Wpisy archiwalne w kategorii

KPN

Dystans całkowity:10865.67 km (w terenie 5538.70 km; 50.97%)
Czas w ruchu:546:59
Średnia prędkość:20.38 km/h
Maksymalna prędkość:63.10 km/h
Suma podjazdów:3075 m
Maks. tętno maksymalne:195 (97 %)
Maks. tętno średnie:170 (85 %)
Suma kalorii:87750 kcal
Liczba aktywności:163
Średnio na aktywność:69.21 km i 3h 22m
Więcej statystyk

Popołudniowy przelot przez KPN

Wtorek, 10 lipca 2012 | dodano: 10.07.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 26.0˚ dst70.43/22.50km w02:58h avg23.74kmh vmax58.20kmh HR /

Rano do pracy Mbike'iem. Przyjemna temperatura, ale słońce mocno grzeje i na Żoliborzu jest już gorąco. Po wejściu do biura mała niespodzianka;)

Punktualnie o 16 wskakuję w lycrę i gnam co sił na Młociny. Zjadam obiadowy kebab na Przy Agorze i kieruję się do KPN. Szybko dojeżdżam do czarnego szlaku i jadę standardową trasą tzn czarnym do Sierakowa, asfaltem do zielonego, dalej Pociecha i cały czas zielonym. Robię interwały, tzn staram się, bo jest nadal gorąco i nie bardzo mi to wychodzi;) Odbijam na Truskaw.

Tylko jeden krótki postój na zdjęcie - komary jeszcze nie zniknęły, tną jak szalone, nie chciałbym złapać gumy;) Z Truskawia żółtym do Zaborowa Leśnego i przez bagienka. Piękny jest ten szlak o każdej porze roku. Teraz wygląda, jak tropikalna dżugnla - krzaki gęsto zarastają ścieżkę, ptaki trelują, krwiożercze komary, jest naprawdę ładnie. W dwóch miejscach trzeba zejść z roweru, no chyba, że ktoś lubi brodzić po osie;) Dalej do Zaborowa bez awangardy - regularnie niebieskim szlakiem. Z Zaborowa do domu mocno, ale pustka w bidonie sprawiła, że po dojechaniu wypiłem 1,5l napoju..


Kategoria 050-100, KPN, Mbike, Teren

WOT 2012 aka Krwawa Pętla

Sobota, 30 czerwca 2012 | dodano: 02.07.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 30.0˚ dst246.98/175.98km w11:59h avg20.61kmh vmax37.20kmh HR 140/188

Twarz zalana potem, słońce leniwie wędrujące w kierunku horyzontu, ból w nogach, pusty żołądek i tylko jedna myśl w głowie. Meta już blisko, jeszcze tylko kilka kilometrów, kilka minut.

Kilkanaście godzin wcześniej, dokładnie o 4:30 w Zaborowie spotkaliśmy się z Jarkiem i Lucjanem z nadzieją pokonania tego dnia Warszawskiej Obwodnicy Turystycznej aka Krwawej Pętli. To już moja trzecia próba, dwie poprzednie zakończyły się niepowodzeniem. W tym roku nie planowałem podejmować kolejnej próby, ale kilka tygodni temu temat wrócił za sprawą Jarka. Namówił mnie, jedziemy.

Ruszamy po wschodzie słońca, jakiś kwadrans później niż planowaliśmy, ale nie jest źle. Jarek wyposażony jest w dwa Garminy, do tego Lucjan uzbroił się w mapy, sporo odcinków znam dosyć dobrze, również warunki są dobre, od wielu dni nie pada, szlaki są suche. Wjeżdżamy do KPN, jedziemy do Leszna i dalej żółtym do Dąbrowy. Jarek narzuca mocne tempo, ale jest chłodno, przyjemnie, trzeba korzystać. Na szlaku spotykamy łosia:) Z Dąbrowy żółtym, w Teofilach odbijamy na zielony. Po drodze płoszymy dwa duże żurawie, super klimat. Jedziemy przez Leoncin i Grochale, kawałek po wale, jest nawet bardzo fajny zjazd, szkoda, że taki krótki:) Dojeżdżamy do Kazunia, krótki odcinek asfaltem, most na Wiśle, ale przed mostem zatrzymujemy się na przystanku, za minutkę podjeżdża Dorota. Pierwszy bufet. Niespełna dwie godziny jazdy, dobre tempo. Naleśniki na śniadanie są świetne. Długo jednak nie zabawiamy, czas jechać. Robi się cieplej.

