MTB Marathon - Wałbrzych

Sobota, 7 września 2013 | dodano: 18.09.2013 | Rower:Mbike Ultimate Carbon | temp ˚ dst55.97/50.00km w04:06h avg13.65kmh vmax47.30kmh HR 154/185

Na wyjazd na maraton w Wałbrzychu czekałem od kilku dni z niecierpliwością i bardziej nie mogłem się doczekać kręcenia po górach w niedzielę niż ścigania się w sobotę. Jedziemy po pracy z Magdą, Jarkiem i Tomkiem – nocleg jak przed rokiem w Łomnicy. Z przygodami udało się dojechać na miejsce, niestety w samochodzie Jarka skończyło się sprzęgło – na maraton musimy jechać rowerami, ok. 20km rozgrzewki. Okazało się też, że gospodarstwo kupili i teraz prowadzą znajomi Alberta, który również przyjechał pokręcić po okolicy – super!

Rano pogoda dobra, nie za ciepło, ale słonecznie. Start przesunięty na 10:30 ze względu na konfigurację trasy. Ruszamy z Magdą przed 9. Sprawnie dojeżdżamy do Wałbrzycha, nieco błądzimy, ale w końcu udaje się dotrzeć na miejsce startu – nowoczesny obiekt sportowy, basen, boisko, równolegle odbywają się imprezy z okazji dni Wałbrzycha. Jakoś nie mam ochoty na ściganie się, po drodze proponuję nawet Magdzie, że pojadę z nią MEGA, ale w miasteczku jesteśmy za późno na załatwianie czegokolwiek w biurze zawodów – zdążyłem tylko kupić żele i stanąć w sektorze. Spotykam oczywiście wielu znajomych:)

Start, przejazd przez uliczki i szutrami wjeżdżamy w teren, zaczynamy wspinaczkę na Chełmiec. Sporo osób od razu mi ucieka, dopiero po jakimś kwadransie zaczynam jechać znośnym tempem. Przed startem sporo zostało powiedziane o trasie – początkowo zapowiadał się łatwy i nudny maraton, ale kilka dni temu Kowal po objechaniu terenów z lokalesami, obiecał MTB. Podjazd w większości prowadzi szutrami, ale nie brakuje wąskich i stromych odcinków. Jest długi i z utęsknieniem wyczekuję pierwszych zjazdów. Jakoś źle mi się jedzie, tempo niby nie jest najgorsze, ale w głowie jestem nastawiony na nie. Pierwszy zjazd zaczyna się super – ostro w dół, wąsko między drzewami, ale krótko – mimo to wyprzedzam jakieś 10 osób. Od razu humor mi się poprawia. Mijanka z bufetem, ale dopiero za kilka kilometrów będziemy mogli z niego skorzystać. Dalej trasa jest łatwa.

Po zjechaniu do Gorców ostry podjazd na szlak wokół Mniszka – mocno w górę po rąbance niczym tłuczniu kolejowym – na jednym z kamieni rzuciło mi koło i wylądowałem w dzikich malinach. Ostre są. Kilka chwil minęło, zanim wydłubałem z dłoni i gripa drobne kolce, a zakrwawione palce obmyłem w wodzie z bidonu. Sam szlak wokół Mniszka bardzo fajny – szybki, twardy singielek, trochę trawy. Zaczynam jechać trochę lepiej. Na kolejnych kilometrach do bufetu mam wrażenie, że kręcimy się wokół jednej góry, ale mimo to trasa jest zróżnicowana, ciągle coś się dzieje, ale za bardzo przypomina mi tą z Sobkowa. W końcu docieram do bufetu. Łapię owoce i dostrzegam z daleka zjeżdżającą Magdę:) Dopinguję i zaczynam się wahać, czy nie pojechać z nią, ale ruszam na swój wyścig.

