MTB Cross Maraton - Zagnańsk
Niedziela, 21 lipca 2013 | dodano: 24.07.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚
dst67.23/55.00km
w03:12h avg21.01kmh
vmax55.90kmh HR 163/187
W końcu udało się doprowadzić ściganta do pełnej sprawności po destrukcyjnym maratonie w Piwnicznej. Można jechać na kolejny wyścig. Trasa w Zagnańsku ma opinię najłatwiejszej w całym cyklu, ilość metrów do pokonania w pionie porównywalna do maratonu w Sandomierzu. Jak to określił Michała - taki maraton, na którym robi się punkty. Jechałem ten maraton dwa lata temu i nie przypadła mi do gustu trasa - było bardzo szybko, mało terenu, a że za mocny w jeździe na kole nie jestem, no to jadę do Zagnańska bez szczególnego entuzjazmu..
Dojazd z przygodami, jakieś trzy kwadranse spóźnienia, nie bylibyśmy sobą, gdyby było inaczej. Udało się jednak dotrzeć na miejsce - malowniczą wieś Samsonów - o w miarę przyzwoitej porze. Szybko wskakujemy w wypróbowane już w Piwnicznej nowe teamowe wdzianko, szykuję rower, bukłak, żele w kiszonki, okulary na noc i ruszam na rozgrzewkę... Za 20 minut ruszam an rozgrzewkę po raz drugi, a w międzyczasie walczę z zatartym łożyskiem w prawym pedale... Cały tydzień, każdego dnia, robiłem coś przy rowerze, a nie sprawdziłem, czy da się na nim jechać, tak to się kończy, kiedy ściganta używa się tylko na wyścigach. Pomogła w końcu solidna porcja WD40, oby.. Na rozgrzewkę nie zostało dużo czasu - zaledwie 3km i 9 minut.. Poznałem jednak początek trasy, co nie jest bez znaczenia, szczególnie, że ma być szybko.
W sektorze stoimy z Jarkiem, Arturem i ekipą z teamu: Pawłem, Michałem, Zdzichem i po raz pierwszy w tym roku w tym cyklu - Ulą. Są też znajomi z górskich maratonów. Kilka minut opóźnienia, buziak na powodzenia od Magdy i ruszamy. Początek spokojny, kawalkada nakręconych mtbowców grzecznie podąża za samochodem prowadzącym. Skręcamy z głównej szosy i mamy pierwszy podjazd. Szybko peleton się rozciąga, a każdy znajduje swoje miejsce. Trasa prowadzi inaczej niż przed dwoma laty - nie ma wąskiego podjazdu po trawie zaraz po starcie - rozsądnie:) Zamiast tego mamy szybkie szerokie szutry. Zaciskam zęby i trzymam koło zawodnika BSA, który jedzie mocnym, ale przede wszystkim mocnym tempem. Jest tez Artur, trochę z tyłu Paweł. Kilka pierwszych kilometrów naprawdę mocno, ale szybko skręcamy w teren. Zostawiam Artura, mijam też Zdzicha, który ma problemy na wąskiej błotnistej ścieżce. Teren jest cięższy, ale paradoksalnie łapię spokojny oddech, a przy okazji sporo wyprzedzam. Jest pierwszy zjazd, od razu z kamieniami, błotkiem, wąsko, trzeba szukać linii. Ktoś z przodu blokuje, ludzie zaczynają się zatrzymywać. Pisałem, że trzeba szukać optymalnej linii, albo walić środkiem po kamieniach, jakoś to będzie;) Mijam m.in. Ulę i Wojtka z Mybike. Strumyk i podjazd. Jest nieźle, noga się kręci, trasa póki co fajna, oby szutrów już do mety nie było;)
