XTC
| Dystans całkowity: | 14235.23 km (w terenie 5578.16 km; 39.19%) |
| Czas w ruchu: | 702:52 |
| Średnia prędkość: | 19.63 km/h |
| Maksymalna prędkość: | 75.20 km/h |
| Suma podjazdów: | 4079 m |
| Maks. tętno maksymalne: | 207 (104 %) |
| Maks. tętno średnie: | 181 (90 %) |
| Suma kalorii: | 132759 kcal |
| Liczba aktywności: | 309 |
| Średnio na aktywność: | 46.07 km i 2h 28m |
| Więcej statystyk | |
Krótko po okolicy
Środa, 22 września 2010 | dodano: 22.09.2010 | Rower:Giant XTC | temp 10.0˚
dst24.73/0.00km
w00:58h avg25.58kmh
vmax36.70kmh HR /
Ostatni dzień lata, planowałem pokręcić wczesny rankiem, ale temperatura na poziomie 6* mnie zniechęciła. Poczekałem aż się troszkę ociepli. Pogoda przyjemna, lekki wiatr, słoneczko. Niestety w tym tygodniu również mało czasu, a może brakuje motywacji?
Kategoria 000-050, XTC
Praca
Poniedziałek, 20 września 2010 | dodano: 20.09.2010 | Rower:Giant XTC | temp 7.0˚
dst10.00/0.00km
wh avgkmh
vmax0.00kmh HR /
Do pracy pociągiem i rowerem, powrót podobnie. Bardzo zimno, o wschodzie słońca jakieś 5-6*.
Ostatni tydzień niestety bez roweru - początek tygodnia mało czasu, później dopadła mnie jakaś infekcja:(
Kategoria 000-050, XTC
Mazovia MTB - Kraków
Niedziela, 12 września 2010 | dodano: 13.09.2010 | Rower:Giant XTC | temp 15.0˚
dst67.84/56.00km
w03:35h avg18.93kmh
vmax50.10kmh HR /
Wyjazd z Rabki po 8, w niewiele ponad godzinę dojechaliśmy do Krakowa. Damian i Arek szykowali się na giga, ja zmiękłem i zdecydowanie nastawiałem się na mega. Brakowało woli ścigania się, brudzenia.. Rozgrzewka ze Stivem, spotykamy też Pawła i Krzyśka. Magda przed startem strasznie się bała i marudziła (jakaś wrodzona ostrożność;p), ale chyba udało mi się ją zmotywować:)
Start na Błoniach, pierwszy kilometr po "polu", jest miękko i mokro, jak zwykle zostaję w tyłach, dopinguję Arka i próbuję trzymać koło - nie ma szans:D Wyjazd na asfalty i jadę sam, nieliczni zawodnicy jeszcze mnie mijają i staram się ich trzymać. Po kilku km podjazd i dojazd do lasku. Sporo błota, ale da się jechać, niestety korki na całą szerokość skutecznie to uniemożliwiają:( Zjazd szybki, wyprzedzam - po błotnistych zjazdach w Rabce nabrałem pewności przy jeździe w dół:) Dalej znowu asfalt, trochę błota, kałuż, rozjazd fit/mega (zastanawiam się, czy Magda nie odpuści) - przejazd nad trasą i znowu asfalt. Niewiele dalej najgorszy fragment trasy - podmokła łąka, śmierdzące czarne błoto, ale udaje się całość przejechać dość sprawnie. Dojazd do bufetu bez rewelacji, czuję się zmęczony, zupełnie brak sił. Za bufetem na jednym z podjazdów stoi Paweł - bez wahania zatrzymuję się. Okazało się, że Pawłowi zaciągał łańcuch - hehe nic szczególnego. Chwilę później ruszył i jechaliśmy razem. Później powiedział, że widzi, że wszyscy tak mają. Jedziemy jeszcze pare kilometrów. Po