Teren
Dystans całkowity: | 17863.98 km (w terenie 10869.95 km; 60.85%) |
Czas w ruchu: | 953:28 |
Średnia prędkość: | 18.83 km/h |
Maksymalna prędkość: | 72.00 km/h |
Suma podjazdów: | 52819 m |
Maks. tętno maksymalne: | 202 (101 %) |
Maks. tętno średnie: | 175 (87 %) |
Suma kalorii: | 181461 kcal |
Liczba aktywności: | 280 |
Średnio na aktywność: | 64.72 km i 3h 25m |
Więcej statystyk |
Beskidy MTB Trophy - Etap I - Wielka Czantoria
Czwartek, 23 czerwca 2011 | dodano: 28.06.2011 | Rower:Giant XTC | temp 15.0˚
dst70.41/65.00km
w05:15h avg13.41kmh
vmax61.70kmh HR /
Beskidy MTB Trophy - impreza na którą czekałem od zimy, zdecydowanie najważniejszy wyścig w sezonie, a przede wszystkim wielkie wyzwanie i przygoda. Impreza kultowa, tegoroczna edycja jest zapowiadana jako najtrudniejsza w historii. Prognozy pogody nie nastrajają optymizmem - ma być mokro i zimno. Cel na wyścig jest dla mnie jasny - ukończyć, ale nie zamierzam jechać, żeby dojechać, liczę na walkę ze znajomymi:)
W Beskidy jedziemy z Jarkiem oraz Dorotą i Magdą. Na miejsce dojeżdżają również Albert z Asią, Paweł, Grzesiek i Robert. Śpimy w domu na górce w Pietraszonce. Na start mamy ok 8km w dół. Nie najlepsze warunki rekompensuje wspaniały widok z okna, pyszne jedzenie i świetna atmosfera. Na miejscu poznajemy również Pawła i Zygmunta z Siedlec.
W nocy pada, rano pogoda poprawia się tylko nieznacznie, jedynie Jarek jest dobrej myśli i przekonuje nas wszystkich, że niebo się "przetrze". Miał rację:) Zjeżdżamy do Istebnej i stajemy w sektorze. Spotykam wielu znajomych, Ulę i Tomka, Damiana, Arka, Michała z biketires.pl oraz Adama, Grześka i innych. Start pierwszego etapu wyjątkowo o 12. Ruszamy asfaltem, szybko wjeżdżamy na szutrówkę i wspinamy się na Wielki Stożek. Podjazd jest długi, jednak cały czas trzymamy się z Pawłem razem i gonimy Grześka. Szybko mijam Tomka K. Jest ciepło, słońce mocno grzeje. Na zjazdach atakuję i sporo wyprzedzam, czuję się nieźle, chociaż to dopiero rozgrzewka. Dalej jedziemy na najwyższy szczyt dzisiejszego etapu - Wielka Czantoria. Na podjeździe Grzesiek dojechał do nas i jedziemy we trzech z Pawłem.
Na jednym z szybkich zjazdów wyprzedzam Grześka w dosyć niebezpieczny sposób, niewiele brakowało do gleby. Mijamy Arka - pytam czy potrzebuje pomocy, ale nie słyszy. Mijamy Małą Czantorię i kierujemy się szybkimi zjazdami do Wisły na pierwszy bufet. Zatrzymujemy się z Pawłem, uzupełniamy bukłak i bidony i ruszamy razem. Zaczyna się długi podjazd pod Orłową. Paweł mi ucieka, ja wyraźnie słabnę. Nie czuję się mocno na podjazdach, natomiast zjazdy dają mi masę radochy:) Sporo jadę z Kasią Galewicz. W pewnym momencie wyprzedza mnie Paweł - co jest? Pomylił trasę i goni. Staram się trzymać jego tempo, ale nie jest łatwo. W końcu Paweł ucieka. Wg licznika zbliżamy się do mety, jednak mam przeczucie, że Grzegorz Golonko zaserwuje nam dziś atrakcję w postaci golonkometrów. Nie myliłem się;) Kilka ostatnich km prowadzi gęstym lasem, nie brakuje kałuż i gęstego błota. Cała trasa jest sucha, ale nie może być tak, że zawodnicy wjeżdżają na metę czyści;) Na jednym z kamienistych zjazdów tylny błotnik ociera o koło - muszę się zatrzymać i poprawić. Taka sytuacja powtarza się jeszcze dwuktronie, w końcu wyciąg klucz i dokręcam błotnik i do mety mam już spokój. Osttanie kilkaset metrów prowadzi przez totalne błoto, jednak na metę wpadam zadowolony:)
1 1 M2 JANOWSKI BARTOSZ Dobre Sklepy Rowerowe - Author 03:33:30
144 71 M3 Ślązak Adam SCS OSOZ Racing Team 05:03:32
162 28 M4 Serwatka Robert Goggle Pro Active Eyewear 05:08:35
171 85 M3 Wilk Paweł AGR Welodrom 05:12:30
190 55 M2 Szymański Tomasz AGR Welodrom 05:15:12
220 107 M3 Ostraszewski Arkadiusz Eclipse BikeTires.pl 05:27:57
234 45 M4 Czerwiński Grzegorz Damn Good Team 05:32:41
245 116 M3 Wasielewski Mateusz Eclipse BikeTires.pl 05:35:51
281 10 M5 Wójcik Jarosław AGR Welodrom 05:47:24
300 145 M3 Niedzielski Soley Albert AGR Welodrom 05:54:20
385 15 M5 Migała Zygmunt Leniwce.pl 06:46:03
Strata do Pawła niewielka, jestem pewien, że powalczymy w ciągu kolejnych trzech dni. Trasa bardzo ładna, widoki wspaniałe. Zabrakło moim zdaniem naprawdę trudnych zjazdów, a może ja za dużo się nasłuchałem o poziomie trudności beskidzkich szlaków? Natomiast podjazdy są strome, bardzo strome i długie. Pogoda nas oszczędziła, chociaż osobiście nie lubię upałów. Sprzęt sprawdził się bez zarzutu, opony trzymają, jedynie amortyzator wymaga dostrojenia - na zjazdach bolą mnie dłonie.
