050-100
Dystans całkowity: | 23053.96 km (w terenie 9635.46 km; 41.80%) |
Czas w ruchu: | 1152:47 |
Średnia prędkość: | 19.93 km/h |
Maksymalna prędkość: | 73.90 km/h |
Suma podjazdów: | 58147 m |
Maks. tętno maksymalne: | 207 (104 %) |
Maks. tętno średnie: | 170 (85 %) |
Suma kalorii: | 207621 kcal |
Liczba aktywności: | 333 |
Średnio na aktywność: | 69.23 km i 3h 28m |
Więcej statystyk |
Słoneczny KPN!
Czwartek, 2 września 2010 | dodano: 02.09.2010 | Rower:Giant XTC | temp 15.0˚
dst55.02/1.00km
w02:22h avg23.25kmh
vmax54.50kmh HR /
.. tak miało być, ale po kolei. Cały tydzień pogoda była mówiąc krótko marna. Dziś od rana słońce na niebie, mało chmurek - od razu chce się wyjść:) Zanim jednak zrobiłem wszystko co musiałem zrobić i zdążyłem wyjść - pogoda się popsuła :( Dojechałem do Święcic i zaczęło kropić - zmieniłem plan i ruszyłem w kierunku Warszawa. Dojechałem na Agricole, zrobiłem kilka rund, zjadłem kanapki i ruszyłem kręcić dalej kiedy spotkałem Hanię Wróblewską. Pogadaliśmy troszkę, pokręciliśmy w górę kilka rund i ruszyłem w stronę Powiśla. Pokręciłem się jeszcze na odcinku Górnośląska - Tamka - Oboźna - Karowa. Powrót pociągiem. W ciągu całego dnia, deszcz zmoczył mnie 4 razy, w tym raz to było oberwanie chmury:D
Może jutro się uda?Wiewiórka
© ktone
Kategoria 050-100, XTC
Znów deszcz!
Czwartek, 26 sierpnia 2010 | dodano: 26.08.2010 | Rower:Giant XTC | temp 19.0˚
dst63.62/34.66km
w03:23h avg18.80kmh
vmax38.10kmh HR /
Wyjazd, który planowaliśmy z Magdą musieliśmy odłożyć w czasie - prognozy na najbliższe dni dla dzielnic północnych to deszcz i 15* :( W zamian umówiliśmy się na wypad do Granicy. Pojechaliśmy przez Zaborów, Łubiec, Karpaty, Zamczysko i Nart. Powrót podobną trasą, po drodze zaczęło kropić. Zahaczyliśmy o kilka górek:) Na odcinku Zaborow - dom padało już mocniej, oczywiści po dojechaniu do mnie, pogoda się poprawiła, ale Magda zdecydowała wracać pociągiem. Jakoś nie mamy ostatnio szczęścia z pogodą :DTomasz zjeżdża
© magdafisz
Kategoria 050-100, KPN, Teren, W towarzystwie, XTC
Tym razem się udało - ciacho w GK:)
Środa, 11 sierpnia 2010 | dodano: 11.08.2010 | Rower:Giant XTC | temp 28.0˚
dst90.27/14.50km
w03:52h avg23.35kmh
vmax50.30kmh HR /
Malowanie u Magdy dzień drugi, tym razem jednak pojechałem metrem. Szybko się uwinęliśmy, pogoda ładna - decyzja, że jedziemy na ciastko. Do Góry Magda poprowadziła ciut inną drogą, omijając Konstancin. Zjedliśmy bardzo dobre tarty, Magda kupiła też rogaliki "na później" i wróciliśmy na Kabaty. Nie miałem ochoty wracać, średnio się czułem, ale perspektywa jazdy zadymionym pociągiem jakoś mnie zmotywowała;) Po kilku kilometrach szybszej jazdy wkręciłem się na obroty i jechało mi się znacznie lepiej. Powrót sprawny.