drodze zatrzymuję się, bo dziewczyna z BSA (Magda Karwat) ma problem z przerzutką, a zawodnicy z jej teamu przejeżdżają obok - dziwne. Nie pomogłem, ale doradziłem co ma robić, bo miała klucze - mam nadzieję, że dobrze doradziłem. Paweł w zasięgu wzroku, szybko go dogoniłem. Podjazd po polnej drodze, sporo błota, jest ślisko. Jak jest podjazd to musi być zjazd:) Bardzo ślisko, sporo ludzi zalicza ześlizg w koleiny. Ucieka mi przednie koło, ale udaje się opanować. Kawałek dalej stoi gość, z którym spory kawałek jechałem i gadaliśmy - planował jechać giga. Pytam co się dzieje - zerwał spinke:D Od razu ratuję go swoją (pożyczoną od Damiana). Jadę dalej z Pawłem, który mnie w międzyczasie dogonił. Motywuję Pawła, żeby nie odpuścił i pojechał giga. Dalej trasa jest urozmaicona, sporo jednak szybkich fragmentów po szutrówkach i asfaltach. Nie brakuje podjazdów. Jedzie mi się świetnie, zupełnie zapomniałem o wczorajszym maratonie, nogi chcą pracować:) W pamięci utkwił mi fragment po lesie przy trasie z kilkoma błotnistymi zjazdami i fragmentami do podejścia. Jeden zjazd był bardzo fajny, kamienisty i szybki. Na innym było za ślisko i zaliczyłem "szlif" po błocie. Śmiałem się na cały głos:) Dalej drugi bufet i kierujemy się w stronę Krakowa. Ponownie przejazd przez śmierdzące błoto, kilka kałuż, asfalt, wiadukt i jesteśmy na pętli fit. Jak się okazało, fitowcy nie mieli lekko. Trasa w lasku była wymagająca, bardzo śliska. Mimo to jechało mi się coraz lepiej, wszyscy w zasięgu wzroku prowadzą, ja staram się przepychać kolejne metry błota, na zjazdach uciekam sporej grupce. Zaczynam żałować, że nie pojechałem giga.. Asfalty i wjazd na wał, widzę za sobą zawodnika - cisnę ile mogę i nie oglądam się do samej mety. Ostatnie kilometry po Błoniach, widzę daleko przed sobą zawodnika i postanawiam za wszelką cenę go dogonić. Blat i jazda na stojąco przez kilka minut:D Wyprzedzam tuż przed metą, ale nie ma satysfakcji - M5;)
Później posiłek, mycie roweru, czekam na Magdą. Bałem się, że pojedzie fit, ale była dzielna. Jest zadowolona:) Chwilę później na metę wpada Damian. Trasa wymagająca, sporo błota, napęd zaciągał w najmniej odpowiednich momentach;) Przez chwilę żałowałem, że nie pojechałem giga, ale pewnie na drugiej pętli bym umierał. Wynik ciężko mi ocenić, ale jestem zadowolony ze swojej jazdy, szczególnie z drugiej części maratonu, kiedy jechało mi się zdecydowanie lepiej. Paweł ostatecznie pojechał drugą pętlę:) Wyjazd z Krakowa późno, w domu byliśmy około 23.
Czas 3:37:58 Czas zwycięzcy 2:37:57 - wygrał Bartek Wawak z JBG2
Open: 86/252 M2: 25/62
Rating 72.5/76.5
Dystans giga wygrał Marek Galiński z gigantyczną przewagą. Oczywiście na mecie ludzie marudzili, że nie powinien być klasyfikowany, bo ratingi obniża itd. Dziwne, bo mówili to ludzie, którzy jechali mega.