Kategoria MTB Trophy, 050-100, Imprezy / Wyścigi, XTC, Teren, W towarzystwie
Trening KPN z Pawlem
Niedziela, 19 czerwca 2011 | dodano: 19.06.2011 | Rower:Giant XTC | temp 22.0˚
dst71.05/43.00km
w03:19h avg21.42kmh
vmax46.40kmh HR 136/184
MTB Trophy zbliża się wielkimi krokami, trzeba szykować formę:) Wg Friela przed najważniejszą imprezą w sezonie trzeba zrobić bardzo mocno trening. Bardzo mocny i krótki.
Umówiliśmy się z Pawłem, że jedziemy spokojnie do Roztoki, robimy mocno górki i spokojny powrót. Rano niestety padało i już nawet odeszła mi ochota do jazdy, na szczęście szybko się rozpogodziło i zanim ruszyłem, to termometr wskazywał przyjemne 15*. Do Lipkowa, gdzie umówiliśmy się z Wilkiem, jechałem naprawdę najspokojniej jak tylko mogłem, puls tylko kilka razy przekraczał 100bpm. Ruszyliśmy niebieskim w stronę Zaborowa Leśnego.
Krzaki mokre po nocnych opadach, z drzew kropi, ale robi się coraz cieplej i przyjemniej. Przez Zaborów Leśny, skracamy do Ławskiej i zielonym do Roztoki. Atakujemy Górki! Było szybko, ale dostałem bardzo szybko zadyszki i katar zapchał mi płuca:/ No ale było mocno;) Kolejny punkt dnia to zjazd z wydmy w Roztoce. Zjechałem po piachu, a Paweł podjął się próby zjazdu po korzeniach (które są w piachu). Dwie próby, dwie gleby i urwany koszyk:p
Kolejna pętelka po górkach i znów atak na zjazd: zjechaliśmy po piachu, a ja spróbowałem też po korzeniach, nauczony niepowodzeniem kolegi: dupa za siodło i jakoś się stoczyłem. Zablokowane tylne koło, więc się nie liczy. Nadużywam tylnego hamulca, ale to przez brak mocy.
Chwilka odpoczynku przy lodach i ruszamy w stronę Lipkowa. Po drodze mijamy sporą grupkę z przewagą koszulek Velmaru, a chwilę później Tomka W. z którym zamieniliśmy kilka zdań. W Zaborowie Leśnym odbijam w stronę Zaborowa przez Górne Błota - trzeba przetestować nowe oponki w błocie;)
Sprawę utrudnia susza w KPN, ale znalazło się kilka kałuż pełnych czarnego śmierdzącego błotka. Opony zachowują się pewnie i dobrze trzymają, nawet przy agresywnym skręcaniu. I to są warunki, na jakie zostały stworzone te opony - błoto i korzenie, bo na twardym czy piachu sprawdzają się delikatnie mówiąc, bardzo średnio. W Beskidach powinny się sprawdzić:)
Powrót do domu z Zaborowa równie lekko jak i poranny dojazd do Lipkowa. Wyszedł super trening, a wczesna godzina ma tą zaletę, że w domu byłem o 11:30, kiedy zaczęło się robić naprawdę gorąco.
