Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2012

Dystans całkowity:797.38 km (w terenie 259.70 km; 32.57%)
Czas w ruchu:37:32
Średnia prędkość:20.98 km/h
Maksymalna prędkość:58.60 km/h
Suma podjazdów:2963 m
Maks. tętno maksymalne:202 (101 %)
Maks. tętno średnie:170 (85 %)
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:37.97 km i 1h 52m
Więcej statystyk

Praca

Niedziela, 16 września 2012 | dodano: 18.09.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 18.0˚ dst16.89/0.00km w00:52h avg19.49kmh vmax27.40kmh HR 110/129

W ramach rozjazdu po maratonie wsiadłem na rower w drodze do pracy. Z lenistwa, a oficjalnie z powodu braku czasu, podjechałem do Ożarowa pociągiem. Powrót już normalnie. Luźne kręcenie po chodnikach. W Ołtarzewie spotkałem koleżanki, Brytkę i Stachę. Wróciliśmy razem, ale tempo dostosowałem do możliwości dziewczyn.

Pierwsza okazja do wyprobowania Garmina.


Kategoria Mbike

Powerade Garmin MTB Marathon - Piwniczna Zdrój

Sobota, 15 września 2012 | dodano: 18.09.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 18.0˚ dst71.00/65.00km w05:36h avg12.68kmh vmax0.00kmh HR 159/202

Po świetnym maratonie w Korbielowie nie mogłem się doczekać startu w Piwnicznej. Dla mnie to zupełnie nowe tereny - w Beskidzie Sądeckim jeszcze nie byłem. Niestety od kilku dni we wszystkich prognozach pojawia się deszcz, niedobrze. Niby lubię trudne warunki, ale szkoda sprzętu. Na maraton jedziemy w pięcioosobowym teamowym składzie: Magda, Ula, Michał i Łukasz. Wyjazd w piątek po pracy. Śpimy w Rożnowie, są też Michał W. i Romek z Olgą.

Pobudka wcześnie, wycieczka po zakupy, śniadanie i nieco nerwowe zbieranie się do wyjścia - przed nami około godzina drogi do Piwnicznej. Dojeżdżamy sprawnie i jest sporo czasu, ale jak to zwykle bywa, zbieramy się na ostatnią chwilę. Do startu mamy około kilometr podjazdu - akurat na rozgrzewkę. Zdążyłem tylko rzucić okiem na mapę trasy - przyznam się, że chyba nigdy tak nie zlekceważyłem przygotowania się do maratonu, nawet na mapę nie spojrzałem.. Ustawiam się w sektorze obok kolegów z Gomoli i Grześka C. z Venutto.

Ostry start pod górę, jak to zwykle. Tym razem jednak jest naprawdę stromo. Od samego startu słabo się czuję - w nocy strasznie zmarzłem i czuję, że bierze mnie jakieś przeziębienie. Tracę kolejne pozycje. Dopiero po zjechaniu po kilku minutach, po zjechaniu z asfaltów w teren zaczynam jechać swoje. Podjazd nabiera procentów, kamienie są coraz większe i luźniejsze. W końcu następuje moment, kiedy trzeba zejść. Krótkie podejście przy świetnych widokach na Pieniny - pogoda dopisała, świeci słońce, dzięki czemu możemy podziwiać wspaniałą panoramę!

Pierwsze zjazdy są szybkie, wjeżdżamy w las. Krótki ostry odcinek pokonuję z jedną nogą w powietrzu - wypięła się, przez co zrobiło mi się naprawdę gorąco.. Dalej jest krótki bardzo wymagający odcinek, wszyscy zgodnie schodzą z rowerów, ja również. Nie czuję się zbyt pewnie po tej przygodzie chwilę wcześniej. Dalej zjazdy prowadzą nadal wąską ścieżką, momentami wymagającą dużej uwagi, ale nie jest najgorzej. Przed Rytrem odbijamy w lewo i zaczyna się jeden z najdłuższych w całym cyklu podjazdów. Po chwili dojeżdżam do pierwszego bufetu, oczywiście chętnie korzystam, ale postój jest krótki.

