Hala Miziowa
Niedziela, 19 sierpnia 2012 | dodano: 27.08.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 22.0˚
dst22.69/14.00km
w01:55h avg11.84kmh
vmax62.40kmh HR /
Dzień po maratonie w wymagającym terenie tradycyjnie robimy rozjazd. Planujemy z Jarkiem kawę na Hali Miziowej, Magda niby niechętnie, ale jedzie z nami, Grzesiek jednak zarzeka się, że jedzie spokojnie 45 minut asfaltami. Oczywiście dołącza do nas;)
Wodospad w Korbielowie, który mijamy po drodze:)
Ruszamy po zjedzeniu pysznego śniadanka. Pogoda dopisuje jeszcze bardziej niż wczoraj - jest bardzo ciepło. Jedziemy, tak jak początek maratonu, trzymamy się jednak żółtego szlaku. Szutrowa droga szybko zwiększa stromiznę i miejscami jest bardzo ciężko jechać, nawet na przełożeniu 22x36. Poza procentami, niebagatelne znaczenie ma również nawierzchnia - luźny żwir i większe otoczaki. W ten sposób, raz jadąc, raz prowadząc rowery docieramy w końcu do żółtego szlaku na odcinku, które dzień wcześniej zjeżdżaliśmy - pierwszy fragment, ostatniego technicznego zjazdu.
Na jednym z podejść zamieniam się rowerami z Magdą - w końcu jej jest cięższy. Niby niecałe 3kg, ale różnica jest ogromna. Warto odchudzać rower! Dobijamy do zielonego szlaku i zamiast skręcić w prawo, tak jak trasa maratonu - decydujemy się nadal trzymać żółtego. Po kolejnym kamienistym podejściu w końcu można jechać. Jest sporo korzeni i krótkich, ale bardzo intensywnych i technicznych podjazdów. Docieramy w końcu na Halę Miziową.
W schronisku schładzamy się zimną colą i podziwiamy widoczki. Rozmawiamy też z gościem, który wybiera się na górujące nad Halą Pilsko. Spotykamy też Dorotę, regenerującą się po wczorajszym boju o pudło:)
Czas na zjazdy:) Wybieramy żółty szlak, który poznaliśmy podchodząc - wiem, że będzie super! I tak było.
Powtarzamy odcinek z maratonu i jestem zaskoczony, jak dobrze Magda radzi sobie na kamieniach. Czas na ostatni odcinek - on prawdę Ci powie:) Dojechałem do połowy odcinka, który wczoraj sprowadzałem. Zatrzymałem się na kamieniu, zerowa prędkość. Chcąc podeprzeć się lewą nogą, nie wyczułem gruntu pod nogami i zniknąłem pomiędzy drzewami. Na szczęście od upadku na wielkie głazy uchroniły mnie uschnięte gałęzie świerkowe, nic sobie nie zrobiłem. Próbowałem nawet jeszcze jechać, ale odpuściłem.
Na maratonie trasa odbiła w prawo, ale zaproponowałem jechać dalej żółtym i to był strzał w dziesiątkę! Fakt, że krótki fragment, trzeba było przejść, bo nie było opcji zjechania tego bez uszkodzenia roweru, ale dalej świetnie się bawiliśmy lawirując między kamieniami niemałego kalibru. Miód!
W końcu dojechaliśmy do asfaltu w Korbielowie. Szczerze - mało mi. Jarek chyba wyczuł szanse i zaproponował jeszcze podjazd do granicy. Kilka kilometrów asfaltowego podjazdu. Magda i Grzesiek odpuścili, a my dokręciliśmy naprawdę mocnym tempem do granicy.
Zjazdy były szybkie, bardzo szybkie;)
Żal opuszczać to miejsce. Kapitalnie się tu czuję, wspaniała atmosfera, wymagające szlaki i piękne widoki - czego chcieć więcej?
Kategoria 000-050, Góry, Mbike, Teren, W towarzystwie
Powerade Garmin MTB Marathon - Korbielów
Sobota, 18 sierpnia 2012 | dodano: 27.08.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 20.0˚
dst65.15/58.00km
w05:27h avg11.95kmh
vmax47.60kmh HR 162/205
Po dłuższej przerwie od gór, wracamy na szlaki:) Startu w Korbielowie tak naprawdę nie planowałem, ale nie pojechałem do Stronia Śląskiego, ominął mnie również start w Ustroniu, a trasa w Beskidzie Żywieckim zapowiadała się naprawdę obiecująco. Udało mi się namówić na start również Magdę, która nie jeździła po górach od maja. Do Korbielowa jedziemy w piątek po pracy z Grześkiem i Jarkiem. Zatrzymaliśmy się w Korbielowie w agroturystyce "U Madzi" i chciałbym w tym miejscu gorąco polecić nocleg u tych ludzi - bardzo serdeczna atmosfera, świetne jedzenie, luksosowe warunki i śmiesznie niska cena za pobyt.
