Mbike
Dystans całkowity: | 6188.32 km (w terenie 3695.00 km; 59.71%) |
Czas w ruchu: | 385:39 |
Średnia prędkość: | 15.66 km/h |
Maksymalna prędkość: | 73.90 km/h |
Suma podjazdów: | 61675 m |
Maks. tętno maksymalne: | 205 (103 %) |
Maks. tętno średnie: | 170 (85 %) |
Suma kalorii: | 115318 kcal |
Liczba aktywności: | 132 |
Średnio na aktywność: | 46.88 km i 3h 03m |
Więcej statystyk |
MTB Marathon - Złoty Stok
Niedziela, 19 maja 2013 | dodano: 25.05.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚
dst75.06/70.00km
w05:09h avg14.57kmh
vmax51.00kmh HR 157/181
Dzień startowy zawsze jest mniej lub bardziej nerwowy. Szczególnie, kiedy zdajesz sobie sprawę, że ze sprzętem jest coś nie tak. W moim przypadku chodzi o problemy z przerzutką, których doświadczyłem w Sandomierzu - okazało się, że źle poprowadziłem linkę, szkoda słów.. Po porannym przygotowaniu siebie i sprzętu, przy sprzyjającej pogodzie ruszyliśmy na rynek. Każdy miał coś do załatwienia i rozgrzewkę zrobiłem sam. Felerna linka kompletnie wyleciała mi z głowy i dopiero na 10 minut przed startem podjechałem do serwisu, pożyczyłem narzędzia i zrobiłem porządek - od tej pory Przerzutka działa jeszcze lepiej:) Także z rozgrzewki nici.. Ustawiam się w sektorze z Pawłem, Jarkiem, w koło jak zwykle sporo znajomych.
Start i tradycyjnie podjazd na Jawornik Wielki. Podjazd jest długi. Początek jedziemy z Pawłem spokojnie, wszyscy nas mijają i choć tętno skacze do 170 uderzeń na minute, tracę kolejne pozycje. Skąd oni wszyscy mają taki start? Jedziemy z Pawłem swoim tempem, plan na maraton jak zwykle trzymać jego koło najdłużej jak się da:) Po pierwszych 20 minutach, ciężkich dla mnie, zaczynam się rozkręcać. Dojeżdża do nas Michał i motywuje do szybszej jazdy. Na końcu podjazdu odskakuję do przodu i jako pierwszy z naszej trójki wpadam na zjazd. Krótki, ale techniczny. Za mocno wyciągam tyłek za siodło i tracę sterowność - mogę zjeżdżać, ale nie mam kontroli - podpórka, szybko uciekam z drogi nadjeżdżającym z tyłu.. Zły na siebie jestem okrutnie. Zjazd jest szybki, więc nie tracę dużo, dalej też w dół, ale zniszczoną drogą z głębokimi koleinami, kurzy się. Dogania mnie Jarek. Zaczynam jechać nieco lepiej. Kolejne kilometry prowadzą jednak szybkimi zjazdami i na takich odcinkach jak zwykle tracę, wyprzedza mnie m.in. Bartek. W końcu dochodzę Zdzicha i Michała Osucha - czyli są tacy, co zjeżdżają słabiej niż ja.. W Chwalisławie po zjazdach po łąkach odbicie z powrotem w góry i podjazd. Czuję się dobrze i jadę mocno. Na kolejnych zjazdach Bartek znowu mnie mija, a ja jego na podjazdach:) Na odcinku poprowadzonym szybkimi szutrami, lekko do góry jedziemy z Michałem, Zdzichem i Jarkiem. Śmieję się, że trzeba zrobić pociąg pomarańczowy z czerwoną lokomotywą;) Niestety Zdzichu i Jarek wpadają się na siebie i lądują na ziemi. Odjeżdżam. Kolejne szybkie, ale nieco bardziej wymagające zjazdy i pamiętny dla mnie zakręt do podjazdu po trawie - tutaj w zeszłym roku przestrzeliłem i nadrobiłem dobre 2-3 km.
