Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2011

Dystans całkowity:1059.34 km (w terenie 390.01 km; 36.82%)
Czas w ruchu:50:47
Średnia prędkość:20.72 km/h
Maksymalna prędkość:62.80 km/h
Maks. tętno maksymalne:193 (96 %)
Maks. tętno średnie:156 (78 %)
Suma kalorii:15245 kcal
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:52.97 km i 2h 40m
Więcej statystyk

MTB Cross Maraton - Suchedniów

Niedziela, 21 sierpnia 2011 | dodano: 22.08.2011 | Rower:Giant XTC | temp 24.0˚ dst95.91/88.00km w06:00h avg15.98kmh vmax53.20kmh HR 156/188

Jadąc do Suchedniowa spodziewałem się łatwego i szybkiego maratonu, czegoś na kształt Zagnańska, szczególnie, że dystans większy o ponad 20km. Utwierdziły mnie w tym opinie na forum i zdjęcia - trochę błotka i szutry. Rzut okiem na mapę - długie proste i połowa trasy po polach. Miało być szybko i na kole;) ale po kolei.

Tradycyjnie już na maraton ŚLR jedziemy z Magdą i Pawłem - Jarek wczoraj ukończył Carpathię. Biuro, przebieranie i na rozgrzewkę. Jedzie z nami Arek, z którym spotkaliśmy się na parkingu. Na niebie ani jednej chmurki, wiatr ledwie zauważalny - będzie gorąco.. Jakoś tak na luzie podchodzę do tego startu - nie spodziewam się niczego dobrego po swojej formie - trudno spodziewać się wyniku, jeśli prawie w ogóle nie jeżdżę. Nauczony startem z końca stawki w Zagnańsku, szybko zajmuję miejsce w sektorze, mimo to jestem daleko. Pawła nie ma długo, okazało się, że tuż przed startem złapał gumę.. Startujemy!

Początek po asfaltach, szybko, ale nie tak szybko, jak zwykle. Nadrabiam wiele pozycji, do lasu wjeżdżam w dobrym tempie, na pierwszym błotku mijam chyba ze 20 osób, porobiło się jakieś ogromne zamieszanie, no ale wystarczy w takiej sytuacji, że jedna osoba się zatrzyma. Nie ukrywam, że dobry początek podbudował mnie, pomyślałem, że może nie będzie tak źle. Przed nami szybkie szutry, jazda na kole. Dobry humor szybko mija - powraca problem bólu w plecach. Kolejne osoby mi uciekają. W końcu dochodzi mnie Paweł i bez chwili zastanowienia łapię koło. Jedziemy razem kilka km, odcinek po bruku daje mi jednak w kość, Paweł sprawia wrażenie zupełnie niewzruszonego kiepską nawierzchnią i ucieka;) Chwilę później odbijamy w las. Wyprzedzam kilku zawodników, dojazd o pierwszego trudnego zjazdu i niestety jestem zablokowany, trzeba zejść:( Dalej walka z błotem, które wciąga buty i już jesteśmy na podjeździe. Podjazd długi, szczerze przypominał mi beskidzkie ścieżki. Jadę z zawodniczką Kellys (chyba Kasia Galewicz, ale poczekam na wyniki) i gościem, który wytyczał trasę - poznałem go przed startem. Podjazd kończy się świetnym odcinkiem po płaskim - masa korzeni, błoto - górskie klimaty. Gość od trasy krzyczy o trudnym zjeździe - jeździe po lewej! Pojechałem po prawej, Kasia przede mną, zatrzymuje się i niestety muszę zrobić to samo. Co na to autor trasy? "Przecież kazałem po lewej!" :) Trasa jest ciężka i zastanawiam się, czemu nie jestem zawiedziony, przecież miały być szutry;) Po kilku kolejnych km po lasach Suchedniowskich w końcu wyjeżdżamy na fragment "po polach". Gdzieś po drodze jest bufet - dojeżdżam po ponad półtorej godzinie. Jest gorąco, dlatego łykam dużo izotonika, jem banany - obsługa jak zwykle na ŚLR wzorowa! Ruszam dalej z Kasią.