Kategoria 050-100, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC
Nowe opony
Piątek, 17 czerwca 2011 | dodano: 17.06.2011 | Rower:Giant XTC | temp 24.0˚
dst20.28/16.24km
w00:51h avg23.86kmh
vmax35.70kmh HR 149/178
Krótki trening po okolicznych polnych drogach i przy okazji test nowych opon. Na początku nabiłem za dużo powietrza i tył uciekał na twardym, ale po odpowiednim dobraniu ciśnienia jest lepiej. Na beskidzkich szlakach powinny się sprawdzić:)
Kategoria 000-050, Teren, XTC
MTB Marathon - Karpacz
Niedziela, 12 czerwca 2011 | dodano: 14.06.2011 | Rower:Giant XTC | temp 14.0˚
dst84.50/75.00km
w06:51h avg12.34kmh
vmax53.50kmh HR 146/194
Trasa maratonu w Karpaczu owiana jest nie lada kultem jako najtrudniejsza i bez wątpienia najpiękniejsza trasa MTB w Polsce. Organizatorzy przygotowali w tym roku jeszcze ciekawszą trasą po nietkniętych do tej pory maratońskimi strzałkami terenach - niestety w ostatniej chwili na drodze do szczęścia stanęli urzędnicy. W efekcie czekała na nas zeszłoroczna trasa z drobnymi modyfikacjami - niemniej kapitalna, kultowa i bez kompromisów.
Od samego rana pogoda jednak nie nastrajała optymistycznie - za oknem deszcz, ciemne chmury na niebie i niska temperatura. Przynajmniej nie będzie się kurzyć;) Jarek, jak to Jarek, przekonuje wszystkich, że jednak będzie dobrze i na trasie nie będzie deszczu, ani błota. Damian decyduje się na dystans giga - będzie okazja do konfrontacji na trasie;) Szykujemy rowery, jemy śniadanko i ruszamy w dół, na stadion. Przestało padać i nawet przejaśnia Zaplanowałem sobie długą rozgrzewkę, ale nic z tego nie wyszło. Ustawiam się w sektorze, witam się z Adamem, Arkiem i czekam na start.
Start! Początek po asfalcie, podjazd do Górnego Karpacza. Od razu odczuwam brak rozgrzewki, jedzie mi się fatalnie, gubię kolejne osoby, ale pocieszam się, że zawsze tak jest;) W końcu dojechał mnie Paweł i jedziemy razem. Po około pięciu km podjazdu odbijamy na szutrowy zjazd z przekopami. Czuję, że za ciepło się ubrałem. Peleton mocno się rozciągnęła na podjeździe, ale nadal jedziemy zwartą grupą i na przekopach trzeba uważać. Szybko gubię bidon. Jadę obok Justyny Frączek - jest nieźle:) Odbijamy w lewo na podjazdy i dojeżdżamy do pierwszych dziś technicznych zjazdów - puszczam Justynę, bo wiem, gdzie moje miejsce w szeregu na zjazdach. Jadę sprawnie, ale jednak dosyć zachowawczo, na końcu zjazdu mijam Damian i w tym samym momencie gubię przyczepność przednim kołem i zaliczam OTB. Dobrze, że nie trafił w kamienie, wylądowałem na trawie. Może za bardzo chciałem? Na podjazdach Damian mi ucieka, ale jedzie mi się coraz lepiej. Kolejne zjazdy, doszedłem Damian, jednak wszyscy kawałek sprowadzamy, dalej już jadę. Zjazdy są fantastyczne - olbrzymie kamienie, nawet na chwile nie można stracić koncentracji.
Jadę dalej i szybko dochodzę kolejnego zawodnika biketires.pl - nie poznaję, ale jedziemy razem spory kawałek. Na bufecie oczywiście zatrzymuję się po banany i kubek izotonika. Gonimy kolejne osoby. W pewnym momencie zjeżdżamy się z Eweliną Ortyl i innym zawodnikiem Kross. Jedziemy razem długi kawałek, mijając kolejne podjazdy i kapitalne zjazdy. Trasa jest piękna i jednocześnie wymagająca. Za rozjazdem mega/giga wiem, że zbliża się najtrudniejszy podjazd na dzisiejszej trasie - Petrovka. 3,8km i ponad 470m w górę. Na początku podjazd nie robi wrażenia - szutrówka w lesie, kilku turystów. Niestety szybko łapią mnie kurcze przy kolanach, zwolniłem i udało się je rozjechać. Po kilku minutach kawałek podprowadzam - nogi mnie bolą od kurczy. Próbuję dalej jechać mimo wszystko. Dochodzi mnie Damian i staram się go trzymać, ale kawałek dalej znowu odpuszczam i idę, tak jak większość zawodników obok. Damian szybko mi ucieka, ale na "szczycie" podjazdu mam do niego tylko około 40 sekund straty - pomyślałem, że postaram się odrobić na zjazdach i jest szansa na walkę na dalszej części trasy. Zjazdy niestety, których nie lubię - czyli szybkie, do tego z poprzecznymi przekopami wzmocnionymi śliskimi belkami.