Podjazd jest ciężki, ale na szczęście nie jest mokro i spokojnie można do wykręcić. Kolejne kilometry obfitują w ciekawe odcinki, m. in. jeden świetny zjazd z błotem i kamieniami. W końcu dojeżdżamy do bufetu. Jest ze mną Bartek - narzeka na tempo pod górę, ale na zjazdach pokazuje klasę.. Kolejne kilometry są stosunkowo szybkie, ale w kilku miejscach trzeba się zagiąć na podjazdach. Na zjeździe do Skrzynki tracę kilka pozycji, mija mnie m.in. Grzesiek. Kilka kolejnych kilometrów jedziemy asfaltem przechodzącym w szybkie szutry. Trochę się zaginam, żeby utrzymać koło. Najmocniejsze zmiany daje Grzesiek Broda. Podjazd Dziką Doliną piękny. Strome stoki, skałki, a do tego ładna pogoda - idealnie na turystykę;) Przyspieszam, zostawiam Grześka i staram się gonić, bo widzę przed sobą pomarańczową koszulkę. Kolejne kilometry to dwa bardzo fajne, wymagające czujności zjazdy i ostre podjazdy. Na jednym z nich sporo wody i błota, zęby w kierownicy, ale uślizgnąłem koło i musiałem zejść. Fajny odcinek. Ostatni podjazd przed połączeniem się z trasą mega również zaczął się mocno, po czym wypłaszczył. Po przecięciu drogi do Lądka Zdroju było już szybko. Jedziemy z Grześkiem z SCS OSOZ, trasa jest szybka i stosunkowo płaska. W końcu dojeżdżamy do zjazdów do Orłowca.
Początek super, ale trasa nabiera charakteru, kamienie są coraz większe. Wymiękłem przy strumyku, podpórka i przepychanie, ale dalej już bez problemów. W sumie nie najgorzej. Im trudniejszy i wolniejszy zjazd tym lepiej się na nim czuję. Dojeżdżam do bufetu. Jest pomarańczowy - okazuje się, że to Jurek. Po chwili dojeżdża Paweł. Skąd? Okazuje się, że przestrzelił zakręt, dokładnie w tym samym miejscu, gdzie ja zrobiłem to rok wcześniej. Ruszamy we trzech. Przed nami długie podjazdy. Paweł szybko wychodzi na prowadzenie, jest wyraźnie najmocniejszy, ja staram się utrzymać koło, które daje co najmniej psychologiczne wsparcie. Jurek zostaje. Do zjazdów dojeżdżam z niewielką stratą do Pawła. Zjazdy jednak są w tym roku wyjątkowo skrócone - nie dojeżdżamy do Lutyni, a odbijamy wcześniej w stronę Borówkowej. Dobrze, bo wyjątkowo nie lubię odcinka Skalnym Wąwozem do Lutyni. Na końcówce zjazdy jest bufet - bez sensu, przy prędkości ok. 40kmh chyba nikt się nie zatrzyma.. Odbicie w lewo, szybko doganiam Pawła i dwóch zawodników, z którymi jedzie. Szybko dojeżdżamy do właściwego podjazdu na Borówkową.
Z tym podjazdem mam dwa postanowienia - wjechać bez schodzenia, rok temu to nie było takie proste, druga sprawa to możliwie najmniej stracić do Pawła, a najlepiej utrzymać mu koło. Już na początku jednak jeden z zawodników trochę mnie przyblokował. Dalej staram się gonić, ale jadę na ile mnie stać i dystans ciągle się zwiększa. Na osławionych 900 m npm oceniam stratę na około 40 sek do minuty. Sporo. Zaczynamy zjazdy. Świetny zjazd. Początek szybki, trochę kamieni, dalej sekcja z kilkoma stromymi odcinkami z kamieniami, sekcja RTV AGD i znowu ostry odcinek. Dalej jest więcej korzeni i szybciej. Na wypłaszczonym odcinku wyprzedzam Tomka W., który zamieszkuje pokój obok naszego w Złotym Jarze:) Ostatni odcinek zjazdu to słynne korzenie - wyprzedzam obu zawodników, z którymi robiłem podjazd. Pawła nie widać. Za chwilę bufet i ostatni mocny podjazd. Na bufecie łapię pomarańczę, kubek powerade i ruszam. Ambicje mam duże - wjechać. Pamiętam, jak rok temu umierałem i byłem pewien podziwu dla Jacka, który systematycznie piął się do góry, a ja butowałem..
Dosłownie kilkadziesiąt metrów za bufetem łapią mnie kurcze w obu nogach. W takim miejscu, że mogę jechac, ale ból jest niesamowity. Zatrzymuję się, chwila przerwy, łyk wody i do przodu. Podjeżdżam pierwszą ściankę, ale przed drugą, nieosłoniętą drzewami, kapituluję. Podprowadzam spory odcinek, wyprzedzam przy tym całą masę zrezygnowanych megowców, którzy w większości klną pod nosem, na pogodę, że za gorąco, na rower, że ciężki, na błoto, którego jest wyjątkowo mało, w końcu na organizatora.. Złe podejście, ale do tego trzeba dojść samemu. Uśmiecham się pod nosem i wskakuję w korby. Krótki odcinek po płaskim, kilka kałuż i trochę błota. Ostatni podjazd, na którym dochodzę dwóch zawodników na jakieś 10-15 sekund. Zaczynam zjazdy i chcę ich dogonić, bo wiem, że to gigowcy. Ostatecznie na zjazdach do mety zamiast nadrobić te dwie pozycje, tracę kolejnych kilka. Stara prawda, że przegrywa się na zjazdach pasuje idealnie. I boli. Meta.