Kolejne kilometry to interwałowe szutry, nierzadko z luźnym żwirem, trochę asfaltu i sporo podjazdów po trawie. Jest ciężko, upał i zdecydowanie za duże ciśnienie w przednim kole nie pomagają. Na jednym ze zjazdów gubię bidon. W pamięci najbardziej zapadł mi trawiasty podjazd przy torach, ciężko było! Mijamy wiele pięknych miejsc, w których chętnie bym się zatrzymał i położył w cieniu. W jednym z takich miejsc siedziały dwie dziewczyny i zapisywały numery zawodników. Zapraszały na dobre śliwki z drzewa, pod którym siedziały - pomyślałem - może na drugiej pętli.. Jednak zanim dojechałem do drugiego bufetu miałem już serdecznie dosyć i chciałem na rozjeździ eskręcić na metę. Na bufecie jednak odżywam po wchłonięciu kilku kubków izotoniku i bananów. Zaraz za bufetem jest rozjazd, który mijam mówiąc pod nosem, że będę żałował tej decyzji.

Dosłownie chwilę później po wjechaniu do lasu czeka mnie wspinaczka. Przymykam oko na tę niedogodność, chociaż wspinaczka nie jest wcale łatwa, tam nawet bez roweru byłoby ciężko. Owe miejsce to Michnowski Kamień - niezwykle malownicze skałki dewońskich piaskowców. Teoretycznie można by poprowadzić trasę w drugą stronę i mielibyśmy bardzo wymagający zjazd, którego nie powstydziliby się chłopaki z Karpacza, ale wtedy nie byłoby okazji przyjrzeć się otoczeniu:) Jedziemy dalej! Kasia cały czas jest blisko. Zaskakuje mnie dalsza trasa - jest ciężka, może niespecjalnie trudna, ale ciężka, a pokrywa się z dystansem family! Dojeżdżam w końcu na znane już szutry i bruki. Co? Aż tu? Miałem nadzieję, że druga pętla ominie te bruki, na szczęście szybko dojeżdżam do lasu, chociaż tempo systematycznie słabnie. Nastrój poprawia mi bez problemy zjechany śliski zjazd, jednak na krótko. Błoto z pierwszej pętli przeschło i zmieniło konsystencję z mazi na oblepiające wszystko.. W pewnym momencie nie miałem już siły pchać roweru i musiałem oczyścić koronę Reby. Długi podjazd ambitnie atakuję ze środka - wszelkie próby skorzystania z młynka, kończą się kolejnymi szlifami ramy. Łańcuch zaciąga od tej pory aż do mety. Podjazd nie jest już taki prosty, jak na pierwszej pętli, ale staram się jechać z Kasią i jeszcze jednym gościem. Gość słabo zjeżdża i jeszcze gorzej radzi sobie na korzeniach, ale bardzo uprzejmie przepuszcza nas przed zjazdem. Na finałowy błotnisty odcinek Kasia puszcza mnie przodem - zjechane bez problemu, lewą stroną:)

Kolejne km to ciągła walka z podjazdami i przepychanie, momentami napęd zaciąga nawet na środkowej tarczy.. Na bardzo ładnym odcinku w lesie razem z grupką, z którą jechałem, zgubiliśmy trasę - przewieszone strzałki, taśmy i właściwa ścieżka zaciągnięta krzakami.. szkoda słów. W sumie nie straciliśmy dużo. Po wyjechaniu z lasu i pokonaniu kilku km po tzw polach, dotarliśmy w końcu do upragnionego bufetu. W bukłaku pusto, w brzuchu burczy, a ja mam już dosyć jedzenie batonów, które mam ze sobą. Na bufecie tylko izotonik. Mało jest rzeczy, których nie lubię jeść, ale za arbuzem szczerze nie przepadam. Mimo to smakował pysznie:)

