Beskidy MTB Trophy 2012 - Etap III - Rysianka

Sobota, 9 czerwca 2012 | dodano: 16.06.2012 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst69.30/58.00km w05:25h avg12.79kmh vmax0.00kmh HR 146/169

Trzeci etap - w zasadzie to już z górki;) Chociaż na dzisiaj zapowiada się "królewski" etap. Mityczna Rysianka, jak zapowiadają organizatorzy, ma na długo zapaść w pamięci. Do tego dochodzą niezbyt optymistyczne prognozy pogody - ma padać, a temperatura spadnie poniżej 15*.

Ruszamy w stronę Koniakowa. Pierwsze kilometry są interwałowe, sporo asfaltów, podjazdy są krótkie i strome, a zjazdy szybkie, momentami niebezpieczne. Przejeżdżamy przez Laliki, gdzie mamy pierwszy dłuższy podjazd w terenie. Jadę z z Jarkiem, przed nami są też Paweł, Mateusz, Dominik, a niedaleko za nami Grzesiek. Przejeżdżamy przez Sobczakową Grapę, pod Kiczorką i przez Poręcinkę. Na tym odcinku jest nieco błota po nocnych opadach. W jednej z wsi dopinguje nas totalnie pijany rolnik - jest wesoło:) W Kiczorze mamy pierwszy bufet.


Za bufetem podjazd pod Małą Zabawę, jest więcej błota, do Rajczy Dolnej zjeżdżamy świetnym zjazdem pełnym kamieni w błocie. Mega radocha:) Końcówka zjazdu asfaltami i kilka km jazdy w peletonie. Zrobiła się kilkuosobowa grupka. Jarek i Dominik dali mocne zmiany, doszliśmy Pawła, a chwilę później Mateusza. W Rajczy odbijamy w teren i zaczynamy podjazd na Rysiankę. Początek podjazdu jest łatwy, ale szybko robi się stromiej, a luźne kamienie bezlitośnie obnażają niższość małych kół - Jarek i Mateusz na 29-erach szybko nam odjeżdżają. Tracę dystans również do Pawła i Dominika i pozostałych zawodników. Nieco słabnę. Dojeżdża mnie gość na S-Worksie Epicu z telefonem przyklejonym do ramy, z którego wydobywa się muzyka - zagaduję i jedziemy razem. Okazuje sie, że to Mariusz, znajomy Damiana z zeszłorocznego wyścigu 24h w Wieliszewie. Jedziemy razem i chwilę rozmawiamy. W Zapolance jest bufet. W momencie, w którym dojeżdżam i zatrzymuję się, Paweł odjeżdża. Nie jest źle, widzę też Jarka.

Na bufecie najadam się i opijam powerade'a, wiem ,że przed nami długa droga do kolejnego "wodopoju". Zaczynam wspinaczkę. Szlak robi się bardzo stromy, staram się wjeżdżać ile mogę, przełożenie 22/36 pomaga. Mimo to kilka odcinków podprowadzam. Obok mnie są Dominik i Mariusz, a w zasięgu wzroku koledzy z Leszczynowej. Jedziemy przez Redykalny Wierch, dalej ostre podejście pod Boraczy Wierch i ostatni podjazd pod Lipowski Wierch. Do Rysianki nie dojeżdżamy. Pogoda się zmienia, cały dzień się chmurzy, aż w końcu lekko pokropiło. Pod Lipowskim Wierchem odbijamy na zielony szlak. Koledzy są w zasięgu wzroku, ale wiem, że na zjazdach stracę. Zjazdy mają być długie i wymagające.

Początek zjazdów techniczny po korzeniach i kamieniach. Niestety jest sporo turystów i początek musiałem odpuścić, bo nie zrobili mi miejsca. Dalej staram się jechać, ale nie mogę się skupić i jadę mówiąc delikatnie, jak pierdoła. Wyprzedza mnie kilka osób. Dalej robi się odrobinę szybciej, ale jednocześnie kamienie są większe, śliskie. Na krótkim odcinku, który schodzę dogania mnie Grzesiek. No jeśli on mnie dochodzi na zjazdach, to nie jest dobrze. Mijamy odcinek, który obowiązkowo trzeba przejść, pilnuje osoba od organizatora - faktycznie miejsce jest parszywe i łatwo można sobie zrobić krzywdę. Dalej staram się jechać, ale kolejne osoby mnie mijają. Wyjeżdżamy z ciemnego lasu, zjazd jest nieco łatwiejszy. Mijam Grześka po lekkiej wywrotce - pytam, co jest - każe jechać dalej. Później okazało się, że Grzesiek dość niefortunnie uślizgnął koło i przeleciał przez kierownicę zahaczając kolanem. Zaczynają się szybkie zjazdy na Halę Boraczą. Mijamy schronisko i zaczyna się podjazd.