Kolejne kilometry jadę z zawodnikiem Gomoli – na szybkich szutrach i pod górę jest zdecydowanie mocniejszy, ale na zjazdach szybko go doganiam, uprzejmie mi jednak robi miejsce. Zjazdy z Długiej są całkiem fajne, ale strasznie szybko się kończą – inaczej z podjazdami, mam wrażenie, że ciągną się w nieskończoność.. Przejeżdżamy przez Lubominek, jadący ze mną zawodnik SCS OSOZ na odcinku zaledwie kilku kilometrów trzykrotnie przestrzela zakręt, nie wiem jak to robi, bo oznaczenie jest wzorowe.. Za Lubominkiem jedziemy łąkami – gonię Grześka z SCS OSOZ i w masyw Trojgarbu wjeżdżamy razem. Wyprzedzam Grześka i słyszę za sobą motor pilota, a więc nadjeżdżają MEGOWCY. Spodziewałem się ich w sumie wcześniej, ale trasa szybka i różnice w czasach mniejsze. Szlak zaczyna stromieć, miło popatrzeć z jaką łatwością mija mnie Mateusz Zoń. Na najbardziej stromym odcinku odpuszczam i podchodzę, mijają mnie kolejni zawodnicy, również z mojego dystansu. W końcu docieram na szczyt, z którego rozpościera się świetny widok, jest ławeczka, szkoda, że nie jesteśmy na wycieczce i nie można się choć na chwilkę zatrzymać. Zaczynam zjazdy, a więc zaczyna się zabawa. Wjeżdżam tuż przed dwoma zawodnikami z dystansu MEGA (pierwsze 10-tka). Szlak to typowa rąbanka z rynną po środku, a więc zabawa, żeby nie wpaść do rynny;) W pewnym momencie przecinamy szutrówkę, robi się szerzej – puszczam megowców, ale jeden z nich mówi, żebym jechał dalej, czyli nie jest najgorzej. Dalej jest już łatwo i szybko. Na podjeździe szybko mi uciekają. Całkiem fajny odcinek, chociaż wolałbym ekwilibrystykę na korzeniach, uskokach, kamieniach, a nie rąbankę, której w gruncie rzeczy największą trudnością jest utrzymanie kierownicy w ryzach..

Na kolejnych kilometrach niewiele się dzieje – w głowie mam tylko coraz gorsze samopoczucie. Dojeżdżam do bufetu i zaczynam się zastanawiać, czy nie poczekać na Magdę, fatalnie się czuję i chcę odpuścić ściganie. Po chwili jednak ruszam. Szybki fajny zjazd, ale po chwili pogoniło mnie w krzaki.. W ciągu następnych minut jeszcze dwukrotnie powtarzam wycieczkę (na szczęście jeden z zawodników wspomógł mnie makulaturą..) i decyduję się odpuścić drugą pętlę. Czekam na Magdę i chcę pojechać z nią… Pierwszy raz świadomie wycofuję się z maratonu, głupie uczucie. Nadjeżdża Magda i ruszamy razem, nie ukrywam, że nieźle się zdziwiła.

Razem jedziemy aż do mety. Trasa to głównie szutrówki. Jest jeden fajny, ostry i techniczny podjazd, na którym mija nas Kamil. Po minięciu rozjazdu, na którym stoi Kowal, jest fajny odcinek z mocnym podjazdem singlem, chwilę później ostry zjazd, sekcja korzeni i znowu ostro w dół. Fajny odcinek.. Dopiero później na forum czytam, że odcinek niby bardzo trudny.. może i tak, ale krótki;) Po zjazdach do Lubomina bufet, dokrętka po łąkach i fascynująca walka Magdy z dwoma innymi zawodniczkami na ostatnich kilometrach – trzeba jeszcze popracować nad taktyką, ale na ostatniej długiej prostej w przekopie kolejowym miałem poważne problemy z utrzymaniem koła dziewczynom;) Ostatecznie Magda przekracza metę jako druga.

Na mecie dochodzi do mnie, że odpuściłem. W zasadzie przez cały odcinek jazdy z Magdą o tym myślę. Poddałem się i muszę z tym żyć.. Trasę muszę ocenić jakoś mocno średnią – zabrakło charakterystycznych ciekawych odcinków. Było ich za mało, trudnych zjazdów w zasadzie poza dwoma odcinkami po 100m, nie było – zjazd z Trójgarbu po rąbance nie był fajny.. Mimo, że zeszłoroczną trasę również nie zapamiętałem jako wyjątkowo ciekawą, to trzeba przyznać, że było na niej kilka ciekawych odcinków – Rogowiec, zjazd z Jeleńca, zjazd do Sokołowska, szlak graniczny, a dzisiaj? Takie nijakie nabijanie kilometrów trochę. Może gdybym pojechał do końca w dobrym tempie, byłbym zadowolony z jazdy, wrażenia byłyby inne. Tak czy inaczej o tym starcie chcę możliwie najszybciej zapomnieć..

Powrót do Łomnicy oczywiście na dwóch kołach, ale w towarzystwie Jarka i Tomka.
/2536608


Kategoria 050-100, Góry, Imprezy / Wyścigi, Mbike, Teren, W towarzystwie, xt1


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa monci
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]