10 uderzeń na minutę niższe niż wczoraj.
Czas: 1:49:26
Open: 13/40 - czas zwycięzcy 1:36:10
M1: 2/6 - czas zwycięzcy 1:36:13


Kategoria 000-050, Imprezy / Wyścigi, XTC

Wesoła - dojazd i rozgrzewka

Niedziela, 10 kwietnia 2011 | dodano: 10.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 8.0˚ dst12.00/2.00km wh avgkmh vmax0.00kmh HR /


Kategoria 000-050, W towarzystwie, XTC

AZS MTB Cup - Forty Bema

Sobota, 9 kwietnia 2011 | dodano: 09.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 8.0˚ dst19.78/19.50km w01:14h avg16.04kmh vmax42.20kmh HR 176/194

Od tygodnia pogoda nas nie rozpieszcza, silny wiatr, opady i niska temperatura. Meteorolodzy nie pozostawiali złudzeń również na dzisiaj. Od rana wiał megasilny wiatr, prognozy mówiły o przelotnych opadach...
Umówiłem się z Magdą przy Zachodnim, jednak byłem na miejscu wcześniej i wyjechałem po nią w stronę Banacha. Razem już pojechaliśmy w stronę Fortów Bema. Po drodze dwa razy złapał nas przelotny deszcz, zrobiło się naprawdę zimno i nieprzyjemnie. Na miejscu byliśmy po 12, zaraz po starcie kobiet. Zjazd, który od wczoraj nie dawał mi spokoju, dziewczyny pokonywały bez problemu. Szybka rejestracja w biurze zawodów, odbiór numeru i... schowaliśmy się w samochodzie z Grześkiem i Pawłem L.:) kilka minut później przyjechał Paweł W.
Pora wychodzić, krótki objazd trasy, tym razem zjazd bez problemu. Start przesunięty, dlatego robię długą rozgrzewkę. Kilka minut po 14 ustawiamy się na linii startu.
Start! Czołówka rusza bardzo mocno, ale rozjazd jest krótki i już na pierwszym krótki podjeździe robi się tłok.. Nie rozumiem, po co osoby, które nie potrafią podjechać 3 metrowego podjazdu, pchają się do przodu...Podobnie wygląda cała pierwsze runda. O dziwo Grzesiek jest za mną! Później jest już luźniej, można swobodnie jechać swoje.

Podjazd na "magazyn" © ktone

Na trzeciej rundzie Gregor jednak mnie wyprzedza, ale cały czas trzymam go w zasięgu wzroku. Tuż po przekroczeniu mety po raz trzeci mija mnie czołówka - myślałem, że zaliczę dubla wcześniej;) Przy trasie stoi Przemas, Magda, Krzysiek i Paweł i bardzo nas dopingują - miło! Czwarta i piąta runda to lekki kryzys, odzyskałem siły dopiero po zjedzeniu banana od Magdy. Po sześciu rundach dostaję drugiego dubla od zawodnika grupy Mróz. Grzesiek mi odjechał na 40 sekund, według tego, co powiedział mi Paweł. Trasa jest bardzo interwałowa, praktycznie nie ma prostych odcinków, na których można odpocząć. Większość podjazdów jest z gatunku tych, które lepiej atakować na stojąco ze środka niż młynkować, zjazdy są szybkie, ale od razu trzeba hamować i nawracać. Na ostatniej rundzie zbliżam się do Grześka, dostaję dubla od Pawła L. Grzesiek jest coraz bliżej, przez chwilę mam nawet nadzieję, że będzie okazja do ataku na ostatnim podjeździe. Niestety między nami znalazł się maruder z końca stawki - Grzesiek pojechał swoje, a ja musiałem poczekać. Szkoda, na metę wpadam kilka sekund za Gregorem.
Nie znam dokładnego wyniku, ale podwójny dubel to znacznie lepiej niż się spodziewałem. Trasa świetna, bardzo dynamiczna. Rywalizacja kapitalna. Doping - mistrzostwo świata! Organizacyjnie również bez zastrzeżeń: na mecie pyszne jedzenie bez ograniczeń. Organizatorzy wielkich cykli powinni się uczyć! Jestem zadowolony ze swojej jazdy, chociaż nie ukrywam, że ten start to porządna lekcja pokory - dublujący zawodnicy mijali mnie w takim tempie, że aż mi było głupio;) Fajnie, że pogoda dopisała w trakcie samego wyścigu i nie padało.
Poczekaliśmy z Magdą do końca dekoracji, losowanie nagród (niestety nie udało się nic wygrać) i szybka jazda z wiatrem do pociągu.
Zawody XC, nawet namiastka prawdziwego XC na Fortach Bema, to zupełnie inny wysiłek niż maraton. Godzina jazdy na 100% daje w kość. 92% czasu jechałem powyżej progu LT. Nie ukrywam, że nie mogę się już doczekać górskich maratonów - ten krótki techniczny zjazd daje więcej frajdy niż cała zeszłotygodniowa Mzovia - ja chcę więcej:)


Kategoria 000-050, Imprezy / Wyścigi, W towarzystwie, XTC

Forty Bema - dojazdy i rozgrzewka

Sobota, 9 kwietnia 2011 | dodano: 09.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 8.0˚ dst30.00/5.00km w01:30h avg20.00kmh vmax0.00kmh HR /


Kategoria 000-050, W towarzystwie, XTC

Pęknięta szprycha i zimny prysznic...

Piątek, 8 kwietnia 2011 | dodano: 08.04.2011 | Rower:Giant XTC | temp 8.0˚ dst40.00/0.00km wh avgkmh vmax0.00kmh HR /

Trzeci dzień z kolei chciałem pojechać na uczelnię rowerkiem, ale po raz trzeci prognozy rano zapowiadały deszcze. Dziś jednak wróciłem z zajęć wcześnie i od razu wsiadłem na rower. Umówiłem się z Grześkiem, że pomogę przy organizacji jutrzejszych zawodów na Fortach Bema.
Pogoda masakra, silny wiatr zachodni, którego siła momentalnie rozpędza rower do 40kmh :D Dojechałem do Lazurowej w 30 minut. Przy Powstańców Śląskich słyszę uderzenie w tylnym kole - strzeliła szprycha. Chwila zastanowienia i jadę do Legionu. Na szczęście chłopaki pomogli i koło było gotowe po kilku minutach.
Dojechałem na Forty, pogoda zrobiła się całkiem ładna, nawet słoneczko wyjrzało zza ciemnych chmur:) Pomogłem troszkę chłopakom, w międzyczasie zrobiłem dwie rundki - jeden zjazd tym razem odpuściłem, mimo trzech podejść - szkoda, tydzień temu udało się. Jutro będzie ciekawie;) Niestety około 16 zaczęło padać, szybko zmokłem. Przemarznięty pożegnałem ekipę i ruszyłem do pociągu..
Po powrocie do domu okazało się, że licznik się wyłączył - dlatego km na oko, a czasu nie wpisuję, bo nie mam pojęcia.


Kategoria 000-050, XTC