Kategoria 050-100, W towarzystwie, XTC
Mazovia MTB - Supraśl
Niedziela, 8 sierpnia 2010 | dodano: 09.08.2010 | Rower:Giant XTC | temp 28.0˚
dst91.68/85.00km
w04:07h avg22.27kmh
vmax54.70kmh HR /
Na maraton w Supraślu udało mi się namówić brata, który nie jeździł za dużo w tym roku:D Wyjechaliśmy we trójkę z Magdą o 6:30, bardzo szybko dojechaliśmy do Wyszkowa i chwilę później złapała nas burza, grad, zrobiło się ciemno, momentami widoczność spadała dosłownie do 100m - jednak prognozy, które straszyły burzami tym razem nie kłamały.. szybki sms - w Supraślu słońce! Faktycznie, im bliżej Białegostoku, tym pogoda poprawiała się, do Supaśla dojeżdżamy przed, świeci słońce - ulga:) Czasu mieliśmy dość sporo, ale grzebiemy się przy samochodzie i w efekcie dopiero 9:20 ruszamy do miasteczka - okazuje się, że zamówione duplikaty numerów nie zostały przygotowane - drukowanie w toku, chip nie działa - brak podkładki, kolejki do wc.. Robi się późno, potęguje się niepotrzebny stres. Ostatecznie udaje się wszystko załatwić, ale brakuje czasu na rozgrzewkę - nic to, planuję jechać giga, taka mała umowa z Magdą, która zdecydowała się na mega. Przed startem spotykam Jasia - też chce jechać giga. W sektorze staję obok Pawła C, Włodka i Pawła W, z którym planujemy się ścigać. Odliczanie i start!
Pierwsze km tradycyjnie po asfaltach, bardzo szybkie, później szutry i znowu asfalt, jest dobrze, nie trasę dystansu do Pawła, delikatna hopka, redukuję i.. blokuję łańcuch na korbie i przy okazji przerzutka się przekręca - zastanawiam się jak to możliwe, zatrzymuję się i mijają ok 3 minuty, zanim się z tym uporałem. Zrezygnowany postanawiam możliwie najszybciej gonić swój sektor. Wyprzedzam słabszą częśc sektora IV i III, trasa jednak jest bardzo szybka i brakuje szybkich pociągów, kiedy tylko nadarza się odpowiednia okazja, chwytam się i nie odpuszczam. Pierwszy bufet - nie korzystam, mam dwa żele. Stosunkowo szybko doganiam grupkę, w której jedzie Fibro, tradycyjnie z Bogną;) Spory kawałek jedziemy razem, dobre tempo, staram się urwać, ale na szybkich szutrach w grupie siła. Po pewnym czasie dochodzimy Renatę z Welodromu, zaczyna się wolniejszy fragment trasy, urywam Pawła i Renatę dopiero na podjeździe, który podchodzę - za duży tłok i za dużo piachu, wyprzedzam też Hankę Wróblewską, z którą ostatnio bardzo często się mijamy na maratonach:) Szybko dochodzę do Dominiki, uciekam na niewielkim zjeździe, po sekcji krótkich pagórków w stylu XC mijam też Bartka - awaria. Jedzie mi się świetnie, tempo wysokie, na koniec pierwszej pętli średnia w okolicach 26kmh. Drugi bufet - nareszcie, jakieś 25km to zbyt duża przerwa. Zatrzymuję się, biorę trzy żele, banana i powerade - zjazd na giga i pusto :( Słyszę za sobą Fibro - zdecydował się na giga - zaczekałem, ale po tym jak do mnie dojechał, powiedział, żeby jechał swoje. Jadę. Na długiej szutrówce nie widzę przed sobą nikogo - w grupie jechaliśmy na tych odcinkach ok 35-38kmg, sam nie daję rady szybciej niż 30. Dojazd do trudniejszego fragmentu, kawałek łąki, troszkę błotka i dochodzi mnie jeden zawodnik - niestety szybko mi ucieka i nie daję rady go gonić. Powoli zaczynam tracić siły, do tego bukłak przestał podawać wodę - przewiduję, że wężyk się zakręcić :/ Jest naprawdę gorąco i zaczynam odczuwać braki płynów. Na podjeździe przy ogrodzeniu, na którym na pierwszej pętli zgubiłem Pawła, dochodzi mnie Hanka W i od tej pory jedziemy razem. W międzyczasie czuję delikatne kurcze przy kolanie - podobnie jak w Głuszycy, ale daję radę je rozjechać. Jedziemy razem, dobrze nam się współpracuję, na bufecie wspólnie zatrzymujemy się - wypijam całego powerade'a na raz i robię wielki błąd - nie biorę drugiego na zapas. Bufet numer 3
