WOT 2011
Środa, 3 sierpnia 2011 | dodano: 06.08.2011 | Rower:Giant XTC | temp 25.0˚
dst210.55/99.60km
w11:08h avg18.91kmh
vmax47.20kmh HR 130/176
Jednym z wyzwań zaplanowanych na ten sezon była próba przejechania Krwawej Pętli. Umawialiśmy się z chłopakami na początku lipca, ale fatalna pogoda nas zniechęciła. W zeszłym tygodniu Paweł zaproponował, żeby spróbować w środę, inaczej już w tym roku tego nie zrobimy. Nie musiał mnie długo przekonywać! Ostatecznie pozostali chętnie nie mogli i mieliśmy jechać we dwóch, ale w ostatniej chwili dołączył do nas Krzysiek. Umówiliśmy się o 4:30 w Zaborowie, tak żeby na dobry początek zaliczyć fragment po KPN:)
Pobudka kilka minut po 3, śniadanie, pakowanie i samochodem do Zaborowa. Kilka chwil później na miejscu są już Krzysiek i Paweł. Zjadamy naleśniki i ruszamy. Prognozy wyglądają obiecująco - słońce i 20-kilka stopni. Mimo to nad ranem jest bardzo zimno, 10*. Dopiero po wjechaniu w las i kilku mocniejszych obrotach korbami rozgrzewam się. Las wita nas pięknym wschodem słońca.
Niebieskim jedziemy do Leszna i dalej żółtym w stronę Dąbrowy. Po minięciu zielonego zaczyna się podmokły teren - zazwyczaj jest tam wyższy trawa, czasami trochę błota - lipcowe opady sprawiły jednak, że dziś ten szlak obfitował w wodę, błoto i trudno było przejechać go z suchymi butami. Docieramy do mostku na Łasicy.
Dalej szlak do Dąbrowy jest zawsze zalany, nawet nie próbujemy wjeżdżać na łąki, tylko tniemy szutrówką (notabene zalaną). Dalej żółtym aż do Leoncina i dalej rowerowym przez Cybulice (łatwiejszy wariant). Zatrzymujemy się w Czeczotkach na drugie śniadanie. Jest wczesny ranek, a my już mamy sporo kilometrów w nogach i sporo błota na rowerach.
Ruszamy dalej w stronę Nowe Dworu, mijamy Wisłę i tuż za mostem wpadamy na wał.
Niestety pierwsze kilometry po wale to, jak to ujął Krzysiek, zakładanie śladu w mokrej trawie. Kawałeczek dalej jest już lepiej. Zjeżdżamy z wału i wpadamy do lasu Chotomskiego. Po kilku km gubimy szlak, a co gorsze, gubimy też Krzyśka. Umawiamy się w Chotomowie, robimy krótki postój przy stacji benzynowej i ruszamy dalej w kierunku Legionowa. Szlak jest całkiem przyjemny do momentu, w którym Paweł wjeżdża z rozpędu na zalaną ścieżkę :D
Musimy szukać innej drogi, ale całkiem szybko dojeżdżamy do Łajski i dalej lasem do Nieporętu. Przecinamy Kanał Żerański, kawałek lasem, Wólka Radzymińska i kilometr trasą na Marki. Wjeżdżamy do Lasu Drewnickiego. Tutaj niestety jest sporo błota w koleinach. Napędy wydają z siebie przeraźliwe okrzyki rozpaczy - Paweł ratuje sytuację i smaruje - od razu lepiej! Na jednym z ostrych zakrętów, tuż przy trasie, szlak wpada w podmokły teren, tzn podmokły w normalnych warunkach. Dziś stała tam woda i nawet chwili się nie zastanawialiśmy - do Marek jedziemy asfaltami. Kolejny etap to Nadma - dojeżdżamy i zonk - znak "droga zalana", próbujemy jechać dalej, ale na szlaku woda po kolana... Omijamy.
Udaje się wreszcie wjechać do lasu i niby jest wszystko ok, ale Paweł pamięta, że w pewnym momencie szlak skręca w bagienka i faktycznie tak jest. Znów musimy omijać. Rezerwat Horowe Bagno okazał się przy okazji bardzo ładnym miejscem, spotkaliśmy dwa jelonki i w końcu udało się dojechać do asfaltu. Wszyscy trzej zdecydowaliśmy, że brzuch domaga się porządnej dawki paliwa i ruszyliśmy asfaltami do Zielonki, gdzie umówiliśmy się z Marleną, żoną Pawła. Marlena przywiozła nam przygotowany wcześniej pyszny makaron!
Po dłuższej chwili ruszamy. Wjeżdżamy do lasu i szybko dojeżdżamy do Rembertowa. Tutaj już wszyscy znamy trasę, bez problemów docieramy do MPK. Zaczyna się chyba najlepszy odcinek całej dzisiejszej trasy - szlak do Wiązownej i później Mienia. Niestety na jednym z piaszczystych zakrętów Krzysiek wywraca się i uderza nogą w korzeń. Krwawa Pętle wymaga ofiar. Nie jest dobrze, ale Krzysiek jest twardy i ruszamy dalej. Nad Mienią zatrzymujemy się na zdjęcie. Krzysiek postanawia zrezygnować, noga boli, planuje zostać u znajomej w Otwocku, u której mieliśmy zjeść obiad. Zastanawiamy się z Pawłem co dalej - zostało około 110km, jest 15, czyli mamy około 6 godzin. Niby da się zrobić. Podejmujemy wyzwanie.
Ruszamy mocnym tempem końcówkę wzdłuż Mieni, przez Otwock, krótki postój przy sklepie i wjazd do lasu. Na długiej szutrówce brakuje znaków, w końcu dostrzegamy na drzewie strzałkę w prawo, skręcamy i nic. Nie ma śladu po szlaku. Kręcimy się po okolicy jakiś czas, w końcu docieramy z powrotem na szutrówkę. Straciliśmy jakieś 20-30minut. Nie wiem jak Paweł, ale mnie ogarnia frustracja. Szlak w Otwocku jest oznakowany beznadziejnie.. Jedziemy dalej i trafiamy w totalne bagno i w tym momencie decydujemy się zrezygnować z dalszej jazdy.
Docieramy do torów kolejowych i ruszamy asfaltami do Otwocka. Dalej jedziemy wzdłuż torów do Józefowa i odbijamy w stronę wału Wiślanego. Dokręcamy do ścieżki na wale, dalej wzdłuż Wisły i na Francuską na kebab. Paweł odbił do siebie, a ja do domu. Miałem mało kręcenia i do domu dojeżdżam dobrym tempem, choć zupełnie nie miałem już motywacji do jazdy.
Nie udało się. Warunki na trasie bardzo trudne. Masa wody, błota, do tego niestety nie przygotowaliśmy się. Zlekceważyliśmy zeszłoroczne problemy nawigacyjne. Mapa nie wystarczy, trzeba znać szlak, który momentami ginie, albo jechać z GPS. Nię czuję mimo wszystko, że przegraliśmy - to była świetna przygoda w dobrym towarzystwie, a najlepszy moment dnia to pyszny makaron:)
Kategoria 100-?, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC