MTB Marathon - Istebna
Sobota, 21 września 2013 | dodano: 07.10.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚
dst77.08/60.00km
w06:15h avg12.33kmh
vmax65.10kmh HR 155/181
Ostatnie dwa tygodnie po wyjeździe do Łomnicy niestety bez roweru. Martwi mnie ból kolana po kręceniu po maratonie, złapało mnie też przeziębienie.. Również prognozy pogody i perspektywa powtórki warunków na trasie z MTB Trophy nie zachęcają. Mimo to do Istebnej jedziemy – ostatni maraton, ostatnia okazja do kręcenia po prawdziwych górach, dekoracje za generalkę.. Jedziemy z Magdą, Jarkiem i Tomkiem, śpimy oczywiście u Madziara. Są też Albert z rodzinką, [ur=http://k4r3l.bikestats.pl/]Kuba i [url=http://jpbike.bikestats.plJacek[/url]. W nocy przebudziły mnie krople walące nieznośnie o dach, podobnie rano – pada. Nastroje słabe, ale kiedy zjeżdżamy do Istebnej na start przestaje padać, robi się cieplej.
Trudne warunki na trasie dają szasnę, że na maratonie będzie się coś działo – trasa w większości pokrywa się z zeszłoroczną – szału nie robi, ale kiedy jest morko, to co innego;) Nie napinam się, wiem, że skoro nie jeżdżę od dobrych kilku tygodni, nie jestem w formie. Pierwszy podjazd jest dla mnie bardzo ciężki, szybko się zagrzałem, zapchane zatoki sprawiają, że szybko spadam w ogon i poważnie myślę nad wycofaniem się… Jest ciężko, ale jakoś udało mi się dotrzeć do pierwszych zjazdów – od razu humor mi się poprawił. Sporo wyprzedziłem, sporo zabawy, rower ucieka, ale w gruncie rzeczy błota nie jest dużo, na pewno nie jest więcej niż na Trophy ;) Kolejne podjazdy idą zdecydowanie lepiej. W Leszczynie zrzucam z siebie kamizelkę i rzucam obok naszej kwatery. Dochodzę Jarka i o dziwo zostawiam na podjeździe do Stecówki. Fajny techniczny podjazd, szczególnie wymagający z uwagi na błoto – bardzo lubię takie odcinki. Przed Stecówką odbijamy na zjazdy do Pietraszonki. Kolejny fajny podjazd po piaskowcowych płytach – całość bez akrobacji w siodle. Dalej na odcinku do Gańczorki staram się gonić Michała, którego mam w zasięgu wzroku – po kilku kilometrach dystans nadal wynosi około minuty. Podjazd na Gańczorkę ciężki, ale sam zjazd genialny! Dalej Mała Gańczorka i Tyniok – tutaj jak zwykle bardzo dużo śliskiego błota. Udało się dogonić Michała, niestety na dwóch krótkich hopkach nie musiałem butować – napęd w tym błocie zaciągał.. Trochę straciłem, szczególnie nerwów..
Zjazd asfaltami i I bufet na dzisiejszej trasie. Łapię szybko coś do jedzenia i atakuję podjazd do Koniakowa. Niestety dzisiaj byłem za słaby, wymiękłem dokładnie w tym samym miejscu, co Michał i Grzesiek z SCS OSOZ.. Przejazd przez Koniaków – tutaj straciłem do Michała znowu jakąś minutę – nie wiem czemu, ale odkąd pierwszy raz jechałem podjazd na Ochodzitą w 2011 roku, zawsze ten odcinek jadę źle. Pogoda się poprawiła, momentami słoneczko przebija przez niskie chmury, co daje niesamowite efekty świetlne – widoki cudne! Sam podjazd na Ochodzitą jadę mocno, gonię i udaje mi się wyprzedzić dwóch zawodników – wiem, że na zjeździe zawsze mnie ktoś blokuje. Tym razem blokuję sam siebie, robię głupie rzeczy i w efekcie mam wrażenie, że zjechałem bardzo wolno, jednak nadrobiłem do poprzedzających mnie zawodników. Dalej Przełęcz Rupienka i podjazd Trojaki i Kikulę – jest masa czerwonego mazistego błota. Krótki odcinek muszę butować – błoto zakleiło cały rower, podobnie jak na Trophy na podjeździe na Rysiankę.. Na Kikuli chcę z przyzwyczajenia z Trophy jechać prosto do Zwardonia – zapomniałem, że nie jedziemy na Wielką Raczę;) Odbicie w prawo na słynne słowackie łąki – w tych warunkach jest ciekawie. Śmiganie ponad 40 kmh nie mając nawet cienia marginesu przyczepności nie jest fajne.. Bufet, łapię szybko owoce. Dochodzę Kubę:)
Ruszamy razem. Napęd niestety znowu zaciąga. Irytuje mnie to, bo wiem, że siłowa jazda skończy się znowu bólem kolana.. Zostawiam Kubę na zjazdach do doliny – jest szybko, błotko wali spod kół na twarz, ja oczywiście nie mam okularów, ledwo widzę, ale jadę;) Zjazd w tych warunkach bardzo fajny, wymagający! Krótki odcinek w dolinie i już wiem, co mnie czeka – ostre podejście. Pamiętam ten odcinek z zeszłego roku.. Na ściance widzę Michała, którego szybko udaje mi się dogonić i tak we dwóch wędrujemy. Szkoda, że nie udało się znaleźć jakiejś sensownej alternatywy dla tego podejścia.. Na łące wychodzi słoneczko i grzeje, Michał częstuje żelkami.. No jak tu jechać! ;) W końcu zostawiam Michała i próbuję zrobić trochę przewagi. Na jednym z szybkich zjazdów zaliczam spektakularną glebę i poślizg, tylko cudem udało mi się uniknąć nurkowania w kałuży;) Chwilę później obiłem sobie krocze…
- masz dzieci?