Przygotowania do startu zaczynamy wcześnie rano - szykowanie ubioru, śniadanie i w końcu rowerów. Jakąś godzinę przed startem montując sztycę ukręciłem śrubę.. Zrobiło się nerowow, po tym, jak nie mogłem dobrać odpowiedniej śruby z ojcem gospodarza. W końcu wziąłem śrubę z zacisku Magdy - w końcu ona startuje godzinę później i będzie więcej czasu na rozwiązanie problemu. Śrubka się znalazła, ale.. również i tą ukręciłem.. Załamałem się. Śrubę ukręciłem jednak kiedy była już odpowiednio przykręcona, co zapewniło w miarę pewne trzymanie sztycy.. Oby tak było! Ruszamy na start. Jeszcze na kilka minut przed 10 z pomocą zawodnika teamu Gomola próbujemy montowac jego zapasowy zacisk - decydujemy z Magdą, że pojedzie z uszkodzonym zaciskiem.
Ustawiam się w sektorze (IV) tuż przed startem, ruszamy o 10. Pierwsze kilkaset metrów nietypowo, bo w dół. W tym cyklu jednak nie ma zwyczaju pędzenia na głupa i jest spokojnie, a co za tym idzie bezpiecznie. Odbijamy w lewo i jedziemy już, a jakże, pod górę:) Rano miałem wątpliwości, jak się ubrać, ale przed startem niebo się przetarło i wiedziałem, że będzie ciepło. Już na pierwszym podjeździe zgrzałem się, jak zwykle zresztą;) Po krótki odcinku asfaltem wjeżdżamy w teren, chwilę później odbijamy z żółtego szlaku - trasa pnie się stromo pod górę. Wiem, że pierwszy podjazd na Halę Miziową będzie długi i ciężki, ale jeżeli ma wyglądać, tak jak ta ścianka, gdzie większość ludzi podprowadza, to będzie bardzo ciężko. Kawałek dalej jednak można już jechać. Szutrówka przechodzi stopniowo w coraz bardziej mokry szlak, miejscami jest sporo błota. Na odcinku "wzmocnionym" belkami, które są niesamowicie śliskie, dochodzę Jarka - wyprzedził mnie kilkaset metrów wcześniej. Dojeżdżamy do kolejnego błotnistego odcinka, kilka osób odpuszcza, ale ja staram się podjeżdżać wszystko. Szlak przechodzi w wąskiego singla, las jest ciemny i ponury, ścieżka śliska, nie brakuje korzeni i kamieni - jest pięknie! Singla kończymy krótkim podejściem i wjeżdżamy na Halę Miziową. 9km podjazdu, który na pewno długo będę pamiętał! Na Hali jest pseudo bufet z poweradem. Jadę z Arturem z Gomoli, przed sobą widzę Grześka i Mateusza z teamu. Zaliczamy interwałowy odcinek z mnóstwem błota - mijam Grześka i świetnie się przy tym bawię. Pierwszy zjazd, lekko techniczny, po kamieniach, ale szybki i znów pniemy się pod górę. Mijamy Palenicę i Trzy Kopce zaliczając po drodze szybkie zjazdy po kamieniach. Były też odcinki bardziej techniczne, na których zdecydowanie lepiej się czuję, że pomimo słabej dyspozycji na tych szybkich - świetnie się bawię. Na podjazdach jadę dobrze i dochodzę kolejne osoby. Na odcinku przed Trzema Kopcami krótki odcinek z błotem i omijanie mostków ze śliskich bali.
Dojeżdżam w końcu do Hali Rysianka. Miejsce jest piękne, a widoki dosłownie powalają. Dostaję euforii, a mój entuzjazm wchodzi na wyższy niż zwykle poziom:) Wiem, co mnie czeka na zjazdach z Rysianki, zjeżdżać bowiem będziemy dokładnie tym szlakiem, którym podjeżdżaliśmy podczas III etapu MTB Trophy. Po krótkim odcinku do Lipowskiego Wierchu zaczynamy kapitalne zjazdy. Przez większą część zjazd jest szybki i bardzo szybki, jednak szlak usiany jest kamieniami, dlatego gruncie rzeczy jest niebezpiecznie, ale (napiszę to po raz kolejny) świetnie się bawię! W końcu docieramy do zielonego szlaku, a później do niebieskiego, który prowadzi wymagającym zjazdem do Milówki. Nareszcie bufet!
Nie zabawiam jednak długo - w kieszeniach mam spory zapas żeli, a w bukłaku izotonik. Przede mną podjazd na Halę Boraczą i zjazdy do Węgierskiej Górki. Podjazd pokonuję w dobrym tempie, natomiast zjazdy, które pamiętałem jako raczej przyjemne, nieco mnie zaskoczyły - bylo dużo kamieni, a nachylenie szlaku sprawiło, że dostałem niezły wycisk. Ostatni fragment po zaoranej łące, zabójczy dla mnie podczas MTB Trophy - tym razem okazał się kamienisty i szybki. Jeszcze tylko stromy singiel i jestem w Węgierskiej Górce. Od tego mnie to dla mnie zagadka. Zaczyna się podjazdem na Grapę i dalej do Abrahamowa. Momentami jest bardzo stromo, kilka razy trzeba butować. Dochodzę Artura - dosyć szybko po zjazdach. Chcę wyprzedzić, że na drodze staje nam... stado owiec:) Kilka minut idziemy za owcami, jest wesoło. W końcu omijamy biegnąc przez krzaki i jedziemy dalej. Zostawiam chłopaków. Trasa robi się bardziej interwałowa, są krótkie podjazdy i zjazdy. Krótki odcinek z błota i kilka ładnych widoczków:) Mimo to mam wrażenie, że odcinek od Węgierskiej Górki jest słaby. Po podjeździe na Suchy Groń łączymy się z trasą MEGA. Dziwi mnie tempo, w jakim jadą megowcy - podejrzanie dobre. Zazwyczaj megowcy, których dojeżdżam, raczej zamykają wyścig - no to już wiem, że na mecie będę przed Magdą.
