Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2012

Dystans całkowity:839.37 km (w terenie 396.00 km; 47.18%)
Czas w ruchu:63:23
Średnia prędkość:9.71 km/h
Maksymalna prędkość:55.20 km/h
Maks. tętno maksymalne:199 (100 %)
Maks. tętno średnie:173 (86 %)
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:34.97 km i 3h 43m
Więcej statystyk

Powerade Garmin MTB Marathon - Wałbrzych - rozgrzewka

Sobota, 19 maja 2012 | dodano: 29.05.2012 | Rower:Giant XTC | temp ˚ dst6.00/0.00km wh avgkmh vmax0.00kmh HR /


Kategoria XTC

Powerade Garmin MTB Marathon - Wałbrzych

Sobota, 19 maja 2012 | dodano: 29.05.2012 | Rower:Giant XTC | temp 24.0˚ dst83.00/80.00km wh avgkmh vmax0.00kmh HR /

Przed nami kolejne górskie ściganie, prawdziwa wyrypa! Start w Wałbrzychu, ale trasa częściowo wykorzystać ma odcinki maratonu w Głuszycy, a to gwarantuje nie lada wyzwanie. Ruszamy z Magdą w piątek po południu. Zatrzymaliśmy się w Łomnicy k. Głuszycy, w dobrze mi znanym ośrodku. Droga była długa, ale ostatnie kilometry przez Walim piękne! Góry Sowie są piękne! U Mojsy zatrzymali się również Grzesiek, Lucjan i Jarek, a także znajomi z Welodromu: Agnieszka, Grzesiek i Kazik.


Pobudka wcześnie rano, szykowanie rowerów, śniadanie i szybko ruszamy do Wałbrzycha. Udało się szybko dojechać i znaleźć dobre miejsce. Spotykam wielu znajomych i prawie cały skład teamu:). Rozgrzewamy się z Romkiem i Ulą, wchodzimy do sektorów i czekamy na start. 3..2..1.. i jedziemy!

Początek, jak zwykle w tym cyklu, spokojnie, szczególnie, że pierwszy kilometr jedziemy przez miasto. Wjeżdżamy na dziurawą szutrówkę, lekko pod górę. Zagotowałem się i tracę pozycje. Mam fatalny start.. Pierwsze zjazdy, dosyć wąsko, ale nie ma tłoku, dalej podjazdy, robi się wąsko i jest korek. Orientuję się, że jestem w ogonie, średnia wieku grupki, nie ujmując nikomu, wskazuje, że jest ze mną naprawdę słabo. Dwie kałuże, zawodnik przede mną wywija orła prosto w błotko:) Obok trasy stoi Jarek - niestety defekt. Staram się jechać swoje i nie patrzeć na innych. Kawałek dalej na wąskim zjeździe doganiam Jarka W., który akurat wygrzebuje się z krzaków po tym, jak zahaczył kierownicą o drzewo;) Zjeżdżamy do tunelu kolejowego - jedna z atrakcji dzisiejszej trasy. Ponad 1,5 km w ciemnościach rozpraszanych przez zaledwie kilkanaście reflektorów. Jest ciężko, bo jedziemy po tłuczniu, który wyrywa kierownicę z rąk. W tunelu mija mnie Ewa. Za tunelem krótkie podejście, podjazd łąką i wjeżdżamy na asfalt. Kawałek dalej jest pierwszy bufet. Zaczynam odżywać. Troszkę mnie to pociesza, po początek naprawdę fatalny. Do tego dalej czuję kolano.

Zaczynamy podjazd na Jeleniec szutrówką. Końcówka podjazdu to mocne podejście na skałki i zaczynamy pokonywać fenomenalny singielek. Momentami jest bardzo wąsko, krzaki wyrywają kierownicę, trzeba uważać na wystające pieńki, ale jest kapitalnie! Zjazd, zaliczam drugi bufet.