Wrażenia? Zadowolony z jazdy, bo poza ostatnim podjazdem za bufetem, nie miałem problemów z kurczami, zero kryzysów, bólu pleców i rąk. Dobre tempo pod górę, w dół coraz lepiej, oczywiście na szybkich zjazdach nadal fatalnie, ale trzeba z tym żyć. Trasa bardzo na plus względem ubiegłorocznej. Niby zmiany kosmetyczne, ale w dobrą stronę. Pogoda dała czadu, było ciepło. Wynik bez rewelacji, ale udało się zapunktować dla drużyny. Świetnie pojechał Paweł, pomimo nadrobienia drogi po zgubieniu trasy, wykręcić dobry czas. Ciężko będzie go dogonić na zbliżającym się wielkimi krokami MTB Trophy.
1 Open / 1 M3 Bogdan Czarnota 3:39:31
2 Open / 1 M2 Bartosz Janowski
88 Open / 30 M2 ktone 5:09:50
Rating 70.8/72.6
/2536608
Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Mbike, Teren, W towarzystwie
Złoty Stok - przed maratonem
Sobota, 18 maja 2013 | dodano: 25.05.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚
dst10.55/6.00km
w00:44h avg14.39kmh
vmax44.20kmh HR 122/158
Do Złotego Stoku dojechaliśmy popołudniu. Po zakwaterowaniu podobnie jak przed dwoma laty w Złotym Jarze, wskoczyliśmy na lycrę i ruszyliśmy oczywiście w górę. Tak zwane przepalenie. Zrobiliśmy ostatnie 3 km trasy pod prąd i zjechaliśmy. Po drodze spotkaliśmy ekipę z Poznania (Jacka, Mariusza) i kolegów z mazowieckiego. W gruncie rzeczy tylko ja miałem ochotę kręcić dłużej niż 20 minut, więc w demokratycznym głosowaniu przegrałem i pojechaliśmy na kolację;)
/2536608
Kategoria 000-050, Mbike, Teren, W towarzystwie
Chillout ze sprintami
Piątek, 17 maja 2013 | dodano: 25.05.2013 | Rower:Giant XTC | temp ˚
dst22.01/0.00km
w00:59h avg22.38kmh
vmax48.70kmh HR /
Dzisiaj podobny trening jak wczoraj - zamiast trening lepiej pasuje "ruszanie nogami" ;) Jedyna różnica to 4 sprinty. Jutro wyjazd do Złotego Stoku, który w tym roku startuje nietypowo w niedzielę.
/2536608
Kategoria 000-050, Mbike
Chillout na carbonie
Czwartek, 16 maja 2013 | dodano: 25.05.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚
dst18.65/0.00km
w00:56h avg19.98kmh
vmax25.50kmh HR /
Nie pamiętam, kiedy ostatnio jechałem w cywilnych ciuchach - dzisiaj zrobiłem sobie chillout:) Wieczorkiem, bez lycry, pokręciłem na Mbike'u, dosłownie tylko ruszając nogami. Nawet opaski od garmina nie wziąłem..
/2536608
Kategoria 000-050, Mbike
Tour de West Kampinos lasem tubeless
Niedziela, 12 maja 2013 | dodano: 14.05.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚
dst89.87/65.00km
w04:24h avg20.43kmh
vmax37.40kmh HR 138/173
W sobotę udało mi się w końcu pozbyć dętek z Mbike'u. Z pomocą Michała na sprawdzonym zestawie: taśma FRM, wentyle i mleko Trezado. Opony uszczelniłem bez najmniejszych problemów - każdy sobie poradzi.. Trzeba system przetestować.
Weekend wolny od startów, więc dobra okazja się nadarza do wspólnego kręcenie w KPN. Umawiamy się w Roztoce. Rano pada, więc przekładamy godzinę spotkania na południe. Wyjeżdżam nieco bez entuzjazmu, ale pozytywna muzyka w słuchawkach i poprawiająca się pogoda sprawiają, że szybko wracam do typowej dla mnie zajawki:) Do lasu wjeżdżam przy nutach Vavamuffin..
https://www.youtube.com/watch?v=wPCWSwsLQ6w
W lesie widać skutki nocnych i porannych opadów, ale tragedii nie ma - w zamian soczysta zieleń!