© ktone
Jedziemy razem jeszcze kilka kilometrów, aż do najtrudniejszego podjazdu - na pierwszych metrach zawodnik przede mną staje i muszę zejść z roweru - za wysoko podnoszę nogę i łapie mnie kurcz - ból nie do wytrzymania, kładę się i mam ochotę wycofać się - na szczęście kolejni zawodnicy, którzy mnie mijają, dopingują mnie. Po kilku minutach udaje mi się przełamać i wchodzę na "szczyt", na zjeździe jest już lepiej, kurcz ustępuje, ale noga boli. Kolejne kilometry to ciężki kawałek chleba, kilka krótkich, ale stromych hopek - jadę, a właściwie wlokę się. Na jednym ze zjazdów czuję, że przednie koło dziwnie się zachowuje - nie mogę skręcać, rzut okiem na oponę - flak.. Zrezygnowany siadam na trawie i klnę pod nosem. Wyciągam pompkę i postanawiam dopompować, nie zmieniać gumy - mija mnie Fibro. Wsiadam na rower i szybko go doganiam. Jedziemy razem, trasa jest kapitalna, niestety jestem w takim stanie, że nie doceniam uroku miejsc, które mijamy i ścieżek, które pokonujemy. Ja jednym z podjazdów mija nas Skała. Na płaskim odcinku uciekam Pawłowi, mijam mostek - gość krzyczy 3,5km do mety - szybkie szutry, staram się przyśpieszyć, ale nie udaje mi się wyciągnąć więcej niż 25kmh. W pewnym momencie mija mnie Fibro na kole jakiegoś gościa, dołączam się, chłopaki wpadli w piach jakieś 300metrów przed metą i w ten sposób wygrywam finish.
Na mecie od razu spotykam Magdę i brata, cała ekipa siedzi nad rzeczką. Magda przynosi mi jedzenie - okazuje się, że jest wybór! Opłukuję się w rzece, przebieram i czekamy na tombolę.
Bardzo fajny maraton, ciekawa trasa - chociaż moim zdaniem za dużo było szybkich szutrów, na których jeżdżą pociągi;) świetna atmosfera, niestety dopadł mnie pech i to w ilości hurtowej. Wielka szkoda, na mecie byłem niesamowicie rozczarowany, miałem ścigać się z Pawłem (który pojechać świetnie), a wyszło tak, że ostatnie kilometry walczyłem ze sobą. Pokonało mnie lekkie odwodnienie. Muszę coś poradzić na kurcze - łykam magnez, a problem nadal jest.
Czas: 4:17:59 (z licznika 4:07 - czyli straciłem na samych postojach 11minut)
MOpen: 53/66 M2: 16/17
Rating 74,2/74,2
Hanka Wróblewska, z którą jechałem spory kawałek drugiej pętli, wygrała giga wśród pań z czasem 4:08, startuje oczywiście z pierwszego sektora.
Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Teren, W towarzystwie, XTC
MTB Marathon - Głuszyca
Niedziela, 1 sierpnia 2010 | dodano: 02.08.2010 | Rower:Giant XTC | temp 28.0˚
dst68.03/60.00km
w04:56h avg13.79kmh
vmax51.70kmh HR /
Już w Szydłowcu zdecydowałem, że pojadę na prawdziwy górski maraton do Głuszycy - umówiliśmy się na podróż z Pawłem i Jarkiem, dołączył do nas Robert z Mińska. Paweł połamał ramę w Skarżysku i w Głuszycy pojedzie na nowej rami i amortyzatorze - Spec i Reba Team. W Głuszycy byliśmy dzień przed zawodami, wieczorem odebrałem numer startowy i pozostało już tylko czekać na start. Na kwaterze mieliśmy zacne towarzystwo - kilka osób z czuba:) Rankiem Jarek podjął decyzję o rezygnacji ze startu z powodu problemów ze zdrowiem - zamierzaliśmy wracać po maratonie, a nie tak jak pierwotnie, zostać do poniedziałku. Z kwatery wyjechaliśmy przed 10, ruszyliśmy na start GIGA. Po przejeździe wszystkich czas na krótką rozgrzewkę, natomiast Jarek szykuje się do roli fotografa:) Przed 11 ustawiamy się z Pawłem w sektorze - ostatnim, do tego stajemy na samym końcu - będzie sporo wyprzedzania.