Podjazd na Włostową i Kostrzynę. Mijam Ewę, chwilę rozmawiamy, jedzie z nami też Sabina Rzepka. Podjazd kończy się krętym singielkiem, z którego rozpościera się wspaniały widok na ośnieżone szczyty Karkonoszy. Pięknie! Dalej singielek przechodzi w wymagający trawers, by po chwili opadać z zabójczym nastromieniem wąskimi agrafkami. Do tego nawierzchnia: luźne kamyczki i piach. Próbuję jechać dopingowany przez turystów i Sabinę Rzepkę, ale ostatecznie odpuszczam i spory kawałek, jakieś 150-200 m sprowadzam. Niżej już zjeżdżam, mijam Lucjana Maślanę. Dopiero po maratonie dowiaduję się, że to był osławiony zjazd do Sokołowska. Będę miał w tym rok jeszcze okazję zmierzyć się z tym zjazdem podczas MTB Challenge:)

Dalej przed nami podjazd pod Garniec i Kopicę. Staram się gonić Lucjana i Sabinę, słabo dziś jadę pod górę, na zjazdach też jest bez rewelacji, ale mam jednak niewielką przewagę. Inaczej sprawa wygląda na typowych szybkich szutrowych zjazdach. Mam do takich zjazdów uraz po zeszłorocznym wypadku. Nie czuję się pewnie, szczególnie, że opony Nobby Nic nie są stworzone do takich warunków. Wjeżdżam na Przełęcz Pod Szpieżakiem i odbijamy w kierunku granicy z Czechami. Równolegle na tym odcinku jadą z nami endurowcy. Po kilku chwilach nie mamy wyboru i musimy prowadzić rowery, jest bardzo stromo. Szlak wzdłuż granicy obfituje w strome podjazdy, jeszcze w dwóch miejscach prowadzę rower. Jak mamy podjazdy, to muszą być też zjazdy, a te są w większości techniczne, taki lubię:) Na jednym z podejść dogania mnie Jarek. Mijamy Siroky, Płoniec, Kościelec i Słodną i dojeżdżamy do bufetu zlokalizowanego na przełęczy.

Za bufetem zaliczamy krótką pętelkę w najbardziej oddalone od miejsca startu ścieżki górujące nad Głuszycą i Łomnicą. Szlaki w tej okolicy są bardzo strome i wymagające. Przekonałem się na własnej skórze - pokonanie pętelki o długości zaledwie 9 km zajęło mi grubo ponad trzy kwadranse! Większość tej drogi jechaliśmy z Ewą, która świetnie podjeżdża i wcale nie gorzej zjeżdża, oraz z Jarkiem W. Dojeżdżamy w końcu na mijaną już wcześniej przełęcz i zaliczamy czwarty już bufetem. Do mety pozostało około 30 km. Lekko nie będzie. Upał mocno daje mi popalić.

Za bufetem zostawiam towarzystwo i gnam zjazdami. Przecinam asfalty i zaczynam podjazd na Dzikie Turnie - brzmi groźnie;) Zjeżdżamy się z MEGOWCAMI i mkniemy szybkimi zjazdami szutrówką znaną mi z maratonu w Głuszycy 2010 - to był mój debiut w górach. Na jednym ze zjazdów czuję się wyjątkowo niepewnie, zaczynam się ratować i wytracać prędkość, niestety nie udaje mi się uniknąć lądowania w rowie, rower zatrzymuje się na kamieniach, a ja lecę przez kierownicę. Chwilę potrwało, zanim się zebrałem. Kolano boli, uderzyłem w kamień, do tego niegroźne otarcia. Kilka osób zwalnia i pyta, czy pomóc. Ewa nawet się zatrzymała. Odpowiadam, że jest ok i zaraz wstanę. Leżę jednak jeszcze chwilę. Poobijany wygramoliłem się w końcu i ruszyłem dalej, trzeba walczyć! Dopiero po chwili zorientowałem się, że zgubiłem licznik.. To już drugi w tym roku.. Na podjeździe okazuje sie, że kolano przestało boleć, tzn ból, który czułem od dwóch tygodni, ustąpił! Podjeżdżamy brukowaną drogą na Gomolnik Mały, gonię Jarka, którego mam w zasięgu wzroku.

Za Gomolnikiem wjeżdżamy znów na Jeleniec. Piękne miejsce, skałki, do tego świetne widoczki. Po krótkim, ale świetny singielku pod Rogowcem zaczynają się zjazdy. Początkowo szybkie, ale odcinkami są techniczne, na jednym z technicznych odcinków, na drodze staje mi zawodniczka z dystansu MEGA i chcąc uniknąć kolizji wybrałem lot przez kierownicę. Tym razem jednak obyło się bez obijania, wstałem i pojechałem dalej. Końcówka ostro po korzeniach, ale w siodle:) Asfalty, bufet numer V i podjazd na Przełęcz Pod Wawrzyniakiem.