Szybko docieram do Roztoki. Na miejscu są już Albert, Jarek i Paweł. Jedziemy przez Roztoczańskie wydmy, dalej czerwonym przez Karpaty do Granicy. Nasz cel na dzisiaj to góra Św. Teresy, ale po drodze mamy nie mniej lubiany singielek z Granicy do Dębu Powstańców. Niestety niezliczone hordy komarów nie pozwalają nawet zrobić szybkiej fotki..
Góra Św. Teresy zaliczona, dalej super singielek, tym razem bez łosia;) i zjazd. Szybkie kilometr i jesteśmy z Farmułkach Brochowskich. Albert nieco słanie, ale od tego momenu kierujemy się już w stronę Roztoki.
Dalej czerwonym w stronę Górek, zaliczamy Dąb Kobendzy i Kozie Górki.
Do Górek dojeżdżamy już bez Alberta, komary nie pozwalały na niego czekać. Jest już późno, więc odpuszczamy górki, mkniemy asfaltami z postojem w Dąbrowie w sklepie. Pogoda fajna, bo nie jest gorąco, ale po kilku minutach postoju zacząłem marznąć.
Paweł postanowił wracać asfaltami przez Sowią Wolę, my z Jarkiem prujemy do Roztoki, też asfaltami. Rozdzielamy się - mocno spóźniony wybieram najszybszy wariant przez Łubiec i skrótem do Zaborowa Leśnego. Po drodze mijam Alberta, który postanowił wracać, nie tak jak my na łatwiznę, przez Karpaty:)
Tubeless na duży plus!
https://www.youtube.com/watch?v=54Ze8v_Dh1M
/2536608
Kategoria W towarzystwie, Teren, Mbike, KPN, 050-100
MTB Cross Maraton - Sandomierz
Niedziela, 5 maja 2013 | dodano: 07.05.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 25.0˚
dst77.94/70.00km
w04:04h avg19.17kmh
vmax52.50kmh HR 163/190
Po niezbyt udanym starcie w Murowanej Goślinie i totalnej klapie w Daleszycach, do Sandomierza jadę bez większych oczekiwań - co będzie to będzie. Lepiej być mile zaskoczonym niż po raz kolejny się rozczarować;)
Jedziemy rano z Magdą, Pawłem i Łukaszem. Podróż upływa dosyć szybko, pogoda zapowiada się piękna - jest ciepło i słonecznie. Nie wiemy czego spodziewać się po trasie - podobno jest szybka, ale zapowiadane 1300 m do pokonania w pionie to nie byle co. Boję się o błoto, okolice Sandomierza to wysoczyzna lessowa, a ostatnio jednak sporo padało. Miejscowi jednak obiecują, że będzie sucho - wierzę.
Miasteczko zawodów zlokalizowane jest na starym mieście. W Sandomierzu jestem pierwszy raz i miasto robi bardzo dobre wrażenie - ładna startówka ulokowana na wzgórzu, sporo knajpek, widok na Wisłę i kwitnące sady dookoła. Robimy krótką rozgrzewkę, podjazd na start. Ruszamy z runku. Niestety ruszamy z 15 minutowym poślizgiem i podobnie, jak w poprzednich startach, jesteśmy na końcu sporej grupy gigowców. Startuję obok Damiana, Jarka, Pawła i Łukasza.
Start, "honorowa" runda wokół rynku, czyli nerwowa walka o dobre miejsce i zjazd.. Bez sensu, bardzo niebezpiecznie, odpuszczam. Później na szczęście jest podjazd brukiem. Jak w poprzednich startach staram się trzymać koło Pawła. Po wjechaniu w teren, podjeżdżamy lessowym wąwozem, nie jest morko, czyli cała trasa będzie sucha, bo jeśli tu nie ma wody, to gdzie ma być? Pierwszy kilometry są mocno interwałowe, krótkie, ale miejscami mocne podjazdy, jedno podejście. Trasa jest poprowadzona tak, że doskonale widać, że jej autorzy starali się wykorzystać 100% potencjału tego terenu, co chwilę widać zawodników jadących sporo z przodu, kluczenie po sadach i zaliczanie każdego podjazdu:) Na jednym ze zjazdów widzę na poboczu Grześka - pytam, czy pomóc, pożyczam dętkę. Nie tracę dużo, ale Paweł ucieka mi z zasięgu wzroku. Szybko jednak znów go widzę.
