Mbike
Dystans całkowity: | 6188.32 km (w terenie 3695.00 km; 59.71%) |
Czas w ruchu: | 385:39 |
Średnia prędkość: | 15.66 km/h |
Maksymalna prędkość: | 73.90 km/h |
Suma podjazdów: | 61675 m |
Maks. tętno maksymalne: | 205 (103 %) |
Maks. tętno średnie: | 170 (85 %) |
Suma kalorii: | 115318 kcal |
Liczba aktywności: | 132 |
Średnio na aktywność: | 46.88 km i 3h 03m |
Więcej statystyk |
MTB Cross Maraton - Zagnańsk
Niedziela, 21 lipca 2013 | dodano: 24.07.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚
dst67.23/55.00km
w03:12h avg21.01kmh
vmax55.90kmh HR 163/187
W końcu udało się doprowadzić ściganta do pełnej sprawności po destrukcyjnym maratonie w Piwnicznej. Można jechać na kolejny wyścig. Trasa w Zagnańsku ma opinię najłatwiejszej w całym cyklu, ilość metrów do pokonania w pionie porównywalna do maratonu w Sandomierzu. Jak to określił Michała - taki maraton, na którym robi się punkty. Jechałem ten maraton dwa lata temu i nie przypadła mi do gustu trasa - było bardzo szybko, mało terenu, a że za mocny w jeździe na kole nie jestem, no to jadę do Zagnańska bez szczególnego entuzjazmu..
Dojazd z przygodami, jakieś trzy kwadranse spóźnienia, nie bylibyśmy sobą, gdyby było inaczej. Udało się jednak dotrzeć na miejsce - malowniczą wieś Samsonów - o w miarę przyzwoitej porze. Szybko wskakujemy w wypróbowane już w Piwnicznej nowe teamowe wdzianko, szykuję rower, bukłak, żele w kiszonki, okulary na noc i ruszam na rozgrzewkę... Za 20 minut ruszam an rozgrzewkę po raz drugi, a w międzyczasie walczę z zatartym łożyskiem w prawym pedale... Cały tydzień, każdego dnia, robiłem coś przy rowerze, a nie sprawdziłem, czy da się na nim jechać, tak to się kończy, kiedy ściganta używa się tylko na wyścigach. Pomogła w końcu solidna porcja WD40, oby.. Na rozgrzewkę nie zostało dużo czasu - zaledwie 3km i 9 minut.. Poznałem jednak początek trasy, co nie jest bez znaczenia, szczególnie, że ma być szybko.
W sektorze stoimy z Jarkiem, Arturem i ekipą z teamu: Pawłem, Michałem, Zdzichem i po raz pierwszy w tym roku w tym cyklu - Ulą. Są też znajomi z górskich maratonów. Kilka minut opóźnienia, buziak na powodzenia od Magdy i ruszamy. Początek spokojny, kawalkada nakręconych mtbowców grzecznie podąża za samochodem prowadzącym. Skręcamy z głównej szosy i mamy pierwszy podjazd. Szybko peleton się rozciąga, a każdy znajduje swoje miejsce. Trasa prowadzi inaczej niż przed dwoma laty - nie ma wąskiego podjazdu po trawie zaraz po starcie - rozsądnie:) Zamiast tego mamy szybkie szerokie szutry. Zaciskam zęby i trzymam koło zawodnika BSA, który jedzie mocnym, ale przede wszystkim mocnym tempem. Jest tez Artur, trochę z tyłu Paweł. Kilka pierwszych kilometrów naprawdę mocno, ale szybko skręcamy w teren. Zostawiam Artura, mijam też Zdzicha, który ma problemy na wąskiej błotnistej ścieżce. Teren jest cięższy, ale paradoksalnie łapię spokojny oddech, a przy okazji sporo wyprzedzam. Jest pierwszy zjazd, od razu z kamieniami, błotkiem, wąsko, trzeba szukać linii. Ktoś z przodu blokuje, ludzie zaczynają się zatrzymywać. Pisałem, że trzeba szukać optymalnej linii, albo walić środkiem po kamieniach, jakoś to będzie;) Mijam m.in. Ulę i Wojtka z Mybike. Strumyk i podjazd. Jest nieźle, noga się kręci, trasa póki co fajna, oby szutrów już do mety nie było;)
