MTB Cross Maraton - Daleszyce

Niedziela, 21 kwietnia 2013 | dodano: 25.04.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp 16.0˚ dst69.96/50.00km w04:35h avg15.26kmh vmax54.40kmh HR 155/184

Maraton w Daleszycach - początek ścigania w tym sezonie, dzień, na który długo czekałem. Na miejsce jedziemy z Magdą i Pawłem - jesteśmy po 9. Start zaplanowano na godz. 10:30 - czyli mamy spory zapas. Pamiętam jednak wpadkę organizacyjną sprzed dwóch lat i opóźnienie startu o ok. 2h. Tym razem formalności w biurze zawodów załatwiliśmy bardzo szybko. Przebieramy się, montujemy numery na kierownice, wypychamy kieszenie żelami i można robić rozgrzewkę.

W miasteczku jest sporo ludzi, frekwencja bardzo wysoka. Nie ma się co dziwić, pierwszy maraton w górach w tym sezonie, ładna pogoda, ciekawie zapowiadająca się trasa. Sporo znajomych, za dużo by wymieniać:) Robimy z Pawłem solidną rozgrzewkę, przed startem zrzucam z siebie jeszcze długie spodnie i bluzę. Stajemy w sektorze, blisko końca. Do chwili startu gadamy z Bartkiem i Kasią, która wyjątkowo w tym sezonie wybrała krótszy dystans.

Start spokojnym tempem, przy blisko 150 osobach jest tłok. Samochód prowadzący nabiera tempa i peleton się nieco rozciąga, ale chyba mógł jechać szybciej. Po asfaltowym początku, kiedy staram się trzymać koło Pawła, wjeżdżamy w teren, szybko zaczyna się robić lekko w górę, tempo spada. Mija mnie Damian i trzymam koło. Na pierwszych podjazdach jest dobre tempo, nawet bardzo dobre. Pierwsze zjazdy w tym sezonie, nie czuję się pewnie, szczególnie, że ścieżka jest pełna zeszłorocznych liści, pod którymi skrywają się nieliczne luźne kamienie. Jakoś idzie. Znowu podjazdy i zjazdy. Pamiętam z edycji sprzed dwóch lat, że po pierwszym odcinku w terenie jest sporo młucenia po szutrach. Wjeżdżamy na szutry, łapię koło Pawła. No to sobie odpocznę, byle się utrzymać. Bardzo szybko jednak odbijamy z powrotem w las, a to niespodzianka. Teren nabiera charakteru. Podjazdy momentami robią się sztywniejsze, zaliczamy świetny odcinek po grani. Do rozjazdu Master/Fan obaj z Pawłem jesteśmy zachwyceni trasą, jest naprawdę świetnie, interwałowo i wymagająco. Miejscami jest trochę błota, ale nie ma tragedii. Jeden z takich odcinków wykorzystałem, uruchomił mi się mój szósty zmysł i łyknąłem 8 osób na odcinku 50 metrów ;)

W głowie wmawiam sobie, że jest dobrze, byle utrzymać tempo, a może uda się dojść mocniejszych kolegów z teamu. Zupełnie zapomniałem o piątkowej chorobie. Staram się pilnować jedzenia i picia. W bukłaku mam mocny izotonik, dosypałem BCAA. Mimo to z każdym kilometrem mam coraz większą ochotę na wodę. Przed pierwszym bufetem tracę nieco dystansu do Pawła. Obsługa jak przystało na świętokrzyski cykl, jest bardzo miła i profesjonalna, wielkie brawa! Za bufetem asfalty, pamiętam ten odcinek. Przede mną jakieś 100 m Kasia z Murapol Twomark - spróbuję podgonić. Szybko jednak to mnie doganiają inni zawodnicy, łapię koło Michała z Planji. Dosłownie ledwie trzymam tempo kolegów i już na kolejnym podjeździe zostaję. Czyżbym opadał z sił? Dość nagle zaczynam odczuwać pragnienie, na wszelki wypadek łykam żelkę..

Kolejne kilometry są ciężkie. Jazda w otwartej przestrzeni, pomimo, że głównie w górę i w dół, to jednak lekka nie była. Wiatr zrobił swoje. Gubię koło kolejnych zawodników. Mija mnie też Ania z Murapola. Chwilę jedziemy razem, ale opadam z sił. Tętno w porywach skacze powyżej 150bpm.. Nie jest dobrze.. Na szczęście trasa na tym etapie jest dość szybka, więc kilometry mijają. Na podjazdach jednak jest słabo, przez coraz większy dół energetyczny również technicznie zaczynam być noga. Najgorzej jest chyba na błotnistym sztywnym podjeździe, gdzie zsiadam z roweru. Pamiętam, że dwa lata temu było podobnie, ale wtedy miałem moc w nogach na cały dystans. Zaczynam rozmyślać, że ten start w kontekście piątkowych problemów ze zdrowiem to był na pewno dobry i rozsądny wybór. Może lepiej byłoby pojechać Fan, albo ogólnie odpuścić? Na trasie jest więcej błota, miejscami trzeba się nagimanstykować, ale to w parze z interwałowy profilem sprawia, że cały czas coś się dzieje:)