Stawka powoli się rozciąga, pierwszy bufet, trasa robi się szybsza. Czuję się dobrze, w nogach jest moc, więc staram się podgonić kolejne osoby. Niestety od startu czuję, że muszę się zatrzymać i zaliczyć krzaczki. Tracę kilka pozycji. Dogania mnie Jarek i dalej jedziemy razem:) Mamy dobre tempo i doganiamy kolejne osoby. Szybko mijamy kolejny bufet - obsługa jak zwykle świetna:) Kolejne kilometry do początku drugiej pętli raczej szybkie i bardzo szybkie - Grzesiek po uporaniu się z defektem mija mnie z mocnym tempem. Próbuję złapać koło, ale na nic moje próby;) Po bardzo szybkim zjeździe, gdzie Jarek gubi bidon, mamy strome podejście, singielek, trochę asfaltu i wjeżdżamy na drugą pętlę. Przy zjechaniu z asfaltu stoi Zdzichu - dzisiaj niestety w roli kibica po wypadku w Murowanej Goślinie. Krzyczy, że Łukasz jest blisko. Wiem, bo widziałem go na długich prostych. Jakaś minuta przed nami.
Po zjechaniu z asfaltu mamy jedyny bardziej wymagający zjazd na trasie - wymagający w tym sensie, że środkiem pełnej gruzu drogi jest wąska ścieżka z rozmoczonego lessu. Ja gruzie podskakuje, niefortunnie zmieniam bieg i łańcuch ląduje na ośce.. Muszę zatrzymać, nie wiem o co chodzi. Przerzutka nie reaguje na ruchy manetką - okazało się, że w zmieniarce amerykańskiego potentata, w modelu przeznaczonym do ciężkiej jazdy w terenie, linka poprowadzona jest po ślizgu, z którego bardzo łatwo może spaść.. Straciłem jakieś półtorej do dwóch minut... Dobrze, bo akurat zatrzymałem się przed jednym z mocniejszych podjazdów. Nie jest on jednak bardzo długi, więc grupka z Jarkiem na czele mocno mi odjechała. Samotna pogoń trwała jakiś kwadrans, może dłużej. Po drodze doganiam i zostawiam Łukasza z teamu. Na bufecie i jednocześnie rozjeździe doganiam Jarka - został źle pokierowany i musiał się zatrzymać - to przez brak naklejki na numerze. Znowu więc jedziemy razem.
Powoli czuję, podobnie jak w Murowanej Goślinie, że słabną mi ręce. Trasa naprawdę mocno daje w kość, wertepy, doły, kępy traw, a przy tym spore prędkości. Zdecydowanie duże koło daje przewagę. Powoli zaczynam mieć problemy z utrzymanie koła. Wiem, że jak odpuszczę, to jestem w plecy podwójnie, przede mną szybki odcinek, na którym jadąc w pojedynkę sporo stracę. Niestety za bufetem Jarek mi odjeżdża. Kolejne kilometry jadę sam, mijając tylko zdefektowanych zawodników i ogon dystansu Fan. Pogoda jest prawdziwie letnia, słońce mocno grzeje. Staram się dużo pić, na bufetach łapię banany, ale mimo to czuję lekki ból w lewej nodze i spodziewam się kurczy. Przed końcem pętli, przed feralnym zjazdem i poprzedzającymi go asfaltami, wyprzedza mnie zawodnik w stroju Sikorskiego. Niestety nie utrzymuję koła. Mija mnie tez kolejny zawodnik, którego chwilę wcześniej mijałem, kiedy borykał się przy trasie z problemami ze sprzętem. Tym razem jednak daję radę utrzymać tempo.
Mijamy rozjazd i zarazem ostatni bufet - to już 5 dzisiaj, na pewno nikomu nie zabrakło picia:) Zawodnik daje dobre tempo i zagaduje. Trochę mnie to motywuje i odżywam, zaciskam zęby na zmęczone ręce i staram się współpracować. Daję krótsze zmiany, ale w gruncie rzeczy bardziej walczę o utrzymanie koła;) Dochodzimy kolejnego zawodnika, jest nas trzech. Mijamy jedyne naprawdę błotne miejsce, po śladach widać, że sporo osób musiało tu mieć problemy.
Do mety już tylko kilka km. Dwóch zawodników odchodzi mi na kilkanaście metrów, ale po dojechaniu do ostrego podejścia na kopiec z krzyżem, doganiam, tylko i wyłącznie dzięki technice schodzenia z roweru;) Prowadzący od rozjazdu zawodnik walczy z kurczami, drugi ucieka, a mnie na zjeździe blokuje zawodnik na Epicu.. Jeszcze tylko podjazd wykostkowanym wąwozem, szybkie zjazdy po bruku. Pełno ludzi, brak zabezpieczenia trasy, mało bezpiecznie. W końcu docieram do ostatniego brukowego podjazdu na rynek. Naciskam na 100%, mijam dwóch zawodników, trzeciego dochodzę tuż przed meta, ale ten zrywa się na mój widok i bardzo niebezpiecznie zajeżdża mi drogę dosłownie o włos od kreski - muszę hamować..