Start punktualnie o 11, ruszamy bardzo powoli, wyjeżdżamy na asfalt, jedziemy przez Głuszycę i dalej przez Łomnice, tempo nie jest wysokie, ale wyprzedzam masę ludzi. Po wjechaniu "w teren" ciągle lekko pod górę, miejscami robi się stromiej, ale cały czas przesuwam się do przodu. Po wjechaniu na przełęcz pierwszy bardzo szybki zjazd, tego się najbardziej obawiałem przed startem, miejscami czuję, że jest za szybko. Kolejny podjazd, zjazd, jest pierwszy bufet - oglądam się za siebie i szukam Pawła, ale nie widzę - biorę powerade, banana i jadę. Trasa skrajem niewysokiej góreczki, prowadzi raz w dół, raz w górę i kończy się singlem w dół, kilka osób sprowadza, jest ślisko - dupa za siodło i zjeżdżam. Szybkiej zjazdy po łąkach, mijam Jarka, który strzela fotki, przejeżdżam obok naszej kwatery, dalej w dół i dojeżdżamy do stadionu w Głuszycy - drugi bufet, 20km.
Wjeżdżamy na lekki podjazd, jedzie mi się świetnie, wyprzedzam, po kilku minutach wspinaczki wypłaszczenie, seria szybkich zjazdów, lekki podjazdów, kilka kałuż - gdzieś w międzyczasie mijają mnie pierwsi zawodnicy z GIGA - ekipa JPG2. Odbijamy w prawo na pierwszy dla mnie bardzo trudny zjazd - korzenie, kamienie i ostro w dół, na szczęście zjazd nie jest długi, udaje się zjechać, ale adrenalina skoczyła:) Odbicie na asfalt i dojazd do trzeciego bufetu - tutaj robię dłuższy postój, jem banany, suszone owoce, biorę powerade ze sobą - picie z bukłaka gotuje się w wężyku;) Dalej trasa jest dość lekka i szybka, aż do podjazdu pod Niczyją - jest stromo, cieszę się, że mam 34 z tyłu, wszyscy podchodzą, ja mam ambicję to podjechać, powolutku, jakieś 5-7kmh mijam kolejnych zawodników, na lekkim wypłaszczeniu mija mnie chyba Kaiser - różnica tempa niesamowita! Przed szczytem odpuściłem, nie dałem rady podjechać całości. Przyszedł czas na zjazd - droga początkowo szybka, szutrowa, z czasem robi się bardziej kamienista i muszę zwalniać, dopiero za chwilę orientuję się, że wszyscy jadą obok, po trawie. Zjazd na Przełęcz Sokolą i kolejny ciężki podjazd pod Schronisko przy Sokolicy, tutaj jest sporo ludzi, którzy kibicują i wspierają:) Przed schroniskiem mam mały kryzys, muszę się zatrzymać, łykam żel, który kupiłem przed startem, kawałek podprowadzam, ale dalej wjeżdżam. Od schroniska jedziemy w dół, początkowo łagodnie, później robi się stromiej, sporo kamieni, szlak jest wąski, znowu dupa za siodło, hamulce aż skrzypią - boję się o obręcz, bo nagrzewa się strasznie, na końcu zjazdu bolą mnie palce od zaciskania klamek, ale satysfakcja jest wielka:) Powrót na Ziemię - podjazd! Długi, bardzo długi podjazd pod Przełęcz Kozie Siodło, na której ustawiony jest czwarty i jednocześnie piąty bufet - to miejsce będziemy przejeżdżać dwa razy. Zatrzymuję się na chwilkę, łykam banany, owoce i powerade.