Meta na Błoniach
© ktone
Kategoria XTC, Teren, Imprezy / Wyścigi, 050-100, W towarzystwie
Kraków - przed i po maratonie
Niedziela, 12 września 2010 | dodano: 14.09.2010 | Rower:Giant XTC | temp 15.0˚
dst8.00/0.00km
wh avgkmh
vmax0.00kmh HR /
Kategoria 000-050, XTC
Rabka - przed i po maratonie
Sobota, 11 września 2010 | dodano: 14.09.2010 | Rower:Giant XTC | temp 15.0˚
dst10.00/0.00km
wh avgkmh
vmax0.00kmh HR /
Kategoria 000-050, XTC
MTB Marathon - Rabka Zdrój
Sobota, 11 września 2010 | dodano: 13.09.2010 | Rower:Giant XTC | temp 15.0˚
dst42.00/36.00km
w04:18h avg9.77kmh
vmax0.00kmh HR /
Zapowiadał się prawdziwie maratonowy weekend. Na początek Rabka Zdrój:) Wyjechaliśmy w piątek po 14 z Magdą, Damianem i Arkiem. Na miejscu byliśmy wieczorem, padało. Prognozy nie pozostawiały złudzeń - będzie zimno, mokro i nieprzyjemnie. Ciężko było się wybrać na start, na szczęście rano nie padało. Damian i Arek pojechali giga o 10. Start mega zaplanowano na 11, Magda pojechała ze mną kibicować. Do startu mieliśmy z górki, więc od razu mnie wychłodziło:) Spotykam Roberta z Welodromu i Tomka, którego poznałem w Głuszycy. Ustawiam się w sektorze i czekam na start.
Start o 11, asfaltami pod górę, staram się wyprzedzać, wiem, że słabsi zawodnicy będą blokować trasę przy pierwszych kałużach. Patrzę na licznik - nie działa:D Wjeżdżamy w teren, pełno kałuż, masa błota, twarz momentalnie brudna, chowam okulary - na nic się nie zdadzą. Pierwszy podjazd po Maciejową nie jest trudny, momentami muszę jednak podprowadzać, bo jest sporo ludzi. Przejeżdżamy obok wyciągu - śpimy na dole, u stóp stoku. Przy Schronisku odbijamy na zielony szlak i zjeżdżamy do małej wsi, zjazd jest szybki, ale trzeba uważać, bo jest bardzo ślisko. Ponownie wjazd w teren, mocny podjazd na polankę, mijamy górala, który twierdzi, że to najcięższy fragment do Turbacza, dalej już będzie lekko - ach ten góralski humor:D Wjeżdżamy na niebieski szlak, jest dużo błota, kamieni, kałuże sięgają momentami kolan - doświadczyłem tego. Mijam jadący naprzeciwka traktor:D Łańcuch zaciąga coraz częściej, ciężko jechać. Dojeżdżamy do schroniska Stare Wierchy i jedziemy dalej czerwonym na Turbacz - gwódź programu. Robi się coraz chłodniej, jadę w chmurach, widoczność momentami spada do kilkunastu metrów - niesamowity klimat:) Do Turbacza sporo podprowadzam, błoto, śliskie kamienie i spore nachylenie szlaku robi swoje. Gdzieś przed schroniskiem, nawet nie wiem, na którym kilometrze (niedziałający licznik) czuję, że nie mam łańcucha - został kilka metrów wcześniej w kałuży. Udaje się go znaleźć, ale brakuje jednej części spinki. Pech chciał, że nie mam zapasowje, noszę w portfelu... Pytam przejeżdżających zawodników, nikt nie ma /nie chce pomóc. Mija mnie jakieś 30-40 osób, jestem załamany, chcę zrezygnować, ale przypominam sobie, że i tak jakoś muszę wrócić. Wstaję i znowu pytam o spinkę. Zawodnik z numerem 4300 zatrzymuje się i wyciąg pudełeczko ze spinką. Zanim jednak udeje mi się ją wyciągnąć (trzęsą mi się ręcę z zimna), zanim udaje mi się ją spiąć (masa błota na łańcuchu) - mijają kolejne minuty. Nie wiem ile straciłem, na około minimum 20minut. Ruszam dalej, jadę ostrożniej. Dojeżdżam do bufetu na Turbaczu, a właściwie pod Turbaczam - szczyt był kilkadziesiąt metrów wyżej. Za bufetem zaczyna się szybki zjazd, na którym strasznie marznę, mokre ubrnie robi swoje. Dale już tylko wyprzedzam, jedzie mi się świetnie, przy rozjeździe mega/giga odbijam w prawo i zaczyna się świetny zjazd po kamieniach i błocie. Momentami jest naprawdę trudny (wykrzyniki), wszyscy w zasięgu wzroku sprowadzają, mi udaje się wszystko zjechać - opony świetnie trzymają, hamulec daje radę. Zjeżdżam do Obidowej, bufet (ostatni) i kawałek asfaltu. Wjeżdżam na szlak - fajne miejsce, bo jedziemy kilkadziesiąt metrów strumykiem, woda po kostki:) Dalej jest sporo podprowadzania - za ślisko na jazdę, a może brak już siły? Dojeżdżam do schroniska Stare Wierchy (ponownie) i dalej czerwonym do Rabki, po drodze jadę praktycznie z kilkoma osobami, zamieniamy się pozycjami, za Maciejową zostawiłem wszystkich i do mety zmierzam sam. 