Szybko jednak na szutry wyjeżdżamy. Walczę o pozycje, ale kolejni zawodnicy mnie wyprzedzają i zrywają z koła, m.in. Artur. Jedziemy tak, raz lekko w górę, raz lekko w dół, po szutrach i miejscami asfalcie aż do 20 km, kiedy to trasa odbija gwałtownie w lewo - sporo osób jednak w tym miejscu przestrzeliło i nadrobiła dystans. Za gapiostwo się płaci, nadrobiłem więc kilka pozycji;) Zaczyna się nieco ciekawszy teren. Jest świetny wąski singielek trawersujący strome skarpy wąskiej dolinki, zjazdy i podjazdy po piachu, a do tego strumyki, których wszystko dookoła się boją.. Na jednym z nich z uwagi tylko na fakt, że nie bałem się zamoczyć opon, zyskałem 5 pozycji.. Ludzie ten rower służy do tego, żeby go pobrudzić;) Dochodzi mnie Paweł, fajnie pojedziemy razem:) Mijamy Piekielną bramę, szkoda, że jednak w drugą stronę, tj. pod górę, z rowerem pod pachą. Przed tym spotkaniem mija mnie Magda Sadłecka - imponuje równą, wysoką kadencją, o ile na równym podganiamy z towarzyszącymi zawodnikami, tak w trudniejszym terenie pokazuje klasę i zostawia nas. Mnie martwi jednak inna rzecz - od samego startu potrzebuję się zatrzymać - w końcu po krótkim podjeździe zjeżdżam w krzaki.. Ulga, mogę gonić. Po krótkim odcinku po płaskim znowu podjazd, teraz już dłuższy, ciekawszy, trochę kamieni, korzeni. Szybko dochodzę Pawła. Dalej szybkie zjazdy z głębokimi koleinami po bokach, które skutecznie mnie przyciągają. Na szczęście nie tracę dużo:)
Wyjeżdżamy na płaskie szutry, bufet, nie korzystam. Jesteśmy we czterech z Pawłem. Proponuję odpuścić, zjeść coś i razem gonić, ale jeden ze współtowarzyszy ucieka. Dosłownie chwilę później dochodzimy go i zostawiamy, nas z kolei dochodzi kolejnych dwóch zawodników. Po kilku kilometrach szutrów formuje się grupka czterech zawodników: my z Pawłem i dwóch zawodników w strojach Intercars. W chwilach, kiedy tracę dystans, Paweł zostaje i dociąga mnie do grupy. Kolarstwo to sport zespołowy jak się okazuje;) Wielkie dzięki! Dojeżdżamy w ten sposób przez mało wymagającą końcówkę pętli Fan do rozjazdu. Paweł jeszcze ze dwa razy zostaje i czeka na mnie, mało rozsądnie, ale doceniam! Za rozjazdem jest bufet - obaj z Pawłem decydujemy, że zatrzymujemy się po wodę. Dalej jedziemy znowu w grupie, po kilku minutach jednak odpadam, nie wytrzymuję tempa, a ciągłe dociąganie kosztuje mnie sporo sił. Dochodzi mnie zawodnik z niższej kategorii na fullu Speca. Paweł i jego grupka ciągle w zasięgu wzroku, próbuję dospawać, ale wjeżdżamy na krótki terenowy odcinek, z którego wyjeżdżam jako ostatni, dystans się momentalnie powiększa - odpuszczam. Młodszy zawodnik nie daje zmian, chcę go zerwać, ale tłumaczy się, że nie ma siły - ok, lepiej jechać z kimś. Wjeżdżamy w teren, trawiasty podjazd, nie ma dużo %, ale jest całkiem wymagający i stosunkowo długi. Paweł zniknął z zasięgu wzroku.. no to pozamiatane. Zjazdy szybkie,ale trzeba być ostrożnym, sporo ukrytych pod liśćmi kamieni, korzeni. Znowu szutry, orlik znowu na kole. Mam lekki kryzys - maraton jednak jest szybki, cały czas staram się jechać na 100%, nie ma chwili odpoczynku - rzut oka na licznik - jeszcze tylko niespełna 10km, ekspres.