Kolejny podjazd, zjazd, słońce ciągle grzeje.. Niesamowicie miły w takich okolicznościach jest doping miejscowych, naprawdę dodaje skrzydeł. Niektórzy częstują nawet wodą i izotonikiem! Ciągle jadę z Kasią Galewicz, ale na stromym podjeździe po trawie nie daję rady przepchnąć na 32/34 i muszę iść. Mam serdecznie dosyć i dalej już dosłownie tylko toczę się do ostatniego bufetu. Na bufecie pytam, czy mają zimne piwo, co wywołało uśmiech, ale faktycznie marzyłem w tym momencie tylko o zimnych Specjalu.
Do mety 7km. Niby niewiele, ale na tym odcinku wyprzedziły mnie jeszcze dwie osoby i obiłem sobie krocze.. Dogoniłem jeszcze Kasie, która miała jakąś awarie i szybko mi uciekła. W końcu wpadam na metę, ledwo żywy, totalnie ujechany.
Dokładnie w momencie przekroczenia kreski ogarnia mnie dobry humor, że jednak się udało. Zresztą w podobnym nastroju wjeżdżali na metę wszyscy. Maraton nie był trudny, ale był bardzo ciężki, a pogoda dodatkowo wzmocniła efekt. Paweł też miał kryzys na trasie, a na mecie był blisko pół godziny przede mną. Magda na dystansie Fan zajęła 3 miejsce w kategorii.

Nieoficjalne wyniki:
Open 41 / M1 5
Czas: 5:59:56 / czas zwycięzcy 4:34

Czas zwycięzcy mówi sam za siebie - maraton nie był lekki. Mówi jeszcze jedno, że w formie, to ja nie jestem.

Update:
Oficjalne wyniki:

Open 38/61 (1: 4:34:29) / M1 5/6 (1: 4:54:48)


Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Teren, W towarzystwie, XTC

MTB Cross Maraton - Suchedniów rozgrzewka

Niedziela, 21 sierpnia 2011 | dodano: 22.08.2011 | Rower:Giant XTC | temp ˚ dst7.00/0.00km wh avgkmh vmax0.00kmh HR /


Kategoria 000-050, W towarzystwie, XTC

5mm i kolejny dziwny defekt..

Środa, 17 sierpnia 2011 | dodano: 20.08.2011 | Rower:Giant XTC | temp 20.0˚ dst24.45/0.00km w00:53h avg27.68kmh vmax45.30kmh HR /

Czasu niewiele, dlatego zaplanowałem sobie półtorej godziny mocnego treningu po okolicznych asfaltach. Przed wyjściem podniosłem siodło o 5mm: wszyscy na około mówią mi, że mam za nisko. Ostatni raz eksperymentowałem przed Karpaczem i nie skończyło się to dobrze ;) Ruszyłem w stronę Grodziska i odbiłem w Żukowie na Milanówek. Tempo dobre, nawet bardzo dobre. Niestety wyjeżdżając z Milanówka, kilka mocniejszych depnięć i nagle napęd się zatrzymał. Nie wiem co się dzieje, ale zatrzymuję się: napęd zablokowany, kaseta odkręcona - wygląda na to, że miałem sporo szczęścia, że nie straciłem zębów.. Nie mam pomysłu co się stało. Jakiś problem z bębenkiem? Powrót do domu tempem ~20kmh, żeby się w razie czego nie zabić. Szkoda, bo mało ostatnio mam czasu na treningi:(


Kategoria 000-050, XTC

Praca

Wtorek, 16 sierpnia 2011 | dodano: 16.08.2011 | Rower:Giant XTC | temp 22.0˚ dst25.00/0.00km w01:05h avg23.08kmh vmax62.80kmh HR /

Wyjazd o 18, powrót o 21. Ciepło, bezwietrznie, nuda;)


Kategoria 000-050, XTC

Karwieńskie Błota - Jezioro Żarnowieckie

Niedziela, 14 sierpnia 2011 | dodano: 16.08.2011 | Rower:Giant XTC | temp 22.0˚ dst63.72/18.78km w03:13h avg19.81kmh vmax46.00kmh HR /

Nad ranem znowu pada, jednak pogoda szybko się klaruje, słońce wychodzi zza chmur i robi się ciepło. Nie musimy się wzajemnie z Magdą namawiać - idziemy na plażę, rower później.

Ruszyliśmy dopiero po 14. Tym razem kierowaliśmy się w stronę Jeziora Żarnowieckiego - analiza mapy utwierdziła nas, że tam musi być ciekawie:) Miejscami przewyższenia przekraczają 110m, jak na 5km od brzegu morza, to
nieźle;)Jedziemy przez Szary Dwór w stronę Żarnowca. Wg mapy przy szlaku jest jakiś głaz narzutowy - ok podjedziemy i obejrzymy. Zanim jednak dojechaliśmy do, jak się okazało, całkiem sporego głazu vel Pogański Kamień, przed naszymi oczami stanęły niemałe moreny. Na mapie praktycznie zero poziomic w tej okolicy, a jednak teren super! Mapa kłamie;)