Szybko jednak na szutry wyjeżdżamy. Walczę o pozycje, ale kolejni zawodnicy mnie wyprzedzają i zrywają z koła, m.in. Artur. Jedziemy tak, raz lekko w górę, raz lekko w dół, po szutrach i miejscami asfalcie aż do 20 km, kiedy to trasa odbija gwałtownie w lewo - sporo osób jednak w tym miejscu przestrzeliło i nadrobiła dystans. Za gapiostwo się płaci, nadrobiłem więc kilka pozycji;) Zaczyna się nieco ciekawszy teren. Jest świetny wąski singielek trawersujący strome skarpy wąskiej dolinki, zjazdy i podjazdy po piachu, a do tego strumyki, których wszystko dookoła się boją.. Na jednym z nich z uwagi tylko na fakt, że nie bałem się zamoczyć opon, zyskałem 5 pozycji.. Ludzie ten rower służy do tego, żeby go pobrudzić;) Dochodzi mnie Paweł, fajnie pojedziemy razem:) Mijamy Piekielną bramę, szkoda, że jednak w drugą stronę, tj. pod górę, z rowerem pod pachą. Przed tym spotkaniem mija mnie Magda Sadłecka - imponuje równą, wysoką kadencją, o ile na równym podganiamy z towarzyszącymi zawodnikami, tak w trudniejszym terenie pokazuje klasę i zostawia nas. Mnie martwi jednak inna rzecz - od samego startu potrzebuję się zatrzymać - w końcu po krótkim podjeździe zjeżdżam w krzaki.. Ulga, mogę gonić. Po krótkim odcinku po płaskim znowu podjazd, teraz już dłuższy, ciekawszy, trochę kamieni, korzeni. Szybko dochodzę Pawła. Dalej szybkie zjazdy z głębokimi koleinami po bokach, które skutecznie mnie przyciągają. Na szczęście nie tracę dużo:)
Wyjeżdżamy na płaskie szutry, bufet, nie korzystam. Jesteśmy we czterech z Pawłem. Proponuję odpuścić, zjeść coś i razem gonić, ale jeden ze współtowarzyszy ucieka. Dosłownie chwilę później dochodzimy go i zostawiamy, nas z kolei dochodzi kolejnych dwóch zawodników. Po kilku kilometrach szutrów formuje się grupka czterech zawodników: my z Pawłem i dwóch zawodników w strojach Intercars. W chwilach, kiedy tracę dystans, Paweł zostaje i dociąga mnie do grupy. Kolarstwo to sport zespołowy jak się okazuje;) Wielkie dzięki! Dojeżdżamy w ten sposób przez mało wymagającą końcówkę pętli Fan do rozjazdu. Paweł jeszcze ze dwa razy zostaje i czeka na mnie, mało rozsądnie, ale doceniam! Za rozjazdem jest bufet - obaj z Pawłem decydujemy, że zatrzymujemy się po wodę. Dalej jedziemy znowu w grupie, po kilku minutach jednak odpadam, nie wytrzymuję tempa, a ciągłe dociąganie kosztuje mnie sporo sił. Dochodzi mnie zawodnik z niższej kategorii na fullu Speca. Paweł i jego grupka ciągle w zasięgu wzroku, próbuję dospawać, ale wjeżdżamy na krótki terenowy odcinek, z którego wyjeżdżam jako ostatni, dystans się momentalnie powiększa - odpuszczam. Młodszy zawodnik nie daje zmian, chcę go zerwać, ale tłumaczy się, że nie ma siły - ok, lepiej jechać z kimś. Wjeżdżamy w teren, trawiasty podjazd, nie ma dużo %, ale jest całkiem wymagający i stosunkowo długi. Paweł zniknął z zasięgu wzroku.. no to pozamiatane. Zjazdy szybkie,ale trzeba być ostrożnym, sporo ukrytych pod liśćmi kamieni, korzeni. Znowu szutry, orlik znowu na kole. Mam lekki kryzys - maraton jednak jest szybki, cały czas staram się jechać na 100%, nie ma chwili odpoczynku - rzut oka na licznik - jeszcze tylko niespełna 10km, ekspres.
Dojeżdżamy do świetnego podjazdu. Początek wąską ścieżką, trochę korzeni, znane ze zdjęć z objazdu drzewo z naturalną kładką, dalej sporo kamieni, miejscami naprawdę trzeba się nagimnastykować:) Super, takie smaczki sprawiają, że trasa zapada w pamięć:) Niestety na tym podjeździe minęło mnie dwóch zawodników, obaj co prawda po defekcie/zgubieniu trasy, ale jednak fakt ten potęguje wrażenie słabnącej mej osoby.. Zjazdy raczej ciekawe jak na dzisiejszą trasę, dość powiedzieć, że na jednym zakręcie prawie wypadłem w krzaki;) Wyjazd na szutry i dochodzi mnie Zdzisiek:) No to razem podgonimy. Na szybkich szutrach jedziemy na zmiany, jednak po mojej mocnej zmianie, zaczyna mi brakować sił. Ostatni szutrowy podjazd, mimo, że niezbyt długi - wygenerował sporą stratę do kolegi. Ostatnie szutrowe proste, wyjazd na asfalt, niesamowity był w tym miejscu doping strażaków krzyczących coś sił “goń kolegę!”. Na długiej asfaltowej prostej zbliżam się do Zdzicha, ale na ostatni terenowy odcinek przed metą wpadam ze sporą stratą. Meta.