Dojeżdżamy do świetnego podjazdu. Początek wąską ścieżką, trochę korzeni, znane ze zdjęć z objazdu drzewo z naturalną kładką, dalej sporo kamieni, miejscami naprawdę trzeba się nagimnastykować:) Super, takie smaczki sprawiają, że trasa zapada w pamięć:) Niestety na tym podjeździe minęło mnie dwóch zawodników, obaj co prawda po defekcie/zgubieniu trasy, ale jednak fakt ten potęguje wrażenie słabnącej mej osoby.. Zjazdy raczej ciekawe jak na dzisiejszą trasę, dość powiedzieć, że na jednym zakręcie prawie wypadłem w krzaki;) Wyjazd na szutry i dochodzi mnie Zdzisiek:) No to razem podgonimy. Na szybkich szutrach jedziemy na zmiany, jednak po mojej mocnej zmianie, zaczyna mi brakować sił. Ostatni szutrowy podjazd, mimo, że niezbyt długi - wygenerował sporą stratę do kolegi. Ostatnie szutrowe proste, wyjazd na asfalt, niesamowity był w tym miejscu doping strażaków krzyczących coś sił “goń kolegę!”. Na długiej asfaltowej prostej zbliżam się do Zdzicha, ale na ostatni terenowy odcinek przed metą wpadam ze sporą stratą. Meta.
Czas 3:12, krótko. Nie pamiętam kiedy jechałem tak krótki maraton ostatnio. Mimo to jestem kompletnie wypompowany - jazda na zmiany, trzymanie koła i walka na każdym krótkim podjeździe to spore wyzwanie dla organizmu. Dzisiaj musiałem uznać wyższość kolegów z teamu. Mimo to jestem zadowolony z jazdy, nie było źle. Trasa również na duży plus - było zdecydowanie ciekawiej niż się spodziewałem. Dobre wrażenie potęguje świetnie zlokalizowane miasteczko zawodów - na pozostałych znajomych czekaliśmy opalając się (mocno grzało!) na trawce niejako w objęciach ruin XIX-wiecznej huty. Zostajemy na dekorację: Magda 3 Open i 3 w K2, Jarek 5 w M5. Bardzo udany wyjazd, maraton szybki i krótki, ale taka wentylacja płuc jest bardziej niż ok na tydzień przed etapówką:)
1 Open / 1 M2 Marszałek Mariusz 2:34:41
39 Open / 16 M2 ktone 3:12:18
Rating 80.4/80.4
/2536608
Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Mbike, Teren, W towarzystwie, xt1
Sprinty po pracy
Piątek, 19 lipca 2013 | dodano: 24.07.2013 | Rower:Trek SLR | temp ˚
dst46.08/0.00km
w01:45h avg26.33kmh
vmax47.00kmh HR 126/159
Luźny trening w drodze z pracy do domu. Jedyny mocniejszy akcent to seria spirntów na koniec. Ścigant przed niedzielnym maratonem już prawie doprowadzony do stanu używalności. Beskidzkie błotko dokonało jednak sporego zniszczenia..
/2536608
Kategoria 000-050, Trek
Wieczorny luźny trening
Czwartek, 18 lipca 2013 | dodano: 22.07.2013 | Rower:Trek SLR | temp ˚
dst39.86/0.00km
w01:33h avg25.72kmh
vmax44.20kmh HR 124/176
Luźne kręcenie m.in. po Pętli Pęcickiej - niegdyś często przeze mnie odwiedzanej. Panuje tam jednak spory ruch, niebezpiecznie, brwinowskie asfalty są zdecydowanie przyjemniejsze:) Końcówka przy pięknym zachodzie słońce, bajeczne kolorki na niebie.
/2536608
Kategoria 000-050, Trek
Grupa motywuje..
Środa, 17 lipca 2013 | dodano: 22.07.2013 | Rower:Trek SLR | temp ˚
dst56.36/0.00km
w01:51h avg30.46kmh
vmax45.10kmh HR 144/178
Na dzisiaj w planach ciężki trening - tempówki na niskiej kadencji. Nie czułem się najlepiej, a na domiar złego wyszedłem z pracy nie do końca najedzony:( Zanim wyjechałem z Warszawy, wciągnąłem dwa banany - powinno pomóc. Pierwsza tempówka mocno, ale jakoś nie do końca mogłem się wkręcić. Skończyłem w Zaborówku. W przerwie zatrzymałem się na telefon. Minęło mnie dwóch gości - jeden na szosie i drugi siedzący mu na kole na MTB. No to ruszam, akurat zaczynam drugą tempówkę. Wystartowałem ze stratą na jakieś 300-400 metrów. Tętno już bez problemu wskoczyło na odpowiednie obroty, a nawet momentami było za mocno, dobra motywacja:) W Pogroszewie dogoniłem, dwie minuty na kole i wyszedłem na zmianę - urwałem. Nawrotka w Broniszach i do domu DK2. Świetny trening, w domu byłem totalnie wypompowany, ale zadowolony. Dobra motywacja to podstawa:)
/2536608
Kategoria Trek, 050-100
Trekiem po szutrach..
Wtorek, 16 lipca 2013 | dodano: 22.07.2013 | Rower:Trek SLR | temp ˚
dst43.82/0.00km
w01:45h avg25.04kmh
vmax55.10kmh HR 125/173
Trening w drodze z pracy do domu. Lekko poza złapaniem koła za tirem na DK2, głupie.. Trasę wydłużyłem o Pętlę Brwinowską, z tym, że w Biskupicach odbiłem na szutry i to był słaby pomysł.. W międzyczasie reanimuję rower po beskidzkim błotku, klocki wyglądają tak;)
Wieczorkiem podjechaliśmy z Magdą do nowootwartej przez Ewę i Piotra Naleśnikarni w Pruszkowie - polecam!
/2536608
Kategoria Trek, 000-050
Rozjazd w cywilu
Niedziela, 14 lipca 2013 | dodano: 22.07.2013 | Rower:Wheeler Pro29 | temp ˚
dst22.44/0.00km
w01:30h avg14.96kmh
vmax25.30kmh HR /
Dawno już nie jechałem w cywilnych ciuchach, bez kasku. Do tego wsiadłem na rower ojca - niegdyś mój Wheeler Pro 29. To PRO jest najlepsze;) Wieczorny rozjazd z Magdą, która miała jeszcze lepszy rower;)
/2536608
Kategoria Wheeler, W towarzystwie, 000-050
MTB Marathon - Piwniczna Zdrój
Sobota, 13 lipca 2013 | dodano: 22.07.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚
dst72.91/60.00km
w05:45h avg12.68kmh
vmax50.90kmh HR 156/181
Wyjazd jeszcze przed opuszczeniem Warszawy był dla mnie pechowy. O problemach kompatybilności korby Sram z zębatką Shimano XT pisałem wcześniej. W piątek Jarek odebrał mnie spod pracy i ruszyliśmy z nadzieją kupienia gdzieś po drodze koronki 32z bez wypustek. Musiałem też kupić dętkę, bo po wyjściu z biura w rowerze był kapeć.. Udało się - Deore M590 za 80pln, to może nie interes życia, ale jaki miałem wybór? Droga do Piwnicznej przejdzie chyba do historii - niespełna 400km w ponad 9h.
Rano budzą nas rozbijające się o parapet krople deszczu. Miło:) Chyba jako jedyny jestem dobrej myśli, choć momentami zaczyna mi się udzielać ogólny nastrój narzekania i sam mam ochotę wskoczyć po kołdrę.. Jakby było tego mało, na około półtorej godziny przed staretem okazuje się, że zakupiona zębatka nie pasuje.. Załamka, chcę odpuścić, ale na szczęście śpimy u ślusarza miłośnika, który ratuje mnie narzędziami i dosłownie w ostatniej chwili udaje mi się wylajtować zębatkę na tyle, że w końcu dokręcam ją do korby. Szybkie przebieranie, dylemat, jak się ubrać. Wskakuję w nowe ciuszki teamowe - wyglądają świetnie, najwyższa jakość i idealnie dopasowany krój. Zjeżdżam na linię startu - na szczęście w dół i blisko. W sektorze staję jednak bez jakiejkolwiek rozgrzewki, lekko kropi..