Kolejne kilometry prowadzą generalnie pod górę, zazwyczaj szutrówkami, choć było kilka krótkich odcinków po błocie i kamieniach. Wyprzedzam Jerzego, którego najwyraźniej nieco to zdziwiło. Caly czas staram się pilnować regularnego jedzenia - chyba pierwszy raz jem na trasie tak dużo. Wiem jednak, że to jedyny sposób na przejechanie całego wyścigu w dobrym tempie - póki co, nie jest najgorzej. W końcu zaczynamy zjazdy - niestety dla mnie, szutrówkami, bardzo szybkimi. Wyprzedza mnie sporo osób, ale większość z nich wyprzedzam szybko na asfalcie i szutrach, które prowadzą aż do trzeciego bufetu. Już kilkanaście minut temu skończyło mi się picie w bukłaku - uzupełniam, co zajmuje mi sporo czasu - Jerzy ucieka, Artur również. Przede mną kolejny dlugi podjazd. Nie jest lekko - widok dzieci podprowadzających rowery uświadamia mnie, że jesteśmy już na trasie MINI - wow, lekko nie jest! Po podjechaniu pod Uszczawne (1145 na dystansie dla dzieci) zaczyna się świetny odcinek kamienistym singlem. Jadę z Anią Sadowską i w tym momencie łączy nas jedno - kapitalnie się bawimy. Do tego cały czas towarzyszą nam piękne widoki. Lekko w górę po kamieniach na Halę Miziową i jesteśmy już na singlu, którym podjeżdżaliśmy na początku maratonu. Puszczam Anią przodem, bowiem jestem jednak wolniejszy. Po singlu jest krótki szybki zjazd i zjeżdżamy na żółty szlak. Od razu robi się technicznie - korzenie i kamienie. To jest to, co lubię! Na szczęście mijani MEGOWCY i MINIOWCY robią miejsce, tak samo jak turyści. Pierwszy odcinek singlem szybko się kończy, dalej jest stromo i po kamieniach, ale szeroko. W końcu odbijamy w prawo, na bardzo wąski szlak. Kamienie są większe, procentów więcej, a radocha ogromna:) W jednym miejscu podpórka, ale niestety końców zjazdu z buta - była bardzo wymagająca. Odbijamy na szutrówkę. Krótko pod górę, szybko w dół, wyjazd na łąki pod wyciągiem i ostatni zjazd - były kamienie, do tego trawa, czego nie lubię. Niestety na tym ostatnim zjeździe straciłem dwie pozycje. Ostatnie kilkaset metrów do mety asfaltem lekko pod górę. Meta.
Nie ma sensu dużo pisać - genialny maraton. Kapitalna trasa, piękne widoki, dobra pogoda. Długość trasy dla mnie idealna, dodatkowa godzina byłaby najpewniej dla mnie zabójcza. Jestem względnie zadowolony z dyspozycji na podjazdach. Odcinki techniczne przyniosły mi nieopisaną radochę, niesmak mam jedynie (po raz kolejny) po szybkich zjazdach, na których sporo traciłem. Artur był na mecie szybszy o kilka minut, rewanż na kolejnym maratonie:) Podobnie zadowoleni z trasy byli na mecie chyba wszyscy.
Magda dojechała prawie godzinę po mnie, ale wjechała na metę z uśmiechem na twarzy. Miejsce na szerokim pudle przegrała na ostatnim zjeździe, zabrakło kilkadziesiąt sekund, ale na pewno będzie lepiej.
Czas 5:27:45
Miejsce 76 Open / 29 M2
Kategoria 050-100, Góry, Imprezy / Wyścigi, Mbike, W towarzystwie
Po mieście do domu
Czwartek, 16 sierpnia 2012 | dodano: 23.08.2012 | Rower:Trek SLR | temp 19.0˚
dst32.00/0.00km
w01:12h avg26.67kmh
vmax45.80kmh HR /
W ciągu tygodnia nie było czasu wyjść na rower, zrobić rozjazd, następnego dnia zmęczyć się na treningu.. No cóż, udało się dziś. Planowałem wydłużony powrót do domu, skończyło się jednak tylko na powrocie prze Warszawę. Po drodze odwiedziłem kilka sklepów rowerowych i zieleniaków - w tych pierwszych szukałem rękawiczek, w zieleniakach natomiast chili. Znalazłem je dopiero w sklepie prowadzonym przez Włocha na Ursusie - świetny człowiek!