Od startu czuję, że muszę iść w krzaki, chwilę za pomiarem czasu właśnie tak robię. Od razu lepiej. Przede mną długi podjazd, zrzucenie z siebie balastu na pewno pomorze;) Jedziemy z Dawidem z Gomoli rozmawiając, czas jednak podgonić. Dojeżdżam już w dobrym tempie do rozjazdu na Przechybie, przed którym było jeszcze odrobinę zjazdów. Bufet. Za rozjazdem jest świetny singielek pnący się lekko pod górę. Jest sporo korzeni, później jadę rynną. Podoba mi się. Zaczynają się zjazdy do Przełęczy Przysłop. O ile początek jeszcze jakoś jadę, oczywiście puszczając szybszych, tak dalej jest już słabo. Zupełnie nie czuję roweru i walczę o utrzymanie się na dwóch kołach. Ostatecznie końcówkę odpuszczam i schodzę. Totalna porażka... Chciałem odrobić do kolejnych zawodników, a ostatecznie straciłem kolejne sekundy, jeśli nie minuty.. Krótki podjazd i znowu zjazdy. Ewidentnie mam źle ustawione klamki, ale w tym momencie jeszcze na to nie wpadłem...

Z Przełęczy Przysłop czekają na nas kolejne podjazdy. Znów szutrowe i raczej łatwe. Sporo jadę z Grześkiem, ale czuję się mocniej i robię przewagę. Wspinaczka idzie mi dobrze. Niestety wszystko psuję na zjazdach. Nie są bardzo wymagające, wystarczy nie zaciskać klamek. Mam fatalne samopoczucie, o co chodzi? Szybko zaczynają mnie boleć dłonie. Grzesiek wyprzedza mnie, podobnie inni zawodnicy. Trzeci bufet. Wyciągam klucze i reguluję klamki, łapię też kilka suszonych moreli. Kolejny podjazd. Sporo po bruku, kamieniach. Znów dochodzę Grześka. Wyprzedzam nas zawodnik Krossa po defekcie - żartuję, żeby łapać koło i faktycznie spory kawałek udaje mi się utrzymać nieduży dystans. Tempo bardzo dobre. Widzę jakieś 100 metrów przed sobą zawodniczkę z ASE, z którą jechałem początek - to Ania Świrkowicz. Staram się dojść. Na zjazdach puszczam Grześka przodem. Jest bardzo szybko, ale luźny szuterek nie budzi zaufania. Jadę chyba zbyt zachowawczo, ale nie chcę powtórki z Wałbrzycha, gdzie na takim wbrew wydawałoby się banalnym odcinku, wylądowałem w rowie;) Kolejny podjazd i odrabianie strat do Grześka. Na kolejnym zjeździe staram się trzymać mu koła. Jest bardzo szybko, nie wiem ile jadę, bo nie mam licznika. Nawierzchnia z typowej szutrowki zmienia się momentami w zniszczony asfalt. W końcu dojeżdżam do końca zjazdu, ostre odbicie w lewo. Przestrzeliłem ten zakręt, musiałem się cofnąć kilkanaście metrów. Widzę sporo zawodników przed sobą, a więc połączyliśmy się już z megowcami.

Grzesiek w dalszym ciągu jest w zasięgu wzroku. Dojeżdżam do bufetu pod Wronim Wierchem. Grzesiek nie korzysta z bufetu. Żartuję do zawodników obok, że taki z niego kolega i nie poczekał. Łykam dwie morelki i ruszam. Przed nami Rezerwat Biała Woda - piękne miejsce. Trasa jest płaska, ale jest po prostu pięknie. W końcu zaczynamy konkretny podjazd. Wjeżdżamy po trawie, dobrze, że jest sucho, inaczej byłoby ciężko, chociaż i tak nie jest lekko. Jedziemy z Grześkiem. Na przełęczy stoi fotograf - wybrał świetne miejsce, bo za naszymi plecami rozpościera się kapitalna panorama Pienin z Trzema Koronami w roli głównej. Pięknie! Na ostatnich metrach podjazdu mijam Anię Tomicę - miała kompletnie nieudany start, ale jak zwykle uśmiechnięta:) Do mety pozostało już niewiele kilometrów.

Na początku udaje mi się zrobić przewagę nad Grześkiem. Wyprzedzam po drodze kilku megowców. Trasa jest ciekawa, jak to na szlak graniczny przystało. Mimo, że jest całkiem płasko, to trzeba się nieźle namęczyć. W końcu Grzesiek mnie dochodzi i w tym samym momencie zaczynają mnie łapać kurcze w okolicach kolan. Zaciskam zęby, kilka mocniejszych obrotów korbami i problem mija. Po drodze jednak dostaję sporą dawkę bólu.. Ostatnie zjazdy, kawałek po łące, mam do Grześka niewielką stratę. Na ostatni, jak się okazało później, decydujący zjazd wąskim singlem wjeżdżam za Grześkiem i zawodnikiem z dystansu MEGA. Początek średnio wymagający, ale szybko robi się naprawdę ostro, wszyscy schodzą, ja też nie decyduję się na ryzyko i sprowadzam rower. Szybko jednak wsiadam z powrotem i chcę jechać, jednak megowiec skutecznie mnie hamuje. Nie naciskam, nic to nie zmieni, a po co stresować człowieka. Czekam, tak żebym mógł końcówkę na spokojnie zjechać. Dalej 100-200 metrów szutrami i wyjazd na asfalt. Poznaję to miejsce. Do mety pozostało kilkaset metrów pod górę. Jest stromo, ale jadę mocno, wyprzedzam dwie osoby, ale do Grześkaa zabrakło sporo.