Początek ostro pod górę, wszyscy prowadzimy, dochodzę Jarka. Kawałeczek dalej można już jechać, wsiadam więc na rower i kręcę. Po chwili zaczynam jeden z najfajniejszych odcinków MTB, jaki jechałem - wąski singielek trawersujący strome zbocza Jałowca. Sporo wyprzedzam, głównie MEGOWCÓW. Pod koniec tego odcinka dojeżdżam Grześka C. Dalej zjazdy do ostatniego bufetu. Jestem już zmęczony, ale jednocześnie nabrałem jakby nowej porcji energii. Razem z Lucjanem uciekamy Grześkowi, przed metą mamy jeszcze do pokonania kilka krótkich podjazdów i ciekawych zjazdów, ale trasa jest raczej interwałowa i jednocześnie ciekawa. Ostatni kilometr, szybkie szutrówki, jedziemy z Lucjanem. W pewnym momencie zastanawiam się, czy dobrze pojechaliśmy, przez kilkaset metrów na zjeździe nie ma strzałek, dojeżdżamy do głównej drogi w Wałbrzychu i wszystko jest jasne - pomyliłem trasę:( Zrezygnowani wracamy pod górę i podążamy już prawidłową drogą do mety. Po przekroczeniu mety przepraszam Lucjana za pomyłkę.

Jestem zły, głupie błędy, do tego słaba dyspozycja na podjazdach i fatalna na szybkich zjazdach. Zupełnie nie jestem zadowolony ze swojej jazdy. Wiem, że nie jestem odpowiednio przygotowany, ale mimo wszystko wierzę, że stać mnie na więcej. Strata do kolegów z teamu duża, wstyd trochę..


Kategoria 050-100, Góry, Imprezy / Wyścigi, W towarzystwie, XTC

Spacerek po mieście

Czwartek, 17 maja 2012 | dodano: 28.05.2012 | Rower:Trek SLR | temp 14.0˚ dst20.00/0.00km wh avgkmh vmax0.00kmh HR /

Spokojne kręcenie po mieście i załatwianie spraw..


Kategoria 000-050, Trek

Merida Mazovia MTB - Legionowo rozgrzewka

Niedziela, 13 maja 2012 | dodano: 15.05.2012 | Rower:Giant XTC | temp ˚ dst10.00/0.00km wh avgkmh vmax0.00kmh HR /


Kategoria 000-050, W towarzystwie, XTC

Merida Mazovia MTB - Legionowo

Niedziela, 13 maja 2012 | dodano: 15.05.2012 | Rower:Giant XTC | temp 12.0˚ dst82.00/78.00km w03:14h avg25.36kmh vmax47.70kmh HR /

Po zeszłotygodniowej kontuzji kolana, siłą rzeczy odpuściłem treningi w tygodniu. Mimo to wiedziałem, że będzie bolało..

Na maraton Mazovii w Legionowie jedziemy z Magdą i Pawłem. Jesteśmy wcześnie. Na parkingu spotykamy Ulę i Tomka, chwilę później Damiana, Romka, Zdzicha, Michała z rodziną.. dużo nas pomarańczowych:) Spotykam też innych znajomych. Chwilę trwa, jak zwykle, zanim się wygrzebaliśmy z samochodu. Jest chłodno. Ruszamy na rozgrzewkę. Jedziemy z Damianem i Pawłem pierwsze kilometry i końcówkę. Początek szeroki i dziurawy, końcówka fajnym odcinkiem, ale jest wąsko. Przed startem zrzucam nogawki i bluzę - w lesie będzie ciepło. Stajemy w sektorze. Okazało się, że dzisiejsza edycja przyciągnęła na start rekordową ilość zawodników i w sektorach jest już dawno pełno ludzi. W górach nie ma tego problemu.. Stoimy prawie na samym końcu z Pawłem. Obok nas jest Paweł L. z Plannji, przed nami chłopaki z teamu i Bartek z Welodromu.