Momentami ciężki, ale jadę. Po wjechaniu w wyższe partie, na trasie zalega gęsta mgła. Momentami widoczność spada do 20-30 metrów. Trasa jest bardzo fajna, prowadzi lasem, później halami po szybkich drogach usianych kamieniami. W jednym miejscu mam wątpliwości gdzie jechać, ale na szczęście przed sobą widzę zarys sylwetki kolarza. Okazało się, żę sporo osób w tym miejscu źle pojechało. W pewnym momencie mija mnie spora grupka, wśród nich jest Dominik. Wyjeżdżamy na stok, który wygląda na świeżo zaorany. W oddali widać już Węgierską Górkę, do której zjeżdżamy. Zaorany stok okazuje się prawdziwym piekiełkiem. Jest bardzo ślisko, błoto momentalnie oblepia koła i niweluje przyczepność praktycznie do zera. Błoto zalepia widelec, całe tylne widełki. Rower sam się zatrzymuje. Kawałek muszę sprowadzić. Na końcu zaoranego odcinka nie mam już siły prowadzić roweru. Czyszczę widełki i widelec, koła oblepione błotkiem mają dwukrotnie większą niż zazwyczaj szerokość. Gość z teamu Knorr Gorący Kubek stojący z boku trasy prosi o dętkę - bez zastanowienia szukam w plecaku i oddaję. Dojeżdża mnie Grzesiek, również z problemami. Zastanawiające jest, że część zawodników jedzie - kwestia opon, czy prędkości? Wjeżdżamy do lasu, trzy wykrzykniki i w momencie zjechania z trawy na błotko, tracę przyczepność, podpórka. Kawałek sprowadzam. Jest bardzo ślisko. Przypominają mi się słowa Jarka przed etapem, który mówił, że na zjeździe do Węgierskiej Górki jest mega ślisko. Fakt. Sprowadzam dalej. Ścieżka w końcu zmienia nachylenie, dzięki czemu można jechać. Kawałeczek dalej znów trzy wykrzykniki i w poprzek zalega drzewo. Za drzewem stoi Ewa Rebane-Sodowska, które uległa wypadkowi. Inni zawodnicy już jej udzielili pomocy, pytam czy mogę jakoś pomóc - raczej nie - więc jadę. Zjazd po łące i jesteśmy na bufecie. Leje, solidnie leje. Zajadam się ciastkami i owocami i ruszam.

Kawałek asfaltami, jadę z gościem w zielonym stroju, ale nie możemy współpracować, bo spod kół leci prosto na twarz błoto i woda. Zaczynamy asfaltowy podjazd. Dojeżdża do mnie Dominik i znów jedziemy razem:) Mijamy Grześka, który wyprzedził mnie na bufecie. Doganiamy również Agnieszkę Zych, z którą chwilę jadę i rozmawiamy. Podjazd jest długi i okazało się, że Agnieszka w końcu mnie przeskoczyła. Pogoda się poprawia, niebo się przeciera i słońce zaczyna momentami grzać. Szybkie zjazdy do wsi Poplaty i znów jedziemy w górę. Dominik ucieka, a ja staram się gonić Kasię Galewicz. Sporo jedziemy razem. Trasa wiedzie szutrowymi, szerokimi drogami na stokach pasma Baraniej Góry. Widoki na południe piękne. Podjazd jest długi pod koniec, już po minięciu Karolówki, Kasia mi ucieka. Zjazdy do Pietraszonki szlakiem znanym z pierwszego dnia, pokonywanym w odwrotnym kierunku. Znów bolą mnie ręce.. Z Pietraszonki kawałek asfaltami i odbicie w teren i zjazd podobnie jak pierwszego dnia.

Na mecie szybko robi się zimno, dlatego gorący kubek serwowany na bufecie zjadam z apetytem, mimo, że to mało rozsądny posiłek. Zjadam też kanapkę i opijam się powerade. Kolejka do myjek długa, rozmawiamy z Jarkiem, Pawłem, Grześkiem i innymi znajomymi. Zaraz po umyciu roweru zbieram się w drogę do domu.

Etap naprawdę wymagający, w połączeniu z pogoda śmiało można powiedzieć, że na długo zapadnie w pamięci wszystkim zawodnikom. Zjazd z Rysianki do prawdziwa wisienka na torcie, a długie podjazdy i strome podejścia solidnie dały w kość. Strasznie żałuję, że źle ustawiony rower i blokada w głowie nie pozwalają mi zjeżdżać na takim poziomie, na jaki mnie stać. Mimo to świetnie się bawiłem!


Kategoria 050-100, Góry, Imprezy / Wyścigi, MTB Trophy, W towarzystwie, Mbike


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa nosie
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]