Czas 3:12, krótko. Nie pamiętam kiedy jechałem tak krótki maraton ostatnio. Mimo to jestem kompletnie wypompowany - jazda na zmiany, trzymanie koła i walka na każdym krótkim podjeździe to spore wyzwanie dla organizmu. Dzisiaj musiałem uznać wyższość kolegów z teamu. Mimo to jestem zadowolony z jazdy, nie było źle. Trasa również na duży plus - było zdecydowanie ciekawiej niż się spodziewałem. Dobre wrażenie potęguje świetnie zlokalizowane miasteczko zawodów - na pozostałych znajomych czekaliśmy opalając się (mocno grzało!) na trawce niejako w objęciach ruin XIX-wiecznej huty. Zostajemy na dekorację: Magda 3 Open i 3 w K2, Jarek 5 w M5. Bardzo udany wyjazd, maraton szybki i krótki, ale taka wentylacja płuc jest bardziej niż ok na tydzień przed etapówką:)
1 Open / 1 M2 Marszałek Mariusz 2:34:41
39 Open / 16 M2 ktone 3:12:18
Rating 80.4/80.4
/2536608
Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Mbike, Teren, W towarzystwie, xt1
MTB Cross Maraton - Zagnańsk rozgrzewka
Niedziela, 21 lipca 2013 | dodano: 24.07.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚
dst3.06/0.00km
w00:09h avg20.40kmh
vmax0.00kmh HR /
/2536608
Kategoria Mbike, xt1
MTB Marathon - Piwniczna Zdrój
Sobota, 13 lipca 2013 | dodano: 22.07.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚
dst72.91/60.00km
w05:45h avg12.68kmh
vmax50.90kmh HR 156/181
Wyjazd jeszcze przed opuszczeniem Warszawy był dla mnie pechowy. O problemach kompatybilności korby Sram z zębatką Shimano XT pisałem wcześniej. W piątek Jarek odebrał mnie spod pracy i ruszyliśmy z nadzieją kupienia gdzieś po drodze koronki 32z bez wypustek. Musiałem też kupić dętkę, bo po wyjściu z biura w rowerze był kapeć.. Udało się - Deore M590 za 80pln, to może nie interes życia, ale jaki miałem wybór? Droga do Piwnicznej przejdzie chyba do historii - niespełna 400km w ponad 9h.
Rano budzą nas rozbijające się o parapet krople deszczu. Miło:) Chyba jako jedyny jestem dobrej myśli, choć momentami zaczyna mi się udzielać ogólny nastrój narzekania i sam mam ochotę wskoczyć po kołdrę.. Jakby było tego mało, na około półtorej godziny przed staretem okazuje się, że zakupiona zębatka nie pasuje.. Załamka, chcę odpuścić, ale na szczęście śpimy u ślusarza miłośnika, który ratuje mnie narzędziami i dosłownie w ostatniej chwili udaje mi się wylajtować zębatkę na tyle, że w końcu dokręcam ją do korby. Szybkie przebieranie, dylemat, jak się ubrać. Wskakuję w nowe ciuszki teamowe - wyglądają świetnie, najwyższa jakość i idealnie dopasowany krój. Zjeżdżam na linię startu - na szczęście w dół i blisko. W sektorze staję jednak bez jakiejkolwiek rozgrzewki, lekko kropi..
Start mocno w górę. Mimo, że droga jest wąska, to nie ma tłoku. Mija mnie kilku zdecydowanie lepszych zawodników, m.in. Kamil. Szybko stawka się ustawia w odpowiednim szyku. Jadę bardzo ciężko, zagrzewam się szybko i tracę pozycje. Nic dziwnego - brak rozgrzewki się kłania.. Zaczynam rozpoznawać trasę - przed startem miałem luki w pamięci z zeszłorocznej edycji. Zostawiam Pawła, lekko się rozruszałem i mogę podkręcić nieco tempo. Zaczyna mocniej padać, na płaskich odcinkach nie brakuje błota i wody. Lubię takie warunki:) Docieramy w końcu na Wielki Rogacz o niebanalnej wysokości ok. 1180 m npm. Pierwsze zjazdy w terenie - jest błotko i trochę kamieni. Zawodnicy przede mną sprowadzają - sam miałem z tym odcinkiem w zeszłym roku spory problem, a było przecież sucho. W zeszłym roku jednak zjeżdżałem fatalnie, dzisiaj czuję się dobrze:) Zjeżdżam i wyprzedzam ok. 10 osób. Zjazd jest krótki i znowu zasuwamy w górę. Przede sobą widzę Michalinę z Krossa - pewnie jakaś awaria, a może to czar nowego trykociku? Zapach farby działa lepiej niż kofeina w żelach vitarade;) Szybko jednak lycrę pokrywa warstwa błota i czar mija - Michalina na kolejnych zjazdach ucieka mi. Na zjazdach z Niemcowej do Rytra podzielnych jakby na dwa odcinku techniczne i łatwiejsze sekcje po łąkach i szutrach doganiam m.in. Ewelinę z Murapola i innych zawodników. Większość bez wyrzutów sumienia zostawiam w tyle. Zjeżdża mi się świetnie. Odpuszczam tylko jeden uskok, po tym, jak zawodników przede mną zalicza efektowną glebę.. Końcówka zjazdów po szutrach, płytach przez gospodarstwo wójta i końcówka pośród weselnych baloników zdobiących domostwo pary młodej - życzyłem szczęścia:)