Na mecie niestety kolejny raz w tym sezonie niezadowolony. O ile jechało mi się dobrze i tempo było dobre, to przez postoje straciłem kilka pozycji. Najbardziej jednak martwią mnie słabe ręce - co będzie w górach? Jarek 2 minuty przede mną, Paweł 7. Wynik niespecjalny. Zadowolony jestem tylko z końcówki - ostatnie kilometry były dobre. Trasa ciekawa, interwałowa, szkoda tylko, że w całości poprowadzona w sadach, przez co w tak upalny dzień, łatwo się odwodnić. Udało mi się uniknąć takich problemów, chociaż zawsze miałem do tego predyspozycje. Największym pechowcem dnia jest jednak Magda, która tuż przed swoim startem złapała kapcia. Po zmianie dętki ruszyła osamotniona na trasę. Niestety chwilę później koło znowu było miękkie.. Szkoda, ale to się zdarza. Będzie lepiej. W Sandomierzu zostajemy do dekoracji - Jarek wykręcił 4 wynik. Ładne i przyjemne miasto, miasto, warto tu wrócić.
1 Open / 1 M2 Bartosz Banach 3:05:07
60 Open / 29 M2 ktone 4:04:09
Rating 75.8
/2536608
Kategoria Teren, Mbike, Imprezy / Wyścigi, 050-100
Rozjazd przy deszczu..
Czwartek, 2 maja 2013 | dodano: 04.05.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 12.0˚
dst23.43/0.00km
w01:07h avg20.98kmh
vmax31.60kmh HR 114/132
Po wczorajszym maratonie porządnie odespaliśmy, uzupełniliśmy paliwo, rowery umyte, nasmarowane. Trzeba tylko zrobić rozjazd. Jedziemy do Brwinowa, Magda musi naładowac kartę miejską, dalej mamy w planach pojechać do Podkowy do cukierni:)
Niestety w Brwinowie nie można karty naładować.. Zmiana planów, jedziemy do Pruszkowa. Mniej więcej w tym samym czasie zaczyna kropić, później lekko pada. Wody na drogach jest coraz więcej i w efekcie jesteśmy cali mokrzy, rowery znowu brudne..
/2536608
Kategoria 000-050, Mbike, W towarzystwie
MTB Marathon - Murowana Goślina
Środa, 1 maja 2013 | dodano: 04.05.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 15.0˚
dst109.89/100.00km
w04:47h avg22.97kmh
vmax51.80kmh HR 163/181
Po kompletnie nieudanym starcie w Daleszycach, nie mogłem się doczekać kolejnego startu - tym razem w Murowanej Goślinie w cyklu MTB Marathon. W Murowanej jechałem rok temu i wiem, że trasa nie jest dla mnie dobra - wymaga współpracy i jazdy na kole, a to nie są moje mocne strony, ale wierzę, że zrobiłem duży krok do przodu względem zeszłego roku.
W wielkopolskie jedziemy z samego rana z Magdą i Jarkiem. Droga jest dobra i nawet pomimo blisko godzinnej obsuwy, jesteśmy na miejscu wcześnie, bo około 9:30. Dość późno jednak ruszamy na rozgrzewkę. W Warszawie padało, można powiedzieć nawet, że lało - tutaj jednak pogoda jest dobra, przejaśnia się, a temperatura rośnie. Namawiam wszystkich na jazdę na krótko:) Po krótkiej (za krótkiej) rozgrzewce wchodzimy w sektor, lądujemy prawie na końcu - zwykle nie ma to większego znaczenia, ale na tej trasie dośc istotne jest, w którym miejscu peletonu jesteś, kiedy trasa wjeżdża w teren. Skucha..