Mijamy Nowy Dwór Mazowiecki, krótki odcinek wałem, odbijamy do Suchocina, kawałek po ścieżce rowerowej i w las. Szlak jest na nowo oznakowany, dzięki czemu nie mamy problemów z nawigacją. Mam wrażenie, że szlak jest wyznaczony nowymi ścieżkami, znanymi z tegorocznego maratonu w Legionowie. Dojeżdżamy do Trzcian i prujemy przez lasy Chotomowskie. Szybko mijamy Chotomów i znów w las. Szlak w tych okolicach jest szybki, ale bardzo przyjemny, sporo singli, kilka wydm. Utrzymujemy mocne tempo. Odcinek do Łajsk prowadzi przez 2-3 km szutrówkami po polach. Na jednej z nich łapię w tylne koło spory papiak, a więc przymusowy postój na zmianę dętki. Mój zapas okazuje się dziurawy.. Na szczęście Lucjan ma dwie dętki.

Ruszamy dalej przez Wieliszew, szybko dojeżdżamy do Nieporętu i przecinamy kanał Królewski.

Po drodze słynny szlak wzdłuż ogrodzenia, który po pierwsze ciężko wypatrzyć, a jeszcze trudniej go przejechać. Powalone drzewa, masa połamanych gałęzi, nie jest lekko;) Mijamy Nieporęt. Krótki odcinek lasami przez Wólkę Radzymińską i wjeżdżamy w lasy Drewnickie. Na tym odcinku czeka nas przeprawa przez zalany szlak w dwóch miejscach. Są też fajne podjazdy.

Naprawdę jest ciekawie. Wszystkich nas rozpiera entuzjazm potęgowany utrzymywaniem wysokiego tempa. Gdzieś po drodze mam problem z pedałem - łożysko się zużyło i pedał momentami nie chce się kręcić. O mało nie zaliczyłem porządnej gleby na zjeździe.. Przekraczamy 8-kę i jedziemy na Nadmę. Krótki postój na stacji Orlenu - jest bardzo gorąco, Jarek funduje sobie kawę, a ja wypijam zimny energetyk.

Odcinek do Zielonki jest raczej szybki, tylko na krótkim odcinku jest sporo błotka. Na długim odcinku jedziemy mocnym tempem omijając liczne kałuże. Przy jednej takiej mijance Jarek zahaczył o wystający pieniek i nakrył się rowerem. Nie wyglądało to dobrze. Na szczęście poza otarciami, nic groźnego się nie stało. Jedziemy dalej. Mijamy Zielonkę i lasem tniemy do Rembertowa. Czeka tam na nas córka Lucjana - Agnieszka z pysznymi naleśnikami z serem i rodzynkami. Objadamy się, jest tak dobrze, że chyba każdy nas niechętnie w końcu wstaje i ruszamy. Zatrzymujemy się jeszcze przy sklepie uzupełnić napoje. Mam prawie całkowicie pusty bukłak i bidon, w sumie prawie 3 litry.

Z Rembertowa jedziemy dobrze znanymi nam ścieżkami przez Marysin, przecinamy 2-kę, mijamy Międzylesie i wpadamy na świetny singielek do Radości. Dalej szlak też jest ładny, Jarek narzuca mocne tempo, kilka chwil jest jeszcze mocniej, prawie jak na maratonie. Tętno skacze do 170, to nie jest rozsądne;) Dojeżdżamy w ekspresowym tempie do Wiązownej, kawałek asfaltu i jesteśmy na szlaku doliną Mieni. To obok górek w Górkach, najpiękniejszy szlak w okolicach Warszawy, bardzo lubię tu wracać. Pod koniec tego krótkiego, ale pięknego odcinka zatrzymujemy się schłodzić głowy i obmyć się z kurzu w rzece. Jest tak przyjemnie, że byłoby miło tu zostać:)


Kolejne kilometry przez Otwock to sporo asfaltów, szutrówki i w końcu wjeżdżamy w lasy MPK w Pogorzeli. Tutejsze szlaki są charakterystyczne - jest masa piachu, nie brakuje podjazdów, wiele odcinków jest podmokłych, chociaż akurat dzisiaj mamy to szczęście, że jest naprawdę sucho. Do tego korzenie, masa gałęzi, a upał robi się coraz większy. Mówiąc krótko, nieźle nas wytrzęsło, a i średnia spadła. Są też bunkry znane chociażby z maratonu Mazovii.

Ostatnie kilometry do Janowa szybkie, tak na poprawę humoru. W okolicach Janowa wyjeżdżamy z lasów i jedziemy szutrówkami/ asfaltami przez Otwock Mały i Otwock Wielki, dojeżdżamy do wału. Mijamy kilka sadów, przy jednym z nich zatrzymujemy się z Lucjanem i zajadamy wiśniami - mniam! Na tych szybkich odcinkach tempo jest niesamowite, w większości dyktuje je Lucjan. Jazda na otwartej przestrzeni w upał jednak robi swoje, zanim dojeżdżamy do mostu prowadzącego do Góry Kalwarii, zupełnie opadliśmy z sił - pogoda nas dosłownie zniszczyła. Przekraczamy Wisłę i wbrew pierwotny planom, zatrzymujemy się w barze na obiad. Mieliśmy bufet załatwić w locie dzięki pomocy Magdy, która czekała na nas z naleśnikami i owocami. Potrzebowaliśmy jednak odpoczynku w cieniu, zimnego picia i porządnego jedzenia. Magda dojeżdża do nas. Zjadamy porządne obiady (pierogi, schabowy) i odpoczywamy kilka minut. Magda smaruje mi napęd.

