Beskidy MTB Trophy 2013 - etap IV - rozjazd

Niedziela, 2 czerwca 2013 | dodano: 10.06.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst4.86/0.00km w00:28h avg10.41kmh vmax28.10kmh HR 115/137

/2536608


Kategoria 000-050, Mbike

Beskidy MTB Trophy 2013 - etap IV

Niedziela, 2 czerwca 2013 | dodano: 10.06.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst44.40/38.00km w03:34h avg12.45kmh vmax57.90kmh HR 145/

Ostatni etap tegorocznej wyrypy w Beskidach. Etap na papierze na pewno najcięższy, ale jeszcze w sobotę wieczorem pojawiła się informacja o jego skróceniu - zaledwie 46km i 1800m w pionie. Może to i lepiej na koniec? Prognozy pogody dobre - ma być cieplej i bez deszczu. Od rana jednak mam jakiś słaby nastrój do jazdy, kiepsko się czuję..

Na starcie zupełnie nie widać napięcia przedstartowego - jest wesoło:) Bartek zauważa, że wyglądam, jakbym imprezował do rana - coś w tym jest, nie czuję się najlepiej. Postanowiliśmy z Pawłem stanąć nieco bliżej środka niż ogona - na pewno na tym nie stracimy, a na poprzednich etapach musieliśmy się jednak przeciskać na pierwszych kilometrach.

Początek asfaltami, szybko odbijamy w lewo i podobnie jak we wrześniu wspinamy się na Szarculę. Noga zupełnie nie kręci, szybko się gotuję, jest słabo. Z Szarculi wjeżdżamy na Kubalonkę. Niestety robi się korek, a wyprzedzanie bokiem po kamieniach kosztuje dużo siły. Na moment wyprzedza mnie Artur:) Pierwsze zjazdy szybkie, trochę błotka, staram się nadrabiać, ale nie chcę też naciskać za mocno. Za Kozińcami trasa odbija i prowadzi mocno w dół wąską, kamienistą luźną ścieżką. No normalnie miód, gdyby nie to, że zrobił się korek. Staram się, póki mogę, jechać, nawet krzakami wyprzedzam kilka osób, oczywiście ku ich wielkiemu oburzeniu. Okazuje się, że sprawcą zamieszania jest siedmiokrotny uczestnik MTB Trophy, ale bez nazwisk. Mimo próśb o zrobienie miejsca, schodzi powolutku i blokuje. No szkoda. Jesteśmy w Wiśle, krótki odcinek wzdłuż Wisełki, most i zaczynamy ostry podjazd po płytach na Grapę. Szybko pojawia się bufet - super, bo jest gorąco. W locie tylko łapię kubek z izotonikiem.

Podjazd jest długi i wymagający, krótki odcinek w lesie daje nieco wytchnienia od słońca, które dzisiaj mocno grzeje, ale nachylenie szlaku wyciska siódme poty. Cały podjazd na Grapę i dalej na Smerkowiec daje mi ostro w kość. Po prostu się zagrzałem... Za Smerkowcem szybkie zjazdy, który daję wyjątkowo dużo radochy - chyba w końcu się przełamałem:) Przy trasie Bartek walczy z kołem, ale zapytany czy pomóc, motywuje tylko do jazdy "dawaj dawaj!". Dalej na szybkim odcinku pojawiła się spora kałuża, chcąc być cwanym szukam ścieżki z boku, co kończy się wizytą w półmetrowym bagnie, rower po osie w wodzie:) Sporo śmiechu było. Dalej znowu szybko, ale trochę kamieni tez jest - miodzio.Jeszcze jeden szczyt - Jawierzny i znowu ostro w dół. Zjazd jest szybki, pełno wymytych kamieni,a do tego na dokładkę przepusty, miejscami bardzo głębokie. Kilka osób nie minęło, ale i tak miałem wrażenie, że jechałem dość ryzykownie. Na końcu zjazdu ratownicy przy zamkniętym szlabanie. Nawrotka i ostro w górę.