Na mecie wszyscy znajomi już są. Magda zadowolona, pojechała świetnie i wskoczyła na 5 miejsce, super! Ula też świetnie, 2 w K3 z niewielką stratą do Eweliny. Bardzo dobry wynik osiągnął również Romek. Michał i Łukasz niestety pechowo, obaj nie ukończyli. Nie wiem co myśleć: trasa ładna, świetne widoki, ale z drugiej strony pętla GIGA to prawie same szutrowe zjazdy, których nie lubię i moim zdaniem niewiele mają wspólnego z ideą "Pure MTB" propagowaną przez orga, ale rozumiem, nie można wszystkim dochodzić. W sumie, gdyby wszystkie zjazdy były na poziomie tych do Rytra, kreskę przekroczyłbym minimum pół godziny później. Podobnie moja jazda - z jednej strony dobrze czułem się na podjazdach i miałem dobre tempo, z drugiej zaś fatalnie zjeżdżałem, tak źle w tym roku jeszcze nie było. Zwalam na źle ustawione hamulce;) Ważne, że jak zwykle w górach czułem to coś, wielką euforię i radochę z jazdy:) Pogoda nieco się popsuła, nie pada, ale jest chłodno i wieje. Czekamy jednak na dekoracje.

Niestety nie ma tradycyjnego rozjazdu fragmentem trasy maratonu dnia następnego. Wracamy bowiem do domu od razu po maratonie. Takie rozwiązanie ma jedną zaletę - cała niedziela, po odespaniu oczywiście, jest wolna.


Kategoria 050-100, Góry, Imprezy / Wyścigi, Mbike, W towarzystwie

Forty Bema po pracy

Środa, 12 września 2012 | dodano: 17.09.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 23.0˚ dst30.00/5.00km w01:23h avg21.69kmh vmax48.70kmh HR 140/196

Planowaliśmy tego dnia z Michałem powtórzyć zeszłotygodniowy trening w lasach Nadarzyńskich. Niestety plany nie wypaliły, do tego prognozy mówiły o opadach popołudniu. Wychodząc z pracy nie miałem żadnego planu - ot jechać przed siebie.

Podjechałem na Forty Bema. Dawno tu nie byłem. Pokręciłem się raptem 5 kilometrów, ale to był mocny interwałowy trening. Na jednym ze sztywnych podjazdów znów tylne koło mi się wypięło.. Najwięcej frajdy dały mi zjazdy- jeden znany z XC Grześka Miedzińskiego, drugi odkryty przeze mnie ostatnim razem.

Po pokręceniu na Fortach ruszyłem do domu. Dosłownie kilka minut po wejściu do domu zaczęło padać - jednak dobrze, że teamowy trening nie wypalił;)


Kategoria 000-050, Mbike

Do domu z pracy

Wtorek, 11 września 2012 | dodano: 17.09.2012 | Rower:Trek SLR | temp 25.0˚ dst35.43/0.00km w01:21h avg26.24kmh vmax0.00kmh HR 130/190

Z pracy wyszedłem po 16 i podjechałem do Kasi na Powiśle. Po drodze załatwiałem sprawy służbowe czyli piezometry przy Czerniakowskiej. Zagadaliśmy się z Kasią i ruszyłem do domu kwadrans po 17. Musiałem się spieszyć, żeby Magda nie musiała na mnie czekać.

Prawdopodobnie ostatni taki ciepły dzień tego lata..


Kategoria 000-050, Trek

Rozjazdowa godzinka

Poniedziałek, 10 września 2012 | dodano: 17.09.2012 | Rower:Trek SLR | temp 20.0˚ dst30.81/0.00km w01:03h avg29.34kmh vmax38.60kmh HR 134/154

Krótki rozjazd po powrocie z pracy. Dzień bardzo szybko robi się krótki, ale udało się zrobić godzinkę na szosie. Dojechałem do Cegłowa przez Błonie i Witanów. Powrót tą samą drogą, ale przy nieco już przeszkadzającym wietrze.