W końcu ruszamy, czas najwyższy. Mamy dobry czas, ale przed nami jeszcze 1/3 drogi. Namawiam Magdę, żeby pojechała z nami ile da radę. W GK robimy jeszcze zakupy w spożywczym - bukłaki puste. Szlak prowadzi asfaltami, więc jest szybko. Kolejne kilometry w terenie również są bardzo szybkie, trasa prowadzi bowiem szerokimi ubitymi drogami. Jedyna niedogodność to głęboki piasek, sporo odcinków zarzuca tyłem;) Przez Chojnów dojeżdżamy znanymi mi z wycieczek z Magdą ścieżkami do Zalesia. Tutaj Magda postanawia nas zostawić, jest dla niej za szybko, faktycznie jedziemy mocno. Zjadamy jeszcze pomarańcze, które dla nas kupiła - powoli staje się to mój ulubiony owoc obok soczystych truskawek i wiśni:)

Przed nami jeszcze około 60 km trasy. Znam te szlaki, wiem, że będzie szybko. Słabo się jednak czuję. Ostatnie kilometry dały mi wycisk, źle znoszę taką pogodę, bo jest bardzo upalnie. Momentami mijając łąki czuć na twarzy ścianę upału.. Z Zalesia jedziemy fajnymi ścieżkami przez Łbiska i Głosków. W Runowie nie ma niestety kolejki wąskotorowej. Kolejne kilometry do Magdalenki prowadzą w dużej części szutrówkami po polach i asfaltami. Mijamy cmentarz Południowy i robimy ostatnie kilometry lasem przed Magdalenką. Tutaj wszyscy zgodnie zatrzymujemy się przy sklepie na zimne lody. Smakują jak nigdy. Już jest bardzo blisko. Czuję już dyskomfort siadając na siodełku, boli mnie lekko głowa. Lasy Sękocińskie po metamorfozie zupełnie nie do poznania - zapomniane szlaki, nierzadko podmokłe zastąpiły szerokie równe jak stół szutrówki i place zabawa... Ostatni odcinek do trasy singlem. Jesteśmy przy Maximusie. Szybką, ale dziurawą szutrówką do Strzeniówki i w las, szybkimi drogami dojeżdżamy do Granicy i dalej do Kani. W tych okolicach szlak ma to do siebie, że dzieli ścieżki ze szlakami konnymi, a więc można się spodziewać rozkopanych dróg. O dziwo nie jest z tym tak źle, jak się spodziewałem. Mijamy trasę do Nadarzyna i jesteśmy na szlaku do Podkowy Leśnej. Nogi podświadomie mocniej naciskają korby, już prawie jesteśmy u celu. Podkowa Leśna, szybko Brwinów. Odcinek przez Kotowice omijamy, ponieważ szlak przecina autostrada i nie mamy pojęcia, jak to w praktyce wygląda. Tniemy asfaltami do Rokitna, tempo jest zacne.

Przechodzimy przez tory kolejowe, mam zaledwie 3 km do domu;) Dalej przecinamy 2-kę do Poznania i jedziemy przez Radzików. Na asfalcie łapię drugą już dziś gumę. Okazuje się, że przez dziurę po gwoździu wyłazi dętka i wystarczy dosłownie kamyczek i jest dziura.. Lucjan ratuje mnie dętką i pomaga zmienić, komary tną niesamowicie, do tego dochodzi zmęczenie i świadomość, że meta jest już tak blisko. Jarek w tym czasie czeka na nas na przystanku i lekko przysypia;) W końcu ruszamy! Odbijamy na szutrówki przez Łaźniew i dalej w kierunku Zaborowa. Na dosłownie 4km przed metą wracają problemy z pedałem. Łożysko zablokowało się tak skutecznie, że próbując je przepchnąć, odkręcam pedał. Jestem zły jak cholera, mówię chłopakom, żeby jechali beze mnie, ale obaj cierpliwie czekają. W końcu udaje się rozruszać łożysko na tyle, że mogę jechać. Z duszą na ramieniu jadę. Twarz zalana potem, słońce leniwie wędrujące w kierunku horyzontu, ból w nogach, pusty żołądek i tylko jedna myśl w głowie. Meta już blisko, jeszcze tylko kilka kilometrów, kilka minut. W końcu udaje się dojechać do Zaborowa. jest! Cieszymy się jak dzieci:)

Co czuję? Radość? Raczej ulgę. Jestem totalnie wypompowany, boli mnie głowa, jestem głodny, a jednocześnie nie mam apetytu. Najważniejsze jednak, że udało się. Świetna przygoda, ale trzeba to szczerze powiedzieć, w taką pogodę to nie jest rozsądne, a na pewno nie jest przyjemne, szczególnie na odcinkach poprowadzonych na odkrytej przestrzeni. Jestem jednak zadowolony. Nigdy więcej! ;)