Staram się jechać ambitnie, mimo, że szlak dość szybko zabiera procentów i nie jest lekko. W końcu poddaję się i idę grzecznie jak reszta. Wrażenie robi tempo, w jakim Bartek po uporaniu się z awarią, mija moją grupkę. Mijam Adama prowadzącego rower - mocna gleba i awaria hamulców. Wielka szkoda, ale motywuję go, żeby się nie wycofał. Później okazało się, że uderzenie było tak duże, że nie zdecydował się na kontynuowanie jazdy, a ratownicy na Przełęczy Salmopolskiej po rzuceniu okiem na obrażenia, kazali jechać do szpitala.. W końcu udało się pokonać Grabową - to był długi bardzo mocny podjazd. Znowu szybki i miejscami wymagający zjazd na Przełęcz Salmopolską. Wjeżdżamy na równiutką szutrówkę - zastanawia mnie znak zakazujący jazdy rowerem na tej drodze.. Jadę z zawodnikiem z Czech. Na zjazdach jest nieco szybszy, za to staram się nadrabiać na podjazdach. Droga jest szybka i równa, miejscami rzeczywiście mocno pnie się do góry, ale tempo jest dobre. Piękne widoki na Malinkę. W końcu trasa odbija mocno w prawo - a zjazdy aż do Malinki fundują nieograniczone pokłady adrenaliny Trasa początkowo łagodnie, opada w dół między kamieniami, nabiera tempa i w końcu wyciska ostatki tchu. Po prostu miodzio. Dłonie bolą niemiłosiernie, z hamulców wydobywa się swąd palnego metalu, ale o to tu chodzi;) Na końcówce zjazdu stoi Kamil - ile do Pawła - 2-3 minuty. Jest szansa. Bufet.

Łapię banany i w drogę. Dobre tempo narzuciła zawodniczka z spodenkach w barwach Włoch, którą wyprzedziłem na ostatnim zjeździe. Wspinamy się na Cienków Wyżni bardzo ciężkim szlakiem. Momentami jest bardzo stromo, nie wszystko udaje się wjechać, ale jadę ambitnie i kiedy tylko czuję, że mogę, to w siodle. Po ponad 20 minutach wspinaczki docieram do żółtego szlaku, który prowadzi nas prawie do samej zapory w Wiśle. Zjazd jest fenomenalny - początkowo szybki z sekcjami kamieni, później pojawia się kilka technicznych odcinków, by w końcu wyrzucić nas na hale, z których rozpościerają się fenomenalne widoki. Rewelacyjny odcinek. Wyprzedzam kilka osób, bo poprawia nastrój:) Mijam bar, gdzie z zimnym piwkiem w ręce idzie jakiś gość - zagaduję, że zazdroszczę, na co słyszę "mmmm jakie dobre" ;) Krótki podjazd na Cienków Niżni i ostre zjazdy do zapory. Puszczam Czech i jeszcze jednego zawodnika, bo wyraźnie lepiej się ode mnie czują, a nie chcę im psuć zabawy:) Znowu kapitalne zjazdy, znacznie jednak wolniejsze i wymagające większej uwagi. Ostatnie metry zjazdów, idiotycznie zaparkowany samochód na środku trasy, na który bez problemu można wjechać i zapora. Sporo ludzi dopinguje.

Przed nami podjazd na Szarculę przez Zameczek. Paweł przed startem powiedział, że jak już będzie w tym miejscu, to znaczy, że już jest na mecie. Podjazd zaczynam mocno, chcę podgonić zawodników przede mną, przede wszystkim Czecha:) Asfalt pod górę jest długi. Mijam Zameczek i w tym momencie wyprzedza mnie dziewczyna na Scottcie. Mija kilka osób, kilka osób mija mnie. Kilka mocnych skoków i trzymanie koła dogonionych osób sprawia, że podjazd pokonuję w mojej ocenie naprawdę w niezłym tempie. Na Przełęczy znowu ekipa Gomoli mocno dopinguje do pogoni za Czechem:) Zjazdy są szybkie szutrowe. Jeden zakręt mocno mnie wystraszył, w pogoni nieco odpuściłem hamowanie i mogło się skończyć nieciekawie;) Na ostatnich kilometrach utworzyła się kilkuosobowa grupka, razem doszliśmy kolejne dwie i ostatecznie było nas ośmioro. Na ostatnim podjeździe wzdłuż płotu mocno zaatakowałem i zyskałem kilka pozycji - zjazd do lasu, znowu asfalty - słyszę, że jesteśmy już bardzo blisko mety i adrenalina robi swoje - wkręcam się na najwyższe obroty. Czech nieco mi ucieka, w miejscu, gdzie przestrzeliłem zakręt, ale reszta stawki jest za mną i aż do mety nie oddaję pozycji, choć jazda na maxa na ostatnim zjeździe po tłuczniu nie należała do kontrolowanych. Meta!

