MTB Cross Maraton - Zagnańsk
Niedziela, 21 lipca 2013 | dodano: 24.07.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚
dst67.23/55.00km
w03:12h avg21.01kmh
vmax55.90kmh HR 163/187
W końcu udało się doprowadzić ściganta do pełnej sprawności po destrukcyjnym maratonie w Piwnicznej. Można jechać na kolejny wyścig. Trasa w Zagnańsku ma opinię najłatwiejszej w całym cyklu, ilość metrów do pokonania w pionie porównywalna do maratonu w Sandomierzu. Jak to określił Michała - taki maraton, na którym robi się punkty. Jechałem ten maraton dwa lata temu i nie przypadła mi do gustu trasa - było bardzo szybko, mało terenu, a że za mocny w jeździe na kole nie jestem, no to jadę do Zagnańska bez szczególnego entuzjazmu..
Dojazd z przygodami, jakieś trzy kwadranse spóźnienia, nie bylibyśmy sobą, gdyby było inaczej. Udało się jednak dotrzeć na miejsce - malowniczą wieś Samsonów - o w miarę przyzwoitej porze. Szybko wskakujemy w wypróbowane już w Piwnicznej nowe teamowe wdzianko, szykuję rower, bukłak, żele w kiszonki, okulary na noc i ruszam na rozgrzewkę... Za 20 minut ruszam an rozgrzewkę po raz drugi, a w międzyczasie walczę z zatartym łożyskiem w prawym pedale... Cały tydzień, każdego dnia, robiłem coś przy rowerze, a nie sprawdziłem, czy da się na nim jechać, tak to się kończy, kiedy ściganta używa się tylko na wyścigach. Pomogła w końcu solidna porcja WD40, oby.. Na rozgrzewkę nie zostało dużo czasu - zaledwie 3km i 9 minut.. Poznałem jednak początek trasy, co nie jest bez znaczenia, szczególnie, że ma być szybko.
W sektorze stoimy z Jarkiem, Arturem i ekipą z teamu: Pawłem, Michałem, Zdzichem i po raz pierwszy w tym roku w tym cyklu - Ulą. Są też znajomi z górskich maratonów. Kilka minut opóźnienia, buziak na powodzenia od Magdy i ruszamy. Początek spokojny, kawalkada nakręconych mtbowców grzecznie podąża za samochodem prowadzącym. Skręcamy z głównej szosy i mamy pierwszy podjazd. Szybko peleton się rozciąga, a każdy znajduje swoje miejsce. Trasa prowadzi inaczej niż przed dwoma laty - nie ma wąskiego podjazdu po trawie zaraz po starcie - rozsądnie:) Zamiast tego mamy szybkie szerokie szutry. Zaciskam zęby i trzymam koło zawodnika BSA, który jedzie mocnym, ale przede wszystkim mocnym tempem. Jest tez Artur, trochę z tyłu Paweł. Kilka pierwszych kilometrów naprawdę mocno, ale szybko skręcamy w teren. Zostawiam Artura, mijam też Zdzicha, który ma problemy na wąskiej błotnistej ścieżce. Teren jest cięższy, ale paradoksalnie łapię spokojny oddech, a przy okazji sporo wyprzedzam. Jest pierwszy zjazd, od razu z kamieniami, błotkiem, wąsko, trzeba szukać linii. Ktoś z przodu blokuje, ludzie zaczynają się zatrzymywać. Pisałem, że trzeba szukać optymalnej linii, albo walić środkiem po kamieniach, jakoś to będzie;) Mijam m.in. Ulę i Wojtka z Mybike. Strumyk i podjazd. Jest nieźle, noga się kręci, trasa póki co fajna, oby szutrów już do mety nie było;)
Szybko jednak na szutry wyjeżdżamy. Walczę o pozycje, ale kolejni zawodnicy mnie wyprzedzają i zrywają z koła, m.in. Artur. Jedziemy tak, raz lekko w górę, raz lekko w dół, po szutrach i miejscami asfalcie aż do 20 km, kiedy to trasa odbija gwałtownie w lewo - sporo osób jednak w tym miejscu przestrzeliło i nadrobiła dystans. Za gapiostwo się płaci, nadrobiłem więc kilka pozycji;) Zaczyna się nieco ciekawszy teren. Jest świetny wąski singielek trawersujący strome skarpy wąskiej dolinki, zjazdy i podjazdy po piachu, a do tego strumyki, których wszystko dookoła się boją.. Na jednym z nich z uwagi tylko na fakt, że nie bałem się zamoczyć opon, zyskałem 5 pozycji.. Ludzie ten rower służy do tego, żeby go pobrudzić;) Dochodzi mnie Paweł, fajnie pojedziemy razem:) Mijamy Piekielną bramę, szkoda, że jednak w drugą stronę, tj. pod górę, z rowerem pod pachą. Przed tym spotkaniem mija mnie Magda Sadłecka - imponuje równą, wysoką kadencją, o ile na równym podganiamy z towarzyszącymi zawodnikami, tak w trudniejszym terenie pokazuje klasę i zostawia nas. Mnie martwi jednak inna rzecz - od samego startu potrzebuję się zatrzymać - w końcu po krótkim podjeździe zjeżdżam w krzaki.. Ulga, mogę gonić. Po krótkim odcinku po płaskim znowu podjazd, teraz już dłuższy, ciekawszy, trochę kamieni, korzeni. Szybko dochodzę Pawła. Dalej szybkie zjazdy z głębokimi koleinami po bokach, które skutecznie mnie przyciągają. Na szczęście nie tracę dużo:)