Jedziemy dalej zielonym szlakiem aż do Żarnowca. Ruszamy w stronę lasu. Niestety pierwsze wrażenie jest negatywne: owszem strome ściany są, gęsty las jest, ale ścieżki są praktycznie nieprzejezdne ze względu na zalegające gałęzie i drzewa. Sporo idziemy. Rezygnujemy z poruszania się dzikimi singlami i wybieramy częściej uczęszczane szutrówki i mimo to, nadal jest ciekawie. Są kamienie, ostre zjazdy i dzikie zwierzęta:)

Podjeżdżamy nad jezioro Żarnowieckie. Byłem tu już kilka razy, jednak za każdym razem to miejsce robi na mnie wrażenie. Podobnie moreny otaczające sztuczne jezioro.

Jedziemy asfaltem na drugą stronę jeziora, mijamy Elektrownię Wodną i potężne rury, którymi z górnego zbiornika płynie woda napędzająca turbiny. Robimy zakupy w sklepie i dłuższą chwilę odpoczywamy - jest gorąco!

Udaje mi się namówić Magdę, żeby podjechać pod górny zbiornik, oczywiście wybieramy leśne drogi. Mijamy kolejne piękne miejsca. Momentami czuję się jak w górach!

Dojeżdżamy w końcu na szczyt moreny i po kilku tylko chwilach odpoczynku ruszamy w dół asfaltem. Odbijamy w pierwszą możliwą drogę w las. Dalej troszkę improwizujemy i jak zwykle to jest strzał w 10! Ścieżki są kapitalne, nie brakuje też szybkiego płynnego zjazdu, szkoda, że nie był kilka razy dłuższy;)


Docieramy z powrotem nad jezioro i decydujemy się na powrót asfaltami - robi się późno. Jedziemy przez Wierzchucino i Żarnowiec, dalej Odargowo i jesteśmy z powrotem na zielonym szlaku do Szarego Dworu, rzut beretem od odwiedzonego
kilka godzin wcześniej Pogańskiego Kamienia. Ponownie zatrzymujemy się w tym miejscu.

Dalej już jedziemy prosto do domu, gdzie czeka na nas pyszny obiad:) Mało jazdy w terenie wyszło, ale ograniczał nas czas, a chcieliśmy zobaczyć wiele. Okolice jeziora Żarnowieckiego śmiało wystarczą na dwa dni jazdy, a gdyby któryś z organizatorów zdecydował się zaprosić tu maratończyków - na pewno nie zawiedliby się! Szkoda, że przyjechaliśmy nad morze tylko na weekend, naprawdę jest kręcić!

Zrobiłem z całego wyjazdu krótki film, to mój debiut;)


Kategoria 050-100, Teren, W towarzystwie, XTC

Karwieńskie Błota - Stilo

Sobota, 13 sierpnia 2011 | dodano: 16.08.2011 | Rower:Giant XTC | temp 20.0˚ dst75.01/71.03km w04:45h avg15.79kmh vmax0.00kmh HR /

Na długi weekend sierpniowy mieliśmy z Magdą wiele planów. Pierwszy z nich to Gwiazda Mazurska organizowana przez Zamane. Zniechęciły mnie opłaty i dystanse. Zacząłem szukać jakiejś alternatywy i pomyślałem o wyjeździe do Wisły. Zrezygnowaliśmy z dwóch podowód: brak kasy i przede wszystkim graniczące z cudem znalezienie wolnego pokoju na weekend. Pozostało nam wybrać się do moich rodziców nad morze, konkretnie do Karwieńskich Błot. Znamy z Magdą te okolice, ale jak się później okazało, było jeszcze wiele do odkrycia!

Na miejscu byliśmy w piątek wieczorem po ponad 9h jazdy samochodem.. Od rana pogoda nie zachęcała do wystawiania nosa z namiotu, ale z każdą minutą niebo rozpagadzało się. W końcu ruszyliśmy, bez szczególnego planu. Wybraliśmy kierunek zachodni i latarnię w Stilo. Początek super singlem przy samej plaży, ale szybko musimy zjechać na dziurawą szutrówkę i tak docieramy do Dębek. Odbijamy w stronę plaży i dojeżdżamy do miejsca, gdzie Piaśnica wpada do morza.

