Sudety MTB Challenge - etap II - Stronie Śląskie

Wtorek, 24 lipca 2012 | dodano: 05.08.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst82.00/65.00km w05:48h avg14.14kmh vmax73.90kmh HR 144/180

Drugi etap ze startem w Kralikach zapowiada się lekko i przyjemnie, przed nami tylko długa wspinaczka na Śnieżnik i dalej szutry znane z maratonu w Stroniu Śląskim i Międzygórzu (które znam tylko z opowieści, bo osobiście nie miałem jeszcze okazji jeździć w tych rejonach), banał;)

Startujemy z rynku w Kralikach, pierwsze kilometry asfaltami, tempo nie jest mocne. Pierwsze podjazdy na łące rozciągają grupę. Właściwie do 8km jedziemy po lekkim terenie, ale mocne tempo i słońce robią swoje, kolejne osoby nam uciekają. Po pierwszych zjazdach zaczynamy mocny podjazd, początkowo asfaltami, później odbijamy w szutrówkę. Ciekawostką jest, że przejeżdżaliśmy bardzo blisko Trójmorskiego Wierchu, będącego punktem styku zlewisk trzech mórz: Bałtyckiego, Czarnego i Północnego. Zaczynają się zjazdy, te szybkie, których nie lubię.. momentalnie tracę pozycje wypracowane na podjeździe, jest tylko krótki odcinek z błotem i kamieniami, który dobrze wykorzystuję i odrabiam straty. Wyjeżdżamy na łąki, trasa prowadzi brukowaną drogą, która przechodzi w asfalt, na którym rozwijam prędkość 74km/h - nieźle;)

Z profilu jasno wynika, że przed nami jest podjazd na Śnieżnik, ponad 11 km wspinaczki. Początek asfaltami. Rozgrzaliśmy się z Gustawem i na tym odcinku mamy dobre tempo, co owocuje masowym wyprzedzaniem. Mijamy Jodłów i kierujemy się do lasu - dobrze, bo jest naprawdę bardzo ciepło i jazda dłużej na słońcu może się źle skończyć. Przy schronisku Ostoja jest bufet - powerade, pomarańcze i jedziemy dalej. Nie znam podjazdu na Śnieżnik, wiele o niz słyszałem, ale nie miałem okazji go pokonać. Pierwsze kilometry prowadzą szutrówkami. Nachylenie drogi pozwala jechać ze środka, momentami tylko jest stromiej i trzeba się ratować młynkiem. Przy skrzyżowaniu, które poznaję z filmów Remika odbijmy w prawo, szlak robi się bardziej wymagający, pojawiają się kamienie, a nachylenie ścieżki rośnie. Przejeżdżamy pod Małym Śnieżnikiem, mijamy Halę Śnieżnicką. Lekkie zjazdy wśród głazów prowadzą nas do schroniska. Miejsce kultowe dla maratończyków - w końcu tu jestem:) Za schroniskiem odbijamy w lewo na nie mniej słynny zjazd. Przed startem dzisiejszego etapu sporo zostało powiedziane o tym zjeździe, że lepiej miejscami zejść, że są objazdy bokiem najgorszych miejsc. Początek jest faktycznie mocny, jest stromo, sporo korzeni i kamieni. Później jest tylko lepiej, kamienie są większe, a korzenie ułożone pod jeszcze mniej korzystnym kątem. Na całym zjeździe dopingują nas mocno turyści liczni na szlaku. Takiego dopingu jeszcze nie przeżyłem. Zjazd faktycznie miejscami jest bardzo ciężki, kilka razy muszę zejść z roweru, ale wiem, że nie mam dobrej formy jeśli chodzi o techniczne zjazdy, sporo osób mnie wyprzedza, ręce szybko odmawiają posłuszeństwa, nawet Gustaw jest zaskoczony, bo szybko mi ucieka i musi czekać.. Po sekcji technicznej zaczynają się szybkie zjazdy szutrówkami. Po zjechaniu do potoku Wilczka jesteśmy za kolegami z Gomoli, którzy wyraźnie lepiej zjeżdżają. Przed nami podjazd na Przełęcz Śnieżnicką do drugiego dzisiaj bufetu. Podjazd jest o tyle ciężki, że jedziemy w pełnym słońcu, a jednocześnie jesteśmy w wąskiej dolinie osłonięci wysokimi stokami od wiatru. Przed dojechaniem do bufetu dosłownie umieram..