Dojeżdżam do bufetu - uzupełniam bukłak, który całkowicie opróżniłem. Krótki odcinek góra/dół i wjeżdżam na wąski singletrack w gęstym lesie. Jest sporo czarnego błota - staram się to przejechać. Uślizg, podpieram, noga mi ucieka i łapie mnie kurcz w udzie. Leżę na trasie dobre kilkanaście minut, nie mogę sobie poradzić z bólem i jedyne o czym myślę, to znalezienie najkrótszej trasy do Karpacza.. Mija mnie wielu zawodników a mi mija wszelka motywacja, odpuszczają siły i pewność siebie na zjazdach. Idę spory kawałek, w końcu decyduję się i wsiadam na rower. Jestem bardzo słaby, ale zbliżają się zjazdy. Chyba najlepsze zjazdy na całym maratonie, kamienie kamienie i jeszcze trochę korzeni. Niestety te zjazdy nie dają mi żadnej radości, bo właściwie to walczą to utrzymanie się na rowerze. Kurcze łapią mnie już nie tylko w nogach, ale też w rękach, plecach, pośladkach - koszmar.. Dojeżdżam jakoś do bufetu i opycham się z nadzieją, że to mi pomoże. Dojeżdża do mnie Paweł i jest bardzo zdziwiony.
Ruszamy razem i jedziemy z zawodniczką nr44. Staram się utrzymać za Pawłem, co momentami nie jest łatwe, ale daję z siebie wszystko. Przed zjechaniem się z trasą mega, zaczyna się piękny singiel, który bez problemu mógłby definiować czym jest "ścieżka". Tuż przed bufetem mijamy Tomka Winka, a na samym bufecie Roberta z Welodromu. Za bufetem Paweł mi ucieka, a ja nie mam już siły go gonić. Czuję się coraz gorzej, w głowie mam myśli o wycofaniu się. Zastanawiam się co zrobiłem źle, gdzie popełniłem błąd - czuję się w ten sposób pierwszy raz.. Staram się jechać dalej, mijam wielu megowców, jednak na ostatnim bufecie przed Drogą Chomontową pytam o najkrótszą drogę do Karpacza. Ekipa na bufecie i zawodnicy dopingują mnie, że dam radę, jednocześnie uświadamiają, że najkrótsza droga to trasa maratonu;) Zakładam kurtkę i ruszam. Cała Chomontowa z buta, zjazdy praktycznie bez dokręcania. Tętno na poziomie 120, a ja czuję się, jakbym grzał na maksa. Nawet zjazd do Borowic po tzw. telewizorach mnie nie rozbudził - sporo razy musiałem się zatrzymać, zupełnie nie potrafiłem się odnaleźć. Dalsza część maratonu to walka o utrzymanie się na rowerze i sporo chodzenia. Na jednym z podjazdów mija mnie Jarek. Schodzę "agrafki", o których sporo osób przed maratonem mówiło, schodzę po łące i wjeżdżam na stadion.
Makaron, myjka i na górę. Jestem załamany swoją jazdą. Nie wiem co się stało, odwodnienie? a może za bardzo chciałem? Sytuację ratują wrażenia z trasy - było fantastycznie! Prawdziwe MTB, kapitalne zjazdy, świetne widoczki i wymagające podjazdy.
Wieczorkiem jemy kolację w sporej grupce z Asią, Albertem i Grześkiem. Spotykam też Krzyśka i ekipę z Poznania. Pozostaje mieć nadzieję, że na Trophy będzie lepiej:)
1 1 M2 Aleksander Dorożała 04:11:36
21 13 M3 Michał Wojciechowski 05:02:10
63 30 M3 Romek Abramczyk 05:39:42
68 31 M3 Arek Ostraszewski 05:42:50
89 41 M3 Damian Kawecki 05:56:40
94 46 M3 Zdzich Trybuła 06:01:22
96 47 M3 Paweł Wilk 06:06:00
120 14 M4 Grzesiek Czerwiński 06:27:50
134 8 M5 Jarek Wójcik 06:46:19
139 40 M2 ja 06:51:26
148 67 M3 Albert Niedzielski Soley 07:16:34
150 68 M3 Michał Świderski 07:20:44
DNF DNF M2 Jerzy Krzemiński
Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Teren, W towarzystwie, XTC
Ścieżka numer 1
Wtorek, 7 czerwca 2011 | dodano: 07.06.2011 | Rower:Giant XTC | temp 24.0˚
dst50.86/23.90km
w02:02h avg25.01kmh
vmax38.90kmh HR 142/194
Dzień zacząłem od solidnego śniadanka:)
Miałem wyjść na trening przed południem, nawet byłem gotowy do wyjścia, ale zaczęło padać. Odłożyłem wyjście do 16. Pojechałem do Podkowy - jakiś czas temu Ela wspominała mi o fajnej trasie XC w parku w Podkowie - postanowiłem to sprawdzić. Park jest, rowerem można jeździć, jest nawet jedna wydma, ale w sumie to nic specjalnego. Pojechałem do dobrze mi znanego lasu (jak się okazało, las nosi nazwę Lasu Młochowskiego..). Tutaj jest kilka ciekawych ścieżek, m.in. trasa nr 1 po niebieskim szlaku, którą przejechałem dziś trzy razy - 3km po świetnym singlu:)
Powrót mocno. Cały czas wisiały na niebie ciemne chmury, ale nie padało, za to było chłodniej niż przez ostatnie dni - znacznie przyjemniej.