Dalej jedziemy szlakiem w stronę Białogóry, ale decydujemy się odbić od szlaku.

To był świetny pomysł. Kilka kilometrów jedziemy wśród imponujących wydm. Jest pięknie!

Mijamy Białogórę i dalej szukamy ścieżek poza szlakiem. Tym razem jedziemy bardziej na dziko, mimo to nie brakuje pięknych miejsc.

Wydma Lubiatowska
Magda zaczyna odczuwać zmęczenie i do Stilo jedziemy już szlakiem, z tym, że najpierw prujemy kilka km plażą:)

Z wycieczki wzdłuż wybrzeża sprzed dwóch lat pamiętam, że podjazd pod latarnię Stilo jest trudny. Z niecierpliwością czekam na ten podjazd:) Nie zawiodłem się, jest gdzie pojeździć:)

Po kilku podjazdach i zjazdach docieramy w końcu pod latarnię. Zapiekanki, tymbark, kawa i w dół.

Ponownie wybieramy nieznane nam ścieżki - tym razem konny szlak wrzosowy. Jest bardzo ładnie, ale rozkopane wydmy średnio nadają się do jazdy rowerem.

W Lubiatowie decydujemy się jechać już szlakiem do Dębek.

Po drodze zatrzymujemy się w Białogórze na lody. W Dębkach jesteśmy dość późno, dlatego jedziemy prosto do Karwieńskich Błot wzdłuż brzegu.

Bardzo fajne tereny. Szlaki są piękne, wrzosowiska, nie brakuje błotka i miodnych ścieżek po wydmach:) Jest gdzie się zmęczyć!


Kategoria 050-100, Teren, W towarzystwie, XTC

Trening z Jarkiem i Pawłem i przygody z wodą

Środa, 10 sierpnia 2011 | dodano: 11.08.2011 | Rower:Giant XTC | temp 18.0˚ dst63.07/35.00km w03:03h avg20.68kmh vmax36.60kmh HR /

Umówiłem się po pracy z chłopakami na trening w KPN. O 16 byłem na Kępie Potockiej, gdzie dojechał Gustaw. Pojechaliśmy pod BD, po drodze zahaczając o kebab. Na miejscu czekał już Jarek i ruszyliśmy w stronę Roztoki. Dawno nie jeździłem po lesie, nie licząc WOT. Bardzo dużo frajdy miałem szczególnie na szybkich krętych singlach przed Sierakowem. Do Roztoki dojechaliśmy po 18. Krótka przerwa na herbatę, zaczyna się robić chłodno. Przed odjechanie w stronę Warszawy proponuję jeszcze zjazd z wydmy po korzeniach. Dwie próby udane:) Ruszamy czerwonym do Wierszy. Przy DP16 odbijam w swoją stronę. Dzięki Panowie za fajny trening! Jadę żółtym i przejeżdżam rozjazd na zielony, jadę dalej żółtym w stronę Debły. Nie wiem o czym myślę i na co liczę. Tam zawsze jest mokro, a przy obecnym stanie wód, nie może być inaczej jak totalny potop. Nie zawiodłem się. Ścieżka zalana, trzeba jechać bokiem, później już trzeba jechać po wydmie.

Dojazd do ścieżki przez łąki w ogóle niemożliwy. Cały czas się zastanawiam, dlaczego w tym momencie nie zawróciłem? Zamiast tego poszedłem dalej wzdłuż lasu z nadzieją, że jednak będzie jakieś przejście. Nie było. Były natomiast grzyby, i to dużo!

Doszedłem w końcu do końca wydmy i dalej nie było drogi. Nie byłem szczególnie zaskoczony, wiele razy patrzyłem na mapę KPN. Pora wracać. Idę sobie po wydmie i nagle przed sobą widzę łosia, chwilę później sarny i dzika:)

Od razu mi się humor poprawił. Zaczyna się robić późno, buty mam już mokre i decyduję się przejść przez łąki mimo wszystko. Nie było to łatwe. Próbowałem nie zamoczyć spodenek.. i musiałem podwijać nogawki. Mostek pół metra pod wodą. Po kilkuset metrach brodzenia w śmierdzącej wodzie w końcu wsiadam na rower i w przemoczonych butach dokręcam do domu. Długo będę pamiętał ten wyjazd;)


Kategoria 050-100, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC

Zmoczy?