Ruszamy. Początek staram się jechać mocno, bo wiem, że co stracę na początku, ciężko będzie odrobić na kolejnych kilometrach. Na szybkiej szutrówce, gdzie prędkość oscyluje w granicach 40 km/h, ktoś zajeżdża mi drogę i muszę odbić w koleinę. Chwilę później przed kołami wyrasta kupa gruzu, muszę się zatrzymać i obejść, wjechać na ścieżkę nie ma szans.. Kilka metrów dalej w koleinie stoi zawodnik Airbike.. znów muszę się zatrzymać. W efekcie na pierwszym zakręcie jestem... ostatni z sektora. Dobry początek..

Wjeżdżam do lasu i staram się przedzierać do przodu. Na jednym ze zwężeń mijam Tomka Kuczewskiego, kątem oka widzę, że miał wypadek, ale wygląda na całego, nawet nie ma czasu zapytać, takie jest tempo. Bardzo niebezpiecznie się zrobiło. Później okazało się, że Tomek złamał obojczyk:( Trasa jest bardzo szybka, ale w większości szeroka i można spokojnie wyprzedzać. Jadę mocno i mijam kolejnych zawodników. O dziwo niewielu chce współpracować i pierwszą pętlę jadę praktycznie cały czas z przodu. Dobrze mi się współpracuje jedynie z jednym zawodnikiem w spodenkach VW. Cały czas 100m z przodu widzę Pawła. Trasa cały czas szybka, dwa podjazdy, kilka łach piachu, krótkie odcinki singlami. Na większych nierównościach, których nie brakuje, łańcuch spada z blatu na środkową zębatkę, strasznie irytuje i nie pomaga w kluczowych momentach. Przed premią Autoland długa bardzo dziurawa szutrówka, mijam Pawła z Plannji. Spodziewałem się, że premia rozegrana będzie na jakimś podjeździe, chociaż dwumetrowej wydmie, a nie po kilometrach szutrów..

Za premią jest wąski kręty odcinek, wygląda jakby organizatorzy przygotowali ten odcinek specjalnie na maraton. Dalej na jednym z podjazdów mijam Bartka. Dojeżdżamy do miejsca, w którym wjeżdżaliśmy do lasu i dokręcamy drugą część rundy po rozjeździe FIT/MEGA-GIGA. Po drodze dwa piaskowe podjazdy. Zawodnicy przede mną biegną, nie ma szans się sprawdzić, wierze, że jednak do podjechania, mimo, że Furious Fred założony na tylnym kole traci przyczepność na piaszczystych podjazdach. Na jednej z tych hopek stoi Marek i dopinguje.

Zaczynamy drugą pętlę. Na jednym ze zwężeń wpadam w koleinę, wyrzuca nie na pobocze i dosłownie o milimetry mijam spory pieniek. Musiało to śmiesznie wyglądać, bo tył roweru tańczył, jak na lodzie. Nie było mi to śmiechu, bo było szybko. Dlatego właśnie nie lubię jazdy na kole i takich szybkich tras. Trochę mnie to wybiło z rytmu. Dojeżdża Bartek i jedziemy razem grupką. Namawiam go na GIGA. Zaczynam odczuwać ból w kolanie. Niby nie jest najgorzej, ale z każdym kilometrem przy mocniejszym deptaniu w korby boli coraz bardziej. Mam siłę jechać mocniej, ale kiedy trzeba nacisnąć, nie mogę. Tracę dystans do grupki. Na bufecie jestem jeszcze obok Bartka. Przy trasie stoi Paweł Wilk i majstruje przy kole. Pytam czy pomóc, ale odpowiada, że wszystko ma. Później okazało się, że złapał gwóźdź w gumę, a zapas okazał się dziurawy.. Szkoda:( Pod koniec pętli tracę dystans do grupki. Ostatnią pętlę staram się gonić zawodników przede mną. Nie pomagają żele i motywowanie się na wszelkie sposoby. Kolano nie pozwala. Mijają mnie kolejni zawodnicy, za cel honoru postawiłem sobie dogonić Piotrka Całkę, którego od dłuższego czasu widzę przed sobą.