Asfalty przez Rytro doliną Roztoki. Bufet i dalej w górę. Przede mną jeden z najdłuższych podjazdów w całym cyklu - wspinamy się na ponad 1200 m npm, ale kolei. Już na asfaltach w Rytrze widziałem za plecami m.in. Grześka C. i Ewelinę z Murapola. Podjazd jest długi i udało się w końcu zerwać grupę pościgową. Kilku zawodników dogoniłem, kilku mnie wyprzedziło. W końcu docieram na Przeł. Złobki. Mocno zawiało znad dowietrznego stoku, zrobiło się naprawdę zimno. Ciągle pada i zaczynam się zastanawiać, czy wystarczy sił na ponad 5 godzin ścigania się. Szlak pod Radziejową z szerokiej drogi zmienia się w wąskiego singla. Kawałek ostro pnie się w górę, ścieżka jest wąska, po kamieniach, korzeniach - szkoda, że nie jedziemy w drugą stronę:) Dalej jest kapitalny zjazd z bardzo śliskim błotem, dalej tzw beskidzką rąbanką:) Kawałeczek mnie pokonał - na początku najbardziej śliskiego odcinka podpórka i dwa metry na “hulajnodze”, dalej bez problemów. Dodatkowo motywowała mnie pogoń za dwójką zawodników. Po minięciu kolejnej przełęczy, ostra wspinaczka i kolejne super single. Naprawdę podoba mi się ta trasa. W końcu zaliczam Wielką Przechybę, mijam schronisko, rozjazd i kontynuuję walkę z coraz ciekawszym szlakiem. Za rozjazdem bardzo fajna wspinacza technicznym singlem z korzeniami i skalnymi uskokami - gonię dwóch zawodników, więc tętno jest wysokie i nie mam chwili nawet pomyśleć o marznięciu:) W końcu zaczynają się zjazdy. Aż do Przełęczy Przysłop nieźle trzęsie na kamieniach mniejszych i większych. Końcówka inaczej niz przed rokiem, zamiast szeroką drogą z kamieniami, wąskim stromym i bardzo śliskim singielkiem. Wyprzedzam mastersa z Eska i jeszcze dwóch zawodników, nieźle:) Pamiętam, że po tym zjeździe czeka mnie długi podjazd częściowo po wybrukowanej kamieniami drodze. Tutaj przydałby się full, lub chociaż 29er.. Wyprzedzeni wcześniej zawodnicy oczywiście powoli zaczynają mi uciekać, no cóż kondycyjnie jestem jednak od nich słabszy i mimo, że jadę mocno, to dystans się powiększa. Pora na zjazdy - tym razem niestety szybkie i bardzo szybkie. Momentalnie wychładzam się, stopy mokre i skostniałe. Momentami bryzgające spod kół błoto przeszkadza tak bardzo, że odruchowo zamykam oczy - to nie jest najlepszy pomysł. W końcu koniec zjazdu, nareszcie! Bufet. Łapię żel w płynie Maxima i gonię. Tablice nadleśnictwa - uświadamiam sobie, że jesteśmy w Pieninach, co zresztą widać, bo skały krajobraz się zmienił, a wapienne skały wyraźnie się odróżniają od beskidzkich piaskowców i łupków.
Kolejne podjazdy, szybkimi szutrówkami, choć momentami procentów przybywa i trzeba naprawdę mocno kręcić. Staram się nie zrzucać na młynek, boję się zaciągania łańcucha. W końcu trasa łączy się z pętlą mega - czyli przede mną długie zjazdy aż do Białej Wody. Cały czas dokręcam, żeby możliwie rozgrzać nogi, mimo to marznę niemiłosiernie. Na końcu zjazdu ledwo czuję stopy. Z poprzedniego roku pamiętam, że trasa czujnie odbija w lewo na dość stromy podjazd. Sporo osób przestrzeliło. Mijam Kasię - pyta o Bartka, niestety nie widziałem go dzisiaj oprócz startu. Dopiero kilka chwil później pomyślałem, że mogłem zapytać o Magdę. Podjazd po błocie, dalej aż do rezerwatu Biała woda sporo błota, trochę kamieni, góra dół i asfalt. Fajny odcinek. Przypomniał mi się maraton w Zabierzowie - subiektywnie mój najlepszy maraton w życiu:) Dzisiaj też czuję się dobrze. Przejazd przez rezerwat, podobnie jak przed rokiem, wywołuje świetne wrażenie - miejsce jest niezwykle urokliwe. Mijam sporo megowców. Zastanawiam się, czy Magda jeszcze przede mną. W ostatnich startach rywalizowała z Kasią i pytanie, czy Kasia jest dzisiaj lepsza, czy Magdą tak sporo jej odskoczyła. Po drodze krótki postój w krzakach - nie wytrzymałem. Dwóch megowców, których mijam chwilę wcześniej zagadują z humorem. Odpowiadam, żeby łapali koło;)
W końcu zaczynam wspinaczkę na ostatnie pasmo przed metą - trawiasty podjazd. Przed rokiem było ciężko, teraz jest bardzo ciężko. Deszcz, trawa, miękko, nie pomaga wiatr w plecy. Na początku walczę, ale jadę tak samo wolno jak inni zawodnicy pchający rowery, w końcu odpuszczam. Jedna zawodniczka przed nami wytrwale wykręca cały podjazd - szacunek! Widzę przed sobą Jurka - jest motywacja na końcówkę. Zaraz po wjechaniu w las, trochę więcej kamieni, dochodzę Jurka - marudzi na odcięcie. No w takich warunkach to może złapać każdego. Ja jednak czuję jeszcze moc i gonię zawodnika, z którym tnę się od połowy dystansu. Ostatnie kilometry są raczej płaskie, prowadzą krętym singlem, ale jest dużo błota i śliskich korzeni. Dochodzimy jeszcze jednego zawodnika na 29erze. Wyżej wspomniany po zorientowaniu się, że go dogoniłem, nagle odzyskał siły - rywalizacja motywuje:) Aż do ostatniego zjazdu ścigamy się praktycznie na 100%. Po drodze niestety popełniam kilka błędów ze zmęczenia, ale nie jest najgorzej. Odpuszczam jednak na zjeździe z Przeł. Gromadzkiej po trawie - tylne klocki przestały działać, a charakterystyczny dźwięk dowodzi dobrania się do stalowej płytki. Ostatni odcinek w lesie - przed startem obiecałem sobie, że zaatakuję ostatni techniczny zjazd - niestety w tym roku aż do asfaltu zjeżdżamy szeroką drogą. Może to i dobrze, bo z działającym tylko przednim hamulcem mogłoby się to skończyć różnie;) Do asfaltu prowadzi ostry odcinek po śliskim żwirku, ręce bolą od zaciskania klamki. Ostatni podjazd asfaltem do mety, na ostatnich 50 metrach mocno dopinguje mnie Michał, koniec!