Wtorek, 9 sierpnia 2011 | dodano: 09.08.2011 | Rower:Giant XTC | temp 18.0˚ dst33.58/0.00km w01:12h avg27.98kmh vmax36.20kmh HR 142/167

Wracając z pracy zastanawiałem się, czy i tym razem zacznie padać w momencie, w którym akurat będę chciał wyjść pokręcić. Dziś jednak pogoda była łaskawa. Umówiłem się z Damianem, że go odwiedzę, więc wskoczyłem na Gianta i ruszyłem w stronę Leszna. Słoneczko grzeje, jest bardzo przyjemnie.

Na horyzoncie piękna czarna chmura, zmoczy mnie?

Ostatecznie przeszło bokiem:)
Powrót odrobinę za późno, ale dzięki temu musiałem jechać szybko;)


Kategoria 000-050, XTC

WOT 2011

Środa, 3 sierpnia 2011 | dodano: 06.08.2011 | Rower:Giant XTC | temp 25.0˚ dst210.55/99.60km w11:08h avg18.91kmh vmax47.20kmh HR 130/176

Jednym z wyzwań zaplanowanych na ten sezon była próba przejechania Krwawej Pętli. Umawialiśmy się z chłopakami na początku lipca, ale fatalna pogoda nas zniechęciła. W zeszłym tygodniu Paweł zaproponował, żeby spróbować w środę, inaczej już w tym roku tego nie zrobimy. Nie musiał mnie długo przekonywać! Ostatecznie pozostali chętnie nie mogli i mieliśmy jechać we dwóch, ale w ostatniej chwili dołączył do nas Krzysiek. Umówiliśmy się o 4:30 w Zaborowie, tak żeby na dobry początek zaliczyć fragment po KPN:)

Pobudka kilka minut po 3, śniadanie, pakowanie i samochodem do Zaborowa. Kilka chwil później na miejscu są już Krzysiek i Paweł. Zjadamy naleśniki i ruszamy. Prognozy wyglądają obiecująco - słońce i 20-kilka stopni. Mimo to nad ranem jest bardzo zimno, 10*. Dopiero po wjechaniu w las i kilku mocniejszych obrotach korbami rozgrzewam się. Las wita nas pięknym wschodem słońca.

Niebieskim jedziemy do Leszna i dalej żółtym w stronę Dąbrowy. Po minięciu zielonego zaczyna się podmokły teren - zazwyczaj jest tam wyższy trawa, czasami trochę błota - lipcowe opady sprawiły jednak, że dziś ten szlak obfitował w wodę, błoto i trudno było przejechać go z suchymi butami. Docieramy do mostku na Łasicy.

Dalej szlak do Dąbrowy jest zawsze zalany, nawet nie próbujemy wjeżdżać na łąki, tylko tniemy szutrówką (notabene zalaną). Dalej żółtym aż do Leoncina i dalej rowerowym przez Cybulice (łatwiejszy wariant). Zatrzymujemy się w Czeczotkach na drugie śniadanie. Jest wczesny ranek, a my już mamy sporo kilometrów w nogach i sporo błota na rowerach.

Ruszamy dalej w stronę Nowe Dworu, mijamy Wisłę i tuż za mostem wpadamy na wał.

Niestety pierwsze kilometry po wale to, jak to ujął Krzysiek, zakładanie śladu w mokrej trawie. Kawałeczek dalej jest już lepiej. Zjeżdżamy z wału i wpadamy do lasu Chotomskiego. Po kilku km gubimy szlak, a co gorsze, gubimy też Krzyśka. Umawiamy się w Chotomowie, robimy krótki postój przy stacji benzynowej i ruszamy dalej w kierunku Legionowa. Szlak jest całkiem przyjemny do momentu, w którym Paweł wjeżdża z rozpędu na zalaną ścieżkę :D

Musimy szukać innej drogi, ale całkiem szybko dojeżdżamy do Łajski i dalej lasem do Nieporętu. Przecinamy Kanał Żerański, kawałek lasem, Wólka Radzymińska i kilometr trasą na Marki. Wjeżdżamy do Lasu Drewnickiego. Tutaj niestety jest sporo błota w koleinach. Napędy wydają z siebie przeraźliwe okrzyki rozpaczy - Paweł ratuje sytuację i smaruje - od razu lepiej! Na jednym z ostrych zakrętów, tuż przy trasie, szlak wpada w podmokły teren, tzn podmokły w normalnych warunkach. Dziś stała tam woda i nawet chwili się nie zastanawialiśmy - do Marek jedziemy asfaltami. Kolejny etap to Nadma - dojeżdżamy i zonk - znak "droga zalana", próbujemy jechać dalej, ale na szlaku woda po kolana... Omijamy.