Kategoria Trek, 000-050

Merida Mazovia MTB - Ciechanów - rozgrzewka i rozjazd

Niedziela, 9 września 2012 | dodano: 17.09.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst10.00/0.00km wh avgkmh vmax0.00kmh HR /


Kategoria Mbike, 000-050

Merida Mazovia MTB - Ciechanów - kolejny pechowy maraton..

Niedziela, 9 września 2012 | dodano: 17.09.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 22.0˚ dst75.00/55.00km w02:57h avg25.42kmh vmax0.00kmh HR 170/200

Nie wiem, jak liczyłem swoje starty po nieukończonym maratonie w Skarżysku, ale ciągle jeszcze mam szansę zrobić generalkę w Mazovi. Dlatego nie odpuszczam kolejnej edycji - tym razem w Ciechanowie. Wszyscy, włącznie z organizatorem zapowiadają łatwą i szybką trasę, no cóż, takie są realia Mazowsza. Jedziemy z Magdą we dwójkę. Pogoda super, słonecznie, ale nie gorąco.

Miasteczko zlokalizowane jest nieopodal Zamku Książąt Mazowieckich, zanim jednak tam dotarliśmy, przejechaliśmy przez odnowiony rynek - miasto robi miłe wrażenie. Przebieramy się i ruszamy na rozgrzewkę z Pawłem, Ulą i Michałem. Robimy pierwsze i ostatnie 4-5km. W końcu ruszamy w sektory.

Początek szybki po asfaltach, ale po ok. 2 km zjeżdżamy na szutrówkę. Od jakiegoś czasu, jeżdżę bez okularów. Dzisiaj zupełnie przypadkiem założyłem na nos okulary z samochodu - całe szczęście, bo już od pierwszych kilometrów mocno się kurzy! Nie jestem ostatni, co jest dobrym znakiem, ale faktem jest również, że poza krótkim szarpaniem, tempo nie jest wyśrubowane. Po kolejnych kilometrach asfaltami i szutrami wjeżdżamy w teren. Krótki piaszczysty podjazd. Wszyscy idą.. Próbuje jechać i bez problemu da się jechać całkiem dobrym tempem, ale droga robi się węższa, a zawodnicy przede mną nie próbują nawet ustąpić, pomimo próśb. Irytuję się, proszę kolejny raz, kolejny i kolejny, pojawiają się komentarze, że "znalazl się mistrz, Baranek mi przecież ucieka..". Nie będę komentował. Wszyscy jesteśmy na wyścigu, każdy walczy z czasem, a proste zasady fairplay obligują w takich sytuacjach osoby idące, do zrobienia miejsca... No nic jedziemy dalej. Tuż za mną jest Gustaw, pojawia się też Paweł Zak. Jedziemy spory kawałek razem rozmawiając. Po drodze jest nawet jeden zjazd, który sporej ilości osób przysporzył kłopotów.. Jedziemy dalej szutrami. Doganiam Jarka, czyli nadrobiłem minutę. Nie jest najgorzej. Kolejne kilometry pokonujemy dobrym tempem, staram się odrabiać dystans do kolejnych zawodników. Trasa wbrew zapowiedziom nie jest nudna, jest sporo krótkich podjazdów, trochę piachu, a płaskie odcinki są dziurawe i wymagają uwagi.

Spory odcinek po szutrach jedziemy z Zakiem, niestety Jarek i Gustaw mi uciekli. Mamy dobre tempo. Przejeżdżamy przez wieś i wskakujemy na jeden z dłuższych podjazdów po polnej drodze. Z lewej strony pole odgradza od drogi sznurek. I ten właśnie sznurek owinął mi się wokół piasty, tarczy hamulcowej i kasety. Dzięki uprzejmości jedno z zawodników, który poradził mi zatrzymanie się, nic nie urwałem. Szarpałem się z tym sznurkiem kilka minut.. Ruszyłem w pogoń. Wyprzedziła mnie masa ludzi. O dziwo jakoś mnie ta sytuacja nie wkurzyła..

Do końca pętli cały czas wyprzedzam. Przed rozjazdem dochodzę na zasięg wzroku kogoś z Welodromu - po sylwetce poznaję, że to Włodek. Szybko go wyprzedzam. Wiem, że czeka mnie samotna jazda przez całą pętlę. W końcu jednak widzę na horyzoncie zawodników. Wyprzedzam kilka osób, jednak żadna z nich nie jest w stanie utrzymać tempa, muszę nadal jechać sam. Po zjechaniu z pętli dochodzę w końcu Zaka - miła niespodzianka, pojechał GIGA.