Start mocno w górę. Mimo, że droga jest wąska, to nie ma tłoku. Mija mnie kilku zdecydowanie lepszych zawodników, m.in. Kamil. Szybko stawka się ustawia w odpowiednim szyku. Jadę bardzo ciężko, zagrzewam się szybko i tracę pozycje. Nic dziwnego - brak rozgrzewki się kłania.. Zaczynam rozpoznawać trasę - przed startem miałem luki w pamięci z zeszłorocznej edycji. Zostawiam Pawła, lekko się rozruszałem i mogę podkręcić nieco tempo. Zaczyna mocniej padać, na płaskich odcinkach nie brakuje błota i wody. Lubię takie warunki:) Docieramy w końcu na Wielki Rogacz o niebanalnej wysokości ok. 1180 m npm. Pierwsze zjazdy w terenie - jest błotko i trochę kamieni. Zawodnicy przede mną sprowadzają - sam miałem z tym odcinkiem w zeszłym roku spory problem, a było przecież sucho. W zeszłym roku jednak zjeżdżałem fatalnie, dzisiaj czuję się dobrze:) Zjeżdżam i wyprzedzam ok. 10 osób. Zjazd jest krótki i znowu zasuwamy w górę. Przede sobą widzę Michalinę z Krossa - pewnie jakaś awaria, a może to czar nowego trykociku? Zapach farby działa lepiej niż kofeina w żelach vitarade;) Szybko jednak lycrę pokrywa warstwa błota i czar mija - Michalina na kolejnych zjazdach ucieka mi. Na zjazdach z Niemcowej do Rytra podzielnych jakby na dwa odcinku techniczne i łatwiejsze sekcje po łąkach i szutrach doganiam m.in. Ewelinę z Murapola i innych zawodników. Większość bez wyrzutów sumienia zostawiam w tyle. Zjeżdża mi się świetnie. Odpuszczam tylko jeden uskok, po tym, jak zawodników przede mną zalicza efektowną glebę.. Końcówka zjazdów po szutrach, płytach przez gospodarstwo wójta i końcówka pośród weselnych baloników zdobiących domostwo pary młodej - życzyłem szczęścia:)
Asfalty przez Rytro doliną Roztoki. Bufet i dalej w górę. Przede mną jeden z najdłuższych podjazdów w całym cyklu - wspinamy się na ponad 1200 m npm, ale kolei. Już na asfaltach w Rytrze widziałem za plecami m.in. Grześka C. i Ewelinę z Murapola. Podjazd jest długi i udało się w końcu zerwać grupę pościgową. Kilku zawodników dogoniłem, kilku mnie wyprzedziło. W końcu docieram na Przeł. Złobki. Mocno zawiało znad dowietrznego stoku, zrobiło się naprawdę zimno. Ciągle pada i zaczynam się zastanawiać, czy wystarczy sił na ponad 5 godzin ścigania się. Szlak pod Radziejową z szerokiej drogi zmienia się w wąskiego singla. Kawałek ostro pnie się w górę, ścieżka jest wąska, po kamieniach, korzeniach - szkoda, że nie jedziemy w drugą stronę:) Dalej jest kapitalny zjazd z bardzo śliskim błotem, dalej tzw beskidzką rąbanką:) Kawałeczek mnie pokonał - na początku najbardziej śliskiego odcinka podpórka i dwa metry na “hulajnodze”, dalej bez problemów. Dodatkowo motywowała mnie pogoń za dwójką zawodników. Po minięciu kolejnej przełęczy, ostra wspinaczka i kolejne super single. Naprawdę podoba mi się ta trasa. W końcu zaliczam Wielką Przechybę, mijam schronisko, rozjazd i kontynuuję walkę z coraz ciekawszym szlakiem. Za rozjazdem bardzo fajna wspinacza technicznym singlem z korzeniami i skalnymi uskokami - gonię dwóch zawodników, więc tętno jest wysokie i nie mam chwili nawet pomyśleć o marznięciu:) W końcu zaczynają się zjazdy. Aż do Przełęczy Przysłop nieźle trzęsie na kamieniach mniejszych i większych. Końcówka inaczej niz przed rokiem, zamiast szeroką drogą z kamieniami, wąskim stromym i bardzo śliskim singielkiem. Wyprzedzam mastersa z Eska i jeszcze dwóch zawodników, nieźle:) Pamiętam, że po tym zjeździe czeka mnie długi podjazd częściowo po wybrukowanej kamieniami drodze. Tutaj przydałby się full, lub chociaż 29er.. Wyprzedzeni wcześniej zawodnicy oczywiście powoli zaczynają mi uciekać, no cóż kondycyjnie jestem jednak od nich słabszy i mimo, że jadę mocno, to dystans się powiększa. Pora na zjazdy - tym razem niestety szybkie i bardzo szybkie. Momentalnie wychładzam się, stopy mokre i skostniałe. Momentami bryzgające spod kół błoto przeszkadza tak bardzo, że odruchowo zamykam oczy - to nie jest najlepszy pomysł. W końcu koniec zjazdu, nareszcie! Bufet. Łapię żel w płynie Maxima i gonię. Tablice nadleśnictwa - uświadamiam sobie, że jesteśmy w Pieninach, co zresztą widać, bo skały krajobraz się zmienił, a wapienne skały wyraźnie się odróżniają od beskidzkich piaskowców i łupków.