Podjazd pod Stare Wierchy
© ktone
Na mecie jestem zadowolony z jazdy, największą frajdę sprawiły mi zjazdy, na których czuję już znacznie pewniej niż w Głuszycy. Nie zaliczyłem żadnej gleby - może jechałem zbyt zachowawczo?;) Mimo to jestem strasznie zły na sporą stratę przez zerwaną spinkę - gdybym miał zapasową, straciłbym najwyżej kilka minut - no cóż, zbieram cenne doświadczenie. Strata ogromna, wynik beznadziejny, ale wrażenia niesamowite. Szkoda tylko, że przez chmury nie mogliśmy podziwiać widoków:) Damian i Arek byli na mecie oczywiście przede mną, obaj z przygodami. Świetny maraton, ciężkie warunki i niełatwa trasa sprawiły, że satysfakcja jest jeszcze większa:)
Czas: 4:18:32 - czas zwycięzcy 2:25:26
Open:190/304 M2:71/89
Kategoria XTC, Teren, Imprezy / Wyścigi, 000-050, W towarzystwie
Wietrznie.
Czwartek, 9 września 2010 | dodano: 09.09.2010 | Rower:Giant XTC | temp 15.0˚
dst22.70/0.00km
w00:54h avg25.22kmh
vmax38.30kmh HR /
Rano na niebie ani jednej chmurki, ale silny wiatr SE szybko przywiał szare chmury i zrobiło się nieprzyjemnie. Pokręciłem niecałą godzinkę po okolicy, pod wiatr ciężko jechać >20kmh. Najgorszej jednak w takiej pogodzie jest to, że nie wiadomo jak się ubrać - założyłem na siebie wiatrówkę, żeby mnie nie przewiewało jadąc pod wiatr i w efekcie bardzo szybko się zgrzałem.
Kategoria 000-050, XTC
Mocny trening.
Środa, 8 września 2010 | dodano: 09.09.2010 | Rower:Giant XTC | temp 18.0˚
dst125.44/4.00km
w04:45h avg26.41kmh
vmax61.10kmh HR /
W poniedziałek doprowadzałem rower do ładu po maratonie. Dodatkowo zajrzałem do sterów i tylnej piasty - zrobiłem z tym porządek.
We wtorek przyszedł hamulec - zamontowałem hamulec (SLX + tarcza XT 160), nową manetkę (SLX), wszystko wyregulowałem i pokręciłem się po osiedlu sprawdzić, czy to w ogóle hamuje - hamuje:)
W środę w prognozach wyraźnie lepsza pogoda i faktycznie - za oknem słońce, czyste niebo, a temperatura szybko rośnie. Umówiliśmy się z Sajkorem, że pojedziemy do Warszawy, miał coś załatwić. Pojechaliśmy dość sprawnie, tempo dobre, biorąc pod uwagę, że pod wiatr. Byliśmy na Natolinie i mieliśmy podjechać jeszcze na Kabaty - postanowiłem zajrzeć do Włodka. Podjeżdżamy, a tam jest już ekipa w składzie Włodek, Skała, Andrzej, za chwilę dojechali też Kazik i Grzesiek - gdzie lecicie? - Do Góry na śliwki, bez wyścigów, spokojnie. No dobra to jedziemy. Od Obór tempo rosło, Grzesiek dawał takie zmiany, że cieżko było utrzymać się na kole. Dojechaliśmy do Góry, chłopaki zjedli ciastka i nawrót do Warszawy. Po drodze podjechaliśmy do sadu na śliwki, jabłka i gruszki. Po zrabowaniu kilogramów owoców ruszyliśmy w stronę stolicy. Tempo znów rwane, momentami nie dawalem rady i jechałem zwieszony pomiędzy pierwszą i drugą grupką. Ostatecznie przed Konstancinem udał mi się już dołączyć do grupy na dobre i do Warszawa (na około) dojechaliśmy razem.