Krótki, ale jednak ciężki etap. Kompletnie zawaliłem początek, kiedy po prostu się zagrzałem. Dopiero od ok. 1/3 dystansu jechałem swoje. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że trasa była ciężka, a jednocześnie świetna. Bardzo mało błota i dobra pogoda poprawiła chyba humor wszystkim, którzy do tej pory narzekali. Zjazdy dzisiaj były naprawdę świetne!

miejsce 132 Open / 53 M2

Przy myjce widzę Pawła - pytanie, czy udało się utrzymać wypracowaną wczoraj przewagę? Szybko rozwiewa moje wątpliwości - przegrałem. To nic, jestem bardzo zadowolony ze swojej jazdy, było dobrze w górę i coraz lepiej w dół. Paweł był po prostu lepszy. Wynik mimo to bardzo cieszy, jest spory progres, a przede wszystkim nie miałem problemów z wytrzymałością, czego obawiałem się po dość krótkich treningach, nie miałem kryzysów, problemów z kurczami. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że to był udany wyścig. Trasa bajka - wymagająca, ciężka, bezlitosna selekcja i katusze dla sprzętu - mnie szczęśliwie awaria ominęły, a trudne warunku, to jest to co lubię, bawiłem się świetnie. Koszulka finishera cieszy jak nigdy:)

1 Open / 1 M2 Brzózka Piotr 13:23:02
81 Open / 39 M2 Bartek 18:47:25
109 Open / 44 M2 Jurek 19:48:20
116 Open / 45 M3 Gustaw 19:59:26
121 Open / 46 M2 ktone 20:05:08
126 Open / 48 M3 Kłosiu 20:17:39
139 Open / 5 M5 Jarek 20:50:35
155 Open / 28 M4 Grzesiek 21:18:10
/2536608


Kategoria 050-100, Góry, Imprezy / Wyścigi, Mbike, MTB Trophy

Beskidy MTB Trophy 2013 - etap IV - rozgrzewka

Niedziela, 2 czerwca 2013 | dodano: 10.06.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst4.73/0.00km w00:12h avg23.65kmh vmax0.00kmh HR /


Kategoria 000-050, Mbike

Beskidy MTB Trophy 2013 - etap III - rozjazd

Sobota, 1 czerwca 2013 | dodano: 10.06.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst4.30/0.00km w00:22h avg11.73kmh vmax27.50kmh HR 124/133

/2536608


Kategoria 000-050, Mbike

Beskidy MTB Trophy 2013 - etap III

Sobota, 1 czerwca 2013 | dodano: 10.06.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst70.35/60.00km w05:44h avg12.27kmh vmax64.20kmh HR 146/171

Przez całą noc pada, rano również. Nastroje w domu słabe, niektórzy zastanawiają się czy nie odpuścić, bo jedno dzisiejszego dnia jest pewne - na Raczy mamy zagwarantowane błotne kąpiele. Ponownie nie daję się w ciągnąć w wir narzekania i domysłów. Robię swoje - szykuję się na mój etap:) Przed wyjściem oczywiście pogoda się poprawia, ale dojazd na start nadal przy lekkiej mżawce. W Istebnej naturalna dla wszystkich informacja o skróceniu trasy o odcinek graniczy przez Przegibek do Raczy. Rozsądnie, bo te ok 10 km jechalibyśmy pewnie ze dwie godziny, tzn szlibyśmy..