Czas brutto 15:51 - czyli sporo więcej niż rekord, w który po cichu celowaliśmy
Czas samej jazdy 11:59 - teoretycznie lepiej niż najlepszy wynik na tej trasie

Jak widać, sporo czasu straciliśmy na postojach, około 30 minut kosztowały nas moje problemy z rowerem, do tego nie odpuściliśmy jednak długiego postoju w Górze Kalwarii. Ogromnie pomocna natomiast okazała się pomoc dziewczyn, Doroty, Agnieszki i Magdy - wielkie dzięki! Wielkie dzięki również dla kompanów podróży - Jarka i Lucjana!


Kategoria 100-?, KPN, Mbike, Teren, W towarzystwie

Czwartkowe spotkanie pod BD

Czwartek, 28 czerwca 2012 | dodano: 02.07.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 24.0˚ dst53.26/30.20km w02:10h avg24.58kmh vmax42.00kmh HR /

Na czwartkowe popołudnie umówiłem się z Gustawem na trening w KPN. W planach szybka Roztoka, może coś więcej, czasu po pracy jest tyle, ile jest. Umówiliśmy się punktualnie o 616 pod moją pracą. Dojechała też Magda.

Ruszyliśmy w kierunku Młocin, trasą Gdańską dojechaliśmy mocnym tempem do Łomianek, gdzie umówieni byliśmy pod Białym Domkiem z Jarkiem, Robertem, Krzyśkiem i Pawłem. W gronie byłych zawodników grupy W. ruszyliśmy mocnym tempem przez kampinoskie szlaki. Tempo naprawdę było mocne, pomimo tego, że nie jechaliśmy najkrótszą drogą, tylko haczyliśmy o pagórkowate ścieżki poza szlakami, w Roztoce zjawiliśmy się po upływie zaledwie 45 minut od momentu ruszenia spod BD, nieźle!

W Roztoce przerwa na kawę, lody i rozmowy. Świetnie jest się spotkać w takim gronie i pogadać na różne tematy!

Ruszamy z powrotem. Jedziemy zielonym, tempo znowu mocne, ale nieco już słabsze. Przy Ławskiej żegnam się ze wszystkimi i odbijam w swoją stronę. Jadę do Zaborowa i dalej mocno asfaltami do domu. Świetny trening, a przy tym miła atmosfera. Może uda się powtórzyć takie trening częściej:)


Kategoria 050-100, KPN, Mbike, Teren, W towarzystwie

Niedzielny trening w KPN w gronie pomarańczowych:)

Niedziela, 3 czerwca 2012 | dodano: 03.06.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 17.0˚ dst69.00/48.00km w03:35h avg19.26kmh vmax38.00kmh HR /

Niedzielny teamowy trening - pozycja obowiązkowa w weekend, w który się nie ścigamy. Umówiliśmy się z Ulą w Płochocinie - ma przyjechać pociągiem. Ruszamy więc z Magdą na stację, odbieramy Ulę, spotykamy też Romka i ruszamy razem do Zaborowa. Na szlaku spotykamy się też z Jarkiem W. i Pawłem L. Razem jedziemy przez Ławską Górę, gdzie mija nas spora grupka z Velmaru. Dojeżdżamy do Roztoki. Coś szybko ten postoj, ale Jarek przekonał nas na kawę. Posiedzieliśmy kilka minut i pogadaliśmy o rowerowych historiach:)

Jarek i Paweł odbijają w swoją stronę, a my jedziemy zielonym szlakiem w kierunku Sosny Powstańców. Przy Sośnie decydujemy, że jedziemy na górki:) To lubię!

Na asfaltowym łączniku dojechali do nas Iza i Kamil, super:) Górki jedziemy więc w 6-osobowej grupce. Po drodze kilka postojów na fotki:)





Z górek (po drodze postój przy sklepie) jedziemy szutrówkami do Kanału Łasica i dalej żółtym szlakiem, skrótem przez wydmy do Roztoki. Rozstajemy się po korzenistym zjeździe - Romek jedziemy z resztą do Truskawia, a my z Magdą do domu na obiad - zdążyłem już porządnie zgłodnieć.

aha, czy pisałem, że mam nowy rower? :)

Pierwsze wrażenia super! Rama jest sztywna, geometria niemal identyczna, jak w XTC. Rower świetnie podjeżdża, a napęd Sram X9 działa wyśmienicie.

Powrót do domu przez Łubiec i skrótem do Zaborowa. Dalej asfaltami. Po drodze uczyłem Magdę skakać i podrzucać tylne koło.