Kategoria 050-100, Teren, XTC
Trening KPN z Jarkiem
Niedziela, 5 czerwca 2011 | dodano: 05.06.2011 | Rower:Giant XTC | temp 26.0˚
dst74.78/46.85km
w03:22h avg22.21kmh
vmax44.50kmh HR 136/182
Po wczorajszym treningu miałem ochotę na powtórkę:) Zawsze mogę w tej kwestii polegać na Jarka - umówiliśmy się o 9 w Roztoce. Rano przesunęliśmy spotkanie na 9:45 pod Ławską.
Wyjeżdżam z domu kilka minut po 9, do Zaborowa szybko, w las. Bardzo fajnie, chłodno na odcinku do Ławskiej. Poczekałem na Jarka kilka minut i ruszyliśmy do Roztoki. Krótki postój na lody i jedziemy. Górki, Karpaty i jedziemy do Granicy. Jarek trzyma dobre tempo, jedzie równo i cały czas trzymam się za nim. Jedzie mi się dobrze, ale czuję w nogach wczorajszy trening. Z Granicy jedziemy Kacapską Drogą. Bardzo fajny odcinek, ostatni raz jechałem tym szlakiem bardzo dawno. Jarek był zachwycony.
Po dojechaniu do niebieskiego szlaku byliśmy blisko Górek, Jarek chciał odpuścić, bo czuł już zmęczenie, ale byliśmy tak blisko, że musieliśmy zaliczyć singla po wydmach:) Przy okazji spotkaliśmy Zdzicha z kolegą, którzy akurat wracali po przejechaniu szlaku. Szlak jest super! Jechałem wczoraj i dzisiaj miałem niemniej radochy:) Przy sklepie krótki postój na lody.
Jarek spieszył się do domu, więc jedziemy szutrówką w stronę trasy, Jarek odbija w stronę Palmir, a ja tnę asfaltami pod wiatr do Roztoki. Robię sobie przerwę na kanapkę. Leżę sobie pod sosenką i naprawdę nie mam ochoty ruszać się z miejsca.. No ale trzeba wracać do domu. Powrót przez Ławską do Zaborowa, zabrakło mi mocy na ostatnie kilometry.. Do domku asfaltami spokojnie, akurat na relację z Critérium du Dauphiné.
Kategoria 050-100, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC
Trening KPN z teamem biketires.pl
Sobota, 4 czerwca 2011 | dodano: 05.06.2011 | Rower:Giant XTC | temp 30.0˚
dst79.58/42.42km
w03:42h avg21.51kmh
vmax43.00kmh HR 147/189
Na sobotę umówiliśmy się z Damianem i jego teamem na trening w KPN. Start u Damiana o 11. Było nas pięciu: Damian, Michał i Zdzichu z biketires.pl oraz Tomek i ja. Zabrakło jeszcze kilku osób.
Ruszyliśmy w stronę Łubca, i na górki Damiana. Dojazd był w miarę lekki, ale na górkach próba sił, jazda na maxa i w efekcie musieliśmy z Damianem czekać na chłopaków;) Dojechaliśmy do Roztoki, dalej kilka podjazdów na czerwonym i skrót do żółtego. Na jednym z podjazdów Damian został, co mnie zdziwiło - okazało się, że próbował podjeżdżać z blatu;) Tomek odbił do Marianowa, a my we czterech ruszyliśmy w dalszą drogę.
Przez Karpaty i dalej czerwonym do Sosny Powstańców i jedziemy w stronę Górek. Po drodze zatrzymaliśmy się przy sklepie na zimne picie, lody i piwo.
Wjeżdżamy na niebieski szlak po wydmie:) Nie muszę pisać, że było świetnie - to zdecydowanie najlepszy odcinek w KPN, a pokonywany z zachodu na wschód daje wiele frajdy! Gdyby tylko komary tak nie przeszkadzały! Michał i Zdzich są pod wrażeniem, chociaż są już zmęczeni. Ruszamy w stronę Marianowa szutrówkami do żółtego i dalej żółtym przez Łubiec i jakimiś skrótami Damiana.
Na miejscu czekał na nas obiadek, zimne piwo i mięsko z grilla:) Dzięki panowie za świetny dzień!
Kategoria 050-100, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC
Podkowiańskie single
Czwartek, 19 maja 2011 | dodano: 19.05.2011 | Rower:Giant XTC | temp 24.0˚
dst54.05/31.48km
w02:15h avg24.02kmh
vmax40.90kmh HR 145/170
Ten tydzień zupełnie przespałem:( Troszkę na głowie miałem, ale chcieć to móc, a mi wyraźnie czas uciekał przez palce. Udało się dziś urwać na trzy godzinki i w las:)
Wybrałem kierunek Podkowa Leśna. Trzeba sprawdzić sprzęt przed weekendem. Koło kręci się super, nowe okładziny w przednim hamulcu tchnęły jakby drugą młodość w hebel - żyleta! Prymitywne uszczelnienie pancerzy póki co nie upośledza pracy przerzutki, więc jest ok:)
Pokręciłem się po ścieżkach jedynie na odcinku Podkowa - rzeczka w Strzeniówce - dalej szlaki są i tak rozkopane przez konie, najciekawsze odcinki są przy trasie na Nadarzyn:)
Wracają do domu przegrałem ze swoją słabością i zatrzymałem się w Brwinowie na ciastko :)
Kategoria 050-100, Teren, XTC
MTB Marathon - Zabierzów
Niedziela, 15 maja 2011 | dodano: 16.05.2011 | Rower:Giant XTC | temp 7.0˚
dst100.00/75.00km
w05:55h avg16.90kmh
vmax60.00kmh HR 156/188
Maraton w "podkrakowskich dolinkach" od samego początku zapowiadał się bardzo ciekawie. Prognozy niestety nie pozostawiały złudzeń - będzie zimno i mokro. Wszyscy jednak mieliśmy nadzieję, że będzie podobnie jak w Złotym Stoku - prognozy swoje, a pogoda swoje.
Wyjazd w sobotę, jedziemy z Jarkiem, Pawłem i Tomkiem Kuczewskim, nocleg mamy w Ojcowie. Okolica bardzo malownicza, a sam ośrodek pięknie położony. Spotykamy Alberta i Asię. Wieczorem zdążyliśmy jeszcze podjechać do biura zawodów, gdzie spotkaliśmy team biketires.pl. Damian chwali się niebieską naklejką - mam nadzieję, że to jednak żart. Później okazuje się, że faktycznie wybrał dystans Mega - szkoda. Szybka kolacja i spać. Prognozy niestety się sprawdzają i w nocy pada. Pobudka dość wcześnie, wyglądam
od razu za okno - przejaśnia się - jest nadzieja! Kilka minut po 9 wyjeżdżamy z Ojcowa, niestety pogoda się zmienia, niebo zachodzi ciemnymi chmurami i zaczyna lekko kropić. Na miejscu startu robimy szybką rozgrzewkę, kupuję na wszelki wypadek klocki hamulcowe - mogą się przydać. Stajemy w sektorach - chłopakom przypadł IV - mi przysługuje III. Już w sektorze poznaje mnie Adam - chwilę rozmawiamy i zbliża się start.
Ruszamy! Początek po asfalcie, jest dość wąsko, ale bardzo szybko zaczynamy podjazd, który rozciąga peleton. Słabo mi się jedzie, sporo osób mnie wyprzedza, ale staram się trzymać Pawła. Widzę też Michała Osucha - w Złotym Stoku objechał mnie o kilka minut i mam w głowie plan, żeby powalczyć z nim. Pierwszy zjazd, dość szybki, ale śliski. Jadę za Pawłem, próbuję wyprzedzić i przestrzelam zakręt. Dobrze, że były tam krzaki, szybko wracam na drogę. W końcu jednak mijam Pawła, Michała i zatrzymałem
się za starszym gościem. Zjeżdża bardzo powoli, dopiero za chwilę widzę, że jedzie na bardzo wąskich oponach. Próbuję wyprzedzić bokiem po trawie, jest ślisko, moment nieuwagi i zaliczam szlif. Na szczęście po trawie. Zbieram się i jadę dalej - wiem, że muszę szybko zgubić tego gościa.