Było ciężko, bardzo ciężko. Szybko jem makaron, Michał myje mi rower (dzięki!), chwilę grzeję się przy ognisku. Czekam na Magdę, bo okazało się, że jeszcze nie dojechała. Szybko jednak zmarzłem do tego stopnia, że postanawiam zwijać się do kwatery - na szczęście mamy blisko. Tak na chłodno muszę przyznać, że to był jeden z najcięższych maratonów jakie jechałem. Tak się jednak składa, że lubię ciężko maratony, trudne i niesprzyjające warunki. Oczywiście błoto, deszcze i niska temperatura przeszkadzały, ale gdyby tylko było jakieś 4 stopnie cieplej - bez ogródek powiedziałbym, że warunki były idealne;)
Paweł jednak się wycofał. Magda dojechała do mety jakiś kwadrans po mnie, dosłownie chwilę po tym, jak zebrałem się z miasteczka. Zaliczyła dwie gleby i lekko poobijana doturlała się do mety. Jarek wykręcił drugie miejsce w M5.Dla wszystkich startujących szacunek - lekko nie było! Po zeszłorocznej edycji trasa w Piwnicznej nie przypadła mi do gustu - w tym roku sytuacja odwróciła się o 180%, bardzo mi się podobało:)
1 Open / 1 M3 Bogdan Czarnota 4:06:00
2 Open / 1 M2 Bartek Janowski 4:13:08
44 Open / 14 M2 ktone 5:45:58
Rating 71.1/73.2
Niestety z planów zdobycia dni następnego Kralovej Holy nici - wszystko mokre, rowery w strzępach (dosłownie) - podjęliśmy decyzję o powrocie do domu jeszcze w sobotę. Szkoda. Piwniczna jednak urzekła mnie i chciałbym tu jeszcze wrócić!
/2536608
Kategoria xt1, W towarzystwie, Teren, Mbike, Imprezy / Wyścigi, Góry, 050-100
Rowerowykampinos.pl z wizytą w MPK i nad Mienią
Niedziela, 7 lipca 2013 | dodano: 15.07.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚
dst90.14/26.00km
w04:12h avg21.46kmh
vmax41.30kmh HR 135/172
Za dużo by pisać, więc w skrócie: świetny wypad na MPK-owskie wydmy i kapitalne single nad Mienią i Świdrem w składzie: Magda, Maciek, Robert, Krzysiek, Jarek, Gustaw i moja skromna osoba.
Zaliczyliśmy zupełnie nowe dla mnie single w okolicach Wiązownej, pierogi i piwo w Emowie, lody nad Mienią i ciastko w Międzylesiu:) Humor popsuł jedynie kompletnie zużyty średni blat - założyłem nowy łańcuch przed wyjazdem, a blat jest do wymiany.. miałem więc do dyspozycji kompletnie bezużyteczny na mazowieckich trasach młynek i blat 44..
/2536608
Kategoria xt1, 050-100, Mbike, Teren, W towarzystwie
MTB Cross Maraton - Suchedniów
Niedziela, 23 czerwca 2013 | dodano: 30.06.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚
dst78.23/60.00km
w05:09h avg15.19kmh
vmax50.30kmh HR 157/185
Kolejna edycja cyklu MTB Cross Maraton - tym razem w Suchedniowie. Pamiętam, jak przed dwoma laty trasa dała mi ostro w kość. W tym roku trasa ma być zdecydowanie krótsza, bardziej skondensowana, a ostatnie opady sprawiły, że na pewno nie będzie lekko. Przed startem jednak nie mam kompletnie nastawienia na ściganie, chyba trochę zabrakło odpoczynku po tygodniu i przede wszystkim długiej piątkowej nocy. No ale jedziemy na wyścig - będziemy się ścigać. Rano pogoda kompletnie nie zachęca do ruszania się z domu - burza, ulewa, zimno, ale jedziemy. Oboje z Magdą jesteśmy dobrej myśli.