W końcu dojeżdżam Piotrka, ale szybko go mijam. Powoli dublujemy coraz większą ilość megowców, którzy jednak są niezwykle uprzejmi. Zupełnie nie mam problemów z mijaniem ich. W międzyczasie mija mnie kilku zawodników, próbuję złapać się na koło, ale nie mogę zdobyć się na szarpanie.. Dwie hopki piaszczyste niestety z buta, dzisiaj ich nie podjadę. Na około 7km przed metą dojeżdża mnie dwóch zawodników. Jeden z nich zagaduje i współpracujemy. Ostatnie kilometry są kręte, jadę ostatni, staram się zaatakować na ostatnim krótkim podjeździe... Kolano nie pozwala i na ostatnią prostą wpadam jako trzeci. 300m finishu i jestem drugi z grupki, zawodnik za mną odpuścił.

Szybko, trzy godziny i kwadrans. Na mecie czeka Magda i koledzy z teamu. Po kilku minutach rozmowy m.in. z Marcinem z Alumexu spotykam Jarka W. na dużych kołach i Pawła L. z Welodromu. Zjadamy makaron. Powoli zbieramy się do samochodu, bo szybko się ochładza. Zupełnie nie zwróciłem uwagi, że na trasie złapała nas mżawka. Czekamy jeszcze na dekorację - Magda staje na drugim stopniu podium, wchodzi również na podium K3 w imieniu Uli, która pojechała z Tomkiem do szpitala. Tomek wracaj do zdrowia!

Wrażenia z jazdy słabe. Nie czuję się pewnie na takich trasach, jazda na kole nie jest moją mocną stroną. Mimo to byłoby dobrze, gdyby nie spadający łańcuch, ale przede wszystkim niesmak pozostaje z powodu bólu kolana. Zupełnie nie mogłem jechać swojego, tętno średnio na poziomie 160bpm mówi samo za siebie. Miałem zapas. Mam nadzieję, że do następnego górskiego maratonu kolano jednak przestanie boleć. Mimo to wynik nie najgorszy, 12 miejsce M2 (9 było realnie w zasięgu) oraz niezły wskaźnik, ale to za sprawą banalnej, szybkiej trasy. Fatalny start pozostawię bez komentarza;)


Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, W towarzystwie, XTC

Czwartkowe kręcenie

Czwartek, 10 maja 2012 | dodano: 14.05.2012 | Rower:Giant XTC | temp 25.0˚ dst73.42/0.00km w03:08h avg23.43kmh vmax44.50kmh HR /

Rano na uczelnię. Pogoda upalna, niedobrze. Po załatwieniu wszystkich spraw ruszam w miasto. Umówiliśmy się z Magdą na Mokotowie. Dojeżdżam dopompowując kilka razy tylne koło, podejrzewam, że taśma, którą okleiłem obręcz, zsunęła się i otwory na nyple podziurawiły dętkę. Podjeżdżam więc do sklepu - najbliżej był Legion na Modzelewskiego. Słaba obsługa, nie polecam niestety. Sprzedali mi, jak się później okazało lipną opaskę, dwa razy za szeroką, a ja nie mając doświadczenia z opaskami, wziąłem, co mi dali. Jakoś jednak udało się założyć oponę, z niewielką pomocą Magdy, który dojechała w tak zwanym międzyczasie.

Ruszamy w stronę Grochowa odwiedzić zapracowanego Pawła. Po kilku dłuższych chwilach rozmowy i schłodzeniu się zimnym spirte'em z cytrynką uciekamy. Podjeżdżamy jeszcze na ciastko do cukierni Olczaka przy Rondzie Wiatraczna. Eklerki jak zwykle pyszne:) Dalej jedziemy w stronę Piastowa i przez Pruszków, Parzniew (krótki postój przy sklepie) do Brwinowa. Odwiedzamy Jakuba w sklepie. Zamówionych rękawiczek jeszcze nie ma, ale uzupełniliśmy z Magdą zapas dętek.

Nieco już zmęczeni upałem dokręcamy do mnie przez wioski i regenerujemy się pyszną pizzą i lampką czerwonego wina:)


Kategoria 050-100, W towarzystwie, XTC

Rozruch..

Środa, 9 maja 2012 | dodano: 09.05.2012 | Rower:Trek SLR | temp 16.0˚ dst29.37/0.00km w00:57h avg30.92kmh vmax38.00kmh HR /

Po dwóch dniach odpoczynku, wybrałem się na krótki rozruch, sprawdzić w jakim stanie jest kolano. Wyjechałem dopiero o 19. Pogoda przyjemna, słoneczko, tylko lekki wiatr i odpowiednia temperatura. Jadę do Błonia, nawrotka na rondzie i powrót, wyszło 24 minuty. Kolano nadal boli, ale da się jechać, dokręcam więc kolejne kilometry. Tym razem jadę do Ożarowa, szybki powrót. Po drodze spotykam Romka:) Dojeżdżam do domu, niecała godzinka, ale wystarczy, kolano boli coraz mocniej.