Kategoria 050-100, KPN, Teren, W towarzystwie, Mbike

Upalny trening w KPN

Niedziela, 29 kwietnia 2012 | dodano: 29.04.2012 | Rower:Giant XTC | temp 26.0˚ dst92.61/51.60km w04:12h avg22.05kmh vmax37.80kmh HR 146/188

Weekend bez maratonu, a więc spotykamy się w KPN. Umawiamy się w Roztoce o 10. Ruszam zupełnie bez nastawienia na jazdę, lekko wczorajszy po parapetówie brata. Wiatr jednak pomaga i w Zaborowie jestem szybko. Krótki zakupy i jadę na szlak.
Tuż przed wjazdem do lasu, na polance w Zaborówku nieomal wkręcam w szprychy ogon bażanta, ucieka w ostatniej chwili, zagapił się, a ja go zupełnie nie widziałem. W Roztoce jestem kwadrans przed czasem, więc korzystam i odpoczywam pod sosną nad kanałem:) Powoli wracam do siebie, najwidoczniej wypociłem już co trzeba.

Jest wcześnie a już robi się gorąco. Przed 10 przyjeżdża Damian, a chwilę później Jarek, Paweł i Robert. Ruszamy w stronę Granicy przez Karpaty. Z Granicy jedziemy zielonym po singlu aż do góry św. Teresy. Zatrzymujemy się tylko pod Dębem Powstańców.

Po drodze szlak przecina małe stadko dzików - było chyba 8 sztuk. Magda powinna żałować, że jednak nie pojechała z nami:) Podjazd na górę, kawałek super singlem, zjazd i dalej do niebieskiego, Borowa Góra i wypadamy na asfalty do Farmułek Brochowskich.

Kilka km asfaltami i znów na szlaku, tym razem czerwonym do Dębu Kobendzy. Krótki postój i decydujemy, że jedziemy do Górek do sklepu i dalej zielonym do Roztoki, omijamy dziś signla po wydmach. Sklep w Górkach zamknięty.. Bukłak pusty, w brzuchu kiszki grają. Okazuje się, że najbliższy sklep jest kilkaset metrów dalej, super! Zatrzymujemy się na dłużej, zimne picie, lody, sielanka. Po kilku minutach dojeżdża ekipa Welodromu, starzy znajomi. Okazuje się, że na zielonym jest niezłe błotko, dlatego zmieniamy plany i jedziemy wspólnie na singla po wydmach. Spora grupka się zrobiła.

Część wybiera wariant asfaltem. Jadę singla. Damian rzucił wczoraj wyzwanie ustanawiając czas przejazdu na poziomie 13:03 od początku singla do ZHP. Nie jestem świeży, ale postanawiam zorientować się, na jaki czas mnie stać. Jadę jednak jak pierdoła, w kilku miejscach tracę w sumie kilkanaście sekund. Przy ZHP zatrzymuję stoper i jest 13:10. Jednocześnie Damian pobił swój wczorajszy czas o blisko minutę. Jest nad czym popracować:) Singiel niezmiennie kapitalny, za każdym razem daje mnóstwo radochy z jazdy.

Przy ZHP żegnamy się z Welodromem i jedziemy swoje. Robert i Paweł asfaltami do Łomianek, a my z Damianem i Jarkiem szutrówką i asfaltem do Roztoki. W barze spotykamy ekipę Legionu i Jarka S. Pogadaliśmy kila minut, lody, picie zimne i czas się zbierać. Jarek jedzie w swoją drogę, a my z Damianem próbujemy asfaltami do Łubca, gdzie odbijam w stronę Zaborowa. Po drodze nieomal potrąciłem wiewiórkę, coś te zwierzaki nie bardzo dziś kontaktują, może to kwestia upału?

Z Zaborowa pod wiatr do domu, niby powoli, ale tętno wysoko. Wyszedł bardzo fajny trening. Niestety pogoda dała popalić, upał. Źle znoszę takie temperatury.


Kategoria 050-100, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC

Świąteczne spotkanie w KPN

Poniedziałek, 9 kwietnia 2012 | dodano: 11.04.2012 | Rower:Giant XTC | temp 4.0˚ dst57.18/48.00km w03:05h avg18.54kmh vmax44.50kmh HR /

Od dawna planowałem jak spędzić Święteczne dni. Oczywiście na rowerze. Plany jednak szlag trafił, przeziębiłem się i z każdym dniem czułem się coraz gorzej. Pogoda również nie poprawiała sytuacji. Na weekend w prognozach temperatura w okolicach 0* i śnieg.. Sobotę i niedzielę odpuściłem. W poniedziałek czułem się już lepiej. Umówiliśmy się na teamowy trening w KPN, na który miało dołączyć kilku znajomych.

Jedziemy z Magdą na miejsce zbiórki, tradycyjnie u [url=http://dmk77.bikestats.plDamiana[/url. Jesteśmy przed 9, chwilę po nas dojeżdżają Iza i Kamil. Ruszamy w stronę Leszna, gdzie umówiliśmy się z Michałem. Chwila na serwis rowerów;)

Jest zimno, ale słoneczko grzeje i z każdą minutą robi się coraz przyjemniej. Jedziemy do Roztoki, gdzie umówliśmy się z ekipą z Warszawy. Jedziemy przez Debły.

Spotykamy się na szlaku do Wierszy. Jest Jarek, Gustaw, Robert S., Paweł L., Robert S. i kolega Gustawa. Zrobiła się całkiem spora grupka, chociaż nie widać tego na zdjęciu;)

Decydujemy się obrać kierunek Górki! Jedziemy czerwonym, "skrótem" przez wydmy i żółtym do Dąbrowy. Dalej asfalt i w górkach wskakujemy na singla. Kiepsko mi się jedzie po chorobie, nie czuję roweru, kilka razy ucieka. W Dąbrowie przy sklepie Damian odłącza od nas, a my kontynuujemy jazdę po wydmie. Ile razy już pisałem, że bardzo lubię ten szlak? ;) W tym roku wyjątkowo często tu jeżdżę, ale nie mam nic przeciwko;)

Z Dąbrowy jedziemy asfaltem do Roztoki, gdzie zaplanwoaliśmy dłuższy postój. Człowiek jednak szybko stygnie, wystarczy chwila i robi się nieprzyjemnie zimno. Decydujemy odbić z Magdą, Izą i Kamilem w stronę Marianowa, do samochodów. Po raz kolejny pokonujemy górki na czerwonym, skrót i dalej zielonym do czerwonego. Odbijamy na chwilę do Zamczyska.

Kolejno zjeżdżamy Karpaty i okołołubieckie ścieżki w poszukiwaniu drogi do Marianowa. W końcu się udało:) Wyszło krócej niż planowałem, mogliśmy po prostu dojechać z Magdą rowerami, a nie angażować samochód. Mimo to było przyjemnie, chociaż w tak dużej i nierównej grupie ciężko jechać razem i w efekcie co chwilę się rwie.

Szkoda, że Święta przechorowałem:(


Kategoria 050-100, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC

Kolejna udana niedziela w KPN!

Niedziela, 25 marca 2012 | dodano: 25.03.2012 | Rower:Giant XTC | temp 12.0˚ dst90.63/55.10km w04:40h avg19.42kmh vmax46.60kmh HR /

Częśc teamu w rozjazdach, umawiamy się więc bliżej Warszawy, w Lipkowie, z nadzieją, że więcej osób dołączy. Wyjeżdżamy z Magdą po 9, do Ożarowa mamy z wiatrem, więc mimo niskiej temperatury (około 5*), nie jest najgorzej. Dalej do Lipkowa mamy już lekko pod wiatr i jest naprawdę nieprzyjemnie. Nie na taką pogodę się przygotowaliśmy. W Lipkowie zbroimy się w sklepie w serniczek, i w tym momencie mijają nas Renata i Bartek. chwilę później dzwoni Marek, żebyśmy poczekali na niego kilka minut. Ostatecznie jest nas pięć osób. Miało być więcej, ale zmiana czasu na letni, a więc krótsza noc i kiepska pogoda zniechęciły pozostałe osoby. Szkoda.

Ruszamy niebieskim w stronę Małego Truskawia. Krótki odcinek z błotem, ale poza tym w lesie sucho. Nic dziwnego, w końcu od dawna już nie padało. Mijamy Zaborów Leśny, kawałek żółtym i skrótem do Ławskiej. Dalej zielonym do Roztoki. Robimy postój przy barze, pijemy kawkę i zjadamy z Magdą serniczek z Lipkowa. Pyszny. No ale od dziś koniec z ciastkami, za dużo dobrego;) Dalej jedziemy zielonym w stronę Sosny Powstańców. Na szlaku mało błota, ale niezmiennie ładnie. Lubię ten szlak, szczególnia singla w drugiej jego części. Dojeżdzmay do Sosny Powstańców. W tym roku jeszcze nie fotografowana;)

Podejmujemy decyzję, że zamiast wracać do Roztoki czerwonym przez Karpaty, jedziemy na górki. Obawiam się o Magdę, bo nie wiem jaką ma wytrzymałość. Okazuje sie, że niepotrzebnie, w tym roku jest świetnie przygotowana do sezonu i do końca dnia trzyma tempo:) Wjeżdżamy na ścieżkę po wydmach. Okazuje się, że wśród naszej piątki, tylko Bartek i ja znamy tą część KPN. Dziewczyny i Marek oczywiście slyszeli o górkach i uśmiechem na twarzach wjeżdżają na singla.
Magda

Marek

i Renata

Szlak oczywiście wszystkich zachwycił, nie mogło być inaczej:)
Kilka zjazdów wystraszyło dziewczyny, ale kilka innych, też wymagających, zjechały