Start asfaltami w stronę Koniakowa. Szybko zjeżdżamy na wąskie i strome drogi, co owocuje oczywiście korkami i u niektórych niepotrzebnymi nerwami. Jedzie mi się słabo, Paweł szybko ucieka.Wyprzedzają mnie kolejni zawodnicy. Na podjeździe do Koniakowa jednak postanawiam mocniej przycisnąć, wkręcam się na obroty i to chyba pomaga, bo dalej jedzie mi się lepiej. Przejazd przez Koniaków i płyty na Ochodzitą. Fantastyczna atmosfera, mgła bowiem ogranicza widoczność do zaledwie kilkudziesięciu metrów, miejscami nawet bardziej. Zjeżdżam za Kasią G., który wyjątkowo niepewnie sobie radzi na tym zjeździe, a kiedy jest on mokry, to im szybciej, tym łatwiej. Szybkie zjazdy, na których o dziwo nie tracę, podjazd na Przełęcz Rubienka i mój ulubiony podjazd na Solowy Wierch. Ostatni raz tutaj wspominam bardzo źle - kurcze i totalny zgon podczas maratonu kończącego miniony sezon. Szlak jest bardzo śliski, w kilku miejscach niestety z buta. Na końcówce sporo błota, na wypłaszczeniu praktycznie brodzenie w wodzie i błocie - sporo zyskuję:) Zjazdy jak zwykle bardzo szybkie, wąskie uliczki przez Myto, słynny już przejazd nad ekspresówką kładką dla pieszych i odcinek przez Zwardoń, który lubię - między domami, po łąkach, za kościołem, wąskie ścieżki wśród traw. Bufet. Łapię banany i gonię Pawła. Czuję, że tempo jest coraz lepsze i będzie w zasięgu.

Za bufetem jak zwykle znany odcinek do Beskidu Granicznego z mega podejściem i szybkimi szutrami. Nie jest najgorzej, w końcu dochodzę Pawła. Przed nami szybkie zjazdy w stronę Rycerki - utrzymuję tempo. Dalej szutrowy podjazd w stronę Magury. Sporo jedziemy razem, Paweł jednak narzuca dobre tempo, którego nie utrzymuję i systematycznie tracę kolejne metry. Na wypłaszczeniach odrabiam, na zjazdy wysuwam się na czoło i o dziwo nie blokuję nikogo, a nawet Paweł zostaje z tyłu. Zjazdy z tego typu, których wydawało mi się, że nie lubię - szybkie szutrowe, z kamieniami i mocnymi dohamowaniami. Tym razem jednak jadę dobrze i mam z tego radochę. Nie jest źle. Rycerka. Spory kawałek asfaltami, łagodnie do góry. Jedziemy z Pawłem i gadamy. Bufet. Obsługa wspomagana przez ekipę Gomoli, m.in. Dorotę - wielkie dzięki!

Kawałeczek za bufetem wjeżdżamy w teren - podjazd na Wielką Raczę. Pamiętam, jak dwa lata temu się męczyłem, kawałek z buta. Tym razem całość w siodle. Do Pawła niestety straciłem ok. minutę. Mimo to jestem zadowolony - wyprzedziłem kilka osób, podjechałem całość, łącznie z kamieniami na końcu. Wielka Racza zdobyta. Zaczynamy zjazdy. Początek o dziwo przejezdny - rok temu było tu niezłe ślizgawisko:) Praktycznie całość jadę, tylko w jednym miejscu powalone drzewo zmusza do zejścia z roweru. Mijam m.in. Mariusza i Pawła, ale ten szybko znowu mnie wyprzedza. Dopiero na śliskich korzeniach i błotnych pułapkach pod Wielkim Przysłopem wyprzedzam Pawła, jak się okaże, na dobre. Jedzie z nami też Jurek, ale na technicznym podjeździe zostaje, problemy z rowerem. Szlak jest genialny, techniczne odcinki po korzeniach i kamieniach, w górę i w dół, sporo błota, najbardziej niebezpiecznie jest jednak na... drewnianych mostkach, wyślizganych jak lód. Kolejne fragmenty szlaku dają mi masę frajdy. Jedzie mi się rewelacyjnie. Zaliczamy jeszcze jedno spore podejście, staram się jechać, ale przy deszczu przyczepność jest zerowa. Miejscami ciężko jest nawet iść.. Za Magurą jest sporo błotka - płaski odcinek, czarna ziemia, lekko nie jest. Konsekwentnym lekkim obrotem udaje mi się jednak pokonać ten odcinek, przy czym wyprzedzam sporo osób. Krótki odcinek technicznego singla w ciemnym lesie - miodzio i szybkie szutrówki, tzn błotne szutrówki. Miejscami jest naprawdę ślisko, a poczucie przyczepności jest tylko umowne. O dziwo jednak jadę te odcinki dobrze i wydaje mi się, że zyskuję nad kolejnymi osobami. Przed bufetem jest jeszcze jeden ostry podjazd - z buta i szybkie zjazdy, końcówka po asfalcie. Na bufecie powerade i słone zakąski - świetny pomysł.