Jesteśmy na miejscu około godzinę przed startem. Pogoda się poprawiła, niebo zachmurzone, ale robi się cieplej i przede wszystkim nie pada. Przygotowanie rowerów, przebieranie, itd. W międzyczasie spotykamy znajomych z teamu. Długo się zbieramy, ale w końcu ruszamy na rozgrzewkę. Zaliczamy ostatnie kilometry trasy z Magdą, Arturem i Pawłem. Końcówka jest fajna - prowadzi szybkim singlem, jest piaszczysty zjazd na mostek - trzeba uważać przed finishem.. Stajemy w sektorze. O dziwo nie przysługuje Pawłowi i mi sektor, co jest dziwne, bo do sektora wchodzi Zdzichu i Michał. No nic, frekwencja nie jest duża, na pewno pozycja na starcie nie zadecyduje o wyniku. Obok staje Damian, są też dziewczyny z Murapola - Kasia i Ania.
Ruszamy! Początek asfaltem, szybko zjazd na szutry. Tempo bardzo mocne. Trochą kałuż na początku, później szutry i trochę bruków. Próbuję łapać koło, ale kolejni zawodnicy mi uciekają. Tętno szybko skacze na ponad 180 uderzeń, a mimo to tracę dystans do kolejnych zawodników. Na łagodnych, szybkich podjazdach nieco nadrabiam, ale mimo to czuję, że to nie jest mój dzień. Żałuję, że nie zrobiłem porządnej rozgrzewki - za każdym razem ten sam błąd.. Po około 13 km charakterystycznych raczej dla Mazovii, w końcu wjeżdżamy w teren. Pierwszy podjazd i nadrabiam jakieś 10 pozycji. Jest wąsko - gdyby nie to, byłoby jeszcze lepiej. Już po tym krótkim odcinku wiem, że dziasiaj będę się świetnie bawił w błotku, którego na trasie na pewno będzie sporo:) Pierwsze zjazdy w błotku, ślisko, ale mam z tego niezły fun:) Na płaskim odcinku sporo błota - dochodzę Zdzicha, przed sobą widzę Michała. Na kolejnym podjeździe zaciąga mi napęd i muszę zejść.. jestem zły jak cholera, czy to oznacza maraton bez młynka? Wyprzedzam Marka - również z problemami z napędem. Na kolejnych podjazdach nie ryzykuję i przepycham ze środkowej tarczy. Dochodzę Michała tuż przed zjazdem z Kamienia Michniowskiego - charakterystyczny punkt tej trasy, który będziemy pokonywać dzisiaj trzykrotnie. Michał mnie puścił - dzięki - zjazd z Kamienia to dwa uskoki, wypłaszczenie i krótki zjazd po kamieniach. Jest mokro i drugi uskok odpuszczam, ale wiem, że jest spokojnie do zjechania. Końcówka zjazdu fajna, dalej flow na szybkim odcinku, krótki podjazd i bardzo śliski zjazd do szutrówki, na której jest bufet.
Analizowałem przed startem mapę i wiem, że teraz czeka nas odcinek po łąkach i przez wsie. Na podjazdach nie jest najlepiej - nie czuję się najlepiej, ale tragedii nie ma. Najdłuższy podjazd po trawie pokonał mnie - część z buta. Pogoda się poprawia - zaczynam odczuwać coraz wyższą temperaturę. Kolejne kilometry prowadzą to górę, to w dół przez wsie - głównie szutrówki i asfalt. Dojeżdżam do drugiego bufetu. Za bufetem wjeżdżamy w las i od razu zaczynamy wspinaczkę na Pasmo Klonowskie. Ścieżka nie jest stroma, ale nawierzchnia to czyste błoto;) Przede mną młody zawodnik z Gatta słabo sobie radzi i mocno mnie blokuje. Kilka próśb o przepuszczenie pozostaje bez echa, a ja w międzyczasie wkręcam sporą gałąź w koło.. W końcu wypłaszczenie, fajny odcinek z kilkoma technicznymi elementami, trochę błota i w końcu świetny techniczny zjazd:) To co lubię, choć po pobycie w Karpaczu jest mi mało;) Zjazd kończy się ostrą nawrotką i błotnistym podjazdem. Dalej jest mocny podjazd trawersujący zacieniony stok - jest sporo mokrych liści, ziemia jest miękka. Mija mnie zawodnik JBG2 - prowadzący na dystansie Fan. Końcówka podjazdu z buta. Krótki odcinek w siodle i znowu za ostro w górę na jechanie. Krótki zjazdy, dwa przejazdy przez wodę, błoto i korzenie. W końcu dojeżdżam na szczyt Bukowej Góry, z której zjeżdżam kolejnym technicznym szlakiem. Fajny odcinek, ale szybko się kończy. Dochodzę zawodnika w stroju Lang Team. Interwałowy odcinek siedzę mu na kole, w końcu dojeżdżamy do trawiastego zjazdu i opuszczamy Pasmo Klonowskie - bardzo fajny odcinek, już nie mogę się doczekać drugiej pętli:)
Przed nami znowu szutrowy dojazd do Kamienia Michniowskiego. Dominują szybkie szutry, zjazdy nie są wymagające. Po niespełna 20 minutach znowu jesteśmy w terenie. Fajny błotnisty podjazd z kamienistym uskokiem i jesteśmy na odcinku do Kamienia Michniowskiego. Zawodnik z Lang Team robi mi miejsce i zjeżdżam cały zjazd. Niestety na wypłaszczeniu tylne koło mi ucieka ze skarpy i muszę się podeprzeć -eh, na szczęście będzie jeszcze trzecia próba:) Do bufetu dojeżdżam dobrym tempem - mija mnie tylko zawodnicy ścigający się o 3 miejsce na dystansie Fan. Bufet.