Przy PTTK zjeżdżamy na chwilkę do sklepu, uzupełniamy zapasy energii i jedziemy dalej. Na końcu ścieżki wjeżdżamy na asfalty i prójemy do Roztoki. Przy parkingu spotykamy Tadka Trochana, ale nie gonimy go, tylko spokojnie jedziemy swoje. Wybieramy jego wariant między szlakami, czyli tzw pomarańczowy. Dalej troszkę improwizując docieramy do skrótu do Ławskiej, docieramy nim do zielonego. Krętą Drogą do czarnego i tym właśnie szlakiem do Truskawia. Sporo ludzi na szlaku, ale nie ma co się dziwić, pogoda zrobiła się piękna, wyszło słoneczko, temperatura skoczyła (licznik Bartka pokazywał 12-14*). W Truskawiu żegnam się z ekipą i ruszam w swoją stronę, czyli do Zaborowa. Górne Błota oczwyiście niezawdone, jest kilka miejsc bez szans na nieschodzenie z roweru, no chyba, że ktoś lubi brodzić w wodzie po osie. Na maratonie pewnie bym nie miał oporów;) Lubię ten szlak, tutaj zawsze jest bardzo ładnie. widać już przyrodę budzącą się po zimie.

Dalej do Zaborowa normalnie, całkiem sprawnie, wyjazd na asfalt i odetchnąłem z ulga. Wiatr się nie zmienił, a więc dziś jest ten dzień, kiedy wracam z lasu z wiatrem.
To nie zdarza się często:)

Świetny trening w miłym towarzystwie. Szkoda, że więcej osób, które planowały dołączyć, odpuściły. Może następnym razem. Wiosna w lesie jeszcze mało widoczna, ale pierwsze nieśmiałe kroki już ma za sobą.


Kategoria 050-100, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC

Wiosenny trening w KPN

Niedziela, 11 marca 2012 | dodano: 11.03.2012 | Rower:Giant XTC | temp 6.0˚ dst66.60/60.00km w03:50h avg17.37kmh vmax40.00kmh HR 144/180

Weekend, umawiamy się więc na wspólny, teamowy trening w KPN. Zbiórka u Damiana. Udało się namówić Magdę, jedziemy razem. Na miejscu jesteśmy jako pierwsi, chwilę później przyjeżdżają Zdzichu i Michał, a za nimi Romek. Czekamy jeszcze na Jarka, ale w końcu ruszamy i spotykamy go po drodze.

W planach kilka godzin spokojnej jazdy, pogoda zachęca do dłuższego trenigu - wczoraj i w nocy padało, ale dziś od rana słoneczko grzeje:) Pierwsze kilometry po lesie, do Łubca i na Karpaty, sporo wody na ścieżkach, ale nie jest źle. Karpaty i niebieskim do Nart, dalej zielonym do Granicy. Szybko robi się za ciepło, chociaż jedziemy spokojnie.

Z Granicy świetnym zielonym do góry Św. Teresy, gdzie zatrzymujemy sięna dłużej. Dalej zielonym do Borowej Góry i niebieskim do Farmułek. Kawałek asfaltem, mocno wieje. Całe szczęście, nie wybraliśmy na dziś wariantu jazdy po szosie.. Wjeżdżamy na czerwony szlak. Robię się głodny, nie wziąłem nic ze sobą - wszystkie sklepy w drodze do Damiana były zamknięte.. Koledzy poratowali bananami:) Na czerwonym było kilka miejsc z błotem. Robi się coraz cieplej. Zatrzymujemy się oczywiście przy Dębie Kobendzy.

Dalej oczywiście kierunek Górki i gwódź programu - singiel po wydmie. Ostatecznie tylko część osób decyduje się na signla, Magda, Romek i Michał wybrali wariant asfaltem do sklepu. Zdzichu i Damian ruszyli pierwsi, ja poczekałem na Jarka i jechaliśmy razem. Wiele razy jechałem ten szlak przez ostatnie pół roku, ale za każdym razem mam nieopisaną frajdę z pokonania tych kilku km. Super! Dojeżdżamy ze Zdzichem w końcu do sklepu, Damian dawno już tam był, a Jarek chyba się teleportował, bo był w sklepie, a nie wyprzedzał nas;)

Pod sklepem posiedzieliśmy dłuższą chwilę, uzupełniliśmy poziom cukru i ruszyliśmy. Wspólnie postanowiliśmy, że kierujemy się już do Marianowa. Odcinek żółtym szlakiem od mostu na Łasicy ciężki, sporo błota. Dalej żółtym, "skrótem" przez górki do czerwonego i jesteśmy w Łubcu. Do Damian jedziemy, tak jak ostatnim razem, skrótami, błądząc dokładnie w tym samym miejscu. Ważne, że w końcu dojechaliśmy.