Kategoria 000-050, Trek

Rozjazd - Droga Krzyżowa w Bardo!

Niedziela, 6 maja 2012 | dodano: 07.05.2012 | Rower:Giant XTC | temp 18.0˚ dst44.09/17.00km w02:33h avg17.29kmh vmax46.80kmh HR /

Dzień po maratonie tradycyjnie planujemy rozjazd. Na początku chcieliśmy pojechać drugi raz na Rychlebskie Scieżki, ale ostatecznie zdecydowaliśmy się pokręcić po okolicy. Po 9 spotykamy się w Sosnowej z Grześkiem i Jarkiem. Jedziemy do Laskówki szutrówkami i dalej rowerowym szlakiem w stronę Janowca.

Szlak jest bardzo ładny, a pogoda potęguje odczucia - pomimo niskiej temperatury, słoneczko ładnie rozświetla okolicę!

Kolano jednak boli, mam wrażenie nawet, że coraz bardziej. Mimo, że jedziemy bardzo spokojnie, to momentami zaciskam zęby.. W Janowcu wjeżdżamy w góry, zielonym szlakiem wspinamy się na Kalwarię.

Odbijamy od szlaku i zjeżdżamy do punktu widokowego pod Krzyżem. Niektórzy schodzą;)

Z tego miejsca rozpościera się wspaniały widok na Bardo i pasmo Cisowej, które przejechaliśmy z Magdą trzy dni wcześniej.

Kierujemy się dalej szlakiem do celu naszej podróży - słynnej Drogi Krzyżowej w Bardo. Podobno szlak jest bardzo trudny. Zjazd jest szybki, co w połączeniu z wiecznie wilgotnymi kamieniami czyni go cholernie niebezpiecznym. Z relacji Jarka wynika jednak, że tylko ostatnie kilkaset metrów pasuje do tego opisu. Zdziwiliśmy się więc wszyscy, kiedy okazało się, że zjazd rozpoczyna się 100metrowym odcinkiem po luźnym głazowisku.

Takie zjazdy są najfajniejsze, dają najwięcej zabawy. Niestety od spinania mięśni ból w kolanie się nasila i muszę odpuścić w połowie zjazdu. Szkoda:(
Dalej jedziemy już właściwy zjazd, mijamy kolejne stacje Drogi Krzyżowej. Szlak jest faktycznie mokry, a liczne kamienie śliskie.


Końcówka zjazdu jeszcze trzy dni temu była w zasadzie bardzo łatwa, śliska, ale łatwa. Woda opadowa wyerodowała jednak sporej wielkości dziurę i zrobiło się ciekawie. Magda wolała nie ryzykować.

Dojeżdżamy na rynek w Bardo, krótki postój na ciastko i kawę, ale szybko się zbieramy, bo robi się chłodno. Powrót planujemy rowerowym. Początek wzdłuż Nysy Kłodzkiej.

Dalej jedziemy szlakiem, który istnieje najwyraźniej tylko na mapie i musimy się zawrócić. Jedziemy więc rowerowym do zielonego pieszego i zjeżdżamy do Janowca, a dalej już asfaltami gnamy przed siebie, tzn w stronę Złotego Stoku. Kolano coraz bardziej woła o litość, nie daję rady. Łapię się na tym, że pedałuję jedną nogą..
Nasz pobyt w Sudetach dobiega końca. Szkoda, że tak szybko ten czas minął, było pięknie!