Odcinek za bufetem wydaje mi się znajomy. Rzeczywiście jechaliśmy tak przed dwoma laty, tylko pogoda bez porównania lepsza była wówczas:) Najpierw łąki, długi podjazd po mokrej trawie i miękkim jak plastelina gruncie - bardzo ciężki. Dalej w las. Wody cały czas jest dużo, a więc nawet na pozór łatwe odcinki sprawiają sporo problemów - jest ślisko i miękko. Staram się jednak od początku etapu pilnować regularnego jedzenia i picia i efekty są - cały czas czuję moc i jadę dobrym tempem. Kolejne mijane osoby i kolejne błotne przeprawy sprawiają, że jestem zadowolony z jazdy.Jedynie na szybkich odcinkach, kiedy błoto spód kół trafia na twarz nie jest dobrze - jazda bez okularów ma swoje wady.. Przed granicą mamy jeszcze bardzo szybkie łąki, na których jestem świadkiem, jak zawodnik jadący tuż przede mną zaliczył nieprzyjemnego szlifa, ale zawodnik za mną się zatrzymał, ja nie miałem czasu na reakcję, było za szybko. Szybkie szutry, asfalty i jesteśmy w cywilizacji. Dojeżdżam dwóch zawodników. Na asfaltach momentalnie się wychładzam i marzę o podjeździe. Tunel pod trasą 12, przejazd przez tory kolejowe. Trochę terenu, sporo błotka. Obaj zawodnicy zagadują. Prowadzę, ale krótkich podjeździe ucieka mi noga z pedału - trzeba wymienić bloki.. sytuacji powtarza się jeszcze kilkukrotnie, co mnie zaczyna irytować. Wyjeżdżamy na stromy asfalt w czeskiej wiosce - znam to miejsce, do mety już blisko. Podjazd jest ciężki, dalej również lekko pod górę. Trochą czarowania, lekkie ataki. Trasa aż do Istebnej prowadzi asfaltami, z krótkimi tylko szutrowymi łącznikami. Jest bardzo szybko, obaj zawodnicy mi uciekli, ale są blisko. Żołądek od dłuższego czasu domagał się jakiegoś konkretnego jedzenia - marzył mi się schabowy:) Zaczyna mnie boleć brzuch. Do mety jeszcze kilka km, a mi zupełnie odcina prąd, a przede wszystkim tracę chęć do ścigania się.. Zawodnik z teamu VW motywuje mnie, ale momentami rzeczywiście ciężko jest mi w ogóle kręcić nogami. Końcówka znana z wrześniowego maratonu. Takie interwały między domami. Podjazd w lesie z buta.. Na mocnym asfaltowym podjeździe noga znowu "udało" mi się wyszarpnąć nogę z pedału.. Na łące dzieciaki tradycyjnie proszą o bidon - sorry, przyjźdzcie jutro! Mocny podjazd w lesie niestety z buta, na ostatnim kilometrze nieco odżywam, ale słynna sekcja korzeni nie pozwala powalczyć;) Meta!

Naprawdę trudny i wymagający etap, zarówno dla ciała, ale moim zdaniem przede wszystkim dla głowy. Osobiście świetnie się odnajduję w takich warunkach. Jechało mi się naprawdę dobrze, a błotniste zjazdy dały mi mnóstwo frajdy. Niestety słaba końcówka pozostawia lekki niedosyt. Mimo to jestem bardzo zadowolony z wyniku - 120 open to mój najlepszy dotychczas wynik. Udało się również zyskać kilka cennych minut nad kolegami - jutro szykuje się walka na sekundy:)

miejsce 120 Open / 47 M2
/2536608


Kategoria 050-100, Góry, Imprezy / Wyścigi, Mbike, MTB Trophy, W towarzystwie

Beskidy MTB Trophy 2013 - etap III - rozgrzewka

Sobota, 1 czerwca 2013 | dodano: 10.06.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst4.20/0.00km w00:10h avg25.20kmh vmax51.90kmh HR 118/136