W Warszawie odbijamy z Sajkorem od Welodromowców, podjeżdżamy w jedno miejsce na Kabaty. Do domu wracamy z wiatrem, więc szybko. Cały wypad, nieco spontanicznie wydłużony, w dobrym tempie. Pogoda świetna, słońce jeszcze mocno grzeje, wiatr jednak chłodny.
Konstancińskie asfalty
© ktone
Hamulec hamuje wystarczająco mocno, modulacja świetna, jednym palcem bez problemu zatrzymuję rower w miejscu i o to chodziło:)
Kategoria 100-?, W towarzystwie, XTC
Mazovia MTB - Pułtusk
Niedziela, 5 września 2010 | dodano: 06.09.2010 | Rower:Giant XTC | temp 16.0˚
dst94.14/88.00km
w04:05h avg23.05kmh
vmax44.70kmh HR /
Ostatni maraton jechałem prawie miesiąc temu w Supraślu, od tego czasu nie jeździłem dużo, a to przez pogodę, a to przez kontuzję. Miałem ogromną ochotę wystartować, pojechać giga, zmęczyć się, upaprać w błocie itd :D Padło na Pułtusk, choć tego dnia rozgrywane były również ciekawie zapowiadające się zawody w Płocku. Do Płocka pojechała spora ekipa z Welodromu. Na dojazd umówiliśmy się z Damianem (wielkie dzięki!). Magda ma już niezagrożone zwycięstwo FK2, więc plan na resztę sezonu to mega. W Pułtusku byliśmy przed 10, ale jeszcze przed dotarciem na miejsce zorientowałem się, że nie wziąłem numeru startowego. Składanie rowerów, przebieranie i do biura po duplikat - niestety gapiostwo kosztuje. Spotykam Anię Osman, Pawła, Tomka Loko, Andrzeja, Kazika, Stiva i Harrego - na mecie okaże się, że są jeszcze Krzysiek Skała i Jarek W. Jest też Jasiu. Kupuję rękawki - pogoda jest ładna, słońce mocno grzeje, ale wiatr jest chłodny i wolę się zabezpieczyć. Przejeżdżam obok fontanny na rynku i zaliczam jedyną tego dnia glebę - mokre płyty granitowe są naprawdę śliskie;) Podjeżdżam do majstrów z prośbą o skasowanie luzów w tylnej piaście - po chwili grzebania wyrok: to nie luz na konusach, tylko kulki poszły się j... świetnie! Wybieramy się z Magdą na krótką rozgrzewkę - irytuje mnie słaba praca tylnej przerzutki, chyba zabrudzone pancerze. Irytują mnie również stuki w okolic główki ramy, no nic to wszystko musi poczekać. Wjeżdżamy w sektory, staję obok Pawła i Kazika.