Zjazd z Koziego Siodła początkowo po fragmencie obfitującym w kałuże i korzenie, wpadam w jedną z tych kałuż, błoto po piasty, cudem ratuję się przed lotem przez kierownicę, wyprzedza mnie młoda zawodniczka, dalej jest szybko i staram się ją dogonić. Dojeżdżam do asfaltu na Przełęcz Jugowską i pruję w dół >50kmh, o dziwo ciężko dokręcić szybciej, zjazd jest długi, robi się nawet przyjemnie chłodno, ale nie trwa to zbyt długo, ostry skręt w prawo i jest znowu na podjeździe pod Kozie Siodło. Podjazd jest dla mnie bardzo ciężko, są odcinki o bardzo dużym nachyleniu i kilka razy podprowadzam. Wyczerpany, dosłownie ledwo żywy dojeżdżam do bufetu, gdzie spędzam chyba pięć minut - jem, piję i jeszcze więcej jem. Zawodnicy obok wyglądają podobnie:D Przed nami podjazd pod Wielką Sowę - gwóźdź programu. Początkowo szlak (rowerowy) jest trudny technicznie, jedziemy po sporych kamieniach i trzeba uważać, żeby się nie zatrzymać, bo może być ciężko później ruszyć. Łapią mnie skurcze przy kolanie - dziwne miejsce:/ Później jeszcze kilka razy łapią mnie w tym miejscu, zatrzymuję się i masuję nogę. Jednak po jakimś kilometrze ścieżka się wypłaszcza i jedzie się zdecydowanie łatwiej, mijam całą masę turystów, którzy serdecznie dopingują - to naprawdę przyjemne:) Wjeżdżam na szczyt i odbijam w lewo na zjazd, ale jaki zjazd! Kamienie, kamienie i jeszcze raz kamienie, do tego sporo korzeni. Miejscami zastanawiam się, co ja tu robię? Nawet nie próbuję się zatrzymać i zejść z roweru, bo pewnie bym przeleciał przez kierownicę - cały czas dupa na kole i pełna koncentracja, udaje się zjechać i jestem z siebie dumny:) Dla mnie to wielka osiągnięcie:) Oczywiście na zjeździe minęło mnie kilka osób i to w takim tempie, że aż mi było głupio, ale technika przyjedzie wraz z kolejnymi startami:) Dalej podjazd pod Małą Sowę i kolejne zjazdy, w tym jeden killer w gęstym lesie po korzeniach - bolały mnie już dłonie i stopy;) Szybki zjazd po szutrach, króciutko po asfalcie i kolejny podjazd, a właściwie podejście - trasa wąska, kamienista, trochę błota, ale po lekkim wypłaszczeniu wsiadam na rower i podjeżdżam, podobnie z resztą jak zawodnicy, z którymi jadę. Podjeżdżamy do miejscowości Grządki i postój na bufecie numer 6. Od obsługi słyszę - 7km do mety, połowa w górę, połowa w zjazdów. Na bufet podjeżdża Dorota, którą poznałem na starcie, szybko odjeżdża - ambicja robi swoje i próbuję ją gonić. Na pierwszych kilometrach jest faktycznie generalnie w górę i uciekam Dorocie, ale na zjazdach mi ucieka - braki techniki dają o sobie znac, ostatni zjazd po błocie wzdłuż strumyka, wyjazd na szutrówkę pod Górę - słyszę Jarka, który mnie dopinguje, jakieś 500m do mety - udaje mi się wyprzedzić Dorotę i wjeżdżam na metę.Ostatnia prosta
© ktone
Jestem wyczerpany, ale jednocześnie niesamowicie zadowolony. Zjeżdżam do Jarka, czekamy na Pawła (byłem lepszy o 13minut) i we trzech jedziemy do miasteczka. Staję w kolejce do myjki, spotykam Damiana, chwilę rozmawiamy. Myję rower, jem makaron, chwilę siedzimy z Pawłem i czas zbierać się do kwatery. Czekamy na Roberta, który ostatecznie dociera do kwatery po 19, z kontuzją. Wyjeżdżamy z Głuszycy w okolicach 20, w domu jestem przed 4.