Start jest mocny, tempo szybko się rozkręca, a ja nie jestem optymalnie rozgrzany, no nic, staram się trzymać koło Pawła. Po wjechaniu w teren mijam Jurka z teamu - problemy z rowerem, szkoda. Jadę z Jarkiem. Dwie hopki z buta, trochę błota, trochę zakrętów i szybkich singli, do tego kilka krótkich podjazdów - jest naprawdę ciekawie. Na jednym ze zjazdów z nieprzyjemną koleiną na środku widzę Zdzicha przy trasie - upewniłem się, że wszystko ok. W końcu formuje się grupka, w której jedziemy z Pawłem, Michałem z Plannji, Dawidem z Gomoli i kilkoma innym osobami. Gonimy kolejne osoby, tempo jest mocne, na odsłoniętych, płaskich odcinkach mam problemy z utrzymaniem koła. Pierwsi megowcy mijają mnie dokładnie w tym samym miejscu, co przed rokiem. Przed wyjechaniem na asfalty przed rozjazdem na Mini Paweł rozrywa grupkę i zostaję. Mijam drugi już bufet - dzisiaj będzie ich aż 6, na pewno nikomu nie zabraknie paliwa:) Za bufetem jest słynna piaskownica. Wybieram optymalny tor, przepuścić muszę tylko grupke megowców. Doganiam i zostawiam w tyle Pawła i resztę grupki, nie na długo;) Przecinamy trasę na Poznań, tory i jesteśmy w Puszczy Zielonka.
Pierwsze kilometry szybkie, gonimy z Michałem i Dawidem Pawła, który postanowił sobie pouciekać;) Na krótkim odcinku po bardziej dzikim terenie z kilkoma małymi podjazdami, gdzie udało mi się dojśc Pawła, znów mi uciekł. Poczekał na bufecie. Znowu jedziemy razem, ale szybko zebrał się do przodu.. Kolejne kilometry gonimy go z Michałem, Dawidem i gościem w spodenkach BSA. Doganiamy go przed podjazdami na Dziewiczej Górze. Czuję, że trzeba coś zjeść, niestety przez to gubię koło, w międzyczasie wyprzeda mnie kilku megowców i robi się dystans do Pawła. Na podjeździe pod killera robi się tłok, więc uciekam na lewą stronę, w mniej więcej 2/3 podjazdu jest uskok z korzeniami, sporo piachu, nie daję rady tego podjechać.. Od kibicujących ludzi słyszę, że jako jeden z pierwszych wybrałem ten wariant i prawie mi się udało... prawie..
Zjazd z Dziewiczej to szybka żwirowa droga - tutaj tracę dystans do grupki przede mną, a że nie chcę blokować megowców z tyłu, puszczam i tracę jeszcze więcej.. Na kolejnych dwóch podjazdach próbuję podgonić, ale dystans się powiększa i już wiem co to oznacza.. Po ok. kilometrze od Dziewiczej Góry jest rozjazd mega/giga i zostaję sam. Oglądam się, z tyłu nikogo nie widać, z przodu widzę grupkę, jakieś 200 metrów. Trasa jednak robi się bardzo szybka, płaska jak stół.. Staram się jednak zaginać. Po jakimś kwadransie widzę przed sobą osamotnionego zawodnika, dystans zmniejszam, pociskam i dochodzę zawodnika. On sam jednak od razu uprzedza, że dużego porzytku z niego nie będzie. Z tyłu widzę kilkuosobowy pociąg - czekać czy uciekać? Kolejny kwadrans ciągnę młodego zawodnika na kole i staram się uciekać przed grupką. W końcu zostaję sam, ale dystans ciągle się zmniejsza, więc odpuszczam, zjadam żela i łapię koło. Grupkę prowadzi na zmianę Grzesiek z SCS OSOZ i zawodnik VW Samochody Użytkowe. Mam nadzieję, że dobrze współpracując dojdziemy kolejną grupkę, w której jadą dziewczyny z Murapol Twomark i prawdopodobnie Paweł. Przed rozjazdem, na mijankach ala XC, traciłem do dziewczyn około 30s. Ile teraz może to być? 1 minuta, może 2.
Za piątym bufetem, gdzie zjadam garść rodzynek i chwytam dwa żele, zostajemy we trzech z Grześkiem i Damianem z VW. Do mety niespełna 30km, jakieś 5 kwadransów jak dobrze pójdzie. Jedziemy na zmiany i trzymamy dobre tempo. Grzesiek nieco rwie przy swoich zmianach, ale na szczęści udaje mi się jakoś trzymać tempo. Zastanawiam się czy wytrzymam do końca wyścigu - póki co nie jest najgorzej, ale zawsze na początku sezonu mam problemy z kurczami i bólem pleców. Na lekkich podjazdach nieco uciekam, ale przy płaskich odcinkach walczę o utrzymanie koła. Doganiamy kolejnego zawodnika SCS OSOZ, ale nie łapie koła. Ostatni bufet - wspólnie zarządzamy ekspresowy postój i po wypiciu jedziemy. Do mety jakieś 10 km. Powoli jednak czuję, że tempo robi się dla mnie za mocne, Damian rwie, Grzesiek goni, a ja zostaję. Chwilę jednak tylko potrzebuję i zaczynam gonić, niestety chłopaki jadą we dwóch i zdecydowanie jest im łatwiej. Momentami zbliżam się na 20-30 metrów, ale ostatecznie na ostatnim zjeździe do torów i trasy na Poznań, mam jakieś 100 m straty. W piaskownicy dochodzę Grześka - złapały go kurcze, ale Damian jest poza zasięgiem. Do mety dojeżdżam więc sam. Na liczniku 4:46.