Zaczynam drugą pętlę. Na szczycie chyba drugiego podjazdu za bufetem dostrzegam, że strzałka jest przewieszona i łatwo przestrzelić skręt w prawo na trawiasty zjazd. Pamiętam to miejsce z pierwszej pętli, ale zastanawiam się, ilu zawodników pomyli trasę i czy w efekcie stracą, czy wręcz przeciwnie - skrócą sobie trasę. Powoli przychylam się do drugiej opcji - nie mogę bowiem dostrzec nikogo przed sobą, nawet na długich prostych. Tempo siada, motywacja ucieka - czuję się w pewnym momencie, jakby mnie ktoś oszukać.. Podjazd na trawie robię już w żenująco niskim tempie, ale na szczycie motywuję się do jazdy i przyspieszam. W końcu dojeżdżam do bufetu - pytam, czy ktoś jeszcze w ogóle jedzie - tak, jakąś minutę temu ktoś jechał. No to gonię!
Błotnisty podjazd robię swoim tempem, tym razem nikt mnie nie blokuje. Na końcówce dochodzę Damiana, który gorzej ode mnie radzi sobie w błocie. Staram się uciekać. Na technicznym zjeździe jadę chyba zbyt asekuracyjnie, bo na końcowej nawrotce w błocie Damian mnie dochodzi, dogryzając, że doszedł mnie na zjeździe:) Na podjeździe puszczam go, jest mocniejszy, ale na kolejnych kilometrach wyprzedzam. Trawersujący podjazd robię w większym stopniu z buta. Nieco już osłabłem, pogoda jest bezlitosna - robi się cieplej, wychodzi słońce i robi się parno. W międzyczasie łapią mnie kurcze przywodzicieli - to coś nowego, boli, ale można jechać. Szybko puszcza. Zjazd z Bukowej Góry ponownie super, zjazd po łące i szutrowy łącznik. Dochodzę tuż przed wjechanie do lasu zawodnika Virtual Bike, mnie z kolei dochodzie inny zawodnik, który wcześniej walczył z defektem. W las wjeżdżamy we trzech. Do Kamienia Michniowskiego dojeżdżam jako drugi, tym razem zjeżdżam całość bez problemu - zawodnik po defekcie wraca się pod górę - nie zjechał i chce poprawić:) Doskonale go rozumiem:) Dobre tempo do bufetu. Do mety jakieś 6-7 km. Na singla wjeżdżamy we trzech z Virtual Bike i jeszcze jednym zawodnikiem, którego wyprzedziłem na zjeździe z Kamienia. Jadę trzeci. Tempo jest mocne, a trasa świetna. Płaska, ale kręta, pełna błotnych pułapek, korzeni - wymaga uwagi. Ciężko jest jechać na kole, bo nie widać trasy, nieco odpuszczam. Niestety na końcówce popełniam dwa błędy - przekombinowałem i wybrałem zły tor jazdy. Zawodnicy nieco mi uciekli.. Na ostatnim piaszczystym zjeździe do mostku mijam zawodnika Virtual Bike - niestety zaliczył glebę i do mety dokręca spacerkiem. Trzeci z naszej grupki niezagrożony wjeżdża na metę przede mną.
Meta. Chwilę za mną wjeżdża Ania Sadowska, później Damian i kilka minut później Paweł. Spotykam Magdę, która jest bardzo zadowolona z jazdy i oczywiście z wyniku - 2 miejsce open! Ja również jestem zadowolony, bo mimo stosunkowo słabej jazdy pod górę, to świetnie się bawiłem na technicznych odcinkach, a agresywana jazda w błocie pozwoliła mi nadrobić trochę czasu nad mocniejszymi zawodnikami. Trzeba jednak przyznać, że gdyby nie warunki pogodowe odpowiedzialne za masę błota na trasie - byłoby bardzo szybko i trasa nie przypadłaby mi do gustu. Zdziwiłem się mocno widząc na Garminie sumę przewyższeń na poziomie 1850m - zupełnie miałem wrażenia na trasie. że tak dużo się wspinaliśmy:) Start trzeba uznać za udany, stosunkowo dobry wynik.
1 Open Zacharski Szymon 4:12:55
3 Open / 1 M2 Pomarański Kamil 4:13:01
27 Open / 17 M2 ktone 5:09:59
Rating 81.6/81.8
/2536608
Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Mbike, Teren, W towarzystwie
MTB Cross Maraton - Suchedniów rozgrzewka
Niedziela, 23 czerwca 2013 | dodano: 30.06.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚
dst2.96/0.00km
w00:13h avg13.66kmh
vmax42.20kmh HR 123/160
/2536608
Kategoria 000-050, Mbike
Sobotni chillout..
