Słodki czwartek kolarski

Czwartek, 26 kwietnia 2012 | dodano: 26.04.2012 | Rower:Trek SLR | temp 24.0˚ dst115.66/0.00km w04:31h avg25.61kmh vmax46.90kmh HR /

Czwartek, czyli tradycyjnie mam więcej czasu w związku z wolnym w pracy z racji zajęć na uczelni. Do dw. Zachodniego jadę pociągiem, za późno wstałem, lenistwo. Z Zachodniego na Wydział rowerem, ale to się nie liczy, bo raptem 2km.

Wychodzę o 12 i idę z koleżanką na obiad, kilka chwil później dojeżdża Magda. Magda po drodze z domu zdążyła zaliczyć kilka rund na Agrykoli - czyżby trening przed Złotym Stokiem? Kilka godzin wcześniej dostałem od niej smsa z panem na dzisiaj. Właściwie to nie zdziwiłem się, w planach dwie cukiernie;) Jedziemy na Pole Mokotowskie, gdzie montujemy u Magdy w rowerze moje siodło od Treka - Selle Italia SLR. Kilka prób i udało się ustawić, miejmy nadzieję, odpowiednio.

Jedziemy na Ursynów. Takie zamulanie po mieście, częściowo po ścieżkach rowerowych. Jadę Trekiem, czyli oszukuję;) Po wczorajszym centrowaniu koła to trochę ryzykowne, ale wygląda na to, że zrobił to jak trzeba. Nie mam jednak zapasu dętki, wczoraj wieczorem założona dętka po centrowaniu wybuchła..

Słońce wysoko na niebie, mocno dziś grzeje. Uzupełniamy bidony wodą i ruszamy do Góry Kalwarii. Jedziemy wioskami nad Wisłą. Momentami mocno pod wiatr. Docieramy w końcu do GK, mam już ochotę coś zjeść. Magda kupiła dwie pyszne tarty:)

Dalej ruszamy w stronę Złotokłosu, w planach mamy odwiedzić tamtejszą cukiernię:) chociaż Magda uparcie twierdzi, że nie chciała tam jechać na ciastka, tylko ot tak po prostu. Kłamczuch:) Jedziemy na zachód, więc wiatr już nie przeszkadza, a momentami wręcz pomaga. Asfalt szybko się kończy i jedziemy lasem. W zasadzie nie jest źle, droga jest twarda, ale jak tylko robi się piaszczyście, zaczyna się zabawa:)

Chwalę się kolorowymi skarpetkami Nordhorn

Wyjeżdżamy w końcu na asfalty, dojeżdżamy do Piskórki i uzupełniamy płyny. Jest naprawdę upalnie! Dalej lądujemy w Łosiu. Jest tam fajna knajpka, trzeba kiedyś odwiedzić z "łosiami" z KPN:)

Z Łosia jest już bliziutko do Złotokłosu. Cały czas jedziemy szybko, bo wiatr pomaga. Zaskakuje mnie Magda, bo zupełnie nie widać po niej zmęczenia, a ma już w nogach blisko 100km. Cafe Ross w Złotokłosie to chyba nasza ulubiona cukiernia. Zjadamy spore kawałki ciacha, uzupełniamy płyny. Wieje, w cieniu robi się chłodno, wiadomo, człowiek mokry.

Jedziemy znaną nam dobrze trasą przez Głosków do Lesznowoli. Przez całą dzisiejszą trasę nie brakowało odcinków równiutkiego asfaltu przez las. Po takich drogach jedzie się naprawdę przyjemnie, chociaż nadal nie przekonałem się do asfaltowego nabijania kilometrów. Wolę las!

W Lesznowoli odbijamy na Falenty. Po kilku kilometrach w Laszczkach (co za nazwa) rozdzielamy się. Po Magdzie zupełnie nie widać zmęczenia. Cały czas trzyma tempo, kiedy ja wożę się na cienkich gumach. Zrobiła dziś życiowy dystans. Odbijam do Falent, dalej jadę przez Puchały, Michałowice i Warszawę do Piastowa. Kolejna cukiernia? Przejeżdżam obok, ale jest zamknięte, inaczej pewnie bym się zatrzymał;) Nie nie wystarczy już słodkiego. Jadę dalej z bocznym wiatrem przez Pruszków do domu. W Domaniewie, a więc zaledwie 5km do domu strzeliła linka w prawej manetce. Zostaje mi przełożenie 38-11 lub 53-11.. Dobrze, że nie wcześniej. No i pojawiła się pierwsza kolarska opalenizna:)
Magda wpadła na pomysł, żeby częściej robić takie słodkie czwartki kolarskie - mi pasuje.


Kategoria 100-?, Trek, W towarzystwie


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa zipra
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]