Kolejne podjazdy, szybkimi szutrówkami, choć momentami procentów przybywa i trzeba naprawdę mocno kręcić. Staram się nie zrzucać na młynek, boję się zaciągania łańcucha. W końcu trasa łączy się z pętlą mega - czyli przede mną długie zjazdy aż do Białej Wody. Cały czas dokręcam, żeby możliwie rozgrzać nogi, mimo to marznę niemiłosiernie. Na końcu zjazdu ledwo czuję stopy. Z poprzedniego roku pamiętam, że trasa czujnie odbija w lewo na dość stromy podjazd. Sporo osób przestrzeliło. Mijam Kasię - pyta o Bartka, niestety nie widziałem go dzisiaj oprócz startu. Dopiero kilka chwil później pomyślałem, że mogłem zapytać o Magdę. Podjazd po błocie, dalej aż do rezerwatu Biała woda sporo błota, trochę kamieni, góra dół i asfalt. Fajny odcinek. Przypomniał mi się maraton w Zabierzowie - subiektywnie mój najlepszy maraton w życiu:) Dzisiaj też czuję się dobrze. Przejazd przez rezerwat, podobnie jak przed rokiem, wywołuje świetne wrażenie - miejsce jest niezwykle urokliwe. Mijam sporo megowców. Zastanawiam się, czy Magda jeszcze przede mną. W ostatnich startach rywalizowała z Kasią i pytanie, czy Kasia jest dzisiaj lepsza, czy Magdą tak sporo jej odskoczyła. Po drodze krótki postój w krzakach - nie wytrzymałem. Dwóch megowców, których mijam chwilę wcześniej zagadują z humorem. Odpowiadam, żeby łapali koło;)
W końcu zaczynam wspinaczkę na ostatnie pasmo przed metą - trawiasty podjazd. Przed rokiem było ciężko, teraz jest bardzo ciężko. Deszcz, trawa, miękko, nie pomaga wiatr w plecy. Na początku walczę, ale jadę tak samo wolno jak inni zawodnicy pchający rowery, w końcu odpuszczam. Jedna zawodniczka przed nami wytrwale wykręca cały podjazd - szacunek! Widzę przed sobą Jurka - jest motywacja na końcówkę. Zaraz po wjechaniu w las, trochę więcej kamieni, dochodzę Jurka - marudzi na odcięcie. No w takich warunkach to może złapać każdego. Ja jednak czuję jeszcze moc i gonię zawodnika, z którym tnę się od połowy dystansu. Ostatnie kilometry są raczej płaskie, prowadzą krętym singlem, ale jest dużo błota i śliskich korzeni. Dochodzimy jeszcze jednego zawodnika na 29erze. Wyżej wspomniany po zorientowaniu się, że go dogoniłem, nagle odzyskał siły - rywalizacja motywuje:) Aż do ostatniego zjazdu ścigamy się praktycznie na 100%. Po drodze niestety popełniam kilka błędów ze zmęczenia, ale nie jest najgorzej. Odpuszczam jednak na zjeździe z Przeł. Gromadzkiej po trawie - tylne klocki przestały działać, a charakterystyczny dźwięk dowodzi dobrania się do stalowej płytki. Ostatni odcinek w lesie - przed startem obiecałem sobie, że zaatakuję ostatni techniczny zjazd - niestety w tym roku aż do asfaltu zjeżdżamy szeroką drogą. Może to i dobrze, bo z działającym tylko przednim hamulcem mogłoby się to skończyć różnie;) Do asfaltu prowadzi ostry odcinek po śliskim żwirku, ręce bolą od zaciskania klamki. Ostatni podjazd asfaltem do mety, na ostatnich 50 metrach mocno dopinguje mnie Michał, koniec!