Wyjeżdżamy na płaskie szutry, bufet, nie korzystam. Jesteśmy we czterech z Pawłem. Proponuję odpuścić, zjeść coś i razem gonić, ale jeden ze współtowarzyszy ucieka. Dosłownie chwilę później dochodzimy go i zostawiamy, nas z kolei dochodzi kolejnych dwóch zawodników. Po kilku kilometrach szutrów formuje się grupka czterech zawodników: my z Pawłem i dwóch zawodników w strojach Intercars. W chwilach, kiedy tracę dystans, Paweł zostaje i dociąga mnie do grupy. Kolarstwo to sport zespołowy jak się okazuje;) Wielkie dzięki! Dojeżdżamy w ten sposób przez mało wymagającą końcówkę pętli Fan do rozjazdu. Paweł jeszcze ze dwa razy zostaje i czeka na mnie, mało rozsądnie, ale doceniam! Za rozjazdem jest bufet - obaj z Pawłem decydujemy, że zatrzymujemy się po wodę. Dalej jedziemy znowu w grupie, po kilku minutach jednak odpadam, nie wytrzymuję tempa, a ciągłe dociąganie kosztuje mnie sporo sił. Dochodzi mnie zawodnik z niższej kategorii na fullu Speca. Paweł i jego grupka ciągle w zasięgu wzroku, próbuję dospawać, ale wjeżdżamy na krótki terenowy odcinek, z którego wyjeżdżam jako ostatni, dystans się momentalnie powiększa - odpuszczam. Młodszy zawodnik nie daje zmian, chcę go zerwać, ale tłumaczy się, że nie ma siły - ok, lepiej jechać z kimś. Wjeżdżamy w teren, trawiasty podjazd, nie ma dużo %, ale jest całkiem wymagający i stosunkowo długi. Paweł zniknął z zasięgu wzroku.. no to pozamiatane. Zjazdy szybkie,ale trzeba być ostrożnym, sporo ukrytych pod liśćmi kamieni, korzeni. Znowu szutry, orlik znowu na kole. Mam lekki kryzys - maraton jednak jest szybki, cały czas staram się jechać na 100%, nie ma chwili odpoczynku - rzut oka na licznik - jeszcze tylko niespełna 10km, ekspres.
Dojeżdżamy do świetnego podjazdu. Początek wąską ścieżką, trochę korzeni, znane ze zdjęć z objazdu drzewo z naturalną kładką, dalej sporo kamieni, miejscami naprawdę trzeba się nagimnastykować:) Super, takie smaczki sprawiają, że trasa zapada w pamięć:) Niestety na tym podjeździe minęło mnie dwóch zawodników, obaj co prawda po defekcie/zgubieniu trasy, ale jednak fakt ten potęguje wrażenie słabnącej mej osoby.. Zjazdy raczej ciekawe jak na dzisiejszą trasę, dość powiedzieć, że na jednym zakręcie prawie wypadłem w krzaki;) Wyjazd na szutry i dochodzi mnie Zdzisiek:) No to razem podgonimy. Na szybkich szutrach jedziemy na zmiany, jednak po mojej mocnej zmianie, zaczyna mi brakować sił. Ostatni szutrowy podjazd, mimo, że niezbyt długi - wygenerował sporą stratę do kolegi. Ostatnie szutrowe proste, wyjazd na asfalt, niesamowity był w tym miejscu doping strażaków krzyczących coś sił “goń kolegę!”. Na długiej asfaltowej prostej zbliżam się do Zdzicha, ale na ostatni terenowy odcinek przed metą wpadam ze sporą stratą. Meta.
Czas 3:12, krótko. Nie pamiętam kiedy jechałem tak krótki maraton ostatnio. Mimo to jestem kompletnie wypompowany - jazda na zmiany, trzymanie koła i walka na każdym krótkim podjeździe to spore wyzwanie dla organizmu. Dzisiaj musiałem uznać wyższość kolegów z teamu. Mimo to jestem zadowolony z jazdy, nie było źle. Trasa również na duży plus - było zdecydowanie ciekawiej niż się spodziewałem. Dobre wrażenie potęguje świetnie zlokalizowane miasteczko zawodów - na pozostałych znajomych czekaliśmy opalając się (mocno grzało!) na trawce niejako w objęciach ruin XIX-wiecznej huty. Zostajemy na dekorację: Magda 3 Open i 3 w K2, Jarek 5 w M5. Bardzo udany wyjazd, maraton szybki i krótki, ale taka wentylacja płuc jest bardziej niż ok na tydzień przed etapówką:)
1 Open / 1 M2 Marszałek Mariusz 2:34:41
39 Open / 16 M2 ktone 3:12:18
Rating 80.4/80.4
/2536608
Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Mbike, Teren, W towarzystwie, xt1