Kawałek dalej dochodzi mnie dwóch zawodników, podłączam się - wiadomo, w grupie tempo jest inne. Wspólnie współpracując dochodzimy jeszcze dwóch zawodników przed wyjechaniem na asfalty. Do mety pozostało tylko kilka kilometrów. Czuję się jednak na siłach, żeby nie zawalić końcówki. Na ostatni asfalt wyjeżdżamy razem, tabliczka 2km do mety. Myślałem, że te dwa kilometry jedziemy asfaltami, ale ku mojemu zdziwieniu odbijamy w lewo na szutry. Postanowiłem zaatakować. Duże słowa, po prostu wyjść na prowadzenie. Wyprzedzam jeszcze dwóch megowcow. Końcówka jest dziurawa, ale szybka. Jeden z zawodników trzyma się za mną, staram się przyspieszyć i na ostatnich stu metrach urywam go. Na ostatnich metrach są jeszcze dwie nawrotki po trawie.

Jestem ujechany. Końcówka poprawiła mi humor, ale nie da się ukryć, że miałem sporego pecha. Mogło być lepiej, ale na takiej trasie samotna jazda nie wróży nic dobrego. Bo trasa była szybka, ale jednak nie była nudna. Kilka krótkich podjazdów, piach i stosunkowo mało, jak na to, czego się spodziewałem, szybkich i gładkich szutrówek i asfaltów.

Magda wygrała w swojej kategorii, a więc wyjazd zdecydowanie udany:)


Kategoria W towarzystwie, Teren, Mbike, Imprezy / Wyścigi, 050-100

Terenowy trening w Podkowiańskich lasach

Czwartek, 6 września 2012 | dodano: 10.09.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst57.30/17.00km w02:40h avg21.49kmh vmax58.10kmh HR /

Umówiłem się po pracy na trening z Michałem z teamu. Miałem dojechać do Podkowy, ustawka o 17:30. Półtorej godziny - bez problemu. Ruszyłem jednak blisko kwadrans po 16, do tego trafiłem na masę czerwonych świateł. W efekcie musiałem mocno się spinać, żeby zdążyć.

W Podkowie byłem kilka minut przed czasem - pomogło to, że pojechałem główną drogą, na której po otwarciu autostrady nie jest źle z ruchem. Dobrze, bo mocno zgłodniałem i był czas podjechać do sklepu po paliwo.

Spotkaliśmy się z Michałem, niestety nikt więcej się nie pojawił. Ruszyliśmy do lasu i kręciliśmy improwizując jesli chodzi o trasę. W lesie jest wyjątkowo sucho, dlatego udało się bez problemu odwiedzić kilka zazwyczaj niedostępnych miejsc. Momentami było mocno, ale w zasadzie w większości bawiliśmy się szukając możliwie największych korzeni i piachu;)

Drugi etap to park w Podkowie Leśnej. Dwie wydmy poprzecinane gęstą siecią ścieżek zapewniają masę zabawy i wiele możliwości ułożenia ciekawej pętli. Pokręciliśmy tak jakiś czas. Momentami byłem pod wrażeniem, jak fajne jest to miejsce!

W końcu w okolicach 19 pora wracać do domu. Ruszyłem więc przez Brwinów. Ostatnie kilometry bardzo spokojnie.

Nie miałem licznika, więc skorzystałem z endomondo:


Kategoria W towarzystwie, Mbike, 050-100

Z pracy do domu z Magdą

Środa, 5 września 2012 | dodano: 10.09.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 22.0˚ dst27.00/0.00km w01:02h avg26.13kmh vmax0.00kmh HR /

Powrót z pracy, tym razem na Mbike'u. Podjechałem po drodze po Magdę i razem ruszyliśmy w kierunku domu. Krótki postój tylko w Legionie przy Górczewskiej po pierdoły, m. in zapasowe dętki do Treka;) Dalej prosto do domu - Magda prowadziła dobrym tempem.


Kategoria 000-050, W towarzystwie, Mbike

Pechowa szosa..

Wtorek, 4 września 2012 | dodano: 10.09.2012 | Rower:Trek SLR | temp 22.0˚ dst41.68/0.00km w01:22h avg30.50kmh vmax36.80kmh HR /

Powrót z pracy. Postanowiłem sobie wydłużyć trasę, więc minąłem dom i pojechałem w kierunku Błonia. Dobre tempo, czułem się też dobrze. Minąłem Błonie, Bożą Wolę i nawróciłem - robi się późno. Dosłownie chwilę po nawrotce poczułem, że tylne koło jest podejrzanie miękkie.. Okazało się, że złapałem cieniutki kolec, nie mam zapasu, ani nawet pompki. Czeka mnie więc spacer do domu.. Po ok. pół godzinie ojciec po mnie podjechał. Szkoda:(


Kategoria 000-050, Trek