Papryczki ostre:)
Kategoria 000-050, Trek
Merida Mazovia MTB - Orzysz
Niedziela, 12 sierpnia 2012 | dodano: 23.08.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 18.0˚
dst82.00/75.00km
w03:16h avg25.10kmh
vmax0.00kmh HR /
Drugi mazurskie maraton przed nami. Po wczorajszym nieudanym starcie, jestem jednak dobrej myśli. Po dwóch etapówkach mam chyba doświadczenie w jeździe dzień po dniu;) Start bliżej, dlatego możemy wyjechać z Nowych Gutów później. Nie chcę jednak powtórzyć błędy ze wczoraj i wystartować zupełnie bez rozgrzewki. Na miejscu jesteśmy dosyć wcześnie. Zbieramy się na rozgrzewkę z Magdą i Pawłem. Jedziemy ostatnie kilometry trasy, najpierw pod prąd, później już zgodnie do mety. 200-300 metrów przed metą jest piaszczysty podjazd, ale jest bardzo krótki i w zasadzie do wjechania z rozpędu, tyle atrakcji. Finish po żużlu wokół boiska - najgłupszy z możliwych pomysłów, ale o tym później..
Stajemy w sektorach - tym razem Gustaw razem ze mną w II. Startujemy! Krótki odcinek asfaltami i wjeżdżamy na szutrówki. Jest bardzo nerwowo, szybko i ciasno. Szczerze mówiąc, to boję się, bo w razie upadku będzie nieciekawie. Dosłownie w momencie, w którym o tym myślę, widzę na poboczu dwóch zawodników po wywrotce.. Szybko tracę dystans do grupy i jadę w ostatniej, trzyosobowej grupie z Gustawem.. Fatalnie! Po kilku km szutrów dojeżdżamy do pierwszego podjazdu po piachu, większość ludzi powolutku młynkuje bokiem. Odrabiam straty, kilka pozycji do przodu. Dalej teren jest pagórkowaty i zaczynam nareszcie jechać swoje. Po kilku kilometrach interwału zjeżdżamy na szutrową autostradę. Tutaj mam ciężkie chwile, jazda w pociągu to nie jest moja mocna strona. Z trudem utrzymuję się w dosyć dużej grupie, w której w zasadzie osłonięty z każdej strony powinienem jechać bez większego wysiłku. Z autostrady zjeżdżamy na wilgotny szlak, jest odrobinę ślisko, kilka górek, od razu czuję się lepiej i zaczynam prowadzić grupę. Na tym krótkim odcinku jeden z zawodników kilkukrotnie zajechał mi drogę, dwa razy było blisko kontaktu. Zirytowało mnie to na tyle, że postanowiłem go urwać. Mocne tempo wytrzymało tylko kilku zawodników, m. in. zawodnik z PTR Dojlidy. Jechaliśmy tak odcinek po wyjechaniu z śliskiego odcinka, dalej były szutry po polach, bufet i kilka podjazdów.
Mijamy rozjazd. Zupełnie nie mam pojęcia jak wygląda trasa, nie wiem jeszcze, że gigowcy robią trzy pętle.. Za rozjazdem jest piaszczysty podjazd, na którym większość zawodników schodzi z roweru - na tym krótkim odcinku zyskałem około 10 pozycji! Dalej znów mamy szutry z łagodnymi podjazdami. Pracujemy we trzech z Gustawem i zawodnikiem z Białegostoku. Dopiero po upomnieniu się o współpracę inni pomagają, ale tylko jazda Bartka z Welodromu zasługuje na miano współpracy. Fatalnie.. To jest właśnie urok jazdy po szybkich trasach oraz wspólnego startu MEGA i GIGA. Rzucam do Pawła, że pewnie wszyscy jadą mega i nie mogą się zmęczyć.. Dojeżdżamy do piaszczystego podjazdu z początku trasy, tym razem jadę środkiem i wyprzedzam kilka osób.. Dalej jedziemy znaną trasę. Interwały jadę dobrze, ale na szutrowej autostradzie ledwo utrzymuję koło grupki i w końcu się urywam. W międzyczasie z nieba zaczyna kropić by po chwili totalnie nas zmoczyć. Padało krótko, ale bardzo intensywnie. Na śliskim fragmencie przed premią Autolandu jest bardzo ślisko, ale paradoksalnie podoba mi się. Kolejne kilometry jadę cały czas próbując gonić grupkę, którą prowadzi Paweł, łapiąc się kolejnych osób. Na rozjeździe oczywiście wszyscy skręcają na mega i zostaję sam.. Szybko jednak dochodzi mnie trzech zawodników i jedziemy mocnym tempem. Dokręcamy do końca pętli i znów jesteśmy na piaszczystym podjeździe. Interwały jadę już słabiej, a po wyjechaniu na szutry, na których znów złapał nas deszcz zupełnie tracę siły.. Odżywam tradycyjnie na błotnistym szlaku. Jedziemy we trzech z zawodnikiem Alumexu i jeszcze jednym.