/2536608


Kategoria 000-050, Mbike

Beskidy MTB Trophy 2013 - etap II - rozjazd

Piątek, 31 maja 2013 | dodano: 10.06.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst4.00/0.00km w00:18h avg13.33kmh vmax29.50kmh HR 123/136

/2536608


Kategoria 000-050, Mbike

Beskidy MTB Trophy 2013 - etap II

Piątek, 31 maja 2013 | dodano: 10.06.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst79.29/60.00km w06:14h avg12.72kmh vmax60.20kmh HR 152/177

Drugi dzień zmagań z beskidzkimi kamieniami i oczywiście błotkiem wita nas ładną pogodą - rozpogodziło się i nawet wychodzi słońce. Z ogromnym szacunkiem podchodzę do dzisiejszej trasy - Rysianka na pewno potrafi sponiewierać, szczególnie po opadach. Mimo to jestem dobrej myśli, a plan na dzisiaj jest prosty - możliwie najdłużej trzymać koło Pawła. Wiem, że dzisiejszy etap może być decydujący w naszej małej walce:) Dobra pogoda sprawia, że pozytywne nastawienie udziela się wszystkim dookoła. Przed startem zaprowadzam jeszcze Pawła, Artura i Gumę na słynne istebniańskie korzenie - robią wrażenie. W sektorze wesoło, chociaż stanęliśmy bardzo z tyłu, nie najlepszy pomysł.

Początek asfaltami przez Istebną, dobre tempo, szybko przesuwam się do przodu, chociaż większość zawodników na moim poziomie i tak jest daleko z przodu. Starty to nie jest moja mocna strona. Na pierwszym mocniejszym podjeździe staję w korbach... i koło wyskakuje z ramy, zaciskam klamki i w efekcie zostaję z zaciśniętymi tłoczkami. Przy okazji rąbnąłem kolanem w kierownicę.. Powoli zbieram się do naprawiania "defektu", ale mija kilka minut, zanim znalezionym na ulicy patyczkiem po lodzie rozsuwam tłoczki, wkładam koło, mocno zaciskam szybkozamykasz i ruszam. Wylądowałem na szarym końcu, wśród turystów. Szybko przebijam się do przodu, ale kosztuje mnie to sporo sił.Na pierwszych zjazdach tempo jest beznadziejnie niskie, ale nie naciskam - w końcu to moja wina. Trasa jest nieco zmodyfikowana przez błoto i podjeżdżamy na Tyniok, dalej fajny zjazd przy Zagroniu. Przy trasie stoi Adam z defektem, pytam, czy pomóc, ale odpowiada, że poradzi sobie. Szybko dojeżdżam do Kamesznicy. Trochę asfaltu. Doganiam kolejnych zawodników i po chwili prowadzę sporą grupkę. Na lekkim podjeździe do autostrady zrywam grupkę z koła i samotnie pokonuję szybkie szutrowe zjazdy, kolejne asfalty i dojeżdżam do bufetu. Szybka obsługa i dalej w pogoń. Dobrze mi się jedzie, ale wiem, że najcięższe dopiero przede mną.