Wrażenia nie do opisania, kapitalna trasa, piękna widoki, satysfakcja ogromna:) Oczywiście wyniki mówią same za siebie - zero techniki okupione jest olbrzymią stratą, ale nie wynik był dla mnie ważny na tym maratonie:)
Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Teren, W towarzystwie, XTC
Nad Świdrem z Magdą
Piątek, 30 lipca 2010 | dodano: 30.07.2010 | Rower:Giant XTC | temp 25.0˚
dst65.73/27.10km
w03:28h avg18.96kmh
vmax32.90kmh HR /
Od jakiegoś czasu planowaliśmy wyjazd z Magdą nad Świder i jazdę po szlaku wzdłuż Mieni. Pojechaliśmy pociągiem do Rembertowa i stamtąd szlakiem w stronę Mazowieckiego Parku Krajobrazowego, a następnie bardzo fajnymi ścieżkami wzdłuż czerwonego szlaku, do Góraszki. Obowiązkowy postój na pierogi w Zajeździe Żywieckim i szybko na szlak. Pogoda była typowo letnia - upał, słońce, także zapasy picia kurczyły się niebezpiecznie szybko. Szlak wzdłuż Mieni spodobał się Magdzie bardzo, ale miejscami bała się jechać:) Dojechaliśmy do Świdra i dalej jechaliśmy wzdłuż brzegów rzeki. Zrobiliśmy sobie dłuższy postój w okolicach Otwocka i planowaliśmy jechać dalej szlakiem aż do Karczewa. Niestety na jednym z wąskich i piaszczystych odcinków Magda zalicza glebę i zniechęcona chce wracać do domu. Jedziemy w stronę Warszawy asfaltem, na wysokości Falenicy wjeżdżamy na ścieżkę na wale i jedziemy pod Zus. Magda do siebie, ja do centrum na pociąg.Nad Świdrem
© ktone
Kategoria 050-100, Teren, W towarzystwie, XTC
Mazovia MTB - Skarżysko Kamienna
Niedziela, 25 lipca 2010 | dodano: 26.07.2010 | Rower:Giant XTC | temp 18.0˚
dst64.90/57.00km
w02:45h avg23.60kmh
vmax67.00kmh HR /
Od kilku dni prognozy straszyły opadami w niedzielę i tak naprawdę do ostatniej chwili nie wiadomo było, czy będzie padać. Do Skarżyska pojechaliśmy z Arturem i jego kumplem, na miejscu byliśmy tuż po 9, czyli dosyć wcześnie. Na miejscy spotykamy Damiana, później dojeżdża grupka Welodromów - Andzia, Andrzej, Włodek, Krzysiek, Paweł i drugi Paweł. Po krótkiej rozgrzewce z Magdą, stajemy w sektorach, start punktualny, równo o 11. Pierwsze kilkaset metrów jak zwykle szybkie, ale niewielki podjazd po bruku sprawia, że sporo osób "zdycha" - ja trzymam koło Pawła Wilka i taki mam plan na następne kilometry. Po krótkiej sekcji w lesie wyjeżdżamy na asfalt, przejeżdżamy wiaduktem nad trasą i w las szybkimi asfaltami / szutrówkami. Do rozjazdu FIT/MEGA jest bardzo szybko, jazda w grupie to podstawa, bo wieje. Po rozjeździe niewielki odcinek z kałużami, sporo ludzi tutaj sobie nie radzi, schodzą z rowerów, Cranki jednak bardziej odporne na błoto - później zaczyna się teren o krajobrazie typowym dla Gór Świętokrzyskim - delikatne podjazdy, szybkie zjazdy, troszkę kamieni, sucho i szybko. Miejscami łączniki asfaltowe, sporo po bruku. Na jednym ze zjazdów urywam Pawła. Podobał mi się fragment po czerwonych glinach, wśród liściastych drzew (tego na Mazowszu nie ma). Na jednym ze zjazdów zatrzymuję się, żeby pomóc zawodniczce z pierwszego sektora - chyba pękła sprężyna w przerzutce, przejeżdżający zawodnicy oczywiście z pretensjami, że stoimy, no nic, na krótkim podjeździe szybko ich wyprzedzam. Gdzieś w międzyczasie gubię bidon. Później bardzo szybki zjazd brudnym asfaltem (łapię koło i pobijam rekord prędkości) i wjazd na niewielki podjazd po grząskim piasku. Mimo, że powoli zaczynają mnie boleć plecy (na podjazdach muszę kręcić na stojąco - pomaga), dość szybko dojeżdżam do miejsca, gdzie trasa łączy się z FITem, jest bardzo szybko, jadę z jakimś starszym gościem i gonimy dwóch młodziaków przed nami - niestety czuję skurcz w udzie i muszę na chwilę odpuścić. Jeszcze szybki podjazd po trylince i krótki odcinek leśny z koleinami - na jednej z nich wypadam przed kierownice i zatrzymuję się na "bandzie" - jak się później okazuje, nie ja jeden;) Po wyjeździe z lasu zostaje już tylko końcówka po asfaltach, w między czasie dochodzi mnie dwóch zawodników i jedziemy razem. Ostatni kilometr w stylu torowym - czaimy się i w momencie, w którym zawodnik za mną ogląda się, ja atakuję i wjeżdżam na metę pierwszy.