Start tradycyjnie szybki, po płytach i dalej asfalty, zostaję w tyle, wszyscy mnie wyprzedzają - chyba najgorszy początek w tym roku. Nie przejmuję się jednak - przede mną 90km i na pewno zdążę się jeszcze zmęczyć;) Kiepski początek jednak się przedłuża i czuję, że pierwsze 10km jechałem fatalnie, później było już znacznie lepiej:) Przed pierwszym bufetem doganiam Hanię Wróblewską, rozmawiamy chwilę, dojeżdżamy do bufetu i widzę Kazika. Zadnim jednak go dogoniłem, zdążyłem przejechać kilkanaście km i zostawić za sobą Hanię - jest dobrze:) Jedziemy z Kazikiem, dołączamy się do grupki z Bogną Kordowicz i jedziemy większą grupą. Kilka km przed rozjazdem Kazik mi ucieka, Bogna również - nie staram się gonić, bo przede mną jeszcze jedna pętla. Na rozjeździe jestem sam - nic nowego :/ Przed wielką kałużą - jedyne miejsce na trasie z błotem - dogania mnie jeden gość. Paleta po której przechodziłem błoto suchą nogą na pierwszej pętli, leży gdzieś w krzakach - trzeba zamoczyć buty, błoto strasznie śmierdzi, do tego robi się chłodno w stopy. Jadę z 705. Dobre równe tempo, momentami mam ochotę jechać mocniej, ale są miejsca, gdzie uważam, żeby nie zgubić koła. Zaczynam głodnieć, wiem, że za chwilę będzie trzeci bufet - okazuje się, że poprowadzili nas inaczej i bufetu nie ma:( Kolejny za 20km, a ja głodny, bidon pusty. Siedzę na kole 705. Na bufecie zatrzymuję się, biorę 2 żele, powerade, 705 ucieka, ale jakby zwalnia i bez problemu doganiam. Pytam, który sektor - 4, czyli mam minutę straty. Plan jest taki, żeby urwać i odrobić tą minutę. Wychodzę na prowadzenie i nie oglądam się, jadę swoje, przy wyjeździe na asfalt 3km przed metą odwracam głowę i nie widzę 705, mimo to ostatnie szybkie 3km jadę na 100%. Wpadam na metę. Nie czuję zmęczenie, jedynie głów, pusty żołądek. Zmęczenie poczuję dopiero w domu. Wygrałem z 705 o półtorej minuty, nie mam jednak powodu do radości - jaka to sztuka objechać M5:D 


Ostatnia prosta
© ktone
Na mecie
© ktone
Trasa, tak jak można było się spodziewać - płaska, nudna, bardzo szybka, jedyna atrakcja to dwie piaszczyste górki. Moim zdaniem najsłabsza trasa Mazovii w tym roku. Na mecie jak zwykle siedzimy i gadamy. Zbieram się do samochodu, Damian już czeka. Magda czeka jeszcze na tombole, w której wygrała jakieś pierdoły. Strata do Pawła to około 20min - dużo. Mimo to jestem zadowolony, dobrze mi się jechało, bez kryzysów. Strata do Damiana to 30minut - to już inna klasa zawodnika;) Wynik beznadziejny - niby rating dobry, ale to pochodna nieobecności Rękawka;p Jasiu pojechał mega bardzo dobrze, umocnił swój drugi sektor. Magda niezadowolona, chociaż wynik dobry;)
Po maratonie koniecznie muszę zajrzeć do piasty i sterów.
Czas 4:05:56
Open: 49/60 M2: 15/15
Rating 80,4/80,4
Następny start już w sobotę w Rabce:)
Kategoria XTC, W towarzystwie, Teren, Imprezy / Wyścigi, 050-100
Spacer
Sobota, 4 września 2010 | dodano: 04.09.2010 | Rower:Giant XTC | temp 14.0˚
dst21.69/0.00km
w01:00h avg21.69kmh
vmax33.80kmh HR /
Spacerek po okolicy. Zamontowałem "nowestare" koło, wygrzebane z piwnicy, niegdyś zamontowane w Wheelerze. To tylko tymczasowo, póki nie znajdę środków na coś porządnego - mam nadzieję, że do tego momentu wytrzyma, waży pewnie grubo ponad kilogram:D
Przy okazji świetna informacja z Kanady - Maja odniosła zdecydowane zwycięstwo na Mistrzostwach Świata! Szkoda, że TVP w tym czasie transmitowała mecz naszych dzielnych piłkarzy..
Zachód
© ktone
Kategoria 000-050, XTC