Za bufetem fajny podjazd po błocie i kamieniach, mijam Artura. Dalej podjazd prowadzi łąkami, które przez nocne opady są strasnie miękkie i mimo umiarkowanego nastromienia - jedzie się bardzo powoli. W oddali widzę pierwszego z kolegów, których ścigam - Grześka C. Po ponownym wjechaniu w las inni zawodnicy trochę mnie blokują, atakuję bokami po krzakach, ale szybko wyrzucam takie pomysły z głowy, kiedy widzę Grześka na poboczu walczącego z gumą.. Aż do Hali Borucz jest sporo pchania roweru, za ślisko. Kilku zawodników okropnie narzeka, że albo asfalty, albo pchanie roweru, że mokro, błoto i pewnie jeszcze nas dzisiaj zmoczy - niewykluczone. Zastanawiam się jednak co ktoś taki robi na tej imprezie? Nieważne, żeby jechać, to trzeba jechać.. Po wyjechaniu na dobrze mi znany szlak niebieski do Węgierskiej Górki z Hali Baraczej, bo w tym kierunku ten szlak jechałem do tej pory, wsiadam na rower i znowu staram się nadrabiać straty. Mocny podjazd na Pursów robimy w lekkim deszczyku - wyższe partie Beskidu Żywieckiego są dzisiaj w chmurach. Fajne zjazdy i jestem na Hali Boraczej. Lubię to miejsce, nigdy nie było okazji zatrzymać się i podziwiać widoki, a jest na czym zawiesić oko. Najpiękniejsze widoki rozpościerają się oczywiście na pasmo Rysianki, którego pokonanie mnie czeka. Podjazd zaczyna się ostrym odcinkiem po kamieniach. Widzę Jarka i Ewę i Kasię z Murapola. Jest też kilka innych znajomych sylwetek, czyli udało się już nieco podgonić. Podjazd atakuję ambitnie, ale kawałek jednak muszę podprowadzić. Wolę ten odcinek zdecydowanie jechać w drugą stronę:) Kolejne kilometry przez Radykalny i Boraczy Wierch to sporo błota, siłowe kręcenie i niestety na końcu pchanie roweru.

Rozwój i cywilizacja dotarły w wysokie partie gór pozostawiając za sobą zaoraną drogę, która po deszczu zmieniła się w bagno. Błoto oblepiło rower tak skutecznie, że koła przestały się kręcić. Mimo to kilku osobom udaje się jechać, m.in. Mariuszowi. My z Jarkiem niestety prowadzimy rower i trwa to dość długo, zdecydowanie za długo. Kawałek za Lipowską Halą - piękne widoki i fantastyczny niegdyś szlak, niestety teraz już zniszczony, można jechać. Błota jest nadal dużo, ale ma inną konsystencję. Zastanawiam się, co nas czeka na zjazdach - Magda jechała ten zjazd z Rysianki na maratonie w Korbielowie i zapowiedziała mi wspaniałe widoki i bardzo wymagający szlak. Początek fajny, śliski, ale szybki, dalej są ekstremalnie śliskie, skośne korzenie, miejscami bardzo wysokie. Jakakolwiek próba jechania skończyłaby się pewnie urwaniem napędu. Po chwili szlak wynurza się spośród drzew i oczom ukazuje się chyba najwspanialszy widok, jaki miałem okazję podziwiać w Beskidach. Dosłownie zapierająca wdech w piersiach panorama okraszona bardzo wymagającym i stromym zjazdem. Początek sprowadzamy, ale po chwili w siodle pokonuję korzenie i kamienie z żalem spuszczając wzrok pod koła. Musze tu wrócić! Wyprzedzam Kłosia i Kasię G. Po wjechaniu między drzewa robi się bardzo ślisko, dłonie bolą od zaciskania klamek, a z zacisku wydobywa się niesamowity smród przepalanych klocków. Oj to lubię! W końcu wyjeżdżamy z Jarkiem na asfalty. Spod kół sypie błotem, a ja jadąc bez okularów jestem bezbronny;) Bufet.

Z bufetu ruszamy we trzech z Pawłem, którego udało się dogonić. Nie ukrywam, że lżej mi na duchu, teraz pozostało już "tylko" utrzymać koło. Jarek prze zaciągający łańcuch jedzie ze środka, Paweł ogólnie jeździ mocno pod górę i o ile na asfaltowym podjeździe daję radę utrzymać tempo, to przed dojechaniem do Suchego Groniu gubię kolegów. Poznaję trasę z maratonu w Korbielowie - przed nami pasmo Abrahamów - powinno być trochę błota. Paweł już wcześniej się śmiał, że na pierwszym błocie pewnie go dojadę. Rzeczywiście na kolejnych kałużach i błotnych fragmentach nadganiam i szybko dochodzę Pawła. Mi również łańcuch zaczyna zaciągać. W kilku momentach sprawia to, że muszę podbiegać.. Same zjazdy do Żabnicy - długie i bardzo zróżnicowane, dostarczają sporo adrenaliny. Miejscami jest błotko, miejscami kamienie i jest technicznie, miejscami szybko. Tasujemy się z Pawłem kilka razy:) W Żabnicy chcę wziąć żela, ale czuję, że przydałoby się wrzucić na ruszt coś stałego i postanawiam czekać na bufet, który za chwilę powinien być. Przed zjechaniem z asfaltów pitstop zorganizowany przez Gomolę - smarowanie łańcucha, super, dzięki! Zanim dojechaliśmy do bufety, pokręciliśmy jeszcze jakiś kwadrans po łąkach, z których zjechaliśmy bardzo szybkimi zjazdami. Obaj z Pawłem zastanawialiśmy się, jak inni zawodnicy to robią, to minęło nas kilkoro w takim tempie, że szkoda mówić. Bufet! Zajadam się słonymi przekąskami, czyli precelkami, ciastkami i owocami. Mniam!