Mijamy miejsce rozjazdu, dobrze, bo nie chciałbym jechać czwarty raz tej samej pętli. Trasa jest ciekawa, sporo podjazdów, kilka odcinków przypomina mi HCM, krótkie single dają sporo frajdy. Mimo to jazda na pętli nie jest fajna.. Za rozjazdem szybko dokręcamy do bufetu. W zasięgu wzroku pojawił się Paweł, mam nadzieję, że uda się go dogonić. Zawodnicy, z którymi od dłuższego czasu jadę zaczynają mi powoli uciekać. Po chwili słabości dochodzę jednego z nich (koszulka Alumex). Wiem, że z tyłu napiera grupka kilku zawodników, dlatego motywuję współtowarzysza do współpracy. Pokonujemy kolejne ciekawe kilometry dobrym tempem. Jest nawet podjazd, na którym byłem bliski zejścia z roweru, ale udało się przepchnąć po piachu i błocie. Ostatnie kilometry do mety jedziemy nadal razem, jednak wyraźnie zawodnik Alumexu osłabł. Nie staram się jednak tego wykorzystać, tylko daję dłuższe zmiany, zakładam, że jeśli nie zostanę sam, to puszczę go na finishu - sporo czasu wiozłem się na kole i chcę być w porządku. Jest fajny odcinek po bruku, kolega jedzie na 29erze, ale ja również nie narzekam na brak komfortu - oponki Maxis Ikon 2.2 spisują się rewelacyjnie, gigantyczny balon daje spory zapas komfortu. Zdziwiłem się również dobrą trakcją na błocie. Jakieś 3-4 km przed metą na fragmencie, który jechaliśmy na rozgrzewce dochodzimy zawodnika w stroju Krossa i jedziemy do mety we trzech. Ostatni podjazd faktycznie z rozpędu, a na żużlowce wokół boiska puszczam Alumexa.
Na mecie jestem zadowolony. Nie ze swojej jazdy, bo dobrze pojechałem tylko pierwsze dwie godziny, nie licząc (znowu) bardzo słabego startu. Jestem zadowolony, bo chyba pierwszy raz jadąc GIGA na Mazovii, przez cały dystans jechałem z innymi zawodnikami, walczyłem o pozycję. Nie było momentu nudy. Do tego dochodzi trasa - podobała mi się, było sporo podjazdów, trochę błota, single i nieszczęsne autostrady, na których traciłem najwięcej. Niestety okazało się, że osiągnięty wynik to porażka. Po mazurskim weekendzie spadłem do III sektora.
Wracając do finishu, o którym wspomniałem na początku - Łukasz z teamu miał tego pecha, że na ostatnich metrach wyścigu spotkał się z nadgorliwym zawodnikiem, który staranował jego i kilka innych osób. Oczywiście pech - można powiedzieć. Zastanawiam się jednak, dlaczego organizator nie wpadł na pomysł, żeby zakończyć maraton na ostatnim podjeździe? Było dosyć miejsca, żeby rozstawić punkt pomiaru czasu, po przekroczeniu którego zawodnicy mogliby już spokojnie i BEZPIECZNIE dojechać na boisko. Tak byłoby bardziej widowiskowo, bezpieczniej i ciekawiej sportowo, tego jeszcze nie było - finish Mazovii na podjeździe. Mnie problem nie dotyczy, na szczęście..
Czas 3:16:13
Miejsce 50 Open / 15 M2
Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Mbike, Teren, W towarzystwie
Merida Mazovia MTB - Ełk
Sobota, 11 sierpnia 2012 | dodano: 23.08.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 24.0˚
dst88.00/70.00km
w03:22h avg26.14kmh
vmax0.00kmh HR /
Sezon bliża się powoli do końca, a ciągle brakuje mi startów do generalki w Mazovii. Dobrze, że organizator przygotował weekend na Mazurach - dwa starty w trakcie jednego wyjazdu. Nocleg rezerwujemy w Nowych Gutach nad jeziorem Śniardwy. Jedziemy w piątek po pracy z Magdą, Ulą i Tomkiem. W tym samym domu śpi również Michał z Cypisem, a w Nowych Gutach są jeszcze Damian i Gustaw z rodziną.
W dniu startu rano szykujemy rowery, do Ełku ruszamy po 9. Pogoda jest niepewna, sporo chmur. W nocy padało, więc na trasie może być mokro. Na miejscu jesteśmy stosunkowo wcześnie, ale dosyć długo się zbieraliśmy. W efekcie zanim zebraliśmy się na rozgrzewkę, zrobiło się późno. W sektorze znalazłem się w zasadzie bez rozgrzewki. Jechałem w Elku dwa lata temu i wiem, że początek jest bardzo szybki i zapłacę za brak rozgrzewki. Pogoda się wyklarowała - jest słonecznie i robi się ciepło. Startuję razem z Ulą, Łukaszem i Sławkiem z II sektora. Paweł i Michał będą gonić z III.