Świetna trasa, bardzo szybka, ale ładna, brakowało mi tylko cięższych podjazdów - wszystko dało się przejechać nie zrzucając na młynek, pogoda na szczęście dopisała - zaczęło kropić niedługo po tym, jak dojechałem do mety. Jestem zadowolony z jazdy. Na bufetach załapałem się nawet na żele! Na mecie spotykam Krzyśka - rozmawiamy chwilę. Prysznic, czyszczenie roweru i szybko do samochodu - Artur czeka.
Magda znów na podium, ale nie jest zadowolona z trasy - fit był za szybki, za łatwy, poza krótkim odcinkiem z koleinami, trasa w całości po asfaltach i szutrówkach.
Czas: 2:45:41
M2: 40/94 Open: 123/400finish
© ktone
Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Teren, XTC
Żabia Wola
Środa, 21 lipca 2010 | dodano: 21.07.2010 | Rower:Giant XTC | temp 20.0˚
dst58.79/0.00km
w02:15h avg26.13kmh
vmax44.60kmh HR /
Udało się wyciągnąć Kondzia na wieczorny wypad do Żabiej Woli. Strasznie ciemno, gwiazdy nie świecą, powrót po 23, dobre tempo:)
Kategoria XTC, W towarzystwie, 050-100
Turystycznie nad Świdrem
Wtorek, 20 lipca 2010 | dodano: 20.07.2010 | Rower:Giant XTC | temp 26.0˚
dst61.88/35.58km
w03:17h avg18.85kmh
vmax30.70kmh HR /
Podczas próby pokonania WOT jechaliśmy z chłopakami szlakiem wzdłuż Mieni i bardzo mi się podobało - wiedziałem, że szlak kontynuuje się wzdłuż Świdra i postanowiłem dziś zaliczyć również Świderski odcinek. Dojechałem do Rembertowa pociągiem, troszkę pobłądziłem, ale udało się w końcu trafić do lasu. To nie było jednak koniec z błądzeniem - szlaki są oznaczone fatalnie, bardzo często trzeba jechać "na czuja" - mimo to, jakoś udało się dojechać do Góraszki, a tam już na szlak wzdłuż Mieni. Dalej jechałem już cały czas wzdłuż rzeki aż do miejsca, w którym Mienia wpada do Świdra. Znalazłem przejście po zwalonym drzewie i dalej wzdłuż Świdra. Ścieżka jest słabo przejezdna na odcinkach, na których nie pokrywa się z szlakiem PTTK. Dojechałem do Otwocka, zgłodniałem już, ale zanim znalazłem bankomat minęło trochę czasu, później ciężko było znaleźć jakiś bar - zjadłem w końcu w orientalnym. Po zjedzeniu próba ponownego wjazdu na szlak, ale zupełnie pogubiłem się w tym mieście. Jakoś dojechałem do rzeki, przejechałem szlakiem do końca, wyjechałem drogą na Karczew i skierowałem się w stronę Warszawy. Nie miałem jednak ochoty jechać do miasta, średnio się czułem i wsiadłem w pociąg. Bardzo fajny szlak, na pewno tu wrócę!Mienia
© ktoneTam gdzie Mienia wpada do Świdra
© ktoneŚwiderski meander
© ktoneTratwa
© ktone
Kategoria 050-100, Teren, XTC
Pochmurna niedziela
Niedziela, 18 lipca 2010 | dodano: 18.07.2010 | Rower:Giant XTC | temp 20.0˚
dst63.91/16.60km
w03:05h avg20.73kmh
vmax38.30kmh HR /
Od rana na niebie chmury, temperatura też niższa niż w ciągu ostatnich dni. Umówiliśmy się z bratem na grilla i postanowiliśmy z Magdą dojechać na działkę ciut na około. Jechaliśmy przez Podkowę, w las do Nadarzyna, szlakiem przez Sękocin. W miejscu, gdzie szlak jest pełen połamanych gałęzi Magda złapała patyk w przerzutkę i wygięła hak. Troszkę potrwało, zanim uporaliśmy się z tym i ruszyliśmy dalej do Magdalenki. Magda wygięła hak
© ktone
Z Magdalenki na działkę już asfaltami.
Po obiadku zaczęło padać, momentami mocno lało. Do domu ruszyłem przed 21, wiało, momentami mżyło. Zabrałem Magdzie bukłak i pierwszy raz z niego korzystałem - fajna sprawa:)
Kategoria 050-100, W towarzystwie, XTC