Sobota, 22 czerwca 2013 | dodano: 25.06.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚
dst14.63/0.00km
w00:54h avg16.26kmh
vmax22.50kmh HR /
Przedmaratonowy chillout z Magdą po chodnikach. Nawet opaski do pulsu nie założyłem.. Rower po wymianie łożysk, nasmarowaniu i wyczyszczeniu jest jak nowy - gotowy do jutrzejszego startu na błotnistej trasie:)
/2536608
Kategoria 000-050, Mbike, W towarzystwie
Park w Podkowie Leśnej z Sajkorem
Czwartek, 20 czerwca 2013 | dodano: 25.06.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚
dst31.58/9.00km
wh avgkmh
vmax40.10kmh HR 124/173
Wybrałem się na luźne kręcenie z Sajkorem do parku w Podkowie Leśnej. Sajkor trenował podjazdy, ja natomiast szukałem technicznych odcinków. Jest kilka krótkich odcinków po korzeniach, ale nic naprawdę wymagającego nie znalazłem. Po Karpaczu ciężko znaleźć coś ciekawego, góry psują człowieka;)
Rower niestety wymaga pracy - do wymiany są łożyska suportu.
/2536608
Kategoria 000-050, Mbike, Teren, W towarzystwie
Interwały na Fortach Bema
Środa, 19 czerwca 2013 | dodano: 25.06.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚
dst37.14/5.00km
w01:31h avg24.49kmh
vmax55.80kmh HR 138/177
Dzisiaj zaplanowałem mocny trening i w tym celu pojechałem na Forty Bema - trasa XC na pewno pozwali mi zrobić mocne interwały. Niestety prowadzone prace ziemne uniemożliwiają wjechanie na niektóre ścieżki, a lejący się z nieba żar zniechęca całkowicie do jakiegokolwiek wysiłku. Zaciskam zęby i próbuję, ale organizm ewidentnie nie chce się wkręcić na obroty mimo jazdy na 100%.. Powrót asfaltami i łapanie koła..
/2536608
Kategoria 000-050, Mbike
Przełęcz Okraj i Tabaczana ścieżka na rozjazd
Niedziela, 16 czerwca 2013 | dodano: 20.06.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚
dst28.74/7.00km
w01:51h avg15.54kmh
vmax54.00kmh HR 128/167
Wczoraj po maratonie pozwoliliśmy sobie na solidną kolację (pyszne pierogi z kaszą gryczaną) z piwkiem (Skalak). Spotkaliśmy ekipę z Poznania i padł pomysł zdobycia Śnieżki i dotarcie grzbietami do Przełęczy Karkonoskiej. Chłopaki zaproponowali spotkanie pod Wangiem o 4:40. Długo nie musieli mnie namawiać!
Niestety piwa była za dużo i wstałem dopiero o 8 i to ledwo.. Jarek po wczorajszym wypadku zdecydowanie odpuszcza teren i namawia nas na zdobycie Przełęczy Karkonoskiej - Magda również jest skłonna ku tej opcji - powtórne zaliczenie zjazdów z Chomontowej i z Grabowca nie przekonało jej.. No to jedziemy. Po drodze spotykamy Dorotę i Bartka, którzy proponują nam zdobycie Przełęczy Okraj asfaltami przez Kowary - coś nowego i przystajemy na propozycję.
Początek do Kowar z górki. W Kowarach zaczynamy liczący blisko 10km podjazd. Odcinek z Podgórza do Przełęczy Kowarskiej jest ciężki, ponad to zdecydowanie odczuwam wczorajszy maraton, zarówno na rowerze, jak i piwny. Widoki jednak wynagradzają wysiłek!
Dalej droga jest łagodniejsza, a widoki z każdym kolejnym zakrętem bardziej niesamowite. Na Okraj docieramy jako ostatni z Magdą - Jarek pociął się z Dorotą i Bartkiem, na świeżości w sumie jechał. We trójkę decydują się zjechać asfaltami - Dorota jest na szosówce, a Jarkowi na szaleństwo w terenie nie pozwala kontuzja. Ja jednak upieram się, żeby wracać Tabaczaną Ścieżką:) Początek lekko w górę, ale jedziemy kompletnie na luzie delektując się widokami.
Ścieżka zaczyna opadać dość łagodnie, ale szybko nabiera charakteru.
W końcu docieramy do odcinka, z którym walczyliśmy na trasie zeszłorocznego maratonu - dzisiaj jednak szlak jest jeszcze bardziej zniszczony przez długą zimę i gwałtowne roztopy. Sporo jednak z buta. Niemniej wrażenia super!
W końcu docieramy do szutrów..
Ekspresowo zjeżdżamy do Karpacza. To niestety koniec naszej przygody w Karkonoszach, a szkoda bo po takich trasach i z takimi widokami chciałoby się kręcić bez końca:)
/2536608
Kategoria Góry, 000-050, W towarzystwie, Teren, Mbike