Udało się, jest bufet. Mówię Pawłowi, że muszę odpocząć. Smarujemy u Czechów napędy, uzupełnia płyny, ja dodatkowo reguluję pozycję klamek moich Avidów, którą obwiniam (niesłusznie zresztą) o ból dłoni na zjazdach. Po prostu za mocno jest zaciskam i zmiana pozycji nic nie zmieni;) Za bufetem mamy kolejne szybkie zjazdy, w tym fragment po bruku, to boli;) Mija nas m.in. Romek, jego tempo na zjeździe jest imponujące! Przejeżdżamy pod Jaskinią Nieźwiedzią - muszę tu kiedyś przyjechać turystycznie, bo atrakcji po drodze jest wiele! Dojeżdżamy szybkimi szutrami raz w górę, raz w dół do mocnego podejścia. Odcinek podobno znany jest z maratonu w Stroniu Śląskim - sporo słyszałem o odcinku granicznym z tego maratonu i wszystko wskazuje na to, że właśnie w tym momencie zaczynamy ten odcinek. Lekko nie będzie. Po podejściu po kamieniach i błocie jedziemy wąskim singlem wśród korzeni i borówek. Jest pięknie. Kilka kolejnych kilometrów to czysta zabawa i czerpanie ogromnej przyjemności z jazdy wąską ścieżką. Wyraźnie odżywam, bo ostatnie kilometry Paweł mnie ciągnął na kole. Jest kilka odcinków błotnistych i one dają obraz tego, co działo się na maratonie dwa tygodnie temu, kiedy wody w górach było zdecydowanie więcej - musiało być podobnie jak na etapie na Wielką Raczę w czerwcu. Zjeżdżamy w końcu ze szlaku granicznego, co wyraźnie cieszy Pawła, szutrowe zjazdy, krótki podjazd i jesteśmy na ostatnim bufecie.

Przed nami ostatni mocny podjazd, kawałek po równym, zjazdy i jeszcze jeden krótki podjazd. Końcówka to zjazdy asfaltami i szutrówkami, tak przynajmniej wynikało z tego, co mówił przed startem Jarek. Pierwszym podjazd jest naprawdę ciężki. Początek jedziemy mocno, ale nawierzchnia się psuje, w końcu jedziemy po ubitych kamieniach, co mocno odczuwa kręgosłup, plecy i tyłek. Odpuszczamy. Ten podjazd wyjątkowo premiuje 29-ery. Do szczytu docieramy z kolegami z Gomoli, jednak uciekamy im na kolejnych płaskich kilometrach poprowadzonych drogami asfaltowymi. Kilometry połykamy szybko, zgodnie współpracując z dwójką zawodników. Dochodzimy kolejne osoby. Po pokonaniu krótkiego podjazdu odbijamy w lewo na wąską ścieżkę prowadzącą stromo w dół. Zaliczamy świetny zjazd, jest wszystko, korzenie, błoto, luźne kamienie i wielkie głazy, miodzio! Kończymy zjazd na szutrówce i ponownie pniemy się w górę. Podjazd nie jest długi, ale jego nachylenie sprawia, że porządnie nas wymęczył, szczególnie, że mamy już w nogach blisko 70km. Wyprzedzamy przed szczytem dwóch Litwinów, z którymi mamy nadzieję nawiązać walkę w klasyfikacji generalnej. Po pokonaniu ostatnich metrów pod górę jesteśmy z Pawłem zadowoleni ze wspólnej pracy i gratulujemy sobie, przecież do mety pozostały już tylko asfaltowe zjazdy.

Mocno się zdziwiłem, kiedy bardzo szybko z asfaltu zboczyliśmy na zniszczoną szutrówkę, by po chwili mknąć kamienistą drogą. Momentalnie dłonie odmawiają posłuszeństwa.. Wyjeżdżamy z lasu i prujemy po łąkach. Tutaj niestety mijają nas Litwini. Dojeżdżamy w końcu do asfaltu i dokręcamy do mety w Stroniu Śląskim. Szkoda, wielka szkoda tej końcówka, bo stosunkowo dobrze przejechana końcówka na podjazdach została popsuta na prostych zjazdach. Inna sprawa, że faktyczny przebieg trasy nie pokrywał się z wyrysowanym w roadbooku i na mapie przed etapem. Wybaczam jednak te niedogodności, w końcu chodzi o jazdę po górach, a nie po asfaltach, a to, że jestem slaby na prostych zjazdach to tylko i wyłącznie moja wina.

Zakwaterowanie w szkole w Stroniu na sali sportowej, wszyscy razem. Świetna atmosfera. Wrażenie robi również bikepark, w którym zgromadzonych jest prawie 200 rowerów. Miasteczko zawodów tętni życiem do późnych godzin. Stronie Śląskie zapamiętam również z bardzooo obfitego obiadu za śmieszne pieniądze.


Kategoria 050-100, Góry, Imprezy / Wyścigi, Mbike, MTB Challenge, W towarzystwie


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa atrza
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]