Kategoria XTC, W towarzystwie, Teren, Góry, 000-050

Powerade Garmin MTB Marathon - Zloty Stok - rozgrzewka

Sobota, 5 maja 2012 | dodano: 08.05.2012 | Rower:Giant XTC | temp ˚ dst10.00/0.00km w30:00h avg0.33kmh vmax0.00kmh HR /


Kategoria 000-050, XTC

Powerade Garmin MTB Marathon - Zloty Stok

Sobota, 5 maja 2012 | dodano: 08.05.2012 | Rower:Giant XTC | temp 20.0˚ dst82.13/75.00km w05:33h avg14.80kmh vmax55.20kmh HR 154/182

Nadszedł dzień maratonu. Jedziemy dosyć wcześnie do Złotego Stoku. Szybkie zakupy, pakowanie plecaka. Nie mamy z Magdą wątpliwości, jak się ubrać. Jest bardzo ciepło, a będzie jeszcze cieplej. Pierwszy raz biorę ze sobą żele Maxima, wszyscy dookoła chwalą, coś w tym musi być. Spotykam sporo znajomych. Rozgrzewam się poczatkowo z Jarkiem, później dołączam do Romka, a chwilę później jedzie z nami Michał W. Ustawiamy się w sektorach, po starcie w Murowanej Goślinie przypada mi sektor II. W sektorze spotykam kolejne znajome twarze, m.in. Jarka, Jurka i Mateusza z teamu. Ruszamy!

Początek dobrze mi znany, podjazd po Jawornik Wielki. Wiem, że jest szeroko i każdy znajdzie swoje miejsce. Martwi mnie, że wyprzedzają mnie kolejne osoby. Nie jedzie mi się dobrze. Pewnie później się rozgrzeję, jak zwykle zresztą. Tak też jest. Po około 20 minutach podjazdu jest już ok. Po czterdziestu-kilku minutach docieram do pierwszych zjazdów, początek szybki, później pierwszy wąski i stromy odcinek, zawodnik przede mną upada, awaryjne hamowanie... i uderzam kolanem w kierownicę.. Zły jak cholera, bo kolano boli i to nie lekko.. Nic tam, zaraz przejdzie. Na szybkich zjazdach trzymam się dwóch zawodniczek Murapol Specialized Twomark. Wyciągam żel z kieszonki i odkręcam, dziura w szutrówce i całe ręce mam ufajdane w lepkim żelu.. Poirytowałem się tym strasznie, tym bardziej, że łańcuch spada mi z blatu i ciągle muszę poprawiać.. Wciągam resztę żelu, popijam wodą i resztę bidonu wylewam na rękawiczki, kierownicę i klamki hamulców.
Przejeżdżamy przez Chwalisław, droga znów pnie się w górę. Póki co trasa jest, tak jak się mogłem spodziewać, łatwa. Na podjeździe jednak kolano boli. Jadę dalej w kilkuosobowej grupce, z ktorą przemierzamy kolejne kilometry. Mijamy przełęcz Chwalisławską i zaliczamy kolejne szybkie zjazdy. Niezbyt pewnie czuję się na tych odcinkach, chyba za mało ciśnienia w przedniej oponie, a może po prostu zbyt długa przerwa od takich odcinków, w końcu ostatni raz w prawdziwych górach byłem w czerwcu zeszłego roku na MTB Trophy. Zaliczyłem też upadek na takim szybkim zjeździe.. Nie chcę jednak o tym myśleć, jadę dalej:) Wyjeżdżamy na łąki i po chwili widzę zawodników nadjeżdżających z naprzeciwka.. Czyli w ślepej pogoni za zawodnikami przede mną, udało mi się zgubić trasę.. No pięknie. Wracam się. Jakieś 1,5 do 2 km. Skręcam za strzałkami. Powieszone są w ten sposób, że faktycznie można było nie zauważyć, ale cóż, jadę dalej. Widzę przed sobą Jarka. Zaliczamy razem trawiasty podjazd.

Zostawiam Jarka i staram się nadrabiać stracone cenne minuty. Na nic jednak zdaje się mój wysiłek, kolano boli coraz bardziej i pod górę właściwie nie mogę jechać swojego. Pamiętam, że na odcinku za 2 bufetem był całkiem fajny zjazd. Hamulce piszczały z radochy, ja jednak nie czułem się pewnie. Coraz gorsze są moje wrażenia z jazdy, nie dość, że na podjazdach nie mogę atakować, to na zjazdach daję ciała.. Dogania mnie Jarek. Jedziemy dość stromy podjazd, krótki fragment idziemy. Dalej jedziemy razem. Szybko dojeżdżamy do trasy mega, czyli znanego mi dobrze odcinka z Jawornika do Orłowca. Trzeci bufet. Zatrzymuję się, łykam całą butelkę powerade i kubek wody, napycham się suszonymi morelami. Jest bardzo ciepło, a ja mam tendencje do odwadniania się na maratonach. Nie chcę powtórzyć tego błędu.