Było ciężko, bardzo ciężko. Szybko jem makaron, Michał myje mi rower (dzięki!), chwilę grzeję się przy ognisku. Czekam na Magdę, bo okazało się, że jeszcze nie dojechała. Szybko jednak zmarzłem do tego stopnia, że postanawiam zwijać się do kwatery - na szczęście mamy blisko. Tak na chłodno muszę przyznać, że to był jeden z najcięższych maratonów jakie jechałem. Tak się jednak składa, że lubię ciężko maratony, trudne i niesprzyjające warunki. Oczywiście błoto, deszcze i niska temperatura przeszkadzały, ale gdyby tylko było jakieś 4 stopnie cieplej - bez ogródek powiedziałbym, że warunki były idealne;)
Paweł jednak się wycofał. Magda dojechała do mety jakiś kwadrans po mnie, dosłownie chwilę po tym, jak zebrałem się z miasteczka. Zaliczyła dwie gleby i lekko poobijana doturlała się do mety. Jarek wykręcił drugie miejsce w M5.Dla wszystkich startujących szacunek - lekko nie było! Po zeszłorocznej edycji trasa w Piwnicznej nie przypadła mi do gustu - w tym roku sytuacja odwróciła się o 180%, bardzo mi się podobało:)
1 Open / 1 M3 Bogdan Czarnota 4:06:00
2 Open / 1 M2 Bartek Janowski 4:13:08
44 Open / 14 M2 ktone 5:45:58
Rating 71.1/73.2
Niestety z planów zdobycia dni następnego Kralovej Holy nici - wszystko mokre, rowery w strzępach (dosłownie) - podjęliśmy decyzję o powrocie do domu jeszcze w sobotę. Szkoda. Piwniczna jednak urzekła mnie i chciałbym tu jeszcze wrócić!
/2536608
Kategoria xt1, W towarzystwie, Teren, Mbike, Imprezy / Wyścigi, Góry, 050-100
Kapitulacja..
Czwartek, 11 lipca 2013 | dodano: 15.07.2013 | Rower:Trek SLR | temp ˚
dst25.70/0.00km
w00:59h avg26.14kmh
vmax57.70kmh HR 135/182
Luźna jazda do domu zamiast mocnego treningu z interwałami w 5 strefie. Jedyna szansa na dojście do siebie, to po prostu odpoczynek. Oby pomogło..
Zamówiony po weekendzie blat doszedł, niestety okazało się, że korby Sram nie akceptują "nowoczesnych" zębatek shimano.. jestem w kropce, bo jutro wyjazd :( Udało się natomiast odebrać przeplecione koło:)
/2536608
Kategoria 000-050, Trek
Praca
Czwartek, 11 lipca 2013 | dodano: 15.07.2013 | Rower:Trek SLR | temp ˚
dst6.99/0.00km
w00:20h avg20.97kmh
vmax28.70kmh HR /
/2536608
Kategoria 000-050, Trek
Jaki trening..
Środa, 10 lipca 2013 | dodano: 15.07.2013 | Rower:Trek SLR | temp ˚
dst40.89/0.00km
w01:32h avg26.67kmh
vmax37.40kmh HR 131/
..taki kofibrejk i tyle w temacie. Czuję się nadal bardzo słabo. Zaczynam się zastanawiać nad sensem jechania do Piwnicznej, szczególnie, że prognozy pogody są słabe :(
/2536608
Kategoria 000-050, Trek