Start! Dosłownie po 5 metrach muszę się zatrzymać, przede mną była mała kraksa, ucierpiał Michał Osuch z Plannji. Nie mam wyjścia, muszę poczekać, aż zawodnicy się pozbierają, a cała reszta mija mnie bokiem. Michał jest wściekły, nie dziwię się.. Mnie to jakoś nie rusza. Pierwsze kilometry idą asfaltami. Szybko dostaję zadyszki i pomimo wysokiego tempa i tętna na poziomie 185, nie jestem w stanie utrzymać się w grupie. Po dwóch kilometrach jestem ostatni, a dystans do grupy stale się powiększa. Nieco lepiej jest po wjechaniu w teren, ale trasa nadal jest szeroka i szybka. Pierwsze lekkie podjazdy i dochodzi mnie czoło III sektora.. Nie jest najlepiej. Przed zjazdem z polnych dróg w las jest odcinek z błotem, najpierw kilka kałuż, już robi się ciekawie - dochodzę sporo osób, mają ogromne problemy. Dalej jest jeszcze lepiej - lekki podjazd po dosyć śliskiej glinie, wszyscy schodzą z rowerów. Bez problemów podjeżdżam, mimo, że mam z tyłu stosunkowo malo agresywny bieżnik - Maxis Ikon 2.2 - gigantyczny balon i odpowiednie ciśnienie robią jednak swoje! Wjeżdżamy w las. Tutaj trasa jest świetna. Zaliczamy znany mi sprzed dwóch lat świetny singielek wzdłuż brzegu jeziora. Momentami grupka przede mną mnie blokuje, ale nie ma co się szarpać, tempo nie jest najgorsze. Singielek odbija w górę, mijam Sławka z defektem koła, niestety nie mogę pomóc.
Zaczynamy charakterystyczne dla tych terenów długie szerokie szutrówki z licznymi podjazdami. Leśne "dukty" (ulubione określenie C.Z.) przeplatane są odcinkami po polach. Podoba mi się ta trasa. Caly czas jedziemy w grupce z zawodnikiem Sprint i innym w stroju Kellys - niestety tylko ten ostatni współpracuje i w efekcie ciągniemy grupkę przez większą część pętli. Na bufecie, który zlokalizowano na odcinku asfaltowym przy prędkości przelotowej 30-32kmh (brawo!) łapię tylko kubek picia, oblewając się - świetny pomysł, nie ma co... Znów jestesmy w terenie. Kolejne kilometry to bardzo fajne, interwałowe szutrówki, jest nawet podjazd z głazami (niestety tylko morenowymi) przy trasie. Jest naprawdę ciekawie i malowniczo. Caly czas jedziemy z zawodnikiem w stroju Kellys. Ostatnie kilometry przed rozjazdem jedziemy już tylko we dwóch. Najpierw po asfalcie, dalej po szybkich szutrach, gdzie dochodzimy kolejne osoby, a grupka z tyłu dochodzi z kolei do nas i siedzi na kole. Po rozjeździe podziękowałem zawodnikowi w stroju Kellys i z ironią rzuciłem do reszty "dzięki za współpracę".. Ciągnąłem całą pętlę, po rozjeździe zostałem sam.. Odwróciłem się, dostrzegłem kilkadziesiąt metrów z tyłu dwóch zawodników, lekko zwalniam, łykam żela, odwracam głowę jeszcze raz - to Gustaw i Michał. Super. Czekam na nich.
Dochodzą mnie szybko i jedziemy we trzech, pomarańczowo się zrobilo:) Zaraz za rozjazdem wjeżdżamy na pętlę na dosyć męczącego singla po polu. Jadę swoje i jak się okazało, szybko zostawiam chłopaków. Postanawiam jednak nie czekać, a jechać swoje, w zasięgu wzroku dostrzegłem bowiem dwóch zawodników. Szybko ich doszedłem na szutrówkach, tuż przed premią Autolandu. Różnica tempa dosyć znaczna, dlatego nie czekać. Jedzie mi się dobrze, dlatego staram się trzymać tempo, a nóż kogoś dojdę. Samotnie przejeżdżam jakieś 2/3 pętli. Na bufecie łapię żela - nutrend carbosnack w nowym opakowaniu (coś ala Enervit). Jadąc samotnie jednak tempo jest znacznie niższe. W końcu dochodzi mnie grupka z Gustawem na czele. Jest też Michał, Paweł Cieciera z Welodromu i dwóch - trzech innych zawodników. Tempo jest mocne, trzymam się raczej z tyłu, samotna (nieświadoma) ucieczka, jak się okazało, kosztowała mnie sporo sił. Dojeżdżamy do rozjazdu już tylko we czterech z Gustawem, Pawłem i jeszcze jednym zawodnikiem. Za rozjazdem nieznajomy wychodzi na zmianę... i szybko myli trasę, niepotrzebnie skręca z głównej drogi w boczną. Co ciekawe, nie czeka na nas po swoim błędzie, tylko szybko ucieka.. No to gonimy! Jedziemy we trzech i teoretycznie mamy przewagę, jednak długo nie możemy dojść tego zawodnika. Ostatecznie zabrakło mi sił i urwałem się z koła Gustawa i Pawła. Zostałem sam i dystans do chłopaków na szybkich szutrach w stronę Ełku rośnie. Wyjeżdżam na asfalt, wiem, że zostało około 5-6 km do mety. Jadę jednak sam, więc znów tracę w stosunku do Pawłów. Przed Ełkiem wjazd na wąskiego singla. Zapamiętałem ten odcinek z maratonu sprzed dwóch lat, jako dosyć wymagający - okazało się jednak, że pomimo, że malowniczy, po wytyczony tuż nad brzegiem jeziora - jest banalny. Jedyna trudność to jedno powalone drzewo. Szybko dojeżdżam do Ełku, przejazd mostem i ostatni kilometr ścieżką rowerową, na której ściga się ze mną.. lokales na szosówce.. Meta!