Podjazd szeroką szutrówką w stronę Borówkowej, gonię Jarka, w końcu jedziemy razem. Czuję się fatalnie, mam wrażenie, że pod górę kręcę jedną nogą, ale w dalszym ciągu walczę. Odbijamy na szybkie zjazdy do Lutyni. Nie lubię tego odcinka. Pamiętam, że w zeszłym roku prawie wypadłem z drogi. Jadę mimo to dość sprawnie. Końcówka zjazdu po kamieniach przez strumyk, wyprzedza mnie znacznie szybciej zjeżdżający, robię mu więc miejsce. Obok trasy widzę Michała z Plannji, pytam się więc, czy mogę pomóc - urwał przerzutkę - nie pomogę. Zjeżdżam do Lutyni. Bufet. Znów butelka powerade, kubek wody, modele, banan.

Jedziemy z Jarkiem. Zaczynamy podjazd na przełęcz Lądecką. Jarek szybko mi ucieka, nie jestem w stanie kręcić mocno, spokojnie więc młynkuję. Kawałek też podprowadzam. Nie jest dobrze.. Wjeżdżam do lasu i podjeżdżam pod Borówkową. Nie ukrywam, że kawałek idę. W tym momencie właściwie myślę tylko o tym, żeby wyścig jak najszybciej się skończył, kolano woła o litość. W sumie dziwne, uderzyłem w rzepkę, nic nie powinno się stać. Docieram w końcu na szczyt i zaczynam zjazd. Lubię mimo wszystko ten zjazd. Trzęsie okrutnie, ale jest fajnie. Kamienie w całości przejechane, dalej singielek i zjazd po korzeniach - tutaj nadgarstki miały dosyć:) Kolejny, piąty już bufet.

Ostatnie kilometry, jeden podjazd i szybkie szutrówki do mety. Na podjeździe mija mnie Jacek. Nie próbuję nawet go gonić, nie jestem w stanie przezwyciężyć bólu i kręcić, a podjazd jest mocny, Jacek wjeżdża wszystko. Ja zaliczam spacerek. Wypłacza się w końcu i końcówkę podjazdu wjeżdżam. Ostatnie kilometry to szybkie zjazdy, bez szału, nie mogę nawet mocniej przycisnąć, do tego łańcuch spada mi z blatu..

Na mecie czeka na mnie Magda. Już się martwiła. W sumie ja też. Pojechałem fatalnie. Szwankujący sprzęt, zgubienie trasy i ból kolana złożyły się na fatalny wynik. Strasznie żałuję, że czuję, że kondycyjnie stać mnie było na dużo więcej. Martwi mnie również słaba dyspozycja na zjazdach, ale wiem, że będzie dobrze w następnym starcie. Kolano jednak nie daje mi spokoju, boli coraz bardziej.

Po sprawdzeniu wyników jestem załamany. Dojechałem w szarym ogonie, najsłabiej z teamu. Świetny wynik wykręciła Ula. Po raz kolejny nie dała szans rywalkom. Moja strata do niej - powinienem się wstydzić;) Magda zadowolona. Poprawiła się blisko 25 minut w stosunku do zeszłorocznego startu. Zaliczyła dwa upadki i jest cała posiniaczona, ale opowiada mi o tym z uśmiechem. Na mojej twarzy rysuje się grymas bólu i zrezygnowania zarazem. W głębi wiem jednak, że będzie dobrze Wałbrzych już za dwa tygodnie!

1/1M3 B. Czarnota 3:45:30
4/1M2 B. Janowski 3:56:32
15 M. Wojciechowski 4:21:24
45 Jurek 4:44:18
49 Romek 4:45:31
56 Zbyszek Bieryt 4:49:33
62 Escamilo 4:51:38
67 Ula 4:55:13
92 Jurek Maćków 5:17:35
103 Mateusz W. 5:22:56
111 Jarek 5:30:20
112 Jacek P. 5:31:11
116 ktone 5:33:05
123 Grzesiek C. 5:39:54


Kategoria 050-100, Góry, Imprezy / Wyścigi, Teren, W towarzystwie, XTC