- jeszcze nie…
- no to może być problem.. ;)
Trzeba jechać dalej. Końcówka pętli na Słowacji – znam z Trophy. Przeprawa przez uszkodzony mostek, krótkie ostre podjazdy, walka z zaciągającym łańcuchem.. Wyjazd w końcu na asfalty – stąd jedziemy z Michałem do bufetu razem. Na bufecie Michał ratuje mnie smarem – dzięki! Szybkie asfaltowe zjazdy i jesteśmy w Jaworzynce – inaczej niż planowano, ale podobno na te asfalty oszczędziły nam brodzenia w błocie po kolana.. Jeszcze tylko doskonale znana dojazdówka przez Jaworzynkę i Istebną do mety – końcówka jednak poprowadzona ścieżką dydaktyczną nad Olzą - ominęliśmy słynnego killera po korzeniach, ale był też fajny zjazd i w tych warunkach do zrobienia w siodle. Na krótkich drewnianych schodkach jednak wymiękłem – wiem jak śliskie one potrafią być w połączeniu z beskidzkim błotem. Rozjazd mega / giga, dosłownie 50 m od mety, draństwo;) Bufe – chwytam żel.
Przede mną pętla mini – podjazd pod Stożek i teoretycznie szybkie zjazdy, na koniec dojazdówka asfaltami wzdłuż Olzy. Pikuś.. Początek podjazdu pod asfaltach szutrach robię w dobrym tempie, ale po wjechaniu w teren odczuwam brak treningów przez ostatnie tygodnie i osłabienie przeziębieniem – powoli, ale systematycznie schodzie ze mnie powietrze. Są momenty, że na zupełnie łatwym szlaku schodzę z roweru, jak głupi wcinam żel i podziwiam przebijające przez drzewa widoczki.. Końcówka podjazdu już w siodle, dochodzi mnie Michał i razem jedziemy do zjazdów. Udało mi się odskoczyć, zjazd fajny, ale nieco krótki;) Dalej kręcimy szutrówką lekko w górę. Na odcinku urozmaiconym zrywką – świetny pomysł tak puszczam maraton… - dochodzi nas Jarek. Dalej jedziemy we trzech. Na podjeździe muszę się mocno naginać, żeby utrzymać tempo. Na szczęście szybko zaczynamy zjazdy - początek szybki, ale w drugiej części wjeżdżamy w ciemny las, czarna gliniasta ziemia, korzenie, trochę kamyczków – jest super! Niestety jakieś 20 m przed wyjazdem na asfalty łapię snejka..
Wymiana gumy zajęła mi jakiś kwadrans, sporo czasu walczyłem ze zdjęciem opony z obręczy. Zdążyłem porządnie się wychłodzić, a chęć dalszej jazdy opuściła mnie totalnie.. Dojazd do mety asfaltami bez wyrazu, nie pomógł nawet kapitalny singielek z Ostrej Hory do Olzy…
Wynik i przede wszystkim odczucia z jazdy niestety odzwierciedlają moją aktualną formę - ale nie ma się czemu dziwić, żeby jeździć, to trzeba jeździć. Błotko na zjazdach jednak nadal sprawia mi chorą radochę:) Magda zadowolona z jazdy – dzisiaj 6 miejsce w kategorii, ale najbardziej zadowolona jest z bezpośredniej walki na trasie z Kamilą. W klasyfikacji generalnej udało się jej awansować na 4 pozycję! W klasyfikacji drużynowej niestety spadliśmy na 6 pozycję. Sezon w cyklu MTB Marathon kończę na 12 pozycji, ale nie ostatniej – jest postęp.. Na podsumowanie przyjedzie jeszcze czas..
/2536608
Kategoria 050-100, Góry, Imprezy / Wyścigi, Mbike, Teren, xt1
komentarze