Fajna trasa, naprawdę mi się podobała i pomimo, że niewiele zmieniona względem tej sprzed dwóch lat, to dobrze się bawiłem. Oczywiście było szybko, mało technicznie (choć dla wielu małe błotko było za trudne..), a mimo to ciekawie. Dobrze pojechałem w sumie dwie godziny. Pierwsze dwa kwadransy fatalne, o starcie już nie wspomnę. Ostatnie 20-30 minut również bardzo słabe. Muszę się nauczyć robić porządną rozgrzewkę i koniecznie wcześniej przyjeżdżać na maraton, ewentualnie szybciej się ogarniać na miejscu;) Jutro dogrywka w Orzyszu.
Czas 3:22:51
Miejsce 46 Open / 15 M2
Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Mbike, Teren, W towarzystwie
Wschodnia mała pętla
Czwartek, 9 sierpnia 2012 | dodano: 09.08.2012 | Rower:Trek SLR | temp 18.0˚
dst61.60/0.00km
w02:10h avg28.43kmh
vmax45.20kmh HR /
Rano niestety mokro - wsiadłem z rowerem w pociąg. W ciągu dnia kilka razy mocno padało, na szczęście po 16 było już ładnie. Podjechałem na Gojawiczyńskiej po wodę i tam włączyłem endomondo - dawno nie korzystałem, zobaczymy, co pokaże.
Kierunek Łomianki, a dalej asfaltami do Czosnowa, przebitka w stronę KPN i bocznymi drogami do Kiściennego. Wszystko, co jechałem na zachód - pod wiatr. Momentami tempo było fatalnie niskie:( Drogi przez KPN świetne - zero ruchu, gładki asfalt i okolica piękna. W Wierszach dostrzegłem skubiące trawkę na polance cztery sarny - zatrzymałem się i obserwowałem je przez chwilę. Niestety zdjęcie nie wyszło. Jadę dalej.
Wjeżdżam na ruchliwą drogę Leszno - Kazuń i tutaj niestety nie jest już przyjemnie. Zastanawiam się, po co ktoś wymyślił na takiej drodze wysepki? To najniebezpieczniejsze miejsca, bo pędzący tir nie zwolni przed wysepką, prędzej zepchnie do rowu rowerzystę, który akurat nie wiadomo po co tam jest.. Dojechałem do Leszna i dalej przez Białutki do domu - ten odcinek był mega przyjemny, bo generalnie z lekkim wiatrem.
Licznik przekłamuje tylko trochę względem endomondo - niecałe 2%.
Kategoria 050-100, Trek
Poranny deszcz:(
Wtorek, 7 sierpnia 2012 | dodano: 07.08.2012 | Rower:Trek SLR | temp 22.0˚
dst43.87/0.00km
w01:27h avg30.26kmh
vmax40.40kmh HR /
Planowałem pojechać rowerem do pracy i wydłużyć nieco powrót. Niestety rano mocno padało, a prognozy nie były optymistyczne..
Wyszedłem na trening dopiero po powrocie z pracy i zjedzeniu szybkiego obiadu. Ruszyłem na zachód. Dobre tempo, dobra temperatura. Błonie - Bieniewice - Boża Wola - Izdebno Kościelne. Po minięciu drewnianego kościoła zobaczyłem kilkaset metrów przed sobą kolarza - no to gonię. Doszedłem go w Grodzisku tuż przed wiaduktem, na którym wjechałem na 100%. Z mastersem w stroju Grodziska Mazowieckiego nie jechałem długo - odbił na osiedle, a ja pojechałem w stronę Milanówka. Dalej przez Kotowice. Na wiadukcie nad autostradą minąłem się z dwoma szosowcami. Zaczęło się mocno chmurzyć na horyzoncie.
Dalej Mięcin - Czubin - Rokitno i do domu. Przed Rokitnem minąłem się z kolejnym szosowcem.
Kategoria 000-050, Trek
Bikefit
Poniedziałek, 6 sierpnia 2012 | dodano: 06.08.2012 | Rower:Trek SLR | temp 28.0˚
dst29.26/0.00km
w01:00h avg29.26kmh
vmax50.40kmh HR /
Po powrocie z pracy, wbrew prognozom, pogoda jest ładna. Najwyraźniej zapowiadane potężne burze jeszcze przed nami. Wsiadam więc na Treka po drobnych korektach ustawień kokpitu - tytularny bikefit zrobiłem sam. I muszę przyznać, że jeśli ktoś faktycznie zna się na rzeczy i potrafi pomóc w ustawieniu optymalnej pozycji - to może zdziałać cuda. Ja się na tym nie znam i ustawiam pozycję metodą prób i błędów. Drobna korekta zupełnie odmieniła wrażenia z jazdy, nie męczę się już siedząc, a nogi nareszcie pracują podobnie, jak na MTB.
Podjechałem do Brwinowa, niestety chłopaki mają urlop - w zasadzie to dobrze, każdy musi odpocząć od pracy. Dalej ruszyłem przez Moszna do Pruszkowa, zawróciłem za wiaduktem i dojechałem do domu przez Domaniew.