Zaczynamy podjazd, jest momentami dość stromo, nawet na chwilę schodzę z roweru. Wyprzedza mnie Paweł - kolejne kilka kilometrów jedziemy razem. Jest z nami również Michał. Trasa jest bardzo zróżnicowana. Strome podjazdy, szybkie śliskie zjazdy i asfaltowe łączniki. Pogoda ciągle się psuje, pada coraz bardziej, a temperatura spada. Na pierwszym bufecie jestem po 1:15 i spędzam tam trochę czasu - ruszam dopiero, kiedy widzę Michała. Przez kolejną około godzinę jedziemy sporo grupą - sporo prowadzę, szczególnie na zjazdach. Staram się jechać uważnie, wydaje mi się, że jadę zachowawczo, a mimo to zwiększam dystans do goniących mnie chłopaków. Około drugiej godziny mam poważny kryzys. Poważnie myślę o wycofaniu się - stopy mi przemarzają, podobnie dłonie, błoto zakleja i oczy, a zanosi się, że będzie tylko gorzej. Jednak widok kolejnych wyprzedzanych osób mnie motywuje, szczególnie tych mijanych na zjazdach:)
Na drugi bufet dojeżdżam po ponad 3 godzinach - po drodze brakowało bufetu, dystans między 1 i 2 to około 40km - w takich warunkach to naprawdę dużo. Przy stołach widzę Justynę Frączek - awaria? Chyba poczuła na sobie mój wzrok i szybko ruszyła;) Łapię żel w garść, uzupełniam bidon i zaczynam pogoń. Kolejne kilometry przebiegają po pięknym gęstym i bardzo ciemnym lesie. Dość szybko dojeżdżam do Justyny i z łatwością wyprzedzam - chyba za cienko się ubrała i marznie, bo nie widzę innego powodu słabego tempa. Jadę dalej. Mijam chyba najgorszy fragment trasy - płaski odcinek po leśnej drodze pokrytej piachem. Zupełnie jak w mazowieckich lasach. Kawałek muszę
prowadzić :( Dopiero od zawodnika, którego chwilę później mijam, dowiaduję się, że ten las to pozostałość po Pustyni Błędowskiej. To zmienia postać rzeczy, cała przyjemność po mojej stronie:) Kolejne kilometry są dość łatwe i szybkie, niemniej warunki są ciężkie. Na jednym ze zjazdów stoi zawodnik i pokazuje nam, że trzeba skręcić - okazuje się, że przestrzelił zakręt, który znajdował się dosłownie tuż za strzałkami - na szybkim zjeździe powinna być informacja ciut wcześniej. To było jednak jedyne źle oznakowane miejsce na trasie. Gdzieś w międzyczasie przestaje mi działać licznik - próbuję zlokalizować przyczynę, w końcu chować go do kieszeni.
Nagle z prawej strony wyjeżdżają zawodnicy - zastanawiam się, czy nie pomyliłem trasy. Jeden z zawodników nawet zarzuca mi skracanie. Rzut okiem na numer startowy i wszystko jasne - połączyliśmy się z megowcami. Różnica w tempie jest delikatnie mówiąc znaczna. Gorzej, że różnice są również w umiejętnościach jazdy w błocie, którego nie brakuje. Momentami jest niebezpiecznie i cały czas staram się wyprzedzać. Dojeżdżam do ostatniego - trzeciego bufetu. Łykam dwa żele, widzę zawodnika Cyklotrampu, jest czerwona naklejka - jest cel! Później w wynikach sprawdziłem, że był to Janek Szczepański. Ktoś pyta obsługę bufetu - swoją drogą obsługa na bufetach tego dnia była rewelacyjna! - a więc ktoś pyta - ile do mety - jakieś 19km. Pomyślałem sobie, pewnie godzinka wystarczy.
Zaczynamy podjazd, wszyscy idą, tylko Janek i ja jedziemy, jednak szybko go mijam i jadę swoje. Na wypłaszczeniu stoi zawodniczka z łańcuchem w ręku i pyta czy mam spinkę. Przeżyłem coś podobnego na maratonie w Rabce - od tamtej pory wożę ze sobą zapas. Oczywiście zatrzymuję się. Zanim udało się wyciągnąć spinkę, mijają jakieś dwie minuty - palce mam sztywne z zimna! Cyklotramp oczywiście mnie mija w międzyczasie, ale zaraz ruszam i doganiam go. Następne kilometry to walka z błotem, wiatrem i próba utrzymania się na kołach pędząc po gliniastych polach. Nie podoba mi się ten odcinek - jakby wydłużanie dystansu na siłę, bo ewidentnie kluczymy po tych polach. Wszystko to jednak wynagradza nam przepiękny widok jurajskich skałek w jednej z dolinek. Gdybym miał aparat, zatrzymałbym się zrobić zdjęcie! Na cały głos wyraziłem swój zachwyt niezbyt kulturalnym "ja pier... ale pięknie!", czym rozbawiłem jadących obok:)
Kawałeczek dalej na szutrowym podjedzie mija mnie Michał Wojciechowski - musiałem go gdzieś na trasie minąć, kiedy naprawiał rower. Łokieć we krwi, zaciśnięte zęby. Okazało się, że złapał gumę, skuwał łańcuch, a przede wszystkim jechał na krótko, co przy temperaturze 7* i deszczu nie jest optymalnym wyborem. Jedziemy sporo razem, jest to głównie asfalt, na szutrowym zjeździe uciekam. Pojawia się tabliczka "5km do mety". No w końcu. Mam już serdecznie dosyć! Jednak ostatnie kilometry nie są
nudne - wymagające zjazdy w wąskich dolinkach. Na błotnistym zjeździe dostrzegam przed sobą wśród idących jednego zawodnika, który całkiem sprawnie zjeżdża - to musi być gigowiec! Za punkt honoru stawiam sobie przegonienie tego gościa. Nie zniechęca mnie nawet totalny głód, który opanował moj brzuch. Pogoń była szybka, momentami wręcz brawurowa, jednak cały czas pod kontrolą. Najciekawszy był krótki stromy zjazd pokryty niesamowicie śliskim błotem. Nawet nie myślałem o zjechaniu tego. Ciężko
mi było nawet zejść.. Kawałek dalej zaczynamy zjazd rzeką! Woda po osie, na dnie kamienie. Oczywiście takie miejsce skupiło uwagę fotografów;) Doganiam wreszcie zawodnika w żółtej kurtce. Wyjazd z rzeczki na asfalt i kilkaset metrów do mety. Kreskę mijam z nietęgą miną, jednak ogromną radością w sercu - nareszcie koniec!