W międzyczasie dojeżdżam do osławionego Zamczyska. Po męczącej wspinaczce czas na nagrodę - miodny singielek wśród drzew i kamieni. Kamienie jednak są mniejsze niż jest zapamiętałem, a sama ścieżka dużo łatwiejsza;) Tylko podjazd pod krzyż z buta, ale tu chyba tylko nieliczni wjechali, dalej nie zmieściłem się też między dwa młode drzewka. Sam zjazd świetny, godny golonkowych maratonów:) tylko krótszy;) Nastrój nieco się poprawił, ale nadal jestem słaby, chociaż takie odcinki zawsze działają na mnie motywująco. W bukłaku już pustki, a ja marzę jedynie o kubeczku zimnej wody. Za chwilę będzie bufet.

Do bufetu prowadziły szybkie asfalty z bardzo niebezpiecznymi zjazdami - to przed piasek na zakrętach. Dlatego wolę karkołomne zjazdy po telewizorach;) Nareszcie bufet. Opijam się i zajadam bananami. Pomyślałem, że brakuje arbuza:) Ruszam, do mety niedaleko, jakoś to będzie. Po drodze mocny podjazd po polu i w las. Doszedł mnie Lucjan i jedziemy razem, chociaż znowu mam doła. Totalnie się odwodniłem bo tętno jestem w stanie wykręcić zaledwie ok. 140.. Mocno interwałowy odcinek po lesie i ostatnie zjazdy. Poznaję końcówkę, wiem, że do mety dzielą mnie ostatnie szybkie i płaskie kilometry. Motywuję się do mocniejszej jazdy. Tuż przed zjechaniem na asfalt mijam Lucjana - dopadły go kurcze. Po wyjechaniu na asfalt podzieliłem jego los - na szczęście tylko jedna noga i jakoś udaje się rozkręcić. Do samych Daleszyc jadę sam, ale na plecach czuję oddech dwóch zawodników. Na ostatnim delikatnym podjeździe do rynku dochodzą mnie. Czaję się za ich plecami i na przed ostatnim zakręcie na rynku wyskakuję i finiszuję..

Słowem podsumowania: jestem załamany. Długo nie mogę dojść do siebie. Nie tak to miało wyglądać. Niestety i stety mam na co zwalić. Półtorej doby bez jedzenie i odwodnienie związane z zatruciem zrobiły swoje. Ciągle więc nie wiem, ile warte były zimowe przygotowania, sezon się dla mnie jeszcze nie zaczął. Rewanż w Murowanej Goślinie już za półtora tygodnia. Jeśli chodzi o trasę to należą się organizatorom słowa uznania - z trasy ciekawe zrobili wymagającą i po prostu, nie boję się użyć tego słowa, świetną!

1 Open 3:09:39 Marek Galiński
2 Open / 1 M2 3:11:56 Radek Rękawek
76 Open / 36 M2 4:35:03 ktone

Rating 68.7/69.8

/2536608


Kategoria 050-100, Imprezy / Wyścigi, Mbike, Teren


komentarze
ktone
| 19:53 czwartek, 25 kwietnia 2013 | linkuj mysza71: jasne, że o to chodzi, trasa była świetna:)

Scottman: no niestety jednodniowa "choroba" dała mi wycisk, ale zdarza się, trudno. Do zobaczenia, pewnie już niedługo:)
Scottman
| 19:51 czwartek, 25 kwietnia 2013 | linkuj Tomasz, pierwsze koty za płoty. Sam piszesz że choroba, a to jakiś ślad na wynikach musi zostać. Początek sezonu zawsze jest ciężki. Ja osobiście byłem w lepszym nastroju zanim wyjechałem na świeże powietrze. Teraz wyłażą różne dolegliwości i niestety nie mogę skorzystać z potencjału który mam, nawet nie wiem jaki on jest. Pozdrawiam i do zobaczenia na szlaku.
mysza71
| 19:48 czwartek, 25 kwietnia 2013 | linkuj Gdybyś wybrał lewą stronę nie zablokowałyby Cię młode drzewka :D
Ja jechałam FAN-a i tylko jeżdżę w ŚLR ,tegoroczna trasa była trudniejsza ale przecież oto chodzi, nawet błota było dużo więcej niż w ubiegłym sezonie :)
Pozdrawiam !
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa gowdu
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]