Na mecie rozmowa ze znajomymi, Paweł 6 minut przede mną, Jarek przyjeżdża chwilę po mnie. Jemy wspólnie makaron, przyjeżdża Magda. Jest ciepło, więc nikomu się nie spieszy:) Fajna atmosfera, bo słoneczko sprawia, że brakuje tylko jeziorka i zimnego piwka:)
Ze swojej jazdy jestem względnie zadowolony, nie miałem kryzysu, problemów z kurczami i bólem pleców, czego się obawiałem. Cały czas jechałem w miarę równym tempem. Zabrakło jednak dynamiki i zagięcia, żeby utrzymać grupę. Słaby początek, a przede wszystkim fatalny zjazd z Dziewiczej prostą szutrówką kosztowały mnie dobrych kilka minut na mecie - w tym wyścigu kto jedzie sam, ten przegrywa. Mimo to nie było najgorzej. Dopiero analizując wynik w domu i porównując go z zeszłorocznym dochodzę do wniosku, że progres jest, ale mizerny i spodziewałem się zdecydowanie lepszego tempa. Większość znajomych poprawiła swój czas zdecydowanie wyraźniej.
W Murowanej zostajemy jeszcze na dekorację - Ula z teamu 1 w K3, Tomek 3 w M5 na mega, Jarek 3 w M5 na giga. Drużynowo zajęliśmy III miejsce w klasyfikacji GIGA, ale niestety nie miałem w tym swojego udziału. W Złotym Stoku, gdzie jazda na kole nie będzie miała większego znaczenia, mam nadzieję, że pojadę w końcu na miarę swoich możliwości.
1 Open / 1 M2 Bartosz Banach 3:52:48
62 Open / 22 M2 ktone 4:47:44
Rating 80.8
/2536608
Kategoria 100-?, Imprezy / Wyścigi, Mbike, Teren, W towarzystwie
Przedmaratonowy rozjazd z Magdą
Wtorek, 30 kwietnia 2013 | dodano: 04.05.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 15.0˚
dst17.25/0.00km
w00:55h avg18.82kmh
vmax43.80kmh HR /
Jutro maraton w Murowanej Goślinie, a więc dzisiaj po pracy spokojnie tylko godzinka z kilkoma sprintami. Pojechaliśmy z Magdą do Błonia, pokręciliśmy się i wróciliśmy:)
/2536608
Kategoria 000-050, Mbike, W towarzystwie
Wiosenny deszcz i trochę błotka w KPN z Magdą
Niedziela, 28 kwietnia 2013 | dodano: 29.04.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 9.0˚
dst46.36/26.70km
w02:26h avg19.05kmh
vmax39.20kmh HR 132/167
Pogoda już w sobotę popołudniu się popsuła. Szkoda, bo zaplanowaliśmy z Magdą podjechać pod BD i pokręcić z Robertem i być może innymi. Cały ranek pada - dopiero popołudniu na chwilę przestało - wykorzystaliśmy ten moment i wyszliśmy.
W drodze do lasu ciemne chmury nie zachęcają do oddalania się od domu..
Magda początkowo nie była zbyt przekonana do kręcenie w takiej pogodzie, ale szybko zmieniła zdanie - w lesie było znacznie cieplej, nie wiało. Robi się zielono, wiosna:)
W Roztoce nikogo znajomego nie było. W zasadzie to nikogo nie było. Zrobiliśmy pętelkę po roztoczańskiej wydmie - idealne miejsce na XC.. z dwoma sztywnymi podjazdami.
Powrót przez górki Damian i singlem do Leszna. Rozpogodziło się i nawet słońce wyszło:) Nie wierzcie w prognozy pogody;)
Żeby nie walić asfaltami, z Leszna szlakiem do Zaborowa. Ogólnie w lesie sporo wody, miejscami konkretnie przysysa, ale tragedii nie ma. Na asfalcie ten trening byłby naprawdę wymuszony, a tak było naprawdę przyjemnie:)
/2536608
Kategoria 000-050, KPN, Mbike, Teren, W towarzystwie