Tomek jest już na mecie, grzeje się w samochodzie. Szybko przebieram się w suche ciuchy. Szkoda, że nie ma się gdzie umyć, chociaż twarzy - wyglądam komicznie w masce z błota:) Zjadam dwie porcje makaronu, grzeję się przy ognisku i witam na mecie Pawła. Zastanawiałem się, jak mu pójdzie - w takich warunkach osoby noszące okulary mają niemały problem! Kilka minut po Pawle wpada Jarek. Ten gość jest niesamowity - blisko 7 godzin w błocie, a jemu uśmiech nie schodzi z twarzy:) Podobnie Albert, którego spotykamy już przy samochodach. Pakujemy się do samochodu, przy okazji brudząc go doszczętnie i jedziemy do Ojcowa wziąć prysznic. Po zjedzeniu kanapek ruszamy do domu.
Trasa szybka i dość łatwa technicznie, jednak wymagająca - szczególnie na podjazdach, które były krótkie, ale strome. Pogoda zrobiła swoje i mieliśmy małe piekło - prawdziwa walka o przetrwanie! Tym bardziej dziwi mnie, że jechało mi się naprawdę rewelacyjnie. Poza szlifem na pierwszym zjeździe nie miałem żadnych przygód, na zjazdach sporo wyprzedzałem, jazda po najbardziej nawet błotnych odcinkach nie sprawiała mi większych problemów - ja nawet czerpałem z tego masę przyjemności. Czas 5:55 uważam za dobry wynik, z którego jestem bardzo zadowolony - chociaż ciężko się odnieść do czasu innych. Sporo osób miało problemy ze sprzętem, duże znaczenie
miało również odpowiednie ubranie się. Zresztą liczba osób, które nie ukończyły maratonu na dystansie giga - 54 osoby - mówi sama za siebie. Na szczęście mnie rower nie zawiódł - spisał się świetnie, a opony Rocket Ron - rewelacja! Jedyna rzecz, która mnie martwi - przez cały dystans bolały mnie plecy:(
Mój czas: 5:55:57
Open: 47/129
M2: 15/28 (wygrał Bartosz Janowski z czasem 4:24:27)
stan roweru po powrocie do domu - bez komentarza
Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Teren, W towarzystwie, XTC
Podkowiańskie signle, nietypowa awaria i szlachta na koniach..
Piątek, 6 maja 2011 | dodano: 08.05.2011 | Rower:Giant XTC | temp 15.0˚
dst46.00/20.00km
w01:59h avg23.19kmh
vmax0.00kmh HR 141/170
Wybrałem się do Podkowy pokręcić po licznych ściezkach. Pogoda wspaniała, musiałem się rozebrać po drodze. Wjazd do lasu, pierwszy singiel po wydmie i awaria. Nietypowa awaria - otóż pękł mi czujnik od licznika i mały mangesik, który był w środku, wypadł. No cóż, bywa;) Dalej jechałem już na czuja. W sumie i tak ważny jest czas treningu, nie kilometry. Kręciłem po świetnych singlach.
W pewnym momencie przejeżdżałem obok dwóch dziewczyn na koniach, specjalnie zachowałem odstęp kilkunastu metrów, bo wiem, że tutejsi amatorzy jazdy konnej mają, mówić delikatnie, wysokie mniemanie o własnej osobie. Jeden z koni się przestraszył, dziewczyna wylądowała na ziemi. Zaczęła się awantura, że jak ja jeżdżę, że to jest ich las. Nie chciałem dyskutować, młoda dziewczyna, a już zepsuta.. Pojechałem nad rzeczkę zjeść zakupione wcześniej w podkowiańskiej cukierni ciacho.
Czas ruszać do domu, oczywiście pokręciłem się jeszcze. Na swojej drodze napotkałem dziewczyny na koniach jeszcze dwa razy, i dwa razy zawróciłem..
Czas z pulsometru, dystans na oko
Kategoria 000-050, Teren, XTC