Do mety blisko, szacuję, że jakieś półtorej godziny. Na asfaltach przez Kamesznicę spokojnie jadę na kole. Nagle mija nas Adam po awarii, Paweł się zrywa i siada na kole, a ja mogę tylko popatrzeć. Jadę swoje, z nadzieją, że na trasie będzie jeszcze trochę błota:) W końcu etap kończymy zjazdami z Tynioka, które są zawsze mokre. Z asfaltu zjeżdżamy i kontynuujemy wspinaczkę szutrami. Tempo mi siada, czuję, że zwlekanie ze zjedzeniem żela to nie był najlepszy wybór.. Dogania mnie zawodniczka z Danii, co motywuje mnie do mocniejszego deptania ww korby. Tętno momentalnie podnosi się do dobrego poziomu, a mi powraca wiara, że jednak się uda podgonić. Podjazd jest długi, ale walczę. Na zjazdach przez Gańczorkę bawię się jak dziecko, choć na najbardziej stromych odcinkach w górę podprowadzam. Od zjazdów z Rysianki czuję, że widelec prawie w ogóle nie tłumi uderzeń - rzeczywiście zaschnięte gęste błoto mocno go blokuje. Bolą ręce i na krótkim podjeździe postanawiam oczyścić lagi z syfu. Kolejny krótki stromy odcinek idę przez zaciągający łańcuch, a na wjeżdżanie ze środka zaczyna brakować już energii.. Tasujemy się z Dunką jeszcze kilka razy, by w końcu wjechać na Tyniok - ostatnie zjazdy. Rzeczywiście jest błoto, ale bez tragedii, zjeżdżam w zasadzie bez problemów, przeciwnie do ostatniego razu w zeszłym roku, kiedy musiałem się nagimnastykować i dostałem srogie lanie na tym zjeździe od Kasi G. Wyjazd na asfalt, udało się wyprzedzić jeszcze jednego zawodnika i finish.

Piękny etap. Jestem potwornie wykończony, ale jednak zadowolony. Dopiero na chłodno dochodzi do mnie, że przez żywieniową niefrasobliwość sporo straciłem - Paweł jadąc za Adamem wkręcił się na obroty i całą końcówkę pojechał bardzo mocno, dokładając mi na mecie blisko 10 minut, nokałt... Muszę jednak przyznać, że trochę pecha, a może własnej głupoty na początku etapu kosztowało mnie sporo nerwów i siły. Szkoda też, że spora część podjazdu na Rysiankę z buta. Wszystko to jednak wynagrodziły nam cudowne widoki. Beskid Żywiecki zaskakuje za każdym razem, kiedy mam przyjemność tu kręcić. Jutro etap na Wielką Raczę, błoto gwarantowane, zapowiadam rewanż:)

miejsce 149 Open / 55 M2
/2536608


Kategoria 050-100, Góry, Imprezy / Wyścigi, Mbike, MTB Trophy, W towarzystwie

Beskidy MTB Trophy 2013 - etap II - rozgrzewka

Piątek, 31 maja 2013 | dodano: 10.06.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst5.24/0.00km w00:15h avg20.96kmh vmax53.10kmh HR 120/161

/2536608


Kategoria 000-050, Mbike

Beskidy MTB Trophy 2013 - etap I - rozjazd

Czwartek, 30 maja 2013 | dodano: 10.06.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst4.88/0.00km w00:21h avg13.94kmh vmax27.10kmh HR 132/155

/2536608


Kategoria 000-050, Mbike