Udaje się wreszcie wjechać do lasu i niby jest wszystko ok, ale Paweł pamięta, że w pewnym momencie szlak skręca w bagienka i faktycznie tak jest. Znów musimy omijać. Rezerwat Horowe Bagno okazał się przy okazji bardzo ładnym miejscem, spotkaliśmy dwa jelonki i w końcu udało się dojechać do asfaltu. Wszyscy trzej zdecydowaliśmy, że brzuch domaga się porządnej dawki paliwa i ruszyliśmy asfaltami do Zielonki, gdzie umówiliśmy się z Marleną, żoną Pawła. Marlena przywiozła nam przygotowany wcześniej pyszny makaron!

Po dłuższej chwili ruszamy. Wjeżdżamy do lasu i szybko dojeżdżamy do Rembertowa. Tutaj już wszyscy znamy trasę, bez problemów docieramy do MPK. Zaczyna się chyba najlepszy odcinek całej dzisiejszej trasy - szlak do Wiązownej i później Mienia. Niestety na jednym z piaszczystych zakrętów Krzysiek wywraca się i uderza nogą w korzeń. Krwawa Pętle wymaga ofiar. Nie jest dobrze, ale Krzysiek jest twardy i ruszamy dalej. Nad Mienią zatrzymujemy się na zdjęcie. Krzysiek postanawia zrezygnować, noga boli, planuje zostać u znajomej w Otwocku, u której mieliśmy zjeść obiad. Zastanawiamy się z Pawłem co dalej - zostało około 110km, jest 15, czyli mamy około 6 godzin. Niby da się zrobić. Podejmujemy wyzwanie.

Ruszamy mocnym tempem końcówkę wzdłuż Mieni, przez Otwock, krótki postój przy sklepie i wjazd do lasu. Na długiej szutrówce brakuje znaków, w końcu dostrzegamy na drzewie strzałkę w prawo, skręcamy i nic. Nie ma śladu po szlaku. Kręcimy się po okolicy jakiś czas, w końcu docieramy z powrotem na szutrówkę. Straciliśmy jakieś 20-30minut. Nie wiem jak Paweł, ale mnie ogarnia frustracja. Szlak w Otwocku jest oznakowany beznadziejnie.. Jedziemy dalej i trafiamy w totalne bagno i w tym momencie decydujemy się zrezygnować z dalszej jazdy.

Docieramy do torów kolejowych i ruszamy asfaltami do Otwocka. Dalej jedziemy wzdłuż torów do Józefowa i odbijamy w stronę wału Wiślanego. Dokręcamy do ścieżki na wale, dalej wzdłuż Wisły i na Francuską na kebab. Paweł odbił do siebie, a ja do domu. Miałem mało kręcenia i do domu dojeżdżam dobrym tempem, choć zupełnie nie miałem już motywacji do jazdy.

Nie udało się. Warunki na trasie bardzo trudne. Masa wody, błota, do tego niestety nie przygotowaliśmy się. Zlekceważyliśmy zeszłoroczne problemy nawigacyjne. Mapa nie wystarczy, trzeba znać szlak, który momentami ginie, albo jechać z GPS. Nię czuję mimo wszystko, że przegraliśmy - to była świetna przygoda w dobrym towarzystwie, a najlepszy moment dnia to pyszny makaron:)


Kategoria 100-?, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC

Tempówki

Poniedziałek, 1 sierpnia 2011 | dodano: 02.08.2011 | Rower:Giant XTC | temp 23.0˚ dst29.64/0.00km w01:00h avg29.64kmh vmax42.00kmh HR 152/186

Krótki trening, w planach dwie krótkie tempówki.

Krótka rozgrzewka
22 minuty w tempie
kilka minut odpoczynku
25minut w tempie
rozjazd i do domu

Druga próba znacznie lepsza, bo pod wiatr;)


Kategoria 000-050, XTC