Kategoria 000-050, Trek
Teamowy trening w Podkowiańskich lasach
Niedziela, 5 sierpnia 2012 | dodano: 06.08.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 30.0˚
dst58.00/20.00km
w02:36h avg22.31kmh
vmax41.20kmh HR /
Prawie cały tym wyjechał na weekend do Ustronia na maraton - strasznie zazdroszczę, ale nie mogłem wyjechać. Po drodze Michał miał problemy z samochodem i ostatecznie wrócił do domu - zaproponował na pocieszenie wspólny trening. Miejsce zbiórki - Podkowa Leśna.
Spotykamy się o 10, jest Michał, chwilę później przyjeżdża Łukasz, ruszamy we trzech. Na początek Łukasz serwuje nam swoją niespełna 5km rundę. Za dużo prostych, ale mimo to jest treściwie, przy odpowiednim tempie daje w kość. Piaszczyste podjazdy, kręte single. Ciężko mi się jedzie bez okularów, mijane krzaki, gałęzie i piach lecący spod kół jadącego przede mną Łukasza.. Robimy trzy rundy i ruszamy dalej lasem w kierunku Komorowa. Tutaj już jedziemy luźno i rozmawiamy. Jest strasznie gorąco, dlatego ta część wspólnego treningu bardziej mi odpowiada;)
Trening kończymy w Podkowie Leśnej w cukierni - niestety jest spora kolejka i długo czekamy. Ciacho jak zwykle pyszne. Spieszę się na rodzinną imprezę, więc żegnam się i jadę do domu.
Oby częściej!
Kategoria 050-100, Mbike, Teren, W towarzystwie
Leniwa wycieczka po KPN z Magdą
Sobota, 4 sierpnia 2012 | dodano: 05.08.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 26.0˚
dst71.80/30.00km
w03:30h avg20.51kmh
vmax32.60kmh HR /
Weekend wolny od ścigania, pogoda letnia. Jedziemy z Magdą na wycieczkę do KPN. Temperatura nie pozwala zrobić mocnego treningu, ale to nie przeszkadza w czerpaniu przyjemności z jazdy po prostu.
Zaplanowałem zaliczenie szlaku żółtego z granicy przez słynny mostek na Łasicy. To jest spory kawałek ode mnie, dlatego tam gdzie możemy, skracamy. Do lasu wjeżdżamy w Zaborówku, do którego dojeżdżamy asfaltami.
Szlakiem jedziemy zaledwie do Polany, dalej skrótem obok Leśniczówki Debły i w stronę Łubca. Zatrzymujemy się po drodze przy sklepie i robimy małe zakupy. Przejeżdżamy przez Łubiec i kierujemy się na żółty i później zielony szlak do Sosny Powstańców. Po drodze na polance spotkaliśmy Tadka Trochana z kolega. Pogadaliśmy chwilę. Przy Sośnie Powstańców krótki postój i jedziemy dalej do Granicy. Magda bez problemu poznaje to miejsce, pyta nawet o Górę Św. Teresy, więc nie jest źle:) Z Granicy jedziemy cały czas żółtym szlakiem. Dawno tędy nie jechałem. Zatrzymujemy się przy mostku.
Miejsce bardzo ładne, ptaki wesoło trelowały, słoneczko grzało i co najważniejsze nie było komarów. Zasiedzielismy się chyba ponad godzinę wlepiając wzrok w ryby, ptaki i nietoperze latające nad wodą, sielanka. Czas ruszać. Z żółtego szlaku jedziemy do czerwonego i dalej skrótem do Górek. Bukłaki puste, żołądki również, dlatego odpuszczamy singla po wydmach i jedziemy asfaltami do sklepu w Dąbrowie. Po drodze na łące sporo bocianów:)
Zatrzymujemy się na dłużej przy sklepie. Zjadamy lody, jogurt, batony, uzupełniamy płyny. Jest bardzo gorąco..
Magda wypatrzyła w krzakach wygrzewającą się na słońcu jaszczurkę..
W końcu ruszamy. Jesteśmy pod singlem po wydmach, nie możemy przejechać obojętnie, musimy zaliczyć chociaż krótki fragment. Jedziemy od podjazdu, który pokazał mi ostatnim razem Damian, do końcowego piaszczystego zjazdu. Po drodze kilka zdjęć.
Na ostatnim zjeździe Magda poradziła sobie lepiej niż nie jeden facet:)
Z Dąbrowy jedziemy skrótem do asfaltu w Sowiej Woli Folwarcznej. Robi się późno, a przed nami jeszcze popołudniowe plany - decydujemy ,ze do domu wracamy asfaltami. Szybko mijamy Roztokę. W Kępiastych odbijamy w stronę Zaborowa. Przez krótki odcinek przez las mamy zdecydowanie lepsze tempo niż kilka godzin wcześniej - teraz jest zdecydowanie chłodnie i przyjemniej. Z Zaborówka przez Radzików do domu. Bardzo udana wycieczka. Tempo lekkie i nie baliśmy się zatrzymywać kontemplować uroki natury - czasami tak też trzeba, bo było naprawdę miło:)
Kategoria 050-100, KPN, Mbike, W towarzystwie