Świetny trening. Dzięki! Pogoda wiosenna, brakowało tylko kiełbaski z ogniska:)


Kategoria 050-100, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC

Teamowy trening w KPN

Niedziela, 26 lutego 2012 | dodano: 26.02.2012 | Rower:Giant XTC | temp 2.0˚ dst41.76/41.00km w02:35h avg16.17kmh vmax35.30kmh HR 141/178

Niedziela, ostatnio pogoda jest łaska, a wiec zaplanowaliśmy teamowy trening. Przez ostatnie dni sporo padało, do tego roztopy - chyba nie ma co się pchać do lasu. Zdecydowaliśmy się zrobić pętle wokół zachodniej części KPN, czyli skrócony Tour de Kampinos:)

W nocy padało, a rano przyszła śnieżyca..


Szybko jednak przeszło, a ja postanowiłem, że warto spróbować, Damian był zresztą tego samego zdania. Umówiliśmy się u Niego. Dojazd nie było łatwy, na drogach bardzo ślisko. Chwilę po mnie dojechał też Michał. Miało być nas więcej, ale ostatecznie ruszyliśmy we trzech i ruszyliśmy do lasu:) Po wjechaniu pod drzewa miła niespodzianka - jest stosunkowo twardo, a śnieg dodaje uroku widoczkom.

Jedziemy przez Łubiec, Karpaty i koło Zamczyska. Po drodze, przed Łubcem Damian testuje wodoodporność swoich butów - na szczęście buty zdały test wzorowo. Zza chmur wychodzi słoneczko, jest pięknie:)


Dojeżdżamy do Granicy i dalej do Dębu Powstańców, gdzie robimy postój. W zasadzie cała trasa, poza kilkoma kałużami, jest twarda, nie spodziewałem się tak dobrych warunków. W zasadzie spodziewałem się jednej wielkiej kałuży.


Powrót tą samą trasą, jedynie końcówka za Łubcem inaczej, mniejszymi ścieżkami na granicy błądzenia, ale przyjemnie. Tak jak cała jazda, było przyjemnie, a pogoda dopisała, jak zawsze:) Dobrze, że śnieg spadł, bo gdyby nie to, pewnie nabijalibyśmy kilometry na asfaltach.


Kategoria 000-050, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC

Nowy team! Roztopy w KPN.

Niedziela, 22 stycznia 2012 | dodano: 23.01.2012 | Rower:Kross A6 | temp 3.0˚ dst42.60/31.00km w02:45h avg15.49kmh vmax0.00kmh HR /

Zacznę od informacji o zmianie teamu. W nadchodzącym sezonie będę startował w barwach drużyny PTU Eclipse Biketires.pl. Od początku zimy razem trenujemy i zawsze jest wesoło, znam większość członków drużyny i jestem przekonany, że zmiana dodatkowo zmotywuje mnie do treningów i pomorze w osiągnięciu coraz wyższego poziomu sportowego!

Nadziela, a więc tradycyjnie trening w KPN. Prognozy jednak nie są dobre. Przez cały tydzień chlapa, deszcze na zmianę ze śniegiem, okolice 0*. Dodatkowo w nocy sporo napadało, ale od rana wyraźnie powyżej 0*. Tym razem jadę do Damiana samochodem, rower w bagażniku. Na miejscu był już Michał W.
Ruszyliśmy we trzech około 11:00. Pierwsze kilkaset metrów dojazdu do lasu - masakra, walka o utrzymanie się w pionie... i wielki banana na twarzy:) Po wjechaniu w las jednak warunki zmienne, grząski śnieg na przemian z kałużami po kostki. Już po kilku minutach miałem mokre buty.. Przez Łubiec dojechaliśmy do Karpat, dalej przez Zamczysko i rezerwat Nart do szutrówki w stronę Górek. Mimo ciężkich warunków, nie odpuszczamy singla po wydmach. Na wydmie jednak warunki całkiem dobre, śniegu mniej, ale jednak miękko.

Na singlu szybko mi chłopaki odjeżdżają. Na jednym ze zjazdów zaliczam glebę - tylny hamulec nie działa, a przedni jednak nie wystarczył;) Dojeżdżam do Michała, który ma problem z rowerem, ale każe jechać - ok. Dojeżdżam do Damiana i czekamy, ale chwilę później wracamy. W końcu Michał jedzie, a razem z nim Jerzy. Wariat przyjechał z Warszawy:) Jedziemy dalej singlem. Wyraźnie odstaję od chłopaków. Na ostatnim zjeździe znów gleba, to samo, tył nie hamuje, a przód za słaby. Upadając przemoczyłem rękawiczki i od tego momentu zaczynam marznąć.

Do Kępiastego asfaltami i dalej w las, przez Julinek i skrótami do Marianowa. Ostatnie kilometry zupełne odcięcie. Dopiero dojeżdżając do domu Damiana uświadomiłem sobie, że przez cały trening nic nie jadłem..
U Damiana rozgrzewamy się gorącym rosołkiem (dzięki Sabina!) i po ogrzaniu się przy kominku ruszamy do domu.
Ciężkie warunki, ale mimo wszystko był to dobry trening techniki i jazdy bez paliwa;) Dzięki Panowie!


Kategoria 000-050, KPN, Kross A6, Teren, W towarzystwie